Menu

środa, 20 kwietnia 2016

Więzień we własnej stolicy, część 7

Ze specjalną dedykacją dla Toshiko Hiroyuki. Sto lat!


- Muszę przyznać, że podoba mi się twój tok myślenia – powiedziałem, gdy następnego dnia omawialiśmy z Ludwigiem plan działania. W niemal godzinę udało nam się dojść do porozumienia, z czego byłem bardzo zadowolony. – Myślę, że im szybciej to załatwimy, tym lepiej. Właściwie jak dla mnie możemy zacząć tu już dzisiaj.
- Aż taki pośpiech nie jest wskazany. Rozumiem, że chcesz się jej już pozbyć, ale nie możemy przez to wszystkiego zepsuć. Powinieneś o tym wiedzieć…
- Wiem – przerwałem mu. – Po prostu muszę ją uprzedzić. Nie wiadomo, kiedy ona zaatakuje. A, wierz mi, w końcu to zrobi.
- Jesteś pewny, że Feliks to odpowiedni kochanek dla ciebie? – zapytał, zmieniając temat. Zaskoczył mnie tym. Nie spodziewałem się, że z jego ust padnie tak osobiste pytanie. Zwykle nie zależało mu, by zagłębiać się w życie prywatne innych osób, nawet jeśli byli to przyjaciele.
- Co cię to tak nagle zainteresowało, hmm?
- No wiesz, nie widzę po prostu niczego, co by was łączyło.
- Jest tego więcej, niż mógłbyś się spodziewać.
- Doprawdy? A może tylko ty tak myślisz?
- Nie zapędzaj się, Beilschmidt. Zaczynasz za dużo sobie pozwalać.
- Daj spokój. Widzę, że też masz wątpliwości. Mojemu bratu mógłbyś zamydlić oczy, ale nie mnie.
- Bezczelny z ciebie gówniarz, wiesz? – mruknąłem, mierząc go wzrokiem. Na jego twarzy malowała się ta sama powaga, co zwykle. Nawet nie mogłem ocenić, czy chce mi pomóc, czy najzwyczajniej w świecie ze mnie drwi.
- Wiem. Nie pierwszy raz słyszę te słowa. To jak? Opowiesz mi o swoim… problemie? – zapytał, niedbale przeczesując włosy i nie spuszczając ze mnie tego dziwnego spojrzenia.
- Zastanawia mnie, jaki masz w tym interes.
- Powiedzmy, że chcę wybadać, czy nadal mam w tobie wroga.
- Wroga? O czym ty mówisz?
- Na pewno zauważyłeś, że Gilbert kręci się wokół ciebie. Chcę tylko wiedzieć, czy i ty jesteś nim zainteresowany, czy będziesz wierny swojemu blondwłosemu towarzyszowi. To wszystko.
- A więc o to ci chodzi… - Odetchnąłem z ulgą. – Nie masz się czym przejmować. Nawet jeśli rozstałbym się z Feliksem, nie byłbym na tyle zdesperowany, by ulec komuś, kto uprawiał seks z bratem.
- Czyli wiesz o nas. To ułatwia sprawę. Powiem więc wprost. Spróbuj się do niego zbliżyć w nieodpowiedni sposób, a wykastruję cię nożem pokrytym solą.
- Nieźle się na niego nakręciłeś. Ale zapewniam cię, że za nic w świecie nie tknę twojej zabaweczki. Możesz spać spokojnie.
- I oby tak zostało – powiedział. Żar w jego oczach wypalił się, ustępując miejsca obojętności.
W pewnym sensie rozumiałem Ludwiga. Wcale nie miałem mu za złe, że jest zazdrosny o kogoś, kogo kocha, nawet jeśli był to jego brat. Kiedyś wyśmiałbym go, dziś jednak wiem, że na jego miejscu zachowałbym się tak samo. Poza tym to właśnie przez zazdrość nie pozwalałem Feliksowi opuszczać domu czy z kimkolwiek się spotykać. Świadomość, że ktoś mógłby mi go odebrać, była nie do zniesienia.
- Zadzwoń dzisiaj do Natalii. Umów się z nią na spotkanie jutro po południu. I pamiętaj, że nie może zacząć niczego podejrzewać. Zachowuj się tak, jak zwykle w stosunku do niej. Musi być zła. To nieco przyćmi jej zmysły i sprawi, że nie będzie się dobrze pilnować.
