Menu

poniedziałek, 25 lipca 2016

Życie online, część 4

Niestety, rozwiązanie nie przyszło tak wcześnie, jak się tego spodziewał. Obudził się z jeszcze większym mętlikiem w głowie, niż miał wczorajszego wieczoru. Podczas porannej toalety i szykowania się do szkoły ciągle myślał o tym, co ma zrobić. Zawsze był rozsądnym chłopakiem, więc dlaczego miałoby się to zmienić? Nawet jedząc śniadanie nie mógł się skupić na niczym innym, niż Marcelina. Znali się trzy dni, a Artur miał wrażenie, że są to trzy lata. Czy to w ogóle możliwe, by wytworzyć silną więź między dwiema osobami w tak krótkim czasie i bez bezpośredniego kontaktu? O takich rzeczach zazwyczaj czyta się w książkach czy widzi się je na filmach, w prawdziwym życiu nie zdarza się to zbyt często. Dlaczego więc chłopak miał nieodparte wrażenie, że nie ma się czego bać i zaufanie Marcelinie będzie najlepszą decyzją?
W drodze do szkoły Artur starał się oczyścić swój umysł ze zbędnych myśli, by być skoncentrowanym na lekcjach. Pierwsze zajęcia, czyli wiedzę o społeczeństwie, miał z bardzo rozgadaną panią Alicją, która często, zamiast realizować temat, rozmawiała z uczniami na tematy polityczne czy omawiała nowinki z ich miasta. Nie byłoby to takie złe, gdyby nie wizja czekającej ich matury z tego przedmiotu.
Tak, jak spodziewał się Artur, nauczycielka przyszła na lekcję spóźniona i po sprawdzeniu obecności wdała się w dyskusję o meczu siatkówki, który wygrali Polacy. Zadziwiające było to, jak wszechstronna była pani Alicja. Potrafiła rozmawiać o polityce, sporcie, gotowaniu, wychowywaniu dzieci, wydarzeniach kulturalnych przeróżnej maści, historii i tysiącu innych rzeczy, o których zwykli uczniowie nie mieli nawet pojęcia. Była to kobieta niezwykle inteligentna, a zarazem bardzo dobroduszna i nieco za bardzo dająca się zagadać. Mimo to poziom nauczania, który reprezentowała, był bardzo wysoki i to właśnie jej uczniowie najlepiej zdawali maturę z rozszerzonego WOS-u. Bardzo dobrze znała się także na ludziach, przez co pomogła rozwiązać już wiele problemów. Przez chwilę Artur zastanawiał się, czy poprosić ją o radę, lecz szybko zrezygnował z tego pomysłu. Doszedł do wniosku, że byłoby to co najmniej niezręczne, i wolał zmierzyć się ze swoim zmartwieniem sam.
Jego ostatnią lekcją była matematyka, i tylko na niej udało mu się nie myśleć o Marcelinie. Zamiast tego jego umysłem zawładnęły funkcje trygonometryczne, które rozumiał doskonale i nie miał z nimi żadnego problemu. Oczywiście za każdym razem, gdy musiał rozwiązać jakieś zadanie, czuł na sobie nieco zazdrosny, ale przede wszystkim złośliwy wzrok swoich rówieśników. Było to dla niego niekomfortowe, lecz w pewnym stopniu do tego przywykł. Uważał, że skoro nie może z tym walczyć, to po prostu pokaże, że wcale go to nie obchodzi. To jednak nie zniechęcało jego kolegów z klasy, lecz w pewnym stopniu trzymało ich w ryzach.
- Dobrze, na dzisiaj koniec. Nic wam nie zadaję, liczę jednak, że dokładnie nauczycie się tego tematu – powiedział nauczyciel matematyki trzy minuty przed końcem lekcji, patrząc na swych wychowanków z zadziornym błyskiem w oku. Artur zaś wyciągnął z plecaka telefon i włożył do kieszeni swojej bluzy, znowu zastanawiając się, co zrobić.
Jego rozum mówił głośno i wyraźnie, że nie po to od dziecka go uczyli, iż nie należy ufać obcym i mieć się zawsze na baczności, żeby teraz tak po prostu dać się nabrać na czułe słówka i pochlebstwa, głos ten jednak z każdą chwilą słabł, ustępując miejsca temu drugiemu. A ten drugi nieustannie kusił Artura słodkimi wizjami długich rozmów z Marceliną i rozwijania ich znajomości.
