Menu

wtorek, 29 listopada 2016

Życie online, część 14



Gdy Artur wrócił do domu, dwie rzeczy rzuciły mu się w oczy. Po pierwsze, drzwi były otwarte, a po drugie, w przedpokoju stała para męskich lakierek, które najprawdopodobniej należały do Sergiusza. Po prostu świetnie, pomyślał, wściekły na wszystko dookoła, i zdjął buty. W tym samym momencie przyszła do niego Karolina, cała w skowronkach i uśmiechnięta od ucha do ucha. 
- Cześć. Co ty tu robisz? – zapytał, starając się brzmieć jak najbardziej neutralnie.
- Szef przyszedł do restauracji i wypuścił nas do domów. Nie mówił dlaczego, ale wolne to wolne – odparła, wzruszając ramionami. – Robię obiad. Zjesz z nami?
- Dzięki za zaproszenie, ale nie jestem za bardzo w nastroju. Poza tym nie chcę psuć wam randki.
- To żadna randka. Po prostu pomyślałam, że moglibyście się poznać z Sergiuszem, może w końcu byś się do niego przekonał. 
- To naprawdę nie jest konieczne – mruknął i wyminął ją. Poszedł do swojego pokoju, po drodze odruchowo obrzucając mężczyznę wrogim spojrzeniem. Położył się na łóżku i zamknął oczy, próbując wyciszyć się i uwolnić głowę od natłoku myśli.
Czuł się źle przez to, jak rozstał się z Marcelem. Co prawda chłopak denerwował go swoim zachowaniem, ale tylko dlatego, że nie dawał mu swobody i czasu na oswojenie się z sytuacją. Poza tym wszystko, co robił, wprawiało go w zakłopotanie, było dla niego nowe, inne, a, co najgorsze, często i przyjemne. Głównie przez to ostatnie Artur nie wiedział, jak się zachować, przez co najzwyczajniej w świecie uciekał. Cholera, przecież ja nigdy nie patrzyłem na facetów w TEN sposób, więc co w nim jest takiego niezwykłego?, pomyślał, zakrywając twarz poduszką, jakby gest ten miał pomóc mu w rozwiązaniu wszystkich problemów. Przede wszystkim muszę się uspokoić i dokładnie wszystko przemyśleć. Koniec uciekania. Nie jestem przecież babą!
Z tą myślą zerwał się z łóżka i dopadł do laptopa. Włączył go, po czym po dłuższej chwili wpisał w przeglądarkę: „jak przekonać się czy jestem gejem”. Wśród wyników dostrzegł test, który postanowił rozwiązać. Co mi szkodzi? To wszystko i tak jest wystarczająco popieprzone, pomyślał, jeszcze nie do końca wierząc w to, co właśnie robi.
1) Ile masz lat?
No dobra, nie jest tak źle, pomyślał, zaznaczając odpowiedź.
2) Czy bawiłeś się zabawkami dla dziewczynek, gdy byłeś dzieckiem?
A skąd mam pamiętać? Chyba było kiedyś coś takiego, w podstawówce…
3) Jakie preferujesz towarzystwo?
Zależy od sytuacji… Co za głupie pytanie…
4) Czy kiedykolwiek chciałeś pocałować faceta?
Tak, moje marzenie numer jeden… Chociaż jak się tak dłużej zastanowić, to… Nie, to się nie liczy!
5) Czy byłeś lub jesteś zakochany w kobiecie?
Czy Marcelina się liczy? Bo w sumie myślałem, że to dziewczyna, no ale okazało się inaczej… Cholera, dlaczego wszystko musi się sprowadzać do niego?!
6) Jak często odwiedzasz salon kosmetyczny dla mężczyzn?
To takie coś istnieje?!
7) Jakiej bielizny używasz?
W tym momencie Artur, z nietęgą miną, podszedł do komody i zajrzał do jednej z szuflad. Chwilę wpatrywał się w jej zawartość, po czym pokiwał głową i wrócił na miejsce. Zdecydowanie bokserki.
8) Najbardziej lubisz ubrania w kolorach…
Czym, do cholery, jest ecru? Kto wymyślił taki kolor w ogóle?
9) Czy miewasz sny erotyczne o mężczyznach?
Na szczęście nie… Jeszcze tego by mi brakowało, gdyby Marcel mnie molestował nawet podczas snu…
10) Co sądzisz o kobiecie z obrazka?
Zdecydowanie nie w moim typie. Wolę brunetki. Najlepiej z zielonymi oczami.
11) Co sądzisz o mężczyźnie z obrazka?
No fajnie, że pokazali tylko jego tors. Skąd mam mieć pewność, że reszta też jest niczego sobie? Ech, nie wierzę, że o tym pomyślałem…
12) Czy ktoś z najbliższej rodziny miał lub ma skłonności homoseksualne?
Nic mi o tym nie wiadomo… Poza tym nie znam swojej rodziny prawie wcale, więc… chyba raczej nie.
13) Czy zdarzyło ci się przymierzać ubiory dla kobiet?
Kilka razy paradowałem w sukienkach mamy… Boże, co za obciach… Niech żyje dziecięca ciekawość!
14) Który film obejrzałbyś najchętniej?
Znam tylko „Rambo” i „Ojca chrzestnego”… Zaraz sprawdzimy… Pierwszy jest o poszukiwaniu matki przez przyjaciół… Ostatni o tancerce erotycznej chcącej zostać gwiazdą rewii… Zdecydowanie „Ojciec chrzestny”!
15) Czy kiedykolwiek oglądałeś czasopisma lub filmy pornograficzne z udziałem gejów?
A gdzie odpowiedź „Jestem wstydliwym prawiczkiem nieskalanym pornolami”? Chyba naprawdę coś ze mną nie tak…
16) Na zdjęciu w dowodzie osobistym wyglądasz…
Eee, jak debil? Z nieuczesanymi włosami i worami pod oczami… Tak, to zdecydowanie ja.
17) Na plaży spotykasz piękną, nagą kobietę – co czujesz?
Czwarta odpowiedź jest tak samo frajerska jak ja…
18) Czy jesteś aktualnie w związku z kobietą?
I znowu ostatnia frajerska odpowiedź moja… Czuję się coraz bardziej żałośnie…
19) Czy przywiązujesz szczególną wagę do swojego wyglądu zewnętrznego?
No w sumie całkiem zapuszczony nie jestem… Więc chyba można powiedzieć, że trochę o siebie dbam…
20) Według ciebie homoseksualista to…
Nie wierzę w te odpowiedzi… No po prostu nie.
Gdy odpowiedział na ostatnie pytanie, zamknął oczy, przez chwilę bojąc się spojrzeć na ekran. Gdy w końcu udało mu się to zrobić, skamieniał i z otwartymi ustami zaczął wpatrywać się w podany wynik.
„Jest w Tobie 75% geja”.
