Menu

niedziela, 31 lipca 2016

Z pamiętnika Iwana. Wpis drugi

16 marca 1932r.
Дорогой дневник!
Przez te cholerne plecy znowu nie mogłem się skupić na nauczaniu. Oczywiście nie obeszło się bez bicia linijką po dłoniach, z czego wyraźnie zadowolony był mój nauczyciel. Mój ojciec specjalnie zatrudnił kogoś, kto nie będzie się powstrzymywał przed używaniem przemocy. Dobrze, że mam prywatne nauczanie w domu, nie wiem, czy dałbym radę tak spokojnie znosić te wszystkie upokorzenia, mając świadomość, że patrzą na mnie inni ludzie. Tego też nie lubię. Tych wszystkich oczu wpatrzonych we mnie, jakby czegoś oczekujących, liczących, że się potknę i będą mogli mnie dopaść jak wygłodniałe rekiny. Kiedyś mnie to nawet przerażało. Teraz jest mi to obojętne, bo wiem, że i tak nic mi nie zrobią. Są na to za słabi. Szybko zginą, nikt o nich nie usłyszy, pewnie też nikt nie zapłacze nad ich ciałami.
Ciekawe, jak to jest być dorosłym i robić wszystkie te rzeczy, do których tak mnie szykują. Chyba nie mogę się tego doczekać. Ostatnio coraz częściej się nad tym zastanawiam. Czy będę wspaniałym żołnierzem, który zacznie w ekspresowym tempie piąć się po szczeblach kariery, czy może wręcz przeciwnie, skończę tak samo jak reszta tych nieudaczników? Ojciec oczywiście każe mi wierzyć w tę pierwszą opcję, ale co on tam wie. On tylko zaspokaja swoje chore ambicje. Sam skończył dość marnie, więc próbuje dodać sobie chwały mną. Czasem naprawdę chciałbym skończyć na dnie tylko dlatego, by zobaczyć rozpacz i zawód na jego twarzy. Ale wtedy myślę sobie, że nie warto. Lepiej stać się potężnym, by zmiażdżyć go, zniszczyć, spojrzeć na niego z góry. Tak jak on zawsze na mnie patrzył.
Trochę mnie to męczy. Choć właściwie powinienem napisać, że w dalszym ciągu jest to dla mnie męczące. Z każdym dniem, tygodniem, miesiącem, rokiem coraz mniej, ale dalej męczące. Chciałbym w ogóle przestać czuć, stać się maszyną, przestać przejmować się pierdołami, by móc skupić się na tym, na czym powinienem. Bycie żołnierzem nie jest takie łatwe, jak to się wydaje z opowieści. Każdy dzieciak myśli, że wystarczy dzielnie ścisnąć broń i przeć naprzód, nie bojąc się podjąć ryzyka. Po prostu być i bawić się w bohatera. Niestety, rzeczywistość jest inna. Mój nauczyciel zadał mi dwa podstawowe pytania, i zadaje je do tej pory. Po pierwsze, czy jestem gotowy oddać swoje życie dla dobra ojczyzny i wszystkiego, co z nią związane. Po drugie, czy jestem gotowy zabrać życie dla dobra ojczyzny i wszystkiego, co z nią związane. Zawsze odpowiadam, że to zależy, czy ojczyzna będzie tego warta. I zawsze obrywam po łapach. Jeszcze nie udało mu się mnie złamać, bym odpowiedział „tak” na oba te pytania. Nawet jego nudne wywody nie pomagają. Związek Radziecki jest jak nasza własna matka, musimy go kochać, opiekować się nim, być gotowym na poświęcenie w jego imieniu, mówi, a ja śmieję się pod nosem, za co również mi się dostaje. Ale jak ja mam zareagować? Kiwać głową z wielkimi z zachwytu oczami i z szerokim uśmiechem chłonąć wszystkie te bzdury? Nie jestem taki. Mam swój rozum i potrafię samodzielnie myśleć. Ciocia mówi, że to mnie zgubi, i że powinienem nauczyć się nad tym panować. Że jeśli chcę zostać kimś w tym świecie, muszę wtopić się w tłum pod pewnymi względami. Oni nie lubią indywidualistów, mówi. A ja jej wierzę. Nie potrafię po prostu porzucić swojej dumy i ugiąć się. Może z wiekiem się tego nauczę. A może wręcz przeciwnie, do końca pozostanę sobą?
Jest jeszcze coś, co zawsze mnie denerwuje. To całe gadanie o tym, że wszyscy są równi. To bzdura. W życiu nie uznam się za równemu komuś, kto kompletnie pozbawiony jest wszelakich ambicji, planów, możliwości. A taka jest właśnie większa część dzisiejszej młodzieży. Nie raz ich widziałem. Tych tak zwanych moich rówieśników. Są żałośni. Jestem od nich sto, nie, tysiąc razy lepszy. Podczas gdy oni jak gdyby nigdy nic bawią się i trwonią czas, ja rozwijam się, pnę się do góry. Nie chcę stać w miejscu. Zdaję sobie sprawę, że tę postawę wbił mi do głowy mój ojciec, i szczerze jej nienawidzę, ale wiem, że dzięki temu uda mi się osiągnąć znacznie więcej, i że wszyscy ci, którymi gardzę, będą kiedyś podlegać moim rozkazom. A wiadomo, że  wtedy nikt mi się nie sprzeciwi, i że zawsze będzie tak, jak ja chcę. Jeszcze nie do końca wiem, co to oznacza, ale jedno jest pewne. Władza to ogromne możliwości. A ja chcę się przekonać, jak to jest je mieć. 

        Wpis trzeci

No cóż, tym razem też nie wyszło jakoś super długaśnie, ale mam nadzieję, że nie gniewacie się aż tak bardzo. Chyba musicie się przyzwyczaić, że notki Pamiętnika będą do przeczytania w dwie minuty... :/
Mam też nadzieję, że nie ma w tym rozdziale żadnych rażących błędów czy literówek, bo nie mam jakoś siły na kolejne sprawdzanie tekstu, a chcę wstawić ten rozdział skoro go już wyskrobałam...

środa, 27 lipca 2016

Z pamiętnika Iwana. Wpis pierwszy

Pole tekstowe: [Wpisz cytat z dokumentu lub podsumowanie interesującej kwestii. Pole tekstowe można umieścić w dowolnym miejscu w dokumencie. Użyj karty Narzędzia do rysowania, aby zmienić formatowanie pola tekstowego cytatu.]

