Ze specjalną dedykacją dla Toshiko Hiroyuki. Sto lat!
- Muszę przyznać, że podoba mi się twój tok
myślenia – powiedziałem, gdy następnego dnia omawialiśmy z Ludwigiem plan
działania. W niemal godzinę udało nam się dojść do porozumienia, z czego byłem
bardzo zadowolony. – Myślę, że im szybciej to załatwimy, tym lepiej. Właściwie
jak dla mnie możemy zacząć tu już dzisiaj.
- Aż taki pośpiech nie jest wskazany.
Rozumiem, że chcesz się jej już pozbyć, ale nie możemy przez to wszystkiego
zepsuć. Powinieneś o tym wiedzieć…
- Wiem – przerwałem mu. – Po prostu muszę ją
uprzedzić. Nie wiadomo, kiedy ona zaatakuje. A, wierz mi, w końcu to zrobi.
- Jesteś pewny, że Feliks to odpowiedni
kochanek dla ciebie? – zapytał, zmieniając temat. Zaskoczył mnie tym. Nie
spodziewałem się, że z jego ust padnie tak osobiste pytanie. Zwykle nie
zależało mu, by zagłębiać się w życie prywatne innych osób, nawet jeśli byli to
przyjaciele.
- Co cię to tak nagle zainteresowało, hmm?
- No wiesz, nie widzę po prostu niczego, co
by was łączyło.
- Jest tego więcej, niż mógłbyś się
spodziewać.
- Doprawdy? A może tylko ty tak myślisz?
- Nie zapędzaj się, Beilschmidt. Zaczynasz za
dużo sobie pozwalać.
- Daj spokój. Widzę, że też masz wątpliwości.
Mojemu bratu mógłbyś zamydlić oczy, ale nie mnie.
- Bezczelny z ciebie gówniarz, wiesz? –
mruknąłem, mierząc go wzrokiem. Na jego twarzy malowała się ta sama powaga, co
zwykle. Nawet nie mogłem ocenić, czy chce mi pomóc, czy najzwyczajniej w
świecie ze mnie drwi.
- Wiem. Nie pierwszy raz słyszę te słowa. To
jak? Opowiesz mi o swoim… problemie? – zapytał, niedbale przeczesując włosy i nie
spuszczając ze mnie tego dziwnego spojrzenia.
- Zastanawia mnie, jaki masz w tym interes.
- Powiedzmy, że chcę wybadać, czy nadal mam w
tobie wroga.
- Wroga? O czym ty mówisz?
- Na pewno zauważyłeś, że Gilbert kręci się
wokół ciebie. Chcę tylko wiedzieć, czy i ty jesteś nim zainteresowany, czy
będziesz wierny swojemu blondwłosemu towarzyszowi. To wszystko.
- A więc o to ci chodzi… - Odetchnąłem z
ulgą. – Nie masz się czym przejmować. Nawet jeśli rozstałbym się z Feliksem,
nie byłbym na tyle zdesperowany, by ulec komuś, kto uprawiał seks z bratem.
- Czyli wiesz o nas. To ułatwia sprawę.
Powiem więc wprost. Spróbuj się do niego zbliżyć w nieodpowiedni sposób, a
wykastruję cię nożem pokrytym solą.
- Nieźle się na niego nakręciłeś. Ale
zapewniam cię, że za nic w świecie nie tknę twojej zabaweczki. Możesz spać
spokojnie.
- I oby tak zostało – powiedział. Żar w jego
oczach wypalił się, ustępując miejsca obojętności.
W pewnym sensie rozumiałem Ludwiga. Wcale nie
miałem mu za złe, że jest zazdrosny o kogoś, kogo kocha, nawet jeśli był to
jego brat. Kiedyś wyśmiałbym go, dziś jednak wiem, że na jego miejscu
zachowałbym się tak samo. Poza tym to właśnie przez zazdrość nie pozwalałem
Feliksowi opuszczać domu czy z kimkolwiek się spotykać. Świadomość, że ktoś
mógłby mi go odebrać, była nie do zniesienia.
