Pierwszym,
co poczuł Artur po przebudzeniu się, był drażniący zapach, jaki mógł panować
tylko w szpitalu. Głowa niemiłosiernie go bolała, drażnił go nawet dźwięk
kropel płynu skapujących w kroplówce podłączonej do jego dłoni. Mimo tego było
mu niezwykle wygodnie, a ciężar, który czuł na udzie, wydawał mu się
najwspanialszym uczuciem, jakiego kiedykolwiek doświadczył. Powoli otworzył
oczy i rozejrzał się po sali, w której leżał. Na krześle po lewej stronie
drzemała jego mama, zaś tuż przy łóżku, z głową na jego nogach, spał w
najlepsze Marcel. Artur uśmiechnął się i zaczął głaskać go po włosach, powoli
przypominając sobie o tym wszystkim, co zaszło. Ostatnim, co pamiętał, było
uderzenie w głowę, lecz wiedział, że później było coś jeszcze. W końcu ktoś
musiał go znaleźć, a Sergiusz nie był raczej na tyle łaskawy, by wezwać
karetkę.
- Co
jest? – zapytał niezbyt przytomnie Marcel, budząc się pod wpływem dotyku Artura.
Spojrzał na chłopaka, a gdy dotarło do niego, że ten się obudził, uśmiechnął
się z ulgą i usiadł prosto. – No w końcu. Już myślałem, że będziesz spał
wiecznie.
- Co
się stało? – wychrypiał. – Dlaczego tu jesteś?
-
Zadzwoniłeś po mnie. Lekarz mówił, że możesz nie pamiętać niektórych rzeczy,
ale to w końcu minie – wyjaśnił, głaszcząc go po policzku. – Miałeś
wstrząśnienie mózgu, poza tym ten skurwysyn cię naćpał.
-
Tak, to pamiętam.
-
Jak do tego w ogóle doszło? – zapytał, zamykając jego dłoń w uścisku. – Albo
nie, opowiesz wszystko, jak twoja mama się obudzi.
-
Ona wie?
-
Powiedziałem jej to, czego dowiedziałem się od ciebie. Musiałem.
- W
porządku – odparł i spojrzał na nią ze smutkiem. – Pewnie bardzo się o mnie
martwiła.
-
Ona chociaż nie była bliska omdlenia – zaśmiał się gorzko, po czym delikatnie
ucałował jego nadgarstek. – Nigdy więcej tak mnie nie strasz, dobrze?
-
Postaram się – odparł i splótł ich palce. Chwilę patrzeli sobie w oczy, po czym
usłyszeli ciche ziewnięcie.
-
Artur, jak się czujesz? – zapytała Karolina, przysuwając się do nich. Udała, że
nie widzi ich złączonych dłoni, i odgarnęła synowi włosy z czoła.
-
Dobrze. Tylko głowa mnie boli, ale to nic takiego.
-
Czy to prawda, że Sergiusz…
-
Przepraszam, nie chciałem, żeby to wyszło na jaw w ten sposób – odparł,
odwracając wzrok.
-
Przecież to nie twoja wina. To ja zaprosiłam do domu bandytę, i to ja powinnam
cię teraz przepraszać. Poza tym od początku byłeś do niego nieprzychylnie
nastawiony, i miałeś rację. I te nasze kłótnie o Sergiusza… - jęknęła, kręcąc
głową z dezaprobatą i zrezygnowaniem.
-
Nie powinna pani siebie obwiniać. Nikt nie potrafi przewidywać takich rzeczy –
powiedział Marcel, nie mogąc znieść myśli, że Karolina nadal uważa się za
sprawczynię całego tego zamieszania.
-
Marcel ma rację. Poza tym najważniejsze jest to, że już nigdy więcej go nie
zobaczymy.
Po
jego słowach w sali zapanowała cisza, którą przerwał chwilę później, zaczynając
opowiadać, jak doszło do całego zdarzenia. To, jak znalazł się w szpitalu,
musiał dopowiedzieć Marcel, gdyż chłopak nadal nie mógł przypomnieć sobie
niczego z tamtego okresu.
-
Artur, nawet nie ma mowy, że nie zgłosisz tego na policję – powiedziała
Karolina, gdy już przyswoiła sobie wszystkie informacje. – Nie obchodzi mnie,
co ten psychol chce wrzucić do Internetu. Skrzywdził cię, i musi ponieść tego
konsekwencje.
