Menu

wtorek, 27 grudnia 2016

Z pamiętnika Iwana. Wpis piąty

22 marca 1932r.
Дорогой дневник!
Ojciec wrócił z samego rana. Gdy mnie budził, czułem od niego odór alkoholu, był jednak trzeźwy. Kazał mi się ubrać i przyjść do jego gabinetu, gdzie czekał na mnie razem ze swoim przyjacielem. Widziałem go pierwszy raz w życiu. Miał na imię Wadim, a z wyglądu przypominał bobra, głównie przez długie przednie zęby i dziwaczne wąsy. Od razu, gdy go zobaczyłem, wiedziałem, że nie czeka mnie nic dobrego. Ojciec kazał mi zamknąć drzwi i usiąść na krześle, które postawił na środku pokoju. Później Wadim zaczął opowiadać, co przeszedł w wojsku, co czuł, gdy pierwszy raz mordował człowieka, a także mówił, jak skutecznie wyciągać informacje z pojmanych jeńców. Jedną taką metodę pokazał mi osobiście. Wyciągnął z kieszeni małą tabliczkę i zaczął drapać ją moimi paznokciami. Dźwięk temu towarzyszący doprowadzał mnie do szału, a rozchodzące się po ciele dreszcze czuję do teraz. Gdy chciałem wyrwać dłoń z jego uścisku, ojciec uderzył mnie w twarz i wykrzyczał, że mam stać się silny, by nikt nigdy mnie nie złamał. Że mam być nie do zatrzymania. I wtedy pierwszy raz w życiu naprawdę tego zapragnąłem. Chciałem być silny. Chciałem być nie do zatrzymania. Chciałem stać się maszyną do zabijania. Gdybym taki był, ani Wadim, ani mój ojciec nie byliby mnie w stanie skrzywdzić. To ja miałbym nad nimi władzę. Patrzyłbym na nich z góry, drapał ich paznokciami tę cholerną tabliczkę, policzkował za każdy najmniejszy przejaw buntu. To takie niesprawiedliwe. Dlaczego muszę być gorszy od nich tylko dlatego, że jestem młodszy? Dlaczego nie mogę obudzić się pewnego dnia w nowym, lepszym ciele? Mam dość. Niech to się w końcu skończy!
Po kilku godzinach matka przyniosła im do gabinetu tacę z obiadem. Na sam widok jedzenia zaburczało mi w brzuchu, do teraz czuję upokorzenie na samą myśl o tym. Oczywiście oni to wykorzystali. Chcieli, żebym błagał, by się ze mną podzielili. Podtykali mi pod nos kawałki mięsa i ziemniaków, ale byli głupi, jeśli pomyśleli, że ulegnę. Nie raz musiałem wytrzymać kilka dni bez jedzenia, co więc znaczyło te kilka godzin? W pewnym momencie Wadim postawił mi na kolanach talerz z resztkami i powiedział, że jeśli tylko chcę, mogę go wylizać. Jak pies. Wtedy nie wytrzymałem i naplułem na tę jego obleśną gębę. Spodziewałem się kary, lecz ojciec milczał, patrząc wymownie na Wadima. A on zaczął się śmiać. Powiedział, że niezła ze mnie sztuka, ale trzeba popracować nad moim charakterem. Później odprawili mnie do mojego pokoju.
Do wieczora miałem spokój. Ojciec znowu gdzieś pojechał, niespecjalnie mnie nawet ciekawi gdzie. Matka oczywiście skorzystała z okazji i przyprowadziła sobie jakiegoś młodego chłopaka do towarzystwa. Coraz mniej mnie to brzydzi. Jeśli w ten sposób udaje jej się uciec, choć na chwilę, z tego świata, niech robi to jak najczęściej. Ludzie nie powinni żyć tu, na Ziemi. To miejsce jest zbyt złe, a zło to pożera każdą, nawet najczystszą duszę, biorąc ją w niewolę i pogrążając w mroku. Być może lepiej byłoby nam się nigdy nie narodzić.

        Wpis szósty

sobota, 24 grudnia 2016

Wesołych Świąt!


Moi drodzy! Jako że dziś dwudziesty czwarty grudnia, chciałam życzyć Wam wszystkim zdrowych, radosnych świąt Bożego Narodzenia! Żebyście ten czas spędzili w gronie najbliższych Wam osób, zapominając o tym, co złe! Żeby wszystkie Wasze marzenia się spełniły, smutki i troski zniknęły, a na ich miejsce pojawiły się radość i spokój!
Życzę Wam też szczęśliwego Nowego Roku i oczywiście udanego Sylwestra! No i żeby nadchodzący rok 2017 był jeszcze lepszy niż obecny!
Jeszcze raz wszystkiego co najlepsze!
Wesołych Świąt!




Jeszcze raz Wesołych Świąt!
Do następnej notki, Towarzysze! ♥

wtorek, 6 grudnia 2016

Życie online, część 15

Dziś Mikołajki, a więc święta coraz bliżej! A że bardzo się w tym roku cieszę z nadchodzącego Bożego Narodzenia, to już od dziś wprowadzę trochę świątecznego klimatu Bo kto mi zabroni? :D


