Na początku chciałaby przeprosić za moją długą nieobecność. Sierpień zbliża się ku końcowi, a ja od kilku miesięcy milczę i nie daję znaku życia... Wiązało się to z kilkoma sprawami, przez które albo nie miałam czasu na pisanie, albo po prostu ochoty i pomysłów. Nie obiecuję, że teraz zacznę wrzucać rozdziały jak szalona, ale na pewno częściej niż co cztery miesiące :D Tym bardziej we wrześniu, który szykuje się caluśki wolny!
Nie przedłużając już, zapraszam na obiecaną dawno temu kontynuację opowiadania "Fairyland".
PS Nie zdziwię się, jeśli nikt już nie pamięta pierwszej części XD
Budząc
się, miałem wrażenie, że coś jest nie tak. Po omacku zacząłem szukać telefonu
na nocnej szafce, jednak nie znalazłem go. Otworzywszy oczy, zdałem sobie
sprawę, że na zewnątrz powinno być jeszcze ciemno, tymczasem słońce świeciło w
najlepsze, torturując mnie swoją jasnością. Usiadłem i wytężyłem wzrok, by
dostrzec godzinę na ozdobnym zegarku stojącym na biurku.
-
Jasna cholera! – krzyknąłem, widząc, że jest dziesiąta. Od dwóch godzin powinienem
być w szkole! Chciałem pobiec do łazienki, żeby trochę się ogarnąć, jednak ktoś
złapał mnie za rękę i pociągnął z powrotem na łóżko.
-
Nie idź – poprosił, przytulając mnie i łaskocząc czubkiem nosa w kark.
-
Neliafil – jęknąłem, zaskoczony. – Więc to nie był sen…
-
A chciałbyś, żeby był?
-
Nie, oczywiście że nie – zaperzyłem się. – Po prostu… nie sądziłem, że może
mnie spotkać coś tak niesamowitego.
-
To ty jesteś niesamowity – powiedział, i musnął wargami moją szyję.
-
Dziękuję, ale… Powinienem iść do szkoły.
-
Nie opłaca ci się. Zresztą, twoja siostra wraca za kilka godzin. Naprawdę
chcesz to zmarnować i skrócić czas, w którym możemy się tak bezkarnie wylegiwać?
-
W sumie racja – przyznałem, od razu kapitulując. Szczerze, nawet nie chciało mi
się wychodzić z domu, a co dopiero siedzieć na lekcjach. Nie po tym, co
wydarzyło się wczoraj. – A jak już wróci? Teleportujesz się z powrotem do Lasu
Wróżek?
-
Zostanę tu, jak zawsze, tyle że stanę się niewidzialny.
-
Jak zawsze powiadasz – mruknąłem. – Od kiedy trwa to „zawsze”?
-
Od naszego pierwszego spotkania. Nie odstępowałem cię na krok, wyjątkami były
dni, gdy wracałem do Lasu. Poza tym, siedziałem tu cały czas.
-
To trochę krępujące – przyznałem, przypominając sobie te wszystkie żenujące
sytuacje, których prawdopodobnie był świadkiem. Jedynie myśl, że równie dobrze
mógł być wtedy u siebie, jako tako mnie pocieszała.
-
Czy ja wiem? Dzięki temu mogłem patrzeć, jak dorastasz, być przy tobie przez
cały ten czas. Dla mnie to naprawdę dużo znaczy.
-
Jesteś niemożliwy – zachichotałem. Przekręciłem się na drugi bok, by móc
spojrzeć na Neliafila, który wyglądał dziś jeszcze piękniej niż wczoraj. Jego
włosy rozlewały się po poduszkach, przypominając mi wstęgę usypaną
z płatków kwiatów wiśni, a oczy lśniły radośnie, zdradzając, jak bardzo
jest szczęśliwy. Pogłaskałem go po zaróżowionym policzku, dopiero teraz zdając
sobie sprawę, jak bardzo jest miękki i gładki.
-
Niemożliwy czy nie, będziesz musiał ze mną wytrzymać już do końca świata.
-
Wiesz co? To brzmi jak najlepsza obietnica, którą kiedykolwiek komuś złożyłem.
