Żeby lepiej się czytało ¯
-
Artur, leniu, wstawaj! – krzyknęła jego mama, po raz czwarty wchodząc do jego
pokoju. Było dobrze po dziesiątej, a on nadal nie chciał się podnieść z łóżka.
-
Mamuś, jeszcze minutka – jęknął błagalnym tonem, lecz kobieta była nieugięta.
Szybkim ruchem zdarła z niego kołdrę i odsłoniła okna, wpuszczając do
pomieszczenia szare zimowe światło. Chłopak skrzywił się i zakrył twarz rękoma,
lecz niewiele to dało. W końcu dał za wygraną i zwlekł się z łóżka,
patrząc na sprawczynię całego tego zamieszania naburmuszonym i zaspanym
wzrokiem.
- No
już, Śpiąca Królewno. Ogarnij się i idziemy. A tak swoją drogą, do której to
się wczoraj grało, hmm?
-
Skończyłem grać… chwilę po północy – wymamrotał. Właściwie nie skłamał tak do
końca, o ile ponad sześćdziesiąt minut można nazwać chwilą.
Przecierając
oczy, wszedł do łazienki. O mały włos nie przewrócił się podczas zdejmowania
ubrań, lecz ostatecznie udało mu się wejść do kabiny prysznicowej bez większych
przeszkód. Szybki, zimny prysznic skutecznie go rozbudził, dzięki czemu znów
zamienił się z nieprzytomnego zombie w Artura. Gdy wszedł do kuchni, czekała
tam już na niego mama z talerzem pełnym płatków śniadaniowych.
-
Dzięki – powiedział, siadając przy stole i napychając usta czekoladowymi
kulkami z mlekiem.
-
Przydałoby ci się skrócić te włosy – stwierdziła, przyglądając mu się uważnie
i lekko przekrzywiając głowę.
-
Lubię je takie. – Wzruszył ramionami, kończąc posiłek. Pobieżnie opłukał miskę
i położył ją na suszarkę, po czym spojrzał wyczekująco na matkę. – To co?
Idziemy?
-
Idziemy, idziemy – mruknęła z uśmiechem, ubierając kurtkę. – Weź szalik i
czapkę – upomniała syna, widząc, że szykuje się wyjść w samym płaszczu. Ten
przewrócił oczami i wykonał jej polecenie. Doceniał to, że się o niego
martwi, lecz czasami miał wrażenie, że nadal traktuje go jak małego chłopca,
który dnia bez niej nie przeżyje. Na dłuższą metę trochę go to męczyło, lecz
nie dawał tego po sobie poznać. Widział, że jego mama jest wtedy szczęśliwa, a
on nie miał zamiaru jej tego odbierać.
Drogę
do centrum handlowego spędzili w ciszy, jadąc małym fordem fiestą mk6.
Z głośników cicho sączył się alternatywny rock, czasami tylko przerywany
głupimi reklamami. Gdy wjechali do podziemnego garażu, zostawili w aucie
okrycia wierzchnie i udali się do windy prowadzącej do jednego z wejść do
galerii.
-
Potrzebujesz czegoś konkretnie? – zapytała Artura, gdy wjechali na pierwsze
piętro i weszli między pierwszych ludzi odwiedzających centrum.
-
Chyba nie. Jedyny konkret to sprawdzenie, czy w księgarni jest już nowy tom
mojej mangi.
- Której?
-
„Tokyo Ghoul”. I tak, dam ci przeczytać, jak kupię – powiedział, z góry
wiedząc, jakie będzie jej następne pytanie.
-
Jak ty mnie dobrze znasz – zaśmiała się, zaglądając na wystawę sklepową. – Ten
sweter wygląda uroczo, nie sądzisz? – zapytała, wskazując manekina ubranego w
czarny sweter z dziesiątkami małych, białych kotków. Nie czekając na opinię
Artura, chwyciła go za nadgarstek i pociągnęła za sobą w głąb sklepu, od razu
odszukując wieszak z interesującym ją asortymentem. Odszukała swój rozmiar i
pognała do przymierzalni, po czym wyszła z niej wystrojona w swą zdobycz. – I
jak?
-
Wyglądasz jak stara panna hodująca koty – mruknął Artur – a tak serio to nawet
ci do twarzy.