Ciężko wzdychając, Artur otworzył swoją szafkę, do której włożył kilka niepotrzebnych podręczników, po czym ubrał swój płaszcz i zamknął ją z powrotem. Wokół niego pełno było hałaśliwych, rozgadanych gimnazjalistów, którzy jazgotali o głupotach i przepychali się, zamiast po prostu ubrać się i w spokoju opuścić budynek. Chłopaka czasami naprawdę denerwowało to, że w jego szkole było i gimnazjum, i liceum. Nie żeby licealiści zachowywali się odpowiednio jak na swój wiek, lecz ich młodsi koledzy byli po prostu nie do zniesienia. Czasami odnosił wrażenie, że jak ma się te czternaście, piętnaście lat, to ludzie zaczynają uważać się za niezwykle dorosłych, jednocześnie odpychając od siebie wszelką dojrzałość. Rozumiał, że jest to czas, w którym jest się jeszcze dzieckiem, ale były pewne granice, których dzisiejsza młodzież nie chciała za żadne skarby respektować.
Gdy udało mi się wreszcie przepchnąć przez rozgadany tłum, wyszedł z budynku i ruszył w kierunku najbliższego supermarketu. Miał ogromną ochotę na zupkę chińską, poza tym w domu i tak pewnie nie było obiadu, a dla niego samego nie chciało mu się niczego gotować. O mamę nie musiał się martwić, gdyż ta zawsze jadła coś w pracy, a gdy wracała do domu, zjadała tylko skromną kolację. Szybko znalazł to, czego chciał, po czym pospiesznie wrócił do domu. W momencie, gdy wchodził na klatkę schodową, zaczął padać śnieg, zapowiadało się na prawdziwą śnieżycę.
- Zdążyłeś w samą porę – zagadnął go Zygmunt, ich sąsiad z naprzeciwka, który wychodził właśnie z piwnicy z wielkim słojem jakichś przetworów w dłoni. Był to stary,  emerytowany hydraulik, który często pomagał innym mieszkańcom, zawsze z uśmiechem na twarzy. Jak na jego wiek, rozpierała go energia, lecz widać było, że jego paskudny nałóg nikotynowy daje mu się we znaki i znacząco pogarsza jego stan zdrowia.
- Dzień dobry – przywitał się z nim Artur. – Mam dziś chyba szczęście, normalnie to musiałbym wracać w samym środku zamieci. Może panu pomóc z tym słoikiem? Wygląda na dość ciężki.
- A co ja jestem, stary piernik? Ja po tych schodach to niejedno bym jeszcze wniesł. Ze mną nie tak łatwo.
- No tak, zapomniałem. Uznajmy, że tego pytania nie było – zaśmiał się, wchodząc po schodach na drugie piętro, gdzie mieszkał razem z mamą. Cisza, jaka panowała w ich mieszkaniu, była dla niego dziwnie nieznośna, włączył więc telewizor, wybierając stację, na której leciał jakiś amerykański serial. Nastawił wodę w czajniku, a gdy ta się zagotowała, zalał swoją zupkę oraz herbatę. Zadowolony, poszedł do salonu i rozsiadł się wygodnie na kanapie, okrywając się kocem i czekając, aż jego obiad będzie gotowy. A, że miał dobry humor, wyciągnął z kieszeni telefon i napisał do Marceliny, ostatecznie odsuwając od siebie wszelkie obawy. Najwyżej zmienię numer telefonu, pomyślał.
>>Cześć, to ja, Artur. Wygrałaś. Napisałem. Zadowolona?<<
Z szybko bijącym sercem chłopak wysłał wiadomość i odłożył komórkę na stolik. Zabrał się za jedzenie, zastanawiając się, kiedy Marcelina odpisze. Nastąpiło to szybciej, niż się spodziewał.
>>No proszę. Widzę, że mój urok osobisty działa cuda :D Co cię skłoniło do tego szalonego czynu?<<
>>Może mi się nudziło, a może się za Tobą stęskniłem… Sama wybierz<<
>>Hmm. Zdecydowanie to drugie. Co tam ciekawego porabiasz?<<
>>Teraz jem super pożywny obiad, jakim jest zupka chińska. Polecam<<
>>A ja już po obiedzie. Mama ugotowała pierogi ruskie<<
>>Zazdro. Lubię pierogi. Jak tam w szkole?<<
>>Znośnie było. Co prawda dostałam kolejną pałę z matmy, ale to nic<<
>>A myślałem, że kujon z Ciebie…<<
>>Ty nawet nie wiesz, jaki to ból, gdy na świadectwie masz same czwórki i kilka piątek, tylko z matmy trója T^T<<
Artur zaśmiał się pod nosem. W życiu by nie pomyślał, że piętą achillesową Marceliny będzie właśnie matematyka.