Następnego dnia Marcel obudził się niezwykle zmęczony. Przez pół nocy po prostu przewracał się na łóżku, nie mogąc zasnąć, a gdy już mu się to udało, śniły mu się dziwne obrazy i dźwięki, które uparcie katowały jego umysł. Wiedział, co było powodem tego wszystkiego. Jego ojciec, którego krzątanie się słyszał od kilku minut. Najpewniej wrócił nad ranem, zdrzemnął się godzinę lub dwie, po czym zaczął przygotowywać śniadanie dla wszystkich. Zawsze to robił. I gdyby nie czekająca ich rozmowa, Marcel pewnie już gnałby na dół, żeby się z nim przywitać.
Po chwili do jego uszu doleciało szybkie tupanie i trzask drzwi. Domyślił się, że to Asia, która o bożym świecie zapominała, gdy wracał ojciec. Chłopak tylko westchnął, przetarł zmęczone oczy i przewrócił się na drugi bok, mając nadzieję, że uda mu się z powrotem zasnąć. Spojrzał jeszcze na wyświetlacz telefonu. Ze smutkiem stwierdził, że nie dostał żadnego smsa. W głębi serca liczył na to, że Artur ochłonął i postanowił jakoś załagodzić sytuację, lecz tak się nie stało. Jak zwykle był uparty, i tylko cud byłby w stanie nakłonić go do zmiany taktyki. Może to i lepiej. Pewnie gdyby napisał, to już zacząłbym obarczać go swoimi problemami, pomyślał, wygodniej się układając i zrzucając z siebie kołdrę, gdyż zaczęło robić mu się za ciepło.
Po kilku minutach westchnął głośno i położył się na plecach. Wiedział, że nie ma szans na ponowne zaśnięcie, a brak ruchu zaczął go irytować. Wygramolił się z łóżka, narzucił na siebie pierwszą lepszą koszulkę i niepewnie wyszedł z pokoju. Im bliżej był kuchni, tym wyraźniej słyszał podekscytowany głos Asi, a także krótkie komentarze wtrącane niskim, przyjemnym głosem. Mimowolnie się uśmiechnął, przekraczając próg pomieszczenia, w którym znajdował się jego siostra i ojciec.
- Cześć – przywitał się, jednocześnie próbując wybadać, czy matka już go o wszystkim poinformowała. Nawet jeśli, to nie dał tego po sobie poznać.
- Marcel! Już myślałem, że nigdy nie wstaniesz! – odparł entuzjastycznie i zamknął go w mocnym uścisku. Był niższy od syna o kilka centymetrów, przez co cała scena wyglądała nieco komicznie. – Czy mi się wydaje, czy znowu urosłeś?
- Myślę, że to ty zmalałeś – mruknął, klepiąc go po plecach i rozkoszując się jego bliskością i ciepłem. Na chwilę zapomniał o wszystkich problemach, liczyło się tylko to, że wreszcie mogli się zobaczyć. – Brakowało mi ciebie, tato – powiedział, czując nagłą potrzebę wypowiedzenia tych słów na głos.
- Mi ciebie też. Wszystkich was mi brakowało – przyznał, odsuwając się od niego z szerokim uśmiechem. – Zrobiłem śniadanie. Zjesz z nami?
- Jasne. Jak mógłbym odmówić?
Usiedli razem przy stole, na którym stały już trzy kubki i talerze, dzbanek z herbatą, a także pieczywo, wędliny, ser i dżemy. Marcel w milczeniu zrobił sobie kanapkę, lecz gdy tylko na nią spojrzał, doszedł do wniosku, że nie będzie w stanie jej przełknąć. Niepewnie przeniósł wzrok na ojca, przez co zestresował się jeszcze bardziej. A jeśli i on mnie nie zaakceptuje? Co wtedy?, myślał gorączkowo, stukając nerwowo palcami w udo.
- Coś nie tak? – zapytał w końcu mężczyzna, uważnie przyglądając się Marcelowi.
- Nie, nic takiego.
- Asiu, słońce, mogłabyś nas zostawić na chwilę samych? – poprosił, głaszcząc ją po włosach i uśmiechając się przepraszająco. Dziewczyna skinęła głową i poszła do swojego pokoju, wcześniej pokazując Marcelowi, że trzyma za niego kciuki.
- Tato, bo ja…
- Wiem. Mama mi powiedziała. – Jego głos był spokojny i opanowany, nie zdradzał żadnych emocji. – Była bardzo wzburzona, gdy o tym mówiła.
- A więc jeszcze jej nie przeszła złość – stwierdził, spuszczając głowę i uśmiechając się smutno. – Że też musiała nas wtedy zobaczyć…
- Przez cały czas chciałeś to przed nami ukrywać?
- Myślę, że w końcu bym się przyznał, ale na pewno nie teraz. Wiem, pewnie zawiodłeś się na mnie, i rozumiem to. Ale ja naprawdę nie chcę się zmienić. Nie mogę. Nawet jeśli będzie to oznaczało, że mnie wydziedziczysz, wyrzekniesz się mnie… Chociaż świadomość, że teraz się mną brzydzicie jest dołująca, to ja rozumiem. Naprawdę. Ja…
- Marcel, powoli. Uspokój się. I przestań wygadywać takie bzdury – powiedział, kręcąc głową. Podrapał się po brodzie i pociągnął potężny łyk herbaty, po czym wziął głęboki oddech i spojrzał na niego pobłażliwie. – Wiesz, jaka jest mama. Ma swoje zasady, których twardo się trzyma, a każde odstępstwo od normy traktuje z niechęcią. Ale to nie oznacza, że teraz się ciebie brzydzi, jak to ująłeś. Po prostu potrzebuje czasu, szczerej rozmowy, wytłumaczenia kilku rzeczy. Boli mnie jednak to, że zwątpiłeś i we mnie. Skąd w ogóle pomysł, że się ciebie wyrzeknę?
- Bo ja… Nawet nie wiesz, jak cholernie się bałem, że i ty mnie nie zaakceptujesz. To byłoby dla mnie za dużo – wychrypiał, zaciskając dłonie w pięści. – Po prostu nie wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć. Do tej pory udawałem normalnego, skąd mogłem wiedzieć, jak zareagujesz?
- Oczywiście jestem zaskoczony, jeszcze nie do końca w to wierzę. Ale to jest twoje życie, nie mogę decydować o tym, w kim się zakochasz. Przede wszystkim zależy mi na twoim szczęściu, cała reszta się nie liczy. I nie martw się, porozmawiam z mamą. Przemówię jej do rozsądku.
- Dziękuję – powiedział i siąknął kilka razy nosem. Gdy spojrzał na ojca, który jak gdyby nigdy nic uśmiechał się do niego z całą swoją dobrodusznością i miłością, nie wytrzymał i z jego oczu popłynęły łzy ulgi. Zaśmiał się głośno, wycierając twarz dłońmi. Czuł się wspaniale. Wszystkie jego obawy zniknęły, na powrót odzyskał spokój i harmonię. Ciężar, który do tej pory dźwigał na barkach, wyparował, on sam zaś miał wrażenie, że zaraz zacznie unosić się nad ziemią.
- I czego beczysz, matole? – zapytał, śmiejąc się razem z nim, po czym wychylił się i spojrzał ponad jego ramieniem. – Możesz już wyjść, Asiu.
- Skąd wiedziałeś, że tam jestem? – zapytała, rumieniąc się, i usiadła koło niego.
- To taka moja super moc – odparł wymijająco i zmierzwił jej włosy. – Nieładnie tak podsłuchiwać.
- Wiem, ale martwiłam się o Marcela – przyznała, patrząc na nich przepraszająco. – Dobrze, że nie jesteś na niego zły.
- Mówiłem ci już coś na ten temat – mruknął Marcel. – Nie wypada, żeby martwiła się o mnie taka gówniara.
- Dorosły się odezwał – prychnęła i pokazała mu język. – Przywiozłeś mi coś z Japonii, prawda, tato?