-
Och, czyli do twarzy mi z wyglądem starej panny? – powiedziała, mrużąc oczy, po
czym roześmiała się perliście i zasłoniła z powrotem kotarę. Po chwili znowu
była już w swojej białej bluzce i, zadowolona, udała się do kasy. – Nie
martw się, dla ciebie też coś znajdziemy – pocieszyła syna z dziwnym błyskiem w
oku. Najwyraźniej znowu włączył jej się tryb szalonej zakupoholiczki, którą
należy pilnować, by nie przepuściła całej wypłaty na ubrania.
Dwie
godziny później Arturowi udało się ją przekonać, że wystarczy tych zakupów na
dziś. Odwiedzili tylko jeszcze księgarnię, w której ostatecznie nie kupili
niczego, co niezmiernie zasmuciło chłopaka. Wykończony jak po przebiegnięciu
maratonu, powlekł się za swoją matką do samochodu, do którego wsiadł z ulgą wypisaną
na twarzy.
- To
było straszne – stwierdził, przeglądając płyty leżące w schowku, nie mogąc się
zdecydować, którą puścić. Ostatecznie padło na krążek AC/DC, który od zawsze
działał na niego kojąco. I pomyśleć, że piosenki tego zespołu są wykorzystywane
do tortur… Na Artura chyba by to nie podziałało.
-
Nie przesadzaj. W końcu kupiłam ci bluzę z Wolverinem i bluzkę z Kapitanem
Ameryką. Także uśmiechnij się i okaż wdzięczność – powiedziała, wyjmując bilet
z parkomatu. – Cholera, będę musiała zapłacić za nadgodziny – mruknęła,
wygrzebując portfel z torebki. – Poczekaj tu na mnie, zaraz wrócę.
-
Ok, nie ma sprawy – odpowiedział, wygodnie rozsiadając się w fotelu i zamykając
oczy. Pod powiekami pojawiła mu się jego nowa znajoma, a właściwie jej
wyobrażenie. Była średniego wzrostu, miała długie jasne włosy i zielone oczy.
Lekki makijaż podkreślał jej urodę, a dopasowana sukienka eksponowała jej
kształty. Na długich zgrabnych nogach miała buty na obcasie. Artur nie miał
pojęcia, dlaczego akurat tak sobie ją wyobraził, lecz musiał przyznać, że
chciałby, aby jego spekulacje okazały się prawdziwe. Choć z drugiej strony może wyglądać zupełnie inaczej, nie będzie mi to
przeszkadzało, pomyślał, nie chcą wyjść na kogoś, kto patrzy tylko na
wygląd.
-
No, już jestem – powiedziała jego mama, wyrywając go z zamyślenia.
- W
samą porę. Umieram z głodu – odparł i teatralnym gestem poklepał się po
brzuchu.
* *
*
Po
obfitym obiedzie składającym się z balti z jagnięciną oraz ryżu z krewetkami,
Artur wraz z mamą wrócili do domu, wcześniej kupując dwulitrową paczkę lodów. Z
ulgą rozłożyli się na kanapie przez telewizorem.
- To
co oglądamy? – mruknął chłopak, zdejmując z siebie bluzę i niedbale rzucając ją
na oparcie.
- A
żebym to ja wiedziała… Wymyśl coś.
- To
ty zaprosiłaś mnie na randkę – zauważył, śmiejąc się. – Mam propozycję. Pójdę
po laptopa i włączymy coś na Internecie.
-
Może być.
- A
właśnie. Oglądałaś „Efekt motyla”? – zapytał, gdy usiadł obok niej z komputerem
na kolanach.
-
Nie. A co to jest?
- A
film. Ryje mózg, i to porządnie – wyjaśnił z tajemniczym uśmiechem. Jego matka
tylko wzruszyła ramionami, dając mu do zrozumienia, że ma wolną rękę.
Skończyło
się na tym, że w połowie filmu oboje zasnęli, nie zaczynając nawet kupionych
lodów, które na całe szczęście włożyli wcześniej do zamrażarki. Artur obudził
się pierwszy, rozprostowując obolałe plecy i próbując dojrzeć na laptopie,
która jest godzina. Było dobrze po siedemnastej. Z cichym westchnieniem poszedł
do łazienki, by się załatwić, a następnie podreptał do kuchni. Potrzebował
kawy, i to w trybie natychmiastowym. W czasie, gdy woda w czajniku się
grzała, chłopak wziął koc i przykrył nim nadal śpiącą mamę. Początkowo chciał
ją obudzić, lecz postanowił skorzystać z okazji i spędzić wieczór na graniu.