-
Jakoś wątpię, że uda się go złapać – mruknął,
-
Aha, czyli najlepiej dać sobie spokój i udawać, że nic się nie stało?
-
Jeśli dzięki temu będziesz bezpieczna, to tak.
-
Czułabym się o wiele bezpieczniej, gdyby Sergiusz poszedł siedzieć.
- Ja
też! Ale zrozum, policja go nie złapie, jestem tego pewny. Poza tym pewnie już
gdzieś wyjechał, kto wie, czy nie opuścił kraju… Po nim spodziewałbym się
wszystkiego.
-
Przepraszam, ale muszę się przewietrzyć. Zaraz do was wrócę – odparła po
chwili. Wyszła z sali, mocno zaciskając dłonie w pięści, a jej usta zbiegły się
w wąską linię.
-
Chyba nieźle ją wkurzyłeś – stwierdził Marcel, chwilę patrząc jeszcze na drzwi,
za którymi zniknęła.
-
Zrozum, nie mam innego wyjścia – westchnął i zamknął oczy. – A tak w ogóle to
nie powinieneś wrócić do domu? Mama pewnie się o ciebie martwi.
-
Spokojnie, o wszystkim wiedzą. Pozwolili mi zostać z tobą ile tylko chcę.
Właściwie to tata pozwolił, no i obiecał, że jakoś udobrucha mamę.
-
Udobrucha? Co się stało? – zapytał, spoglądając na niego z niepokojem.
-
Jakby to powiedzieć… Moja mama dowiedziała się o tym, co dzieje się między nami
– wyjaśnił i uśmiechnął się przepraszająco. – To moja wina, byłem nieostrożny,
a ona zobaczyła, jak cię całuję.
-
Czy przez to masz jakieś problemy w domu? Może w ogóle powinniśmy przestać się…
-
Nawet tak nie mów – przerwał mu. – Wszystko jest już w porządku, tata mnie
zrozumiał i obiecał, że w końcu przekona do tego i mamę. Poza tym myślałem, że
się wściekniesz.
-
Sam już nie wiem, co mam robić – szepnął. – Zaczynam gubić się w tym wszystkim.
-
Spokojnie, masz jeszcze trochę czasu. Wiesz już, co powiesz policji?
- Że
niczego nie pamiętam, nie widziałem sprawców, i nie mam pojęcia, o co mogło
chodzić. Chyba coś takiego.
- No
nie wiem, czy to taki dobry pomysł – mruknął, wyciągając telefon, który lekko
zawibrował. Spojrzał na wiadomość od Łukasza, którą w pierwszej chwili postanowił
zignorować, lecz po chwili wszedł w wysłany mu link. To, co zobaczył, sprawiło,
że o mało nie spadł ze stołka. – O kurwa – zaklął, czytając kolejne linijki
artykułu. – Poznajesz ten samochód? – zapytał, odwracając ekran w stronę
Artura.
- Aż
za dobrze… - odparł. – A o co chodzi?
-
Kilka godzin temu wyłowili go z rzeki. Ponoć jakieś inne auto zepchnęło go tam
z drogi. Kierowca zginął, jeszcze nie poznali jego tożsamości – wyjaśnił.
-
Myślisz, że to był… - zaczął Artur, lecz słowa uwięzły mu w gardle. Mógł tylko
patrzeć na Marcela szeroko otwartymi oczami i próbować zrozumieć zaistniałą
sytuację.
- No
w sumie kto inny mógłby nim być? W ogóle całe miasto o tym huczy, ponoć zrobiła
się z tego niezła afera.
- To
dzieje się za szybko. Najpierw Sergiuszowi odbija i mnie porywa, po czym
szykuje się do wyjazdu i zniknięcia z tych okolic, a na koniec znajdują go
martwego w samochodzie. Co to ma niby być? Takie rzeczy nie dzieją się w
normalnym życiu!
-
Jakie rzeczy? – zapytała Karolina, wchodząc na salę i przenosząc wzrok to na
bladego Marcela, to znów na Artura, któremu oczy mało nie wychodziły z
oczodołów. – Coś się stało? Wyglądacie dziwnie.
-
Proszę, niech pani sama przeczyta – powiedział, podając jej komórkę. Po chwili
kobieta zakryła usta dłonią i oddała mu przedmiot.
-
Może to i lepiej – szepnęła po nieznośnie długiej chwili ciszy. Ciężko opadła
na krzesło i przetarła oczy, powstrzymując się od wybuchnięcia płaczem.