- Zadzwoń dzisiaj do Natalii. Umów się z nią
na spotkanie jutro po południu. I pamiętaj, że nie może zacząć niczego
podejrzewać. Zachowuj się tak, jak zwykle w stosunku do niej. Musi być
zła. To nieco przyćmi jej zmysły i sprawi, że nie będzie się dobrze pilnować.
- Nie traktuj mnie jak idioty. Rozumiem, co
mam robić. A teraz wyjdź. Chcę załatwić to na osobności.
- Jak chcesz. Tylko jak coś spieprzysz, to
wiedz, że nie będę po tobie sprzątał. Sam będziesz musiał się z tym uporać.
- Wszystko pójdzie zgodnie z planem –
powiedziałem tonem nieznoszącym sprzeciwu. W odpowiedzi Ludwig skinął głową i
wyszedł.
- Dupek – mruknąłem pod nosem i podniosłem
słuchawkę telefonu. Wykręciłem numer, którego z jakiegoś powodu nie mogłem wyrzucić
z pamięci, i czekałem, aż po drugiej stronie odezwie się znany,
znienawidzony przeze mnie głos.
* * *
Następnego dnia byłem niezwykle nerwowy.
Wczorajsza gotowość do działania śmieszyła mnie. Przecież mogło się tyle
wydarzyć, a ja ekscytowałem się jak gówniarz, nie dopuszczając do siebie myśli,
że coś może się nie udać. Owszem, plan był dobry, ale czy wystarczająco? Cóż,
miałem się o tym przekonać dopiero za kilka godzin.
- Usiądź w końcu – upomniał mnie Ludwig, gdy
zaczynałem kolejną rundę wokół salonu. – Nawet przed najważniejszymi misjami
się tak nie denerwowałeś, jak teraz.
- Właściwie to co zaplanowaliście? – zapytał
Feliks, stawiając na stoliku trzy kubki wypełnione aromatycznym naparem. Do
moich nozdrzy doleciał silny zapach melisy, która najpewniej była przeznaczona
dla mnie. Zawsze, gdy wyglądałem na zdenerwowanego, chłopak mi ją parzył.
Jeszcze nigdy nie pomogła.
- Dowiesz się, gdy będzie już po wszystkim –
powiedziałem. Uznałem, że lepiej wysłuchać jego żali po fakcie. – Nie martw
się, wszystko pójdzie jak po maśle.
- Tylko nie zróbcie czegoś głupiego.
- Nie martw się, młody. Los Natalii jest w
dobrych rękach – zapewnił go Ludwig, biorąc jeden z kubków i grzejąc nim sobie
swoje długie palce.
- I to miało mnie niby pocieszyć… - westchnął
ciężko. Usiadł na parapecie, wlepiając wzrok w widok za oknem. Zawsze
zastanawiałem się, o czym myśli, gdy robi taką minę. Widać było, że jego umysł
przeniósł się w zupełnie inne rejony, jest setki kilometrów od Moskwy.
Podszedłem do niego, niby od niechcenia, i położyłem dłoń na jego ramieniu.
- Obiecuję, że jak to wszystko się skończy,
wynagrodzę ci twoje zmartwienia – wyszeptałem mu do ucha, tak, by Ludwig
nie był w stanie nas usłyszeć. W odpowiedzi chłopak skinął głową i uśmiechnął
się do mnie delikatnie. Pogłaskałem jego policzek, modląc się w duchu, by nasze
problemy w końcu się skończyły.
* * *
Gdy wybiła godzina osiemnasta, wsiedliśmy z
Ludwigiem do samochodu. Ja usiadłem za kierownicą, mój przyjaciel zaś zajął
miejsce na tylnym siedzeniu, gdzie mógł się w razie czego ukryć. Obaj doszliśmy do
wniosku, że to najbezpieczniejsza opcja.
Umówiłem się z Natalią w parku, tam, gdzie
zabierała mnie jako dziecko. Obaj liczyliśmy na to, że dotrze tam pierwsza, co
znacznie ułatwiłoby nam zadanie. W ogóle w naszym planie zacząłem
dostrzegać coraz więcej niewiadomych. Zbyt wiele zależało od Arlovskayi. Czułem się tak, jakbym z
każdą chwilą tracił nad tym wszystkim kontrolę.
