Menu

niedziela, 26 czerwca 2016

Anioł Śmierci, część 11

- Haniel, ja… - zacząłem, gdy stanęliśmy naprzeciw siebie w salonie. Właściwie nie wiedziałem, co mam powiedzieć, więc po prostu zamknąłem usta i wbiłem wzrok w podłogę. Bałem się odrzucenia. Byłem potworem, przedziwną mieszanką dwóch ras, chorym tworem równie chorego eksperymentu. Już wcześniej nie zasługiwałem na przyjaźń Haniela, a co dopiero teraz. Brzydziłem się samego siebie.
I właśnie dlatego tak bardzo zdziwiła mnie reakcja anioła, który podszedł do mnie, delikatnie uniósł moją głowę i pocałował w usta, patrząc na mnie łagodnym, pełnym miłości i czułości wzrokiem. Pocałunek był krótki, lecz wystarczył, by rozwiać wszystkie moje wątpliwości, a także przyprawić mnie o szybsze bicie serca.
- Tak bardzo się o ciebie bałem, Samael – szepnął. Jego ciepły oddech owiewał moją twarz, łaskocząc mnie w policzki.
- Niepotrzebnie, przecież obiecałem, że… - przerwałem, doznając nagłego olśnienia. Oderwałem się od niego i rzuciłem mu złowrogie spojrzenie, niszcząc dotychczasową atmosferę. – Haniel, przecież ty miałeś grzecznie siedzieć w mieszkaniu i się nie narażać! Coś ty sobie myślał?! Mogłeś zginąć!
- Tak, ale…
- Nie ma żadnego ale! Mówiłem, że masz na mnie czekać, a ty wpieprzyłeś się w sam środek tego bagna, dowodząc w dodatku Zastępem Anielskim! Skąd ty go w ogóle wytrzasnąłeś? – zapytałem, wciąż zły, że Haniel zignorował moje polecenie.
- Wszystko ci wyjaśnię, tylko proszę, uspokój się – powiedział, patrząc na mnie błagalnie. Złapał mnie za rękę i ścisnął ją lekko, nie przestając robić miny w stylu szczeniaczka proszącego o smakołyk. Westchnąłem ciężko i przewróciłem oczami, po czym skinąłem głową, dając mu znak, że już może zacząć się tłumaczyć. – Po tym, jak wyleciałeś i zaczął otaczać cię ten dziwny wir, wiedziałem, że będziesz potrzebował pomocy. Mefisto się ze mną zgodził, choć on sam upierał się, że palcem nie kiwnie, dopóki nie zginiesz. Chciałem go zabić za te słowa, ale postanowiłem, że rozprawię się z nim, gdy będzie już po wszystkim. Zostawiłem go tu, a sam teleportowałem się do Nieba. Ogłosiłem tam alarm, choć anioły zdążyły się już zorientować, że na Ziemi dzieje się coś złego. Zastępem dowodził Rafael, lecz nie było czasu na przekazywanie mu informacji, które posiadałem, tak więc władza została przeniesiona na mnie. Rafael mi ufał, nawet mimo tego, że uciekłem z Nieba, więc bez chwili wahania oddał mi róg i kazał prowadzić armię. Na początku ostrzegłem wszystkich, że wśród wroga jest jeden demon stojący po naszej stronie, co anioły na szczęście przyjęły bez oporów, a przynajmniej nie było tego po nich widać. W drodze wydałem rozkazy, a gdy byliśmy na miejscu, zadąłem w róg i zacząłem cię szukać, nie przestając jednak czuwać nad Zastępem. Gdy zacząłeś się zmieniać, pozostałe przy życiu demony zaczęły uciekać, a my wiedzieliśmy, że wygraliśmy. Najgorsze było jednak to, że nikt nie wiedział, co się z tobą dzieje. Pierwszy raz zetknęliśmy się z czymś takim, niektóre anioły chciały cię zgładzić, obawiając się, że twoje działania nam zaszkodzą, kategorycznie jednak tego zakazałem. Resztę już znasz.
Gdy skończył mówić, chwiejnie podszedłem do kanapy i usiadłem na niej, analizując wszystko od początku. Haniel pomógł mi, co do tego nie miałem wątpliwości, lecz i tak nie mogłem wyrzucić z głowy myśli, że coś mogło pójść nie tak. On mógł zginąć, szeptał cichy głos, a tobie pozostałyby po nim jedynie wspomnienia i martwe, zakrwawione ciało. Oczami wyobraźni widziałem śmierć Haniela na dziesiątki różnych sposobów, również ten, w którym to Vagirio morduje go na moich oczach. Ukryłem twarz w dłoniach, próbując się uspokoić.