Дорогой дневник!
15 marca 1932r.
Дорогой дневник!*
Dziś są moje 15 urodziny. Powinienem zacząć spisywać jakieś radosne wspomnienia czy coś. Zamiast tego żalę się durnemu zeszytowi. Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby zacząć tę bezsensowną farsę. Gdyby ojciec to zobaczył…
Dziś znowu to zrobił. Zamiast jak normalny ojciec uczcić moje urodziny, zabrał mnie do swojego gabinetu. Powiedział, że ma tam dla mnie prezent. A ja głupi mu uwierzyłem. Zamknij oczy, powiedział, a ja głupi zamknąłem. Gdy zakuł mnie w kajdany, zrozumiałem. Za późno. Znowu zaczął mnie biczować. Tak jak przez ostatnie dwa lata. Chcesz być prawdziwym mężczyzną? To zamknij się i przestań beczeć!, krzyczał. Ale ja nie mogłem przestać. To tak strasznie bolało. Nadal czuję na plecach dotyk bicza i ten rozdzierający ból. Sam nie wiem, czy za każdym kolejnym razem jest lepiej, czy gorzej niż na początku.
A moja matka? Godzi się na to w milczeniu. Jedyne, na co się zdobywa, to opatrywanie moich ran. Nie zwraca już uwagi na moje łzy. Myślę, że nigdy nie ruszało jej moje cierpienie. Albo jest po prostu dobrą aktorką i świetnie maskuje swoje prawdziwe uczucia. Jest dla mnie zagadką. Nie mogę jej rozgryźć. Kocha mnie czy nienawidzi? Nie daje mi to spokoju.
Tylko ciocia Natalia była dla mnie dobra. Jak zawsze. Dostałem od niej paczkę ręcznie robionych ciasteczek z orzechami. Takich jakich lubię. No i złożyła mi życzenia i wyściskała mnie, trochę za bardzo jak na mój gust. Gdyby nie ona, chyba bym zwariował. I choć czasami potrafi być równie straszna, co mój ojciec, to i tak widzę, że jej na mnie zależy. Ona jedyna nie widzi we mnie przyszłej maszynki do zabijania. To dzięki niej zostało we mnie jeszcze trochę człowieczeństwa i tej dziecięcej niewinności, których od lat próbują się pozbyć moi rodzice.

*Drogi pamiętniku!


Już od dawna planowałam zacząć pracę nad "Pamiętnikiem Iwana". Wspomniałam o tym pod jednym z komentarzy dodanych do rozdziału "Więźnia...".
Nie sądziłam jednak, że uderzy to we mnie tak nagle i niespodziewanie. Po prostu, siedząc wczoraj przy biurku i przeglądając przeróżne strony na internecie, otworzyłam Worda i zaczęłam pisać. Dziesięć minut później pierwszy wpis był już gotowy.
Później musiałam tylko ustalić chronologię, zebrać pewne informacje (podczas tego wiele się dowiedziałam), a także dobrze rozpisać wszystkie wydarzenia, które będę chciała uwzględnić w pamiętniku, zgodnie z wydarzeniami historycznymi i z tym, co działo się w obydwu częściach "Więźnia...".
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że w tej serii nie ma zbyt wiele z historii, jedynie tło i ogólny zarys sytuacji. Mimo to nie chcę wyjść na całkowitego ignoranta historycznego.
I właśnie dlatego wszystkie daty i wpisy z pamiętnika będę starała się jak najlepiej umiejscowić w czasie i dostosować do sytuacji, która panowała w danych latach. Oczywiście będzie tu dożo fikcji, właściwie będzie to przede wszystkim fikcja jedynie poparta prawdziwymi wydarzeniami. Dlatego, gdy jakoś znacząco nagnę fakty, będę starała się to później wyjaśnić, napisać jak to było naprawdę i dlaczego dokonałam akurat takich zmian.
Mam nadzieję, że dobrze wyjaśniłam ogólny zamysł. W razie wszelkich wątpliwości wiecie co robić ;)
Ps. Notki z tej serii będą krótkie, nie ukrywam, czasem się tylko może zdarzyć, że będzie dłużej niż zwykle. No i czcionka ma sprawiać wrażenie pisanej ręcznie, żeby było klimatycznie i wgl, choć może się tak zdarzyć, że w pewnym momencie ją zmienię i wyedytuję wszystkie poprzednie notki.No chyba że nikt się nie będzie skarżył, że jest nieczytelnie, a ja nie znajdę innej, fajniejszej czcionki. Również to, że tekst nie jest wyrównany, jest celowe. Wszystko to ma na celu sprawienie jak największego wrażenia, że to pamiętnik i takie tam...