Spokojnie, przecież to tylko głupi test na Internecie… Który właśnie powiedział mi, że w ¾ jestem gejem! Właściwie taki wynik wiele tłumaczy…
Z odrętwienia wyrwał go dźwięk smsa. Gdy odczytał wiadomość, którą otrzymał od Marcela, zrobiło mu się słabo.
>> Myślę, że na jakiś czas powinniśmy przestać się spotykać<<
- To ja dla ciebie jakieś popieprzone testy robię, a ty mnie teraz olewasz? – powiedział, nieco głośniej, niż zamierzał. Odłożył komórkę na biurko i przeczesał włosy, czekając, aż jego dłonie przestaną się trząść. 
>>To dobry pomysł<<
Tylko tyle udało mu się odpisać. Zniechęcony, zamknął laptopa i z powrotem położył się na łóżku. Czuł się jeszcze gorzej niż przed chwilą, choć myślał, że to niemożliwe. Z trudem powstrzymał się przez krzyknięciem na całe gardło kilku przekleństw. Zamiast tego wtulił twarz w poduszkę i zaczął cicho mruczeć, próbując zagłuszyć w ten sposób wszystkie myśli.
- Artur, wszystko w porządku? – zapytała Karolina, ostrożnie zaglądając do pokoju. – Słyszałam, jak coś mówisz do siebie…
- To wszystko jest tak głupie, że sam już nie wiem, co robić – przyznał i przewrócił się na plecy. Spojrzał na matkę zbolałym wzrokiem i westchnął ciężko.
- Co konkretnie? – zapytała, podchodząc do niego i siadając na skraju łóżka.
- Miałaś kiedyś tak, że z jednej strony coś do kogoś czułaś, ale z drugiej bałaś się zaangażować?
- Zdarzyło się kilka razy, ale najczęściej nie było to nic poważniejszego niż zwyczajne zauroczenie, więc i wątpliwości szybko znikały. A co? Czyżbyś miał problemy miłosne?
- Możemy to tak nazwać – mruknął, przecierając oczy. – Mamo, przecież ja nigdy z nikim nie byłem. Skąd mam wiedzieć, jak się zachować, co robić, a czego nie? I skąd mam wiedzieć, czy ta druga osoba zaraz się mną nie znudzi?
- Wszystko zależy od tego, w jaki sposób spędzacie razem czas, czy macie o czym rozmawiać, no i przede wszystkim jak bardzo stara się ta druga osoba. Bo jeśli jesteście dobrymi przyjaciółmi, to zrobienie kroku naprzód jedynie urozmaici waszą znajomość. Według mnie w miłości właśnie o to chodzi, żeby przede wszystkim mieć w partnerze przyjaciela, a dopiero później kochanka. Jeśli niewiele was łączy i kierujecie się jedynie cielesnym pożądaniem, myślę, że wtedy taki związek szybko się rozpadnie, gdy tylko całe napięcie spadnie. 
- No właśnie sporo nas łączy, tyle że cholernie boję się przekroczyć tę granicę między przyjaźnią a miłością.
- Czasem warto zaryzykować – odparła, uśmiechając się do niego i głaszcząc go po włosach. 
- Dzięki, mamo. Jesteś najlepsza – stwierdził. Nareszcie poczuł, że wszystko zaczyna się układać. 
- Ja już pójdę – oznajmił Sergiusz, który nagle pojawił się w progu. Minę miał nietęgą, choć za wszelką cenę starał się to ukryć. 
- Ale przecież nawet nie zdążyliśmy zjeść – powiedziała Karolina.
- Wiem. Kiedyś ci to wynagrodzę – obiecał, po czym szybkim krokiem wyszedł z mieszkania. I tylko trzask drzwi świadczył o tym, w jak podłym był humorze.
- Przepraszam, że popsułem wam randkę.
- Nic się nie stało. Mimo wszystko to ty jesteś najważniejszym mężczyzną w moim życiu – powiedziała, wstając. – W takim razie będziemy musieli zjeść obiad razem.
- Chyba nie mamy wyjścia – zaśmiał się, zadowolony, że upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu.
* * *
Następnego dnia, tak, jak obiecał, Marcel poszedł na dworzec, by pożegnać się z przyjaciółmi, którzy lada chwila mieli wyjechać na dwutygodniowy obóz nad morzem. Pomimo małego poślizgu, zdążył na czas, z czego był bardzo zadowolony. Nie chciał bowiem wiedzieć, co czekałoby go po ich powrocie. Na pewno nic przyjemnego.
- Cześć, chłopaki – przywitał się, podchodząc do Adama, Nikodema i Krystiana, którzy stali z torbami i plecakami leżącymi przy nogach.
- A jednak przyszedłeś. Już myśleliśmy, że i dzisiaj porzucisz nas dla swojej dziewczyny – powiedział Adam, uśmiechając się złośliwie.
- Przecież wam to obiecałem. Poza tym nie spotykam się z żadną dziewczyną, kiedy w końcu to pojmiesz?
- Z jego wrodzonym debilizmem raczej nieprędko – prychnął Nikodem, klepiąc przyjaciela po plecach. – Masz już jakieś plany na wakacje?
- A gdzie tam. Jak się coś trafi, to skorzystam. Tyle.
- Jak do tej pory to chyba całe noce grasz na komputerze. Już dawno nie widziałem cię z takimi worami pod oczami – zauważył Krystian.
- A może miał lekcję anatomii?
- Adam, jaki ty głupi jesteś. Weź się zamknij najlepiej i daj porozmawiać dorosłym – jęknął Nikodem i odepchnął go od siebie, czym rozśmieszył pozostałą dwójkę.
- O mnie się nie martwcie, nie mam zamiaru umrzeć z wycieczenia przed komputerem. No i mam nadzieję, że przywieziecie mi jakieś pamiątki.
- Nono. Chyba słoik piasku i trochę syfiastej wody z morza – mruknął Nikodem. – Szkoda, że nie jedziesz. To ostatni rok, w którym mamy tę możliwość.
- Też żałuję. Najwyżej jak wrócicie to ogarniemy jakiś kilkudniowy biwak. Co wy na to?
- O ile nie weźmiemy na niego Adama, to się zgadzam – powiedział Krystian. – Nie chcę znowu obudzić się z kutasem namalowanym markerem na czole.
- Tak kończą frajerzy, którzy najwcześniej zasypiają – odparł z dumą, po czym znowu został odepchnięty przez Nikodema.
- Powiedzcie mi, dlaczego nadal się z nim zadajemy?
- Krychu, to z litości. Przecież wiesz, że nie można dyskryminować upośledzonych umysłowo.
- No tak, zapomniałem – zaśmiał się i spojrzał do tyłu. – Panowie, czas na nas – oznajmił, wskazując na nadjeżdżający autobus. Cała trójka wzięła swoje rzeczy i ruszyła w stronę tworzącej się kolejki.
- Bawcie się dobrze. I wróćcie w jednym kawałku – powiedział Marcel, gdy włożyli już torby do bagażnika. Uścisnęli sobie dłonie, po czym Krystian odciągnął go na chwilę na bok, pokazując kolegom ruchem głowy, żeby wsiedli do autobusu.