>>No nie wiem, ja z matmy zawsze mam 5. A tak poza tym, skoro tak dobrze się uczysz, to dlaczego nie poszłaś do liceum?<<
>>Już mówiłam, chciałam gotować, a w liceum tego nie oferują. Poza tym i tak zdaję maturę, więc jak kiedyś mi się zachce, to może pójdę na jakieś studia. Kto wie…?<<
>>No tak, gotowanie Twoim życiem, zapomniałem…<<
>>A Tobie? Jak minął dzień w szkole?<<
>>Było znośnie, choć powala mnie głupota niektórych ludzi. Szczególnie tych wiesz, popularnych, co to cała szkoła ich zna i trzy czwarte miasta do tego<<
>>To loguj się na grę, rozładujesz się trochę<<
>>Całkiem dobra myśl<<
Po wysłaniu tej wiadomości Artur zwlekł się z kanapy i przyniósł do salonu swojego laptopa. Dziś wyjątkowo nie miał ochoty zamknąć się w swoim pokoju, czuł się bardziej pewnie, siedząc na kanapie i mając na wszystko oko. Co prawda unoszący się w powietrzu zapach zupy sprawiał, że czuł jeszcze lekki niedosyt, lecz zignorował to. Nie mogę tyle żreć, bo moja niedowaga zmieni się w nadwagę, pomyślał, śmiejąc się pod nosem. Sącząc herbatę, zaczął włączać grę, a gdy się już zalogował, zobaczył, że Marcelina jest już dostępna.
Blackarrow: Ile Ty grasz, że zaraz zbijesz 65 lvl?
Darksoldier: Jakie zaraz? Dopiero 53 mam…
Blackarrow: Ty wiesz, ile ja się męczyłem, żeby chociaż do tego 50 dojść…?
Blackarrow: Rok prawie!
Darksoldier: No co Ty gadasz XD Nieźle! A myślałam, że to ja kiepska jestem w tę grę ^^
Blackarrow: Twoje słowa mnie ranią… >.> A ja Cię miałem za taką dobrą, miłą dziewczynę…
Darksoldier: No przecież wiesz, że to nie było złośliwie. Poza tym ja zawsze jestem dobra, miła i grzeczna!
Blackarrow: Jaaasne. Chyba jak śpisz :D
Darksoldier: Hehe. A skąd pewność, że wtedy nie jestem jeszcze gorsza…?
Blackarrow: No dobra, to zabrzmiało groźnie… I nieco dwuznacznie, ale to pomińmy dla własnego dobra.
Darksoldier: Tylko mi nie mów, że się zawstydziłeś :3
Blackarrow: Jasne, że nie.
Prawda była taka, że na policzki Artura wstąpiły rumieńce, których przyczyną były obrazy podsuwane mu przez jego wybujałą wyobraźnię, a które za wszelką cenę starał się wyrzucić z umysłu i jak najszybciej o nich zapomnieć.
Darksoldier: Dobra, powiedzmy, że Ci wierzę. A teraz pograjmy trochę, bo mam czas tylko do siedemnastej.
Blackarrow: Ok. Co ciekawego będziesz robić?
Darksoldier: Mama zabiera mnie i moją siostrę do filharmonii. Już nie mogę się doczekać! *-*
Blackarrow: Nigdy nie byłem w filharmonii, ale to musi być fajne… Tak przynajmniej myślę.
Darksoldier: Tylko fajne? To jest niesamowite! Te emocje, gdy siadasz, a koncert zaraz ma się zacząć… A potem te sekundy, które dzielą muzyków od wydobycia pierwszych dźwięków… I te ciarki raz po raz przebiegające po całym Twoim ciele pod wpływem muzyki. Nie da się tego opisać, to trzeba przeżyć!
Po przeczytaniu tych słów Artur zaczął wyobrażać sobie, jakie to uczucie, a opis Marceliny bardzo mu w tym pomógł, do tego stopnia, że sam poczuł na swoim ciele dreszcze. Podobało mu się to, w jaki sposób dziewczyna postrzegała muzykę. Widać było, że odgrywa ona w jej życiu jedną z ważniejszych ról, a to dobrze świadczy o ludziach, tak przynajmniej uważał.
