- Fajnie dzisiaj grałeś – stwierdził
Arek, zaglądając do pokoju swojego brata, który leżał na łóżku z zamkniętymi
oczami.
- Ty też. A teraz daj mi spokój.
Jestem zmęczony.
- Jak zawsze – jęknął, podchodząc do
niego. Usiadł na skraju łóżka i pogłaskał go po policzku, próbując w ten
sposób zwrócić na siebie jego uwagę. Podziałało.
- Mówiłem ci już, że nie mam na to
ochoty.
- I tak za każdym razem. Kiedy
ostatnio się ze mną kochałeś? – zapytał nieco płaczliwie.
- Arek, to nie jest normalne…
Jesteśmy braćmi!
- Przecież wiem, że ci się to
podoba. Poza tym nie zapłodnię cię, nic się nie stanie.
- Nie o to chodzi.
- A o co?
- Posłuchaj… To był błąd, że wtedy
ci uległem. Gdybym wtedy był dość silny, żeby ci odmówić…
- To co? – przerwał mu. – To
naprawdę nic dla ciebie nie znaczy? Ja dla ciebie nic nie znaczę?
- Przecież wiesz, że tak nie jest.
- W takim razie mi to udowodnij.
Udowodnij, że nie jestem dla ciebie nikim.
Dawid zamknął oczy, zawiedziony
przebiegiem tej rozmowy. Czuł się zapędzony w kozi róg. Gdy poczuł na swoich
ustach pocałunek, powoli rozchylił wargi. Wahał się, jak za każdym razem, ale
czuł, że nie ma innego wyjścia. Arek złapał go w swoje sidła, nie pozwalając
się z nich uwolnić. Sam nie wiedział, co jest gorsze. Świadomość, że jest od
niego tak bardzo uzależniony, czy że dzieli łoże z rodzonym bratem.
Tej nocy kochali się jeszcze
mocniej, niż zwykle. Było im dobrze, lecz wiedzieli, że w końcu ich szczęście
będzie musiało się po prostu skończyć.
* * *
- Halo? – rzucił do słuchawki Dawid.
Po nieprzespanej nocy był nieziemsko zmęczony, sączył mocną kawę, która jednak
niewiele pomagała. – Tak, przy telefonie… Jak to? Nie wiem, o czym pan mówi…
Spotkać się? Kiedy i gdzie?... Dobrze, niech będzie. Do zobaczenia. – Rozłączył
się i nerwowym ruchem potarł skronie. Mężczyzna, który do niego zadzwonił,
mówił coś o jakichś zdjęciach, informacjach… Dawid nie wiedział, co ma o tym
wszystkim myśleć. Nie byli jakimiś sławnymi osobami, komu zależałoby na
zniszczeniu jego reputacji? Zerwał się z krzesła i wyszedł na balkon.
Zapalił papierosa i trzęsącymi się z nerwów dłońmi unosił go raz po raz do ust,
zaciągając się mocno. Spojrzał na zegarek; dochodziła dziewiąta. Za cztery
godziny wszystko miało się wyjaśnić.
- Dawid? Gdzie jesteś? – usłyszał
senne wołanie. Wychylił się, szukając wzrokiem swojego brata.
- Na balkonie – powiedział. Z
pomiędzy jego warg uleciały resztki dymu.
- Coś się stało? Martwi cię coś? –
zapytał Arek. Od razu go przejrzał. Widział po jego minie i zachowaniu, że coś
jest na rzeczy.
- Nic takiego. Dostałem dzisiaj dość
dziwny telefon, to wszystko.
- Nic takiego, co? – mruknął, wieszając się na jego ramieniu. – Przecież widzę, że to nie był zwykły „dziwny
telefon”. Dawid, mi możesz powiedzieć.
- Jak mówię, że to nic takiego, to
tak jest! Koniec tematu – krzyknął, odpychając od siebie brata i idąc z
powrotem do kuchni. Usiadł ciężko na krześle i schował twarz w dłoniach. –
Przepraszam, poniosło mnie – wyszeptał, gdy poczuł na swojej głowie jego dłoń.
– Nie martw się, to naprawdę nic takiego.
- Niech ci będzie. Ale wiedz, że
zawsze możesz z tym do mnie przyjść, wygadać się, znaleźć pocieszenie…
- Ty tylko o jednym – warknął,
zniesmaczony, i poszedł do pokoju, by się ubrać. Naciągnął na siebie pierwsze
lepsze ciuchy, chwycił kurtkę i wyszedł. Potrzebował chwili na zastanowienie
się, a tego nie znalazłby na pewno przy Arku.
* *
*
Po godzinie błąkania się ruchliwymi
ulicami, Dawid postanowił wstąpić do swojego przyjaciela. Nie chciał się mu
zwierzać ze swoich problemów, zresztą Andrzej był nieraz jeszcze bardziej
beztroski niż Arek. Po prostu pragnął się nieco odstresować, a przy nim było to
jak najbardziej możliwe. Różnica między Andrzejem a Arkiem polegała właśnie na
tym, że ten pierwszy potrafił idealnie dostosować się do nastroju swoich
rozmówców, tym samym dając im to, czego w danej chwili najbardziej
potrzebowali.
- Cześć, Dawid. Co cię do mnie
sprowadza? – zapytał wysoki mężczyzna o brązowych włosach i niebieskich
oczach, stając w drzwiach i opierając się o ich framugę.
- Przyszedłem w odwiedziny. Mogę?
- Jasne. Co prawda wstąpiła do mnie
Magda, ale nie będzie miała nic przeciwko. Chodź – powiedział, zapraszając go
do środka. – Idź do salonu, zaraz przyniosę ci szklankę.
- Cześć – przywitał się z siedzącą
na kanapie brunetką sączącą piwo w butelki. Momentalnie się rozpromieniła
i podeszła do niego.
- Cześć, Dawid! Dawno cię nie
widziałam – powiedziała, przytulając go. – Chodzisz jeszcze na akademię? –
zaśmiała się, z powrotem zajmując swoje miejsce.
- Pewnie, że chodzę. Nie potrafiłbym
z tego zrezygnować.
- Proszę, coś dla ciebie – rzucił
Andrzej, podając mu browar. Dawid przecząco pokręcił głową.
- Wolałbym dostać szklankę wody czy
jakiegoś soku, jeśli masz.
- Co jest? Myślałem, że w soboty
sobie nie odmawiasz? – zapytał, wyciągając spod stołu karton z sokiem
pomarańczowym.
- Mam spotkanie o pierwszej, sam
rozumiesz…
- Z dziewczyną? – zaciekawiła się
Magda, nie zauważając porozumiewawczych spojrzeń pomiędzy mężczyznami.
- Można tak powiedzieć. Ale nie
przyszedłem tu o tym rozmawiać. Co u was? – zapytał, zręcznie zmieniając temat.
Co chwilę spoglądał nerwowo na zegarek, przeklinając wskazówki, że tak szybko
mkną do przodu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz