Menu

sobota, 26 listopada 2016

Życie online, część 13

Ten rozdział dedykuję wszystkim tym, którzy musieli czekać na niego całe 25 dni! 

Gdy obaj zamienili garnitury na luźne, wygodne ubrania, wyszli z bloku i skierowali się w stronę centrum. Atmosfera między nimi nadal była nieco napięta, a przynajmniej takie wrażenie odnosił Artur. Nie mógł sobie wybaczyć, że na chwilę stracił nad sobą panowanie i przykleił się do Marcela niczym roztrzęsiona panienka. Wiedział, że jemu to akurat nie przeszkadzało, jednak bał się, że mógł mu tym dać błędne sygnały. Choć równie dobrze mogło to być najzwyklejsze przyjacielskie przytulenie, a jedynym, który wyciągał błędne wnioski, był on sam.
- Jak tam twoje świadectwo? – zapytał Artur, gdy w końcu zdecydował się przerwać panujące między nimi milczenie.
- Średnia 4 z hakiem, więc nie jest źle. Mama powinna być zadowolona, choć pewnie zacznie marudzić na moje osiągnięcia z matmy – zaśmiał się i włożył dłonie do kieszeni szortów. – Ty pewnie masz czerwony pasek, co?
- No, udało mi się. Choć, szczerze mówiąc, nie włożyłem w to zbyt dużo wysiłku, więc…
- Ech, to smutne życie geniusza – westchnął Marcel i udał, że ociera łzy.
- A tak w ogóle to gdzie idziemy?
- Najpierw do mnie po kilka rzeczy, a później… Albo nie, nie powiem ci. To będzie niespodzianka.
- Zaraz, zaraz. Skoro idziemy do ciebie, to po co przebrałeś się u mnie w mieszkaniu? Przecież i tak zwiałeś z apelu, mogłeś sam wrócić do domu i później po mnie przyjść czy coś.
- No mogłem, ale wtedy stracilibyśmy sporo czasu, który możemy spędzić razem. Poza tym gdybym nie przyszedł, to kto wie, co zrobiłby ci Sergiusz.
- Sam bym sobie z nim poradził.
- Ta, jasne. Uważaj, bo w to uwierzę – zaśmiał się i wyciągnął z kieszeni telefon, który zaczął dzwonić. – Czego? – rzucił do słuchawki, po czym wywrócił oczami. – Mówiłem wam rano, że się z kimś umówiłem, i że nie wyjdę z wami na miasto... Słuchaj się Adama, na pewno daleko zajdziesz… Przecież wam obiecałem… Ta, do jutra. I trzepnij ode mnie tego debila – powiedział, po czym rozłączył się i pokręcił z dezaprobatą głową.
- Wychodzi na to, że przeze mnie zaniedbujesz swoich przyjaciół – mruknął Artur, skubiąc brzeg koszulki.
- Są rzeczy ważne i ważniejsze. Poza tym nie mam obowiązku spędzać z nimi każdej wolnej chwili.
- No tak, ale…
- Bez takich, dobra? Robię to, na co mam ochotę, koniec kropka. Poza tym nawet ich nie znasz, po co więc się nimi przejmujesz? – rzucił ostrym tonem. Wziął głęboki oddech i spojrzał na chłopaka przepraszająco. – Chodź, moja mama na pewno się ucieszy, że w końcu będzie cię mogła poznać – powiedział, tym razem o wiele łagodniej. Otworzył bramkę i zaprosił go ruchem ręki na podwórko.
Dom Marcela wydał się Arturowi najspokojniejszym miejscem na ziemi. Prosty, jednopiętrowy, otoczony drzewkami i z małym ogródkiem kwiatowym, niemal przenosił do innego wymiaru. Jedynie stojący przed garażem Nissan 350Z odstawał od reszty, psując cały ten arkadyjski widok.
- Moje maleństwo – pochwalił się Marcel, wskazując samochód i dumnie się prostując. – Tata mi go sprezentował za zdanie prawa jazdy. Szkoda tylko, że sobie kupił nowiutką Hondę NSX z dwa tysiące piętnastego…
- Po twojej reakcji wnioskuję, że jest czego zazdrościć twojemu tacie…
- Widać, kto w tym związku jest mężczyzną – powiedział i zaśmiał się, klepiąc Artura po plecach.
- Jakim związku? Nie schlebiaj sobie – mruknął, odpychając od siebie jego ręce. – I przestań się ze mnie naśmiewać. Nie każdy facet musi interesować się samochodami.
- Oj wiem, wiem. Nie złość się, słodziaku.
- Ugryź się w nos, pajacu – odparł, urażony, i trzepnął go w tył głowy, co Marcela tylko dodatkowo rozśmieszyło.
- Cześć, mamo! – krzyknął, gdy obaj weszli do domu. Chwilę później z kuchni wyszła do nich wysoka kobieta około czterdziestki, ubrana w zwiewną sukienkę idealnie dopasowaną do jej kobiecych kształtów. Gdy tylko zobaczyła Artura, uśmiechnęła się i zmierzyła go od góry do dołu zaciekawionym wzrokiem. – Zgadnij, kogo przyprowadziłem.
- Artur, jak mniemam – powiedziała, wyciągając rękę w stronę chłopaka
- Tak, proszę pani. Artur Walczak – przedstawił się i uścisnął jej dłoń. Czuł się przy tym bardzo skrępowany, ale nie dał tego po sobie poznać, chcąc wywrzeć na niej jak najlepsze wrażenie.
- Marcel dużo mi o tobie opowiadał. Czasem aż za dużo – mruknęła i uśmiechnęła się lekko. – Na stole masz to, o co prosiłeś. Bawcie się dobrze – powiedziała i zniknęła w jednym z pomieszczeń, wcześniej tarmosząc syna po włosach.
- Twoja mama jest taka… - wyszeptał i zamachał rękami, próbując znaleźć odpowiedni epitet. Gdy mu się to nie udało, głośno wypuścił powietrze z płuc i pokiwał głową z podziwem.
