Gdy tylko znaleźliśmy się z Feliksem sam na
sam, mocno go przytuliłem i uniosłem do góry, uśmiechając się przy tym jak
wariat.
- Puszczaj mnie! – krzyknął, wyrywając się z
niezadowoloną miną. – Odbiło ci czy jak?
- Po prostu cieszę się, że w końcu zostaliśmy
sami. Czyż to nie wspaniałe?
- Zdecydowanie nie. No, puść mnie w końcu!
- Nie mogę. Nie chcę, żebyś od razu mi uciekł
– mruknąłem tonem zaborczego kolekcjonera, który za żadne skarby świata nie
chciał podzielić się swoją najcenniejszą zdobyczą.
- Nie ucieknę, obiecuję – powiedział,
uspokajając się. – Iwan, nie mogę oddychać!
- Dobrze, ale pamiętaj, że dałeś słowo –
ostrzegłem, odstawiając go na ziemię. Na mojej twarzy nadal widniał szeroki
uśmiech, sam nie wiem dlaczego. No dobra, będąc sami w domu mogliśmy robić co
tylko dusza zapragnie, ale wiedziałem, że cieszy mnie coś innego, o wiele
głębiej zakorzenionego w moim umyśle.
- Czemu ty tak bardzo lubisz mnie
denerwować…? – zapytał cicho Feliks, opierając się o blat i krzyżując ręce na
piersiach.
- Ja? Denerwować cię? Niby czym?
- Ogólnie. Zawsze wszystko robisz po swojemu,
nigdy mnie nie słuchasz… Do tego jesteś strasznie namolny.
- To dlatego, że jesteś mój, i chcę cieszyć
się tobą jak najwięcej. Coś w tym złego?
- Tak! To takie nienormalne. Obaj jesteśmy
facetami, nie powinno być między nami tego wszystkiego.
- Dopóki cię kocham, nie obchodzi mnie coś
tak błahego jak płeć. Nie chcę z ciebie rezygnować tylko dlatego, że nie
masz dużych piersi i waginy. Poza tym twojego ciała nie zamieniłbym na żadne
inne.
- Niby dlaczego? Mógłbyś mieć każdego, a
wybrałeś niskiego, wychudzonego chłopaka o bladej cerze i pospolitej urodzie,
niewartego nawet uwagi…
- Gdybym cię nie znał, pomyślałbym tak samo.
Ale wiesz co? Dopóki jesteś tym Feliksem, którego szczerze pokochałem, nic
innego się dla mnie nie liczy.
- Dziękuję – wyszeptał i oparł się o mnie,
wtulając głowę w mój obojczyk. – Gdy zginęli moi rodzice, nie miałem nikogo,
kto by się mną zaopiekował tak, jak tego potrzebowałem. I mimo tego, co działo
się między nami na początku, zacząłem dostrzegać, że dajesz mi to, czego tak
bardzo pragnę.
Gdy poczułem, że moją bluzkę zaczynają zdobić
mokre plamy, złapałem go pod brodę i uniosłem do góry jego twarz. Miał
zaczerwienione oczy, z których leniwie wypływały pojedyncze łzy, a jego wargi
drżały lekko. Cmoknąłem cicho i posadziłem go na szafce, po czym wytarłem jego
policzki dłonią.
- Hej, nie ma co płakać. Zaopiekuję się tobą.
Już nigdy nie będziesz się czuł samotny – obiecałem, patrząc mu głęboko w oczy.
Feliks skinął głową i zaczął niepewnie się do mnie przybliżać. Zamarłem, czekając,
co zrobi. Gdy delikatnie złączył nasze usta, wydałem z siebie cichy pomruk
zadowolenia. To był drugi raz, gdy z własnej woli mnie pocałował. Przymknąłem
powieki i lekko polizałem jego wargi, a gdy je rozchylił, pewnie wsunąłem
między nie swój język. Ręce, dotąd oparte o blat, włożyłem pod jego sweter,
głaszcząc jego żebra i brzuch. Chwilę później ulokowałem je na piersiach, z
zachwytem badając jego stwardniałe sutki, tak bardzo czułe na mój dotyk.
Gdy wreszcie oderwaliśmy się od siebie,
łapiąc oddechy i próbując zapanować nad targającymi nami emocjami, szczęście
niemal rozrywało mnie od środka. Pragnąłem posiąść go tu i teraz, w tej kuchni,
na tych szafkach. Pytanie, czy i on tego chciał? Sięgnąłem do jego spodni,
bawiąc się przytrzymującą je gumką, i spojrzałem w jego zielone oczy z
niemą prośbą.
- Czy musimy…? - szepnął niepewnie, wiercąc
się. Pocałowałem go w czoło i oparłem brodę na jego ramieniu.