- A jednak ci się udało – powiedział ktoś, bezszelestnie wchodząc do pomieszczenia. Usiadł koło mnie Mefisto, szczerząc się złośliwie i patrząc na mnie z politowaniem. – Długo masz jeszcze zamiar rozpaczać, księżniczko?
- Nawet jeśli, to co ci do tego? – warknąłem, momentalnie zapominając o moich wcześniejszych rozmyślaniach.
- No w sumie nic… Do Piekła nie masz zamiaru wracać, co? Właściwie to nikt już tam nie przyjmie takiego dziwadła jak ty, więc i tak nie masz wyjścia – stwierdził beztroskim głosem i zaśmiał się cicho. W tym samym momencie dopadł do niego Haniel, przykładając mu do gardła długi sztylet i patrząc na niego groźnie. Nawet ja się go wtedy przestraszyłem.
- Nigdy. Więcej. Tak. Nie mów – wycedził przez zaciśnięte zęby, wbijając go w kanapę i jeszcze mocniej przyciskając ostrze go jego ciała, póki nie zaczęła po nim spływać krew.
- Jakie to romantyczne. Księżniczka i jej rycerz broniący honoru swej ukochanej – zakpił, nie przejmując się zbytnio zagrożeniem. Położyłem dłoń na ramieniu Haniela i odciągnąłem go lekko od Mefisto.
- Zostaw go, taka już jego natura, że jest wrednym skurwielem – powiedziałem spokojnie. Jego słowa ani trochę mnie nie zabolały, w ogóle się nimi nie przejąłem.
- No już, posłuchaj swojej pani i zejdź ze mnie – mruknął demon, skupiając swój wzrok na Hanielu. Anioł z wyraźnym niezadowoleniem zwlekł się z niego i odrzucił w bok sztylet, który w mgnieniu oka rozpłynął się w powietrzu. – A teraz pozwólcie, że wrócę do Piekła i zrobię w nim porządek. W końcu Lucyfer sam się nie uwolni z klatki – powiedział, otrzepując ubranie, po czym zniknął.
- Co za dupek – warknął pod nosem Haniel, siadając obok mnie i trzęsąc się ze zdenerwowania. Przytuliłem go i pocałowałem w czoło, cicho się śmiejąc. – Z czego się śmiejesz?
- Z ciebie. Naprawdę byłeś jak rycerz broniący mojego honoru.
- Przecież nie mogłem stać obojętnie, gdy on cię obrażał…
- Cóż, skoro tak mówisz, to wypadałoby ci jakoś podziękować – powiedziałem i złączyłem nasze wargi w namiętnym pocałunku. Na początku Haniel chciał się odsunąć, lecz po chwili zmienił zdanie i zaczął niezdarnie odwzajemniać moje pieszczoty. Przysunął się do mnie jeszcze bliżej, ufnie wtulając się w moje ciało i niepewnie wplatając palce w moje włosy. – W końcu nie uciekasz – szepnąłem, gdy oderwaliśmy się od siebie.
- Bo coś sobie dzisiaj uświadomiłem…
- Co takiego? – zachęciłem go, muskając wargami jego żuchwę i szyję.
- Nie mogę już zaprzeczać samemu sobie. Chcę z tobą zgrzeszyć, oddać ci się, na zawsze pozostać u twego boku – powiedział cicho, rumieniąc się. Gdy zacząłem ponownie się do niego przybliżać, położył mi palec na ustach i pokręcił lekko głową. – Jeszcze nie teraz. Na razie jesteś ranny, trzeba cię opatrzyć. No i musisz odpocząć, straciłeś dziś dużo energii.
- Myślisz, że tyle wytrzymam? Tak długo czekałem na tę chwilę, a ty każesz mi wypoczywać… Jesteś niemożliwy – powiedziałem, po czym zacząłem ssać jego palec, patrząc na niego uwodzicielsko. Niestety, Haniel był nieugięty. Wstał, zabrał dłoń z dala od moich ust i poszedł po apteczkę. Zrobiłem naburmuszoną minę i patrzałem na niego spod byka, podczas gdy on ostrożnie zdejmował ze mnie kaftan. Nie miałem zamiaru mu tego ułatwiać, lecz i tak uwinął się z tym nadzwyczaj szybko, jakby miał wprawę w rozbieraniu innych.