- Nie traktuj mnie jak idioty. Rozumiem, co mam robić. A teraz wyjdź. Chcę załatwić to na osobności.
- Jak chcesz. Tylko jak coś spieprzysz, to wiedz, że nie będę po tobie sprzątał. Sam będziesz musiał się z tym uporać.
- Wszystko pójdzie zgodnie z planem – powiedziałem tonem nieznoszącym sprzeciwu. W odpowiedzi Ludwig skinął głową i wyszedł.
- Dupek – mruknąłem pod nosem i podniosłem słuchawkę telefonu. Wykręciłem numer, którego z jakiegoś powodu nie mogłem wyrzucić z pamięci, i czekałem, aż po drugiej stronie odezwie się znany, znienawidzony przeze mnie głos.
* * *
Następnego dnia byłem niezwykle nerwowy. Wczorajsza gotowość do działania śmieszyła mnie. Przecież mogło się tyle wydarzyć, a ja ekscytowałem się jak gówniarz, nie dopuszczając do siebie myśli, że coś może się nie udać. Owszem, plan był dobry, ale czy wystarczająco? Cóż, miałem się o tym przekonać dopiero za kilka godzin.
- Usiądź w końcu – upomniał mnie Ludwig, gdy zaczynałem kolejną rundę wokół salonu. – Nawet przed najważniejszymi misjami się tak nie denerwowałeś, jak teraz.
- Właściwie to co zaplanowaliście? – zapytał Feliks, stawiając na stoliku trzy kubki wypełnione aromatycznym naparem. Do moich nozdrzy doleciał silny zapach melisy, która najpewniej była przeznaczona dla mnie. Zawsze, gdy wyglądałem na zdenerwowanego, chłopak mi ją parzył. Jeszcze nigdy nie pomogła.
- Dowiesz się, gdy będzie już po wszystkim – powiedziałem. Uznałem, że lepiej wysłuchać jego żali po fakcie. – Nie martw się, wszystko pójdzie jak po maśle.
- Tylko nie zróbcie czegoś głupiego.
- Nie martw się, młody. Los Natalii jest w dobrych rękach – zapewnił go Ludwig, biorąc jeden z kubków i grzejąc nim sobie swoje długie palce.
- I to miało mnie niby pocieszyć… - westchnął ciężko. Usiadł na parapecie, wlepiając wzrok w widok za oknem. Zawsze zastanawiałem się, o czym myśli, gdy robi taką minę. Widać było, że jego umysł przeniósł się w zupełnie inne rejony, jest setki kilometrów od Moskwy. Podszedłem do niego, niby od niechcenia, i położyłem dłoń na jego ramieniu.
- Obiecuję, że jak to wszystko się skończy, wynagrodzę ci twoje zmartwienia – wyszeptałem mu do ucha, tak, by Ludwig nie był w stanie nas usłyszeć. W odpowiedzi chłopak skinął głową i uśmiechnął się do mnie delikatnie. Pogłaskałem jego policzek, modląc się w duchu, by nasze problemy w końcu się skończyły.
* * *
Gdy wybiła godzina osiemnasta, wsiedliśmy z Ludwigiem do samochodu. Ja usiadłem za kierownicą, mój przyjaciel zaś zajął miejsce na tylnym siedzeniu, gdzie mógł się w razie czego ukryć. Obaj doszliśmy do wniosku, że to najbezpieczniejsza opcja.
Umówiłem się z Natalią w parku, tam, gdzie zabierała mnie jako dziecko. Obaj liczyliśmy na to, że dotrze tam pierwsza, co znacznie ułatwiłoby nam zadanie. W ogóle w naszym planie zacząłem dostrzegać coraz więcej niewiadomych. Zbyt wiele zależało od Arlovskayi. Czułem się tak, jakbym z każdą chwilą tracił nad tym wszystkim kontrolę.
Pół godziny później byliśmy na miejscu. Na ławce w głębi parku dostrzegłem małą, skuloną postać, na którą padało mdłe światło ulicznej latarni. Jej ciemny płaszcz sprawiał, że wyróżniała się na tle wszechobecnego śniegu zalegającego wokół niej.
- Dobra, Natalia już tu jest. Czekaj tu na mnie. Za chwilę powinienem być z powrotem – powiedziałem do Ludwiga, po czym wysiadłem i pospiesznie udałem się na umówione spotkanie.