Zanim jednak całkowicie zdążył odpłynąć, otrząsnął się i szybko napisał:
Blackarrow: Ładnie to ujęłaś. Piszesz wiersze czy coś?
Darksoldier: Nie śmiej się… Po prostu napisałam to, co czuję.
Blackarrow: Nie śmieję się, naprawdę bardzo podoba mi się ten opis. Widać w nim wiele Twoich uczuć i wgl… No i cieszę się, że byłaś tak szczera i napisałaś coś z głębi serca.
Darksoldier: Teraz to Ty zabrzmiałeś trochę jak poeta… No ale nieważne, grajmy już, bo skończy się na tym, że przepiszemy cały ten czas :)
Nim się obejrzeli, zaczęła dochodzić siedemnasta i Marcelina musiała już kończyć. Artur przez chwilę jeszcze grał, lecz po chwili mu się to znudziło. Samemu to już nie to samo, pomyślał, wylogowując się. Co prawda dostępnych było kilkoro innych jego znajomych z gry, lecz ostatnio prawie w ogóle się z nimi nie kontaktował, koncentrując się tylko na Marcelinie. Było to trochę dziwne jak na niego, bo zawsze starał się utrzymywać dobre stosunki z innymi, a teraz najzwyczajniej w świecie ich ignorował, odrzucając od nich każdą propozycję wspólnego grania. Wyglądało to tak, jakby przestali go oni obchodzić, ustępując miejsca tylko tej jednej dziewczynie, która wywróciła jego życie do góry nogami. I tak faktycznie było, aczkolwiek chłopak jeszcze nie do końca zdawał sobie z tego sprawę.
Z głośnym westchnięciem Artur odrzucił na bok koc, zabrał laptopa i poszedł do swojego pokoju. Położył się na łóżku i zaczął rozmyślać, przedtem wysyłając jeszcze jednego smsa do Marceliny:
>>Baw się dobrze.<<
>>Dziękuję. Napiszę, jak będzie już po wszystkim<<
Jej odpowiedź ucieszyła go, tym samym upewniając Artura w przekonaniu, że dobrze zrobił, kontaktując się z nią tego popołudnia. Wreszcie znalazłem kogoś podobnego do mnie, pomyślał, kładąc ręce pod głowę i zamykając oczy. Jeśli tak to jest mieć przyjaciela, to chcę, by to uczucie nigdy się nie skończyło.
* * *
W tym samym czasie Karolina miała chwilę przerwy w pracy, dzięki czemu mogła na chwilę usiąść i w spokoju wypić szklankę soku. Z tęsknotą spojrzała na zegarek, powtarzając w myślach, że jeszcze tylko godzina i wróci do domu.
- Widzę, że nie możesz się doczekać końca zmiany – mruknął Darek, wchodząc na małe zaplecze i dołączając do niej. Kobieta tylko przytaknęła i odchyliła się na krześle, rozprostowując przy tym nogi.
Nawet ona musiała przyznać, że Darek był nieziemsko przystojny. Wysoki, umięśniony, o niebieskich oczach i piaskowych włosach. Do tego był inteligentny i miał poczucie humoru. Po prostu ideał faceta. Zawsze kulturalny, każdego traktował z szacunkiem, no i można było na niego liczyć. W pracy zachowywał się nadzwyczaj profesjonalnie, i jak nikt potrafił oddzielić sferę prywatną od zawodowej. Nic dziwnego, że jako kelner dostawał takie wysokie napiwki.
- A ty nie? – zapytała, unosząc brew.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo. Najgorsze jest to, że będę musiał jeszcze wyprowadzić mojego psa, a cholernie mi się nie chce.
- Jak dobrze, że mojego syna nie trzeba wyprowadzać – zaśmiała się.
- A właśnie, co tam u Artura?
- Po staremu. Ledwo wróci ze szkoły, siada do komputera i gra w tę swoją grę. Chociaż tyle dobrze, że w nauce się nie opuścił.
- Ja to bym się cieszył na twoim miejscu. Siedzi w domu, nie musisz się martwić, że właśnie się gdzieś upija albo robi coś znacznie gorszego. W dodatku ma ambicje, jest ułożony i możesz na niego liczyć.