- Urodzona arystokratka, jak to mówi mój tata – wyjaśnił Marcel i podniósł stojącą w kącie torbę, z którą udał się do kuchni. Tam spakował do niej kilka pudełek, po czym z powrotem dołączył do Artura. – W sumie to możemy już iść.
- Zaczynam odnosić wrażenie, że przyprowadziłeś mnie tu tylko po to, żeby jeszcze dobitniej uświadomić mi, jak wielka przepaść nas dzieli.
- Przepaść? Jaka przepaść?
- Jeśli miałbym to wyjaśnić dwoma słowami, to powiedziałbym tylko: książę i żebrak.
- To ciekawe. Ja zawsze myślałem, że jesteśmy raczej jak księżniczka i jej rycerz – odparł, udając zadumę i robiąc poważną minę. Gdy napotkał karcące spojrzenie Artura, nie wytrzymał i przyciągnął go do siebie, mierzwiąc jego włosy pięścią i nie pozwalając, by się wyrwał. – No już, stój spokojnie. Muszę wybić ci te bzdury z głowy! – wykrzyknął, tym razem ciągnąc go za policzek. – Czy moja terapia odniosła pożądane skutki?
- Ty cholerny sadysto – jęknął żałośnie, rozmasowując twarz, jakby to miało mu pomóc w złagodzeniu bólu. – Nigdy więcej tego nie rób!
- Ten jeden raz musiałem, za te bzdury, które zacząłeś wygadywać. No, nie złość się na mnie – poprosił i, nim zdążył się powstrzymać, pocałował go w miejsce, które jeszcze chwilę temu uparcie szczypał.
- Czy ty właśnie… - sapnął Artur, zaskoczony, po czym szybko odwrócił głowę i odepchnął go do siebie. Momentalnie zrobił się czerwony po same cebulki włosów, jednocześnie czując, jak robi mu się gorąco na całym ciele.
- Wybacz, ja tak odruchowo! Ja… No wiesz… - zaczął się jąkać, próbując jakoś wybrnąć z zaistniałej sytuacji. Oczywiście nie żałował tego, co zrobił, bał się jednak, że przez to Artur znowu zamknie się w sobie. – Wiesz co? Najlepiej zapomnijmy o tym i chodźmy już, dobra?
- Jasne – odparł i, nie czekając na niego, wyszedł na dwór. Miał wrażenie, że jego głowa lada chwila eksploduje od natłoku myśli. Najchętniej wyrzuciłby z pamięci zaistniałą przed chwilą sytuację, z jakiegoś powodu nie mógł tego jednak zrobić. Cały czas odtwarzał ją w myślach, za każdym razem czując muśnięcie warg Marcela na policzku, jego ciepły oddech, bliskość jego ciała, i tak w kółko. Kilkoma szybkimi, gwałtownymi ruchami przetarł oczy i spróbował wziąć się w garść. Bezskutecznie. – Dokąd idziemy? – zapytał, dziękując w duchu, że głos mu się nie załamał.
- Pamiętasz, jak zgodziłeś się, że zagrasz ze mną kiedyś w kosza?
- Właściwie to zgodziłem się na zagranie z Marceliną – bąknął, kopiąc leżący na chodniku kamień i udając, że jest to najciekawsze zajęcie na świecie.
- W takim razie ja będę musiał ci wystarczyć – powiedział, próbując ukryć żal i rozczarowanie.
- To nie miało tak zabrzmieć, przepraszam – odpowiedział, do razu wyczuwając, że zranił Marcela swoimi słowami. – Może tego nie okazuję, ale cieszę się z czasu, który razem spędzamy. No i jestem ci wdzięczny, że chciałeś się ze mną zaprzyjaźnić. Także… Chętnie z tobą zagram. Naprawdę.
- Wow, nie spodziewałem się takiego wyznania – przyznał szczerze.
- Tylko sobie nie wyobrażaj za dużo – zastrzegł, choć nawet dla niego te słowa nie zabrzmiały zbyt poważnie.
- Tak, tak – mruknął, znowu się uśmiechając. Dobry humor powoli zaczął mu wracać, a wszystkie wątpliwości zniknęły wraz z zapewnieniem Artura. Jednym słowem, kamień spadł mu z serca. – To tutaj – zakomunikował, skręcając na boisko do koszykówki znajdujące się przy parku. Na szczęście nie było na nim nikogo, mieli je więc całe dla siebie. Marcel położył torbę na jednej z ławek i wyciągnął z niej piłkę, po czym spojrzał wyzywająco na Artura. – To co? Gotowy na pojedynek?
- Ale tak już, teraz? Przecież ja nawet nie potrafię do kosza trafić!
- Spokojnie, żartowałem – uspokoił go i rzucił Arturowi piłkę, którą ten nieco nieporadnie złapał. – Pokaż, co potrafisz.
- Czuję się głupio – przyznał, stając naprzeciwko kosza i po chwili wahania wykonując rzut. Tak, jak się spodziewał, piłka odbiła się od ramy i poleciała gdzieś w bok.
- Przede wszystkim musisz bardziej się skoncentrować. Stań na wprost kosza, weź kilka głębokich oddechów i myśl tylko o tym, żeby trafić.
- Naprawdę sądzisz, że mi się uda? – zapytał z przekąsem, mimo wszystko skupiając się na celu. Przez chwilę myślał, że tym razem trafi, jednak nadzieja ta szybko została rozwiana.
- Każdemu się w końcu udaje – stwierdził i podszedł do Artura. Stanął za nim i włożył mu piłkę w dłonie, po czym uniósł jego ręce do góry i pomógł mu przyjąć odpowiednią postawę. – Spróbuj złapać piłkę tak – powiedział, delikatnie przesuwając jego palce – i patrz na kosz, a nie na mnie.
- Przecież patrzę – mruknął, od razu odwracając wzrok i skupiając go na obręczy.
- A teraz ugnij nogi w kolanach… Właśnie tak. I rzuć, prostując się.