- Spóźniłeś się – zauważyła Natalia, gdy do niej podszedłem.
- Jakoś niespecjalnie mi przykro – mruknąłem, patrząc na nią z góry.
- Chciałeś mi coś wyjaśnić, prawda? Zatem słucham.
- Może porozmawiamy w moim samochodzie? Trochę tu zimno o tej porze.
- Jeśli chcesz prywatności, możemy pójść do mojego mieszkania. Obiecuję, że nie pożałujesz – zaproponowała uwodzicielskim głosem, wstając i poprawiając kołnierz mojego płaszcza. Zalotnie zatrzepotała rzęsami, ocierając się o mnie swoim ciałem.
- Prosiłem cię już tyle razy, żebyś dała mi spokój. Dlaczego nadal jesteś taka uparta?
- Bo wiem, że mnie kochasz. Tyle dla ciebie zrobiłam, tak bardzo się starałam… Nawet zabiłam tę sukę, która chciała nas rozdzielić. Jak ona się nazywała? Olena…
- Nie waż się tak o niej mówić – warknąłem, patrząc na nią z nienawiścią i chęcią mordu.
- Ale taka jest prawda, kochanie. Twoja biuściasta przyjaciółka tylko przeszkadzała, była jak kamień w bucie. Usunięcie jej było wskazane.
- Kochałem ją. Wiązałem z nią przyszłość. Olena była dla mnie całym moim światem. Tak naprawdę to ty byłaś przeszkodą, nie ona. Szkoda tylko, że wcześniej się na to nie zdecydowałem.
- Na co? – zapytała, kładąc dłoń na moim policzku.
- Zaraz sama się przekonasz – powiedziałem. Szybkim ruchem odwróciłem ją do siebie plecami i przyłożyłem jej do twarzy chustkę nasączoną chloroformem. Zaczęła się wić, musiałem więc trochę się z nią siłować, lecz po kilku sekundach zaczęła opadać z sił, by ostatecznie stracić przytomność. Mając pewność, że nie udaje, wziąłem ją na ręce i zaniosłem do samochodu. – Pomóż mi – powiedziałem do Ludwiga, który złapał ją za nogi i razem ze mną ułożył Natalię na tylnym siedzeniu. Następnie związał jej ręce na plecach, starając się, by węzły były jak najciaśniejsze. – Nogi też. Nie wiadomo, co jej może strzelić do głowy, gdy, nie daj Boże, się ocknie.
- W sumie racja – stwierdził, chwytając drugi sznur i oplatając nim kostki kobiety. Po chwili namysłu połączył więzy na rękach i nogach jeszcze jednym kawałkiem liny, pozostawiając tym samym Natalię w bardzo niewygodnej pozycji.
- Gdzie się tego nauczyłeś? Czyżbyś testował to na Gilbercie? – zapytałem złośliwie, dostrzegając jego doskonałą technikę, którą posiadać mógł tylko zapalony sadysta.
- Żeby tylko to… - mruknął tajemniczo, siadając na przednim siedzeniu i spoglądając na mnie wyczekująco.
- Swoją drogą, nie wiedziałem, że z twojego brata taki masochista – zagadnąłem, odpalając silnik i wyjeżdżając na główną drogę. Po chwili skręciłem w jedną z polnych dróg prowadzącą nad jezioro.
- Może dlatego, że nie widziałeś go w łóżku – odparł w końcu, grzebiąc w kieszeni i uparcie czegoś szukając.
- Papierosy są w schowku, jeśli nie masz swoich.
- Będę wdzięczny – powiedział, sięgając we wskazane miejsce. Wyciągnął jednego, po czym podpalił go od zapałki trawionej przez jasny płomień.
- Dlaczego akurat Gilbert? – zapytałem, nie mogąc dłużej znieść ciekawości.
- Szczerze? Nie mam pojęcia. Trudno o większego i bardziej irytującego idiotę.
- Tak, to mu trzeba przyznać. Jest totalnym kretynem. W dodatku sprawia same problemy i żadnego z niego pożytku.
- Kiedyś był inny. Zmienił się, gdy dostrzegł, że nie musi mnie już wychowywać i troszczyć się o mnie. Myślę, że nadrabia zabrane mu dzieciństwo.