- No tak, ale z drugiej strony chciałabym, żeby w końcu znalazł przyjaciół, zaczął wychodzić, spotykać się z kimś. No wiesz, jak normalny nastolatek.
- Jeszcze mu się uda, zobaczysz. Całe życie przed nim – pocieszył ją, wyglądając na salę. – Koniec przerwy, czas wracać do roboty.
- Zajmij się gośćmi, ja posprzątam stoliki – powiedziała, uśmiechając się do niego i klepiąc go po ramieniu. Darek poprawił swoją kamizelkę i ruszył w kierunku nowoprzybyłych klientów, Karolina zaś zgarnęła tacę i zaczęła zbierać ze stołów brudne talerze, sztućce i szklanki, zanosząc je z powrotem na kuchnię.
Nim się obejrzała, do pomieszczenia weszła Nadia, studentka, która dorabiała do studiów, dzięki czemu Darek i Karolina mogli udać się do domów.
- Cześć wszystkim! – pożegnała się Karolina, ubierając kurtkę i wychodząc. Na dworze było już ciemno, tylko mdłe światło latarni oświetlało chodniki i ulice. W dodatku nadal padał śnieg, choć znacznie lżej niż kilka godzin temu. Kobieta szczelniej owinęła się szalikiem, naciągnęła bardziej na uszy swoją czapkę i włożyła ręce do kieszeni.
Droga do domu zajęła jej dwadzieścia minut, i to tylko dlatego, że trudno było iść w kilkucentymetrowej warstwie białego puchu, który nie dość, że był śliski, to jeszcze bardzo spowalniał ruchy. Gdy w końcu dotarła do bloku, w którym mieszkała, z ulgą weszła na klatkę schodową i ciężkim krokiem zaczęła wspinać się po schodach. Zanim dotarła do drzwi mieszkania, usłyszała szczęk klucza przekręcanego w zamku, a następnie wyjrzał na nią Artur, uśmiechając się promiennie.
- Wiedziałem, że to ty – powiedział, zadowolony, że miał rację. Przepuścił ją w drzwiach, dając jej wejść do środka.
- Niby skąd?
- Tylko ty tak człapiesz – zarechotał, biorąc od niej kurtkę i rozwieszając ją na wieszaku.
- Co jadłeś na obiad?
- Rosołek.
- Ciekawe kto ci go zrobił… Pan Amino?
- Czy ty zawsze musisz mieć rację? – zapytał z udawanym smutkiem. – Zrobić ci herbatę? Musisz być nieźle zmarznięta po tym spacerku.
- A żebyś wiedział. Tylko daj mi do niej dużo cytryny – poprosiła, idąc do łazienki i przebierając się w luźniejsze ciuchy. Jej skarpetki były całe przemoczone, miała nadzieję, że się przez to nie rozchoruje. – Lekcje odrobiłeś? – zagadnęła, wchodząc do kuchni i siadając na jednym z krzeseł.
- Dziś wyjątkowo nic nam nie zadali.
- A jakąś ocenę dzisiaj dostałeś?
- Nie pamiętam. Sprawdź później na librusie.
- Ech. A ogólne to jak było w szkole? – nie dawała za wygraną, próbując wciągnąć go w żywszą dyskusję.
- W szkole? Nudy jak zawsze. Przecież wiesz…
- Wiem, bo za każdym razem tak odpowiadasz. Niczego się nie można od ciebie dowiedzieć.
- A właśnie, jak było wczoraj na tym waszym babskim wieczorze? – zmienił temat, wiedząc, że to jedyne słuszne wyjście w tej sytuacji.
- Było…dobrze. Rozmawiałyśmy na wiele ciekawych tematów, a dzięki temu, że była tylko jedna butelka wina, to rano obudziłam się w stanie pozwalającym na normalne funkcjonowanie. Oczywiście po imprezie do domu nie dotarłam, ale ty pewnie nawet tego nie zauważyłeś – mruknęła, przyjmując od niego kubek z parującą herbatą.
- Słuchaj, jesteś dorosła, ja już prawie też, więc nie musimy siebie aż tak pilnować, jak kilka lat temu. Poza tym masz swoje życie i szanuję to, no i nie chcę cię dłużej ograniczać – powiedział, wyjmując jogurt z lodówki i siadając naprzeciwko matki.