Pół godziny
później byliśmy na miejscu. Na ławce w głębi parku dostrzegłem małą, skuloną
postać, na którą padało mdłe światło ulicznej latarni. Jej ciemny płaszcz
sprawiał, że wyróżniała się na tle wszechobecnego śniegu zalegającego wokół
niej.
- Dobra,
Natalia już tu jest. Czekaj tu na mnie. Za chwilę powinienem być
z powrotem – powiedziałem do Ludwiga, po czym wysiadłem i pospiesznie
udałem się na umówione spotkanie.
- Spóźniłeś
się – zauważyła Natalia, gdy do niej podszedłem.
- Jakoś
niespecjalnie mi przykro – mruknąłem, patrząc na nią z góry.
- Chciałeś
mi coś wyjaśnić, prawda? Zatem słucham.
- Może
porozmawiamy w moim samochodzie? Trochę tu zimno o tej porze.
- Jeśli
chcesz prywatności, możemy pójść do mojego mieszkania. Obiecuję, że nie
pożałujesz – zaproponowała uwodzicielskim głosem, wstając i poprawiając
kołnierz mojego płaszcza. Zalotnie zatrzepotała rzęsami, ocierając się o mnie
swoim ciałem.
- Prosiłem
cię już tyle razy, żebyś dała mi spokój. Dlaczego nadal jesteś taka uparta?
- Bo wiem,
że mnie kochasz. Tyle dla ciebie zrobiłam, tak bardzo się starałam… Nawet
zabiłam tę sukę, która chciała nas rozdzielić. Jak ona się nazywała? Olena…
- Nie waż
się tak o niej mówić – warknąłem, patrząc na nią z nienawiścią i chęcią
mordu.
- Ale taka
jest prawda, kochanie. Twoja biuściasta przyjaciółka tylko przeszkadzała, była
jak kamień w bucie. Usunięcie jej było wskazane.
- Kochałem
ją. Wiązałem z nią przyszłość. Olena była dla mnie całym moim światem. Tak
naprawdę to ty byłaś przeszkodą, nie ona. Szkoda tylko, że wcześniej się na to
nie zdecydowałem.
- Na co? –
zapytała, kładąc dłoń na moim policzku.
- Zaraz sama
się przekonasz – powiedziałem. Szybkim ruchem odwróciłem ją do siebie plecami i
przyłożyłem jej do twarzy chustkę nasączoną chloroformem. Zaczęła się wić,
musiałem więc trochę się z nią siłować, lecz po kilku sekundach zaczęła opadać
z sił, by ostatecznie stracić przytomność. Mając pewność, że nie udaje, wziąłem
ją na ręce i zaniosłem do samochodu. – Pomóż mi – powiedziałem do Ludwiga,
który złapał ją za nogi i razem ze mną ułożył Natalię na tylnym siedzeniu.
Następnie związał jej ręce na plecach, starając się, by węzły były jak
najciaśniejsze. – Nogi też. Nie wiadomo, co jej może strzelić do głowy, gdy, nie daj Boże, się ocknie.
- W sumie
racja – stwierdził, chwytając drugi sznur i oplatając nim kostki kobiety. Po
chwili namysłu połączył więzy na rękach i nogach jeszcze jednym kawałkiem liny,
pozostawiając tym samym Natalię w bardzo niewygodnej pozycji.
- Gdzie się
tego nauczyłeś? Czyżbyś testował to na Gilbercie? – zapytałem złośliwie,
dostrzegając jego doskonałą technikę, którą posiadać mógł tylko zapalony
sadysta.
- Żeby tylko
to… - mruknął tajemniczo, siadając na przednim siedzeniu i spoglądając na
mnie wyczekująco.
- Swoją
drogą, nie wiedziałem, że z twojego brata taki masochista – zagadnąłem,
odpalając silnik i wyjeżdżając na główną drogę. Po chwili skręciłem
w jedną z polnych dróg prowadzącą nad jezioro.