- Kto by pomyślał… - szepnąłem, zatrzymując się nieopodal brzegu, którego pewnie bym nie zauważył, gdyby nie dość znaczna różnica wysokości. – Weź torbę z narzędziami, jak poniosę Natalię.
- Naprawdę chcesz powiedzieć Feliksowi o tym, co za chwilę zrobimy? Mam wrażenie, że dzieciak się załamie, gdy to usłyszy.
- Kazałem mu patrzeć, jak żołnierze rozstrzeliwują jego sąsiadkę, z którą rozmawiał dzień wcześniej, a także jak giną jego znajomi, którzy kiedyś się nim zajmowali. Myślę, że uodporniłem go na tyle, by nie przejął się tym jakoś szczególnie.
- Jak chcesz. Pamiętaj tylko, że cię ostrzegałem – odparł, chwytając torbę i schodząc ostrożnie na dół. Podążyłem tuż za nim, nie zwracając uwagi na to, że głowa Natalii co jakiś czas zahaczała o ziemię, pokrywając się przez to śniegiem.
Wraz z Ludwigiem wyszliśmy niemal na środek jeziora, co chwilę ślizgając się i starając się, by nie upaść. W końcu stanęliśmy i zabraliśmy się za wycięcie przerębla, co zajęło nam jakieś dziesięć minut, gdyż lód o tej porze roku był niezwykle gruby i twardy. Gdy skończyliśmy, wyciągnąłem z torby spory kamień i przywiązałem go do liny krępującej Natalię.
- Zakończmy to – powiedziałem, wrzucając kamień do jeziora i obserwując, jak ciągnie za sobą bezwładne ciało Arlovskayi, które po chwili zniknęło w mrocznej toni. Jedyne, co po niej zostało, to spieniona woda i cichy bulgot bąbelków. Na koniec zakryliśmy przeręblę wyciętym lodem i przysypaliśmy wszelkie ślady śniegiem, lecz okazało się to zbędne, gdyż po chwili z nieba zaczął sypać się biały puch, jakby chcąc stać się naszym wspólnikiem.
- Łatwo poszło – stwierdził Ludwig, gdy wróciliśmy do samochodu i zajęliśmy w nim swoje miejsca. Nic nie odpowiedziałem, uśmiechnąłem się tylko, i odpaliłem silnik. Chciałem jak najszybciej wrócić do domu, by odpocząć i zacząć cieszyć się z nowego życia.
* * *
- Już wyjeżdżasz? Jest po dwudziestej, niebezpiecznie jechać o tej porze, w dodatku w taką pogodę – powiedziałem, gdy Ludwig, zamiast zdjąć płaszcz, poszedł do pokoju gościnnego i zaczął się pakować.
- I tak za długo tu zabawiłem. Muszę już wracać.
- A jak zabijesz się gdzieś po drodze?
- Nie martw się, jestem dobrym kierowcą. Poradzę sobie.
- Jak chcesz. W razie czego wiedz, że możesz liczyć na wiązankę ode mnie.
- Nie zapomnij o zapaleniu znicza – zadrwił, chwytając torbę i stając naprzeciw mnie. Uścisnęliśmy sobie dłonie, po czym mężczyzna pospiesznie poszedł do wyjścia. Chwilę później usłyszałem warkot silnika, w oknie mignęły światła reflektorów, i już go nie było. Przeciągnąłem się, ziewając, i udałem się do łazienki. Nie miałem ochoty na kąpiel, opłukałem więc twarz, rozebrałem się do majtek i poszedłem do sypialni. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo jestem zmęczony. Już miałem opaść na łóżko, gdy zorientowałem się, że przy biurku siedzi Feliks. Jego głowa oparta była o ścianę, miał otwarte usta, a jego ręce zwisały bezwładnie po bokach krzesła. Cmoknąłem cicho i wziąłem go na ręce, uważając, by się nie obudził. Zdjąłem z niego sweter i spodnie, ułożyłem go na łóżku, po czym zająłem miejsce obok niego. Przytuliłem się do jego chłodnego, drobnego ciała, położyłem sobie jego głowę na ramieniu, szczelnie przykryłem go kołdrą i zamknąłem oczy.
Zasnąłem, otumaniony zapachem Feliksa i dźwiękiem jego bijącego serca.