- Prawda, prawda. Jakżebym śmiał przyjechać z pustymi rękami?
- A właśnie, gdzie jest mama? – zapytał chłopak, gdyż dopiero teraz zdał sobie sprawę z jej nieobecności.
- Pojechała do swojej koleżanki, bo jej dziecko zachorowało i potrzebowała pomocy. Wróci po południu.
- Rozumiem – odparł i zabrał się za jedzenie, gdyż z głodu czuł już ssanie w żołądku. – Wyglądasz na zmęczonego. Spałeś w ogóle?
- Wyspałem się w samolocie – odparł na odchodnym, po czym razem z Asią zniknęli w jednym z sąsiednich pomieszczeń. Po chwili dało się słyszeć pełne zachwytu okrzyki, będące reakcją nastolatki na przywiezione jej podarunki. Marcel tylko przewrócił oczami i zrobił sobie jeszcze jedną kanapkę, z którą poszedł do swojego pokoju. Przez moment zastanawiał się, czy napisać do Artura, lecz doszedł do wniosku, że jeszcze trochę poczeka. A nuż napisze do mnie pierwszy, pomyślał, na samą myśl się uśmiechając.
* * *
Artur obudził się cały zlany potem. Usiadł gwałtownie na łóżku i złapał się za głowę, próbując pozbyć się wrażenia, że jego ciało wciąż płonie. Znowu przyśnił mu się koszmar, który nawiedzał go od czasu do czasu, ten o palącym się domu i nim uwięzionym w środku. To tylko sen. To tylko sen, powtarzał w myślach niczym mantrę. Na nogach miękkich jak wata poszedł do łazienki i ochlapał twarz lodowatą wodą, co nieco go otrzeźwiło. Spojrzał w lustro, a nie widząc żadnych śladów czy blizn na skórze, odetchnął głęboko i w końcu zaczął się uspokajać. Na szczęście jego mama kilka godzin temu poszła do pracy, nie była więc świadkiem tego wszystkiego i nie zyskała kolejnego powodu do zamartwiania się. Za dużo się tym wszystkim przejmuję, pomyślał, związując włosy w krótki kucyk. Jego pierwszym zmartwieniem był oczywiście Sergiusz i to, jak go zdemaskować. Dodatkowo Karolina w dalszym ciągu się z nim spotykała i widać było, że coraz bardziej się do niego przywiązuje. I gdyby tego było mało, Artur musiał pokłócić się z Marcelem, przez co nie mógł przestać myśleć o tym, jak się z nim pogodzić. Pewnie gdyby byli zwykłymi przyjaciółmi, wszystko poszłoby o wiele łatwiej. Gwoździem do trumny okazał się jednak test, który Artur zrobił wczoraj, a właściwie przemyślenia, które wywołał. Bo sam quiz był idiotyczny i trzeba by być naprawdę głupim, żeby ślepo wierzyć w jego wynik. Mimo to właśnie dzięki niemu chłopak po raz pierwszy odważył się zastanowić nad własną orientacją. Te wszystkie reakcje na bliskość Marcela, radość, którą czuł na sam jego widok, to, jak mu na nim zależało, a także pustka, którą teraz odczuwał jasno wskazywały, że Artur zaczyna przechodzić na ciemną stronę mocy.
- Jak ja mogłem tak łatwo do tego dopuścić? – wymamrotał, wpatrując się w swoje odbicie w lustrze. – I, co ciekawsze, jak szybko Marcel się mną znudzi?
Z głową pełną czarnych scenariuszy, Artur poczłapał do kuchni, gdzie zaparzył sobie mocną kawę. Z kubkiem pełnym aromatycznego napoju usiadł na kanapie i włączył telewizor. Na jednym z kanałów puszczali właśnie „Supernatural”, chłopak znalazł więc doskonałe zajęcie na najbliższy czas. Najpierw pooglądam, a później wybiorę się na zakupy i zrobię coś dobrego na obiad. A jak wróci mama, jeszcze raz zapytam ją o radę, pomyślał, sięgając po telefon i szukając na Internecie jakiegoś prostego przepisu, którego nawet on nie będzie w stanie spieprzyć.
Gdy dochodziła czternasta, Artur stwierdził, że czas wziąć się do roboty. Włożył jeansy i luźną koszulkę na ramiączkach, wziął portfel i wyszedł do sklepu. Przez całą drogę rozglądał się na boki, mając nadzieję, że natknie się na Marcela, nie było mu to jednak dane. Nawet przechadzając się z koszykiem między półkami liczył, że ujrzy zaraz tę roześmianą, do bólu znajomą twarz. Jakie to głupie. Muszę z tym skończyć!, zbeształ się w myślach i pokręcił głową, wracając do wyboru makaronu. W chwili, gdy poczuł na ramieniu czyjąś dłoń, podskoczył w miejscu i o mało nie wrzasnął.
- Spokojnie, nie bój się. To tylko ja – uspokoił go Łukasz, uśmiechając się przyjaźnie i na wszelki wypadek nieco się wycofując. – Przyszedłem się przywitać.
- Mogłeś to jakoś inaczej rozegrać. O mało zawału nie dostałem! – powiedział, podpierając się pod boki i uspakajając oddech.
- Gdybym wiedział, na pewno zmieniłbym taktykę – zaśmiał się. – Co tam słychać? Dawno się nie widzieliśmy.
- No tak, jakieś dwa dni. Rzeczywiście szmat czasu – odparł, uśmiechając się. – Jeśli liczysz na jakieś ciekawe szczegóły z mojego życia, to muszę cię zmartwić, bo raczej nudny i przeciętny ze mnie chłopak.
- Nie taki nudny, skoro sam Marcel Szeptycki się z tobą przyjaźni.
- Sam się zastanawiam, jak do tego w ogóle doszło – mruknął, momentalnie markotniejąc. – Wygląda na to, że znacie się już trochę. Powiedz, on zawsze taki jest?
- Taki, to znaczy jaki?
- No wiesz, otwarty na innych, a przy tym strasznie namolny.
- Tylko, jeśli naprawdę kogoś polubi i zależy mu na drugiej osobie. A z tego, co zaobserwowałem, jesteś dla niego kimś mega szczególnym. Dlatego proszę cię, jeśli nie traktujesz go poważnie, powiedz mu to wprost i nie przedłużaj jego cierpień.
- Nie wiem, o czym mówisz – odpowiedział wymijająco, jednak mina Łukasza mówiła jednoznacznie, iż wie, że to kłamstwo. – Miło się gadało, ale muszę już iść. Na razie.
- Miłych wakacji! – zawołał za nim i dołączył do kolegów, którzy zaczęli się już niecierpliwić.
A jeśli on wie?, zastanowił się Artur, stojąc w kolejce do kasy i nerwowo tupiąc nogą. Znowu zaczął mieć wrażenie, że Łukasz jest kimś więcej niż tylko zwykłym znajomym. Ta jego tajemniczość zaczynała irytować chłopaka.
Wychodząc ze sklepu, Artur odetchnął gorącym, suchym powietrzem. Pogoda była piękna, i wszystko wskazywało na to, że utrzyma się taka przez kilka najbliższych dni. Pewnie gdyby nie moje fochy, całe dnie spędzalibyśmy z Marcelem na dworze, pomyślał, uśmiechając się na samą myśl o tym. Jeszcze dzisiaj do niego napiszę. Czas zacząć zachowywać się jak dorosły facet, postanowił i zatrzymał się na skraju chodnika, czekając, aż będzie mógł przejść na drugą stronę. Nagle znowu poczuł, że ktoś łapie go za ramię, tym razem jednak nie przestraszył się tak bardzo i mógł w pełni panować nad swoim ciałem.
- Czego znowu? – warknął, odwracając się, po czym zamarł.
- Chodź, przejedziemy się – powiedział Sergiusz, wzmacniając uścisk.
- Dzięki za propozycję, ale nie skorzystam.
- Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo działasz mi na nerwy – odparł, ciągnąc go w stronę stojącego nieopodal samochodu. Otworzył tylne drzwi i wrzucił zdezorientowanego chłopaka do środka, sam zaś usiadł za kierownicą. Artur szarpnął za klamkę, ta była jednak zablokowana. – Gdzieś się wybierasz? – zapytał kpiąco, obserwując go w lusterku. Odpalił silnik i z piskiem opon ruszył z parkingu. Całe to zajście nie zwróciło nawet niczyjej uwagi. Ludzie jak gdyby nigdy nic dalej pakowali swoje zakupy do bagażników, jakby porwanie młodego chłopaka w biały dzień stanowiło najzwyklejszą rzecz pod Słońcem.
- Czego chcesz?
- Już raz powiedziałem, o co mi chodzi. Niestety, nie posłuchałeś, a szkoda – westchnął, uśmiechając się pod nosem. Lekko przechylił się w prawą stronę i zaczął grzebać w schowku, w którego wyciągnął napełnioną do połowy strzykawkę.
- Co masz zamiar z tym zrobić? – zapytał Artur, coraz bardziej się bojąc. Siedział jak sparaliżowany i obserwował każdy ruch mężczyzny, nie mogąc jednak w żaden sposób zareagować.
- Zamknij się w końcu – jęknął. Gdy stanęli na światłach, Sergiusz odwrócił się i z całej siły wbił igłę w ramię chłopaka. Szybko wtłoczył całą zawartość strzykawki do jego organizmu, zanim Artur zdążył się szarpnąć i pokrzyżować jego zamiary.
- Co mi wstrzyknąłeś?! – krzyknął, panikując jeszcze bardziej.
- Coś, żebyś trochę się uspokoił – odparł obojętnie, co chwilę zerkając w lusterko i przyglądając mu się. – Zaraz zacznie działać, nie martw się. Mam w tym spore doświadczenie.
- Jesteś chory. Odbiło ci?!
- Ostrzegałem cię! – krzyknął, uderzając dłońmi w kierownicę. – Gdybyś mnie tak nie denerwował, zostawiłbym cię w spokoju.
- Przecież nic ci nie zrobiłem, więc o co ci chodzi?
- A wczoraj? Liczyłem na miłe popołudnie z twoją mamuśką, ale nie, musiałeś się wtrącić. Olała mnie i pobiegła do ciebie! Zrobiłeś to specjalnie!
- Chciała tylko upewnić się, że wszystko ze mną w porządku. Nawet nie wiesz, jak było jej przykro, że sobie poszedłeś. Nie dość, że cały czas ją wykorzystujesz, to jeszcze sprawiasz, że jest smutna. Nienawidzę cię. Jesteś śmieciem – powiedział, lecz jego głos stawał się coraz słabszy.
- Czyżby? Zaprosiłem ją do siebie. Ale nie, bo chciała, żebyś zjadł z nami ten pierdolony obiad. Ciągle tylko Artur i Artur. Najchętniej zakopałbym cię żywcem – wyznał, skręcając gwałtownie na skrzyżowaniu. Artur, pod wpływem tego ruchu, opadł na siedzenie, o mało nie staczając się na podłogę samochodu. Jęknął cicho i spróbował się podnieść, lecz okazało się to niemożliwe. Jego ciało stało się ciężkie, w ogóle nie miał nad nim żadnej kontroli. Mógł tylko leżeć i patrzeć tępo przed siebie. – Ale wiesz co? Dość tego. Dostatecznie mnie upokorzyłeś. Nie dam się tak dłużej traktować.
- I co… teraz? – wymamrotał, z trudem wypowiadając kolejne słowa.
- Teraz pojedziemy w pewne urocze miejsce, gdzie trochę cię poturbuję, po czym wyjadę i już nigdy więcej się nie zobaczymy.
- Zapłacisz z-za… to.
- A co? Pójdziesz na policję?
- Żebyś wiedział.
- W takim razie ja wypuszczę do sieci pewien rewelacyjny filmik, dzięki któremu twoja mamuśka stanie się sławna. Co ty na to?
- Jaki… filmik? – zapytał. Ciężko mu się myślało, w ogóle nie mógł się skupić czy łączyć dostarczanych mu informacji w spójną całość.
- Jak uprawiamy seks. A że nadepnąłeś mi na odcisk, to dopilnuję, żeby nigdy nie zniknął z Internetu.
- Zabiję… zabiję cię – wyszeptał. Sergiusz gwałtownie zahamował, przez co chłopak wylądował na podłodze. Jego ciało wcisnęło się między siedzenia, a ból temu towarzyszący przebił się do umysłu Artura przez spowijające go odrętwienie.
- Jesteśmy na miejscu – powiedział, wysiadając z auta i otwierając tylne drzwi. Wyciągnął Artura i rzucił go na ziemię, po czym złapał za jego nogę i przeciągnął go po trawie kilka metrów dalej. Chłopak nieprzytomnie się rozejrzał, obraz wirował mu jednak przed oczami, uniemożliwiając stwierdzenie, gdzie się znajdują. – I co? Nadal będziesz zgrywał takiego twardziela? – zapytał, ciągnąc go za włosy.
- Pieprz się – jęknął, próbując skupić na nim wzrok.
- Ktoś się tu za dużo filmów naoglądał – stwierdził, prostując się i wymierzając solidnego kopniaka w jego brzuch. Artur zakaszlał i spróbował skulić się do pozycji embrionalnej, lecz w dalszym ciągu nie potrafił się poruszyć. – Masz teraz nauczkę, że starszych należy słuchać.
- Nie sądziłem, że… jesteś aż ta-akim wariatem – wymamrotał. Jak przez mgłę widział stojącego nad nim Sergiusza, który nogą przewrócił go na plecy. Zaczął naciskać stopą na mostek Artura, tym samym utrudniając mu oddychanie.
- Po prostu potrafię wziąć sprawy w swoje ręce – odparł, wzruszając ramionami. – Poza tym nie myśl sobie, że jestem tylko jakimś frajerem podrywającym pierwsze lepsze laski. To tylko taki sposób na spędzanie wolnego czasu. W każdym razie nie martw się, więcej już mnie nie zobaczysz – zapewnił go i zabrał nogę z jego klatki piersiowej. Artur zaczął łapczywie napełniać płuca powietrzem, przy czym zauważył, że jest w stanie poruszyć palcami u stóp i dłoni.
- Idź do diabła – powiedział, gdy nieco się uspokoił, i spojrzał na niego pełnym nienawiści wzrokiem.
- Kiedyś na pewno tam trafię – zaśmiał się, po czym spojrzał na zegarek, który nosił na nadgarstku. – No, na mnie  już czas. Pozdrów ode mnie Karolinę – powiedział, po czym kopnął Artura w głowę, tym samym pozbawiając go przytomności.
* * *
Gdy Artur zaczął odzyskiwać przytomność, pierwsze, co poczuł, to bolesne łupanie z przodu czaszki. Powoli otworzył oczy, z przerażeniem stwierdzając, że nic nie widzi. Chciał wstać, lecz jego ciało nadal było obolałe i słabe. Ciężko dysząc, przeciągnął dłońmi po twarzy i spróbował się uspokoić. Wyciągnął z kieszeni komórkę i z ulgą stwierdził, że jego problemy ze wzrokiem wywołane są ciemnością panującą na zewnątrz. Uważnie przyjrzał się wyświetlaczowi, by stwierdzić, że jest dobrze po północy. Cholera, ile już tu leżę?, zastanowił się, ostrożnie dźwigając się do siadu. Włączył latarkę w komórce i zaczął się rozglądać. Na szczęście znał tę okolicę, był to wjazd do lasku dąbrowskiego, leżącego pół kilometra od miasta. Muszę po kogoś zadzwonić, pomyślał, czując, jak znowu zaczyna tracić przytomność. Instynktownie wybrał numer Marcela i ostatkiem sił przyłożył telefon do ucha.