Poza tym kobiecie należał się odpoczynek. Sześć dni w tygodniu musiała wstawać
o szóstej, by zdążyć do pracy, a wracała koło osiemnastej, padnięta po
jedenastu godzinach obsługiwania gości w restauracji i sprzątania po nich
stolików.
Gdy
czajnik zaczął gwizdać, Artur wyłączył gaz i nalał do kubka wrzątek, dodał dwie
łyżeczki cukru i mleko, po czym zniknął w swoim pokoju. Stukając palcami w blat
biurka, czekał, aż gra się włączy i będzie się mógł zalogować. Gdy w końcu to
nastąpiło, pierwsze, co zrobił, to sprawdził, którzy z jego znajomych są
online. Tak, jak się spodziewał, jego znajoma była aktywna, w dodatku zdążyła
dojść do czterdziestego poziomu.
Blackarrow: Wow,
40 lvl, tego się nie spodziewałem ;)
Darksoldier: Ma
się ten talent :D
Darksoldier: Jak
tak rodzinny wypad? Udany?
Blackarrow: Tak,
było super. Co prawda trochę się wynudziłem na zakupach, ale zyskałem dwie
fajne rzeczy, więc jest ok.
Blackarrow: No i
zjadłem mega obiad :D
Darksoldier: Dobry
obiad nie jest zły XD Co ciekawego sobie kupiłeś?
Blackarrow: Bluza
z Wolverinem i koszulka z Kapitanem Ameryką.
Darksoldier: Lubisz
Marvela?
Blackarrow: Ja
go nie lubię. Ja go kocham! :D A co?
Darksoldier: A
to, że ja też ©
W
głowie Artura wybuchły fajerwerki, oznaka radości, że ktoś dzieli jego pasję.
Było to dla niego niesamowite uczucie. Pierwszy raz od dłuższego czasu zaczął
czuć, że ktoś może w pełni go zrozumieć i zaakceptować takim, jakim jest. Nawet
jego pierwsi znajomi z gry mu tego nie dali.
Blackarrow: Masz
dobry gust ;) Co Cię jeszcze interesuje, jeśli można wiedzieć?
Darksoldier: Tylko
się nie śmiej, ok?
Blackarrow: W
życiu by mi to do głowy nie przyszło.
Darksoldier: Uwielbiam
czytać fantastykę i kryminały. No i uczyć też się lubię… Nie to, że jestem
jakimś kujonem czy coś… I chciałabym kiedyś zwiedzić Japonię. Fascynuje mnie
tamtejsza kultura.
Arturowi
opadła szczęka, i to dosłownie. Przez chwilę siedział z uchylonymi ustami, tępo
wpatrując się w monitor i trawiąc przeczytane przed chwilą słowa. Czy to w
ogóle możliwe, że tak z dnia na dzień można spotkać kogoś, kto będzie tak
bardzo do ciebie podobny?
Darksoldier: Zamurowało
Cię, czy po prostu nie możesz przestać się ze mnie śmiać? >.<
Blackarrow: Po
prostu nie mogę uwierzyć, że tak wiele nas łączy! Gdzieś Ty była przez całe
moje życie?!
Darksoldier: No
dobra, teraz to mnie zamurowało… Jeszcze nikt tak nie zareagował na podobne
wyznanie… :3
Blackarrow: Wychodzi
na to, że oboje jesteśmy wyjątkowi c:
Darksoldier: Ciekawi
mnie, jaki jesteś w realu ^^
I co ja mam jej teraz odpisać? Prawdę?
Kłamać nie chcę, ale co, jak się zawiedzie?, pomyślał
gorączkowo, czując, że robi się cały czerwony z nerwów.
Blackarrow: Coś
czuję, że byś się zawiodła…
Darksoldier: Pozwolisz,
że sama o ty zadecyduję? Być może zbyt surowo siebie oceniasz :*
Blackarrow: No
dobra, sama tego chciałaś. W realu jestem typowym nerdem. Zero alkoholu,
imprez, spotkań z ludźmi… Nikt mnie nie lubi w klasie, a mi nawet to odpowiada,
bo wiem, że otacza mnie banda idiotów. Nie mam żadnego przyjaciela, jestem sam
jak palec. No i dochodzi do tego moje zamiłowanie do książek i nauki, przez co
nienawidzą mnie jeszcze bardziej.