Uśmiechnęła się, dodając sobie w ten sposób siły, i pewnie spojrzała na syna.
W tym samym momencie ktoś zapukał do drzwi, po
czym do pomieszczenia wkroczyło dwóch policjantów. Artur spojrzał na matkę
porozumiewawczo, po czym uścisnęli się i kobieta wyszła z pomieszczenia, a za
nią Marcel.
-
Później do ciebie wpadnę – powiedział na odchodnym, po czym ruszył w stronę
wyjścia ze szpitala. Chciał jeszcze porozmawiać z Karoliną, lecz zaraz
zrezygnował z tego pomysłu. Bo co miałby jej niby powiedzieć? Zresztą nigdzie
jej nie widział, uznał więc bieganie po całym budynku za bezsensowne. Zamiast
tego poszedł prosto do domu, zastanawiając się, co z tego wszystkiego wyjdzie.
* *
*
Artura
wypisano ze szpitala po pięciu dniach, gdy zyskano pewność, iż wszystko jest w
porządku. Razem z Karoliną pojechali do domu, gdzie chłopak z ulgą położył się
na dywanie w salonie i cicho westchnął. Ostatnie dni przysporzyły mu wielu
zmartwień. Przede wszystkim rozmowy z policjantami go wykończyły, szczególnie
te ich pytania, czy aby na pewno niczego sobie nie przypomina. Ostatecznie
jednak przyjęli do wiadomości, że Artur nie zna żadnych szczegółów i
najprawdopodobniej nie przyczyni się do ujęcia sprawcy. Jedyną pocieszającą
wiadomością było potwierdzenie, iż w wypadku faktycznie zginął Sergiusz. Co
prawda nie powinien cieszyć się z czyjejś śmierci, lecz w głębi duszy czuł, że
mężczyzna sobie na to zasłużył.
-
Jak się czujesz? – zapytała Karolina, nie miała jednak na myśli samopoczucia
fizycznego. Przysiadła na skraju kanapy popijając wodę i wpatrując się w swoje
dłonie.
- Czuję
ulgę. Czy to normalne? Przecież on nie żyje…
-
Nie myśl już o tym. Przecież to nie jest twoja wina, poza tym Sergiusz
wyrządził ci tyle złego, że nie masz powodu go żałować. Po prostu zapomnijmy o
tym.
-
Najważniejsze, że będziesz już bezpieczna – odparł i spojrzał na nią,
uśmiechając się. Już miał dodać coś jeszcze, lecz przerwał mu dźwięk domofonu.
Karolina bez słowa wstała z kanapy i poszła do przedpokoju.
-
Artur, to do ciebie.
-
Czyżby Marcel? – bardziej stwierdził, niż zapytał, podnosząc się z podłogi i
dołączając do niej w chwili, gdy otworzyła drzwi i wpuściła do środka chłopaka.
-
Marcel, słońce, jak miło cię widzieć – powitała go i przytuliła, stając przy
tym na palcach. – Dziękuję, że przyszedłeś.
-
Cała przyjemność po mojej stronie – odpowiedział uprzejmie i zdjął buty.
-
Artur, muszę iść już do pracy. Przepraszam, że nie mogę z tobą zostać, ale szef
i tak dał mi już wystarczająco wolnego, nie mogę dłużej siedzieć w domu.
- I
dlatego wynajęłaś mi niańkę? Przecież wiesz, że bym sobie poradził – zaśmiał
się.
-
Dzięki temu będę spokojniejsza. Wrócę wieczorem – oznajmiła i niemal wybiegła z
mieszkania. Artur tylko westchnął, przekręcił klucz w zamku i spojrzał
wyczekująco na Marcela.
-
Wygląda na to, że mamy cały dzień dla siebie – stwierdził chłopak, uśmiechając
się promiennie.
-
Nie wierzę, że dałeś się w to wciągnąć.
-
Daj spokój, to tylko taka przykrywka – mruknął, wzruszając ramionami, i złapał
go pod rękę. – Jesteś głodny czy coś? Jeśli czegoś potrzebujesz, nie krępuj się
i mów.
-
Niczego mi nie trzeba. Możesz odejść, Sebastianie – odparł kpiąco.
-
Och, daj spokój! Ja na serio się o ciebie martwię.
-
Przecież wszystko ze mną w porządku, nie jestem jakimś kaleką – powiedział,
idąc do swojego pokoju. Opadł na łóżko i położył się na brzuchu, klepiąc
miejsce obok siebie. Marcel od razu zrozumiał ten gest i legł obok niego. – Jak
tam twoja mama?