Tym razem piłka nawet nie dotknęła ramy, jedynie spadła na ziemię i zaczęła się od niej odbijać, by po chwili na dobre turlać się po boisku.
- Byłeś na dobrej drodze. Trochę więcej siły i byś trafił – pochwalił go, samemu wykonując dość niechlujny, aczkolwiek perfekcyjny rzut.
- Nie popisuj się tak.
- Nie popisuję się – zaprzeczył, jeszcze raz ustawiając Artura w odpowiedniej pozycji. Tym razem jego ręce dłużej pozostawały w kontakcie z ciałem chłopaka, nie na tyle jednak, by zaczęło robić się to podejrzane. – I pamiętaj, patrz i skup się na koszu, nie na mnie.
- Bardzo śmieszne – burknął i wziął kilka głębokich oddechów, co nie pomogło mu jednak w uspokojeniu się. Nie dość, że nie mógł przestać myśleć o tym pocałunku, to jeszcze Marcel ciągle go dotykał i stał zdecydowanie zbyt blisko. Teoretycznie nie powinno to na nim robić żadnego wrażenia, lecz z niewiadomych powodów Artur nie potrafił zastosować tej zasady w praktyce.
- A miałem taką nadzieję, że pogramy… Najwyraźniej jeszcze długa droga przed nami.
- Nie wiem, czy jest w ogóle sens, żebyś mnie tego uczył – powiedział, wykonując kolejny rzut, który znowu okazał się niecelny. – Przecież od początku było wiadomo, że nie będzie mi wychodziło. Po prostu jestem beznadziejny jeśli chodzi o w-f.
- Nawet jeśli ci nie idzie, to dla mnie i tak liczy się tylko to, że mogę spędzić ten czas z tobą. Poza tym nie powinieneś się zrażać po kilku minutach.
- Zatem pokaż mi, jak się to robi, kapitanie.
- Z przyjemnością – odparł, chwytając piłkę i kozłując ją w truchcie. Gdy był już w odpowiedniej odległości od kosza, przyspieszył, zrobił dwutakt i z impetem wykonał wsad, po którym chwilę jeszcze wisiał na obręczy, po czym z gracją zeskoczył na ziemię. Gdy nie usłyszał żadnego aplauzu ze strony Artura, powtórzył poprzednie czynności, tym razem jednak trafiając piłką wyrzuconą w locie zza pleców. Ta sztuczka wychodziła mu dość rzadko, jednak tym razem udała mu się niemal perfekcyjnie. I całe szczęście, nie chciał się bowiem skompromitować przed chłopakiem, któremu za wszelką cenę starał się zaimponować.
- Z tego co pamiętam, to nie wyszło ci to, gdy graliście na zawodach międzyszkolnych – zauważył Artur, nie będąc jednak przy tym ani trochę złośliwym.
- No wiesz, treningi robią swoje. Nie chcesz mi trochę poprzeszkadzać pod koszem?
- A jakie są szanse, że to przeżyję?
- Dałbym ci jakieś… dwadzieścia procent – zaśmiał się, odgarniając włosy z czoła. – Nie martw się, nie będę zbytnio szarżował. Wystarczy, że dotkniesz piłki, i przerwę akcję. No, nie daj się prosić – jęknął, widząc wahanie na jego twarzy.
- Dobra, ale jak mnie uszkodzisz, to nie ominie cię kara. Zrozumiano?
- Jeśli to będzie kara od ciebie, to przyjmę ją z największą rozkoszą – odparł, kłaniając się teatralnie, po czym stanął na środku boiska. – Dobra, stań pod koszem i postaraj się mi przeszkodzić.
- A czy to jest w ogóle możliwe?
- Przekonajmy się – powiedział i spokojnie ruszył do przodu, kozłując piłkę prawą ręką i uważnie analizując otoczenie.
Na początku Artur starał się nie zbliżać zbytnio do Marcela, bojąc się ryzyka, z czasem jednak zaczął wkręcać się w grę i coraz śmielej zagradzał mu drogę, próbując pozbawić go piłki. Kilka razy mu się to udało, lecz lista jego porażek była znacznie dłuższa.
Po około godzinie Artur był tak wypompowany z sił, że jedyne, co mógł zrobić, to położyć się na boisku i starać się złapać oddech. Zamknął oczy i otarł pot z twarzy, jednocześnie niemrawo poruszając bolącymi nogami. Mimo to był szczęśliwy jak nigdy, choć w życiu by nie pomyślał, że gra w koszykówkę może sprawić mu tyle radości.
- Chyba trochę przesadziłem – stwierdził przepraszająco Marcel, siadając obok niego i kładąc mu zimną butelkę wody na czole. Artur zamruczał cicho i uchylił powieki, sięgając po nią i z trudem dźwigając się do siadu. Wypił duszkiem niemal połowę płynu, po czym odetchnął z ulgą i otarł usta.
- Było fajnie. Kiedyś możemy to powtórzyć.
- A tak marudziłeś…
- Zmieniłem zdanie – odparł i wzruszył ramionami. W tym samym momencie dało się słyszeć burczenie jego brzucha, które wprawiło ich na chwilę w osłupienie.
- To było… głośne – powiedział z podziwem Marcel, po czym wstał i pomógł zrobić to samo Arturowi. – Całe szczęście, że wziąłem nam suchy prowiant.
- Widzę, że jesteś przygotowany na wszystko – zaśmiał się, siadając na ławce i z ciekawością przyglądając się zawartości pudełek, które chłopak zaczął wyciągać.
- Mamy tu kanapki… Dużo kanapek… I jabłka.
- Jak ja dawno nie byłem na żadnym pikniku – westchnął Artur, rozprostowując nogi i odchylając głowę, by słońce padało prosto na jego twarz. – Brakuje nam tylko koca, na którym moglibyśmy usiąść.
- Mogłeś mówić wcześniej, to wziąłbym jakiś z domu.
