Ojciec wrócił z samego rana. Gdy
mnie budził, czułem od niego odór alkoholu, był jednak trzeźwy. Kazał mi się ubrać
i przyjść do jego gabinetu, gdzie czekał na mnie razem ze swoim przyjacielem. Widziałem
go pierwszy raz w życiu. Miał na imię Wadim, a z wyglądu przypominał bobra,
głównie przez długie przednie zęby i dziwaczne wąsy. Od razu, gdy go
zobaczyłem, wiedziałem, że nie czeka mnie nic dobrego. Ojciec kazał mi zamknąć
drzwi i usiąść na krześle, które postawił na środku pokoju. Później Wadim
zaczął opowiadać, co przeszedł w wojsku, co czuł, gdy pierwszy raz mordował
człowieka, a także mówił, jak skutecznie wyciągać informacje z pojmanych
jeńców. Jedną taką metodę pokazał mi osobiście. Wyciągnął z kieszeni małą
tabliczkę i zaczął drapać ją moimi paznokciami. Dźwięk temu towarzyszący
doprowadzał mnie do szału, a rozchodzące się po ciele dreszcze czuję do teraz.
Gdy chciałem wyrwać dłoń z jego uścisku, ojciec uderzył mnie w twarz i
wykrzyczał, że mam stać się silny, by nikt nigdy mnie nie złamał. Że mam być
nie do zatrzymania. I wtedy pierwszy raz w życiu naprawdę tego zapragnąłem.
Chciałem być silny. Chciałem być nie do zatrzymania. Chciałem stać się
maszyną do zabijania. Gdybym taki był, ani Wadim, ani mój ojciec nie byliby
mnie w stanie skrzywdzić. To ja miałbym nad nimi władzę. Patrzyłbym na nich z
góry, drapał ich paznokciami tę cholerną tabliczkę, policzkował za każdy
najmniejszy przejaw buntu. To takie niesprawiedliwe. Dlaczego muszę być gorszy
od nich tylko dlatego, że jestem młodszy? Dlaczego nie mogę obudzić się pewnego
dnia w nowym, lepszym ciele? Mam dość. Niech to się w końcu skończy!
Po kilku godzinach matka przyniosła
im do gabinetu tacę z obiadem. Na sam widok jedzenia zaburczało mi w brzuchu,
do teraz czuję upokorzenie na samą myśl o tym. Oczywiście oni to wykorzystali.
Chcieli, żebym błagał, by się ze mną podzielili. Podtykali mi pod nos kawałki
mięsa i ziemniaków, ale byli głupi, jeśli pomyśleli, że ulegnę. Nie raz
musiałem wytrzymać kilka dni bez jedzenia, co więc znaczyło te kilka godzin? W
pewnym momencie Wadim postawił mi na kolanach talerz z resztkami i powiedział,
że jeśli tylko chcę, mogę go wylizać. Jak pies. Wtedy nie wytrzymałem i
naplułem na tę jego obleśną gębę. Spodziewałem się kary, lecz ojciec milczał, patrząc
wymownie na Wadima. A on zaczął się śmiać. Powiedział, że niezła ze mnie
sztuka, ale trzeba popracować nad moim charakterem. Później odprawili mnie do
mojego pokoju.
Do wieczora miałem spokój.
Ojciec znowu gdzieś pojechał, niespecjalnie mnie nawet ciekawi gdzie. Matka
oczywiście skorzystała z okazji i przyprowadziła sobie jakiegoś młodego
chłopaka do towarzystwa. Coraz mniej mnie to brzydzi. Jeśli w ten sposób udaje
jej się uciec, choć na chwilę, z tego świata, niech robi to jak najczęściej.
Ludzie nie powinni żyć tu, na Ziemi. To miejsce jest zbyt złe, a zło to pożera
każdą, nawet najczystszą duszę, biorąc ją w niewolę i pogrążając w mroku. Być
może lepiej byłoby nam się nigdy nie narodzić.
Moi drodzy! Jako że dziś dwudziesty czwarty grudnia, chciałam życzyć Wam wszystkim zdrowych, radosnych świąt Bożego Narodzenia! Żebyście ten czas spędzili w gronie najbliższych Wam osób, zapominając o tym, co złe! Żeby wszystkie Wasze marzenia się spełniły, smutki i troski zniknęły, a na ich miejsce pojawiły się radość i spokój!
Życzę Wam też szczęśliwego Nowego Roku i oczywiście udanego Sylwestra! No i żeby nadchodzący rok 2017 był jeszcze lepszy niż obecny!
Dziś Mikołajki, a więc święta coraz bliżej! A że bardzo się w tym roku cieszę z nadchodzącego Bożego Narodzenia, to już od dziś wprowadzę trochę świątecznego klimatu Bo kto mi zabroni? :D
Następnego dnia Marcel obudził się niezwykle
zmęczony. Przez pół nocy po prostu przewracał się na łóżku, nie mogąc zasnąć, a
gdy już mu się to udało, śniły mu się dziwne obrazy i dźwięki, które uparcie
katowały jego umysł. Wiedział, co było powodem tego wszystkiego. Jego ojciec,
którego krzątanie się słyszał od kilku minut. Najpewniej wrócił nad ranem,
zdrzemnął się godzinę lub dwie, po czym zaczął przygotowywać śniadanie dla
wszystkich. Zawsze to robił. I gdyby nie czekająca ich rozmowa, Marcel pewnie
już gnałby na dół, żeby się z nim przywitać.
Po chwili do jego uszu doleciało szybkie
tupanie i trzask drzwi. Domyślił się, że to Asia, która o bożym świecie
zapominała, gdy wracał ojciec. Chłopak tylko westchnął, przetarł zmęczone oczy
i przewrócił się na drugi bok, mając nadzieję, że uda mu się z powrotem zasnąć.
Spojrzał jeszcze na wyświetlacz telefonu. Ze smutkiem stwierdził, że nie dostał
żadnego smsa. W głębi serca liczył na to, że Artur ochłonął i postanowił jakoś
załagodzić sytuację, lecz tak się nie stało. Jak zwykle był uparty, i tylko cud
byłby w stanie nakłonić go do zmiany taktyki. Może to i lepiej. Pewnie gdyby
napisał, to już zacząłbym obarczać go swoimi problemami, pomyślał, wygodniej
się układając i zrzucając z siebie kołdrę, gdyż zaczęło robić mu się za ciepło.
Po kilku minutach westchnął głośno i położył
się na plecach. Wiedział, że nie ma szans na ponowne zaśnięcie, a brak ruchu
zaczął go irytować. Wygramolił się z łóżka, narzucił na siebie pierwszą lepszą
koszulkę i niepewnie wyszedł z pokoju. Im bliżej był kuchni, tym wyraźniej
słyszał podekscytowany głos Asi, a także krótkie komentarze wtrącane niskim,
przyjemnym głosem. Mimowolnie się uśmiechnął, przekraczając próg pomieszczenia,
w którym znajdował się jego siostra i ojciec.
- Cześć – przywitał się, jednocześnie
próbując wybadać, czy matka już go o wszystkim poinformowała. Nawet jeśli, to
nie dał tego po sobie poznać.
- Marcel! Już myślałem, że nigdy nie
wstaniesz! – odparł entuzjastycznie i zamknął go w mocnym uścisku. Był niższy
od syna o kilka centymetrów, przez co cała scena wyglądała nieco komicznie. –
Czy mi się wydaje, czy znowu urosłeś?
- Myślę, że to ty zmalałeś – mruknął, klepiąc
go po plecach i rozkoszując się jego bliskością i ciepłem. Na chwilę zapomniał
o wszystkich problemach, liczyło się tylko to, że wreszcie mogli się zobaczyć.
– Brakowało mi ciebie, tato – powiedział, czując nagłą potrzebę wypowiedzenia
tych słów na głos.
- Mi ciebie też. Wszystkich was mi brakowało
– przyznał, odsuwając się od niego z szerokim uśmiechem. – Zrobiłem śniadanie.