Artur
z wielkim bólem nacisnął enter, wiedząc, że albo zostanie wyśmiany, albo
zrozumiany. Osobiście liczył na to drugie, lecz nie chciał sobie robić zbytniej
nadziei.
Darksoldier: Cholera,
jesteś moim bratem bliźniakiem czy jak? Mam tak samo! XD
Blackarrow: Jeśli
sobie ze mnie żartujesz, to proszę, przestań. Inaczej narobisz mi zbędnej
nadziei…
Darksoldier: Nigdy
nie śmiałabym się w ten sposób z drugiej osoby. Nigdy! Pewnie dlatego, że wiem,
jak to jest. Mogę Ci coś opowiedzieć?
Blackarrow: Jasne.
Chłopak
z niecierpliwością czekał na kolejną wiadomość. Wiedział, że w jakiś sposób
uraził swoją rozmówczynię, inaczej nie sprowokowałby jej do takiego działania.
Czuł, że dziewczyna otworzy się przed nim, zdradzi mu tajemnicę, która tylko
umocni rodzącą się między nimi więź. Miał rację.
Darksoldier: Nigdy
nie byłam zbytnio towarzyska. Raczej unikałam ludzi, a oni unikali mnie. W
pierwszej klasie technikum chciałam zacząć wszystko od nowa, trochę udzielałam
się towarzysko, poznałam kilka koleżanek. Z jedną z nich szczególnie się
zakolegowałam, myślałam, że wreszcie znalazłam przyjaciółkę. Po siedmiu
miesiącach dowiedziałam się, że trzymała ze mną tylko po to, by móc ściągać ode
mnie na sprawdzianach, spisywać zadania domowe i liczyć na pomoc przy odpowiedzi.
Darksoldier: Gdy
ją o to zapytałam, stwierdziła, że nikt normalny nie chciałby się zadawać z
takim dziwadłem jak ja. Po tym całkowicie zamknęłam się w sobie, przestałam
rozmawiać z koleżankami z klasy, i tak zostało.
Darksoldier: Także
wiem jak to jest być samotną i robić za klasowe dziwadło ;)
Blackarrow: Przepraszam,
nie wiedziałem, że tyle wycierpiałaś. Wygląda na to, że nie zaczęliśmy grać
przez przypadek…
Darksoldier: Wierzysz
w przeznaczenie?
Blackarrow: Wyznaję
raczej zasadę, że nie ma czegoś takiego jak zbiegi okoliczności.
Darksoldier: Mądrze
powiedziane :D A jaką Ty masz historię?
Blackarrow: Ja?
Do mnie nikt nawet w ten sposób się nie zbliżył. Oczywiście na początku liceum
próbowali się ze mną porozumieć, ale po kilku dniach stwierdzili, że nie warto
się mną przejmować. W gimnazjum było tak samo. Przywykłem już do tego :)
Darksoldier: Heh,
co z nami jest nie tak? Upuścili nas przy porodzie czy co…? :D
Blackarrow: Niewykluczone
:D Ale koniec tych żali. Czas grać!
Godzinę
później Artur usłyszał, jak jego mama zaczyna chodzić po mieszkaniu. Było po
dwudziestej, pewnie będzie zła, że pozwolił jej tak długo spać. Nie martwił się
tym jednak zbytnio. Było mu dobrze z myślą, że przespała te kilka godzin, i
choć chwilę odpoczęła.
-
Artur, ty złośliwcze, specjalnie mnie uśpiłeś, żeby pójść w spokoju grać –
mruknęła, otwierając drzwi do jego pokoju i stając w progu. Miała
zaczerwienione oczy, a jej sięgające szyi brązowe włosy były w wyjątkowym
nieładzie. Artur uśmiechnął się do niej niewinnie.
- Ale
ty tak słodko spałaś. Nie miałem serca cię budzić – powiedział, zabawnie
mrugając oczami, czym zawsze ją rozśmieszał. Stało się tak i tym razem. Jego
mama, chcąc nie chcąc, zachichotała pod nosem i pokręciła z dezaprobatą głową.
- Za
karę masz jeszcze godzinę na granie. Potem wyłączysz komputer, pójdziesz się
umyć i grzecznie położysz się spać – stwierdziła, próbując zachować surowy
wyraz twarzy. – Znowu grasz ze swoją nową koleżanką?