- Tak też jest dobrze – mruknął i wziął od niego kanapkę. – A właśnie, jaki masz plan na zdemaskowanie Sergiusza?
- Och, to całkiem proste – odparł i wytarł usta z okruchów. – Skoro kazał ci przestać się wtrącać, to musisz zrobić na odwrót. Wtedy się wkurzy i znowu do ciebie przyjdzie, pewnie zacznie ci grozić, a my to wszystko nagramy i pokażemy twojej mamie. Po czymś takim na pewno ci uwierzy.
- Myślałem, że wymyśliłeś coś lepszego…
- Zawsze możemy zamontować mu ukryte kamery i podsłuch w domu, a także przyczepić nadajnik do jego samochodu, żeby wiedzieć, kiedy i gdzie jeździ. Do tego wbijemy mu na portale społecznościowe, a jak gdzieś wyjedzie, włamiemy się do niego w poszukiwaniu dowodów. Tego oczekiwałeś?
- Mówiłem poważnie! – obruszył się. – Nie mamy gwarancji, że właśnie tak się zachowa. Poza tym odniosłem wrażenie, że ten człowiek jest bardziej inteligentny, niż się na początku wydaje. A co, jak nas wykiwa? Albo wykorzysta do swoich celów?
- Na przykład jakich?
- Nie wiem! Z tego, co zauważyłem, Sergiusz doskonale potrafi manipulować ludźmi. Przecież to niemożliwe, żeby moja mama od tak mu zaufała. Przez te wszystkie lata stała się wręcz chorobliwie ostrożna, musiał się pewnie nieźle natrudzić.
- Obawiam się, że jest tak wprawiony w tego typu sprawach, że nie zajęło mu dużo czasu poderwanie twojej mamy. W każdym razie nie martw się, coś wymyślimy. Na razie zachowuj się tak, jak zawsze. Pokaż, że nie udało mu się cię zastraszyć.
- Ale jak mnie wywiezie za miasto i pobije na śmierć, to będzie twoja wina – mruknął, wracając do jedzenia.
- Spokojnie, księżniczko. Jeśli będzie trzeba, obronię cię.
- Przysięgam, że w końcu nie wytrzymam i rozładuję na tobie cały stres jak na worku treningowym – ostrzegł przez zaciśnięte zęby i spojrzał na niego z chęcią mordu w oczach. – I z czego się głupio cieszysz? Coś cię bawi?
- Czasem trudno cię rozgryźć, wiesz? – powiedział, delikatnie zaczesując mu włosy za ucho. – Ale i tak cię lubię, z każdym dniem coraz bardziej.
- Ja… też cię lubię, jako przyjaciela.
- Szkoda, że tylko tak.
- Dlaczego to ci nie wystarczy? Przecież nie jestem tobą zainteresowany w ten sposób, po co ciągle tak bardzo się wysilasz?
- Bo się w tobie zakochałem. Artur, przestań okłamywać samego siebie. Przecież widzę, jak na mnie reagujesz. Gdybyś miał mnie tylko za przyjaciela, nie zachowywałbyś się tak.
- Niby jak? – zapytał, krzyżując ręce na piersiach i przekrzywiając głowę.
- Chociażby tak – odparł i nachylił się ku niemu. Serce Artura od razu zaczęło szybciej bić, on sam zaś znieruchomiał, czekając, co się wydarzy. Gdy zdał sobie sprawę z ich bliskości, zaczerwienił się i spuścił głowę. – Jesteś słodki, gdy się tak rumienisz – szepnął mu na ucho i zaśmiał się cicho, przyprawiając tym chłopaka o dreszcze.
- Jesteś za blisko – sapnął, przypadkowo spoglądając prosto w oczy Marcela, co okazało się dla niego zgubne, gdyż nie potrafił z powrotem odwrócić wzroku.
- Za blisko? Według mnie między nami jest nawet za dużo wolnej przestrzeni…
- Mylisz się.
- Czyżby? – zapytał, dotykając jego policzka i ostatkiem sił powstrzymując się przed rzuceniem się na niego.
- Już ci mówiłem, że nie jestem zainteresowany – powiedział Artur, w końcu przerywając ten dziwny trans, w który wpadł. Odsunął się od Marcela i siadł bokiem do niego, uspokajając oddech. – Poza tym jesteśmy w miejscu publicznym, nie powinieneś robić takich rzeczy.
- Nikogo tu nie ma. – Wzruszył ramionami i westchnął ciężko, zastanawiając się, co teraz zrobić. Już jakiś czas temu doszedł do wniosku, że Artur jest podatny na jego działania, lecz z jakiegoś powodu nie chce tego przyznać, nawet przed samym sobą. Zazwyczaj w takich chwilach ludzie kompletnie tracili dla niego głowę, nie potrafiąc oprzeć się jego urokowi, lecz z nim było zupełnie inaczej. Gdy Marcel myślał, że udało mu się złapać go w swoje sidła, ten wymykał mu się w najmniej oczekiwanym momencie i uciekał na kilka kroków, spoglądając na niego przez ramię z politowaniem.
- Mieliśmy spędzić razem trochę czasu, ale nie, ty jak zwykle musiałeś wyskoczyć z tym całym podrywaniem mnie – prychnął, podnosząc się z ławki i zabierając z niej bluzę. – Wracam do siebie.
- Artur, poczekaj!
- Na razie.
- Kurwa mać – zaklął pod nosem, gdy chłopak zniknął mu z pola widzenia. Spakował wszystkie rzeczy do torby i szybkim krokiem ruszył do swojego domu, walcząc z pokusą, by mimo wszystko pójść za Arturem.
Był zły na siebie. Gdyby nie jego samolubność, pewnie dalej siedzieliby razem, gadali o głupotach, no i przede wszystkim rozstaliby się w pokojowy sposób. A teraz wszystko jak zwykle się spieprzyło. Dlaczego muszę być taki?, pomyślał, wchodząc do domu i ze złością rzucając torbę na ziemię.