- Obiecuję, że jej nie pożałujesz – wymruczał, a sposób, w jaki to
zrobił, sprawił, że uwierzyłem w to z głębi serca.
-
To co będziemy robić?
-
No… leżeć, spać, może nawet się trochę pomigdalimy. Wybór należy do ciebie.
-
Najpierw muszę poskładać do kupy swój telefon, bo ktoś rozłożył go na części –
powiedziałem, zeskakując na podłogę. Chwilę rozglądałem się po podłodze, aż w
końcu znalazłem potrzebne przedmioty i złożyłem je w całość. Włączyłem komórkę,
zastanawiając się, czy to cokolwiek zmieni.
Nie
minęło kilka minut, a na ekranie pojawiły się powiadomienia o nieodebranych
połączeniach od mojego kumpla, a także kilka SMS-ów z zapytaniem, gdzie jestem
i dlaczego nie przyszedłem do szkoły. Niewiele myśląc, oddzwoniłem do niego,
choć z moich obliczeń wynikało, że siedzi właśnie na lekcji i najpewniej nie
odbierze. Myliłem się.
-
Colin, cholerny złamasie! – wykrzyknął do słuchawki. – Co to za ignorowanie
mnie od samego rana?! Martwiłem się!
-
Dobra, nie drzyj się tak. Zaspałem, bo rozładował mi się telefon. Zdarza się.
Po co od razu te nerwy?
-
A kto mi wczoraj nagadał o jakimś psycholu, co ci rozkłada słodycze po domu?
Myślałem, że to bujda, ale jak nie przyszedłeś, to zacząłem sobie wyobrażać, że
pewnie cię wczoraj porwali i właśnie rozkrajając twój pączkowaty brzuch dla
organów, no i…
-
Ej! Sam masz pączkowaty brzuch! – przerwałem. – Ty weź się lecz, co? Nikt
normalny by nie wpadł na taki poroniony pomysł.
-
Nikt normalny też nie dopuszcza, żeby rozładował mu się telefon. Nie
w tych czasach.
-
Dobra, mniejsza z tym. Przyjdź po lekcjach, to pogadamy.
-
Racja. Powiedziałem, że muszę do łazienki, a kto wie, co sobie pomyślą, jak
długo nie będę przychodzić. Jeszcze mnie wezmą za zboka, co…
Nie
chcąc wysłuchiwać jego pokręconych historii, po prostu się rozłączyłem. Gdybym
tego nie zrobił, najpewniej przez kolejne dziesięć minut nawijałby jak najęty,
a ja, jak ta sierota, wszystkiego grzecznie bym słuchał, bo nie miałbym nawet
kiedy się wtrącić. Odłożyłem komórkę na szafkę i opadłem na łóżko, ciężko
wzdychając.
-
To ten twój przyjaciel? – zagadnął Neliafil, lustrując mnie uważnym
spojrzeniem. Zacząłem mieć wrażenie, że chce dzięki temu dostać się do mojego
umysłu i wyczytać z niego wszystko, co go w tej chwili nurtuje.
-
Tak. Jest upierdliwy, ale chyba właśnie za to go lubię.
-
Mhm – mruknął, mrużąc oczy i zaciskając usta w wąską linię.
-
A ty coś tak nagle spoważniał? Tylko mi nie mów, że jesteś zazdrosny
o Aidana.
-
Na moim miejscu też byś był. W końcu to on mógł być przy tobie przez cały ten
czas, niczym się nie przejmując.
-
Aleś ty głupi – zaśmiałem się i przytuliłem do jego torsu. Złożyłem na jego
piersi delikatny pocałunek, by następnie spojrzeć mu w oczy. – Przecież to
tylko kumpel. Nigdy bym z nim nie zrobił tego co z tobą. Poza tym, kto zna mnie
lepiej i dłużej?
Neliafil
nie odpowiedział, jedynie przybliżył się do mnie i zachłannie pocałował, jakby
chcąc zaznaczyć, że to właśnie on ma mnie na wyłączność. A ja nie miałem
zamiaru temu zaprzeczać. Prawda była taka, że już wczorajszej nocy
postanowiłem, że nie oddam się nikomu innemu; że to Neliafil będzie tym, kto
zyska moje ciało i serce.