poniedziałek, 25 lipca 2016

Życie online, część 4

Niestety, rozwiązanie nie przyszło tak wcześnie, jak się tego spodziewał. Obudził się z jeszcze większym mętlikiem w głowie, niż miał wczorajszego wieczoru. Podczas porannej toalety i szykowania się do szkoły ciągle myślał o tym, co ma zrobić. Zawsze był rozsądnym chłopakiem, więc dlaczego miałoby się to zmienić? Nawet jedząc śniadanie nie mógł się skupić na niczym innym, niż Marcelina. Znali się trzy dni, a Artur miał wrażenie, że są to trzy lata. Czy to w ogóle możliwe, by wytworzyć silną więź między dwiema osobami w tak krótkim czasie i bez bezpośredniego kontaktu? O takich rzeczach zazwyczaj czyta się w książkach czy widzi się je na filmach, w prawdziwym życiu nie zdarza się to zbyt często. Dlaczego więc chłopak miał nieodparte wrażenie, że nie ma się czego bać i zaufanie Marcelinie będzie najlepszą decyzją?
W drodze do szkoły Artur starał się oczyścić swój umysł ze zbędnych myśli, by być skoncentrowanym na lekcjach. Pierwsze zajęcia, czyli wiedzę o społeczeństwie, miał z bardzo rozgadaną panią Alicją, która często, zamiast realizować temat, rozmawiała z uczniami na tematy polityczne czy omawiała nowinki z ich miasta. Nie byłoby to takie złe, gdyby nie wizja czekającej ich matury z tego przedmiotu.
Tak, jak spodziewał się Artur, nauczycielka przyszła na lekcję spóźniona i po sprawdzeniu obecności wdała się w dyskusję o meczu siatkówki, który wygrali Polacy. Zadziwiające było to, jak wszechstronna była pani Alicja. Potrafiła rozmawiać o polityce, sporcie, gotowaniu, wychowywaniu dzieci, wydarzeniach kulturalnych przeróżnej maści, historii i tysiącu innych rzeczy, o których zwykli uczniowie nie mieli nawet pojęcia. Była to kobieta niezwykle inteligentna, a zarazem bardzo dobroduszna i nieco za bardzo dająca się zagadać. Mimo to poziom nauczania, który reprezentowała, był bardzo wysoki i to właśnie jej uczniowie najlepiej zdawali maturę z rozszerzonego WOS-u. Bardzo dobrze znała się także na ludziach, przez co pomogła rozwiązać już wiele problemów. Przez chwilę Artur zastanawiał się, czy poprosić ją o radę, lecz szybko zrezygnował z tego pomysłu. Doszedł do wniosku, że byłoby to co najmniej niezręczne, i wolał zmierzyć się ze swoim zmartwieniem sam.
Jego ostatnią lekcją była matematyka, i tylko na niej udało mu się nie myśleć o Marcelinie. Zamiast tego jego umysłem zawładnęły funkcje trygonometryczne, które rozumiał doskonale i nie miał z nimi żadnego problemu. Oczywiście za każdym razem, gdy musiał rozwiązać jakieś zadanie, czuł na sobie nieco zazdrosny, ale przede wszystkim złośliwy wzrok swoich rówieśników. Było to dla niego niekomfortowe, lecz w pewnym stopniu do tego przywykł. Uważał, że skoro nie może z tym walczyć, to po prostu pokaże, że wcale go to nie obchodzi. To jednak nie zniechęcało jego kolegów z klasy, lecz w pewnym stopniu trzymało ich w ryzach.
- Dobrze, na dzisiaj koniec. Nic wam nie zadaję, liczę jednak, że dokładnie nauczycie się tego tematu – powiedział nauczyciel matematyki trzy minuty przed końcem lekcji, patrząc na swych wychowanków z zadziornym błyskiem w oku. Artur zaś wyciągnął z plecaka telefon i włożył do kieszeni swojej bluzy, znowu zastanawiając się, co zrobić.
Jego rozum mówił głośno i wyraźnie, że nie po to od dziecka go uczyli, iż nie należy ufać obcym i mieć się zawsze na baczności, żeby teraz tak po prostu dać się nabrać na czułe słówka i pochlebstwa, głos ten jednak z każdą chwilą słabł, ustępując miejsca temu drugiemu. A ten drugi nieustannie kusił Artura słodkimi wizjami długich rozmów z Marceliną i rozwijania ich znajomości.
Ciężko wzdychając, Artur otworzył swoją szafkę, do której włożył kilka niepotrzebnych podręczników, po czym ubrał swój płaszcz i zamknął ją z powrotem. Wokół niego pełno było hałaśliwych, rozgadanych gimnazjalistów, którzy jazgotali o głupotach i przepychali się, zamiast po prostu ubrać się i w spokoju opuścić budynek. Chłopaka czasami naprawdę denerwowało to, że w jego szkole było i gimnazjum, i liceum. Nie żeby licealiści zachowywali się odpowiednio jak na swój wiek, lecz ich młodsi koledzy byli po prostu nie do zniesienia. Czasami odnosił wrażenie, że jak ma się te czternaście, piętnaście lat, to ludzie zaczynają uważać się za niezwykle dorosłych, jednocześnie odpychając od siebie wszelką dojrzałość. Rozumiał, że jest to czas, w którym jest się jeszcze dzieckiem, ale były pewne granice, których dzisiejsza młodzież nie chciała za żadne skarby respektować.
Gdy udało mi się wreszcie przepchnąć przez rozgadany tłum, wyszedł z budynku i ruszył w kierunku najbliższego supermarketu. Miał ogromną ochotę na zupkę chińską, poza tym w domu i tak pewnie nie było obiadu, a dla niego samego nie chciało mu się niczego gotować. O mamę nie musiał się martwić, gdyż ta zawsze jadła coś w pracy, a gdy wracała do domu, zjadała tylko skromną kolację. Szybko znalazł to, czego chciał, po czym pospiesznie wrócił do domu. W momencie, gdy wchodził na klatkę schodową, zaczął padać śnieg, zapowiadało się na prawdziwą śnieżycę.
- Zdążyłeś w samą porę – zagadnął go Zygmunt, ich sąsiad z naprzeciwka, który wychodził właśnie z piwnicy z wielkim słojem jakichś przetworów w dłoni. Był to stary,  emerytowany hydraulik, który często pomagał innym mieszkańcom, zawsze z uśmiechem na twarzy. Jak na jego wiek, rozpierała go energia, lecz widać było, że jego paskudny nałóg nikotynowy daje mu się we znaki i znacząco pogarsza jego stan zdrowia.
- Dzień dobry – przywitał się z nim Artur. – Mam dziś chyba szczęście, normalnie to musiałbym wracać w samym środku zamieci. Może panu pomóc z tym słoikiem? Wygląda na dość ciężki.
- A co ja jestem, stary piernik? Ja po tych schodach to niejedno bym jeszcze wniesł. Ze mną nie tak łatwo.