-
Tak. Wiesz, mamy dużo wspólnego! Ona też jest tak samo aspołeczna jak ja!
-
Oby nie okazało się, że to tylko stary, zboczony facet – szepnęła, przysuwając
krzesło do biurka i siadając obok Artura. Spojrzała mu przez ramię, z
zainteresowaniem obserwując, jak gra. – Dlaczego ona bije się za pomocą jakiejś
lutni? – zapytała po chwili.
- No
wiesz, bard to pewnego rodzaju mag. Tyle że zamiast różdżki ma instrument.
- Ty
masz chociaż pistolety, co wygląda w miarę logicznie…
- Oj
tam. To tylko gra, można więc trochę pofantazjować.
- No
można, można… Nie siedź za długo, bo później będziesz wyglądał jak żywy trup –
upomniała go, odkładając na miejsce krzesło. Pocałowała go w czubek głowy, po
czym wyszła. Z jednej strony była szczęśliwa, że Artur znalazł kogoś, kto go
rozumie i jest taki jak on. Coś mówiło jej jednak, że jej syn może się bardzo
rozczarować, gdy pozna prawdę. Nie raz słyszała, że dzieciaki padały ofiarą
pedofilów, którzy podszywali się pod nastolatków, zdobywając ich zaufanie i
udając, że rozumieją ich problemy. Co z tego, że Artur w sierpniu kończył
osiemnaście lat? To nie była żadna przeszkoda, by porwać go i umieścić w jakimś
burdelu czy sprzedać jego organy.
- Za
dużo filmów się naoglądałam… - mruknęła pod nosem, podnosząc telefon leżący na
stoliku. Miała trzy nieodebrane połączenia, których nie usłyszała, bo standardowo
nie włączyła dźwięków. Odzwoniła, zastanawiając się, czego tym razem od niej
chcą.
-
Karola? W końcu. Ileż można do ciebie dzwonić? – usłyszała głos swojej
przyjaciółki, która odebrała już po pierwszym sygnale. – Jesteś jutro zajęta?
-
Chyba nie. A co?
- To
już jesteś. Zamierzam urządzić z Zośką i Malwiną skromny babski wieczór.
-
Zdajesz sobie sprawę, że w poniedziałek pracuję…?
-
Och, daj spokój. Będzie tylko jedna butelka wina… No może dwie. Ale i tak się
nie upijesz, daję słowo. Także bądź jutro u mnie o czternastej. Pa –
powiedziała, po czym rozłączyła się, nie dając jej szans, by wykręcić się ze
spotkania. Karolina pokręciła głową i odłożyła telefon z powrotem.
-
Kolejny babski wieczór? – zapytał Artur, który nieumyślnie stał się świadkiem
tej rozmowy.
-
Ta. Zastanawiam się, czy czegoś nie wymyślić, żeby się wymigać.
-
Daj spokój. Musisz się od czasu do czasu rozerwać. Należy ci się to.
- I
kto to mówi? – zapytała, unosząc brwi. Po chwili jednak skinęła głową i usiadła
na kanapie, wyciągając z małej szuflady w stoliku kilka lakierów do paznokci. –
A co tam, raz się żyje.
Artur
uśmiechnął się do niej i wrócił do swojego pokoju, dzierżąc w dłoni butelkę
wody. Z zadowoleniem zasiadł przed biurkiem i wystukał wiadomość na czacie.
Blackarrow: Mam jutro
wolną chatę! :D
Darksoldier: Czyżby
rodzice wychodzili na randkę? ^^
Blackarrow: Właściwie
to tylko jeden rodzic. Mama umówiła się z koleżankami na babski wieczór.
Darksoldier: A
tata? No i rodzeństwo, o ile jakieś masz?
Blackarrow: Nigdy
nie miałem okazji poznać mojego taty, zostawił moją mamę, zanim się urodziłem.
No i rodzeństwa też nie mam.
Darksoldier: Przykro
mi. Musiało być wam ciężko.
Blackarrow: Na
początku moja mama ledwo sobie radziła, lecz z czasem nauczyła się godzić pracę
i wychowywanie mnie. Teraz jest w porządku.
Darksoldier: To
dobrze. Pewnie jesteście bardzo zżyci?
Blackarrow: Tak.
Od zawsze mieliśmy tylko siebie, a to swoje robi. A Twoi rodzice?