Zjesz z nami?
- Jasne. Jak mógłbym odmówić?
Usiedli razem przy stole, na którym stały już
trzy kubki i talerze, dzbanek z herbatą, a także pieczywo, wędliny, ser i
dżemy. Marcel w milczeniu zrobił sobie kanapkę, lecz gdy tylko na nią spojrzał,
doszedł do wniosku, że nie będzie w stanie jej przełknąć. Niepewnie przeniósł
wzrok na ojca, przez co zestresował się jeszcze bardziej. A jeśli i on mnie nie
zaakceptuje? Co wtedy?, myślał gorączkowo, stukając nerwowo palcami w udo.
- Coś nie tak? – zapytał w końcu mężczyzna,
uważnie przyglądając się Marcelowi.
- Nie, nic takiego.
- Asiu, słońce, mogłabyś nas zostawić na
chwilę samych? – poprosił, głaszcząc ją po włosach i uśmiechając się
przepraszająco. Dziewczyna skinęła głową i poszła do swojego pokoju, wcześniej
pokazując Marcelowi, że trzyma za niego kciuki.
- Tato, bo ja…
- Wiem. Mama mi powiedziała. – Jego głos był
spokojny i opanowany, nie zdradzał żadnych emocji. – Była bardzo wzburzona, gdy
o tym mówiła.
- A więc jeszcze jej nie przeszła złość –
stwierdził, spuszczając głowę i uśmiechając się smutno. – Że też musiała nas
wtedy zobaczyć…
- Przez cały czas chciałeś to przed nami
ukrywać?
- Myślę, że w końcu bym się przyznał, ale na
pewno nie teraz. Wiem, pewnie zawiodłeś się na mnie, i rozumiem to. Ale ja
naprawdę nie chcę się zmienić. Nie mogę. Nawet jeśli będzie to oznaczało, że
mnie wydziedziczysz, wyrzekniesz się mnie… Chociaż świadomość, że teraz się mną
brzydzicie jest dołująca, to ja rozumiem. Naprawdę. Ja…
- Marcel, powoli. Uspokój się. I przestań
wygadywać takie bzdury – powiedział, kręcąc głową. Podrapał się po brodzie i
pociągnął potężny łyk herbaty, po czym wziął głęboki oddech i spojrzał na niego
pobłażliwie. – Wiesz, jaka jest mama. Ma swoje zasady, których twardo się
trzyma, a każde odstępstwo od normy traktuje z niechęcią. Ale to nie oznacza,
że teraz się ciebie brzydzi, jak to ująłeś. Po prostu potrzebuje czasu,
szczerej rozmowy, wytłumaczenia kilku rzeczy. Boli mnie jednak to, że zwątpiłeś
i we mnie. Skąd w ogóle pomysł, że się ciebie wyrzeknę?
- Bo ja… Nawet nie wiesz, jak cholernie się
bałem, że i ty mnie nie zaakceptujesz. To byłoby dla mnie za dużo – wychrypiał,
zaciskając dłonie w pięści. – Po prostu nie wiedziałem, co o tym wszystkim
myśleć. Do tej pory udawałem normalnego, skąd mogłem wiedzieć, jak zareagujesz?
- Oczywiście jestem zaskoczony, jeszcze nie
do końca w to wierzę. Ale to jest twoje życie, nie mogę decydować o tym, w kim
się zakochasz. Przede wszystkim zależy mi na twoim szczęściu, cała reszta się
nie liczy. I nie martw się, porozmawiam z mamą. Przemówię jej do rozsądku.
- Dziękuję – powiedział i siąknął kilka razy
nosem. Gdy spojrzał na ojca, który jak gdyby nigdy nic uśmiechał się do niego z
całą swoją dobrodusznością i miłością, nie wytrzymał i z jego oczu popłynęły
łzy ulgi. Zaśmiał się głośno, wycierając twarz dłońmi. Czuł się wspaniale.
Wszystkie jego obawy zniknęły, na powrót odzyskał spokój i harmonię. Ciężar,
który do tej pory dźwigał na barkach, wyparował, on sam zaś miał wrażenie, że
zaraz zacznie unosić się nad ziemią.
- I czego beczysz, matole? – zapytał, śmiejąc
się razem z nim, po czym wychylił się i spojrzał ponad jego ramieniem. – Możesz
już wyjść, Asiu.
- Skąd wiedziałeś, że tam jestem? – zapytała,
rumieniąc się, i usiadła koło niego.
- To taka moja super moc – odparł wymijająco
i zmierzwił jej włosy. – Nieładnie tak podsłuchiwać.
- Wiem, ale martwiłam się o Marcela –
przyznała, patrząc na nich przepraszająco. – Dobrze, że nie jesteś na niego
zły.
- Mówiłem ci już coś na ten temat – mruknął
Marcel. – Nie wypada, żeby martwiła się o mnie taka gówniara.
- Dorosły się odezwał – prychnęła i pokazała
mu język. – Przywiozłeś mi coś z Japonii, prawda, tato?
- Prawda, prawda. Jakżebym śmiał przyjechać z
pustymi rękami?
- A właśnie, gdzie jest mama? – zapytał
chłopak, gdyż dopiero teraz zdał sobie sprawę z jej nieobecności.
- Pojechała do swojej koleżanki, bo jej
dziecko zachorowało i potrzebowała pomocy. Wróci po południu.
- Rozumiem – odparł i zabrał się za jedzenie,
gdyż z głodu czuł już ssanie w żołądku. – Wyglądasz na zmęczonego. Spałeś w
ogóle?
- Wyspałem się w samolocie – odparł na
odchodnym, po czym razem z Asią zniknęli w jednym z sąsiednich pomieszczeń. Po
chwili dało się słyszeć pełne zachwytu okrzyki, będące reakcją nastolatki na
przywiezione jej podarunki. Marcel tylko przewrócił oczami i zrobił sobie
jeszcze jedną kanapkę, z którą poszedł do swojego pokoju. Przez moment
zastanawiał się, czy napisać do Artura, lecz doszedł do wniosku, że jeszcze
trochę poczeka. A nuż napisze do mnie pierwszy, pomyślał, na samą myśl się
uśmiechając.
* * *
Artur obudził się cały zlany potem. Usiadł
gwałtownie na łóżku i złapał się za głowę, próbując pozbyć się wrażenia, że
jego ciało wciąż płonie. Znowu przyśnił mu się koszmar, który nawiedzał go od
czasu do czasu, ten o palącym się domu i nim uwięzionym w środku. To tylko sen.
To tylko sen, powtarzał w myślach niczym mantrę. Na nogach miękkich jak wata
poszedł do łazienki i ochlapał twarz lodowatą wodą, co nieco go otrzeźwiło.
Spojrzał w lustro, a nie widząc żadnych śladów czy blizn na skórze, odetchnął
głęboko i w końcu zaczął się uspokajać. Na szczęście jego mama kilka godzin
temu poszła do pracy, nie była więc świadkiem tego wszystkiego i nie zyskała
kolejnego powodu do zamartwiania się. Za dużo się tym wszystkim przejmuję,
pomyślał, związując włosy w krótki kucyk. Jego pierwszym zmartwieniem był oczywiście
Sergiusz i to, jak go zdemaskować. Dodatkowo Karolina w dalszym ciągu się z nim
spotykała i widać było, że coraz bardziej się do niego przywiązuje. I gdyby
tego było mało, Artur musiał pokłócić się z Marcelem, przez co nie mógł
przestać myśleć o tym, jak się z nim pogodzić. Pewnie gdyby byli zwykłymi
przyjaciółmi, wszystko poszłoby o wiele łatwiej. Gwoździem do trumny okazał się
jednak test, który Artur zrobił wczoraj, a właściwie przemyślenia, które
wywołał. Bo sam quiz był idiotyczny i trzeba by być naprawdę głupim, żeby ślepo
wierzyć w jego wynik. Mimo to właśnie dzięki niemu chłopak po raz pierwszy
odważył się zastanowić nad własną orientacją. Te wszystkie reakcje na bliskość
Marcela, radość, którą czuł na sam jego widok, to, jak mu na nim zależało, a
także pustka, którą teraz odczuwał jasno wskazywały, że Artur zaczyna
przechodzić na ciemną stronę mocy.