- No tak, zapomniałem. Uznajmy, że tego pytania nie było – zaśmiał się, wchodząc po schodach na drugie piętro, gdzie mieszkał razem z mamą. Cisza, jaka panowała w ich mieszkaniu, była dla niego dziwnie nieznośna, włączył więc telewizor, wybierając stację, na której leciał jakiś amerykański serial. Nastawił wodę w czajniku, a gdy ta się zagotowała, zalał swoją zupkę oraz herbatę. Zadowolony, poszedł do salonu i rozsiadł się wygodnie na kanapie, okrywając się kocem i czekając, aż jego obiad będzie gotowy. A, że miał dobry humor, wyciągnął z kieszeni telefon i napisał do Marceliny, ostatecznie odsuwając od siebie wszelkie obawy. Najwyżej zmienię numer telefonu, pomyślał.
>>Cześć, to ja, Artur. Wygrałaś. Napisałem. Zadowolona?<<
Z szybko bijącym sercem chłopak wysłał wiadomość i odłożył komórkę na stolik. Zabrał się za jedzenie, zastanawiając się, kiedy Marcelina odpisze. Nastąpiło to szybciej, niż się spodziewał.
>>No proszę. Widzę, że mój urok osobisty działa cuda :D Co cię skłoniło do tego szalonego czynu?<<
>>Może mi się nudziło, a może się za Tobą stęskniłem… Sama wybierz<<
>>Hmm. Zdecydowanie to drugie. Co tam ciekawego porabiasz?<<
>>Teraz jem super pożywny obiad, jakim jest zupka chińska. Polecam<<
>>A ja już po obiedzie. Mama ugotowała pierogi ruskie<<
>>Zazdro. Lubię pierogi. Jak tam w szkole?<<
>>Znośnie było. Co prawda dostałam kolejną pałę z matmy, ale to nic<<
>>A myślałem, że kujon z Ciebie…<<
>>Ty nawet nie wiesz, jaki to ból, gdy na świadectwie masz same czwórki i kilka piątek, tylko z matmy trója T^T<<
Artur zaśmiał się pod nosem. W życiu by nie pomyślał, że piętą achillesową Marceliny będzie właśnie matematyka.
>>No nie wiem, ja z matmy zawsze mam 5. A tak poza tym, skoro tak dobrze się uczysz, to dlaczego nie poszłaś do liceum?<<
>>Już mówiłam, chciałam gotować, a w liceum tego nie oferują. Poza tym i tak zdaję maturę, więc jak kiedyś mi się zachce, to może pójdę na jakieś studia. Kto wie…?<<
>>No tak, gotowanie Twoim życiem, zapomniałem…<<
>>A Tobie? Jak minął dzień w szkole?<<
>>Było znośnie, choć powala mnie głupota niektórych ludzi. Szczególnie tych wiesz, popularnych, co to cała szkoła ich zna i trzy czwarte miasta do tego<<
>>To loguj się na grę, rozładujesz się trochę<<
>>Całkiem dobra myśl<<
Po wysłaniu tej wiadomości Artur zwlekł się z kanapy i przyniósł do salonu swojego laptopa. Dziś wyjątkowo nie miał ochoty zamknąć się w swoim pokoju, czuł się bardziej pewnie, siedząc na kanapie i mając na wszystko oko. Co prawda unoszący się w powietrzu zapach zupy sprawiał, że czuł jeszcze lekki niedosyt, lecz zignorował to. Nie mogę tyle żreć, bo moja niedowaga zmieni się w nadwagę, pomyślał, śmiejąc się pod nosem. Sącząc herbatę, zaczął włączać grę, a gdy się już zalogował, zobaczył, że Marcelina jest już dostępna.
Blackarrow: Ile Ty grasz, że zaraz zbijesz 65 lvl?
Darksoldier: Jakie zaraz? Dopiero 53 mam…
Blackarrow: Ty wiesz, ile ja się męczyłem, żeby chociaż do tego 50 dojść…?
Blackarrow: Rok prawie!
Darksoldier: No co Ty gadasz XD Nieźle! A myślałam, że to ja kiepska jestem w tę grę ^^
Blackarrow: Twoje słowa mnie ranią… >.> A ja Cię miałem za taką dobrą, miłą dziewczynę…
Darksoldier: No przecież wiesz, że to nie było złośliwie. Poza tym ja zawsze jestem dobra, miła i grzeczna!
Blackarrow: Jaaasne. Chyba jak śpisz :D
Darksoldier: Hehe. A skąd pewność, że wtedy nie jestem jeszcze gorsza…?
Blackarrow: No dobra, to zabrzmiało groźnie… I nieco dwuznacznie, ale to pomińmy dla własnego dobra.
Darksoldier: Tylko mi nie mów, że się zawstydziłeś :3
Blackarrow: Jasne, że nie.
Prawda była taka, że na policzki Artura wstąpiły rumieńce, których przyczyną były obrazy podsuwane mu przez jego wybujałą wyobraźnię, a które za wszelką cenę starał się wyrzucić z umysłu i jak najszybciej o nich zapomnieć.
Darksoldier: Dobra, powiedzmy, że Ci wierzę. A teraz pograjmy trochę, bo mam czas tylko do siedemnastej.
Blackarrow: Ok. Co ciekawego będziesz robić?
Darksoldier: Mama zabiera mnie i moją siostrę do filharmonii. Już nie mogę się doczekać! *-*
Blackarrow: Nigdy nie byłem w filharmonii, ale to musi być fajne… Tak przynajmniej myślę.
Darksoldier: Tylko fajne? To jest niesamowite! Te emocje, gdy siadasz, a koncert zaraz ma się zacząć… A potem te sekundy, które dzielą muzyków od wydobycia pierwszych dźwięków… I te ciarki raz po raz przebiegające po całym Twoim ciele pod wpływem muzyki. Nie da się tego opisać, to trzeba przeżyć!
Po przeczytaniu tych słów Artur zaczął wyobrażać sobie, jakie to uczucie, a opis Marceliny bardzo mu w tym pomógł, do tego stopnia, że sam poczuł na swoim ciele dreszcze. Podobało mu się to, w jaki sposób dziewczyna postrzegała muzykę. Widać było, że odgrywa ona w jej życiu jedną z ważniejszych ról, a to dobrze świadczy o ludziach, tak przynajmniej uważał.
Zanim jednak całkowicie zdążył odpłynąć, otrząsnął się i szybko napisał:
Blackarrow: Ładnie to ujęłaś. Piszesz wiersze czy coś?
Darksoldier: Nie śmiej się… Po prostu napisałam to, co czuję.
Blackarrow: Nie śmieję się, naprawdę bardzo podoba mi się ten opis. Widać w nim wiele Twoich uczuć i wgl… No i cieszę się, że byłaś tak szczera i napisałaś coś z głębi serca.
Darksoldier: Teraz to Ty zabrzmiałeś trochę jak poeta… No ale nieważne, grajmy już, bo skończy się na tym, że przepiszemy cały ten czas :)
Nim się obejrzeli, zaczęła dochodzić siedemnasta i Marcelina musiała już kończyć. Artur przez chwilę jeszcze grał, lecz po chwili mu się to znudziło. Samemu to już nie to samo, pomyślał, wylogowując się. Co prawda dostępnych było kilkoro innych jego znajomych z gry, lecz ostatnio prawie w ogóle się z nimi nie kontaktował, koncentrując się tylko na Marcelinie. Było to trochę dziwne jak na niego, bo zawsze starał się utrzymywać dobre stosunki z innymi, a teraz najzwyczajniej w świecie ich ignorował, odrzucając od nich każdą propozycję wspólnego grania. Wyglądało to tak, jakby przestali go oni obchodzić, ustępując miejsca tylko tej jednej dziewczynie, która wywróciła jego życie do góry nogami. I tak faktycznie było, aczkolwiek chłopak jeszcze nie do końca zdawał sobie z tego sprawę.