- Przecież nigdy mnie nie ograniczałeś…
- Wiesz dobrze, o co mi chodzi. Wychowanie dziecka samo w sobie jest swego rodzaju ograniczeniem, w szczególności, gdy jest się samotną matką. Taka już cena rodzicielstwa. Dlatego chcę, żebyś teraz sobie to wynagrodziła i zajęła się sobą.
- Nie wiem, co powiedzieć… Czy ty zawsze musisz mówić takie rzeczy? – powiedziała, zakłopotana. Zastanawiała się, co skłoniło jej syna do wysunięcia takich wniosków. Wiedziała, że Artur jest bardzo dojrzały jak na swój wiek, lecz czasami ta dojrzałość przerażała ją. Miała wtedy wrażenie, że chłopak został odarty z dziecięcej wrażliwości w sposób gwałtowny i brutalny, zmuszając go, by przedwcześnie wkroczył w dorosłe życie.
- Nie musisz nic mówić. Po prostu zacznij żyć tak, żebyś była szczęśliwa – odparł, biorąc jogurt i idąc do swojego pokoju. Widział, że jego matka potrzebuje teraz chwili, by przemyśleć jego słowa, i nie dziwił jej się. W końcu tak nagle z tym wyskoczył… Zaczął się też bać, że mógł ją zranić, lecz nie mógł cofnąć czasu. Pozostało mu więc tylko czekanie na ewentualne konsekwencje.
Z cichym westchnięciem usiadł na łóżku, położył na kolana laptopa i włączył odcinek serialu, na którym ostatnio skończył. Jedząc jogurt, starał się zapomnieć o wszystkim i skupić się jedynie na tym, co oglądał. Nie wychodziło mu to jednak za dobrze. Co chwilę bowiem spoglądał na telefon, zastanawiając się, czy Marcelina jeszcze do niego napisze, a także martwiąc się o swoją mamę. Minęło czterdzieści minut, a on wiedział, że dalsze oglądanie nie ma sensu.
- Cholera, co ze mną jest nie tak? – mruknął pod nosem i wyjął z szuflady pod łóżkiem swój szkicownik, ołówek i gumkę do ścierania. Wygrzebał jeszcze słuchawki, które podłączył do telefonu, by posłuchać muzyki, po czym zaczął rysować. Najpierw wykonał prosty szkic ułatwiający dalszą pracę, by następnie skupić się na detalach. Duże oczy, pełne usta, prosty nos, piegi, włosy opadające falami na ramiona… Artur zdecydowanie miał talent do rysowania, dzięki czemu przelanie na papier jego wyobrażeń nie stanowiło żadnego problemu. I tak oto w jego zeszycie znalazł się kolejny rysunek, tym razem portret Marceliny. Zadowolony z efektu końcowego, schował przyrządy z powrotem do szuflady i przewrócił się na plecy. Ze słuchawek sączyła się spokojna muzyka, uspokajając go i pozwalając na zrelaksowanie się. W pewnym momencie przerwał ją dźwięk przychodzącego smsa. Artur szybko sięgnął po swój telefon i uśmiechnął się, widząc, kto do niego napisał.
>>Właśnie jesteśmy w drodze do domu, właściwie zaraz dojedziemy. Chciałam napisać wcześniej, ale musiałam dojść do siebie w pewnym sensie.<<
>>Czyli rozumiem, że jesteś zadowolona z wyjazdu?<<
>>O tak, nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo. Musimy się kiedyś wybrać razem do filharmonii!<<
>>O ile nie mieszkamy setki kilometrów od siebie…<<
>>Nawet jeśli, to w końcu będzie musiało się udać :) A Ty jak spędziłeś wieczór?<<
>>Pogadałem z mamą, potem obejrzałem odcinek serialu, a na końcu wziąłem się za rysowanie. Nic specjalnego<<
>>A więc umiesz rysować? Co ciekawego stworzyłeś?<<
I co mam teraz napisać? A, wiesz, narysowałem twój portret, nic specjalnego… Przecież ona weźmie mnie za wariata! Nikt normalny nie robi takich rzeczy, pomyślał, czerwieniąc się na samą myśl o przyznaniu się do swego żałosnego w jego mniemaniu czynu.