- Jeśli masz jakiś problem, pisz śmiało. Możesz na mnie liczyć.
- To przerażające, jak dobrze potrafisz mnie przejrzeć.
- Znamy się już ładnych parę lat. Nauczyłem się ciebie rozszyfrowywać.
- W takim razie napiszę, gdy już uznam, że serio nie wiem, co robić – zapewnił go. – A teraz idź już, bo odjadą bez ciebie.
- Jasne. Trzymaj się. I powodzenia.
- Dzięki – odparł i poklepał go po ramieniu. Przez chwilę stał jeszcze na dworcu, lecz gdy autobus zniknął mu z oczu, pokręcił głową i poszedł w stronę parku. Usiadł na jednej z ławek i spojrzał w letnie, bezchmurne niebo, zastanawiając się, co powinien zrobić. Od wczoraj nie rozmawiał ze swoją mamą i starał się jej unikać. Nie miał pojęcia, czy uspokoiła się choć trochę, i bał się na razie o tym przekonać. W dodatku jutro miał wrócić jego ojciec, co dodatkowo go stresowało. No bo co tak naprawdę powinien mu powiedzieć? I jak on zareaguje na to wszystko?
- A ty co?
- Cześć, Łukasz. Nie żeby coś, ale wolałbym teraz zostać sam.
- Czyżbyś pokłócił się z naszym małym kochanym Arturkiem? – zapytał kpiąco, lecz widząc jego ganiące spojrzenie uniósł do góry ręce w uspokajającym geście. – Dobra, rozumiem, nic już nie mówię. Po prostu nieczęsto można cię zobaczyć tak zamyślonego.
- Moja mama się dowiedziała – powiedział w chwili, gdy Łukasz zaczął szykować się do odejścia, zniechęcony jego milczeniem.
- O stary. No to masz przejebane – stwierdził, od razu domyślając się, o co chodzi. Usiadł obok niego i wygodnie się rozsiadł, czekając na dalsze wyjaśnienia. – Jak to w ogóle wyszło?
- Powiedzmy, że trochę się rozpędziłem i nas zauważyła. No i później wzięła mnie na poważną rozmowę.
- Co to znaczy, że się rozpędziłeś? Tylko mi nie mów, że się zaczęliście całować czy coś…
- Nie, no co ty… Przecież wiesz, że nie robię takich rzeczy przy ludziach.
- No chyba że chodzi o Artura. Wtedy przestajesz myśleć głową i zaczynasz robić głupie błędy.
- Zejdź ze mnie, ok? Tylko pocałowałem go w policzek, za co i tak o mało nie dostałem w twarz. A teraz muszę unikać mojej mamy, jutro czeka mnie poważna rozmowa z ojcem, do tego Artur się na mnie obraził i przez jakiś czas postanowiliśmy się nie spotykać.
- Mówiłem ci, żebyś go sobie odpuścił. Chłopaka nie interesują takie rzeczy.
- Po czyjej ty jesteś stronie, co? Myślałem, że rozstaliśmy się w zgodzie i że nie będziesz mi rzucał kłód pod nogi. Liczysz na coś?
- O co ci chodzi? Po prostu próbuję dać ci dobrą radę. Na twoim miejscu skończyłbym tę całą zabawę, przyznał mamie rację, znalazł jakąś dziewczynę na pokaz i postarał się odzyskać panowanie nad sytuacją.
- No rzeczywiście dobra rada – mruknął, mierząc go wściekłym wzrokiem. – Myślałem, że mi pomożesz. Żałuję, że cię w to wszystko wciągnąłem.
- Chciałem ci pomóc, naprawdę. Ale nie mogę patrzeć, jak bardzo się przez to wszystko męczysz.
- Dobra, spadaj już. Sam to wszystko ogarnę. Jeszcze zobaczysz, że dopnę swego.
- Uparty jak zawsze – westchnął i założył nogę na nogę. – Dobra. Jeśli chcesz, mogę wypytać Artura o parę rzeczy i zorientować się w sytuacji. Co ty na to?
- Obejdzie się. Bez łaski.
- Jak chcesz – prychnął, wstając z ławki i wkładając ręce do kieszeni spodni. – Jakby co, to pisz. I pamiętaj, że chętnie cię pocieszę, jeśli ci z nim nie wyjdzie.
- Chciałbyś – warknął, wyraźnie rozdrażniony. Zerwał się z ławki i odszedł, pragnąc znaleźć się jak najdalej od tego wszystkiego. Przez pół godziny krążył bez celu po mieście, a gdy i to mu się znudziło, po prostu wrócił do domu i zaszył się w swoim pokoju. Położył się na łóżku, włożył słuchawki do uszu i puścił heavy metalową playlistę, przygotowaną na właśnie takie chwile. Niestety, nawet w tym musieli mu przeszkodzić.
- Znowu jesteś wkurzony, braciszku? – zapytała jego siostra, jak gdyby nigdy nic wchodząc do pokoju i kładąc się obok niego. Gdy nie zareagował, odłączyła mu słuchawki od telefonu, który położyła na ziemi.
- Co ty znowu chcesz?
- Pytałam, czy jesteś zły.
- Boże, Aśka, odczep się. Najpierw Krystian, później Łukasz, a teraz jeszcze ty. Uwzięliście się na mnie czy co?
- No bo się martwię o ciebie. Od rana unikasz mnie i mamy, chodzisz nabuzowany, no i masz tę minę, która mówi, że chętnie znowu skrzywdziłbyś jakiś wazon.
- Nic mi nie jest. Po prostu wszystko coraz bardziej się psuje, tyle.
- Tylko mi nie mów, że się pokłóciliście z Arturem – jęknęła, przewracając się na brzuch i patrząc na niego uważnie. Widząc jego minę, westchnęła teatralnie i pokręciła głową. – O co poszło?
- Nie będę się zwierzał gimbusowi.
- No wiesz ty co?! A ja specjalnie dla was przeczytałam kilka poradników, jakieś forum, gdzie pisali prawdziwi geje, nawet napisałam komentarz, ale mi nikt nie odpisał na razie – odparła, urażona, i uderzyła go w ramię.
- Że co zrobiłaś? Na mózg ci padło?
- No chyba tobie, skoro pokłóciłeś się z miłością swojego życia – prychnęła, a powaga wypisana na jej twarzy mimowolnie rozśmieszyła Marcela. – Hej, mówię poważnie! O co wam poszło?
- Chyba byłem zbyt nachalny wobec niego – wyjaśnił, gdy już się uspokoił. – Poza tym nie chcę na razie za bardzo wkurzać mamy. Jak już się trochę uspokoi, to pójdę do Artura i pogodzę się z nim. Poza tym kto wie, co by go spotkało, gdybym przyprowadził go teraz do domu.