- Coś się stało? – zapytała jego mama, pojawiając się w przedpokoju i patrząc na niego z niepokojem.
- Nic takiego.
- Muszę z tobą porozmawiać.
- Teraz? Bo jakoś nie jestem w nastroju.
- Tak, teraz – powiedziała poważnym głosem i dała mu znak, by poszedł za nią do kuchni. Usiedli razem przy stole, po czym zapanowała między nimi cisza, która nie wróżyła niczego dobrego. – Chodzi o Artura.
- Co z nim?
- Zapytam wprost. Jesteście razem?
- Co?! – wykrztusił, zaskoczony, i spojrzał na nią z przerażeniem w oczach. – Skąd ci się to wzięło?
- To, że cały czas o nim mówiłeś, mnie nie dziwiło, bo zawsze tak miałeś. Ale całowanie drugiego chłopaka w policzek to już nie jest coś normalnego.
- Mamo, to nie tak – jęknął, przeczesując włosy i próbując znaleźć sposób na wyjście z tej sytuacji. – My…
- Proszę cię o szczerość. Nie kłam, bo i tak będę wiedziała, kiedy to zrobisz.
- Dobra, jak chcesz – odparł w końcu, wiedząc, że z nią i tak nie wygra. – Nie jesteśmy razem, ale cały czas się staram, żeby to zmienić.
- Tak myślałam – westchnęła. Wstała i zaczęła chodzić w tę i z powrotem, nie wiedząc, co począć. – Na pewno da się coś z tym zrobić. To pewnie chwilowe zauroczenie, ciekawość. W końcu ci przejdzie.
- Ale co ma mi przejść? Ja naprawdę się w nim zakochałem.
- W chłopaku?! Czyś ty zwariował?! – krzyknęła, podpierając się pod boki. – Przecież nie raz chodziłeś z dziewczyną, więc skąd ta nagła zmiana? A może to był jego pomysł, a teraz go bronisz?
- Prawda jest taka, że już od jakiegoś czasu wolę facetów. A te dziewczyny były czymś w rodzaju przykrywki.
- Słucham?
- Już wcześniej umawiałem się z facetami – powtórzył, czując narastający z każdą sekundą gniew.
- Nie tak cię wychowywałam. Masz z tym raz na zawsze skończyć.
- Dlaczego nie możesz tego zaakceptować? Nie rozumiesz, że taki właśnie jestem i nie chcę udawać kogoś innego?
- Jesteś moim synem, kocham cię, to się nie zmieni. Ale to jest sprzeczne z naturą, z nauką kościoła! Powinieneś znaleźć sobie dziewczynę, ożenić się z nią, mieć dzieci… To jest normalne życie!
- No pewnie, jeszcze mieszaj w to Boga, w którego nawet nie wierzę! – krzyknął, również wstając. – Rób co chcesz, ale ja się nie zmienię. Nie pod tym względem – oznajmił jej i ruszył do swojego pokoju.
- Porozmawiasz z ojcem jak wróci. Może wtedy zmądrzejesz – powiedziała, na tyle głośno, by ją usłyszał.
- Co za pojebany dzień – warknął przez zaciśnięte zęby i chwycił stojący na komodzie wazon, którym cisnął o ścianę. Gdy usłyszał nieśmiałe pukanie do drzwi, zignorował je, licząc, że zniechęci to przybysza.
- Brat, co jest? – zapytała jego siostra, ostrożnie zaglądając do pokoju. Po chwili wahania weszła do środka i usiadła na łóżku, patrząc na niego nieśmiało.
- Nic. Wyjdź stąd.
- Słyszałam, o co się pokłóciliście z mamą.
- I co? Przyszłaś wtrącić swoje trzy grosze? Nie uczyli cię, że leżącego się nie kopie?
- Po prostu chciałam ci powiedzieć, że jestem z tobą, i że będę cię wspierała.
- Nie boisz się, że przez zadawanie się z pedałem trafisz do piekła? – zadrwił, lecz widząc jej urażoną minę pokręcił głową i usiadł obok niej. – Przepraszam, po prostu jestem teraz nieźle wkurzony. Właśnie dlatego nie chciałem jej mówić. Wiedziałem, że tego nie zaakceptuje.
- Spróbuj ją choć trochę zrozumieć, właśnie dowiedziała się, że jej syn jest gejem. To by każdym wstrząsnęło. Ja też właściwie jestem w szoku.
- Mimo to nie przyszłaś mnie oceniać i nie każesz mi się zmienić.
- Bo wiem, że jesteś upartym debilem, a z takimi nie da się wygrać.
- A ty jesteś wredną małpą – powiedział, przyciągając ją do siebie i mocno przytulając.
- Serio Artur nie jest twoim pierwszym chłopakiem? – zapytała po chwili, nawet nie starając się ukryć zaciekawienia.
- Jeśli myślisz, że będę ci opowiadał o moim życiu miłosnym, to się przeliczyłaś.
- No weź, nie bądź taki – jęknęła, patrząc na niego błagalnym wzrokiem.
- A czy ty nie jesteś przypadkiem za młoda na takie rzeczy?
- Mam całe trzynaście lat! – obruszyła się.
- No to rzeczywiście znasz się na życiu – zaśmiał się. – Dzięki za słowa otuchy, ale chcę teraz zostać sam.
- Ale niczego sobie nie zrobisz ani nic?
- Już się uspokoiłem, żaden wazon więcej nie ucierpi.
- To dobrze – powiedziała i mocno go przytuliła. – Jakby co to wiesz gdzie mnie znaleźć.
- Znalazła się pani psycholog – zadrwił i rzucił w nią poduszką. Gdy wreszcie został sam, wyciągnął z kieszeni telefon i napisał smsa do Artura.
>>Myślę, że na jakiś czas powinniśmy przestać się spotykać<<
>>To dobry pomysł<<
A może w ogóle powinienem dać sobie spokój?, pomyślał, totalnie zniechęcony wydarzeniami dzisiejszego dnia. Westchnął ciężko, zastanawiając się, co jeszcze przyniesie mu los.