- Cześć, Artur. Co jest, że dzwonisz o tej porze?
- Pomóż mi. Ja… jestem na wjeździe do lasku… Tym głównym – wyjęczał.
- A co ty tam robisz? Co się stało?
- Pomóż mi… To… Nie mogę… już – wyszeptał, po czym zemdlał.
- Artur! – krzyknął do słuchawki, lecz nie dostał odpowiedzi. Rozłączył się i szybko wybiegł z pokoju, narzucając na siebie pierwsze lepsze ciuchy.
- A ty dokąd? – zapytała jego mama, widząc, jak chłopak miota się po przedpokoju, wkładając buty i szukając kluczyków do samochodu.
- Muszę iść. Arturowi coś się stało – odparł, spanikowany, i wybiegł z domu. Wsiadł do auta i pojechał we wskazanym kierunku, łamiąc przy tym kilka przepisów. Po drodze dzwonił do Artura, ten jednak ani razu nie odebrał. Cholera, co się dzieje?, myślał gorączkowo, wjeżdżając na leśną ścieżkę. Po chwili blask reflektorów padł na bezwładne ciało leżące kawałek dalej, w którym rozpoznał Artura. – Hej! Obudź się! Artur! – krzyknął, podbiegając do niego. Poklepał go po policzku, a gdy chłopak uchylił powieki, odetchnął z ulgą. – Hej, słyszysz mnie? Nie śpij. Zabiorę cię do szpitala.
- Przyjechałeś – wymamrotał, wyciągając drżące ręce w jego stronę.
- Jasne, że przyjechałem – odparł, ostrożnie podnosząc go z ziemi i niosąc do samochodu. Ułożył go na fotelu pasażera najwygodniej, jak to było możliwe, i wskoczył za kierownicę. – Wytrzymaj jeszcze chwilę. I nie odlatuj. Mów do mnie – poprosił, jadąc w stronę szpitala i obserwując, czy chłopak nie zasypia.
- To był Sergiusz… On… Nie mogę iść na policję.
- Dlaczego?
- Nagrał ją…
- Artur, zostań ze mną! – krzyknął, widząc, jak powieki chłopaka niebezpiecznie drgają ku dołowi. – Powiedz, kogo nagrał, kto, kiedy, po prostu mów!
- Sergiusz. Moją mamę – mruknął, a jego głowa zaczęła opadać na klatkę piersiową.
- A gdzie cię dorwał? I kiedy? Artur!
Chłopak jednak przestał odpowiadać. Dzięki pasom jako tako utrzymywał się w fotelu, dodatkowo Marcel przez większość czasu przytrzymywał go, nie pozwalając, by osunął się w którąś stronę.
W końcu zatrzymali się przed szpitalem. Marcel wyszedł z auta, po czym wziął nieprzytomnego Artura na ręce i zaniósł go na izbę przyjęć.
- Niech ktoś nam pomoże! – krzyknął do kobiety siedzącej w recepcji. Ta szybko chwyciła słuchawkę i rzuciła do niej kilka poleceń, po czym Marcela otoczyli sanitariusze. Wzięli od niego Artura i ułożyli go na łóżku, które ze sobą przywieźli, po czym zniknęli w jednej z sal. Chłopak chciał iść za nimi, lecz recepcjonistka go powstrzymała, łapiąc go za ramię i przytrzymując na miejscu. – Pobili go… On nie umrze, prawda? – zapytał, cały trzęsąc się z nerwów. – Muszę zadzwonić do jego mamy. Ona nie wie. Cholera! – jęknął, po czym wybiegł ze szpitala, ignorując krzyczącą za nim pielęgniarkę. Odszukał w samochodzie telefon, który upuścił Artur, nie wiedząc nawet, skąd o tym wie. Był w szoku. Drżącymi palcami znalazł numer do Karoliny, po czym wybrał go i czekał, aż kobieta odbierze.
- Artur! Gdzie ty jesteś?!
- Dzień dobry, to ja. Artura… Pobił go. Jest w szpitalu. Przywiozłem go.
- Marcel? Uspokój się i powiedz mi jeszcze raz, co się stało.
- Niech pani przyjedzie do szpitala jak najszybciej. Proszę – wyjęczał, chodząc w kółko i nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Instynktownie wrócił z powrotem do budynku, po czym opadł na jedno z krzeseł. – Będę czekał w recepcji.
Kobieta rozłączyła się, niczego więcej nie mówiąc. Marcel przycisnął urządzenie do piersi i zamknął oczy, próbując się uspokoić.
- Proszę pana! – krzyknęła pielęgniarka, podbiegając do niego i zadając masę pytań. Chłopak nie rozumiał jednak ani jednego, mógł tylko tępo na nią patrzeć i kręcić głową.
- Jego mama zaraz tu będzie – wydusił w końcu, powoli dochodząc do siebie. Gdy zobaczył wchodzącą do recepcji Karolinę, rzucił się w jej stronę i spróbował jej wszystko wyjaśnić, nie mógł wydobyć jednak ani słowa.
- Marcel, przestań panikować. Usiądź tam, zaraz do ciebie dołączę – powiedziała, kierując się do pielęgniarki i wypełniając potrzebny formularz. Gdy wszystko było gotowe, dołączyła do chłopaka i położyła rękę na jego ramieniu. – A teraz weź kilka głębokich wdechów i powiedz mi, co się wydarzyło.
- Ja sam dokładnie nie wiem. Artur do mnie zadzwonił, powiedział, że leży na wjeździe do lasku, a jak wiozłem go tutaj, powiedział, że Sergiusz go pobił, i że nie może iść na policję, bo on panią nagrał. Później stracił przytomność. On miał krew na czole! – krzyknął, tym samym całkowicie wyrywając się z szoku. Zerwał się z miejsca i zaczął krążyć w tę i z powrotem, mamrocząc coś pod nosem.
- To niemożliwe – jęknęła Karolina. – Jesteś pewny, że oskarżył Sergiusza?
- Tak. On już wcześniej mu groził, jak wracaliśmy z zakończenia roku.
- Więc dlaczego mi o tym nie powiedział?!
- Mówił, że i tak pani mu nie uwierzy, i nie chciał się z panią więcej kłócić. Chciał zdobyć dowód obciążający Sergiusza, a dopiero później o wszystkim powiedzieć.
- I ja dopuściłam do czegoś takiego – szepnęła, ukrywając twarz w dłoniach.
- To nie pani wina – pocieszył ją. – On panią manipulował.
- Co nie znaczy, że powinnam wierzyć jakiemuś obcemu facetowi zamiast własnemu synowi!
- Dzień dobry, pani jest może matką tego pobitego chłopaka? – zapytał lekarz, wychodząc z sali i podchodząc do nich. Karolina skinęła głową i wstała, czekając na wyjaśnienia. – Na jego ciele widać ślady pobicia, podejrzewam też wstrząśnienie mózgu. Znalazłem również niepokojącą rankę na ramieniu, najprawdopodobniej ślad po igle. Obawiam się, że do jego organizmu wprowadzono narkotyk. Testy pozwolą wykryć, co to było.
- Ale Artur przeżyje, prawda? – zapytał Marcel z nadzieją w głosie.
- Jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo, teraz czekamy tylko na wyniki badań, by móc podjąć odpowiednie kroki.
- Całe szczęście – westchnęła Karolina.
- Będę też zmuszony poinformować policję o pobiciu, tym bardziej, że w grę wchodzą narkotyki. Wykluczyłem gwałt, wątpię też, by pani syn mógł stać się ofiarą kradzieży, tym bardziej dziwi mnie więc, skąd ta napaść.
- Cóż, nic nie wiemy, więc w Arturze cała nadzieja – wtrącił Marcel. Mężczyzna skinął tylko głową, po czym znowu zniknął w sali.
- Dlaczego skłamałeś?
- Artur wie coś więcej, dopóki nas nie wtajemniczy, powinniśmy milczeć.
- W co ja nas wpakowałam? – jęknęła, opadając na krzesełko i modląc się, by rzeczywiście Artur szybko się z tego wylizał.