Z głośnym westchnięciem Artur odrzucił na bok koc, zabrał laptopa i poszedł do swojego pokoju. Położył się na łóżku i zaczął rozmyślać, przedtem wysyłając jeszcze jednego smsa do Marceliny:
>>Baw się dobrze.<<
>>Dziękuję. Napiszę, jak będzie już po wszystkim<<
Jej odpowiedź ucieszyła go, tym samym upewniając Artura w przekonaniu, że dobrze zrobił, kontaktując się z nią tego popołudnia. Wreszcie znalazłem kogoś podobnego do mnie, pomyślał, kładąc ręce pod głowę i zamykając oczy. Jeśli tak to jest mieć przyjaciela, to chcę, by to uczucie nigdy się nie skończyło.
* * *
W tym samym czasie Karolina miała chwilę przerwy w pracy, dzięki czemu mogła na chwilę usiąść i w spokoju wypić szklankę soku. Z tęsknotą spojrzała na zegarek, powtarzając w myślach, że jeszcze tylko godzina i wróci do domu.
- Widzę, że nie możesz się doczekać końca zmiany – mruknął Darek, wchodząc na małe zaplecze i dołączając do niej. Kobieta tylko przytaknęła i odchyliła się na krześle, rozprostowując przy tym nogi.
Nawet ona musiała przyznać, że Darek był nieziemsko przystojny. Wysoki, umięśniony, o niebieskich oczach i piaskowych włosach. Do tego był inteligentny i miał poczucie humoru. Po prostu ideał faceta. Zawsze kulturalny, każdego traktował z szacunkiem, no i można było na niego liczyć. W pracy zachowywał się nadzwyczaj profesjonalnie, i jak nikt potrafił oddzielić sferę prywatną od zawodowej. Nic dziwnego, że jako kelner dostawał takie wysokie napiwki.
- A ty nie? – zapytała, unosząc brew.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo. Najgorsze jest to, że będę musiał jeszcze wyprowadzić mojego psa, a cholernie mi się nie chce.
- Jak dobrze, że mojego syna nie trzeba wyprowadzać – zaśmiała się.
- A właśnie, co tam u Artura?
- Po staremu. Ledwo wróci ze szkoły, siada do komputera i gra w tę swoją grę. Chociaż tyle dobrze, że w nauce się nie opuścił.
- Ja to bym się cieszył na twoim miejscu. Siedzi w domu, nie musisz się martwić, że właśnie się gdzieś upija albo robi coś znacznie gorszego. W dodatku ma ambicje, jest ułożony i możesz na niego liczyć.
- No tak, ale z drugiej strony chciałabym, żeby w końcu znalazł przyjaciół, zaczął wychodzić, spotykać się z kimś. No wiesz, jak normalny nastolatek.
- Jeszcze mu się uda, zobaczysz. Całe życie przed nim – pocieszył ją, wyglądając na salę. – Koniec przerwy, czas wracać do roboty.
- Zajmij się gośćmi, ja posprzątam stoliki – powiedziała, uśmiechając się do niego i klepiąc go po ramieniu. Darek poprawił swoją kamizelkę i ruszył w kierunku nowoprzybyłych klientów, Karolina zaś zgarnęła tacę i zaczęła zbierać ze stołów brudne talerze, sztućce i szklanki, zanosząc je z powrotem na kuchnię.
Nim się obejrzała, do pomieszczenia weszła Nadia, studentka, która dorabiała do studiów, dzięki czemu Darek i Karolina mogli udać się do domów.
- Cześć wszystkim! – pożegnała się Karolina, ubierając kurtkę i wychodząc. Na dworze było już ciemno, tylko mdłe światło latarni oświetlało chodniki i ulice. W dodatku nadal padał śnieg, choć znacznie lżej niż kilka godzin temu. Kobieta szczelniej owinęła się szalikiem, naciągnęła bardziej na uszy swoją czapkę i włożyła ręce do kieszeni.
Droga do domu zajęła jej dwadzieścia minut, i to tylko dlatego, że trudno było iść w kilkucentymetrowej warstwie białego puchu, który nie dość, że był śliski, to jeszcze bardzo spowalniał ruchy. Gdy w końcu dotarła do bloku, w którym mieszkała, z ulgą weszła na klatkę schodową i ciężkim krokiem zaczęła wspinać się po schodach. Zanim dotarła do drzwi mieszkania, usłyszała szczęk klucza przekręcanego w zamku, a następnie wyjrzał na nią Artur, uśmiechając się promiennie.
- Wiedziałem, że to ty – powiedział, zadowolony, że miał rację. Przepuścił ją w drzwiach, dając jej wejść do środka.
- Niby skąd?
- Tylko ty tak człapiesz – zarechotał, biorąc od niej kurtkę i rozwieszając ją na wieszaku.
- Co jadłeś na obiad?
- Rosołek.
- Ciekawe kto ci go zrobił… Pan Amino?
- Czy ty zawsze musisz mieć rację? – zapytał z udawanym smutkiem. – Zrobić ci herbatę? Musisz być nieźle zmarznięta po tym spacerku.
- A żebyś wiedział. Tylko daj mi do niej dużo cytryny – poprosiła, idąc do łazienki i przebierając się w luźniejsze ciuchy. Jej skarpetki były całe przemoczone, miała nadzieję, że się przez to nie rozchoruje. – Lekcje odrobiłeś? – zagadnęła, wchodząc do kuchni i siadając na jednym z krzeseł.
- Dziś wyjątkowo nic nam nie zadali.
- A jakąś ocenę dzisiaj dostałeś?
- Nie pamiętam. Sprawdź później na librusie.
- Ech. A ogólne to jak było w szkole? – nie dawała za wygraną, próbując wciągnąć go w żywszą dyskusję.
- W szkole? Nudy jak zawsze. Przecież wiesz…
- Wiem, bo za każdym razem tak odpowiadasz. Niczego się nie można od ciebie dowiedzieć.
- A właśnie, jak było wczoraj na tym waszym babskim wieczorze? – zmienił temat, wiedząc, że to jedyne słuszne wyjście w tej sytuacji.
- Było…dobrze. Rozmawiałyśmy na wiele ciekawych tematów, a dzięki temu, że była tylko jedna butelka wina, to rano obudziłam się w stanie pozwalającym na normalne funkcjonowanie. Oczywiście po imprezie do domu nie dotarłam, ale ty pewnie nawet tego nie zauważyłeś – mruknęła, przyjmując od niego kubek z parującą herbatą.
- Słuchaj, jesteś dorosła, ja już prawie też, więc nie musimy siebie aż tak pilnować, jak kilka lat temu. Poza tym masz swoje życie i szanuję to, no i nie chcę cię dłużej ograniczać – powiedział, wyjmując jogurt z lodówki i siadając naprzeciwko matki.