- Jak ja mogłem tak łatwo do tego dopuścić? –
wymamrotał, wpatrując się w swoje odbicie w lustrze. – I, co ciekawsze, jak
szybko Marcel się mną znudzi?
Z głową pełną czarnych scenariuszy, Artur
poczłapał do kuchni, gdzie zaparzył sobie mocną kawę. Z kubkiem pełnym
aromatycznego napoju usiadł na kanapie i włączył telewizor. Na jednym z kanałów
puszczali właśnie „Supernatural”, chłopak znalazł więc doskonałe zajęcie na
najbliższy czas. Najpierw pooglądam, a później wybiorę się na zakupy i zrobię
coś dobrego na obiad. A jak wróci mama, jeszcze raz zapytam ją o radę,
pomyślał, sięgając po telefon i szukając na Internecie jakiegoś prostego
przepisu, którego nawet on nie będzie w stanie spieprzyć.
Gdy dochodziła czternasta, Artur stwierdził,
że czas wziąć się do roboty. Włożył jeansy i luźną koszulkę na ramiączkach,
wziął portfel i wyszedł do sklepu. Przez całą drogę rozglądał się na boki,
mając nadzieję, że natknie się na Marcela, nie było mu to jednak dane. Nawet
przechadzając się z koszykiem między półkami liczył, że ujrzy zaraz tę
roześmianą, do bólu znajomą twarz. Jakie to głupie. Muszę z tym skończyć!,
zbeształ się w myślach i pokręcił głową, wracając do wyboru makaronu. W chwili,
gdy poczuł na ramieniu czyjąś dłoń, podskoczył w miejscu i o mało nie wrzasnął.
- Spokojnie, nie bój się. To tylko ja –
uspokoił go Łukasz, uśmiechając się przyjaźnie i na wszelki wypadek nieco się
wycofując. – Przyszedłem się przywitać.
- Mogłeś to jakoś inaczej rozegrać. O mało
zawału nie dostałem! – powiedział, podpierając się pod boki i uspakajając
oddech.
- Gdybym wiedział, na pewno zmieniłbym
taktykę – zaśmiał się. – Co tam słychać? Dawno się nie widzieliśmy.
- No tak, jakieś dwa dni. Rzeczywiście szmat
czasu – odparł, uśmiechając się. – Jeśli liczysz na jakieś ciekawe szczegóły z
mojego życia, to muszę cię zmartwić, bo raczej nudny i przeciętny ze mnie
chłopak.
- Nie taki nudny, skoro sam Marcel Szeptycki
się z tobą przyjaźni.
- Sam się zastanawiam, jak do tego w ogóle
doszło – mruknął, momentalnie markotniejąc. – Wygląda na to, że znacie się już
trochę. Powiedz, on zawsze taki jest?
- Taki, to znaczy jaki?
- No wiesz, otwarty na innych, a przy tym
strasznie namolny.
- Tylko, jeśli naprawdę kogoś polubi i zależy
mu na drugiej osobie. A z tego, co zaobserwowałem, jesteś dla niego kimś mega
szczególnym. Dlatego proszę cię, jeśli nie traktujesz go poważnie, powiedz mu
to wprost i nie przedłużaj jego cierpień.
- Nie wiem, o czym mówisz – odpowiedział
wymijająco, jednak mina Łukasza mówiła jednoznacznie, iż wie, że to kłamstwo. –
Miło się gadało, ale muszę już iść. Na razie.
- Miłych wakacji! – zawołał za nim i dołączył
do kolegów, którzy zaczęli się już niecierpliwić.
A jeśli on wie?, zastanowił się Artur, stojąc
w kolejce do kasy i nerwowo tupiąc nogą. Znowu zaczął mieć wrażenie, że Łukasz
jest kimś więcej niż tylko zwykłym znajomym. Ta jego tajemniczość zaczynała
irytować chłopaka.
Wychodząc ze sklepu, Artur odetchnął gorącym,
suchym powietrzem. Pogoda była piękna, i wszystko wskazywało na to, że utrzyma
się taka przez kilka najbliższych dni. Pewnie gdyby nie moje fochy, całe dnie
spędzalibyśmy z Marcelem na dworze, pomyślał, uśmiechając się na samą myśl o
tym. Jeszcze dzisiaj do niego napiszę. Czas zacząć zachowywać się jak dorosły
facet, postanowił i zatrzymał się na skraju chodnika, czekając, aż będzie mógł
przejść na drugą stronę. Nagle znowu poczuł, że ktoś łapie go za ramię, tym razem
jednak nie przestraszył się tak bardzo i mógł w pełni panować nad swoim ciałem.
- Czego znowu? – warknął, odwracając się, po
czym zamarł.
- Chodź, przejedziemy się – powiedział
Sergiusz, wzmacniając uścisk.
- Dzięki za propozycję, ale nie skorzystam.
- Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo
działasz mi na nerwy – odparł, ciągnąc go w stronę stojącego nieopodal
samochodu. Otworzył tylne drzwi i wrzucił zdezorientowanego chłopaka do środka,
sam zaś usiadł za kierownicą. Artur szarpnął za klamkę, ta była jednak
zablokowana. – Gdzieś się wybierasz? – zapytał kpiąco, obserwując go w
lusterku. Odpalił silnik i z piskiem opon ruszył z parkingu. Całe to zajście
nie zwróciło nawet niczyjej uwagi. Ludzie jak gdyby nigdy nic dalej pakowali
swoje zakupy do bagażników, jakby porwanie młodego chłopaka w biały dzień stanowiło
najzwyklejszą rzecz pod Słońcem.
- Czego chcesz?
- Już raz powiedziałem, o co mi chodzi.
Niestety, nie posłuchałeś, a szkoda – westchnął, uśmiechając się pod nosem.
Lekko przechylił się w prawą stronę i zaczął grzebać w schowku, w którego
wyciągnął napełnioną do połowy strzykawkę.
- Co masz zamiar z tym zrobić? – zapytał
Artur, coraz bardziej się bojąc. Siedział jak sparaliżowany i obserwował każdy
ruch mężczyzny, nie mogąc jednak w żaden sposób zareagować.
- Zamknij się w końcu – jęknął. Gdy stanęli
na światłach, Sergiusz odwrócił się i z całej siły wbił igłę w ramię chłopaka.
Szybko wtłoczył całą zawartość strzykawki do jego organizmu, zanim Artur zdążył
się szarpnąć i pokrzyżować jego zamiary.
- Co mi wstrzyknąłeś?! – krzyknął, panikując
jeszcze bardziej.
- Coś, żebyś trochę się uspokoił – odparł
obojętnie, co chwilę zerkając w lusterko i przyglądając mu się. – Zaraz zacznie
działać, nie martw się. Mam w tym spore doświadczenie.
- Jesteś chory. Odbiło ci?!
- Ostrzegałem cię! – krzyknął, uderzając
dłońmi w kierownicę. – Gdybyś mnie tak nie denerwował, zostawiłbym cię w
spokoju.
- Przecież nic ci nie zrobiłem, więc o co ci
chodzi?
- A wczoraj? Liczyłem na miłe popołudnie z
twoją mamuśką, ale nie, musiałeś się wtrącić. Olała mnie i pobiegła do ciebie!
Zrobiłeś to specjalnie!
- Chciała tylko upewnić się, że wszystko ze
mną w porządku. Nawet nie wiesz, jak było jej przykro, że sobie poszedłeś. Nie
dość, że cały czas ją wykorzystujesz, to jeszcze sprawiasz, że jest smutna.
Nienawidzę cię. Jesteś śmieciem – powiedział, lecz jego głos stawał się coraz
słabszy.