Nie pogardziłabym, gdyby przyszedł do mnie taki Mikołaj ^‿^

Jak nie było mnie prawie miesiąc, tak teraz dodaję coś co chwilę. Fajne uczucie.
W sumie to tak zapewniłam w odpowiedzi na komentarz Arco Iris, że nie będzie dramatów, ale po przeczytaniu tego rozdziału trzeci raz zaczynam wątpić, czy do końca mi to wyszło...
Mam tak w ogóle nadzieję, że nikogo nie zawiodłam takim zwrotem akcji. Jest jeszcze jedna ważna sprawa, którą muszę załatwić, ale to w kolejnym rozdziale...
To chyba tyle. Pozdrawiam i do następnej notki, Towarzysze!
PS. Jak już wcześniej pisałam, jestem bardzo nakręcona na tegoroczne święta, więc na jakiś czas ustawiłam sypiące się z kursora śnieżynki. Wybaczcie, jeśli będzie was to denerwowało. Jakoś wytrzymacie :D
A teraz jeszcze coś, przed czym nie mogę się powstrzymać. Przedstawiam Wam tatę Marcela:
Szaleję na punkcie tego zdjęcia. Na punkcie pana ze zdjęcia w sumie też ^^

wtorek, 29 listopada 2016

Życie online, część 14



Gdy Artur wrócił do domu, dwie rzeczy rzuciły mu się w oczy. Po pierwsze, drzwi były otwarte, a po drugie, w przedpokoju stała para męskich lakierek, które najprawdopodobniej należały do Sergiusza. Po prostu świetnie, pomyślał, wściekły na wszystko dookoła, i zdjął buty. W tym samym momencie przyszła do niego Karolina, cała w skowronkach i uśmiechnięta od ucha do ucha. 
- Cześć. Co ty tu robisz? – zapytał, starając się brzmieć jak najbardziej neutralnie.
- Szef przyszedł do restauracji i wypuścił nas do domów. Nie mówił dlaczego, ale wolne to wolne – odparła, wzruszając ramionami. – Robię obiad. Zjesz z nami?
- Dzięki za zaproszenie, ale nie jestem za bardzo w nastroju. Poza tym nie chcę psuć wam randki.
- To żadna randka. Po prostu pomyślałam, że moglibyście się poznać z Sergiuszem, może w końcu byś się do niego przekonał. 
- To naprawdę nie jest konieczne – mruknął i wyminął ją. Poszedł do swojego pokoju, po drodze odruchowo obrzucając mężczyznę wrogim spojrzeniem. Położył się na łóżku i zamknął oczy, próbując wyciszyć się i uwolnić głowę od natłoku myśli.
Czuł się źle przez to, jak rozstał się z Marcelem. Co prawda chłopak denerwował go swoim zachowaniem, ale tylko dlatego, że nie dawał mu swobody i czasu na oswojenie się z sytuacją. Poza tym wszystko, co robił, wprawiało go w zakłopotanie, było dla niego nowe, inne, a, co najgorsze, często i przyjemne. Głównie przez to ostatnie Artur nie wiedział, jak się zachować, przez co najzwyczajniej w świecie uciekał. Cholera, przecież ja nigdy nie patrzyłem na facetów w TEN sposób, więc co w nim jest takiego niezwykłego?, pomyślał, zakrywając twarz poduszką, jakby gest ten miał pomóc mu w rozwiązaniu wszystkich problemów. Przede wszystkim muszę się uspokoić i dokładnie wszystko przemyśleć. Koniec uciekania. Nie jestem przecież babą!
Z tą myślą zerwał się z łóżka i dopadł do laptopa. Włączył go, po czym po dłuższej chwili wpisał w przeglądarkę: „jak przekonać się czy jestem gejem”. Wśród wyników dostrzegł test, który postanowił rozwiązać. Co mi szkodzi? To wszystko i tak jest wystarczająco popieprzone, pomyślał, jeszcze nie do końca wierząc w to, co właśnie robi.
1) Ile masz lat?
No dobra, nie jest tak źle, pomyślał, zaznaczając odpowiedź.
2) Czy bawiłeś się zabawkami dla dziewczynek, gdy byłeś dzieckiem?
A skąd mam pamiętać? Chyba było kiedyś coś takiego, w podstawówce…
3) Jakie preferujesz towarzystwo?
Zależy od sytuacji… Co za głupie pytanie…
4) Czy kiedykolwiek chciałeś pocałować faceta?
Tak, moje marzenie numer jeden… Chociaż jak się tak dłużej zastanowić, to… Nie, to się nie liczy!
5) Czy byłeś lub jesteś zakochany w kobiecie?
Czy Marcelina się liczy? Bo w sumie myślałem, że to dziewczyna, no ale okazało się inaczej… Cholera, dlaczego wszystko musi się sprowadzać do niego?!
6) Jak często odwiedzasz salon kosmetyczny dla mężczyzn?
To takie coś istnieje?!
7) Jakiej bielizny używasz?
W tym momencie Artur, z nietęgą miną, podszedł do komody i zajrzał do jednej z szuflad. Chwilę wpatrywał się w jej zawartość, po czym pokiwał głową i wrócił na miejsce. Zdecydowanie bokserki.
8) Najbardziej lubisz ubrania w kolorach…
Czym, do cholery, jest ecru? Kto wymyślił taki kolor w ogóle?
9) Czy miewasz sny erotyczne o mężczyznach?
Na szczęście nie… Jeszcze tego by mi brakowało, gdyby Marcel mnie molestował nawet podczas snu…
10) Co sądzisz o kobiecie z obrazka?
Zdecydowanie nie w moim typie. Wolę brunetki. Najlepiej z zielonymi oczami.
11) Co sądzisz o mężczyźnie z obrazka?
No fajnie, że pokazali tylko jego tors. Skąd mam mieć pewność, że reszta też jest niczego sobie? Ech, nie wierzę, że o tym pomyślałem…
12) Czy ktoś z najbliższej rodziny miał lub ma skłonności homoseksualne?
Nic mi o tym nie wiadomo… Poza tym nie znam swojej rodziny prawie wcale, więc… chyba raczej nie.
13) Czy zdarzyło ci się przymierzać ubiory dla kobiet?
Kilka razy paradowałem w sukienkach mamy… Boże, co za obciach… Niech żyje dziecięca ciekawość!
14) Który film obejrzałbyś najchętniej?
Znam tylko „Rambo” i „Ojca chrzestnego”… Zaraz sprawdzimy… Pierwszy jest o poszukiwaniu matki przez przyjaciół… Ostatni o tancerce erotycznej chcącej zostać gwiazdą rewii… Zdecydowanie „Ojciec chrzestny”!
15) Czy kiedykolwiek oglądałeś czasopisma lub filmy pornograficzne z udziałem gejów?
A gdzie odpowiedź „Jestem wstydliwym prawiczkiem nieskalanym pornolami”? Chyba naprawdę coś ze mną nie tak…
16) Na zdjęciu w dowodzie osobistym wyglądasz…
Eee, jak debil? Z nieuczesanymi włosami i worami pod oczami… Tak, to zdecydowanie ja.
17) Na plaży spotykasz piękną, nagą kobietę – co czujesz?
Czwarta odpowiedź jest tak samo frajerska jak ja…
18) Czy jesteś aktualnie w związku z kobietą?
I znowu ostatnia frajerska odpowiedź moja… Czuję się coraz bardziej żałośnie…
19) Czy przywiązujesz szczególną wagę do swojego wyglądu zewnętrznego?
No w sumie całkiem zapuszczony nie jestem… Więc chyba można powiedzieć, że trochę o siebie dbam…
20) Według ciebie homoseksualista to…
Nie wierzę w te odpowiedzi… No po prostu nie.
Gdy odpowiedział na ostatnie pytanie, zamknął oczy, przez chwilę bojąc się spojrzeć na ekran. Gdy w końcu udało mu się to zrobić, skamieniał i z otwartymi ustami zaczął wpatrywać się w podany wynik.
„Jest w Tobie 75% geja”.
Spokojnie, przecież to tylko głupi test na Internecie… Który właśnie powiedział mi, że w ¾ jestem gejem! Właściwie taki wynik wiele tłumaczy…
Z odrętwienia wyrwał go dźwięk smsa. Gdy odczytał wiadomość, którą otrzymał od Marcela, zrobiło mu się słabo.
>> Myślę, że na jakiś czas powinniśmy przestać się spotykać<<
- To ja dla ciebie jakieś popieprzone testy robię, a ty mnie teraz olewasz? – powiedział, nieco głośniej, niż zamierzał. Odłożył komórkę na biurko i przeczesał włosy, czekając, aż jego dłonie przestaną się trząść. 
>>To dobry pomysł<<