-
Dwa dni temu przeprowadziliśmy długą, poważną rozmowę. Wygląda na to, że prawie
całkowicie pogodziła się z moją orientacją. Teraz będzie już tylko lepiej.
- To
dobrze. I jeszcze raz za to przepraszam. Przez to głupie nieporozumienie…
-
Dla mnie to nie było nieporozumienie – przerwał mu. – Kiedy w końcu
przestaniesz zaprzeczać samemu sobie?
-
Nigdy tego nie robiłem.
-
Czyżby? Więc dlaczego udajesz, że to cię nie rusza? Przypomnij sobie, jak
reagowałeś na mój dotyk, co czułeś podczas spędzania ze mną czasu… Poza tym
samo to, że zadzwoniłeś właśnie po mnie, gdy leżałeś naćpany i pobity w lesie,
dużo znaczy. Mogłeś wybrać jakikolwiek numer, ale pomyślałeś o mnie. Jeszcze ci
mało dowodów?
Chłopak
głośno nabrał powietrza do płuc i odwrócił wzrok. Marcel trafił w sedno,
wypowiedział na głos to, co od kilku dni kłębiło się w głowie Artura i nie
dawało mu spokoju. Tylko czy to naprawdę takie proste? Wyrzec się samego
siebie, poddać się, przyznać do przegranej…
-
Skąd mogę mieć pewność, że za chwilę ci się nie znudzę? Że nie zostawisz mnie
zaraz po zaspokojeniu swojej ciekawości?
-
Myślisz, że gdybym nie brał cię na poważnie, to tyle bym się bawił w te całe
podchody?
- Po
tobie można się wszystkiego spodziewać, i to jest najgorsze. Nigdy nie wiem, o
czym myślisz, podczas gdy mnie tak łatwo przejrzeć. Wkurza mnie to.
-
Widzisz? To kolejny dowód na to, że odwzajemniasz moje uczucia – powiedział,
głaszcząc go po głowie.
-
Ale ja przecież nigdy… no wiesz – burknął, patrząc na niego wilkiem.
-
Tym lepiej dla mnie. Świadomość, że to ja, spośród siedmiu miliardów ludzi,
skosztuję cię jako pierwszy, jest niezwykle satysfakcjonująca. Podniecająca w
sumie też.
-
Jesteś nienormalny. Co ja w tobie w ogóle widzę? – zapytał zrezygnowanym głosem
i przewrócił się na plecy. Westchnął ciężko, modląc się w duchu, by nie żałować
swojej decyzji. – Dobra, wygrałeś. Nigdy nie pomyślałbym, że to powiem, ale ja
chyba też się w tobie… zakochałem.
-
Mógłbyś powtórzyć? Bo nie zrozumiałem… - poprosił z miną niewiniątka, za co od
razu został zdzielony po głowie.
- Ty
chamie! Zapomnij o tym, co powiedziałem. Zmieniam zdanie.
- Za
późno, księżniczko. Słowo się rzekło – odparł triumfalnie i usiadł, po czym
podniósł Artura do tej samej pozycji. – Kocham cię.
- To
krępujące – mruknął, odwracając wzrok. Marcel cmoknął, niezadowolony, i złapał
go pod brodę, zmuszając, by spojrzał mu w oczy.
-
Kiedy ja naprawdę cię kocham – powiedział niskim, cichym głosem. Przybliżył
swoją twarz do jego, ciekawy, jak chłopak zareaguje tym razem. Widząc rumieńce
na jego policzkach, uśmiechnął się i przeniósł dłoń na linię jego żuchwy.
Delikatnie pogłaskał miękką, rozgrzaną skórę, jednocześnie czując twardość
kości i drobnego, niewidocznego na pierwszy rzut oka zarostu. – Tak długo na to
czekałem – szepnął, ostrożnie muskając wargami jego wąskie usta. Trwało to
ułamek sekundy, lecz przyniosło Marcelowi więcej satysfakcji, niż większość
pocałunków w jego życiu.
- I
co ja mam teraz zrobić? – zapytał niepewnie, próbując się odsunąć. W jego
głowie panował totalny chaos, rozsądek zaś podpowiadał, że powinien jak
najszybciej stąd uciec. Mimo to nadal siedział na swoim miejscu i cierpliwie czekał
na dalszy rozwój wydarzeń.