Tak! W końcu mi się udało! Przepraszam, że musieliście tyle czekać, ale przeżywałam kryzys i po prostu nie mogłam zabrać się za pisanie. Nawet ten rozdział, a przynajmniej jego większość, była pisana nieco na siłę. W każdym razie wena powoli mi wraca, więc nie powinno być już aż tak tragicznie.
W ogóle mam już fajny pomysł na dalszy rozwój akcji, no i co tu dużo mówić, będzie ostro. No chyba że zmienię zdanie, bo wymyślę coś jeszcze lepszego.
W pewnym momencie pomyślałam też, że śmiesznie by było, gdyby nagle okazało się, że ojciec Marcela jest też ojcem Artura, ale do tego musiałabym nieco zmienić fabułę, no i wiek chłopaków... Także nie.
Jeszcze raz dziękuję wam za cierpliwość! W ramach rekompensaty postaram się w najbliższym czasie dodać kolejny rozdział, a może w międzyczasie uda mi się wrzucić jeszcze coś z "Pamiętnika...", bo bardzo go zaniedbałam :/
Pozdrawiam i do następnej notki, Towarzysze!

10 komentarzy:

  1. Ha! Tak czułam, że dzisiaj dodasz rozdział! (taki żarcik kosmonaucik, tak naprawdę wchodzę tu codziennie od prawie miesiąca, eww.. czy to już uzależnienie?).
    Musiałam sobie nawet zerknąć na końcówke poprzedniego, żeby trochę połapać się w akcji T~T
    Mója strona yaoistki nie cieszy się z zachowania Artura ("czemu on jeszcze nie rozłożył nóg przed Marcelem!?"), ale przecież jest ono normalne. Biedny Arczi, nie rozumie swojej gejozy. Lubię to, że wszystko toczy się powoli, jest tak realistycznie :3
    Wybacz, ale nie mogłam powstrzymać śmiechu przy reakcji mamy Marcela na to, że jest gejem. Głupia kobieta. Mam nadzieję, że jednak szybko zaakceptuje syna.
    Polubiłam jego siostrę, oby trochę namieszała pomiędzy chłopcami, żeby szybciej się pogodzili czy coś.
    Jeju Marcel coś ty narobił ;____; wyznałeś Arturowi miłość, a teraz się od niego odsuwasz? W sumie mam nadzieję, że to szczypior pierwszy nie wytrzyma rozłąki, to byłoby suoodkie c':
    Aww, że niby chłopcy byliby właściwie braćmi? Byłoby cudownie! (Sory, po prostu mój fetysz zakazanej, braterskiej miłości się odzywa *3*) Ale bez tego też ich uwielbiam.
    Mam nadzieję, że w nastepnym rozdziale trochę się wszystko ułoży. Chyba nie muszę wspominać, że czekam na pierwszy pocałunek?
    Do nastepnego :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, podziwiam zapał. Mi by się nie chciało codziennie wchodzić na bloga, żeby sprawdzić, czy jest coś nowego :D

