Menu

niedziela, 14 lutego 2016

14 lutego? Święto? Nie, nie znam... :3

Dziś walentynki. I chociaż nie przepadam za tym świętem (i to nie dlatego, że nie mam drugiej połówki), to postanowiłam jakoś je jednak uczcić. 


- Hej, Śmierć, co tu robisz? Przecież dzisiaj mamy wolne – zapytał Mroczny Grabarz. Nawet jemu pozwolono dzisiaj odpocząć od wpisywania do swoich ksiąg nazwisk ludzi, których żywot właśnie się kończył.
- Nudzi mi się. Co to za dzień bez zabijania?
- Jaki to dzień? Wolny! Nie musimy nic robić, wreszcie mogłem się wyspać!
- Przecież Ty nie musisz spać… Nikt z nas nie musi – mruknął, siadając na jego biurku i zdejmując kaptur z głowy. Westchnął ciężko i pogładził swój pistolet, za pomocą którego wykonywał wyroki. – I co ja mam dzisiaj robić?
- Świętować. No dalej, nie udawaj takiego pracoholika. Uśmiechnij się.
- Mroczny, ja się nie uśmiecham. Jestem Śmierć. Ja zabijam. Nudzę się. Cholera, nawet w Boże Narodzenie Szef nie robi takich akcji! A to w końcu urodziny jego syna!
- Wiem, że nie lubisz walentynek. Nie masz dziewczyny, więc się nie dziwię…
- Ty też nie masz – przerwał mu. – Nikt z nas nie ma. Ale musimy to znosić. Jakby nie można było zabrać chociaż kilku dusz…
- Pamiętasz, jak kilka lat temu Amor zrobił Szefowi awanturę? Zagroził, że jak nie przestaniemy urządzać takich krwawych jatek w jego święto, to sprawi, że po Ziemi będą chodzić sami homoseksualiści i rozmnażanie szlag trafi. No to co mieliśmy zrobić? Przecież ten skrzydlaty nie jest do końca normalny, sam o tym wiesz.
- Jak miał problem, to mógł przyjść z tym do mnie. Wypchałbym mu ten jego wiecznie goły…
- Nie kończ! – krzyknął przerażony Grabarz, wiedząc, do czego zdolny jest zdenerwowany Śmierć. Poklepał go po ramieniu i uśmiechnął się do niego szeroko, jak to tylko on jeden potrafił. – Słuchaj, idę dzisiaj do Sławka na imprezkę. No wiesz, alkohol, te sprawy. Jak chcesz, to też chodź.
- Sławek ciebie pierwszego zaprosił? – zapytał urażonym tonem.
- Jakbyś kupił sobie w końcu telefon, to też byś wiedział. Trochę technologii jeszcze nikogo nie zabiło.
- Nawet nie wiesz, ilu idiotów zginęło podczas prób naprawiania jakichś sprzętów czy suszenia włosów suszarką w kąpieli. Nie wspomnę o graniu na konsoli przy basenie. Albo własnoręcznego budowania zbroi Iron Mana. Było też…
- Dobra, załapałem. To idziesz czy nie?
- A mam inne wyjście?
- Wiesz, że nie – odparł i złapał go za rękę, ciągnąc go do swojej garderoby.
- Nie chcę nic mówić, ale do Piekła to raczej w drugą stronę…
- Chyba nie myślisz, że pokażesz się tam w takim stroju!
- Czego ty chcesz? Zawsze tak chodzę do Sławka…
- Śmierć, pomyśl trochę. Wiesz, ile tam będzie gorących lasek? Wiesz?
- Mroczny, ja jestem aseksualny. A ty jesteś kompletnym debilem. Chyba sobie jednak odpuszczę tę imprezę…
- Ani mi się waż! Przecież schlać się możesz, nie raz to robiliśmy. Poza tym nie zostawisz swojego kumpla w potrzebie, no nie? – zapytał, patrząc na niego oczami słodkiego szczeniaczka. Oczywiście to nie mogło zadziałać na Śmierć, ale Grabarz już tak miał. Ot, kolejny głupi nawyk.
- Tylko nie przesadzaj ze strojeniem mnie, ok?
- Jak zawsze… Jaki lubisz kolor? Tylko mi nie mów, że czarny. Zawsze to mówisz.
- Ale ja lubię czarny – mruknął urażony. – Twoje pytanie jest bez sensu.
- A co powiesz na to? Do twarzy ci będzie.
- Nie chcę wiedzieć, skąd masz tę wściekle różową sukienkę.
- No co? Nawet Lolity do mnie przychodzą, sam rozumiesz. A do nieba nie wpuszczają w takim stroju. No weź ją przymierz…