- Może
dlatego, że nie widziałeś go w łóżku – odparł w końcu, grzebiąc w kieszeni
i uparcie czegoś szukając.
- Papierosy
są w schowku, jeśli nie masz swoich.
- Będę
wdzięczny – powiedział, sięgając we wskazane miejsce. Wyciągnął jednego, po
czym podpalił go od zapałki trawionej przez jasny płomień.
- Dlaczego
akurat Gilbert? – zapytałem, nie mogąc dłużej znieść ciekawości.
- Szczerze?
Nie mam pojęcia. Trudno o większego i bardziej irytującego idiotę.
- Tak, to mu
trzeba przyznać. Jest totalnym kretynem. W dodatku sprawia same problemy i
żadnego z niego pożytku.
- Kiedyś był
inny. Zmienił się, gdy dostrzegł, że nie musi mnie już wychowywać i troszczyć
się o mnie. Myślę, że nadrabia zabrane mu dzieciństwo.
- Kto by
pomyślał… - szepnąłem, zatrzymując się nieopodal brzegu, którego pewnie bym nie
zauważył, gdyby nie dość znaczna różnica wysokości. – Weź torbę
z narzędziami, jak poniosę Natalię.
- Naprawdę
chcesz powiedzieć Feliksowi o tym, co za chwilę zrobimy? Mam wrażenie, że dzieciak
się załamie, gdy to usłyszy.
- Kazałem mu
patrzeć, jak żołnierze rozstrzeliwują jego sąsiadkę, z którą rozmawiał dzień
wcześniej, a także jak giną jego znajomi, którzy kiedyś się nim zajmowali.
Myślę, że uodporniłem go na tyle, by nie przejął się tym jakoś szczególnie.
- Jak
chcesz. Pamiętaj tylko, że cię ostrzegałem – odparł, chwytając torbę
i schodząc ostrożnie na dół. Podążyłem tuż za nim, nie zwracając uwagi na
to, że głowa Natalii co jakiś czas zahaczała o ziemię, pokrywając się przez to
śniegiem.
Wraz z
Ludwigiem wyszliśmy niemal na środek jeziora, co chwilę ślizgając się i
starając się, by nie upaść. W końcu stanęliśmy i zabraliśmy się za wycięcie
przerębla, co zajęło nam jakieś dziesięć minut, gdyż lód o tej porze roku był
niezwykle gruby i twardy. Gdy skończyliśmy, wyciągnąłem z torby spory kamień
i przywiązałem go do liny krępującej Natalię.
- Zakończmy
to – powiedziałem, wrzucając kamień do jeziora i obserwując, jak ciągnie za
sobą bezwładne ciało Arlovskayi, które po chwili zniknęło w mrocznej toni.
Jedyne, co po niej zostało, to spieniona woda i cichy bulgot bąbelków. Na
koniec zakryliśmy przeręblę wyciętym lodem i przysypaliśmy wszelkie ślady
śniegiem, lecz okazało się to zbędne, gdyż po chwili z nieba zaczął sypać się
biały puch, jakby chcąc stać się naszym wspólnikiem.
- Łatwo
poszło – stwierdził Ludwig, gdy wróciliśmy do samochodu i zajęliśmy w nim swoje
miejsca. Nic nie odpowiedziałem, uśmiechnąłem się tylko, i odpaliłem silnik.
Chciałem jak najszybciej wrócić do domu, by odpocząć i zacząć cieszyć się
z nowego życia.
* * *
- Już
wyjeżdżasz? Jest po dwudziestej, niebezpiecznie jechać o tej porze,
w dodatku w taką pogodę – powiedziałem, gdy Ludwig, zamiast zdjąć płaszcz,
poszedł do pokoju gościnnego i zaczął się pakować.
- I tak za
długo tu zabawiłem. Muszę już wracać.
- A jak
zabijesz się gdzieś po drodze?
- Nie martw się, jestem dobrym kierowcą. Poradzę sobie.
- Jak
chcesz. W razie czego wiedz, że możesz liczyć na wiązankę ode mnie.
- Nie
zapomnij o zapaleniu znicza – zadrwił, chwytając torbę i stając naprzeciw mnie.