- Ależ ze mnie głupek – szepnął, kręcąc głową, i pobiegł po coś do łazienki. Wrócił z miską pełną wody, w której namoczył bawełnianą ściereczkę, by zetrzeć krew z moich policzków, nóg i rąk. Robił to niezwykle delikatnie, uważnie obserwując jak reaguję i czy przypadkiem nie sprawia mi bólu.
- Haniel, sam widzisz, że to to tylko zadrapania – mruknąłem, zaczesując mu włosy za ucho.
- Ale zadane demoniczną bronią. Więc siedź spokojnie i nie wierć się – zbeształ mnie, w dalszym ciągu unikając mojego wzroku. Najwyraźniej nie chciał niepotrzebnie ryzykować, że w końcu mi ulegnie, przez co umrę podczas seksu z nim, wykrwawiając się dzięki odniesionym ranom.
- Uparciuch z ciebie, wiesz? – powiedziałem, drapiąc go w podbródek. Haniel mruknął cicho, po czym odsunął się ode mnie. Nim zdążyłem się zorientować, co robi, złączył dłonie i cicho wypowiedział formułę, która sprawiła, że nie miałem kontroli nad swoim ciałem. Mogłem tylko leżeć i obserwować go.
- Nie ruszaj się. Zalecenie lekarza – zażartował, sięgając po apteczkę. Wyciągnął z niej opakowanie plastrów, a ja z trwogą stwierdziłem, że są one wściekle różowe, w dodatku z nadrukowanymi na nie księżniczkami. Sapnąłem, patrząc na niego wzrokiem mówiącym „nawet nie próbuj”, ale Haniel tylko uśmiechnął się, cmoknął mnie w policzek i zaczął pokrywać moje ciało tymi plastrami, które w myślach nazwałem opatrunkami hańby. Gdy skończył, z zadowoleniem skinął głową i uśmiechnął się szeroko, prezentując swoje śnieżnobiałe zęby. – Wyglądasz przepięknie. W dodatku byłeś niezwykle grzecznym pacjentem. Zasługujesz na nagrodę! – wykrzyknął, uwalniając mnie spod wiążącej formuły.
- Nagrodę? Ty się lepiej pilnuj, żebyś nie zginął za to coś – mruknąłem, wskazując na kolorowe paski przykrywające moje rany.
- A ty nawet nie próbuj ich zrywać – powiedział, nachylając się nade mną i patrząc na mnie groźnie. Zaśmiałem się gardłowo i złapałem go w talii, po czym przewróciłem na plecy i zawisnąłem nad nim, przyciskając go do kanapy. – Co robisz? – wykrztusił, totalnie zaskoczony.
- Odbieram swoją nagrodę za bycie grzecznym pacjentem. A co? Nie widać? – szepnąłem, zmniejszając odległość między naszymi twarzami. Gdy zetknęliśmy się nosami, oblizałem wargi i przekrzywiłem głowę, jakby chcąc go pocałować. Haniel instynktownie się do mnie przysunął, a gdy zdał sobie sprawę z tego, co zrobił, zarumienił się i odwrócił wzrok. – Czerwienisz się. Coś się stało? – zapytałem niskim, zmysłowym głosem, owiewając jego ucho swoim gorącym oddechem, pod wpływem którego zadrżał i cichutko westchnął.
- To przez… ciebie.
- Przecież ja nic nie robię – wyszeptałem, po czym musnąłem koniuszkiem języka płatek jego ucha. Tym razem Haniel jęknął, a jego twarz kolorem zbliżona była do piwonii w pełnym rozkwicie. Widać było, że kompletnie nie wie, co się z nim dzieje, ani jak ma na to wszystko zareagować. – Nie bój się, nie pójdziemy dzisiaj na całość – uspokoiłem go, składając pieszczotliwy pocałunek na jego żuchwie. – Chcę tylko zrobić jedną, małą rzecz. Mogę?
- Ja nawet… nawet nie wiem, co chcesz zrobić – wydyszał, zerkając na mnie niepewnie. Po chwili jednak skinął głową, zrobił to jednak z ogromnym wahaniem. Widać było, że musiał stoczyć w myślach bitwę jeszcze większą od tej, która miała miejsce jakąś godzinę temu.