No i stało się. Napisałam. Jestem miszczem nad miszczami :D
A teraz byle do kolejnej części!
Ps. Przydałby się taki Ivan do grzania w nocy :3




6 komentarzy:

  1. AWWWW :3 Czyli jednak się wyrobiłaś ^^ Dziękuje <3 Jesteś szybsza (o wiele) od Yatta xD zamówiłam tam paczkę na urodziny pod koniec marca i jeszcze nie przyszła ;_; Arigatou ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama się dziwiłam, gdy siedziałam 2 godziny bez przerwy i pisałam, i to w dodatku z mega weną. Ale było fajnie. Nawet podoba mi się ten rozdział. A bycie od Yatty chyba nie jest zbyt trudne. Serio. Słyszałam tyle negatywnych opinii na temat dostarczania przesyłek zamówionych tam, że już nic mnie nie zdziwi.
      Ps. Co fajnego tam zamówiłaś? :3

      Usuń
    2. 4 przypinki z Hetalii, Kubek z hetalii z własnym nadrukiem, pierwszy tom Atak tytanów, trzy markery COPIC, dwa magazyny otaku i poduszkę z Ivanem. A dzisiaj jeszcze zamawiam sobie kolejne rzeczy (mama dała hajs i kupuje mi poduszkę (kolejną) z Ivanem wielkości człowieka) ^^

      Usuń
    3. Zazdro. Ja, chociaż obejrzałam dużo anime i przeczytałam ogrom mang w swoim życiu, to nie mam ani jednego gadżetu T^T I jestem bardzo smutna z tego powodu. Pamiętam, jak byłam z rodziną na wakacjach i w restauracji kelnerka miała koszulkę z postaciami z Naruto. I przez cały czas się na nią gapiłam i pokazywałam ją siostrze, tłumacząc, dlaczego jest taka fajna. A ona i tak nie zrozumiała >.<
      I tak wgl to te poduszki wielkości człowieka są mega. Ten, kto je wymyślił, był geniuszem.
      Ps. Będziesz mi się musiała pochwalić swoimi nabytkami! Bo uwielbiam takie rzeczy (CHOCIAŻ SAMA NIE MAM ANI JEDNEJ).
      No. Pozdrawiam etc :3

      Usuń
  2. A i PS. Ivan to mój mąż i tylko mnie może grzać w nocy!!! xDDD #ZazdrośćModOn

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, ja mam tyle moich ♥ postaci, że Iwana mogę Ci odstąpić z dobroci serca. Niestety, jak na razie mam tylko plakat od mojego kochanego kohaia, na którym mogę podziwiać miłości mojego życia (a i tak nie ma tam wszystkich). To takie smutne, że ktoś, kogo ubóstwiasz, jest amerykańskim aktorem albo w ogóle nie istnieje, bo jest narysowany T^T
      A wszyscy się dziwią, że moje życie towarzyskie ssie :<

      Usuń