- Chyba wolę sobie tego nie wyobrażać – powiedziała, krzywiąc się na samą myśl o tym. – Na tym forum pisał jakiś chłopak, który wcześniej normalnie wolał dziewczyny, a którego zaczął podrywać taki gej. No i wiesz, dla niego to na początku było trudne, musiał to zrozumieć i w ogóle. Także nie złość się na Artura, że cię odtrąca. To dla niego nowa sytuacja, pewnie sam do końca nie wie, co ma zrobić.
- Wiem. Ale on jest czasami taki słodki i rozbrajający, że po prostu nie mogę się powstrzymać.
- To zabrzmiało trochę niepokojąco – mruknęła, nieco zawstydzona. – Jak ty w ogóle się dowiedziałeś, że wolisz chłopaków?
- W gimnazjum zacząłem dochodzić do wniosku, że chyba coś jest nie tak z moją orientacją, a później mnie w to wszystko wtajemniczył mój Senpai. Właściwie to jak teraz o tym mówię, to czuję się jak bohater jakiegoś oklepanego yaoica.
- Bohater czego?
- Niczego. Nie dopytuj się. Najlepiej zapomnij o tym, co przed chwilą powiedziałem.
- Boisz się przyjazdu taty?
- Trochę. Mam nadzieję, że nie zareaguje gorzej, niż mama, bo wtedy to się chyba załamię.
- A ja myślę, że będzie dobrze. Tata na pewno cię zrozumie, zobaczysz.
- Nie zapominaj, że to ciebie rozpieszcza, nie mnie – powiedział i uśmiechnął się smutno. – Taka gówniara nie powinna martwić się o swojego starszego brata, wiesz?
- Dziewczyny dojrzewają szybciej od chłopaków. Poza tym nie lubię, gdy jesteś smutny.
- Weź przestań, bo się jeszcze wzruszę – powiedział, udając, że wyciera łzy. – W ogóle to czemu siedzisz w domu? Myślałem, że całe dnie będziesz przesiadywała z koleżankami.
- Jakoś tak nie chciało mi się dziś wychodzić – mruknęła wymijająco.
- Mam nadzieję, że to nie przeze mnie? – zapytał, a jej mina wszystko mu powiedziała. – Słuchaj. To, że wpadłem w małe tarapaty, nie oznacza, że ty też musisz z tego powodu cierpieć. Dlatego jutro masz się spotkać ze swoimi przyjaciółkami, gadać o chłopakach, bawić się i nawet nie zastanawiać się, co ze mną. Zrozumiałaś?
- Ale jutro przyjeżdża tata!
- Właśnie dlatego nie chcę, żebyś tu była. Kto wie, czego mogłabyś być świadkiem – powiedział i uśmiechnął się, jednak niezbyt przekonująco.
- Dobra, ale później wszystko mi opowiesz.
- Z najmniejszymi szczegółami.



Dokonałam tego! I jak nie było rozdziału przez prawie miesiąc, tak teraz są dwa, i to w tak krótkim odstępie czasu! No ale czułam, że jestem Wam to winna. Za to dłuugie oczekiwanie, na które Was skazałam.
Tak ogólnie to rozdział nie jest jakoś specjalnie długi czy porywający, ale trochę wyjaśnia (a przynajmniej mam taką nadzieję), a poza tym kolejna notka będzie przełomowa. Nawet zaczęłam już ją pisać :3
A tak w ogóle, to test, który rozwiązywał Artur jest tu:
http://www.megatest.pl/test,11950,40763
Także jak ktoś potrzebuje profesjonalnej porady, to zapraszam :D Trochę się natrudziłam, żeby go rozwiązać zgodnie z tym, co czuje/myśli/przeżył Arczi, ale chyba było warto. No i ten piękny wynik! Po kilku pytaniach zaczęłam się bać, że wyjdzie mu mało i będę musiała nagiąć fakty, ale udało się. Pełen sukces.
To chyba wszystko, co chciałam przekazać. A przynajmniej taką mam nadzieję.
Trzymajcie się i do następnej notki, Towarzysze!

sobota, 26 listopada 2016

Życie online, część 13

Ten rozdział dedykuję wszystkim tym, którzy musieli czekać na niego całe 25 dni! 

Gdy obaj zamienili garnitury na luźne, wygodne ubrania, wyszli z bloku i skierowali się w stronę centrum. Atmosfera między nimi nadal była nieco napięta, a przynajmniej takie wrażenie odnosił Artur. Nie mógł sobie wybaczyć, że na chwilę stracił nad sobą panowanie i przykleił się do Marcela niczym roztrzęsiona panienka. Wiedział, że jemu to akurat nie przeszkadzało, jednak bał się, że mógł mu tym dać błędne sygnały. Choć równie dobrze mogło to być najzwyklejsze przyjacielskie przytulenie, a jedynym, który wyciągał błędne wnioski, był on sam.
- Jak tam twoje świadectwo? – zapytał Artur, gdy w końcu zdecydował się przerwać panujące między nimi milczenie.
- Średnia 4 z hakiem, więc nie jest źle. Mama powinna być zadowolona, choć pewnie zacznie marudzić na moje osiągnięcia z matmy – zaśmiał się i włożył dłonie do kieszeni szortów. – Ty pewnie masz czerwony pasek, co?
- No, udało mi się. Choć, szczerze mówiąc, nie włożyłem w to zbyt dużo wysiłku, więc…
- Ech, to smutne życie geniusza – westchnął Marcel i udał, że ociera łzy.
- A tak w ogóle to gdzie idziemy?
- Najpierw do mnie po kilka rzeczy, a później… Albo nie, nie powiem ci. To będzie niespodzianka.
- Zaraz, zaraz. Skoro idziemy do ciebie, to po co przebrałeś się u mnie w mieszkaniu? Przecież i tak zwiałeś z apelu, mogłeś sam wrócić do domu i później po mnie przyjść czy coś.
- No mogłem, ale wtedy stracilibyśmy sporo czasu, który możemy spędzić razem. Poza tym gdybym nie przyszedł, to kto wie, co zrobiłby ci Sergiusz.
- Sam bym sobie z nim poradził.
- Ta, jasne. Uważaj, bo w to uwierzę – zaśmiał się i wyciągnął z kieszeni telefon, który zaczął dzwonić. – Czego? – rzucił do słuchawki, po czym wywrócił oczami. – Mówiłem wam rano, że się z kimś umówiłem, i że nie wyjdę z wami na miasto... Słuchaj się Adama, na pewno daleko zajdziesz… Przecież wam obiecałem… Ta, do jutra. I trzepnij ode mnie tego debila – powiedział, po czym rozłączył się i pokręcił z dezaprobatą głową.
- Wychodzi na to, że przeze mnie zaniedbujesz swoich przyjaciół – mruknął Artur, skubiąc brzeg koszulki.
- Są rzeczy ważne i ważniejsze. Poza tym nie mam obowiązku spędzać z nimi każdej wolnej chwili.