- Przecież nigdy mnie nie ograniczałeś…
- Wiesz dobrze, o co mi chodzi. Wychowanie dziecka samo w sobie jest swego rodzaju ograniczeniem, w szczególności, gdy jest się samotną matką. Taka już cena rodzicielstwa. Dlatego chcę, żebyś teraz sobie to wynagrodziła i zajęła się sobą.
- Nie wiem, co powiedzieć… Czy ty zawsze musisz mówić takie rzeczy? – powiedziała, zakłopotana. Zastanawiała się, co skłoniło jej syna do wysunięcia takich wniosków. Wiedziała, że Artur jest bardzo dojrzały jak na swój wiek, lecz czasami ta dojrzałość przerażała ją. Miała wtedy wrażenie, że chłopak został odarty z dziecięcej wrażliwości w sposób gwałtowny i brutalny, zmuszając go, by przedwcześnie wkroczył w dorosłe życie.
- Nie musisz nic mówić. Po prostu zacznij żyć tak, żebyś była szczęśliwa – odparł, biorąc jogurt i idąc do swojego pokoju. Widział, że jego matka potrzebuje teraz chwili, by przemyśleć jego słowa, i nie dziwił jej się. W końcu tak nagle z tym wyskoczył… Zaczął się też bać, że mógł ją zranić, lecz nie mógł cofnąć czasu. Pozostało mu więc tylko czekanie na ewentualne konsekwencje.
Z cichym westchnięciem usiadł na łóżku, położył na kolana laptopa i włączył odcinek serialu, na którym ostatnio skończył. Jedząc jogurt, starał się zapomnieć o wszystkim i skupić się jedynie na tym, co oglądał. Nie wychodziło mu to jednak za dobrze. Co chwilę bowiem spoglądał na telefon, zastanawiając się, czy Marcelina jeszcze do niego napisze, a także martwiąc się o swoją mamę. Minęło czterdzieści minut, a on wiedział, że dalsze oglądanie nie ma sensu.
- Cholera, co ze mną jest nie tak? – mruknął pod nosem i wyjął z szuflady pod łóżkiem swój szkicownik, ołówek i gumkę do ścierania. Wygrzebał jeszcze słuchawki, które podłączył do telefonu, by posłuchać muzyki, po czym zaczął rysować. Najpierw wykonał prosty szkic ułatwiający dalszą pracę, by następnie skupić się na detalach. Duże oczy, pełne usta, prosty nos, piegi, włosy opadające falami na ramiona… Artur zdecydowanie miał talent do rysowania, dzięki czemu przelanie na papier jego wyobrażeń nie stanowiło żadnego problemu. I tak oto w jego zeszycie znalazł się kolejny rysunek, tym razem portret Marceliny. Zadowolony z efektu końcowego, schował przyrządy z powrotem do szuflady i przewrócił się na plecy. Ze słuchawek sączyła się spokojna muzyka, uspokajając go i pozwalając na zrelaksowanie się. W pewnym momencie przerwał ją dźwięk przychodzącego smsa. Artur szybko sięgnął po swój telefon i uśmiechnął się, widząc, kto do niego napisał.
>>Właśnie jesteśmy w drodze do domu, właściwie zaraz dojedziemy. Chciałam napisać wcześniej, ale musiałam dojść do siebie w pewnym sensie.<<
>>Czyli rozumiem, że jesteś zadowolona z wyjazdu?<<
>>O tak, nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo. Musimy się kiedyś wybrać razem do filharmonii!<<
>>O ile nie mieszkamy setki kilometrów od siebie…<<
>>Nawet jeśli, to w końcu będzie musiało się udać :) A Ty jak spędziłeś wieczór?<<
>>Pogadałem z mamą, potem obejrzałem odcinek serialu, a na końcu wziąłem się za rysowanie. Nic specjalnego<<
>>A więc umiesz rysować? Co ciekawego stworzyłeś?<<
I co mam teraz napisać? A, wiesz, narysowałem twój portret, nic specjalnego… Przecież ona weźmie mnie za wariata! Nikt normalny nie robi takich rzeczy, pomyślał, czerwieniąc się na samą myśl o przyznaniu się do swego żałosnego w jego mniemaniu czynu.
>>Człowieka narysowałem. Ale to nic takiego. Zwykłe bohomazy<<
>>Mimo to chciałabym je kiedyś zobaczyć… Bo wiesz, ludzie, którzy mają takie talenty, są super! Np. jak potrafią rysować właśnie, albo jak grają na jakimś instrumencie… To strasznie fajne :3<<
Artur, niewiele myśląc, wyciągnął swój szkicownik, odszukał jeden z jego ulubionych rysunków, zrobił mu zdjęcie i wysłał Marcelinie. Wybrał ten przedstawiający zombie w podartych ubraniach i z wystającym mózgiem, który ciągnął jakąś kobietę za włosy. Miał tylko nadzieję, że nie zniechęci tym do siebie swojej znajomej.
>>Artur, jesteś niesamowity! Naprawdę sam to narysowałeś? Tak sam z siebie?<<
>>No tak… Nudziło mi się kiedyś i tak jakoś wyszło…<<
>>Też bym tak chciała. Ja to nawet prostej kreski nie narysuję :D<<
>>Mógłbym to samo powiedzieć o gotowaniu. Prawie osiemnaście lat mam, a nadal nie potrafię zrobić porządnego obiadu :c<<
>>Gotowanie jest łatwe, wystarczy przepis i już. Z rysowaniem już tak nie jest. Trzeba mieć do tego talent<<
>>Doprawdy? A co powiesz na to, że przypaliłem kiedyś gotujące się ziemniaki?<<
>>No doobra, najwyraźniej przepis to jednak nie wszystko XD<<
Artur zaśmiał się, gdy to przeczytał. Doskonale zdawał sobie sprawę, że kucharz z niego żaden, i o wiele lepiej wychodzi mu jedzenie, aniżeli gotowanie. Mimo to chciałby kiedyś zobaczyć Marcelinę w akcji, może nawet pobrać od niej kilka prywatnych lekcji... Tak, to zdecydowanie byłoby coś.
Pełen optymizmu, zwlekł się z łóżka, chwycił telefon i napisał kolejnego smsa.
>>Ok, na razie idę się umyć i wgl. Najwyżej jak wrócę to jeszcze coś napiszę.<<
>>Będę czekać :*<<
Z szerokim uśmiechem na twarzy, Artur podreptał do łazienki. Zobaczył, że jego mama siedzi na kanapie i ogląda telewizję, postanowił więc jej nie przeszkadzać. Poza tym nie miał pojęcia, czy nie gniewa się na niego za to, co powiedział. Dlaczego po prostu nie umiem trzymać języka za zębami?, pomyślał, zdejmując ubrania i wchodząc do ciasnej kabiny.
Gdy wrócił do swojego pokoju, od razu położył się do łóżka z zamiarem poczytania jakiejś książki. Niestety, na śmierć zapomniał, że miał pójść dzisiaj do biblioteki, przez co musiał zmienić plany. Napisał Marcelinie wiadomość, że idzie już spać, po czym odłożył telefon na szafkę, zgasił światło i wygodnie się ułożył.
Po dwóch godzinach myślenia i analizowania wszystkiego, co wydarzyło się ostatnio w jego życiu, zasnął.