Darksoldier: Mój
tata jest biznesmenem, często nie ma go w domu. Mama nie musi pracować, więc to
ona zajmuje się mną i domem. No i mam młodszą siostrę, w tym roku poszła do
gimnazjum.
Darksoldier: Ale
tak ogólnie to mam fajną rodzinę. Tata bardzo się nami interesuje, nie jest tak
jak na filmach, że możemy robić co chcemy, bo rodzice całe miesiące są za
granicą :D
Blackarrow: To
fajnie. Cieszę się, że nie mieszkasz w patologicznej rodzinie XD
Darksoldier: Nie
biją mnie ani nic, jeśli to masz na myśli przez patologiczną rodzinę XD
Blackarrow: Uff,
kamień spadł mi z serca :D
Blackarrow: Mogę
Cię o coś zapytać?
Darksoldier: Pewnie.
Mam nadzieję, że to nie jest nic strasznego…
Blackarrow: Jak
masz na imię? Oczywiście nie musisz odpowiadać, jeśli uważasz, że to za
wcześnie na takie informacje.
Darksoldier: Mówiliśmy
sobie o wiele bardziej osobiste rzeczy niż imię, więc wiesz…
Darksoldier: Mam
na imię Marcelina.
Blackarrow: Ładnie.
Ja jestem Artur :)
Darksoldier: Miło
mi, Arturze :)
-
Artur, wyłącz już komputer! – krzyknęła jego mama, niszcząc piękno chwili.
Chłopak westchnął, niezadowolony.
Blackarrow: Miło
się rozmawiało, ale muszę już iść. Znowu mama >.>
Darksoldier: Nic
nie szkodzi. Dzięki za dzisiejsze granie i całą resztę. Do jutra! :*
Blackarrow: Do
jutra :*
-
Mamo, właśnie rozmawiałem, i zaczęliśmy schodzić na bardzo fajne tematy – mruknął
z wyrzutem, gdy dołączył do niej w salonie. Wziął ze stolika łyżeczkę i zaczął
jeść lody, które jego matka trzymała na kolanach.
-
Och, wybacz, że śmiałam się wtrącić – odparła. – To o czym rozmawialiście?
-
Dowiedziałem się, że ma młodszą siostrę, jej tata to biznesmen, mama zajmuje
się domem i dziećmi – wyliczał. – A, i najważniejsze. Nazywa się Marcelina!
-
Ładnie. O wiele lepiej niż Darksoldier.
- No
wiem. Poza tym miałem ją zapytać, jak wygląda. Niestety, ktoś nam przerwał…
-
Jaka szkoda. Gdybym znalazła tego ktosia, nogi bym mu z czterech liter
powyrywała – powiedziała, klepiąc go pocieszająco po ramieniu. – Ale nie
przejmuj się. Nie będzie mnie jutro od czternastej, a cholera wie, czy dam radę
wrócić do domu. Także będziesz miał dużo czasu, żeby dowiedzieć się czegoś
więcej o Marcelinie.
-
Dzięki za pocieszenie. Wiesz co? Może też załóż sobie tę grę. A nuż znajdziesz miłość swojego życia – zaproponował, lecz momentalnie został
spiorunowany morderczym wzrokiem swojej rodzicielki.
-
Dobrze wiesz, że świetnie daję sobie radę w roli samotnej, niezależnej kobiety.
Nie potrzeba mi… No, może czasami. Ale to nieważne.
-
Jak to nieważne? Nie chciałabyś się z kimś związać? Młoda jeszcze jesteś, na
pewno byś kogoś znalazła. Nawet ten Darek z twojej pracy, o którym tyle gadacie
z Anką. Czekaj, jak to szło? „Ciacho z mega klatą i nieziemskimi niebieskimi
oczami”?
-
Cicho. Darek się nie liczy. To znaczy jest przystojny, nawet bardzo, ale ma już
dziewczynę. A my jesteśmy tylko dobrymi kolegami z pracy.
-
Mamo, dziewczyna nie ściana, da się przesunąć…
-
Artur, ty w życiu nie miałeś dziewczyny, a udzielasz mi porad miłosnych. Coś tu
jest chyba nie tak – przerwała mu, patrząc na niego z rozbawieniem. – Poza tym
już powiedziałam, że jak kogoś znajdę, to spróbuję. Nic na siłę. No i na pewno
nie mam zamiaru rozbijać związku Darka – zaśmiała się i włożyła do ust pokaźną
porcję lodów. Artur poszedł w jej ślady, przez chwilę siedzieli więc w ciszy, każde
w swoim małym świecie. – Dobra, muszę zapytać. Jakie masz plany wobec
Marceliny?