Tylko tyle udało mu się odpisać. Zniechęcony, zamknął laptopa i z powrotem położył się na łóżku. Czuł się jeszcze gorzej niż przed chwilą, choć myślał, że to niemożliwe. Z trudem powstrzymał się przez krzyknięciem na całe gardło kilku przekleństw. Zamiast tego wtulił twarz w poduszkę i zaczął cicho mruczeć, próbując zagłuszyć w ten sposób wszystkie myśli.
- Artur, wszystko w porządku? – zapytała Karolina, ostrożnie zaglądając do pokoju. – Słyszałam, jak coś mówisz do siebie…
- To wszystko jest tak głupie, że sam już nie wiem, co robić – przyznał i przewrócił się na plecy. Spojrzał na matkę zbolałym wzrokiem i westchnął ciężko.
- Co konkretnie? – zapytała, podchodząc do niego i siadając na skraju łóżka.
- Miałaś kiedyś tak, że z jednej strony coś do kogoś czułaś, ale z drugiej bałaś się zaangażować?
- Zdarzyło się kilka razy, ale najczęściej nie było to nic poważniejszego niż zwyczajne zauroczenie, więc i wątpliwości szybko znikały. A co? Czyżbyś miał problemy miłosne?
- Możemy to tak nazwać – mruknął, przecierając oczy. – Mamo, przecież ja nigdy z nikim nie byłem. Skąd mam wiedzieć, jak się zachować, co robić, a czego nie? I skąd mam wiedzieć, czy ta druga osoba zaraz się mną nie znudzi?
- Wszystko zależy od tego, w jaki sposób spędzacie razem czas, czy macie o czym rozmawiać, no i przede wszystkim jak bardzo stara się ta druga osoba. Bo jeśli jesteście dobrymi przyjaciółmi, to zrobienie kroku naprzód jedynie urozmaici waszą znajomość. Według mnie w miłości właśnie o to chodzi, żeby przede wszystkim mieć w partnerze przyjaciela, a dopiero później kochanka. Jeśli niewiele was łączy i kierujecie się jedynie cielesnym pożądaniem, myślę, że wtedy taki związek szybko się rozpadnie, gdy tylko całe napięcie spadnie. 
- No właśnie sporo nas łączy, tyle że cholernie boję się przekroczyć tę granicę między przyjaźnią a miłością.
- Czasem warto zaryzykować – odparła, uśmiechając się do niego i głaszcząc go po włosach. 
- Dzięki, mamo. Jesteś najlepsza – stwierdził. Nareszcie poczuł, że wszystko zaczyna się układać. 
- Ja już pójdę – oznajmił Sergiusz, który nagle pojawił się w progu. Minę miał nietęgą, choć za wszelką cenę starał się to ukryć. 
- Ale przecież nawet nie zdążyliśmy zjeść – powiedziała Karolina.
- Wiem. Kiedyś ci to wynagrodzę – obiecał, po czym szybkim krokiem wyszedł z mieszkania. I tylko trzask drzwi świadczył o tym, w jak podłym był humorze.
- Przepraszam, że popsułem wam randkę.
- Nic się nie stało. Mimo wszystko to ty jesteś najważniejszym mężczyzną w moim życiu – powiedziała, wstając. – W takim razie będziemy musieli zjeść obiad razem.
- Chyba nie mamy wyjścia – zaśmiał się, zadowolony, że upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu.
* * *
Następnego dnia, tak, jak obiecał, Marcel poszedł na dworzec, by pożegnać się z przyjaciółmi, którzy lada chwila mieli wyjechać na dwutygodniowy obóz nad morzem. Pomimo małego poślizgu, zdążył na czas, z czego był bardzo zadowolony. Nie chciał bowiem wiedzieć, co czekałoby go po ich powrocie. Na pewno nic przyjemnego.
- Cześć, chłopaki – przywitał się, podchodząc do Adama, Nikodema i Krystiana, którzy stali z torbami i plecakami leżącymi przy nogach.
- A jednak przyszedłeś. Już myśleliśmy, że i dzisiaj porzucisz nas dla swojej dziewczyny – powiedział Adam, uśmiechając się złośliwie.
- Przecież wam to obiecałem. Poza tym nie spotykam się z żadną dziewczyną, kiedy w końcu to pojmiesz?
- Z jego wrodzonym debilizmem raczej nieprędko – prychnął Nikodem, klepiąc przyjaciela po plecach. – Masz już jakieś plany na wakacje?
- A gdzie tam. Jak się coś trafi, to skorzystam. Tyle.
- Jak do tej pory to chyba całe noce grasz na komputerze. Już dawno nie widziałem cię z takimi worami pod oczami – zauważył Krystian.
- A może miał lekcję anatomii?
- Adam, jaki ty głupi jesteś. Weź się zamknij najlepiej i daj porozmawiać dorosłym – jęknął Nikodem i odepchnął go od siebie, czym rozśmieszył pozostałą dwójkę.
- O mnie się nie martwcie, nie mam zamiaru umrzeć z wycieczenia przed komputerem. No i mam nadzieję, że przywieziecie mi jakieś pamiątki.
- Nono. Chyba słoik piasku i trochę syfiastej wody z morza – mruknął Nikodem. – Szkoda, że nie jedziesz. To ostatni rok, w którym mamy tę możliwość.
- Też żałuję. Najwyżej jak wrócicie to ogarniemy jakiś kilkudniowy biwak. Co wy na to?
- O ile nie weźmiemy na niego Adama, to się zgadzam – powiedział Krystian. – Nie chcę znowu obudzić się z kutasem namalowanym markerem na czole.
- Tak kończą frajerzy, którzy najwcześniej zasypiają – odparł z dumą, po czym znowu został odepchnięty przez Nikodema.
- Powiedzcie mi, dlaczego nadal się z nim zadajemy?
- Krychu, to z litości. Przecież wiesz, że nie można dyskryminować upośledzonych umysłowo.
- No tak, zapomniałem – zaśmiał się i spojrzał do tyłu. – Panowie, czas na nas – oznajmił, wskazując na nadjeżdżający autobus. Cała trójka wzięła swoje rzeczy i ruszyła w stronę tworzącej się kolejki.
- Bawcie się dobrze. I wróćcie w jednym kawałku – powiedział Marcel, gdy włożyli już torby do bagażnika. Uścisnęli sobie dłonie, po czym Krystian odciągnął go na chwilę na bok, pokazując kolegom ruchem głowy, żeby wsiedli do autobusu.
- Jeśli masz jakiś problem, pisz śmiało. Możesz na mnie liczyć.
- To przerażające, jak dobrze potrafisz mnie przejrzeć.
- Znamy się już ładnych parę lat. Nauczyłem się ciebie rozszyfrowywać.
- W takim razie napiszę, gdy już uznam, że serio nie wiem, co robić – zapewnił go. – A teraz idź już, bo odjadą bez ciebie.
- Jasne. Trzymaj się. I powodzenia.
- Dzięki – odparł i poklepał go po ramieniu. Przez chwilę stał jeszcze na dworcu, lecz gdy autobus zniknął mu z oczu, pokręcił głową i poszedł w stronę parku. Usiadł na jednej z ławek i spojrzał w letnie, bezchmurne niebo, zastanawiając się, co powinien zrobić. Od wczoraj nie rozmawiał ze swoją mamą i starał się jej unikać. Nie miał pojęcia, czy uspokoiła się choć trochę, i bał się na razie o tym przekonać. W dodatku jutro miał wrócić jego ojciec, co dodatkowo go stresowało. No bo co tak naprawdę powinien mu powiedzieć? I jak on zareaguje na to wszystko?
- A ty co?
- Cześć, Łukasz. Nie żeby coś, ale wolałbym teraz zostać sam.
- Czyżbyś pokłócił się z naszym małym kochanym Arturkiem? – zapytał kpiąco, lecz widząc jego ganiące spojrzenie uniósł do góry ręce w uspokajającym geście. – Dobra, rozumiem, nic już nie mówię. Po prostu nieczęsto można cię zobaczyć tak zamyślonego.
- Moja mama się dowiedziała – powiedział w chwili, gdy Łukasz zaczął szykować się do odejścia, zniechęcony jego milczeniem.
- O stary. No to masz przejebane – stwierdził, od razu domyślając się, o co chodzi. Usiadł obok niego i wygodnie się rozsiadł, czekając na dalsze wyjaśnienia. – Jak to w ogóle wyszło?
- Powiedzmy, że trochę się rozpędziłem i nas zauważyła. No i później wzięła mnie na poważną rozmowę.