- Czyżby? Zaprosiłem ją do siebie. Ale nie,
bo chciała, żebyś zjadł z nami ten pierdolony obiad. Ciągle tylko Artur i
Artur. Najchętniej zakopałbym cię żywcem – wyznał, skręcając gwałtownie na
skrzyżowaniu. Artur, pod wpływem tego ruchu, opadł na siedzenie, o mało nie
staczając się na podłogę samochodu. Jęknął cicho i spróbował się podnieść, lecz
okazało się to niemożliwe. Jego ciało stało się ciężkie, w ogóle nie miał nad
nim żadnej kontroli. Mógł tylko leżeć i patrzeć tępo przed siebie. – Ale
wiesz co? Dość tego. Dostatecznie mnie upokorzyłeś. Nie dam się tak dłużej
traktować.
- I co… teraz? – wymamrotał, z trudem
wypowiadając kolejne słowa.
- Teraz pojedziemy w pewne urocze miejsce,
gdzie trochę cię poturbuję, po czym wyjadę i już nigdy więcej się nie
zobaczymy.
- Zapłacisz z-za… to.
- A co? Pójdziesz na policję?
- Żebyś wiedział.
- W takim razie ja wypuszczę do sieci pewien rewelacyjny
filmik, dzięki któremu twoja mamuśka stanie się sławna. Co ty na to?
- Jaki… filmik? – zapytał. Ciężko mu się
myślało, w ogóle nie mógł się skupić czy łączyć dostarczanych mu informacji w
spójną całość.
- Jak uprawiamy seks. A że nadepnąłeś mi na
odcisk, to dopilnuję, żeby nigdy nie zniknął z Internetu.
- Zabiję… zabiję cię – wyszeptał. Sergiusz
gwałtownie zahamował, przez co chłopak wylądował na podłodze. Jego ciało
wcisnęło się między siedzenia, a ból temu towarzyszący przebił się do umysłu Artura
przez spowijające go odrętwienie.
- Jesteśmy na miejscu – powiedział,
wysiadając z auta i otwierając tylne drzwi. Wyciągnął Artura i rzucił go na
ziemię, po czym złapał za jego nogę i przeciągnął go po trawie kilka metrów
dalej. Chłopak nieprzytomnie się rozejrzał, obraz wirował mu jednak przed
oczami, uniemożliwiając stwierdzenie, gdzie się znajdują. – I co? Nadal
będziesz zgrywał takiego twardziela? – zapytał, ciągnąc go za włosy.
- Pieprz się – jęknął, próbując skupić na nim
wzrok.
- Ktoś się tu za dużo filmów naoglądał –
stwierdził, prostując się i wymierzając solidnego kopniaka w jego brzuch. Artur
zakaszlał i spróbował skulić się do pozycji embrionalnej, lecz w dalszym ciągu
nie potrafił się poruszyć. – Masz teraz nauczkę, że starszych należy słuchać.
- Nie sądziłem, że… jesteś aż ta-akim
wariatem – wymamrotał. Jak przez mgłę widział stojącego nad nim Sergiusza,
który nogą przewrócił go na plecy. Zaczął naciskać stopą na mostek Artura, tym
samym utrudniając mu oddychanie.
- Po prostu potrafię wziąć sprawy w swoje
ręce – odparł, wzruszając ramionami. – Poza tym nie myśl sobie, że jestem tylko
jakimś frajerem podrywającym pierwsze lepsze laski. To tylko taki sposób na
spędzanie wolnego czasu. W każdym razie nie martw się, więcej już mnie nie zobaczysz
– zapewnił go i zabrał nogę z jego klatki piersiowej. Artur zaczął łapczywie
napełniać płuca powietrzem, przy czym zauważył, że jest w stanie poruszyć
palcami u stóp i dłoni.
- Idź do diabła – powiedział, gdy nieco się
uspokoił, i spojrzał na niego pełnym nienawiści wzrokiem.
- Kiedyś na pewno tam trafię – zaśmiał się,
po czym spojrzał na zegarek, który nosił na nadgarstku. – No, na mnie już czas. Pozdrów ode mnie Karolinę – powiedział,
po czym kopnął Artura w głowę, tym samym pozbawiając go przytomności.
* * *
Gdy Artur zaczął odzyskiwać przytomność,
pierwsze, co poczuł, to bolesne łupanie z przodu czaszki. Powoli otworzył oczy,
z przerażeniem stwierdzając, że nic nie widzi. Chciał wstać, lecz jego ciało
nadal było obolałe i słabe. Ciężko dysząc, przeciągnął dłońmi po twarzy i
spróbował się uspokoić. Wyciągnął z kieszeni komórkę i z ulgą stwierdził, że
jego problemy ze wzrokiem wywołane są ciemnością panującą na zewnątrz. Uważnie
przyjrzał się wyświetlaczowi, by stwierdzić, że jest dobrze po północy.
Cholera, ile już tu leżę?, zastanowił się, ostrożnie dźwigając się do siadu.
Włączył latarkę w komórce i zaczął się rozglądać. Na szczęście znał tę okolicę,
był to wjazd do lasku dąbrowskiego, leżącego pół kilometra od miasta. Muszę po
kogoś zadzwonić, pomyślał, czując, jak znowu zaczyna tracić przytomność.
Instynktownie wybrał numer Marcela i ostatkiem sił przyłożył telefon do ucha.
- Cześć, Artur. Co jest, że dzwonisz o tej
porze?
- Pomóż mi. Ja… jestem na wjeździe do lasku…
Tym głównym – wyjęczał.
- A co ty tam robisz? Co się stało?
- Pomóż mi… To… Nie mogę… już – wyszeptał, po
czym zemdlał.
- Artur! – krzyknął do słuchawki, lecz nie
dostał odpowiedzi. Rozłączył się i szybko wybiegł z pokoju, narzucając na
siebie pierwsze lepsze ciuchy.
- A ty dokąd? – zapytała jego mama, widząc,
jak chłopak miota się po przedpokoju, wkładając buty i szukając kluczyków do
samochodu.
- Muszę iść. Arturowi coś się stało – odparł,
spanikowany, i wybiegł z domu. Wsiadł do auta i pojechał we wskazanym kierunku,
łamiąc przy tym kilka przepisów. Po drodze dzwonił do Artura, ten jednak ani
razu nie odebrał. Cholera, co się dzieje?, myślał gorączkowo, wjeżdżając na
leśną ścieżkę. Po chwili blask reflektorów padł na bezwładne ciało leżące
kawałek dalej, w którym rozpoznał Artura. – Hej! Obudź się! Artur! – krzyknął,
podbiegając do niego. Poklepał go po policzku, a gdy chłopak uchylił powieki,
odetchnął z ulgą. – Hej, słyszysz mnie? Nie śpij. Zabiorę cię do szpitala.
- Przyjechałeś – wymamrotał, wyciągając
drżące ręce w jego stronę.
- Jasne, że przyjechałem – odparł, ostrożnie
podnosząc go z ziemi i niosąc do samochodu. Ułożył go na fotelu pasażera
najwygodniej, jak to było możliwe, i wskoczył za kierownicę. – Wytrzymaj
jeszcze chwilę. I nie odlatuj. Mów do mnie – poprosił, jadąc w stronę szpitala
i obserwując, czy chłopak nie zasypia.
- To był Sergiusz… On… Nie mogę iść na
policję.
- Dlaczego?
- Nagrał ją…
- Artur, zostań ze mną! – krzyknął, widząc,
jak powieki chłopaka niebezpiecznie drgają ku dołowi. – Powiedz, kogo nagrał,
kto, kiedy, po prostu mów!
- Sergiusz. Moją mamę – mruknął, a jego głowa
zaczęła opadać na klatkę piersiową.
- A gdzie cię dorwał? I kiedy? Artur!
Chłopak jednak przestał odpowiadać. Dzięki
pasom jako tako utrzymywał się w fotelu, dodatkowo Marcel przez większość czasu
przytrzymywał go, nie pozwalając, by osunął się w którąś stronę.