- Jeśli nie chcesz uprawiać seksu, to pozwól
mi cię choć trochę popieścić, zgoda? – zapytałem. Gdy po chwili wahania skinął
głową, byłem najszczęśliwszym człowiekiem we wszechświecie. Delikatnie zdjąłem
z jego nóg spodnie i bokserki, rozkoszując się widokiem jego prężącego się
penisa. Niewiele myśląc, postawiłem Feliksa na ziemi, sam zaś klęknąłem przed nim,
rozpinając rozporek i wyciągając własnego członka. Wziąłem do ust jego męskość,
ssąc ją mocno i zmysłowymi ruchami przesuwając ją po moim języku, sam zaś
zaspokajałem się ręką. Z każdą chwilą coraz wyraźniej czułem jego smak, który
mieszał się z moją śliną i podniecał mnie do granic możliwości. W dodatku ciche
pojękiwanie Feliksa, tłumione przyłożoną do twarzy dłonią, działało na mnie
niczym najlepszy afrodyzjak. Gdy zaś poczułem w ustach jego spermę, sam z
głośnym westchnieniem doszedłem, brudząc nasieniem swoją bluzkę. Połknąłem
wszystko, po czym oblizałem się łapczywie i spojrzałem na Feliksa, który z
trudem utrzymywał się na nogach. W końcu dał za wygraną i osunął się na ziemię,
siadając obok mnie. Korzystając z okazji, namiętnie go pocałowałem, po czym
przytuliłem go do siebie. – I jak było? – mruknąłem, przygryzając obrąbek jego
ucha. Jęknął cicho i wtulił się ze mnie, próbując ukryć rumieńce, którymi
spłonął. – Bo mi bardzo się podobało, wiesz?
- Nic już nie mów – warknął, zaciskając
dłonie na moich ramionach. Zaśmiałem się, głaszcząc go po włosach, i głęboko
wdychając jego zapach, teraz nasycony odrobiną potu.
Tak dobrze nie było mi jeszcze nigdy.
* * *
- Może wybierzemy się dzisiaj do Moskwy? –
zapytałem następnego dnia, gdy razem z Feliksem siedzieliśmy przy stole i
sączyliśmy kawę.
- Czemu nie? – mruknął, unikając jednak
mojego wzroku jak ognia.
- Byłeś gdzieś kiedyś poza swoją wsią?
- Nie. Chociaż gdyby nie wojna, to pewnie
gdzieś byśmy jeździli z rodziną.
- Ja byłem kiedyś we Francji, w Paryżu. Tak
paskudnego miasta jeszcze w życiu nie widziałem. Wszyscy się nim
zachwycają, ale kompletnie nie rozumiem dlaczego.
- Mój tata też tak mówił. Poza tym on wolał
zachwalać dzikie i nieokrzesane tereny naszych wschodnich sąsiadów. A gdy było
źle, pocieszał nas tymi słowami: Pamiętajcie, że mogliście się urodzić w
Związku Radzieckim. Do dziś mnie to bawi – powiedział, uśmiechając się.
- Bez przesady. Mój kraj nie jest aż tak zły.
A tym bardziej nieokrzesany.
- Czyżby?
- Sam się przekonasz – prychnąłem, zapalając
papierosa. Słowa Feliksa dały mi do myślenia. Być może jego upór w stosunku do
mnie nie wynikał tylko z tego, co przeżył i zobaczył, ale i z tego, jak go
wychowywano. Ojcowie mają ogromny wpływ na swoich synów, więc jeśli karmiono go
takimi bredniami za młodu, to nic dziwnego, że jest teraz tak nieufny w
stosunku do mojego narodu. – Feliks, czy wychowywano cię w duchu nienawiści do
Rosjan? – zapytałem nagle, totalnie go tym zaskakując. Momentalnie się
wyprostował i spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami.
- W nienawiści? Myślisz, że moi rodzice byli
głupcami?
- Nic o nich nie myślę, bo ich nie znam, a i
ty niewiele mi o nich powiedziałeś. Więc jak to było?
- Według nich nienawiść jest zła w każdej
postaci. Jeśli wyrządzono nam krzywdy, należy wybaczyć i nie żywić urazy, gdyż
to wyniszcza człowieka i prowadzi do jego zguby.
- Więc dlaczego naród polski tak uparcie
walczy?
- Bo wybaczenie krzywd to jedno, a walka o
niepodległość i bronienie własnego honoru to drugie. Przebaczenie bowiem wcale
nie łączy się z zawieszeniem broni i biernym oglądaniem niszczenia nas.
- Z taką mentalnością to ja się wcale nie
dziwię, że tak trudno was złamać – mruknąłem i mocno się zaciągnąłem, aż
zakręciło mi się w głowie. Myślałem, że przebywanie z jednym z Polaków pomoże
mi jakoś ich zrozumieć, lecz przyniosło to raczej odwrotny efekt. Ktoś powinien
napisać kiedyś książkę o tym, jak zrozumieć Polaka. Myślę, że zbiłby na tym
fortunę, a ja byłbym pierwszą osobą, która przyczyniłaby się do jego bogactwa.
- Może kiedyś ci się uda. Kto wie…? –
pocieszył mnie, wstając i przeciągając się. Po chwili poczułem, jak klepie mnie
po głowie, cicho się przy tym śmiejąc. – Twoje włosy do ciebie nie pasują.
- A to dlaczego? – zapytałem, zaskoczony.
- Bo są takie miękkie, miłe i przyjemne w
dotyku.