>>Człowieka narysowałem. Ale to nic takiego. Zwykłe bohomazy<<
>>Mimo to chciałabym je kiedyś zobaczyć… Bo wiesz, ludzie, którzy mają takie talenty, są super! Np. jak potrafią rysować właśnie, albo jak grają na jakimś instrumencie… To strasznie fajne :3<<
Artur, niewiele myśląc, wyciągnął swój szkicownik, odszukał jeden z jego ulubionych rysunków, zrobił mu zdjęcie i wysłał Marcelinie. Wybrał ten przedstawiający zombie w podartych ubraniach i z wystającym mózgiem, który ciągnął jakąś kobietę za włosy. Miał tylko nadzieję, że nie zniechęci tym do siebie swojej znajomej.
>>Artur, jesteś niesamowity! Naprawdę sam to narysowałeś? Tak sam z siebie?<<
>>No tak… Nudziło mi się kiedyś i tak jakoś wyszło…<<
>>Też bym tak chciała. Ja to nawet prostej kreski nie narysuję :D<<
>>Mógłbym to samo powiedzieć o gotowaniu. Prawie osiemnaście lat mam, a nadal nie potrafię zrobić porządnego obiadu :c<<
>>Gotowanie jest łatwe, wystarczy przepis i już. Z rysowaniem już tak nie jest. Trzeba mieć do tego talent<<
>>Doprawdy? A co powiesz na to, że przypaliłem kiedyś gotujące się ziemniaki?<<
>>No doobra, najwyraźniej przepis to jednak nie wszystko XD<<
Artur zaśmiał się, gdy to przeczytał. Doskonale zdawał sobie sprawę, że kucharz z niego żaden, i o wiele lepiej wychodzi mu jedzenie, aniżeli gotowanie. Mimo to chciałby kiedyś zobaczyć Marcelinę w akcji, może nawet pobrać od niej kilka prywatnych lekcji... Tak, to zdecydowanie byłoby coś.
Pełen optymizmu, zwlekł się z łóżka, chwycił telefon i napisał kolejnego smsa.
>>Ok, na razie idę się umyć i wgl. Najwyżej jak wrócę to jeszcze coś napiszę.<<
>>Będę czekać :*<<
Z szerokim uśmiechem na twarzy, Artur podreptał do łazienki. Zobaczył, że jego mama siedzi na kanapie i ogląda telewizję, postanowił więc jej nie przeszkadzać. Poza tym nie miał pojęcia, czy nie gniewa się na niego za to, co powiedział. Dlaczego po prostu nie umiem trzymać języka za zębami?, pomyślał, zdejmując ubrania i wchodząc do ciasnej kabiny.
Gdy wrócił do swojego pokoju, od razu położył się do łóżka z zamiarem poczytania jakiejś książki. Niestety, na śmierć zapomniał, że miał pójść dzisiaj do biblioteki, przez co musiał zmienić plany. Napisał Marcelinie wiadomość, że idzie już spać, po czym odłożył telefon na szafkę, zgasił światło i wygodnie się ułożył.
Po dwóch godzinach myślenia i analizowania wszystkiego, co wydarzyło się ostatnio w jego życiu, zasnął.





Cześć wszystkim! Wreszcie wróciłam i mogłam dokończyć kolejny rozdział! Dość długo nic tu nie wrzucałam, biorąc pod uwagę wakacyjną częstotliwość pojawiania się postów na moim blogu, no ale cóż... Czasem każdy musi się trochę rozerwać i spędzić miło czas.
A że ostatni tydzień spędziłam baardzo miło, w dodatku w zagilbistym towarzystwie, więc sami wiecie... :3
Mam nadzieję, że ten rozdział wam się spodobał itd. itp. No i że nie nudzicie się za bardzo w te wakacje. 
Co do kolejnego rozdziału, od razu mówię, że nie mam pojęcia kiedy się pojawi, bo jakoś nie mam pomysłu, co mogłoby się w nim znaleźć, no i jak rozkręcić fabułę. Nie wykluczam jednak, że pojawi się coś innego. Jakiś one shot, a może nawet jakaś nowa seria... Ale niczego nie obiecuję.
W każdym razie "pozdrawiam wszystkich fanów" i do następnej notki!

( ͡° ͜ʖ ͡°)

2 komentarze:

  1. Uhh czekam na nowy rozdział i mam nadzieję, że akcja się rozkręci >3<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W kolejnym rozdziale akcja jakoś specjalnie nie ruszy do przodu, ale planuję już niedługo zrobić jakiś przeskok czasowy, żeby to się tak nie ciągnęło. W każdym razie będzie się w końcu działo :3

      Usuń