- A
co myślisz, że powinieneś zrobić?
-
Odsunąć się na bezpieczną odległość – bąknął, uważnie studiując twarz starszego
chłopaka.
-
Hej, to nie wchodzi w grę. Myślisz, że tak łatwo cię teraz wypuszczę?
- Ja
już w ogóle nie myślę – przyznał szczerze, kręcąc głową na boki. – Co ze mną
jest nie tak?
-
Nic. Dla mnie jesteś idealny. A to, że straciłeś głowę, cóż… Właściwie to ci
się nie dziwię.
- Ty
i to twoje samouwielbienie – mruknął. Zdał sobie sprawę, że całe to odwracanie
uwagi Marcela przestaje być skuteczne, i że niedługo ich rozmowa wróci na
niebezpieczne tory. Muszę coś wymyślić! Cokolwiek!, pomyślał gorączkowo, coraz
bardziej panikując.
-
Ech… No już tak na mnie nie patrz, przecież cię tu nie zgwałcę – powiedział,
uśmiechając się i siadając nieco dalej od niego. – Mogę poczekać jeszcze
trochę.
-
Przepraszam – szepnął, ukrywając twarz w dłoniach. – Po prostu potrzebuję
czasu.
-
Rozumiem. Oby to nie trwało zbyt długo, bo w końcu naprawdę nie wytrzymam i…
-
Tak, tak – przerwał mu i wstał. – Nie wiem jak ty, ale ja okropnie zgłodniałem.
-
Zaraz coś ci upichcę. Na co masz ochotę?
-
Cokolwiek – odparł wymijająco i poszedł do kuchni.
Siedząc
na krześle i obserwując Marcela smażącego tosty, Artur po raz pierwszy
zrozumiał, jak wielkim jest szczęściarzem, mając go tuż obok siebie.
* *
*
-
Naprawdę nie wiem, jak mam ci dziękować – powiedziała Karolina, gdy Marcel
szykował się do wyjścia.
- To
naprawdę nic takiego. Pomoc przyjacielowi jest moim obowiązkiem.
-
Już się tak nie podlizuj – mruknął Artur, krzyżując ręce na piersiach i patrząc
na niego z figlarnymi iskierkami w oczach.
-
Wcale się nie podlizuję. To tylko mój urok osobisty – odparł i zmierzwił mu
włosy. W odpowiedzi chłopak zarumienił się, burknął pod nosem pożegnanie i
poszedł do swojego pokoju.
- Aż
miło popatrzeć na waszą dwójkę. Wcześniej Artur nie miał nikogo takiego, był
samotny. Naprawdę go zmieniłeś.
- W
drugą stronę to też zadziałało. Czasem sam siebie nie poznaję – westchnął.
Założył kaptur na głowę i położył dłoń na klamce. – Jakby co, służę pomocą. Do
widzenia – powiedział, po czym wyszedł z mieszkania, zbiegł po schodach i
wydostał się na dwór. Odetchnął głęboko chłodnym powietrzem i ruszył spacerkiem
w stronę swojego domu. W połowie drogi wyciągnął komórkę i wybrał numer do
Nikodema, który odebrał niemal natychmiast.
-
Marcel! W końcu się odezwałeś.
-
Wybacz, ostatnio trochę się działo, sam rozumiesz.
-
Czekaj, Adam coś rozwala znowu – powiedział. Chwilę później dało się słyszeć
głośne stęknięcie, śmiech i dziwne trzaski. – Krychu, no zrób coś z nim! Boże,
co za debil.
-
Jak bardzo nawaleni jesteście?
-
Spokooojnie, jeszcze nie jest tak źle – zaśmiał się. – Na razie to tylko piwo.
To co się tam u ciebie działo?
- W
domu miałem zamieszanie, tata wrócił, no takie pierdoły.
-
Czytaliśmy, że w Dąbrowie jakiegoś gościa mafia zabiła czy coś.
-
Jaka mafia? Po prostu jakiś debil zjechał do rzeki. Pijany był pewnie. Nic
takiego. A wy? Co robicie oprócz chlania?
-
Obóz jak obóz. Zabawy, wygłupy, panienki… Żyć nie umierać. W sumie jest jeden
plus, że cię nie ma. Nie zgarniasz wszystkiego, co najlepsze, dla siebie.
-
Uważaj, żebym tam do was nie przyjechał i nie zrobił porządku.