- No tak, ale…
- Bez takich, dobra? Robię to, na co mam ochotę, koniec kropka. Poza tym nawet ich nie znasz, po co więc się nimi przejmujesz? – rzucił ostrym tonem. Wziął głęboki oddech i spojrzał na chłopaka przepraszająco. – Chodź, moja mama na pewno się ucieszy, że w końcu będzie cię mogła poznać – powiedział, tym razem o wiele łagodniej. Otworzył bramkę i zaprosił go ruchem ręki na podwórko.
Dom Marcela wydał się Arturowi najspokojniejszym miejscem na ziemi. Prosty, jednopiętrowy, otoczony drzewkami i z małym ogródkiem kwiatowym, niemal przenosił do innego wymiaru. Jedynie stojący przed garażem Nissan 350Z odstawał od reszty, psując cały ten arkadyjski widok.
- Moje maleństwo – pochwalił się Marcel, wskazując samochód i dumnie się prostując. – Tata mi go sprezentował za zdanie prawa jazdy. Szkoda tylko, że sobie kupił nowiutką Hondę NSX z dwa tysiące piętnastego…
- Po twojej reakcji wnioskuję, że jest czego zazdrościć twojemu tacie…
- Widać, kto w tym związku jest mężczyzną – powiedział i zaśmiał się, klepiąc Artura po plecach.
- Jakim związku? Nie schlebiaj sobie – mruknął, odpychając od siebie jego ręce. – I przestań się ze mnie naśmiewać. Nie każdy facet musi interesować się samochodami.
- Oj wiem, wiem. Nie złość się, słodziaku.
- Ugryź się w nos, pajacu – odparł, urażony, i trzepnął go w tył głowy, co Marcela tylko dodatkowo rozśmieszyło.
- Cześć, mamo! – krzyknął, gdy obaj weszli do domu. Chwilę później z kuchni wyszła do nich wysoka kobieta około czterdziestki, ubrana w zwiewną sukienkę idealnie dopasowaną do jej kobiecych kształtów. Gdy tylko zobaczyła Artura, uśmiechnęła się i zmierzyła go od góry do dołu zaciekawionym wzrokiem. – Zgadnij, kogo przyprowadziłem.
- Artur, jak mniemam – powiedziała, wyciągając rękę w stronę chłopaka
- Tak, proszę pani. Artur Walczak – przedstawił się i uścisnął jej dłoń. Czuł się przy tym bardzo skrępowany, ale nie dał tego po sobie poznać, chcąc wywrzeć na niej jak najlepsze wrażenie.
- Marcel dużo mi o tobie opowiadał. Czasem aż za dużo – mruknęła i uśmiechnęła się lekko. – Na stole masz to, o co prosiłeś. Bawcie się dobrze – powiedziała i zniknęła w jednym z pomieszczeń, wcześniej tarmosząc syna po włosach.
- Twoja mama jest taka… - wyszeptał i zamachał rękami, próbując znaleźć odpowiedni epitet. Gdy mu się to nie udało, głośno wypuścił powietrze z płuc i pokiwał głową z podziwem.
- Urodzona arystokratka, jak to mówi mój tata – wyjaśnił Marcel i podniósł stojącą w kącie torbę, z którą udał się do kuchni. Tam spakował do niej kilka pudełek, po czym z powrotem dołączył do Artura. – W sumie to możemy już iść.
- Zaczynam odnosić wrażenie, że przyprowadziłeś mnie tu tylko po to, żeby jeszcze dobitniej uświadomić mi, jak wielka przepaść nas dzieli.
- Przepaść? Jaka przepaść?
- Jeśli miałbym to wyjaśnić dwoma słowami, to powiedziałbym tylko: książę i żebrak.
- To ciekawe. Ja zawsze myślałem, że jesteśmy raczej jak księżniczka i jej rycerz – odparł, udając zadumę i robiąc poważną minę. Gdy napotkał karcące spojrzenie Artura, nie wytrzymał i przyciągnął go do siebie, mierzwiąc jego włosy pięścią i nie pozwalając, by się wyrwał. – No już, stój spokojnie. Muszę wybić ci te bzdury z głowy! – wykrzyknął, tym razem ciągnąc go za policzek. – Czy moja terapia odniosła pożądane skutki?
- Ty cholerny sadysto – jęknął żałośnie, rozmasowując twarz, jakby to miało mu pomóc w złagodzeniu bólu. – Nigdy więcej tego nie rób!
- Ten jeden raz musiałem, za te bzdury, które zacząłeś wygadywać. No, nie złość się na mnie – poprosił i, nim zdążył się powstrzymać, pocałował go w miejsce, które jeszcze chwilę temu uparcie szczypał.
- Czy ty właśnie… - sapnął Artur, zaskoczony, po czym szybko odwrócił głowę i odepchnął go do siebie. Momentalnie zrobił się czerwony po same cebulki włosów, jednocześnie czując, jak robi mu się gorąco na całym ciele.
- Wybacz, ja tak odruchowo! Ja… No wiesz… - zaczął się jąkać, próbując jakoś wybrnąć z zaistniałej sytuacji. Oczywiście nie żałował tego, co zrobił, bał się jednak, że przez to Artur znowu zamknie się w sobie. – Wiesz co? Najlepiej zapomnijmy o tym i chodźmy już, dobra?
- Jasne – odparł i, nie czekając na niego, wyszedł na dwór. Miał wrażenie, że jego głowa lada chwila eksploduje od natłoku myśli. Najchętniej wyrzuciłby z pamięci zaistniałą przed chwilą sytuację, z jakiegoś powodu nie mógł tego jednak zrobić. Cały czas odtwarzał ją w myślach, za każdym razem czując muśnięcie warg Marcela na policzku, jego ciepły oddech, bliskość jego ciała, i tak w kółko. Kilkoma szybkimi, gwałtownymi ruchami przetarł oczy i spróbował wziąć się w garść. Bezskutecznie. – Dokąd idziemy? – zapytał, dziękując w duchu, że głos mu się nie załamał.
- Pamiętasz, jak zgodziłeś się, że zagrasz ze mną kiedyś w kosza?
- Właściwie to zgodziłem się na zagranie z Marceliną – bąknął, kopiąc leżący na chodniku kamień i udając, że jest to najciekawsze zajęcie na świecie.
- W takim razie ja będę musiał ci wystarczyć – powiedział, próbując ukryć żal i rozczarowanie.
- To nie miało tak zabrzmieć, przepraszam – odpowiedział, do razu wyczuwając, że zranił Marcela swoimi słowami. – Może tego nie okazuję, ale cieszę się z czasu, który razem spędzamy. No i jestem ci wdzięczny, że chciałeś się ze mną zaprzyjaźnić. Także… Chętnie z tobą zagram. Naprawdę.
- Wow, nie spodziewałem się takiego wyznania – przyznał szczerze.
- Tylko sobie nie wyobrażaj za dużo – zastrzegł, choć nawet dla niego te słowa nie zabrzmiały zbyt poważnie.