Słysząc
gdzieś w głębi domu zamieszanie, momentalnie usiadłem, odpychając od siebie
wróżkę. Wsłuchałem się w coraz głośniejsze kroki i chichoty, które z pewnością
należały do grupki dziewczyn.
-
Pewnie, wróci dopiero koło piętnastej – usłyszałem głos mojej siostry,
i od razu domyśliłem się, o co chodzi. Razem z przyjaciółkami postanowiły
udać się na wagary, a gdzie lepiej się baluje w czasie lekcji, niż w pustym
domu jednej z nich? – Mamy pół dnia tylko dla siebie.
-
Oho, mamy towarzystwo – zauważył niezbyt tym faktem zadowolony Neliafil. Usiadł
obok mnie i zatrzepotał skrzydłami, marszcząc brwi i wyginając usta w podkówkę.
– To ja się zbieram.
-
Poczekaj! Może… uda mi się ją wygonić.
-
Własną siostrę? Ona też tu mieszka. Poza tym oboje nie poszliście do szkoły,
raz dwa zyska nad tobą przewagę i to ty będziesz tym, który wyleci za drzwi.
Skinąłem
głową, od razu przyznając mu rację. Bądź co bądź, Laura była przebiegła i
potrafiła dopiąć swego. Co z tego, że była starsza o dwa lata, skoro ani trochę
nie wydoroślała i nadal uważała mnie jedynie za upierdliwego gnojka? Gdybym
teraz do niej poszedł i zaczął stawiać warunki, od razu sprowadziłaby mnie na
ziemię i postawiła na swoim. Taka już była.
-
To co zrobimy? Nie chcę, żebyś już sobie poszedł.
-
A jak nas usłyszy, wjedzie tu i mnie zobaczy? Jak się z tego wytłumaczymy?
-
Wymażesz jej pamięć? – zaproponowałem nieśmiało, spoglądając na niego
niepewnie.
-
To najgłupszy pomysł, jaki słyszałem.
-
Dobra, rób co chcesz. W końcu to ty jesteś tym mądrzejszym.
-
Nie złość się. Robię to dla twojego dobra. Gdyby tu teraz weszła i nakryła nas
nago w łóżku, jak myślisz, jak by zareagowała? Podpowiem, że ze szczęścia by
raczej nie zaczęła skakać.
-
Przecież wiem! – warknąłem, niezadowolony, że przez coś tak błahego nie mogę
spędzić czasu z Neliafilem. A miało być tak pięknie! – Po prostu… To miało być
nasze kilka godzin.
-
Jeszcze nie raz się spotkamy. Nie po to tyle ryzykowałem, ujawniając się, żeby
to teraz zaprzepaścić. Cierpliwości.
Skinąłem
głową i pocałowałem go raz jeszcze, chcąc należycie się pożegnać. Z bólem
patrzyłem, jak zmniejsza się i powoli znika, stając się niewidzialnym.
Westchnąłem ciężko, chłonąc niknący zapach czekolady i zawijając się
w pościel. Rozejrzałem się, mając nadzieję, że jednak dostrzegę latającą
gdzieś wróżkę, a gdy to nie nastąpiło, po prostu poprawiłem spowijającą mnie
kołdrę i przemknąłem do łazienki. Wskoczyłem pod prysznic i zacząłem
leniwie zmywać z siebie wspomnienia wczorajszej nocy, uśmiechając się co chwilę
i rumieniąc na zmianę.
Nadal
gdzieś z tyłu głowy miałem myśl, że to nie może dziać się naprawdę. No bo jak
to możliwe, żeby przespać się z wróżką? W życiu bym nie pomyślał, że może to
kogokolwiek spotkać, a co dopiero mnie. Zawsze byłem zwyczajnym nastolatkiem
nieodstającym zbytnio od reszty, o przyziemnych marzeniach i planach na
przyszłość. Ponowne pojawienie się Neliafila w moim życiu oznaczać mogło tylko
jedno. Nadchodziły zmiany, których żadna siła nie potrafiła przewidzieć.
Wytarłem
się i przebrałem w dresy i luźną koszulkę, po czym poszedłem do kuchni, by
zjeść śniadanie. Starałem się zachowywać najciszej, jak potrafiłem, lecz i tak
dopadła do mnie Laura, wybałuszając na mój widok oczy.
-
Ty nie w szkole? – zapytała, momentalnie przyjmując władczą pozę
i spoglądając na mnie z wyższością.
-
Tak jak i ty – mruknąłem, smarując tost dżemem truskawkowym.
-
Mama wie, że się obijasz?
-
Po prostu zaspałem. Jak tylko będę miał okazję, powiem jej o tym. Na twoim
miejscu martwiłbym się raczej tym, jak ty się wytłumaczysz.
-
Nijak. Sama mi na to pozwoliła – odparła, krzyżując ręce na wyeksponowanych
piersiach. Wiedziałem, że kłamie, ale postanowiłem tego nie drążyć i po prostu
dać sobie spokój. Skinąłem jedynie głową i wziąłem się za jedzenie, obojętnie
przeżuwając pieczywo.
-
Coś nie tak? – zapytałem, gdy Laura nie przestawała się we mnie wpatrywać. –
Tost mi nie chce przejść przez gardło, tak się gapisz.
-
Co ci się stało w szyję?
-
A bo ja wiem? – mruknąłem, przeciągając palcami po trzech szramach kończących
się zapewne dopiero na plecach. Jak przez mgłę przypomniałem sobie, jak
Neliafil w chwili uniesienia wbijał we mnie swoje palce, najpewniej używając
zbyt dużo siły i drapiąc mnie aż do krwi.
-
Znęcają się nad tobą w szkole? To dlatego wagarujesz?
-
Co? Nie! – zaprzeczyłem, patrząc na nią jak na wariatkę. – Przestań wymyślać i
idź do swoich koleżanek. Pewnie zaczęły się już niecierpliwić.
-
Palant – burknęła, odwracając się na pięcie i energicznie wychodząc
z kuchni.
Odetchnąłem
dopiero wtedy, gdy znowu zostałem sam. Dlaczego akurat teraz Laura musiała się
tak mną zainteresować? Jakby nie mogła udać, że niczego nie widziała i dać mi
spokój. W chwili, gdy zupełnie tego nie potrzebowałem, ona wczuła się w rolę
starszej, opiekuńczej siostry, którą przecież nigdy nie była. Może miała ku
temu powód, lecz jedno wiedziałem na pewno. Jedna niewłaściwa osoba i moje
relacje z Neliafilem szybko mogą zostać zagrożone.
W
końcu poddałem się i postanowiłem czymś się zająć, czekając na przyjście
Aidana. Skończyło się na oglądaniu głupkowatych programów w telewizji, bo na
nic innego nie miałem ochoty. Mój poranny dobry humor prysł, nie pozostało mi
więc nic innego, jak przetrwanie do wieczora. Ewentualnie do jutra. Zależy,
kiedy znowu będę mógł spotkać się z Neliafilem.
Wbrew
pozorom czas zleciał mi całkiem szybko, pewnie dlatego, że zdrzemnąłem się na
jakieś dwie godziny. Gdy zacząłem się przebudzać, powoli dochodziła piętnasta.
Mruknąłem, przecierając oczy, i ignorując burczenie w brzuchu. Poszedłem
do kuchni, próbując wygrzebać coś konkretnego do jedzenia. Z uśmiechem
stwierdziłem, że w lodówce obok pojemnika z wczorajszym ryżem z warzywami leży
samotny czekoladowy cukierek. Wziąłem go, jednak nie w celach spożywczych, a by
dotrzymał mi towarzystwa podczas samotnego obiadu. Dzięki niemu miałem
wrażenie, że jakaś cząstka Neliafila siedzi obok mnie. I nawet jeśli pewna
mała, zgrabna, niezwykle seksowna i niewidzialna wróżka właśnie siedziała mi na
ramieniu, obserwując uważnie, co robię, miałem to gdzieś. Takie rozwiązanie ani
trochę mnie nie zadowalało. Potrzebowałem namacalnej bliskości, a nie domysłów
i imaginacji.
Słysząc
dzwonek do drzwi, zeskoczyłem z krzesła i poszedłem otworzyć. Z policzkami
wypchanymi ryżem przywitałem Aidana, który od razu klepnął mnie po ramieniu i
przyciągnął do siebie, niemal desperacko się do mnie tuląc.
-
Ty żyjesz! – wydarł się, łapiąc mnie za ramiona i odsuwając od siebie. – Jednak
cię nie porwali łowcy organów!
-
Jest w ogóle coś takiego? – zapytałem, z trudem przełykając to, co miałem w
ustach. Dzięki sposobowi, w jaki telepał mną rudzielec, prawie zwymiotowałem.
Odepchnąłem go od siebie i pokręciłem głową, piorunując go wściekłym
spojrzeniem. – Puść mnie, do kurwy nędzy. Zaraz zarzygam ci tę twoją parszywą
gębę, a tego obaj byśmy nie chcieli.
-
Dlaczego miałbyś rzygać? Co z tobą nie tak?
Zamiast
odpowiedzieć, palnąłem go w czoło i zaprowadziłem do swojego pokoju. Powoli
zaczynałem się rozchmurzać, ale tak było z każdym, kto choć przez chwilę został
wystawiony na pozytywną aurę Aidana.
-
I? Masz dla mnie jakieś wieści? – zagadnął, gdy już wygodnie rozsiedliśmy się
na sporej, wypchanej styropianowymi kulkami pufie.
-
Niespecjalnie.
-
Czyli naprawdę rozładował ci się telefon i zaspałeś? Ale nudy.
-
A na co liczyłeś? Że naprawdę mnie porwali? Jesteś takim psycholem, że lekarz
zaleciłby ci eutanazję, nie widząc innego wyjścia.
-
Trzeba było mi nie wysyłać tego zdjęcia. Wczoraj mnie to bawiło, ale rano, jak
nie przyszedłeś, moja wyobraźnia tak sama z siebie zaczęła pracować.
-
Jeśli o to chodzi… - zacząłem, zastanawiając się, jaką wymówkę powinienem mu
sprzedać. – Okazało się, że to moja siostra. Wczoraj zbytnio się zapędziła i
przyłapałem ją, jak podkładała mi do pokoju kolejne cukierki.
-
Co za nuda. Dlaczego w naszym życiu choć raz nie wydarzy się coś fajnego? –
zapytał, odchylając głowę i gapiąc się w sufit smutnym, rozczarowanym wzrokiem.
-
Ty mi lepiej opowiedz, jak tam Ben – zmieniłem temat, nie chcąc brnąć w moje
poprzednie kłamstwo.
-
Jak to on. Przyjechał, trochę pogadaliśmy, dał mi kolejną grę, a potem poszedł
odespać podróż. Dzisiaj obiecał, że wieczorem pójdziemy do kina. Zresztą, wpadł
na tydzień, mamy trochę czasu.
-
To dlaczego nie wyglądasz na szczęśliwego, tak jak zawsze?
-
Bo ten dupek się żeni! – wybuchnął po chwili milczenia. Zakrył twarz dłońmi,
oddychając głęboko i próbując się uspokoić. Widziałem, jak się trzęsie,
a najgorsze było to, że nie miałem pojęcia jak go uspokoić.
-
To… niedobrze?
-
Fatalnie przecież! Będzie miał żonę, raz dwa zrobi jej dziecko i o mnie
zapomni! W dodatku dostał propozycję stałej pracy w Londynie, więc jak tylko
skończy studia, przeprowadzi się tam już tak na stałe!
-
Hej, przecież jest dorosły, to było nieuniknione. Ciebie też to czeka.
-
Ale czemu tak nagle to powiedział? – jęknął, patrząc na mnie zbolałym wzrokiem.
– Miałem nadzieję, że po studiach nadal będzie regularnie do nas przyjeżdżał.
Mógłby sobie mieszkać w Londynie, bo czemu nie, przyjeżdżałbym od czasu do
czasu, jak tylko miałbym dłuższe wolne, albo on by przyjeżdżał do nas. I byłoby
fajnie. A on wolał oświadczyć się jakiejś pindzie, która pewnie nawet na niego
nie zasługuje i zdradzi go, gdy tylko pierwszy raz poważnie się pokłócą, albo
najzwyczajniej w świecie się nim znudzi po roku czy dwóch małżeństwa. Wezmą
rozwód, on będzie cierpiał, może nawet wpadnie w depresję, a ona ogołoci
go z połowy majątku i ucieknie z młodszym i przystojniejszym.
