Na początek krótki rozdział, planowany przeze mnie na kilkadziesiąt sposobów (o ile mając 39 stopni gorączki można myśleć i planować) i napisany zupełnie inaczej, niż zamierzałam.
Coś dla fanów Supernatural i paringu Gabriel x Sam (choć yaoi tutaj tyle, co życia w topielcu).
Sam
siedział na drewnianym mostku, machając nogami i muskając piętami taflę wody.
Wpatrywał się w swoje zniekształcone odbicie, zastanawiając się, kiedy w końcu
wróci jego tata i brat. Znowu byli na polowaniu, które on wolał sobie odpuścić.
Co z tego, że i tak by go nie zabrali? Myśl, że jest tylko nieprzydatnym
siedmiolatkiem była najgorsza z tego wszystkiego, i unikał jej jak ognia.
W
powietrzu unosiło się coraz więcej pary wodnej, a szarość pokrywająca niebo
dodatkowo ograniczała widoczność. Nic więc dziwnego, że chłopiec nie zauważył
mężczyzny stojącego po drugiej stronie jeziora. Zresztą, był tak zajęty
własnymi myślami, że pewnie i tak nie zwróciłby uwagi na nieznajomego. Dopiero
gdy ten znienacka pojawił się obok niego, siadając na wilgotnym drewnie, Sam
otrząsnął się i zdał sobie sprawę z obecności innego człowieka.
-
Coś ty taki smutny? – zagadnął, lustrując go przyjaznymi, złotymi oczami.
-
Nie wolno rozmawiać z obcymi – mruknął, pesząc się i odwracając głowę.
-
Och, nie jestem znowu taki obcy – odparł tajemniczo, czochrając go po mokrych,
pokręconych włosach. – Poznamy się, kiedy dorośniesz.
-
Nie rozumiem – przyznał, uważnie przyglądając się mężczyźnie. Wiedział na
pewno, że nigdy się nie spotkali, inaczej z pewnością by go rozpoznał. Miał
dobrą pamięć do twarzy.
-
Wpadniesz na mnie z bratem, jak już będziecie dorośli. Swoją drogą, uprzykrzę
wam trochę życie. Z góry przepraszam.
-
Znasz Deana?
-
Pewnie że znam. Chociaż z waszej dwójki zdecydowanie wolę ciebie.
-
Niby czemu? Wszyscy wolą Deana – przyznał smutno, wpatrując się w swoje
czerwone trampki. – Nawet tata.
-
To, że z nim poluje i wszystkiego go uczy wcale nie oznacza, że uważa go za
lepszego. Dean jest po prostu starszy, dlatego niektórych rzeczy doświadcza
jako pierwszy. No, Sam, głowa do góry. Ty też będziesz kiedyś wspaniałym łowcą.
-
Lepszym niż tata i Dean? – zapytał z nadzieją w głosie.
-
Na pewno mądrzejszym – zaśmiał się. Założył chłopcu kaptur na głowę, gdyż znowu
zaczęło mżyć.
-
Ale… Skoro teraz rozmawiamy, to poznajemy się też teraz, a nie kiedyś, w
przyszłości, prawda? – zagadnął, choć nie bardzo wiedział jak ubrać w słowa
trapiący go problem.
-
Czas nie jest linią prostą. Wyobraź sobie drogę. Widzisz ją?
-
Tak.
-
Teraz zacznij dokładać do niej zakręty, ronda, inne drogi, skrzyżowania, mosty,
tunele, dodatkowe pasy… Tak właśnie powinieneś wyobrażać sobie linię czasu.
-
Super! – wykrzyknął, wyraźnie zafascynowany. – Skąd ty to wszystko wiesz?
-
Miałem wystarczająco dużo czasu, żeby nauczyć się tego wszystkiego. Też kiedyś
będziesz mądry, nie martw się. Chociaż określenie nerd bardziej do ciebie
pasuje.
-
Co to znaczy nerd?
-
Sammy, jakiś ty cholernie ciekawski – westchnął, lecz widząc wpatrzone w niego
oczy i tę minę godną najsłodszego szczeniaczka wiedział, że przegada z nim i
całą wieczność, byle go zadowolić. Było tak za każdym razem, ilekroć Sam
stosował na nim tę sztuczkę. – Nerd to ktoś, kto cały czas ma nos
w książkach, jest mądry, wali terminami naukowymi, zna się na komputerach,
siedzi w popkulturze. To tak w skrócie.
-
Teraz to ty brzmisz jak nerd. – Znowu ten roześmiany głos. Jaka szkoda, że
najmłodszy Winchester tak bardzo się zmieni…
-
Uznam to za komplement – odparł, uśmiechając się szeroko. – Masz może ochotę na
lody? Ja stawiam.
-
Nie mogę się stąd ruszać – przyznał z bólem.
-
A kto powiedział, że będziesz musiał? Poczekaj chwilę, zaraz wrócę.
Nie
upłynęła minuta, a mężczyzna był już z powrotem. Sam nawet nie zarejestrował,
kiedy tak właściwie się rozstali.