      Powiem szczerze, że czasami napada mnie taka myśl, żeby Marcel w końcu przeleciał Artura i będzie spokój, ale niestety, to będzie kłóciło się z główną koncepcją, także twoje yaoistyczne alter ego musi jeszcze poczekać. Moje też XD

      Mama Marcelity to ogólnie dobra kobieta jest, tyle że wyznaje jakieś tam swoje zasady i gejostwo syna jest jej trochę nie na rękę. Oczywiście nie będzie teraz syna nienawidzić i w ogóle, po prostu na razie jest zła trochę i musi wszystko przetrawić. Poza tym nie chciałam, żeby wszyscy reagowali w stylu: "Jesteś gejem? Fajnie. Toleruję, zgadzam się, nie mam nic przeciwko". A co do siostry, to będzie wspierać Marcela, pomagać, ale nie wiem jeszcze, jak dużą rolę odegra. Się okaże c:

      To odsunięcie się od Artura to raczej przez sytuację w domu. Marcel po prostu nie chce niepotrzebnie denerwować matki i dolewać oliwy do ognia. A co do ich pogodzenia się, to mam już pewien supi pomysł ~~

      I normalnie przybij piątkę, Bro! Zakazana braterska miłość najlepsza XD Ja ciągle piszę coś o braciach gejach, niestety nikt z mojego otoczenia nie rozumie mojego zamiłowania do tego tematu ;c

      No i muszę Cię zmartwić. Kolejny rozdział tylko bardziej zagmatwa całą sprawę, dopiero w następnym wszystko się rozwiąże (no chyba że mi się przeciągnie to, co wymyśliłam, to wtedy dłużej będzie do spadku napięcia). Ale spokojnie, teraz wszystko będzie prowadziło do zbliżenia Marcela i Artura, także ten... Oczekuj :*

      PS. Chyba wszyscy czekają na ich pocałunek i ogólne zejście się XD

      Usuń
    2. Będziesz moim bogiem, jeśli kiedykolwiek napiszesz chociaż one-shota incest <33

      Usuń
    3. Właściwie to "Muzycy" są o gejujących się braciach... No i dwa/trzy (nie pamiętam ile ich tu wstawiłam) Germancesty... Czy to wystarczy, by być Twoim bogiem? XD
      A tak poza tym to właśnie piszę jak mi się nudzi w szkole opko o rosyjskich braciach, także może kiedyś je tu wstawię jako zapychacz. Kto wie? ( ͡° ͜ʖ ͡°)

      Usuń
  2. Cześć, mamo! - mówię ci, przeczytałam: cześć, mamoŁ :D

    Mama Marcela musi być bardzo ładna, nie?

    Ach, to słodkie cmoknięcie : >

    Artur jest trochę tsundere?

    i patrz na kosz, a nie na mnie - <3 bo Artur patrzy tylko na Marcela! :)

    Ja tam kocham kosza i fajnie mi się czytała ta scena :3
    Wspólny piknik <3 Widać, że Artur coraz bardziej przekonuje się do Marcela. Mógłby już przestać udawać, no ale rozumiem, jest nastolatkiem, nie jest gejem (chyba), więc mu trudno. Na pewno się boi.
    Ale mam nadzieję, że Marcel coś z tym zrobi :)
    imho nie był wcale natrętny.