-
Plany? To znaczy co?
- No
wiesz, często się tak zdarza, że dwoje ludzi, którzy poznali się przez
Internet, w końcu się pobiera…
-
Nie jesteśmy jeszcze na etapie planowania ślubu, mamo. Ale fajnie by było,
gdyby okazało się, że mieszkamy blisko siebie i że moglibyśmy się kiedyś
spotkać. Na razie jesteśmy na etapie… dobrych kolegów, tak myślę.
-
Może mój syn w końcu się zakocha? Byłoby wspaniale, czyż nie? – zapytała
bardziej samą siebie, niż Artura, który przewrócił tylko oczami zabrał z jej
nóg lody.
-
Tylko nic o mnie nie mów na tym swoim babskim wieczorze – mruknął, włączając
telewizor i skacząc z kanału na kanał. W końcu stanęło na jakimś filmie
przyrodniczym.
- A
co ty myślisz? Że ja jakaś plotkara jestem? – ofuknęła go, po czym zabrała z
jego ręki pilota i przełączyła na „Śmierć na 1000 sposobów”, śmiejąc się z
wybuchającego właśnie faceta.
-
Cóż, jak się już zbierzecie na tym waszym sabacie, to kto wie, o czym będziecie
gadać…
- Śmieszek
się znalazł – zaśmiała się, spoglądając na niego z politowaniem. – Idź już
lepiej spać, bo nie będziesz miał jutro siły romansować ze swoją Marceliną.
-
Wcześnie jest, nie zasnę o tej godzinie. Poza tym nie wyganiaj mnie, to też
moje mieszkanie!
-
Twoje? A zapłaciłeś kiedykolwiek jakiś rachunek?
- No
nie, ale…
- No
właśnie – przerwała mu, tarmosząc jego włosy. Artur ciężko westchnął i dźwignął
się z kanapy. Poszedł do łazienki, wziął prysznic i wrócił z powrotem do swojej
mamy, ubrany jedynie w bokserki i wycierając włosy ręcznikiem. Kobieta właśnie
kończyła rozmawiać przez telefon, a jej nagłe przerwanie rozmowy na widok syna
tylko zaostrzyło jego obawy.
-
Cóż za dyskrecja… Mogłaś powiedzieć, że chcesz pogadać, to bym poszedł do
siebie.
-
Ależ nie, i tak już kończyłam. Nie przejmuj się – odpowiedziała nerwowym tonem
i uśmiechnęła się, próbując ukryć swoje zakłopotanie. Zachowywała się jak
nastolatka, którą mama przyłapała na rozmowie ze swoim chłopakiem.
- No
doobra, uznam, że to nie było dziwne – powiedział, idąc do kuchni i wyciągając
z lodówki karton mleka. Potrząsnął z nim kilka razy, po czym odkręcił
zakrętkę i napił się, od razu tego żałując, gdyż mleko okazało się zepsute. –
Fuj – skrzywił się, pozbywając się go. – Mamo, mogłabyś czasem skontrolować
zawartość lodówki!
-
Sama tu nie mieszkam – odpowiedziała śpiewnym tonem. Artur zaśmiał się cicho
pod nosem i poszedł do swojej sypialni. Od razu padł na łóżko i zabrał się za
czytanie książki, z niezadowoleniem stwierdzając, że będzie musiał iść w
poniedziałek do biblioteki.
W
tym samym czasie Karolina zajęła się malowaniem swoich paznokci. Nie mogła
uwierzyć, że prawie dała się przyłapać na informowaniu swojej przyjaciółki o
gorącym temacie na ich babskim wieczorze. Rzecz jasna pierwsze, o czym jutro
opowie, to miłość jej syna. Przecież musi się poradzić w tej sprawie, a także
przekonać się, czy jej obawy mogą być uzasadnione. W końcu Anka nie raz pomogła
jej rozwiązać problem. Poza tym co cztery głowy to nie jedna.
Z tą
myślą nastawiła budzik w telefonie na dziesiątą, sama zaś poszła do łazienki.
