Gdy duży zegar z wahadłem zdobiący ścianę w salonie wybił
szesnastą, deszcz w dalszym ciągu padał w najlepsze. Ciężkie krople z
uporem maniaka uderzały o szybę, jakby za wszelką cenę chciały dostać się do
środka. Potarłem skronie, próbując oczyścić umysł z tych wszystkich myśli,
które za nic nie chciały dać mi spokoju,
dotyczyły Iwana. Jego dzisiejsze zachowanie były doprawdy dziwne. Przez
cały dzień unikał mnie, omijał moją osobę szerokim łukiem, pilnując się przy
tym, aby przypadkiem nie spojrzeć mi w oczy. Jeszcze nigdy nie widziałem
go takiego. Twardy, pewny siebie Rosjanin nękający mnie na każdym kroku
zniknął, pozostawiając niepewną, przygarbioną istotę. Czyżby wstydził się tego,
że w nocy pokazał mi swoją słabość, tuląc się do mnie przy każdym grzmocie i
błysku jak dziecko? Nawet jeśli tak było, to nie widziałem powodu, by się tak
zachowywać. Wręcz przeciwnie, znowu zobaczyłem w nim cząstkę człowieczeństwa.
Nie mogąc już dłużej tego wytrzymać, poszedłem do mojego
gabinetu, który na czas nieokreślony został zajęty przez Braginskiego. Cicho
otworzyłem drzwi i zajrzałem do środka. Iwan siedział przy biurku i
wypełniał jakieś dokumenty, a każdej strony otaczały go pozostałe papiery.
Jasne światło lampki odbijało się w jego prostych okularach, które miał na
nosie, i które dodawały mu powagi, ale i uroku. Niepewnie wszedłem do środka.
- Możemy porozmawiać? – zagadnąłem.
- Jestem zajęty.
- To zajmie tylko chwilę.
- Mimo wszystko.
- Po tym, co się wczoraj wydarzyło, to ja powinienem
zachowywać się jak urażona panienka, nie sądzisz?
- Nie.
- Do cholery, Iwan, to ty mnie zgwałciłeś, więc o co ci
chodzi?!
- Wyjdź – warknął, unosząc kilka kartek na wysokość
swojej twarzy, tym samym całkowicie się ode mnie odgradzając. Trzasnąłem
drzwiami i podszedłem do niego, nie mając najmniejszego zamiaru odpuścić. Ze
złością odgiąłem palcami dzielące nas dokumenty. Gdy nasze spojrzenia się
spotkały, Iwan zaczerwienił się i gwałtownie odsunął, strącając tym samym
piętrzące się na biurku stosy formularzy. Zerwał się z miejsca jak oparzony.
- I widzisz, co narobiłeś?! - krzyknął, zamykając moje
ramię w mocnym uścisku. – Kazałem ci przecież wyjść! A może mówię niewyraźnie?!
Nie myśl, że nie musisz już wykonywać moich rozkazów! To nic nie znaczy!
- Co nie znaczy? O co ci chodzi? – zapytałem. W
odpowiedzi zostałem wyrzucony za drzwi z taką siłą, że wylądowałem na
pośladkach, które boleśnie dały o sobie znać. Wiatr, który towarzyszył
zamkniętym z hukiem drzwiom, rozwiał mi włosy. Chwilę później usłyszałem
wściekłe uderzenie pięścią w drewno, najprawdopodobniej ucierpiało moje biedne
biurko. Wstałem ostrożnie, próbując okiełznać rosnący we mnie gniew. – Co za
świr! Ale jeszcze przyjdziesz w łaskę, a wtedy to ja cię wyrzucę na ten twój
ohydny komunistyczny pysk! – krzyknąłem na odchodnym.
Po tym wydarzeniu i ja go unikałem. Jego dziecinne
zachowanie tylko nasilało moje pragnienie, by poczęstować go prawym sierpowym w
szczękę.
* * *
Po tygodniu Iwan w końcu zaczął zachowywać się normalnie.