W końcu zatrzymali się przed szpitalem.
Marcel wyszedł z auta, po czym wziął nieprzytomnego Artura na ręce i zaniósł go
na izbę przyjęć.
- Niech ktoś nam pomoże! – krzyknął do
kobiety siedzącej w recepcji. Ta szybko chwyciła słuchawkę i rzuciła do niej
kilka poleceń, po czym Marcela otoczyli sanitariusze. Wzięli od niego Artura i
ułożyli go na łóżku, które ze sobą przywieźli, po czym zniknęli w jednej z sal.
Chłopak chciał iść za nimi, lecz recepcjonistka go powstrzymała, łapiąc go za
ramię i przytrzymując na miejscu. – Pobili go… On nie umrze, prawda? – zapytał,
cały trzęsąc się z nerwów. – Muszę zadzwonić do jego mamy. Ona nie wie.
Cholera! – jęknął, po czym wybiegł ze szpitala, ignorując krzyczącą za nim
pielęgniarkę. Odszukał w samochodzie telefon, który upuścił Artur, nie wiedząc
nawet, skąd o tym wie. Był w szoku. Drżącymi palcami znalazł numer do Karoliny,
po czym wybrał go i czekał, aż kobieta odbierze.
- Artur! Gdzie ty jesteś?!
- Dzień dobry, to ja. Artura… Pobił go. Jest
w szpitalu. Przywiozłem go.
- Marcel? Uspokój się i powiedz mi jeszcze
raz, co się stało.
- Niech pani przyjedzie do szpitala jak
najszybciej. Proszę – wyjęczał, chodząc w kółko i nie wiedząc, co ze sobą
zrobić. Instynktownie wrócił z powrotem do budynku, po czym opadł na jedno z
krzeseł. – Będę czekał w recepcji.
Kobieta rozłączyła się, niczego więcej nie
mówiąc. Marcel przycisnął urządzenie do piersi i zamknął oczy, próbując się
uspokoić.
- Proszę pana! – krzyknęła pielęgniarka,
podbiegając do niego i zadając masę pytań. Chłopak nie rozumiał jednak ani
jednego, mógł tylko tępo na nią patrzeć i kręcić głową.
- Jego mama zaraz tu będzie – wydusił w
końcu, powoli dochodząc do siebie. Gdy zobaczył wchodzącą do recepcji Karolinę,
rzucił się w jej stronę i spróbował jej wszystko wyjaśnić, nie mógł wydobyć
jednak ani słowa.
- Marcel, przestań panikować. Usiądź tam,
zaraz do ciebie dołączę – powiedziała, kierując się do pielęgniarki i
wypełniając potrzebny formularz. Gdy wszystko było gotowe, dołączyła do
chłopaka i położyła rękę na jego ramieniu. – A teraz weź kilka głębokich
wdechów i powiedz mi, co się wydarzyło.
- Ja sam dokładnie nie wiem. Artur do mnie
zadzwonił, powiedział, że leży na wjeździe do lasku, a jak wiozłem go tutaj,
powiedział, że Sergiusz go pobił, i że nie może iść na policję, bo on panią
nagrał. Później stracił przytomność. On miał krew na czole! – krzyknął, tym
samym całkowicie wyrywając się z szoku. Zerwał się z miejsca i zaczął krążyć w
tę i z powrotem, mamrocząc coś pod nosem.
- To niemożliwe – jęknęła Karolina. – Jesteś
pewny, że oskarżył Sergiusza?
- Tak. On już wcześniej mu groził, jak
wracaliśmy z zakończenia roku.
- Więc dlaczego mi o tym nie powiedział?!
- Mówił, że i tak pani mu nie uwierzy, i
nie chciał się z panią więcej kłócić. Chciał zdobyć dowód obciążający
Sergiusza, a dopiero później o wszystkim powiedzieć.
- I ja dopuściłam do czegoś takiego –
szepnęła, ukrywając twarz w dłoniach.
- To nie pani wina – pocieszył ją. – On panią
manipulował.
- Co nie znaczy, że powinnam wierzyć jakiemuś
obcemu facetowi zamiast własnemu synowi!
- Dzień dobry, pani jest może matką tego pobitego chłopaka? – zapytał lekarz, wychodząc z sali i podchodząc do nich. Karolina
skinęła głową i wstała, czekając na wyjaśnienia. – Na jego ciele widać ślady
pobicia, podejrzewam też wstrząśnienie mózgu. Znalazłem również niepokojącą
rankę na ramieniu, najprawdopodobniej ślad po igle. Obawiam się, że do jego
organizmu wprowadzono narkotyk. Testy pozwolą wykryć, co to było.
- Ale Artur przeżyje, prawda? – zapytał
Marcel z nadzieją w głosie.
- Jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo,
teraz czekamy tylko na wyniki badań, by móc podjąć odpowiednie kroki.
- Całe szczęście – westchnęła Karolina.
- Będę też zmuszony poinformować policję o
pobiciu, tym bardziej, że w grę wchodzą narkotyki. Wykluczyłem gwałt, wątpię
też, by pani syn mógł stać się ofiarą kradzieży, tym bardziej dziwi mnie więc,
skąd ta napaść.
- Cóż, nic nie wiemy, więc w Arturze cała
nadzieja – wtrącił Marcel. Mężczyzna skinął tylko głową, po czym znowu zniknął
w sali.
- Dlaczego skłamałeś?
- Artur wie coś więcej, dopóki nas nie
wtajemniczy, powinniśmy milczeć.
- W co ja nas wpakowałam? – jęknęła, opadając
na krzesełko i modląc się, by rzeczywiście Artur szybko się z tego wylizał.
Nie pogardziłabym, gdyby przyszedł do mnie taki Mikołaj ^‿^
Jak nie było mnie prawie miesiąc, tak teraz dodaję coś co chwilę. Fajne uczucie.
W sumie to tak zapewniłam w odpowiedzi na komentarz Arco Iris, że nie będzie dramatów, ale po przeczytaniu tego rozdziału trzeci raz zaczynam wątpić, czy do końca mi to wyszło...
Mam tak w ogóle nadzieję, że nikogo nie zawiodłam takim zwrotem akcji. Jest jeszcze jedna ważna sprawa, którą muszę załatwić, ale to w kolejnym rozdziale...
To chyba tyle. Pozdrawiam i do następnej notki, Towarzysze!
PS. Jak już wcześniej pisałam, jestem bardzo nakręcona na tegoroczne święta, więc na jakiś czas ustawiłam sypiące się z kursora śnieżynki. Wybaczcie, jeśli będzie was to denerwowało. Jakoś wytrzymacie :D
A teraz jeszcze coś, przed czym nie mogę się powstrzymać. Przedstawiam Wam tatę Marcela:
Szaleję na punkcie tego zdjęcia. Na punkcie pana ze zdjęcia w sumie też ^^
Gdy Artur wrócił do domu, dwie rzeczy rzuciły mu się w oczy. Po pierwsze, drzwi były otwarte, a po drugie, w przedpokoju stała para męskich lakierek, które najprawdopodobniej należały do Sergiusza. Po prostu świetnie, pomyślał, wściekły na wszystko dookoła, i zdjął buty. W tym samym momencie przyszła do niego Karolina, cała w skowronkach i uśmiechnięta od ucha do ucha.
- Cześć. Co ty tu robisz? – zapytał, starając się brzmieć jak najbardziej neutralnie.
- Szef przyszedł do restauracji i wypuścił nas do domów. Nie mówił dlaczego, ale wolne to wolne – odparła, wzruszając ramionami. – Robię obiad. Zjesz z nami?
- Dzięki za zaproszenie, ale nie jestem za bardzo w nastroju. Poza tym nie chcę psuć wam randki.
- To żadna randka. Po prostu pomyślałam, że moglibyście się poznać z Sergiuszem, może w końcu byś się do niego przekonał.
- To naprawdę nie jest konieczne – mruknął i wyminął ją. Poszedł do swojego pokoju, po drodze odruchowo obrzucając mężczyznę wrogim spojrzeniem. Położył się na łóżku i zamknął oczy, próbując wyciszyć się i uwolnić głowę od natłoku myśli.
Czuł się źle przez to, jak rozstał się z Marcelem. Co prawda chłopak denerwował go swoim zachowaniem, ale tylko dlatego, że nie dawał mu swobody i czasu na oswojenie się z sytuacją. Poza tym wszystko, co robił, wprawiało go w zakłopotanie, było dla niego nowe, inne, a, co najgorsze, często i przyjemne. Głównie przez to ostatnie Artur nie wiedział, jak się zachować, przez co najzwyczajniej w świecie uciekał. Cholera, przecież ja nigdy nie patrzyłem na facetów w TEN sposób, więc co w nim jest takiego niezwykłego?, pomyślał, zakrywając twarz poduszką, jakby gest ten miał pomóc mu w rozwiązaniu wszystkich problemów. Przede wszystkim muszę się uspokoić i dokładnie wszystko przemyśleć. Koniec uciekania. Nie jestem przecież babą!
Z tą myślą zerwał się z łóżka i dopadł do laptopa. Włączył go, po czym po dłuższej chwili wpisał w przeglądarkę: „jak przekonać się czy jestem gejem”. Wśród wyników dostrzegł test, który postanowił rozwiązać. Co mi szkodzi? To wszystko i tak jest wystarczająco popieprzone, pomyślał, jeszczenie do końca wierząc w to, co właśnie robi.
1) Ile masz lat?
No dobra, nie jest tak źle, pomyślał, zaznaczając odpowiedź.
2) Czy bawiłeś się zabawkami dla dziewczynek, gdy byłeś dzieckiem?
A skąd mam pamiętać? Chyba było kiedyś coś takiego, w podstawówce…
3) Jakie preferujesz towarzystwo?
Zależy od sytuacji… Co za głupie pytanie…
4) Czy kiedykolwiek chciałeś pocałować faceta?
Tak, moje marzenie numer jeden… Chociaż jak się tak dłużej zastanowić, to… Nie, to się nie liczy!
5) Czy byłeś lub jesteś zakochany w kobiecie?
Czy Marcelina się liczy? Bo w sumie myślałem, że to dziewczyna, no ale okazało się inaczej… Cholera, dlaczego wszystko musi się sprowadzać do niego?!
6) Jak często odwiedzasz salon kosmetyczny dla mężczyzn?
To takie coś istnieje?!
7) Jakiej bielizny używasz?
W tym momencie Artur, z nietęgą miną, podszedł do komody i zajrzał do jednej z szuflad. Chwilę wpatrywał się w jej zawartość, po czym pokiwał głową i wrócił na miejsce. Zdecydowanie bokserki.
8) Najbardziej lubisz ubrania w kolorach…
Czym, do cholery, jest ecru? Kto wymyślił taki kolor w ogóle?
9) Czy miewasz sny erotyczne o mężczyznach?
Na szczęście nie… Jeszcze tego by mi brakowało, gdyby Marcel mnie molestował nawet podczas snu…
10) Co sądzisz o kobiecie z obrazka?
Zdecydowanie nie w moim typie. Wolę brunetki. Najlepiej z zielonymi oczami.
11) Co sądzisz o mężczyźnie z obrazka?
No fajnie, że pokazali tylko jego tors. Skąd mam mieć pewność, że reszta też jest niczego sobie? Ech, nie wierzę, że o tym pomyślałem…
12) Czy ktoś z najbliższej rodziny miał lub ma skłonności homoseksualne?
Nic mi o tym nie wiadomo… Poza tym nie znam swojej rodziny prawie wcale, więc… chyba raczej nie.
13) Czy zdarzyło ci się przymierzać ubiory dla kobiet?
Kilka razy paradowałem w sukienkach mamy… Boże, co za obciach… Niech żyje dziecięca ciekawość!
14) Który film obejrzałbyś najchętniej?
Znam tylko „Rambo” i „Ojca chrzestnego”… Zaraz sprawdzimy… Pierwszy jest o poszukiwaniu matki przez przyjaciół… Ostatni o tancerce erotycznej chcącej zostać gwiazdą rewii… Zdecydowanie „Ojciec chrzestny”!
15) Czy kiedykolwiek oglądałeś czasopisma lub filmy pornograficzne z udziałem gejów?
A gdzie odpowiedź „Jestem wstydliwym prawiczkiem nieskalanym pornolami”? Chyba naprawdę coś ze mną nie tak…
16) Na zdjęciu w dowodzie osobistym wyglądasz…
Eee, jak debil? Z nieuczesanymi włosami i worami pod oczami… Tak, to zdecydowanie ja.
17) Na plaży spotykasz piękną, nagą kobietę – co czujesz?
Czwarta odpowiedź jest tak samo frajerska jak ja…
18) Czy jesteś aktualnie w związku z kobietą?
I znowu ostatnia frajerska odpowiedź moja… Czuję się coraz bardziej żałośnie…
19) Czy przywiązujesz szczególną wagę do swojego wyglądu zewnętrznego?
No w sumie całkiem zapuszczony nie jestem… Więc chyba można powiedzieć, że trochę o siebie dbam…
20) Według ciebie homoseksualista to…
Nie wierzę w te odpowiedzi… No po prostu nie.
Gdy odpowiedział na ostatnie pytanie, zamknął oczy, przez chwilę bojąc się spojrzeć na ekran. Gdy w końcu udało mu się to zrobić, skamieniał i z otwartymi ustami zaczął wpatrywać się w podany wynik.
„Jest w Tobie 75% geja”.
Spokojnie, przecież to tylko głupi test na Internecie… Który właśnie powiedział mi, że w ¾ jestem gejem! Właściwie taki wynik wiele tłumaczy…
Z odrętwienia wyrwał go dźwięk smsa. Gdy odczytał wiadomość, którą otrzymał od Marcela, zrobiło mu się słabo.
>> Myślę, że na jakiś czas powinniśmy przestać się spotykać<<
- To ja dla ciebie jakieś popieprzone testy robię, a ty mnie teraz olewasz? – powiedział, nieco głośniej, niż zamierzał. Odłożył komórkę na biurko i przeczesał włosy, czekając, aż jego dłonie przestaną się trząść.
>>To dobry pomysł<<
Tylko tyle udało mu się odpisać. Zniechęcony, zamknął laptopa i z powrotem położył się na łóżku. Czuł się jeszcze gorzej niż przed chwilą, choć myślał, że to niemożliwe. Z trudem powstrzymał się przez krzyknięciem na całe gardło kilku przekleństw. Zamiast tego wtulił twarz w poduszkę i zaczął cicho mruczeć, próbując zagłuszyć w ten sposób wszystkie myśli.
- Artur, wszystko w porządku? – zapytała Karolina, ostrożnie zaglądając do pokoju. – Słyszałam, jak coś mówisz do siebie…
- To wszystko jest tak głupie, że sam już nie wiem, co robić – przyznał i przewrócił się na plecy. Spojrzał na matkę zbolałym wzrokiem i westchnął ciężko.
- Co konkretnie? – zapytała, podchodząc do niego i siadając na skraju łóżka.
- Miałaś kiedyś tak, że z jednej strony coś do kogoś czułaś, ale z drugiej bałaś się zaangażować?
- Zdarzyło się kilka razy, ale najczęściej nie było to nic poważniejszego niż zwyczajne zauroczenie, więc i wątpliwości szybko znikały. A co? Czyżbyś miał problemy miłosne?
- Możemy to tak nazwać – mruknął, przecierając oczy. – Mamo, przecież ja nigdy z nikim nie byłem. Skąd mam wiedzieć, jak się zachować, co robić, a czego nie? I skąd mam wiedzieć, czy ta druga osoba zaraz się mną nie znudzi?