-
Aidan, nie zapędzaj się tak. Może nie dotrwa nawet do ślubu - zażartowałem,
chcąc jakoś rozładować gęstniejącą z każdą chwilą atmosferę. Niestety, mój żart
został odebrany zupełnie poważnie.
-
To jest myśl! Nie dopuszczę, żeby się pobrali, i wszystko wróci do normy. Ty to
masz jednak łeb na karku.
-
Nie to miałem na myśli! – zaperzyłem się. – Pomyśl przez chwilę, idioto! Jeśli
zrujnujesz ich związek, kim będzie osoba, którą Ben znienawidzi? Bo po rękach
cię raczej nie wycałuje za twój wyczyn.
-
No to co mam zrobić?
-
Po prostu ciesz się jego szczęściem. To twój brat! – krzyknąłem. – Od kiedy
jesteś takim samolubem? Nie poznaję cię.
-
Bo ja… jakoś tak nie potrafię się z tym pogodzić.
-
Z tobą gorzej jak z dzieckiem – westchnąłem. – Posłuchaj. Ben właśnie wkracza w
nudne, dorosłe życie, ale nie zechce nagle zerwać wszelkiego kontaktu z
rodziną. Owszem, będzie miał dla was mniej czasu, ale to nie znaczy, że już
nigdy się nie zobaczycie. Naprawdę muszę tłumaczyć ci takie proste rzeczy,
tłumoku? Zostawiłeś gdzieś swój i tak niezbyt inteligentny mózg?
Aidan
szturchnął mnie w ramię i zaśmiał się, kręcąc głową. Widziałem, że zaczyna się
uspokajać, a moje argumenty powoli docierają do jego opóźnionej łepetyny.
Zarzuciłem mu na kark rękę i przyciągnąłem do siebie, zamykając
w kumpelskim uścisku.
-
Porozmawiaj z nim dzisiaj, powiedz, jak się czujesz. To nic złego kochać
swojego starszego brata.
-
No kto by pomyślał, że jesteś taką skarbnicą mądrości – zakpił, opierając się o
mnie całym ciężarem ciała. Nagle spoważniał i parsknął cicho, pocierając czoło.
– Dzięki, że mogłem ci się wygadać. Spanikowałem trochę. Jednak jesteś
najlepszy, Pączuszku.
Słysząc
znienawidzone przeze mnie określenie, zacząłem mocno trzeć jego ryże kudły, nie
zważając na głośne jojczenie. Skończywszy, z zadowoleniem obserwowałem
skrzywioną paszczę Aidana, którego spotkała zasłużona i dotkliwa kara.
-
Za co to?
-
Już ty dobrze wiesz za co – odparłem. Widząc, jak wstaje, byłem pewny, że
szykuje się do zemsty, on jednak zarzucił torbę na ramię i podał mi dłoń,
podnosząc mnie z pufy. – A ty gdzie?
-
Mówiłem, że idziemy z Benem do kina – przypomniał. – Wpadłem tylko na chwilę,
zobaczyć co u ciebie. Nie zaśpij jutro, dobra? Drugiej takiej akcji nie
przeżyję.
-
Masz moje słowo.
Zamykając
za nim drzwi frontowe, znowu zakuła mnie w serce przejmująca samotność. Westchnąłem
ciężko, idąc zrobić sobie kubek najlepszej na świecie czarnej herbaty z
nagietkiem.
Czekając,
aż zagotuje się woda, obserwowałem, jak moja siostra i jej dwie przyjaciółki
schodzą na dół i w pośpiechu się ubierają, trajkocząc coś o spóźnieniu i karnych
okrążeniach. No tak, przecież za pół godziny miały trening na basenie, a żeby
tam dotrzeć potrzebowały z jakichś czterdziestu. Wywróciłem oczami,
zastanawiając się, po co tapeciary ich pokroju w ogóle tam chodzą. Większość
dziewczyn z grupy szykowała się do startowania w jakichś zawodach, niektóre
chciały zostać zawodowcami. Laura jednak zawsze powtarzała, że nie interesuje
jej ani jedno, ani drugie. Jej motywy pozostawały nieznane zarówno dla mnie,
jak i rodziców. Kto wie, czy ona sama w ogóle wiedziała, po co tam chodzi.