Jego upór i pewność siebie wracały, co dało się coraz częściej zauważyć.
Gdy rano wparował do mojej sypialni, byłem pewny, że dzisiaj nastąpi przełom.
- Coś nie tak? – zapytałem, zapinając guziki koszuli.
Przyłapałem go na tym, że zlustrował wzrokiem nagą część mojej klatki
piersiowej.
- Za pięć minut chcę cię widzieć na dole. Jedziemy na
małą wycieczkę.
Jego słowa sprawiły, że z mojej twarzy odpłynęła cała
krew. Zrobiłem krok w tył.
- Ale ja… Przecież byłem posłuszny…
- Więc nie masz się czego obawiać, czyż nie? Radzę się
ciepło ubrać.
To powiedziawszy, wyszedł. Trzęsącymi się dłońmi
skończyłem się ubierać i poszedłem do łazienki. Zebrałem włosy w koński
ogon, który był jednak tak krótki, że na miano ogona zdecydowanie nie
zasługiwał. Z głową pełną pytań zszedłem po schodach i dołączyłem do
Iwana. Był już gotowy, ubrany w długi szary płaszcz i z szyją owiniętą
szalikiem. Wyglądał jak w dniu naszego pierwszego spotkania. Uśmiechnąłem się
gorzko na samo jego wspomnienie.
- Co cię tak bawi? – mruknął, gdy skończyłem sznurować
trzewiki.
- Przypomniał mi się najgorszy dzień w moim życiu.
- Mianowicie? – nie dawał za wygraną.
- Twoje wprowadzenie się tutaj – odpowiedziałem,
uśmiechając się jeszcze szerzej.
- Naprawdę tak myślisz? – Przybliżył się do mnie i spojrzał mi głęboko w oczy. Oparł dłonie po obu stronach mojej głowy.
- Naprawdę tak myślisz? – Przybliżył się do mnie i spojrzał mi głęboko w oczy. Oparł dłonie po obu stronach mojej głowy.
- Ja… To znaczy… A nie mieliśmy gdzieś przypadkiem
jechać?
Moja odpowiedź sprawiła mu chyba większą przyjemność, niż
dał po sobie poznać. Pocałował mnie w czoło, chwycił za rękę i wyprowadził na
zewnątrz. Wsiedliśmy do jego samochodu w ciszy, i tak też pokonaliśmy całą
drogę. Ku mojemu zdziwieniu kierowaliśmy się w stronę jeziora, więc moje
zaniepokojenie odrobinę zelżało.
- Co my tu robimy? – zapytałem, gdy
zatrzymaliśmy się na małym wzgórzu. W tle rozciągała się tafla wody, w której
odbijały się potężne wierzby i klony w pięknych jesiennych kolorach.
- Szkoda by było zmarnować tak wspaniały dzień na
siedzenie w domu, więc postanowiłem spędzić go na pikniku.
- Na… pikniku? – wykrztusiłem. Spodziewałem się wielu
rzeczy, ale na pewno nie tego. – A co z twoją pracą? Zawsze całe dnie
przesiadujesz przy papierach…
- O to się nie martw. Jako szef mam prawo wziąć sobie
dzień wolnego kiedy tylko mam na to ochotę – odpowiedział, rozkładając na
trawie koc i ogromny wiklinowy kosz. Gdy skończył, usiadł i ruchem dłoni
zaprosił mnie do siebie. Zająłem miejsce obok niego, na wszelki wypadek
zachowując ostrożność. – I jak? Podoba
ci się tutaj?
- Nie myśl, że nie znam tego miejsca. Wychowałem się w
tym miasteczku, jego okolicę znam jak własną kieszeń.
- Mimo wszystko liczyłem na to, że uda mi się ciebie
zaskoczyć. – Zamilknął, koncentrując się na winie, którym napełniał swój
kieliszek. Po chwili wahania podałem mu swój. – Jesteś już chociaż pełnoletni?