- Co to znaczy, że się rozpędziłeś? Tylko mi nie mów, że się zaczęliście całować czy coś…
- Nie, no co ty… Przecież wiesz, że nie robię takich rzeczy przy ludziach.
- No chyba że chodzi o Artura. Wtedy przestajesz myśleć głową i zaczynasz robić głupie błędy.
- Zejdź ze mnie, ok? Tylko pocałowałem go w policzek, za co i tak o mało nie dostałem w twarz. A teraz muszę unikać mojej mamy, jutro czeka mnie poważna rozmowa z ojcem, do tego Artur się na mnie obraził i przez jakiś czas postanowiliśmy się nie spotykać.
- Mówiłem ci, żebyś go sobie odpuścił. Chłopaka nie interesują takie rzeczy.
- Po czyjej ty jesteś stronie, co? Myślałem, że rozstaliśmy się w zgodzie i że nie będziesz mi rzucał kłód pod nogi. Liczysz na coś?
- O co ci chodzi? Po prostu próbuję dać ci dobrą radę. Na twoim miejscu skończyłbym tę całą zabawę, przyznał mamie rację, znalazł jakąś dziewczynę na pokaz i postarał się odzyskać panowanie nad sytuacją.
- No rzeczywiście dobra rada – mruknął, mierząc go wściekłym wzrokiem. – Myślałem, że mi pomożesz. Żałuję, że cię w to wszystko wciągnąłem.
- Chciałem ci pomóc, naprawdę. Ale nie mogę patrzeć, jak bardzo się przez to wszystko męczysz.
- Dobra, spadaj już. Sam to wszystko ogarnę. Jeszcze zobaczysz, że dopnę swego.
- Uparty jak zawsze – westchnął i założył nogę na nogę. – Dobra. Jeśli chcesz, mogę wypytać Artura o parę rzeczy i zorientować się w sytuacji. Co ty na to?
- Obejdzie się. Bez łaski.
- Jak chcesz – prychnął, wstając z ławki i wkładając ręce do kieszeni spodni. – Jakby co, to pisz. I pamiętaj, że chętnie cię pocieszę, jeśli ci z nim nie wyjdzie.
- Chciałbyś – warknął, wyraźnie rozdrażniony. Zerwał się z ławki i odszedł, pragnąc znaleźć się jak najdalej od tego wszystkiego. Przez pół godziny krążył bez celu po mieście, a gdy i to mu się znudziło, po prostu wrócił do domu i zaszył się w swoim pokoju. Położył się na łóżku, włożył słuchawki do uszu i puścił heavy metalową playlistę, przygotowaną na właśnie takie chwile. Niestety, nawet w tym musieli mu przeszkodzić.
- Znowu jesteś wkurzony, braciszku? – zapytała jego siostra, jak gdyby nigdy nic wchodząc do pokoju i kładąc się obok niego. Gdy nie zareagował, odłączyła mu słuchawki od telefonu, który położyła na ziemi.
- Co ty znowu chcesz?
- Pytałam, czy jesteś zły.
- Boże, Aśka, odczep się. Najpierw Krystian, później Łukasz, a teraz jeszcze ty. Uwzięliście się na mnie czy co?
- No bo się martwię o ciebie. Od rana unikasz mnie i mamy, chodzisz nabuzowany, no i masz tę minę, która mówi, że chętnie znowu skrzywdziłbyś jakiś wazon.
- Nic mi nie jest. Po prostu wszystko coraz bardziej się psuje, tyle.
- Tylko mi nie mów, że się pokłóciliście z Arturem – jęknęła, przewracając się na brzuch i patrząc na niego uważnie. Widząc jego minę, westchnęła teatralnie i pokręciła głową. – O co poszło?
- Nie będę się zwierzał gimbusowi.
- No wiesz ty co?! A ja specjalnie dla was przeczytałam kilka poradników, jakieś forum, gdzie pisali prawdziwi geje, nawet napisałam komentarz, ale mi nikt nie odpisał na razie – odparła, urażona, i uderzyła go w ramię.
- Że co zrobiłaś? Na mózg ci padło?
- No chyba tobie, skoro pokłóciłeś się z miłością swojego życia – prychnęła, a powaga wypisana na jej twarzy mimowolnie rozśmieszyła Marcela. – Hej, mówię poważnie! O co wam poszło?
- Chyba byłem zbyt nachalny wobec niego – wyjaśnił, gdy już się uspokoił. – Poza tym nie chcę na razie za bardzo wkurzać mamy. Jak już się trochę uspokoi, to pójdę do Artura i pogodzę się z nim. Poza tym kto wie, co by go spotkało, gdybym przyprowadził go teraz do domu.
- Chyba wolę sobie tego nie wyobrażać – powiedziała, krzywiąc się na samą myśl o tym. – Na tym forum pisał jakiś chłopak, który wcześniej normalnie wolał dziewczyny, a którego zaczął podrywać taki gej. No i wiesz, dla niego to na początku było trudne, musiał to zrozumieć i w ogóle. Także nie złość się na Artura, że cię odtrąca. To dla niego nowa sytuacja, pewnie sam do końca nie wie, co ma zrobić.
- Wiem. Ale on jest czasami taki słodki i rozbrajający, że po prostu nie mogę się powstrzymać.
- To zabrzmiało trochę niepokojąco – mruknęła, nieco zawstydzona. – Jak ty w ogóle się dowiedziałeś, że wolisz chłopaków?
- W gimnazjum zacząłem dochodzić do wniosku, że chyba coś jest nie tak z moją orientacją, a później mnie w to wszystko wtajemniczył mój Senpai. Właściwie to jak teraz o tym mówię, to czuję się jak bohater jakiegoś oklepanego yaoica.
- Bohater czego?
- Niczego. Nie dopytuj się. Najlepiej zapomnij o tym, co przed chwilą powiedziałem.
- Boisz się przyjazdu taty?
- Trochę. Mam nadzieję, że nie zareaguje gorzej, niż mama, bo wtedy to się chyba załamię.
- A ja myślę, że będzie dobrze. Tata na pewno cię zrozumie, zobaczysz.
- Nie zapominaj, że to ciebie rozpieszcza, nie mnie – powiedział i uśmiechnął się smutno. – Taka gówniara nie powinna martwić się o swojego starszego brata, wiesz?
- Dziewczyny dojrzewają szybciej od chłopaków. Poza tym nie lubię, gdy jesteś smutny.
- Weź przestań, bo się jeszcze wzruszę – powiedział, udając, że wyciera łzy. – W ogóle to czemu siedzisz w domu? Myślałem, że całe dnie będziesz przesiadywała z koleżankami.
- Jakoś tak nie chciało mi się dziś wychodzić – mruknęła wymijająco.
- Mam nadzieję, że to nie przeze mnie? – zapytał, a jej mina wszystko mu powiedziała. – Słuchaj. To, że wpadłem w małe tarapaty, nie oznacza, że ty też musisz z tego powodu cierpieć. Dlatego jutro masz się spotkać ze swoimi przyjaciółkami, gadać o chłopakach, bawić się i nawet nie zastanawiać się, co ze mną. Zrozumiałaś?
- Ale jutro przyjeżdża tata!
- Właśnie dlatego nie chcę, żebyś tu była. Kto wie, czego mogłabyś być świadkiem – powiedział i uśmiechnął się, jednak niezbyt przekonująco.
- Dobra, ale później wszystko mi opowiesz.
- Z najmniejszymi szczegółami.



Dokonałam tego! I jak nie było rozdziału przez prawie miesiąc, tak teraz są dwa, i to w tak krótkim odstępie czasu! No ale czułam, że jestem Wam to winna. Za to dłuugie oczekiwanie, na które Was skazałam.
Tak ogólnie to rozdział nie jest jakoś specjalnie długi czy porywający, ale trochę wyjaśnia (a przynajmniej mam taką nadzieję), a poza tym kolejna notka będzie przełomowa. Nawet zaczęłam już ją pisać :3
A tak w ogóle, to test, który rozwiązywał Artur jest tu:
http://www.megatest.pl/test,11950,40763
Także jak ktoś potrzebuje profesjonalnej porady, to zapraszam :D Trochę się natrudziłam, żeby go rozwiązać zgodnie z tym, co czuje/myśli/przeżył Arczi, ale chyba było warto. No i ten piękny wynik! Po kilku pytaniach zaczęłam się bać, że wyjdzie mu mało i będę musiała nagiąć fakty, ale udało się. Pełen sukces.
To chyba wszystko, co chciałam przekazać. A przynajmniej taką mam nadzieję.
Trzymajcie się i do następnej notki, Towarzysze!