- Nie ma mowy. Chyba zwariowałeś. Jak chcesz, to sam ją ubierz.
- Przecież wiesz, że mam słabość do koronek i kokardek tylko na kimś. A ty będziesz taki słodki!
- Gdzie to ja mam swój pistolet… - mruknął Śmierć, udając, że szuka go w połach obszernego płaszcza. Grabarz westchnął ciężko i z powrotem zagłębił się między wieszakami.
- Grozisz mi? Przecież wiesz, że mnie nie zabijesz.
- Wiem. Ale jak strzelę ci między oczy, to chwilę zajmie, zanim dojdziesz do siebie.
- Jesteś taki niemiły. Mamy dziś walentynki, chamie!
- I dlatego nie mogę pracować! Przez to głupie święto! Kto to w ogóle wymyślił?!
- Ja, ignorancie – warknął Amor, pojawiając się za jego plecami. Dźgnął go oskarżycielsko w ramię i podszedł do Grabarza. – Potrzebuję czegoś naprawdę ekstra. Najlepiej różowego. I dużo kokardek. I koronek w sumie też. Ogólnie sama słodycz.
- Już się robi, młody. Tak się składa, że mam coś odpowiedniego.
- I pomyśleć, że przez coś takiego nikogo dzisiaj nie zabiorę…
- Co masz na myśli mówiąc „coś takiego”? No, odpowiedz! A może się boisz?
- Kogo mam się bać? Nagiego faceta strojącego się w sukienki i zajmującego się czymś tak nietrwałym i idiotycznym jak miłość? Tylko śmierć jest prawdziwą potęgą!
- No w sumie mógłbyś zacząć nosić bieliznę czy coś – zaśmiał się Mroczny i rzucił mu sukienkę, którą chwilę temu próbował opchnąć Śmierci. – Masz i spadaj. W końcu jako jedyny dzisiaj pracujesz.
- Jeszcze docenicie moją moc i władzę! – wykrzyknął, cały czerwony na twarzy, i wyszedł.
- Kumplujesz się z nim?
- Nie bądź zazdrosny, kostucho. Przecież wiesz, że moje serce należy tylko do ciebie.
- To ty masz serce?
- No pewnie! – powiedział i zatopił dłoń w swojej klatce piersiowej. – Kiedyś tu gdzieś było… Płuco, mostek, tchawica, drugie płuco, żebra… Szlag, nie ma go!
- Spokojnie, mam je tutaj – uspokoił go Śmierć i wyciągnął ze swojej magicznej kieszeni słoik napełniony formaliną, w którym unosiło się czarne, bijące serce.
- Skąd ty to masz?!
- Zabrałem jak spałeś.
- Jesteś niemożliwy! Oddawaj!
- Oddam jak obiecasz, że nie pójdziemy dzisiaj do Sławka.
- Nie pójdziemy! Zrobimy coś innego! A teraz dawaj! Zaraz umrę, do cholery!
- Nie umrzesz, idioto – powiedział, rzucając mu słój. – Mroczny Grabarz jest nieśmiertelny, jak my wszyscy.
- A skąd wiesz?
- No, tak napisali w książeczkach dla dzieci. No wiesz, tych, co to tu dorastają.
- Czytasz je? – zapytał Grabarz ze zdziwioną miną, wkładając z powrotem do swojego ciała serce.
- Raz znalazłem taką, to przeczytałem. Wiesz przecież, że lubię czytać.
- Śmierć, to jest cholerna książeczka dla dzieci. Właściwie to dla dusz dzieci. Zaraz, to ty dzieci też zabierasz?
- Tak. A co?
- Jesteś mordercą! Jak możesz?! To biedne dzieci!
- Szef mi każe, to zabijam. Taką mam pracę.
- A, no chyba że Szef – mruknął, wyraźnie uspokojony. – To co chcesz robić?
- Zjadłbym watę cukrową.
- Watę cukrową… Ty… Wolne naprawdę ci nie służy – jęknął zrezygnowanym głosem Grabarz i chwycił przyjaciela pod ramię. – Zatem prowadź.
- Wiesz, że na Ziemi sprzedają najlepszą? – zapytał i zanim Mroczny zdołał się zorientować, gdzie spędzi swój wolny czas, byli już poza Administracją.
Zapowiadał się długi i męczący dzień.


Koniec


Opowiadanie krótkie, a do stworzenia go natchnął mnie ten oto komiks:


Ps. Szczęśliwego dnia zakochanych!


1 komentarz:

  1. To było wspaniałe! <3 Serio, taka miła odskocznia od wszystkich dołujących opowiadań. Dialogi świetne, postacie też. No cud miód :)

    OdpowiedzUsuń