-
Grozisz mi? – zapytał, udając wrogi ton, po czym głośno się roześmiał. – Dobra,
ja kończę. Bo mi już druga kolejka mija.
-
Pozdrów resztę. I przypomnij im o pamiątkach dla mnie.
-
Jak nie zapomnę – odparł i rozłączył się.
Chwilę
później Marcel wszedł do domu. Odwiesił bluzę na wieszak, zdjął buty i poszedł
do salonu, skąd dobiegał dźwięk włączonego telewizora. Usiadł na kanapie obok
ojca i Asi, którzy zaszczycili go tylko przelotnym spojrzeniem.
- I
jak tam Artur? – zapytał mężczyzna, nie odwracając wzroku od ekranu.
-
Zdrów i pełen energii.
-
Pocałowałeś go wreszcie?
-
Asia! – zganili ją jednocześnie, patrząc na nią z szokiem i niedowierzaniem na
twarzach.
- No
co? Nie moja wina, że zachowują się jak jakieś niedoświadczone nastolatki.
-
Odezwała się wielce obeznana w temacie – mruknął Marcel, chwytając poduszkę,
która chwilę potem uderzyła w czoło dziewczyny.
- Wy
mnie kiedyś do grobu wpędzicie – westchnął, wstając z kanapy. – Ja nie wiem, po
kim z was takie szatany.
- A
przypomnieć ci, jak zachowywałeś się na studiach?
-
Proszę, Julio, nie zaczynaj tego tematu.
-
Ale dlaczego? Niech mama się wypowie, ma prawo – powiedziała Asia, od razu się
ożywiając.
-
Właśnie. Wolność słowa jest – poparł ją Marcel z miną niewiniątka.
-
Jak zasłużycie, to wam kiedyś opowiem to i owo – odparła i usiadła wyprostowana
w fotelu. Wzięła łyk herbaty z filiżanki, po czym odstawiła ją na stolik. –
Powiedz mi, Marcel, jak czuje się twój kolega? Doszedł już do siebie?
-
Tak, wszystko już w porządku. Lekarze powiedzieli, że nie powinno być żadnych
komplikacji w postaci krwiaków czy czegoś tam. Wygląda też na to, że i on, i
jego mama, otrząsnęli się i pogodzili z całą tą sytuacją.
-
Dobrze, że wszystko tylko tak się skończyło. Mieli szczęście.
- Oj
mieli, mieli. Ten cały Sergiusz serio był psychopatą.
- A
czy mamie Artura nie przeszkadza, że tak często u nich przesiadujesz?
-
Nie, wręcz przeciwnie. Cieszy się, że mam na niego oko. Czemu pytasz?
- Po
prostu nie chcę, żebyś się im narzucał.
-
Spokojnie, gdyby tak było, pani Karolina na pewno by mu o tym powiedziała –
powiedział tata Marcela, wracając z powrotem do salonu i z dość surową miną
włączając się do rozmowy.
- No
właśnie. Wiecie co? Pójdę już do swojego pokoju, zmęczony jestem – mruknął, i
niemal pobiegł na górę. Gdy znalazł się w swojej sypialni, odetchnął z ulgą i
opadł na łóżko.
Było
mu głupio, że przez niego rodzice tak często się kłócą. Nawet nie mógł spędzić z nimi czasu, bo zaraz rozmowa
schodziła na niebezpieczne tory, w efekcie czego jego mama przybierała ten
karcący, chłodny ton, a tata wychodził jej naprzeciw niczym adwokat odpierający
argumenty prokuratora. Tylko jego siostra zachowywała się normalnie, nie licząc
oczywiście sytuacji, gdy palnęła jakąś głupotę. Jak tak dalej pójdzie, to
oszaleję, pomyślał, przecierając oczy.
-
Marcel, śpisz? – spytała szeptem Asia, wślizgując się do pokoju. Przysunęła
sobie krzesło jak najbliżej łóżka, usiadła na nim i spojrzała na brata
wyczekująco.
-
Czy wy nie możecie dać mi chociaż chwili spokoju? – jęknął i zmierzył ją
wściekłym spojrzeniem. – Czego chcesz?
-
Jak to czego? Nie odpowiedziałeś mi na pytanie.
-
Co? Jakie pytanie?
-
Czy się już pocałowaliście.
-
Skąd wiesz, że wcześniej tego nie robiliśmy? W ogóle co cię to obchodzi,
gówniaro?
