Dziś walentynki. I chociaż nie przepadam za tym świętem (i to nie dlatego, że nie mam drugiej połówki), to postanowiłam jakoś je jednak uczcić.
-
Hej, Śmierć, co tu robisz? Przecież dzisiaj mamy wolne – zapytał Mroczny
Grabarz. Nawet jemu pozwolono dzisiaj odpocząć od wpisywania do swoich ksiąg
nazwisk ludzi, których żywot właśnie się kończył.
-
Nudzi mi się. Co to za dzień bez zabijania?
-
Jaki to dzień? Wolny! Nie musimy nic robić, wreszcie mogłem się wyspać!
-
Przecież Ty nie musisz spać… Nikt z nas nie musi – mruknął, siadając na jego
biurku i zdejmując kaptur z głowy. Westchnął ciężko i pogładził swój pistolet,
za pomocą którego wykonywał wyroki. – I co ja mam dzisiaj robić?
-
Świętować. No dalej, nie udawaj takiego pracoholika. Uśmiechnij się.
-
Mroczny, ja się nie uśmiecham. Jestem Śmierć. Ja zabijam. Nudzę się. Cholera,
nawet w Boże Narodzenie Szef nie robi takich akcji! A to w końcu urodziny jego
syna!
-
Wiem, że nie lubisz walentynek. Nie masz dziewczyny, więc się nie dziwię…
- Ty
też nie masz – przerwał mu. – Nikt z nas nie ma. Ale musimy to znosić. Jakby
nie można było zabrać chociaż kilku dusz…
-
Pamiętasz, jak kilka lat temu Amor zrobił Szefowi awanturę? Zagroził, że jak
nie przestaniemy urządzać takich krwawych jatek w jego święto, to sprawi, że po
Ziemi będą chodzić sami homoseksualiści i rozmnażanie szlag trafi. No to co
mieliśmy zrobić? Przecież ten skrzydlaty nie jest do końca normalny, sam o tym
wiesz.
-
Jak miał problem, to mógł przyjść z tym do mnie. Wypchałbym mu ten jego
wiecznie goły…
-
Nie kończ! – krzyknął przerażony Grabarz, wiedząc, do czego zdolny jest
zdenerwowany Śmierć. Poklepał go po ramieniu i uśmiechnął się do niego szeroko,
jak to tylko on jeden potrafił. – Słuchaj, idę dzisiaj do Sławka na imprezkę.
No wiesz, alkohol, te sprawy. Jak chcesz, to też chodź.
-
Sławek ciebie pierwszego zaprosił? – zapytał urażonym tonem.
-
Jakbyś kupił sobie w końcu telefon, to też byś wiedział. Trochę technologii
jeszcze nikogo nie zabiło.
-
Nawet nie wiesz, ilu idiotów zginęło podczas prób naprawiania jakichś sprzętów
czy suszenia włosów suszarką w kąpieli. Nie wspomnę o graniu na konsoli przy
basenie. Albo własnoręcznego budowania zbroi Iron Mana. Było też…
-
Dobra, załapałem. To idziesz czy nie?
- A
mam inne wyjście?
-
Wiesz, że nie – odparł i złapał go za rękę, ciągnąc go do swojej garderoby.
-
Nie chcę nic mówić, ale do Piekła to raczej w drugą stronę…
-
Chyba nie myślisz, że pokażesz się tam w takim stroju!
-
Czego ty chcesz? Zawsze tak chodzę do Sławka…
-
Śmierć, pomyśl trochę. Wiesz, ile tam będzie gorących lasek? Wiesz?
-
Mroczny, ja jestem aseksualny. A ty jesteś kompletnym debilem. Chyba sobie
jednak odpuszczę tę imprezę…
-
Ani mi się waż! Przecież schlać się możesz, nie raz to robiliśmy. Poza tym nie
zostawisz swojego kumpla w potrzebie, no nie? – zapytał, patrząc na niego
oczami słodkiego szczeniaczka. Oczywiście to nie mogło zadziałać na Śmierć, ale
Grabarz już tak miał. Ot, kolejny głupi nawyk.
-
Tylko nie przesadzaj ze strojeniem mnie, ok?
-
Jak zawsze… Jaki lubisz kolor? Tylko mi nie mów, że czarny. Zawsze to mówisz.
-
Ale ja lubię czarny – mruknął urażony. – Twoje pytanie jest bez sensu.
- A
co powiesz na to? Do twarzy ci będzie.
-
Nie chcę wiedzieć, skąd masz tę wściekle różową sukienkę.
- No
co? Nawet Lolity do mnie przychodzą, sam rozumiesz. A do nieba nie wpuszczają w
takim stroju. No weź ją przymierz…
-
Nie ma mowy. Chyba zwariowałeś. Jak chcesz, to sam ją ubierz.