- Tak, tak – mruknął, znowu się uśmiechając. Dobry humor powoli zaczął mu wracać, a wszystkie wątpliwości zniknęły wraz z zapewnieniem Artura. Jednym słowem, kamień spadł mu z serca. – To tutaj – zakomunikował, skręcając na boisko do koszykówki znajdujące się przy parku. Na szczęście nie było na nim nikogo, mieli je więc całe dla siebie. Marcel położył torbę na jednej z ławek i wyciągnął z niej piłkę, po czym spojrzał wyzywająco na Artura. – To co? Gotowy na pojedynek?
- Ale tak już, teraz? Przecież ja nawet nie potrafię do kosza trafić!
- Spokojnie, żartowałem – uspokoił go i rzucił Arturowi piłkę, którą ten nieco nieporadnie złapał. – Pokaż, co potrafisz.
- Czuję się głupio – przyznał, stając naprzeciwko kosza i po chwili wahania wykonując rzut. Tak, jak się spodziewał, piłka odbiła się od ramy i poleciała gdzieś w bok.
- Przede wszystkim musisz bardziej się skoncentrować. Stań na wprost kosza, weź kilka głębokich oddechów i myśl tylko o tym, żeby trafić.
- Naprawdę sądzisz, że mi się uda? – zapytał z przekąsem, mimo wszystko skupiając się na celu. Przez chwilę myślał, że tym razem trafi, jednak nadzieja ta szybko została rozwiana.
- Każdemu się w końcu udaje – stwierdził i podszedł do Artura. Stanął za nim i włożył mu piłkę w dłonie, po czym uniósł jego ręce do góry i pomógł mu przyjąć odpowiednią postawę. – Spróbuj złapać piłkę tak – powiedział, delikatnie przesuwając jego palce – i patrz na kosz, a nie na mnie.
- Przecież patrzę – mruknął, od razu odwracając wzrok i skupiając go na obręczy.
- A teraz ugnij nogi w kolanach… Właśnie tak. I rzuć, prostując się.
Tym razem piłka nawet nie dotknęła ramy, jedynie spadła na ziemię i zaczęła się od niej odbijać, by po chwili na dobre turlać się po boisku.
- Byłeś na dobrej drodze. Trochę więcej siły i byś trafił – pochwalił go, samemu wykonując dość niechlujny, aczkolwiek perfekcyjny rzut.
- Nie popisuj się tak.
- Nie popisuję się – zaprzeczył, jeszcze raz ustawiając Artura w odpowiedniej pozycji. Tym razem jego ręce dłużej pozostawały w kontakcie z ciałem chłopaka, nie na tyle jednak, by zaczęło robić się to podejrzane. – I pamiętaj, patrz i skup się na koszu, nie na mnie.
- Bardzo śmieszne – burknął i wziął kilka głębokich oddechów, co nie pomogło mu jednak w uspokojeniu się. Nie dość, że nie mógł przestać myśleć o tym pocałunku, to jeszcze Marcel ciągle go dotykał i stał zdecydowanie zbyt blisko. Teoretycznie nie powinno to na nim robić żadnego wrażenia, lecz z niewiadomych powodów Artur nie potrafił zastosować tej zasady w praktyce.
- A miałem taką nadzieję, że pogramy… Najwyraźniej jeszcze długa droga przed nami.
- Nie wiem, czy jest w ogóle sens, żebyś mnie tego uczył – powiedział, wykonując kolejny rzut, który znowu okazał się niecelny. – Przecież od początku było wiadomo, że nie będzie mi wychodziło. Po prostu jestem beznadziejny jeśli chodzi o w-f.
- Nawet jeśli ci nie idzie, to dla mnie i tak liczy się tylko to, że mogę spędzić ten czas z tobą. Poza tym nie powinieneś się zrażać po kilku minutach.
- Zatem pokaż mi, jak się to robi, kapitanie.
- Z przyjemnością – odparł, chwytając piłkę i kozłując ją w truchcie. Gdy był już w odpowiedniej odległości od kosza, przyspieszył, zrobił dwutakt i z impetem wykonał wsad, po którym chwilę jeszcze wisiał na obręczy, po czym z gracją zeskoczył na ziemię. Gdy nie usłyszał żadnego aplauzu ze strony Artura, powtórzył poprzednie czynności, tym razem jednak trafiając piłką wyrzuconą w locie zza pleców. Ta sztuczka wychodziła mu dość rzadko, jednak tym razem udała mu się niemal perfekcyjnie. I całe szczęście, nie chciał się bowiem skompromitować przed chłopakiem, któremu za wszelką cenę starał się zaimponować.
- Z tego co pamiętam, to nie wyszło ci to, gdy graliście na zawodach międzyszkolnych – zauważył Artur, nie będąc jednak przy tym ani trochę złośliwym.
- No wiesz, treningi robią swoje. Nie chcesz mi trochę poprzeszkadzać pod koszem?
- A jakie są szanse, że to przeżyję?
- Dałbym ci jakieś… dwadzieścia procent – zaśmiał się, odgarniając włosy z czoła. – Nie martw się, nie będę zbytnio szarżował. Wystarczy, że dotkniesz piłki, i przerwę akcję. No, nie daj się prosić – jęknął, widząc wahanie na jego twarzy.
- Dobra, ale jak mnie uszkodzisz, to nie ominie cię kara. Zrozumiano?
- Jeśli to będzie kara od ciebie, to przyjmę ją z największą rozkoszą – odparł, kłaniając się teatralnie, po czym stanął na środku boiska. – Dobra, stań pod koszem i postaraj się mi przeszkodzić.
- A czy to jest w ogóle możliwe?
- Przekonajmy się – powiedział i spokojnie ruszył do przodu, kozłując piłkę prawą ręką i uważnie analizując otoczenie.
Na początku Artur starał się nie zbliżać zbytnio do Marcela, bojąc się ryzyka, z czasem jednak zaczął wkręcać się w grę i coraz śmielej zagradzał mu drogę, próbując pozbawić go piłki. Kilka razy mu się to udało, lecz lista jego porażek była znacznie dłuższa.
Po około godzinie Artur był tak wypompowany z sił, że jedyne, co mógł zrobić, to położyć się na boisku i starać się złapać oddech. Zamknął oczy i otarł pot z twarzy, jednocześnie niemrawo poruszając bolącymi nogami. Mimo to był szczęśliwy jak nigdy, choć w życiu by nie pomyślał, że gra w koszykówkę może sprawić mu tyle radości.
- Chyba trochę przesadziłem – stwierdził przepraszająco Marcel, siadając obok niego i kładąc mu zimną butelkę wody na czole. Artur zamruczał cicho i uchylił powieki, sięgając po nią i z trudem dźwigając się do siadu. Wypił duszkiem niemal połowę płynu, po czym odetchnął z ulgą i otarł usta.
- Było fajnie. Kiedyś możemy to powtórzyć.
- A tak marudziłeś…
- Zmieniłem zdanie – odparł i wzruszył ramionami. W tym samym momencie dało się słyszeć burczenie jego brzucha, które wprawiło ich na chwilę w osłupienie.