-
Jesteś zły, więc pewnie Arczi znowu cię spławił – zachichotała i teatralnym
gestem odgarnęła włosy z czoła. – Zawsze jesteś taki pewny swego, a wychodzi na
to, że nie potrafisz poderwać nawet jednej osoby.
-
Tak się składa, moja droga, że to nie jest moje pierwsze rodeo. I, dla twojej
wiadomości, pocałowałem go. W sumie zaliczyłbym to jako pół pocałunku, no ale…
- powiedział, na chwilę się zamyślając. – Chociaż nie, pół to też za dużo.
Chyba serio jestem beznadziejny.
- Z
grzeczności nie zaprzeczę. A wyznaliście sobie chociaż miłość?
- No
pewnie. Staliśmy na klifie, morska bryza rozwiewała nasze włosy i ubrania,
trzymaliśmy się za ręce, w tle zachodziło słońce… W pewnym momencie
powiedziałem, że go kocham, a on odpowiedział, że on mnie też. I żyliśmy długo
i szczęśliwie.
-
Scenariusz jak z taniego yaoica – mruknęła pod nosem, zanim zdążyła ugryźć się
w język.
-
Boże, tylko nie to – jęknął Marcel, patrząc na nią wzrokiem pełnym pogardy. –
Moja siostra właśnie przechodzi transformację w zagorzałą yaoistkę. Ty w ogóle
wiesz, że takie rzeczy są dla dorosłych?
- Myślisz,
że czyja to wina, że po to sięgnęłam?
- A,
no tak. Zapomniałem. Winny jest cały świat, tylko nie ty.
-
Daj mi spokój, bo sam lepszy nie jesteś. Myślisz, że nie wiem o twoim magicznym
kartonie, który chowasz w szafie?
-
Kartonie? – wychrypiał, momentalnie blednąc na twarzy. – Nie mam żadnego
kartonu.
-
Czyżby? – zapytała i doskoczyła do wskazanego wcześniej mebla. Zamaszystym
ruchem otworzyła drzwi i odgarnęła z prawego rogu kilka rzuconych tam niedbale
ubrań, po czym wyciągnęła stamtąd szare pudło.
- No
nie, teraz przegięłaś – warknął, doskakując do niej i wyrywając jej je z dłoni.
– Słyszałaś kiedyś o prywatności? Chciałbyś, żebym poczytał sobie twój
pamiętnik albo pogrzebał w szafkach?
-
Potrzebowałam jakiś czas temu śpiwór, bo mieliśmy noc w szkole. Mój się podarł,
to wzięłam twój. A to, że przy okazji znalazłam to, co znalazłam… Cóż, totalnie
nie moja wina.
- No
to skoro go potrzebowałaś, powinnaś przyjść do mnie i mi o tym powiedzieć, a
nie się zachowywać, jakbyś była u siebie. Ja rozumiem, że rozpieszczony z
ciebie bachor, ale bez przesady!
- A
z ciebie zboczeniec! – odgryzła się i pokazała mu język. Marcel tylko popukał
się palcem w czoło i schował z powrotem karton, po czym spojrzał na dziewczynę
wyczekująco. – Dobra, nie to nie. Tylko żebyś później nie biadolił, że nie masz
się komu wyżalić! – fuknęła, tupiąc nogą, i wyszła.
Chłopak
westchnął ciężko, wiedząc, że już następnego dnia Asia nie wytrzyma i sama do
niego przyjdzie. Mimo to zrobiło mu się nieco cieplej na duszy. Świadomość, że
ma kogoś, kto tak bezgranicznie go wspiera, była pocieszająca.
* *
*
-
Artur, zrobiłam kolację! – krzyknęła Karolina, kładąc na stół talerze i kubki z
herbatą. Chłopak zwlekł się z łóżka i przyszedł do kuchni, uśmiechając się na
ten widok. Sam już nie pamiętał, kiedy ostatni raz jedli wspólny posiłek, a
przynajmniej nie rozwaleni w salonie przed telewizorem.
-
Dawno tego nie robiliśmy – powiedział, siadając na krześle. – Coś się stało?
-
Nie, po prostu pomyślałam, że spędzenie wieczoru razem to dobry pomysł –
odparła, smarując kromkę chleba masłem. – Poza tym to dobra okazja, by trochę
porozmawiać.
- A
więc o to chodzi. Na ploty mnie tu zaprosiłaś – zaśmiał się, polewając swoją
porcję jajecznicy keczupem. – Zatem czego chciałabyś się dowiedzieć?