- W grudniu skończę dwadzieścia lat – ofuknąłem go
urażonym tonem. – A tak właściwie to ile ty masz lat?
- Dwadzieścia osiem – odparł i upił łyk szkarłatnego
trunku. Z zadowoleniem oblizał wargi.
- Staruch – mruknąłem i również się napiłem. Od razu
doszedłem do wniosku, że z wyborem wina Iwan trafił doskonale w mój gust.
I chociaż piłem je pierwszy raz w życiu, od razu zakwalifikowałem je jako moje
ulubione.
- Opowiedz mi o swoim dzieciństwie – zażądał po kilku
minutach ciszy.
- Co tu dużo mówić. Dorastałem w kochającej się rodzinie
u boku rodziców i dwóch młodszych sióstr. Było ciężko, ale razem z innymi
mieszkańcami dawaliśmy sobie radę. Nie pamiętam czasu, gdy trwała wojna. Te
okolice i tak były w miarę możliwości spokojne, a tak przynajmniej opowiadano.
Gdy miałem piętnaście lat, na moich oczach zginęła cała moja rodzina,
przyjaciele… Wciąż pamiętam dźwięk wybuchu, krzyki rannych, zwłoki leżące w
pyle i krwi. Najgorszy był widok mojej matki. Gdy do nie podbiegłem, jeszcze
żyła. Powtarzałem jej, że nie umrą, że będziemy w trójkę, że nie dam im odejść.
Ale kilka minut później jej serce zatrzymało się, a dziecko, które pod nim
wtedy nosiła, z całą pewnością odeszło jeszcze przed nią. Po tym załamałem się,
lecz dzięki wsparciu innych zdołałem się otrząsnąć. Poza tym moje rodzina z
całą pewnością nie chciałaby, żebym do końca życia rozpaczał. Nawet jeśli byli
martwi, z całą pewnością pragnęli mojego szczęścia.
Iwan przez chwilę jeszcze przeżuwał przygotowany przez
siebie posiłek, po czym powiedział:
- Cóż, z pewnością wiele wycierpiałeś. Nie myślałeś
kiedyś o zemście?
- Nie tak mnie wychowano. Rodzice zawsze mówili, że
walczyć o swoje to jedno, a godzić się z przeciwnościami losu to drugie. W
życiu chodzi o to, by wiedzieć, kiedy którą drogę wybrać.
- A gdy przyjechaliśmy my? Jaką decyzję wtedy podjąłeś?
- Od dawna wiedziałem, że będę walczył. Niestety, przez
ciebie musiałem zmienić zdanie.
- Wiesz? Kiedy zobaczyłem, jak cię tam katują, początkowo
nie miałem zamiaru się wtrącą, ale twój upór i determinacja przekonały mnie. Do
tego okazało się, że brzydki też nie jesteś, wręcz przeciwnie.
- Reasumując, od początku widziałeś korzyści w oszczędzeniu
mnie.
- Zgadza się. Aczkolwiek byłem zbytnim optymistą
zakładając, że łatwo cię utemperuję. Nawet moje sztuczki tak dobrze na ciebie
nie działają jak na innych.
- Może dlatego, że się ciebie nie boję. Martwię się
jedynie o bezpieczeństwo innych.
- I tego właśnie nie rozumiem – westchnął, odgarniając z
oczu włosy zwichrzone przez wiatr. – Jeśli kartą przetargową jest twój żywot,
nawet nie mrugniesz. Natomiast gdy w grę wchodzą mieszkańcy tej wiochy, stajesz
się potulny jak baranek. Czyż nie lepiej ratować siebie, nawet jeśli
odpowiedzialność poniosą inni?
- Tak myślą tylko tchórze – odparłem, patrząc mu prosto w
oczy. – Gdybym tak postępował, co różniłoby mnie od morderców?