- To było… głośne – powiedział z podziwem Marcel, po czym wstał i pomógł zrobić to samo Arturowi. – Całe szczęście, że wziąłem nam suchy prowiant.
- Widzę, że jesteś przygotowany na wszystko – zaśmiał się, siadając na ławce i z ciekawością przyglądając się zawartości pudełek, które chłopak zaczął wyciągać.
- Mamy tu kanapki… Dużo kanapek… I jabłka.
- Jak ja dawno nie byłem na żadnym pikniku – westchnął Artur, rozprostowując nogi i odchylając głowę, by słońce padało prosto na jego twarz. – Brakuje nam tylko koca, na którym moglibyśmy usiąść.
- Mogłeś mówić wcześniej, to wziąłbym jakiś z domu.
- Tak też jest dobrze – mruknął i wziął od niego kanapkę. – A właśnie, jaki masz plan na zdemaskowanie Sergiusza?
- Och, to całkiem proste – odparł i wytarł usta z okruchów. – Skoro kazał ci przestać się wtrącać, to musisz zrobić na odwrót. Wtedy się wkurzy i znowu do ciebie przyjdzie, pewnie zacznie ci grozić, a my to wszystko nagramy i pokażemy twojej mamie. Po czymś takim na pewno ci uwierzy.
- Myślałem, że wymyśliłeś coś lepszego…
- Zawsze możemy zamontować mu ukryte kamery i podsłuch w domu, a także przyczepić nadajnik do jego samochodu, żeby wiedzieć, kiedy i gdzie jeździ. Do tego wbijemy mu na portale społecznościowe, a jak gdzieś wyjedzie, włamiemy się do niego w poszukiwaniu dowodów. Tego oczekiwałeś?
- Mówiłem poważnie! – obruszył się. – Nie mamy gwarancji, że właśnie tak się zachowa. Poza tym odniosłem wrażenie, że ten człowiek jest bardziej inteligentny, niż się na początku wydaje. A co, jak nas wykiwa? Albo wykorzysta do swoich celów?
- Na przykład jakich?
- Nie wiem! Z tego, co zauważyłem, Sergiusz doskonale potrafi manipulować ludźmi. Przecież to niemożliwe, żeby moja mama od tak mu zaufała. Przez te wszystkie lata stała się wręcz chorobliwie ostrożna, musiał się pewnie nieźle natrudzić.
- Obawiam się, że jest tak wprawiony w tego typu sprawach, że nie zajęło mu dużo czasu poderwanie twojej mamy. W każdym razie nie martw się, coś wymyślimy. Na razie zachowuj się tak, jak zawsze. Pokaż, że nie udało mu się cię zastraszyć.
- Ale jak mnie wywiezie za miasto i pobije na śmierć, to będzie twoja wina – mruknął, wracając do jedzenia.
- Spokojnie, księżniczko. Jeśli będzie trzeba, obronię cię.
- Przysięgam, że w końcu nie wytrzymam i rozładuję na tobie cały stres jak na worku treningowym – ostrzegł przez zaciśnięte zęby i spojrzał na niego z chęcią mordu w oczach. – I z czego się głupio cieszysz? Coś cię bawi?
- Czasem trudno cię rozgryźć, wiesz? – powiedział, delikatnie zaczesując mu włosy za ucho. – Ale i tak cię lubię, z każdym dniem coraz bardziej.
- Ja… też cię lubię, jako przyjaciela.
- Szkoda, że tylko tak.
- Dlaczego to ci nie wystarczy? Przecież nie jestem tobą zainteresowany w ten sposób, po co ciągle tak bardzo się wysilasz?
- Bo się w tobie zakochałem. Artur, przestań okłamywać samego siebie. Przecież widzę, jak na mnie reagujesz. Gdybyś miał mnie tylko za przyjaciela, nie zachowywałbyś się tak.
- Niby jak? – zapytał, krzyżując ręce na piersiach i przekrzywiając głowę.
- Chociażby tak – odparł i nachylił się ku niemu. Serce Artura od razu zaczęło szybciej bić, on sam zaś znieruchomiał, czekając, co się wydarzy. Gdy zdał sobie sprawę z ich bliskości, zaczerwienił się i spuścił głowę. – Jesteś słodki, gdy się tak rumienisz – szepnął mu na ucho i zaśmiał się cicho, przyprawiając tym chłopaka o dreszcze.
- Jesteś za blisko – sapnął, przypadkowo spoglądając prosto w oczy Marcela, co okazało się dla niego zgubne, gdyż nie potrafił z powrotem odwrócić wzroku.
- Za blisko? Według mnie między nami jest nawet za dużo wolnej przestrzeni…
- Mylisz się.
- Czyżby? – zapytał, dotykając jego policzka i ostatkiem sił powstrzymując się przed rzuceniem się na niego.
- Już ci mówiłem, że nie jestem zainteresowany – powiedział Artur, w końcu przerywając ten dziwny trans, w który wpadł. Odsunął się od Marcela i siadł bokiem do niego, uspokajając oddech. – Poza tym jesteśmy w miejscu publicznym, nie powinieneś robić takich rzeczy.
- Nikogo tu nie ma. – Wzruszył ramionami i westchnął ciężko, zastanawiając się, co teraz zrobić. Już jakiś czas temu doszedł do wniosku, że Artur jest podatny na jego działania, lecz z jakiegoś powodu nie chce tego przyznać, nawet przed samym sobą. Zazwyczaj w takich chwilach ludzie kompletnie tracili dla niego głowę, nie potrafiąc oprzeć się jego urokowi, lecz z nim było zupełnie inaczej. Gdy Marcel myślał, że udało mu się złapać go w swoje sidła, ten wymykał mu się w najmniej oczekiwanym momencie i uciekał na kilka kroków, spoglądając na niego przez ramię z politowaniem.
- Mieliśmy spędzić razem trochę czasu, ale nie, ty jak zwykle musiałeś wyskoczyć z tym całym podrywaniem mnie – prychnął, podnosząc się z ławki i zabierając z niej bluzę. – Wracam do siebie.
- Artur, poczekaj!
- Na razie.
- Kurwa mać – zaklął pod nosem, gdy chłopak zniknął mu z pola widzenia. Spakował wszystkie rzeczy do torby i szybkim krokiem ruszył do swojego domu, walcząc z pokusą, by mimo wszystko pójść za Arturem.
Był zły na siebie. Gdyby nie jego samolubność, pewnie dalej siedzieliby razem, gadali o głupotach, no i przede wszystkim rozstaliby się w pokojowy sposób. A teraz wszystko jak zwykle się spieprzyło. Dlaczego muszę być taki?, pomyślał, wchodząc do domu i ze złością rzucając torbę na ziemię.
- Coś się stało? – zapytała jego mama, pojawiając się w przedpokoju i patrząc na niego z niepokojem.
- Nic takiego.
- Muszę z tobą porozmawiać.