Uścisnęliśmy sobie dłonie, po czym mężczyzna pospiesznie poszedł do wyjścia.
Chwilę później usłyszałem warkot silnika, w oknie mignęły światła reflektorów,
i już go nie było. Przeciągnąłem się, ziewając, i udałem się do łazienki. Nie
miałem ochoty na kąpiel, opłukałem więc twarz, rozebrałem się do majtek
i poszedłem do sypialni. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, jak
bardzo jestem zmęczony. Już miałem opaść na łóżko, gdy zorientowałem się, że
przy biurku siedzi Feliks. Jego głowa oparta była o ścianę, miał otwarte usta,
a jego ręce zwisały bezwładnie po bokach krzesła. Cmoknąłem cicho i wziąłem go
na ręce, uważając, by się nie obudził. Zdjąłem z niego sweter i spodnie,
ułożyłem go na łóżku, po czym zająłem miejsce obok niego. Przytuliłem się do
jego chłodnego, drobnego ciała, położyłem sobie jego głowę na ramieniu,
szczelnie przykryłem go kołdrą i zamknąłem oczy.
Zasnąłem,
otumaniony zapachem Feliksa i dźwiękiem jego bijącego serca.
No i stało się. Napisałam. Jestem miszczem nad miszczami :D
A teraz byle do kolejnej części!
Ps. Przydałby się taki Ivan do grzania w nocy :3
AWWWW :3 Czyli jednak się wyrobiłaś ^^ Dziękuje <3 Jesteś szybsza (o wiele) od Yatta xD zamówiłam tam paczkę na urodziny pod koniec marca i jeszcze nie przyszła ;_; Arigatou ^^
OdpowiedzUsuńSama się dziwiłam, gdy siedziałam 2 godziny bez przerwy i pisałam, i to w dodatku z mega weną. Ale było fajnie. Nawet podoba mi się ten rozdział. A bycie od Yatty chyba nie jest zbyt trudne. Serio. Słyszałam tyle negatywnych opinii na temat dostarczania przesyłek zamówionych tam, że już nic mnie nie zdziwi.
UsuńPs. Co fajnego tam zamówiłaś? :3
4 przypinki z Hetalii, Kubek z hetalii z własnym nadrukiem, pierwszy tom Atak tytanów, trzy markery COPIC, dwa magazyny otaku i poduszkę z Ivanem. A dzisiaj jeszcze zamawiam sobie kolejne rzeczy (mama dała hajs i kupuje mi poduszkę (kolejną) z Ivanem wielkości człowieka) ^^
UsuńZazdro. Ja, chociaż obejrzałam dużo anime i przeczytałam ogrom mang w swoim życiu, to nie mam ani jednego gadżetu T^T I jestem bardzo smutna z tego powodu. Pamiętam, jak byłam z rodziną na wakacjach i w restauracji kelnerka miała koszulkę z postaciami z Naruto. I przez cały czas się na nią gapiłam i pokazywałam ją siostrze, tłumacząc, dlaczego jest taka fajna. A ona i tak nie zrozumiała >.<
UsuńI tak wgl to te poduszki wielkości człowieka są mega. Ten, kto je wymyślił, był geniuszem.
Ps. Będziesz mi się musiała pochwalić swoimi nabytkami! Bo uwielbiam takie rzeczy (CHOCIAŻ SAMA NIE MAM ANI JEDNEJ).
No. Pozdrawiam etc :3
A i PS. Ivan to mój mąż i tylko mnie może grzać w nocy!!! xDDD #ZazdrośćModOn
OdpowiedzUsuńOch, ja mam tyle moich ♥ postaci, że Iwana mogę Ci odstąpić z dobroci serca. Niestety, jak na razie mam tylko plakat od mojego kochanego kohaia, na którym mogę podziwiać miłości mojego życia (a i tak nie ma tam wszystkich). To takie smutne, że ktoś, kogo ubóstwiasz, jest amerykańskim aktorem albo w ogóle nie istnieje, bo jest narysowany T^T
UsuńA wszyscy się dziwią, że moje życie towarzyskie ssie :<