- Pewnie masz trochę racji. – Zamyślił się, obserwując
spokojną taflę wody przyozdobioną liśćmi opadłymi z drzem. Wyglądał, jakby się
uśmiechał, lecz dolna część jego twarzy skryta była za szalikiem,
uniemożliwiając mi tym samym potwierdzenie mojej teorii. Zagrałem się więc za
jedzenie, lecz rosnąca ciekawość nie dawała mi spokoju.
- A co z twoją przeszłością? – nie wytrzymałem w końcu.
- Kiedyś ci opowiem, ale jeszcze nie teraz – powiedział.
Starł palcem odrobinę sosu z mojego policzka i zlizał go, z satysfakcją
obserwując rumieniec wypływający na moją twarz.
- To niesprawiedliwe – mruknąłem, starając się na niego
nie patrzeć.
- Czyżby zaczynało ci na mnie zależeć? – zapytał.
Uchwycił moją brodę i zmusił, bym na niego spojrzał.
- Nie… Ja po prostu jestem ciekawy. A poza tym wiedza to
władza.
- Więc chcesz nade mną władzy?
- Nie przeinaczaj wszystkiego na swoją korzyść –
warknąłem, wyrywając się z jego uścisku. Znowu poczułem, że zaczynam robić się
czerwony.
- Nie muszę – odparł beztrosko i pociągnął za zieloną
wstążeczkę, którą związane były moje włosy. – Mówiłem ci już, że w
rozpuszczonych wyglądasz o niebo lepiej?
- A mówiłem ci już, że jesteś starym zboczeńcem? –
zaripostowałem, czym tylko go rozbawiłem. Zmierzwił mi moją blond czuprynę, po
czym sięgnął do kieszeni. Wyjął z niej pudełeczko z papierosami, lecz po chwili namysłu schował je z powrotem.
– Palisz?
- Rzadko. Staram się całkowicie z tym skończyć, ale nie
zawsze mi to wychodzi.
- Widzę, że ktoś tu ma słabą wolę.
Położyłem się i zamknąłem oczy, rozkoszując się
promieniami ogrzewającymi moją skórę. Dzisiejszy dzień był inny. Czułem się
tak, jakbym spędzał go z przyjacielem. Gdyby tylko Iwan był taki przez cały
czas… Po raz kolejny zacząłem dostrzegać w nim zwykłego mężczyznę, a nie
bezwzględnego dowódcę.
- O czym myślisz? – zapyta, bawiąc się kosmykiem moich
włosów. Nawet w jego głosie dało się słyszeć, że znacznie się odstresował
dzięki tej małej wycieczce.
- O niczym konkretnym – skłamałem gładko. Ułożyłem się
wygodniej, kładąc głowę na przedramionach. – Jesteś strasznie ciekawski, wiesz?
- To źle?
- Sam nie wiem. Czasami to denerwujące, a poza tym
ciekawość to ponoć pierwszy stopień do piekła.
- Kto wie… - mruknął. – Może przejdziemy się na mały
spacer? – zapytał, lecz wiedziałem, że i tak nie mam wyboru. Wstałem,
przeciągnąłem się i pomogłem mu sprzątnąć, po czym udaliśmy się piaszczystą
ścieżką na małą przechadzkę.
Część 7
Część 7
Ps. Obrazki pod postami są super, ale muszę stwierdzić, że z gifami jest jeszcze lepsza zabawa :3
Dobry wieczór! :) Dodałam już twojego bloga do spisu, jednak prosiłabym o uzupełnienie kategorii. Podałaś tam tylko "yaoi", ale to troszkę mija się z celem, bo wszystkie blogi w moim spisie są właśnie takie :) Dlatego bardzo proszę, byś dopisała jakąś jeszcze. Możesz to zrobić gdziekolwiek, czy to pod swoim zgłoszeniem, czy na shoucie, na pewno znajdę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Audrye White
http://spis-blogow-yaoi.blogspot.com
Dodałam odpowiedź do mojego zgłoszenia z wymienionymi kategoriami. Mam nadzieję, że tym razem już będzie dobrze :)
OdpowiedzUsuń