- Teraz? Bo jakoś nie jestem w nastroju.
- Tak, teraz – powiedziała poważnym głosem i dała mu znak, by poszedł za nią do kuchni. Usiedli razem przy stole, po czym zapanowała między nimi cisza, która nie wróżyła niczego dobrego. – Chodzi o Artura.
- Co z nim?
- Zapytam wprost. Jesteście razem?
- Co?! – wykrztusił, zaskoczony, i spojrzał na nią z przerażeniem w oczach. – Skąd ci się to wzięło?
- To, że cały czas o nim mówiłeś, mnie nie dziwiło, bo zawsze tak miałeś. Ale całowanie drugiego chłopaka w policzek to już nie jest coś normalnego.
- Mamo, to nie tak – jęknął, przeczesując włosy i próbując znaleźć sposób na wyjście z tej sytuacji. – My…
- Proszę cię o szczerość. Nie kłam, bo i tak będę wiedziała, kiedy to zrobisz.
- Dobra, jak chcesz – odparł w końcu, wiedząc, że z nią i tak nie wygra. – Nie jesteśmy razem, ale cały czas się staram, żeby to zmienić.
- Tak myślałam – westchnęła. Wstała i zaczęła chodzić w tę i z powrotem, nie wiedząc, co począć. – Na pewno da się coś z tym zrobić. To pewnie chwilowe zauroczenie, ciekawość. W końcu ci przejdzie.
- Ale co ma mi przejść? Ja naprawdę się w nim zakochałem.
- W chłopaku?! Czyś ty zwariował?! – krzyknęła, podpierając się pod boki. – Przecież nie raz chodziłeś z dziewczyną, więc skąd ta nagła zmiana? A może to był jego pomysł, a teraz go bronisz?
- Prawda jest taka, że już od jakiegoś czasu wolę facetów. A te dziewczyny były czymś w rodzaju przykrywki.
- Słucham?
- Już wcześniej umawiałem się z facetami – powtórzył, czując narastający z każdą sekundą gniew.
- Nie tak cię wychowywałam. Masz z tym raz na zawsze skończyć.
- Dlaczego nie możesz tego zaakceptować? Nie rozumiesz, że taki właśnie jestem i nie chcę udawać kogoś innego?
- Jesteś moim synem, kocham cię, to się nie zmieni. Ale to jest sprzeczne z naturą, z nauką kościoła! Powinieneś znaleźć sobie dziewczynę, ożenić się z nią, mieć dzieci… To jest normalne życie!
- No pewnie, jeszcze mieszaj w to Boga, w którego nawet nie wierzę! – krzyknął, również wstając. – Rób co chcesz, ale ja się nie zmienię. Nie pod tym względem – oznajmił jej i ruszył do swojego pokoju.
- Porozmawiasz z ojcem jak wróci. Może wtedy zmądrzejesz – powiedziała, na tyle głośno, by ją usłyszał.
- Co za pojebany dzień – warknął przez zaciśnięte zęby i chwycił stojący na komodzie wazon, którym cisnął o ścianę. Gdy usłyszał nieśmiałe pukanie do drzwi, zignorował je, licząc, że zniechęci to przybysza.
- Brat, co jest? – zapytała jego siostra, ostrożnie zaglądając do pokoju. Po chwili wahania weszła do środka i usiadła na łóżku, patrząc na niego nieśmiało.
- Nic. Wyjdź stąd.
- Słyszałam, o co się pokłóciliście z mamą.
- I co? Przyszłaś wtrącić swoje trzy grosze? Nie uczyli cię, że leżącego się nie kopie?
- Po prostu chciałam ci powiedzieć, że jestem z tobą, i że będę cię wspierała.
- Nie boisz się, że przez zadawanie się z pedałem trafisz do piekła? – zadrwił, lecz widząc jej urażoną minę pokręcił głową i usiadł obok niej. – Przepraszam, po prostu jestem teraz nieźle wkurzony. Właśnie dlatego nie chciałem jej mówić. Wiedziałem, że tego nie zaakceptuje.
- Spróbuj ją choć trochę zrozumieć, właśnie dowiedziała się, że jej syn jest gejem. To by każdym wstrząsnęło. Ja też właściwie jestem w szoku.
- Mimo to nie przyszłaś mnie oceniać i nie każesz mi się zmienić.
- Bo wiem, że jesteś upartym debilem, a z takimi nie da się wygrać.
- A ty jesteś wredną małpą – powiedział, przyciągając ją do siebie i mocno przytulając.
- Serio Artur nie jest twoim pierwszym chłopakiem? – zapytała po chwili, nawet nie starając się ukryć zaciekawienia.
- Jeśli myślisz, że będę ci opowiadał o moim życiu miłosnym, to się przeliczyłaś.
- No weź, nie bądź taki – jęknęła, patrząc na niego błagalnym wzrokiem.
- A czy ty nie jesteś przypadkiem za młoda na takie rzeczy?
- Mam całe trzynaście lat! – obruszyła się.
- No to rzeczywiście znasz się na życiu – zaśmiał się. – Dzięki za słowa otuchy, ale chcę teraz zostać sam.
- Ale niczego sobie nie zrobisz ani nic?
- Już się uspokoiłem, żaden wazon więcej nie ucierpi.
- To dobrze – powiedziała i mocno go przytuliła. – Jakby co to wiesz gdzie mnie znaleźć.
- Znalazła się pani psycholog – zadrwił i rzucił w nią poduszką. Gdy wreszcie został sam, wyciągnął z kieszeni telefon i napisał smsa do Artura.
>>Myślę, że na jakiś czas powinniśmy przestać się spotykać<<
>>To dobry pomysł<<
A może w ogóle powinienem dać sobie spokój?, pomyślał, totalnie zniechęcony wydarzeniami dzisiejszego dnia. Westchnął ciężko, zastanawiając się, co jeszcze przyniesie mu los.




Tak! W końcu mi się udało! Przepraszam, że musieliście tyle czekać, ale przeżywałam kryzys i po prostu nie mogłam zabrać się za pisanie. Nawet ten rozdział, a przynajmniej jego większość, była pisana nieco na siłę. W każdym razie wena powoli mi wraca, więc nie powinno być już aż tak tragicznie.
W ogóle mam już fajny pomysł na dalszy rozwój akcji, no i co tu dużo mówić, będzie ostro. No chyba że zmienię zdanie, bo wymyślę coś jeszcze lepszego.
W pewnym momencie pomyślałam też, że śmiesznie by było, gdyby nagle okazało się, że ojciec Marcela jest też ojcem Artura, ale do tego musiałabym nieco zmienić fabułę, no i wiek chłopaków... Także nie.
Jeszcze raz dziękuję wam za cierpliwość! W ramach rekompensaty postaram się w najbliższym czasie dodać kolejny rozdział, a może w międzyczasie uda mi się wrzucić jeszcze coś z "Pamiętnika...", bo bardzo go zaniedbałam :/
Pozdrawiam i do następnej notki, Towarzysze!