-
Dobra, powiem wprost. Od dawna mnie to nurtuje, właściwie od chwili, gdy
poznałam Marcela – wyznała, a Artur momentalnie zesztywniał. – Ta cała
Marcelina… To on, prawda? I później to twoje zastanawianie się, czy zaufać
koledze, który cię oszukał. Cały czas chodziło o niego?
- Od
początku wiedziałaś…?
-
Najpierw to były tylko domysły, z czasem stawałam się coraz bardziej pewna. Od
chwili, gdy wróciłeś z tego nieudanego spotkania z Marceliną, przestałeś o niej
mówić, a jakiś czas później przedstawiłeś mi chłopaka, który był do niej tak
bardzo podobny. Tylko dlaczego od razu mi o tym nie powiedziałeś? Jak długo
miałeś zamiar to ukrywać?
- A
co miałem zrobić? Przez tyle miesięcy opowiadałem ci jak najęty o dziewczynie,
którą poznałem, po czym poszedłem się z nią spotkać i przywitał mnie facet… Sam
byłem zdezorientowany, zaskoczony, przede wszystkim czułem się oszukany i
poniżony. A gdybym przyznał się przed tobą do porażki, wtedy w ogóle czułbym
się jak skończony frajer.
-
Dobrze, najważniejsze, że sobie to wyjaśniliśmy – powiedziała, zabierając się
za jedzenie. Po chwili spojrzała na niego uważnie, widać było, że zastanawia
się, czy powiedzieć coś jeszcze.
- Co
jest? – zapytał, czując się coraz bardziej nieswojo. Z trudem przełknął
ostatnią porcję jajecznicy, czekając, aż to dziwne napięcie minie.
- A
nie, nic – odparła, lecz chłopak miał dziwne wrażenie, że go okłamała. Wolał
jednak dla własnego dobra nie drążyć tematu.
Gdy
skończyli jeść, Artur pozmywał naczynia, wcześniej przekonując kilka minut jego
mamę, że nie umrze, jeśli to zrobi, po czym każde z nich rozeszło się w swoją
stronę. Chłopak od razu chwycił za telefon i napisał wiadomość do Marcela.
>>Moja
mama właśnie się przyznała, że od samego początku domyślała się, że jesteś
Marceliną<<
>>A
powiedziała, że domyśla się czegoś więcej?<<
>>Jeszcze
tego by brakowało…<<
Artura
na samą myśl przeszył dreszcz. Chybaby się spalił ze wstydu, gdyby jego mama
nagle powiedziała mu, że podejrzewa ich o coś więcej niż zwykłą przyjaźń.
>>Ale
wiesz, że będziemy musieli jej powiedzieć?<<
>>O
ile to między nami w ogóle wypali<<
>>Sam
przyznałeś, że mnie kochasz. Nie ma opcji, że to nie wyjdzie<<
-
Żeby to było takie proste, jak mówisz – westchnął, wpatrując się w telefon. Uśmiechnął się sam do siebie, po czym wziął laptopa z zamiarem urządzenia sobie kilkugodzinnego maratonu serialu.
Tego wieczoru miał jeden cel. Zapomnieć o wszystkich problemach i zmartwieniach, jakie zaprzątały jego umysł.
Jeej, jak dawno tu nie było tego opowiadania. Wstyd, że aż tak je zaniedbałam, ale nie miałam weny ostatnio na nie.
W ogóle ostatnio nie miałam zapału dosłownie do niczego, nawet do życia. Także przepraszam za zwłokę. I za to, że praktycznie nie było ze mną kontaktu (to te komentarze, na które nie odpowiedziałam). Teraz powinno być już tylko lepiej. No chyba że znowu mnie choroba na łopatki rozłoży, jak to miało miejsce wczoraj T^T
Mam też nadzieję, że nie macie mi za złe tego, że pocałunek Marcela i Artura nie był jeszcze tym, na co wszyscy tak bardzo czekają (bo czekacie, nie?). Ale nie martwcie się, w następnym rozdziale powinno się to już wydarzyć. W ogóle jeszcze kilka rozdziałów i "Życie online" dobiegnie końca. Trochę dołuje mnie ta myśl, ale wszystko kiedyś się kończy, taka kolej rzeczy.
W każdym razie powróciłam do żywych, więc teraz będzie już tylko lepiej.
Pozdrawiam Was wszystkich i do następnej notki, Towarzysze! ♥