- Ja nie jestem?
- Ani trochę – odparł, coraz śmielej
zatapiając palce między moimi kosmykami. – A właśnie! Przypomniało mi się, że
miałeś mi powiedzieć pewną tajemnicę dotyczącą Gilberta. Tylko się nie
wykręcaj.
- Mhm… - mruknąłem, przymykając oczy i
odchylając głowę. Nawet nie wiedziałem, że zwykłe głaskanie po włosach może być
takie przyjemne. Nim się obejrzałem, totalnie odleciałem.
- Ziemia do Iwana! Nie udawaj, że śpisz!
- Przestałeś – zauważyłem, uchylając powieki
i obserwując nachyloną nade mną, zamgloną twarz Feliksa. – Mógłbyś tak jeszcze
chwilę…?
- Nie, dopóki mi nie powiesz o co z nim
chodzi.
- Gilbert rucha się z Ludwigiem –
powiedziałem prosto z mostu.
- Nie rób sobie ze mnie żartów…
- Nie robię.
- Ale oni są braćmi, prawda…?
- Tak. Rodzonymi w dodatku. Obleśne, no nie?
- I to jak! – wykrzyknął, czerwieniąc się. –
Skąd ty o tym w ogóle wiesz?
- Za takie informacje należy się coś ekstra –
powiedziałem, podnosząc się z krzesła i prowadząc Feliksa w stronę salonu.
Zmusiłem go, by usiadł na kanapie, sam zaś położyłem się na niej, kładąc głowę
na jego udach. Naprowadziłem jego dłoń na moje włosy i zamknąłem oczy. Gdy
znowu zaczął mnie głaskać, uśmiechnąłem się lekko i cicho westchnąłem. – Czemu
ten temat tak bardzo cię interesuje?
- Pierwszy raz spotykam się z czymś takim. W
moich stronach coś takiego byłoby nie do przyjęcia.
- Tu też nie jest. Ale powiedz, kto normalny
by ich podejrzewał o coś takiego? Są rodzeństwem, więc nikogo nie dziwi że
mieszkają razem i są ze sobą blisko. I gdyby nie pewne zebranie dawno
temu, sam bym na to nie wpadł.
- Zebranie?
- Ta. Prowadzący zrobił przerwę i w tym
czasie te szwaby zaszyły się w łazience, w której uprawiali seks. Na ich
nieszczęście szukałem ich wtedy i przez przypadek usłyszałem to i owo.
Wydałem się z tym dopiero kilka dni temu, podczas wizyty Gilberta. Szkoda, że
nie widziałeś jego miny, jak się o tym dowiedział.
- Coś nieprawdopodobnego… - szepnął. Gdy
spojrzałem na niego, zobaczyłem w jego oczach niedowierzanie pomieszane z
ciekawością i fascynacją. Wyglądało to trochę komicznie. Poza tym w życiu bym
nie pomyślał, że tak bardzo go to zainteresuje. Na co dzień był bardzo nieśmiały
jeśli chodzi o tematy dotyczące seksualności, a tu proszę. – O co chodzi? –
mruknął, przekręcając głowę w bok i lustrując mnie wzrokiem.
- O nic. Tak się tylko zastanawiam, kiedy w
końcu przyznasz, że mnie kochasz.
- Odbiło ci?!
- Wręcz przeciwnie. Myślę, że moja degradacja
wyszła na dobre nam obu. Poza tym sam musisz przyznać, że lepiej zrobiło się
między nami.
- Lepiej, a może i nie… Nie rozmawiajmy teraz
o tym.
- Jak chcesz. Ale i tak będziesz musiał się
wypowiedzieć. Nie przepuszczę ci. A teraz zbieraj się. Jedziemy na małe zakupy –
powiedziałem i podniosłem się z kanapy.
Ubierając się, z zadowoleniem stwierdziłem, że
jego policzki ciągle pokrywają rumieńce. Zaśmiałem się pod nosem i wyszedłem,
szczelnie opatulając się długim szalikiem. Pod moimi butami przyjemnie
trzeszczał śnieg, który dokładnie pokrył całą ziemię. Włożyłem ręce w kieszenie
i przyjrzałem się mu uważnie, próbując znaleźć najmniejszą chociaż skazę w tym
morzu bieli. Morzu, które tak bardzo przypominało mi moje dzieciństwo. Też było
tak samo jednolite i bez wyrazu, zimne i odpychające, choć za wszelką cenę stwarzające pozory idealnego. Lecz jedno je różniło. O ile moich dziecięcych
lat nienawidziłem, tak śnieg kochałem z całego serca.
- Iwan, idziesz? – zapytał Feliks, odganiając
ode mnie wszystkie te ponure myśli. Uśmiechnąłem się do niego z wdzięcznością,
po czym położyłem rękę na jego ramieniu i poszliśmy w stronę samochodu.
Zapowiadało się miłe, zimowe popołudnie.
Ech. Nie dość, że krótko, to jestem kompletnie niezadowolona, jeśli chodzi o ten rozdział. W dodatku nie mam pomysłu, jak naprowadzić akcję na te właściwe tory.
Weno, nie pomagasz :(