-
Dla ciebie – powiedział, podając chłopcu zwyczajnego śmietankowego loda na
patyku. Takiego, jakiego lubił najbardziej.
-
Jak to zrobiłeś? – zapytał, szeroko otwierając oczy ze zdumienia.
-
Mam swoje magiczne sztuczki.
-
Jesteś jakimś potworem, na którego polują łowcy? – W jego głosie nie było ani
krzty strachu, jedynie ciekawość.
-
Nie, teoretycznie jestem tym dobrym gościem z góry – odparł, wskazując palcem w
niebo, jednocześnie zajadając się lodową kanapką.
-
Czyli duchem jak moja mama? Ona też tam mieszka, w niebie.
-
Chodziło mi raczej o tych skrzydlatych z aureolkami nad głową. Łapiesz?
-
Anioł?! – wykrzyknął, wpatrując się w mężczyznę z zachwytem. - Pokażesz mi
swoje skrzydła? Prooszę!
-
A byłeś grzecznym chłopcem? – zapytał, choć wiedział, że odpowiedź Sama będzie
kłamstwem.
-
Pewnie że byłem!
-
W takim razie podziwiaj – powiedział. Zamknął oczy i lekko rozłożył ręce,
poruszając przy tym łopatkami. Wokół pociemniało, a za plecami nieznajomego
rozłożyły się skrzydła, choć wyglądały raczej jak ich cień.
-
Ale super! – Mówiąc to, zachłysnął się powietrzem, nie przeszkadzało mu to
jednak w wyciągnięciu ręki i spróbowaniu dotknięcia chociaż jednego pióra. Nim
zdołał choćby musnąć je palcami, skrzydła zniknęły.
-
Przepraszam, mój czas tu dobiega końca – przyznał z bólem.
-
Nie idź jeszcze – poprosił, przytulając się do niego, i przy okazji niechcący
wrzucając ledwo napoczętego loda do jeziora.
-
Chciałbym zostać, Sammy. Naprawdę.
-
To czemu nie zostaniesz?
-
Przyszedłem tylko na chwilę, żeby się pożegnać.
-
Wyjeżdżasz gdzieś?
-
Pamiętasz jeszcze naszą super autostradę czasu?
-
Pewnie że tak! – odparł z dumą.
-
Gdzieś na niej jedzie samochód, a my wszyscy w nim siedzimy. Ja po prostu… na
chwilkę z niego wysiadłem. Nie ważne, jak bardzo nie chcę, muszę do niego
wrócić.
-
Szkoda – przyznał smutno. – Nie nudziło mi się z tobą.
-
Bo ze mną nie da się nudzić, jeszcze się o tym przekonasz.
-
Ale obiecujesz, że się kiedyś spotkamy? – zapytał cichutko, miętoląc brzeg
koszulki, którą anioł miał na sobie.
-
Masz to jak w banku – zapewnił, delikatnie przeczesując palcami kasztanowe
włosy Sama. Musiał przyznać jednak, że wolał ich starszą wersję.
-
Jak masz na imię? – zapytał w końcu, widząc, że mężczyzna szykuje się do
odejścia.
-
A czy to ważne? I tak je zapomnisz – mruknął, dotykając palcem czubek jego
nosa. Chłopiec pokręcił głową i potarł to miejsce, zaciskając przy tym usta.
-
Nie zapomnę – obiecał.
-
Więc chyba nie mam wyjścia – westchnął, wstając i przeciągając się. Sam, bojąc
się, że anioł po prostu mu ucieknie, również wstał i złapał go za skraj bluzy.
– Moje imię to…
-
Powieeedz – jęknął błagalnie, świdrując go spojrzeniem.
-
Otóż nazywam się… - Specjalnie przeciągał tę chwilę. Wiedział, że wraz z jej
nadejściem będzie musiał wrócić, a to nie miało skończyć się dla niego dobrze.
-
Nie to nie – burknął, zniechęcony milczeniem mężczyzny. Odwrócił się do niego
plecami i splótł ręce na klatce piersiowej, wydymając przy tym policzki.
-
Gabriel – powiedział w końcu, ostatecznie godząc się ze swoim losem. – Mam na
imię Gabriel.
Nim
Sam zdążył odpowiedzieć czy chociażby spojrzeć na anioła, ten zniknął,
zostawiając chłopca samego.
W
tym samym momencie również młody Winchester w ogóle zapomniał, że z kimkolwiek
rozmawiał. Rozejrzał się, zdezorientowany, a gdy nie zauważył niczego, co
jeszcze chwilę temu mogło zaprzątać jego umysł, wzruszył ramionami i wrócił do
małego domku, który wynajął jego ojciec.
Po
Gabrielu nie zostało mu nawet najmniejsze wspomnienie.
Tym sposobem punkt pierwszy wyzwania możemy uznać za zaliczony.
Drugi punkt będzie dłuższy, zapewniam. Jeszcze się rozkręcę :)