Mimo tego, że przespała wcześniej kilka godzin, nadal czuła się zmęczona. Jej
syn miał rację, przydałby się jej porządny odpoczynek, najlepiej w jakimś
egzotycznym kraju. Co z tego, że miała dopiero trzydzieści osiem lat,
skoro czuła się jak pięćdziesięciolatka? Pewnie gdyby nie zaszła w ciążę
osiemnaście lat temu, poszłaby na studia, tam wyszalałaby się za wszystkie
czasy, później znalazłaby dobrze płatną pracę i zajęła się karierą,
w międzyczasie znajdując męża i rodząc dzieci. I choć zawsze marzyła o
takim życiu, to każdego dnia dziękowała za to, że ma Artura. Nigdy nie widziała
go jako kogoś, kto pokrzyżował jej plany, kochała go i pragnęła, by niczego mu
nie brakowało.
I
właśnie dlatego tak bardzo cieszyła się, że Artur w końcu znalazł bratnią
duszę. Do dziś pamiętała, jak to było z nią. Była młoda, głupia i niedoświadczona,
pragnęła uwagi i miłości jak każdy w jej wieku. A gdy zainteresował się nią
jeden z popularniejszych chłopaków w szkole, poszła za nim jak ćma w ogień.
Dała mu się owinąć wokół palca, łudząc się, że to ta wielka miłość jak
z filmów. Czar prysł wraz z jej zajściem w ciążę. Książę odjechał na swym
białym koniu, a ona została sama. Rana w jej sercu nie zabliźniła się do dziś,
co jakiś czas boleśnie o sobie przypominając.
- Może faktycznie
powinnam sobie kogoś znaleźć…? – zastanowiła się na głos, wychodząc z kabiny
prysznicowej i szybko owijając się ręcznikiem. Starła wierzchem dłoni parę
z lustra i krytycznym wzrokiem spojrzała na swoje odbicie. Gdyby zrobić coś z tymi worami pod oczami i
odwiedzić kosmetyczkę, nie byłoby tak źle, pomyślała, wycierając się
i przebierając w piżamę. W drodze do sypialni zajrzała jeszcze do Artura.
Zasnął podczas czytania, toteż odłożyła trzymaną przez niego książkę na półkę,
przykryła go kocem i zgasiła światło, po czym sama udała się na spoczynek.
Jako że dorwała mnie wena i nie chce wypuścić, to macie tu drugą już część nowego opka. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że pierwszą dodałam dwa dni temu! Trochę to przerażające, patrząc na to, ile ja muszę czekać na nowe rozdziały na blogach, które czytam T^T
No ale nic, ważne, że pisanie tego opowiadania sprawia mi duużo radości. A i wy pewnie się cieszycie, że macie co czytać.
W każdym razie korzystajcie póki możecie, bo nie mam pojęcia, kiedy znowu odezwie się we mnie dusza gracza i zacznę całe dnie expić, nie myśląc nawet o pisaniu.
Ps. Gra, w którą gra Artur i Marcelina jest jak najbardziej prawdziwa, ja też w nią gram ^^ Ciekawe, czy ktoś z was wie co to za gra, albo, co lepsze, gra w nią...?
No, to ja się żegnam! Do następnego wpisu :3
No żeby ta wena cię nie opuściła:-)
OdpowiedzUsuńHeh, mam nadzieję, że utrzyma się jak najdłużej. Serio. Bardzo ją polubiłam ^^
UsuńTypowa kobieta, powiedz swój sekret to za chwilę połowa jej przyjaciółek o tym wie. Bard to mo brzmi na League of Legends, ale znawcą nie jestem. :)
OdpowiedzUsuńTak, mama Artura to typowa kobieta, aczkolwiek bardzo miła i sympatyczna, i na taką właśnie będę ją kreować.
UsuńA co do gry, to niestety nie trafiłaś. Widziałam kiedyś, jak moja koleżanka gra w LOL'a, i powiem szczerze, nie spodobała mi się zbytnio ta gra >.>
Podoba mi się to nowe opko czekam na nexta *.*
OdpowiedzUsuńCieszę się, że nowe opko przypadło Ci do gustu. A jak dobrze pójdzie, to next będzie jutro (w sumie już dzisiaj, tylko później), albo w poniedziałek. Jeszcze nie wiem >.>
UsuńWitaj w grze Aion :)
OdpowiedzUsuńCzyli jednak da się rozpoznać tę grę z moich skąpych opisów :3
UsuńPs. Aion najlepsza gra ever XD