    Biedny Marcel. Najpierw Artur go olał, potem mama opieprzyła :( Dobrze, że ma fajną siostrzyczkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, mama Marcelosa jest ładna. I zawsze wyobrażam ją sobie w sukni barokowej, wachlującą się wachlarzem i rzucającą tajemnicze spojrzenie...

      Właściwie to Artur nie jest typowym tsundere. Zachowuje się tak, jak się zachowuje, przez Marcela, który jak gdyby nigdy nic wyznał mu swoje uczucia i w najlepsze go podrywa. Arczi był hetero, w życiu by nawet nie pomyślał, że może być inaczej, a tu nagle bum! To odtrącanie Marcela spowodowane jest tym, że Artur sam do końca nie rozumie, skąd te wszystkie reakcje, nie chce dopuścić do siebie myśli, że mógł zakochać się w chłopaku. Także teoretycznie on nie jest tsundere, a przynajmniej nie miał być >.<

      Ja kosza lubiłam, póki nie kazali nam na w-fie grać trzy na trzy przez pół godziny, gdzie masz całe boisko, normalnie masz robić szybkie ataki i po pięciu minutach już jesteś zmęczona. Poza tym u mnie w grupie dziewczyny nie potrafią grać (z jednym, góra dwoma wyjątkami), większość to wypięknione księżniczki z długimi doklejanymi szponami do zabijania, które jęczą przy każdym kontakcie z drugim graczem... Także teraz wolę kosza oglądać, niż w niego grać. No chyba że gramy z chłopakami. Wtedy jest fajowo :)

      Właściwie to Artur zaakceptował Marcela jako przyjaciela, teraz po prostu nie potrafi się przełamać i przyznać się sam przed sobą, że chyba serio czuje coś więcej. Jak wcześniej pisałam, nigdy nawet nie pomyślał o tej samej płci w romantycznym kontekście, nigdy nawet nie miał dziewczyny (smuteg), więc nic dziwnego, że nie rzucił się od razu Marcelowi w ramiona (a szkoda XD).Ale jeszcze kilka rozdziałów i będziemy w domu :D

      Może i na chwilę obecną to Marcel ma przerąbane, ale już niedługo się to zmieni :3 #tajemniczaja
      Nic tylko czekać ^^

      Usuń
  3. Jak to jest, że jest wpis, a ja nie wiem, że on jest?!

    "sam wrócić domu i później po mnie przyjść czy coś." - Wrócić domu. :D

    "Nissan 350Z" - Tak jak mi Babiszon pisał, że nie zna się na rasach psów, tak ja się nie znam na markach i modelach aut.

    "Chwilę później z kuchni wyszła do nich wysoka kobieta około czterdziestki, ubrana w zwiewną sukienkę idealnie dopasowaną do jej kobiecych kształtów." - I tu mi się wizualizuje JLo. :D

    O! Koszykówka. Jedyne co umiałam zrobić poprawnie na w-f'ie to trafić piłką do kosza jakoś raz na trzy rzuty. Taki ze mnie koślawiec z awersją do gier zespołowych.

    Takie mi tu "Modlitwy za Bobby'ego" wchodzą... :)

    "- Co za pojebany dzień – warknął przez zaciśnięte zęby i chwycił stojący na komodzie wazon, którym cisnął o ścianę." - A tu mi się wizualizuje scena z "Zabiłem moją matkę" w której Hubert demoluje pokój, a potem go składa do kupy. Kinomaniaczka się we mnie odzywa! :D


    ~Arco Iris

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To "wrócić domu" to jeden z moich genialnych skrótów myślowych XD

      Co do tej JLo, to musiałam wygooglować, kto to w ogóle jest XD A jak już się dowiedziałam, to stwierdziłam, że moje wyobrażenie mamy Marcela jest zupełnie inne... Chociaż Twoje jest niczego sobie, nie powiem, że nie.

      No i nie martw się. Babiszon nie zna się na psach, Ty na samochodach, a ja na filmach, do których odniosłaś się w tym komentarzu XD Także jesteśmy kwita.

      Usuń
    2. Nie znasz Jennifer Lopez? :) To ty mieszkasz w sąsiedztwie Tarzana, czy w Dolinie Muminków? :D

      A polecam oba filmy. Piękne. Jeśli chodzi o "Zabiłem..." to polecam też inne firmy Xaviera Dolana, bo facet wymiata. :)

      ~Arco Iris

      Usuń
    3. Znać znam, ale żeby ją zaraz ze skrótu kojarzyć, to nie... Ja ogólnie nie ogarniam ludzi, tylko takich, których lubię, ewentualnie zapadli mi głęboko w pamięć. Poza tym ja nadaję z Krainy Grzybów, więc wiesz XD

      A filmy obejrzę, jak będę miała kiedyś wolny wieczór, no i nadrobię rzeczy, które już wcześniej ktoś mi dodał do mojej filmowej listy. A trochę się tego nazbierało :/

      Usuń