- Wszystko zależy od tego, w jaki sposób spędzacie razem czas, czy macie o czym rozmawiać, no i przede wszystkim jak bardzo stara się ta druga osoba. Bo jeśli jesteście dobrymi przyjaciółmi, to zrobienie kroku naprzód jedynie urozmaici waszą znajomość. Według mnie w miłości właśnie o to chodzi, żeby przede wszystkim mieć w partnerze przyjaciela, a dopiero później kochanka. Jeśli niewiele was łączy i kierujecie się jedynie cielesnym pożądaniem, myślę, że wtedy taki związek szybko się rozpadnie, gdy tylko całe napięcie spadnie.
- No właśnie sporo nas łączy, tyle że cholernie boję się przekroczyć tę granicę między przyjaźnią a miłością.
- Czasem warto zaryzykować – odparła, uśmiechając się do niego i głaszcząc go po włosach.
- Dzięki, mamo. Jesteś najlepsza – stwierdził. Nareszcie poczuł, że wszystko zaczyna się układać.
- Ja już pójdę – oznajmił Sergiusz, który nagle pojawił się w progu. Minę miał nietęgą, choć za wszelką cenę starał się to ukryć.
- Ale przecież nawet nie zdążyliśmy zjeść – powiedziała Karolina.
- Wiem. Kiedyś ci to wynagrodzę – obiecał, po czym szybkim krokiem wyszedł z mieszkania. I tylko trzask drzwi świadczył o tym, w jak podłym był humorze.
- Przepraszam, że popsułem wam randkę.
- Nic się nie stało. Mimo wszystko to ty jesteś najważniejszym mężczyzną w moim życiu – powiedziała, wstając. – W takim razie będziemy musieli zjeść obiad razem.
- Chyba nie mamy wyjścia – zaśmiał się, zadowolony, że upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu.
* * *
Następnego dnia, tak, jak obiecał, Marcel poszedł na dworzec, by pożegnać się z przyjaciółmi, którzy lada chwila mieli wyjechać na dwutygodniowy obóz nad morzem. Pomimo małego poślizgu, zdążył na czas, z czego był bardzo zadowolony.
Nie chciał bowiem wiedzieć, co czekałoby go po ich powrocie. Na pewno nic
przyjemnego.
- Cześć, chłopaki – przywitał się,
podchodząc do Adama, Nikodema i Krystiana, którzy stali z torbami i
plecakami leżącymi przy nogach.
- A jednak przyszedłeś. Już myśleliśmy, że i
dzisiaj porzucisz nas dla swojej dziewczyny – powiedział Adam, uśmiechając się
złośliwie.
- Przecież wam to obiecałem. Poza tym nie
spotykam się z żadną dziewczyną, kiedy w końcu to pojmiesz?
- Z jego wrodzonym debilizmem raczej
nieprędko – prychnął Nikodem, klepiąc przyjaciela po plecach. – Masz już jakieś
plany na wakacje?
- A gdzie tam. Jak się coś trafi, to
skorzystam. Tyle.
- Jak do tej pory to chyba całe noce grasz na
komputerze. Już dawno nie widziałem cię z takimi worami pod oczami – zauważył
Krystian.
- A może miał lekcję anatomii?
- Adam, jaki ty głupi jesteś. Weź się zamknij
najlepiej i daj porozmawiać dorosłym – jęknął Nikodem i odepchnął go od siebie,
czym rozśmieszył pozostałą dwójkę.
- O mnie się nie martwcie, nie mam zamiaru
umrzeć z wycieczenia przed komputerem. No i mam nadzieję, że przywieziecie mi
jakieś pamiątki.
- Nono. Chyba słoik piasku i trochę syfiastej
wody z morza – mruknął Nikodem. – Szkoda, że nie jedziesz. To ostatni rok, w
którym mamy tę możliwość.
- Też żałuję. Najwyżej jak wrócicie to
ogarniemy jakiś kilkudniowy biwak. Co wy na to?
- O ile nie weźmiemy na niego Adama, to się
zgadzam – powiedział Krystian. – Nie chcę znowu obudzić się z kutasem
namalowanym markerem na czole.
- Tak kończą frajerzy, którzy najwcześniej
zasypiają – odparł z dumą, po czym znowu został odepchnięty przez Nikodema.
- Powiedzcie mi, dlaczego nadal się z nim
zadajemy?
- Krychu, to z litości. Przecież wiesz, że
nie można dyskryminować upośledzonych umysłowo.
- No tak, zapomniałem – zaśmiał się i
spojrzał do tyłu. – Panowie, czas na nas – oznajmił, wskazując na nadjeżdżający
autobus. Cała trójka wzięła swoje rzeczy i ruszyła w stronę tworzącej się
kolejki.
- Bawcie się dobrze. I wróćcie w jednym
kawałku – powiedział Marcel, gdy włożyli już torby do bagażnika. Uścisnęli
sobie dłonie, po czym Krystian odciągnął go na chwilę na bok, pokazując kolegom
ruchem głowy, żeby wsiedli do autobusu.
- Jeśli masz jakiś problem, pisz śmiało.
Możesz na mnie liczyć.
- To przerażające, jak dobrze potrafisz mnie
przejrzeć.
- Znamy się już ładnych parę lat. Nauczyłem
się ciebie rozszyfrowywać.
- W takim razie napiszę, gdy już
uznam, że serio nie wiem, co robić – zapewnił go. – A teraz idź już, bo odjadą
bez ciebie.
- Jasne. Trzymaj się. I powodzenia.
- Dzięki – odparł i poklepał go po ramieniu.
Przez chwilę stał jeszcze na dworcu, lecz gdy autobus zniknął mu z oczu,
pokręcił głową i poszedł w stronę parku. Usiadł na jednej z ławek i spojrzał w
letnie, bezchmurne niebo, zastanawiając się, co powinien zrobić. Od wczoraj nie
rozmawiał ze swoją mamą i starał się jej unikać. Nie miał pojęcia, czy
uspokoiła się choć trochę, i bał się na razie o tym przekonać. W dodatku jutro
miał wrócić jego ojciec, co dodatkowo go stresowało. No bo co tak naprawdę
powinien mu powiedzieć? I jak on zareaguje na to wszystko?
- A ty co?
- Cześć, Łukasz. Nie żeby coś, ale wolałbym
teraz zostać sam.
- Czyżbyś pokłócił się z naszym małym
kochanym Arturkiem? – zapytał kpiąco, lecz widząc jego ganiące spojrzenie
uniósł do góry ręce w uspokajającym geście. – Dobra, rozumiem, nic już nie
mówię. Po prostu nieczęsto można cię zobaczyć tak zamyślonego.
- Moja mama się dowiedziała – powiedział w
chwili, gdy Łukasz zaczął szykować się do odejścia, zniechęcony jego
milczeniem.
- O stary. No to masz przejebane –
stwierdził, od razu domyślając się, o co chodzi. Usiadł obok niego i wygodnie
się rozsiadł, czekając na dalsze wyjaśnienia. – Jak to w ogóle wyszło?
- Powiedzmy, że trochę się rozpędziłem i nas
zauważyła. No i później wzięła mnie na poważną rozmowę.
- Co to znaczy, że się rozpędziłeś? Tylko mi
nie mów, że się zaczęliście całować czy coś…
- Nie, no co ty… Przecież wiesz, że nie robię
takich rzeczy przy ludziach.
- No chyba że chodzi o Artura. Wtedy
przestajesz myśleć głową i zaczynasz robić głupie błędy.
- Zejdź ze mnie, ok? Tylko pocałowałem go w
policzek, za co i tak o mało nie dostałem w twarz. A teraz muszę unikać mojej
mamy, jutro czeka mnie poważna rozmowa z ojcem, do tego Artur się na mnie
obraził i przez jakiś czas postanowiliśmy się nie spotykać.
- Mówiłem ci, żebyś go sobie odpuścił.
Chłopaka nie interesują takie rzeczy.