Cześć wszystkim! Wreszcie wróciłam i mogłam dokończyć kolejny rozdział! Dość długo nic tu nie wrzucałam, biorąc pod uwagę wakacyjną częstotliwość pojawiania się postów na moim blogu, no ale cóż... Czasem każdy musi się trochę rozerwać i spędzić miło czas.
A że ostatni tydzień spędziłam baardzo miło, w dodatku w zagilbistym towarzystwie, więc sami wiecie... :3
Mam nadzieję, że ten rozdział wam się spodobał itd. itp. No i że nie nudzicie się za bardzo w te wakacje. 
Co do kolejnego rozdziału, od razu mówię, że nie mam pojęcia kiedy się pojawi, bo jakoś nie mam pomysłu, co mogłoby się w nim znaleźć, no i jak rozkręcić fabułę. Nie wykluczam jednak, że pojawi się coś innego. Jakiś one shot, a może nawet jakaś nowa seria... Ale niczego nie obiecuję.
W każdym razie "pozdrawiam wszystkich fanów" i do następnej notki!

( ͡° ͜ʖ ͡°)

poniedziałek, 11 lipca 2016

Życie online, część 3

If I told you what I was,
Would you turn your back on me?
And if I seem dangerous,
Would you be scared?

Następnego dnia Artur obudził się dość wcześnie, bo po ósmej. Głowa go bolała, miał wrażenie, że w jego ciało uderzyła ciężarówka i w ogóle nie czuł się wyspany. Znowu śnił mu się ten sam koszmar, który nawiedzał go co jakiś czas. Był sam, wokół szalał pożar, lecz on nie mógł przed nim uciec, gdyż jego nogę przytrzasnął fragment walącego się sufitu. Krzyczał, lecz nikt go nie słyszał. W efekcie ogień docierał i do niego, zaczynał trawić jego ubrania, lizać skórę, palić włosy na ciele, a gdy dochodził do jego twarzy, sen po prostu się urywał, a Artur nie mógł się wybudzić, przez co czuł się, jakby umarł. Dawno już nie miał tego koszmaru i zaczął mieć nadzieję, że więcej nie powróci, lecz dzisiejsza noc wyprowadziła go z błędu.
Chwiejnym krokiem chłopak udał się do łazienki, a po porannej toalecie udał się do kuchni, by coś zjeść. Co prawda nie miał apetytu, lecz dobrze wiedział, że śniadanie to najważniejszy posiłek i po prostu nie można go sobie odpuścić. Nastawił wodę na herbatę, wyciągnął z szafki słoik dżemu truskawkowego i zaczął go jeść łyżeczką, zagryzając chlebem. Jego mama nie pochwalała takiego sposobu jedzenia, lecz w chwili obecnej spała i nie mogła zacząć marudzić na jego brak manier. A to mu odpowiadało, gdyż nie miał ochoty na jej wychowawcze pogadanki, przynajmniej nie teraz.
Gdy już się najadł, wrócił do swojego pokoju i opadł ciężko na łóżko. Ból minął, lecz obraz jego własnej śmierci znowu utkwił mu w głowie. Powinien się już do tego przyzwyczaić, poza tym to był tylko sen, wiedział o tym. Coś mówiło mu jednak, że to nie do końca prawda. Raz opowiedział o nim swojej mamie, i choć zaczęła go uspokajać i mówić, że to nic nie znaczy, on najzwyczajniej w świecie nie mógł jej uwierzyć. Próbował szukać wyjaśnienia na Internecie, lecz i tam nie znalazł żadnej konkretnej odpowiedzi, tylko same bzdury, kompletnie różniące się od siebie w zależności od strony.
- Chyba zaczyna mi odbijać – mruknął sam do siebie, po czym usiadł przy biurku. Uruchomił swój komputer, by zaraz potem włączyć grę i spróbować zapomnieć o tym, co mu się przyśniło.
Tak, jak się spodziewał, wśród jego znajomych nikt nie był aktywny, mógł więc spokojnie porobić kilka mniejszych misji oraz trochę zarobić. Po półtorej godziny zabijania mobów usłyszał szuranie w sąsiednich pomieszczeniach. Oho, mama wstała, pomyślał. Pewnie znowu będzie narzekać, że gram od samego rana. Tak się jednak nie stało. Karolina postanowiła dać trochę odpocząć od siebie synowi. Poranną kawę wypiła oglądając telewizor i starając się nie myśleć o tym, że Artur znowu tkwi przed komputerem, później zaś zabrała się za przygotowanie obiadu. Pokroiła cebulę oraz czosnek i podsmażyła je na oleju, później dodała do tego mięso mielone, przecier pomidorowy i kukurydzę z puszki. Zadbała też, by sos nie wyszedł zbyt ostry, gdyż Artur wolał łagodne rzeczy. Gdy skończyła, zegar wskazywał trzynastą, w sam raz, by zacząć szykować się do wyjścia. Ubrała swoje ulubione jeansy i nowy sweter z kotami, delikatnie maznęła tuszem rzęsy, a usta podkreśliła szminką w kolorze subtelnej czerwieni, niewiele różniącej się od naturalnego koloru jej warg. Spryskała jeszcze szyję perfumami, po czym ubrała kozaki i płaszcz, chwyciła torebkę i pobiegła do pokoju Artura.
- Wychodzę. Obiad masz zrobiony, ugotuj sobie do niego makaron. A, i nie czekaj na mnie, bo nie wiem, kiedy wrócę. I nie graj za długo, żebyś się wyspał do szkoły. Mam nadzieję, że sobie poradzisz?
- Mamo, mam prawie osiemnaście lat. Jasne, że sobie poradzę – mruknął, zawzięcie atakując bossa i wyginając się za każdym razem, gdy ten wykonywał jakiś ruch. Karolina tylko pokręciła głową z dezaprobatą, po czym wyszła. W drodze zadzwoniła do swojej przyjaciółki, by zapytać, czy ma coś kupić. Coraz bardziej zaczynała się cieszyć z czekającego ją spotkania.
W tym samym czasie Artur właśnie skończył swoją epicką walkę. Marcelina nadal się nie zalogowała i zaczynał się niecierpliwić, wiedział jednak, że być może dziewczyna jest zajęta i musi uzbroić się w cierpliwość. W końcu sięgnął po książkę i doczytał ją do końca, a gdy to zrobił, poszedł do kuchni i zabrał się za przygotowanie obiadu, a właściwie tego, czego mu do niego brakowało. I takim oto sposobem kwadrans później siedział z powrotem przed komputerem, z talerzem pełnym jedzenia i z nadzieją w oczach. Zerknął na czat i o mało nie podskoczył na krześle z radości.
Darksoldier: Hej, już jestem. Mam nadzieję, że nie nudziłeś się beze mnie :)
Blackarrow: Hej. Nie było tak źle, właśnie jem obiad :D
Darksoldier: Smacznego! Wybacz, że jestem dopiero teraz, ale musiałam iść do kościoła :(
Blackarrow: Jesteś wierząca?
Darksoldier: Nie, ale mama jest, i bardzo naciska na mnie i na moją siostrę. Dopóki z nią mieszkam, nie mam wyjścia :(
Blackarrow: Współczuję. Musi Ci się strasznie nudzić w tym kościele…
Darksoldier: A żebyś wiedział. No ale za rok kończę szkołę i mam nadzieję, że wreszcie będę mogła się stąd wyrwać ^^
Blackarrow: Do jakiej szkoły chodzisz?
Darksoldier: Technikum gastronomiczne. Jestem teraz w trzeciej klasie. A Ty?
Blackarrow: Ja chodzę do liceum, do drugiej klasy. Wygląda na to, że będziemy pisać maturę w tym samym czasie :D
Darksoldier: Wygląda też na to, że jestem od Ciebie o rok starsza :D Jakie przedmioty masz rozszerzone?
Blackarrow: WOS, historię i polski.
Darksoldier: Nono, zadaję się z humanistą :D Na jakie studia idziesz potem?
Blackarrow: Prawo. Mam zamiar zostać cholernie dobrym prawnikiem. A Ty? Co zrobisz po tym jak skończysz technikum?
Darksoldier: Od dzieciństwa kręciło mnie gotowanie, a że wychodzi mi to całkiem dobrze, to planuję zacząć pracę w restauracji. Najpierw w jakiejś małej, ale z czasem chciałabym stawać się coraz lepsza i zostać szefem kuchni w jakimś odlotowym i luksusowym miejscu.
Artura zamurowało. Bardzo podobały mu się plany Marceliny, jej ambicje i marzenia. On zawsze chciał zostać policjantem, lecz jego słabe zdrowie i równie kiepska kondycja pokrzyżowały jego plany. Mimo to z całego serca pragnął walczyć ze złem, a że prawnik był drugim zawodem na jego liście, zaczął rozwijać się w tym kierunku. Pomagała mu w tym jego inteligencja i zdolność do szybkiego i efektywnego zapamiętywania, dzięki którym nie było rzeczy, której nie mógłby się nauczyć.
Blackarrow: Jesteś niesamowita!
Darksoldier: Skądże znowu! Takich jak ja jest tysiące…
Blackarrow: Serio? Ja z kimś takim spotykam się dopiero pierwszy raz w życiu. Większość moich rówieśników nie ma nawet planów z czego zdawać maturę, o studiach nie wspomnę… A Ty konsekwentnie dążysz do zrealizowania swoich planów już od dziecka! No i podoba mi się to, że chcesz zostać szefem kuchni. To brzmi… poważnie.