-
Nareszcie spokój, co? – zagadnął Neliafil, nagle materializując się na moim
ramieniu. Wzdrygnąłem się, zaskoczony jego nagłą obecnością.
-
Długo tu siedziałeś?
-
Odkąd wyszedł Aidan. Tęskniłeś?
-
A jak myślisz? – odparłem, odwracając wzrok.
Jak
mógłbym nie tęsknić? Aidan miał brata, którego nie musiał ukrywać przed całym
światem, a ich spotkania były jawne. Tak samo Laura mogła widzieć się z
przyjaciółkami, gdy tylko naszła ją ochota. A ja? Przespałem się z wróżką,
która w dodatku była moim przyjacielem z dzieciństwa, i zamiast drzeć się i
skakać z radości, że spotkało mnie coś tak cudownego, musiałem trzymać gębę na
kłódkę i udawać, że nic się nie zmieniło. Nie będzie żadnych randek, wspólnego
wylegiwania się u mnie w pokoju, rodzinnych obiadków i wspólnych świąt.
Zamiast tego czeka mnie wieczne ukrywanie prawdy, które stanie się mnie
uciążliwe tylko wtedy, gdy wyprowadzę się i zacznę żyć na własny rachunek.
-
Czym tak bardzo się martwisz?
-
Chciałbym zniknąć gdzieś razem z tobą, gdzie nie musielibyśmy się ukrywać czy
wymazywać o sobie nawzajem wspomnień.
-
To żaden problem. Mogę zabrać cię gdziekolwiek tylko chcesz.
-
Ale ja mam rodzinę, znajomych, no i szkołę, do której muszę chodzić –
powiedziałem, choć nagle jakoś tak mi ulżyło.
-
No to w wakacje znikniemy na tydzień czy dwa.
-
Czyli za… osiem miesięcy.
-
Coś ty taki marudny? Przecież jestem przy tobie, odkąd skończyłeś cztery lata.
W każdej chwili mogę się pojawić i z tobą pobyć, choćby przez te kilka minut,
gdy wszyscy już zasną, a ty będziesz walczyć z sennością, by móc opowiedzieć mi
o wszystkim, co cię trapi. A jak będziesz chciał wyjść na randkę, po prostu
zmienię się w jakiegoś normalnie wyglądającego nastolatka. To żaden problem,
Cukiereczku.
-
Na pewno?
-
Na wszystkie duchy Lasu Wróżek, wczoraj ujeżdżałem cię jak szalony, a ty
już zaczynasz mieć wątpliwości? Co ty masz w żyłach, płynny pesymizm?
Słysząc
jego słowa, zaczerwieniłem się od szyi aż po czubki uszu. Włączyłem z powrotem
elektryczny czajnik, w którym nie wiedzieć kiedy zagotowała się woda i zdążyła
ostygnąć na tyle, że nie nadawała się do zalania herbaty. Czułem się tak bardzo
zażenowany swoją postawą i tym, co tak trafnie podsumował Neliafil, że mógłbym zapaść
się pod ziemię tak głęboko, że wyszedłbym dopiero po drugiej stronie globu.
-
Mam dla ciebie radę – powiedział, przybierając większą, ludzką postać. Przytulił
mnie od tyłu i złożył krótki, słodki pocałunek na moim podrapanym karku. – Bądź
pewny moich uczuć i nie bój się wyrażać swoich. A gdy najdzie cię ochota na
odrobinę czułości, po prostu mnie zawołaj. Jestem tu właśnie dla ciebie, i to się
nie zmieni.
-
A jak trafię akurat na pełnię trzeciego księżyca? – zapytałem, choć on od razu
wyczuł, że to taki niewinny żarcik.
-
Wtedy wynagrodzę ci moją zwłokę z nawiązką – zapewnił, odwracając mnie ku sobie
i całując w czoło.
Przymknąłem
powieki, czując, że właśnie tak wygląda niebo na ziemi.
Jeszcze raz wielkie gomen za moje guzdralstwo.
Postaram się być lepszą aŁtoreczką!
Do następnej notki, Towarzysze!