- Po czyjej ty jesteś stronie, co? Myślałem,
że rozstaliśmy się w zgodzie i że nie będziesz mi rzucał kłód pod nogi. Liczysz
na coś?
- O co ci chodzi? Po prostu próbuję dać ci
dobrą radę. Na twoim miejscu skończyłbym tę całą zabawę, przyznał mamie rację,
znalazł jakąś dziewczynę na pokaz i postarał się odzyskać panowanie nad sytuacją.
- No rzeczywiście dobra rada – mruknął,
mierząc go wściekłym wzrokiem. – Myślałem, że mi pomożesz. Żałuję, że cię w to
wszystko wciągnąłem.
- Chciałem ci pomóc, naprawdę. Ale nie mogę
patrzeć, jak bardzo się przez to wszystko męczysz.
- Dobra, spadaj już. Sam to wszystko ogarnę.
Jeszcze zobaczysz, że dopnę swego.
- Uparty jak zawsze – westchnął i założył
nogę na nogę. – Dobra. Jeśli chcesz, mogę wypytać Artura o parę rzeczy i
zorientować się w sytuacji. Co ty na to?
- Obejdzie się. Bez łaski.
- Jak chcesz – prychnął, wstając z ławki i
wkładając ręce do kieszeni spodni. – Jakby co, to pisz. I pamiętaj, że chętnie
cię pocieszę, jeśli ci z nim nie wyjdzie.
- Chciałbyś – warknął, wyraźnie rozdrażniony.
Zerwał się z ławki i odszedł, pragnąc znaleźć się jak najdalej od tego
wszystkiego. Przez pół godziny krążył bez celu po mieście, a gdy i to mu się
znudziło, po prostu wrócił do domu i zaszył się w swoim pokoju. Położył się na
łóżku, włożył słuchawki do uszu i puścił heavy metalową playlistę, przygotowaną
na właśnie takie chwile. Niestety, nawet w tym musieli mu przeszkodzić.
- Znowu jesteś wkurzony, braciszku? –
zapytała jego siostra, jak gdyby nigdy nic wchodząc do pokoju i kładąc się obok
niego. Gdy nie zareagował, odłączyła mu słuchawki od telefonu, który położyła
na ziemi.
- Co ty znowu chcesz?
- Pytałam, czy jesteś zły.
- Boże, Aśka, odczep się. Najpierw Krystian,
później Łukasz, a teraz jeszcze ty. Uwzięliście się na mnie czy co?
- No bo się martwię o ciebie. Od rana unikasz
mnie i mamy, chodzisz nabuzowany, no i masz tę minę, która mówi, że chętnie
znowu skrzywdziłbyś jakiś wazon.
- Nic mi nie jest. Po prostu wszystko coraz
bardziej się psuje, tyle.
- Tylko mi nie mów, że się pokłóciliście z
Arturem – jęknęła, przewracając się na brzuch i patrząc na niego uważnie.
Widząc jego minę, westchnęła teatralnie i pokręciła głową. – O co poszło?
- Nie będę się zwierzał gimbusowi.
- No wiesz ty co?! A ja specjalnie dla was
przeczytałam kilka poradników, jakieś forum, gdzie pisali prawdziwi geje, nawet
napisałam komentarz, ale mi nikt nie odpisał na razie – odparła, urażona, i
uderzyła go w ramię.
- Że co zrobiłaś? Na mózg ci padło?
- No chyba tobie, skoro pokłóciłeś się z
miłością swojego życia – prychnęła, a powaga wypisana na jej twarzy mimowolnie
rozśmieszyła Marcela. – Hej, mówię poważnie! O co wam poszło?
- Chyba byłem zbyt nachalny wobec niego –
wyjaśnił, gdy już się uspokoił. – Poza tym nie chcę na razie za bardzo wkurzać
mamy. Jak już się trochę uspokoi, to pójdę do Artura i pogodzę się z nim. Poza
tym kto wie, co by go spotkało, gdybym przyprowadził go teraz do domu.
- Chyba wolę sobie tego nie wyobrażać –
powiedziała, krzywiąc się na samą myśl o tym. – Na tym forum pisał jakiś
chłopak, który wcześniej normalnie wolał dziewczyny, a którego zaczął podrywać
taki gej. No i wiesz, dla niego to na początku było trudne, musiał to zrozumieć
i w ogóle. Także nie złość się na Artura, że cię odtrąca. To dla niego nowa
sytuacja, pewnie sam do końca nie wie, co ma zrobić.
- Wiem. Ale on jest czasami taki słodki i
rozbrajający, że po prostu nie mogę się powstrzymać.
- To zabrzmiało trochę niepokojąco –
mruknęła, nieco zawstydzona. – Jak ty w ogóle się dowiedziałeś, że wolisz
chłopaków?
- W gimnazjum zacząłem dochodzić do wniosku,
że chyba coś jest nie tak z moją orientacją, a później mnie w to wszystko
wtajemniczył mój Senpai. Właściwie to jak teraz o tym mówię, to czuję się jak
bohater jakiegoś oklepanego yaoica.
- Bohater czego?
- Niczego. Nie dopytuj się. Najlepiej zapomnij
o tym, co przed chwilą powiedziałem.
- Boisz się przyjazdu taty?
- Trochę. Mam nadzieję, że nie zareaguje
gorzej, niż mama, bo wtedy to się chyba załamię.
- A ja myślę, że będzie dobrze. Tata na pewno
cię zrozumie, zobaczysz.
- Nie zapominaj, że to ciebie rozpieszcza,
nie mnie – powiedział i uśmiechnął się smutno. – Taka gówniara nie powinna
martwić się o swojego starszego brata, wiesz?
- Dziewczyny dojrzewają szybciej od
chłopaków. Poza tym nie lubię, gdy jesteś smutny.
- Weź przestań, bo się jeszcze wzruszę –
powiedział, udając, że wyciera łzy. – W ogóle to czemu siedzisz w domu?
Myślałem, że całe dnie będziesz przesiadywała z koleżankami.
- Jakoś tak nie chciało mi się dziś wychodzić
– mruknęła wymijająco.
- Mam nadzieję, że to nie przeze mnie? – zapytał,
a jej mina wszystko mu powiedziała. – Słuchaj. To, że wpadłem w małe tarapaty,
nie oznacza, że ty też musisz z tego powodu cierpieć. Dlatego jutro masz się
spotkać ze swoimi przyjaciółkami, gadać o chłopakach, bawić się i nawet nie
zastanawiać się, co ze mną. Zrozumiałaś?
- Ale jutro przyjeżdża tata!
- Właśnie dlatego nie chcę, żebyś tu była.
Kto wie, czego mogłabyś być świadkiem – powiedział i uśmiechnął się, jednak
niezbyt przekonująco.
- Dobra, ale później wszystko mi opowiesz.
- Z najmniejszymi szczegółami.
Dokonałam tego! I jak nie było rozdziału przez prawie miesiąc, tak teraz są dwa, i to w tak krótkim odstępie czasu! No ale czułam, że jestem Wam to winna. Za to dłuugie oczekiwanie, na które Was skazałam.
Tak ogólnie to rozdział nie jest jakoś specjalnie długi czy porywający, ale trochę wyjaśnia (a przynajmniej mam taką nadzieję), a poza tym kolejna notka będzie przełomowa. Nawet zaczęłam już ją pisać :3
A tak w ogóle, to test, który rozwiązywał Artur jest tu:
http://www.megatest.pl/test,11950,40763
Także jak ktoś potrzebuje profesjonalnej porady, to zapraszam :D Trochę się natrudziłam, żeby go rozwiązać zgodnie z tym, co czuje/myśli/przeżył Arczi, ale chyba było warto. No i ten piękny wynik! Po kilku pytaniach zaczęłam się bać, że wyjdzie mu mało i będę musiała nagiąć fakty, ale udało się. Pełen sukces.
To chyba wszystko, co chciałam przekazać. A przynajmniej taką mam nadzieję.