Darksoldier: Sprawiasz, że się rumienię… >.<
Rumieni się? Czyżbym ją zawstydził? A może byłem zbyt nachalny? Albo wścibski? Czy wszystko zepsułem? Uzna, że jestem dziwny? Przestanie ze mną pisać?
Blackarrow: Przepraszam, jeśli Cię uraziłem.
Darksoldier: Nie masz doświadczenia w rozmowach z ludźmi, a co dopiero z kobietami, co? Prawisz mi tu komplementy, a jak wyznaję, że mnie to kręci, to mnie przepraszasz i myślisz, że zrobiłeś coś źle…
Blackarrow: Przepraszam, właściwie to nigdy z nikim tak nie rozmawiałem…
Darksoldier: I znowu przepraszasz. Nie masz za co, serio. Jak na razie całkiem dobrze Ci idzie zdobywanie mnie ;*
Serce Artura zaczęło bić sto razy szybciej, gdy przeczytał tę wiadomość. Marcelina właśnie okazała zainteresowanie nim, a sytuacja ta była dla niego tak nowa, że po prostu nie wiedział, co ma teraz zrobić. Co odpisać? Zacząć drążyć temat, czy może całkowicie zmienić kierunek rozmowy na bezpieczniejszy? Wycofać się, czy uparcie przeć do przodu? W końcu zdecydował i zaczął pisać kolejną wiadomość, wolno, tak, by w każdej chwili móc wszystko zmienić.
Blackarrow: W takim razie powinniśmy się lepiej poznać. Co Ty na to?
Chłopak drżał na całym ciele, nie wiedział jednak czy ze strachu, czy z podniecenia. Dobrze, że jego mama wyszła i nikt nie mógł mu przeszkodzić w tak ważnym i przełomowym momencie.
Darksoldier: Z przyjemnością. Od czego zaczynamy? :)
Blackarrow: Zastanawia mnie, jak wyglądasz.
Darksoldier: Jestem całkiem wysoka, nie za chuda i nie za gruba, mam brązowe włosy i zielone oczy. A latem staję się piegowata. A Ty?
Blackarrow: Wysoki i chudy, wyglądam jak tyczka. Do tego dłuższe brązowe włosy i piwne oczy. Piegów nie mam, ale mam jasną karnację, która lubi robić się czerwona pod wpływem letniego słońca.
Darksoldier: Słodko © Uprawiasz jakiś sport?
Blackarrow: Nie, nigdy nie byłem w tym dobry. Poza tym często choruję i ogólnie jestem słaby. A Ty?
Darksoldier: Chodzę regularnie na siłownię i uwielbiam grać w kosza. I czasami trochę biegam, ale to jak mi się chce.
Blackarrow: Coś czuję, że gdyby nas napadli, to Ty musiałabyś nas chronić XD
Darksoldier: Heh, schlebia mi to :D Mogę wiedzieć gdzie mieszkasz? Chodzi mi o miasto oczywiście. Jeśli nie chcesz mówić, to nie mów. Najwyżej później do tego wrócimy.
Blackarrow: Nie gniewaj się, ale mimo wszystko to za wcześnie na takie informacje. Poza tym skąd pewność, że nie jestem jakimś starym zbokiem?
Darksoldier: Bo to nie jest portal randkowy czy coś, tylko gra XD No i ja też mogę się okazać jakimś starym tłustym dziadem, któremu właśnie ślinka cieknie na samą myśl o Tobie XD
Blackarrow: Fuuuj! To ja wolę żyć w nieświadomości i myśleć, że piszę z atrakcyjną brunetką >.<
Darksoldier: Przecież mnie nie widziałeś. Skąd więc pewność, że jestem atrakcyjna?
Blackarrow: Przeczucie. Poza tym nawet jeśli okazałoby się, że jednak nie jesteś atrakcyjna, to i tak myślę, że chciałbym się z Tobą umówić w realu.
Darksoldier: A więc trzymam Cię za słowo. Pamiętaj o tym, co teraz napisałeś.
Na początku słowa te wydały się Arturowi dziwne, lecz po chwili stwierdził, że widocznie Marcelina miała niską samoocenę i kilka kompleksów. Mimo to zakodował sobie w głowie dokładnie ten fragment ich rozmowy.
W czasie, gdy Artur pisał z Marceliną, Karolina siedziała razem z przyjaciółkami i objadała się pizzą, którą zamówiły. Na początku standardowo rozmawiały o pierdołach, takich jak ostatnie zakupy, nowy cudowny kosmetyk czy chęć kupienia zwierzaka, lecz z czasem zaczęły schodzić na poważniejsze w ich mniemaniu tematy. W końcu Anka nie wytrzymała i zapytała:
- Słuchaj, Karola, co to za gorące informacje z życia twojego syna?
- Słuchajcie, dziewczyny. On znalazł sobie jakąś koleżankę na tej swojej grze, piszą ze sobą, i wygląda na to, że może się to przerodzić w coś poważniejszego. Nazywa się Marcelina, ale wiecie jak to jest… Może okazać się pięćdziesięcioletnim Stefanem…
- Słyszałam o takich sytuacjach – mruknęła zamyślona Malwina. – Chłopak myśli, że się zakochał, a jak przychodzi co do czego, to budzi się w krzakach albo zatęchłej piwnicy…
- Ty to wiesz jak pocieszyć – ofuknęła ją Zuza. – Nie martw się, wielu ludzi poznało się przez Internet. Poza tym to gra a nie portal randkowy, gdzie faktycznie są masy zboków.
- No i jakie to romantyczne! Swoją drogą, nie wiedziałam, że Artur to taki podrywacz – zaśmiała się Anka.
- No ale wiecie, chciałabym, żeby poznał kogoś normalnie, a nie tak przez komputer.
- Ale kogo on ma tu poznać? Nie raz musiałam iść do szkoły po mojego syna i mówię wam, takie tam paniusie chodzą, że tylko się za głowę złapać i walić nią o ścianę!
- Zuza ma rację. Nawet ze sobą nie rozmawiają, tylko wiszą na telefonach, a zrywają ze sobą przez Facebooka! – poparła ją Anka. – Wiem coś o tym, bo moja Asia nie raz płakała, że jakiś delikwent ją zostawił, pisząc na jej tablicy czy jakoś tak.
- A zabierz takiej pannicy telefon, to w depresję wpadnie i gotowa przez okno skakać, byleby odzyskać komórkę. A ich wspólne wyjścia to wyglądają tak, że każde milczy i dłubie w telefonie – mruknęła Malwina, w zamyśleniu wkładając kolejny kęs pizzy do ust.
- Czyli wychodzi na to, że mój syn jest całkiem normalny i idzie z duchem czasu – westchnęła Karolina. – Czyli co? Na razie mam się nie martwić i cieszyć się, że Artur kogoś sobie znalazł?
- To chyba najlepsze rozwiązanie. Poza tym głowa do góry, jeszcze zobaczysz, że będziesz im przy organizowaniu ślubu pomagać.
- I niańczyć ich dzieci!- I nocować Artura, gdy pokłóci się z żoną i zostanie wykopany z mieszkania – powiedziała Malwina, tym samym sprawiając, że wszystkie wybuchły śmiechem.
* * *
Dwadzieścia po jedenastej Artur ziewnął potężnie i przetarł zmęczone oczy. Nie chciał się jeszcze rozstawać z Marceliną, lecz wiedział, że jeśli teraz tego nie zrobi, znów będzie nieprzytomny na lekcjach.
Blackarrow: Czas już kończyć, w końcu jutro do szkoły trzeba iść…Szkoda, że nie mamy jak pisać poza grą…
Darksoldier: To dałoby się zmienić. Podam Ci mój numer telefonu. Zdecyduj, czy chcesz z tego skorzystać. 785326945
Blackarrow: Coś czuję, że już jutro się przełamię i do Ciebie napiszę…
Darksoldier: Nie mogę się tego doczekać. Do usłyszenia. Trzymaj się. I dzięki za dzisiaj :*
Blackarrow: Cała przyjemność po mojej stronie. Do następnego :*
Artur wylogował się i wyłączył komputer. Gdy brał prysznic, zastanawiał się, czy powinien posłuchać głosu serca i napisać do Marceliny. Mimo wszystko nadal się bał, że został oszukany i ktoś chce go wykorzystać. Wielu wariatów chodziło po świecie, nigdy nie wiadomo, na kogo się trafi. Wiedział to, lecz coś mówiło mu, żeby odrzucił te wątpliwości, bo zmarnuje okazję na przeżycie czegoś naprawdę wielkiego. Cholera, jestem w kropce, pomyślał, wycierając się ręcznikiem. Postanowił jednak, że pierwsza decyzja po przebudzeniu będzie tą, którą wcieli w życie.




Rozdział miał być ciut dłuższy, jako że nic przez najbliższe dwa tygodnie się tu nie pojawi, ale nie wyszło coś i długość jest taka jak zawsze...
A tak w ogóle mam dla Was jeszcze jedną informację. 17 lipca, czyli w tę niedzielę, mój blog będzie świętował swoją pierwszą rocznicę istnienia! Czyli coś jak swoje pierwsze urodziny! To zadziwiające, jak czas szybko mija... Aż mi się wierzyć nie chce, że aż tyle wytrzymałam i ile podczas tych 365 dni dałam radę napisać i opublikować tu. Chciałam jakoś uczcić ten dzień, ale jak na złość nie będzie mnie wtedy w domu...
Ps. Zawsze chciałam urodzić się w lipcu...