- Przecież
wiesz, że mam słabość do koronek i kokardek tylko na kimś. A ty będziesz taki
słodki!
-
Gdzie to ja mam swój pistolet… - mruknął Śmierć, udając, że szuka go
w połach obszernego płaszcza. Grabarz westchnął ciężko i z powrotem
zagłębił się między wieszakami.
-
Grozisz mi? Przecież wiesz, że mnie nie zabijesz.
-
Wiem. Ale jak strzelę ci między oczy, to chwilę zajmie, zanim dojdziesz do
siebie.
-
Jesteś taki niemiły. Mamy dziś walentynki, chamie!
- I
dlatego nie mogę pracować! Przez to głupie święto! Kto to w ogóle wymyślił?!
-
Ja, ignorancie – warknął Amor, pojawiając się za jego plecami. Dźgnął go
oskarżycielsko w ramię i podszedł do Grabarza. – Potrzebuję czegoś naprawdę
ekstra. Najlepiej różowego. I dużo kokardek. I koronek w sumie też. Ogólnie
sama słodycz.
-
Już się robi, młody. Tak się składa, że mam coś odpowiedniego.
- I
pomyśleć, że przez coś takiego nikogo dzisiaj nie zabiorę…
- Co
masz na myśli mówiąc „coś takiego”? No, odpowiedz! A może się boisz?
-
Kogo mam się bać? Nagiego faceta strojącego się w sukienki i zajmującego się
czymś tak nietrwałym i idiotycznym jak miłość? Tylko śmierć jest prawdziwą
potęgą!
- No
w sumie mógłbyś zacząć nosić bieliznę czy coś – zaśmiał się Mroczny
i rzucił mu sukienkę, którą chwilę temu próbował opchnąć Śmierci. – Masz i
spadaj. W końcu jako jedyny dzisiaj pracujesz.
-
Jeszcze docenicie moją moc i władzę! – wykrzyknął, cały czerwony na twarzy, i
wyszedł.
-
Kumplujesz się z nim?
-
Nie bądź zazdrosny, kostucho. Przecież wiesz, że moje serce należy tylko do
ciebie.
- To
ty masz serce?
- No
pewnie! – powiedział i zatopił dłoń w swojej klatce piersiowej. – Kiedyś tu
gdzieś było… Płuco, mostek, tchawica, drugie płuco, żebra… Szlag, nie ma go!
-
Spokojnie, mam je tutaj – uspokoił go Śmierć i wyciągnął ze swojej magicznej
kieszeni słoik napełniony formaliną, w którym unosiło się czarne, bijące serce.
-
Skąd ty to masz?!
-
Zabrałem jak spałeś.
-
Jesteś niemożliwy! Oddawaj!
-
Oddam jak obiecasz, że nie pójdziemy dzisiaj do Sławka.
-
Nie pójdziemy! Zrobimy coś innego! A teraz dawaj! Zaraz umrę, do cholery!
-
Nie umrzesz, idioto – powiedział, rzucając mu słój. – Mroczny Grabarz jest
nieśmiertelny, jak my wszyscy.
- A
skąd wiesz?
-
No, tak napisali w książeczkach dla dzieci. No wiesz, tych, co to tu dorastają.
-
Czytasz je? – zapytał Grabarz ze zdziwioną miną, wkładając z powrotem do
swojego ciała serce.
-
Raz znalazłem taką, to przeczytałem. Wiesz przecież, że lubię czytać.
-
Śmierć, to jest cholerna książeczka dla dzieci. Właściwie to dla dusz dzieci.
Zaraz, to ty dzieci też zabierasz?
-
Tak. A co?
-
Jesteś mordercą! Jak możesz?! To biedne dzieci!
-
Szef mi każe, to zabijam. Taką mam pracę.
- A,
no chyba że Szef – mruknął, wyraźnie uspokojony. – To co chcesz robić?
-
Zjadłbym watę cukrową.
-
Watę cukrową… Ty… Wolne naprawdę ci nie służy – jęknął zrezygnowanym głosem
Grabarz i chwycił przyjaciela pod ramię. – Zatem prowadź.
-
Wiesz, że na Ziemi sprzedają najlepszą? – zapytał i zanim Mroczny zdołał się
zorientować, gdzie spędzi swój wolny czas, byli już poza Administracją.
Zapowiadał
się długi i męczący dzień.
Koniec
Opowiadanie krótkie, a do stworzenia go natchnął mnie ten oto komiks:
Ps. Szczęśliwego dnia zakochanych!
To było wspaniałe! <3 Serio, taka miła odskocznia od wszystkich dołujących opowiadań. Dialogi świetne, postacie też. No cud miód :)
OdpowiedzUsuń