- Spokojnie, aniołku. To nic strasznego – powiedziałem, ostrożnie wsuwając rękę do jego dresów, które zastąpiły zbroję zaraz po tym, jak weszliśmy do mieszkania. Powolnym ruchem przeciągnąłem po miękkim materiale jego bokserek, wyczuwając pod nimi lekko stwardniałego już penisa. – Unieś lekko biodra, dobrze? – poprosiłem, a gdy to zrobił, zsunąłem z niego spodnie na wysokość kolan. Drżącą z przejęcia dłonią uniosłem jego koszulkę w górę, odsłaniając blady, pięknie wyrzeźbiony tors. Nie mogąc się powstrzymać przejechałem po nim językiem, czując słony smak potu. Gdy doszedłem do jego krocza, zacisnąłem usta na wypukłości w jego bokserkach, uważnie obserwując każdą reakcję Haniela. Anioł wygiął się w łuk, przyciskając do oczu dłonie zaciśnięte w pięści. Wyraźnie słyszałem jego chrapliwy, urywany oddech oraz ciche westchnięcia i jęki wydobywające się spomiędzy zaciśniętych warg. Zsunąłem z niego bieliznę, po czym polizałem jego penisa po całej długości. Gdy ponowiłem tę czynność, Haniel z głośnym jękiem doszedł, plamiąc spermą swój tors. Uśmiechnąłem się pod nosem, zauroczony tym widokiem. Zachłannie zlizałem z jego ciała nasienie, które przyjemnie ochłodziło mój język i gardło. – Pierwszy raz doświadczyłeś orgazmu. Jak było?
- Ja… - wychrypiał, patrząc na mnie zamglonym wzrokiem. Z trudem przełknął ślinę, jego oddech był płytki, a serce biło jak oszalałe. Pocałowałem go czule w czoło, a następnie w usta.
- Muszę przyznać, że szybko poszło. Ale nie martw się, z czasem będziesz w stanie wytrzymać znacznie dłużej.
- Nie wiem, czy dożyję – mruknął, przyciągając mnie do siebie i wtulając twarz w moją szyję. Był taki rozkoszny, czułem, jak jego skóra ogrzewa się pod wpływem rumieńców wykwitających na jego policzkach.
- Spokojnie, Aniołku. Jeszcze wiele przed nami – powiedziałem, ostrożnie przewracając się na plecy i kładąc na sobie Haniela. Z powrotem naciągnąłem na niego bieliznę i spodnie, muskając opuszkami jego chłodne, nagie ciało.
Chwilę później oddech Haniela stał się miarowy, a sam anioł zasnął, cicho pochrapując i ufnie się we mnie wtulając. Zacząłem głaskać go po włosach, głęboko wdychając ich zapach. Powoli wracało do mnie to, co miało miejsce podczas mojego starcia z Vagirio. Świadomość, że byłem kiedyś aniołem, nieco mnie zasmuciła. Niczego nie pamiętałem z tamtego okresu, jedyne moje wspomnienia dotyczyły szerzenia zła, przemocy i ogólnie bycia czarnym charakterem. W Piekle tylko nieliczne demony były Upadłymi Aniołami, lecz one dobrowolnie wybrały, w dodatku wieki temu. Ja byłem nie wiadomo czym. Już nie anioł, lecz jeszcze nie demon. Przedziwna mieszanka, która nigdzie nie zagrzeje miejsca. Zbyt dobra na Piekło, a zarazem zbyt zła na Niebo. Najwyraźniej wygnanie na Ziemi było dla mnie jedynym słusznym rozwiązaniem. Dlatego właśnie tak bardzo cieszyłem się, że mam przy sobie Haniela. Kiedyś w życiu bym tego nie przyznał, lecz byłem ogromnie wdzięczny, że mnie sobie wtedy upatrzył i że tak uparcie się mnie trzymał. Wiedziałem, że bez niego moje życie potoczyłoby się zupełnie inaczej, najpewniej w tę złą stronę.

Teraz byłem jednak wolny. Mój największy wróg zginął, nikt już nie mógł mieć nade mną kontroli. No może poza Hanielem, ale to zupełnie inna sprawa. Nareszcie marzenia stały się rzeczywistością, a ja przestałem być tylko morderczym demonem łaknącym krwi niewinnych. Stałem się istotą zdolną do odczuwania pozytywnych emocji i czerpania przyjemności z własnej egzystencji. A wszystko to dzięki osobie jak gdyby nigdy nic śpiącej na moim ciele i potrafiącej dostrzec we mnie dobro, w które ja sam nigdy bym nie uwierzył.





Postanowiłam, że ostatnią część podzielę na dwa posty. Takie dozowanie emocji. Właśnie dlatego ta notka jest taka krótka. 
Teraz pozostaje mi tylko napisać epilog, który w większości będzie się składał... No, chyba się domyślacie z czego.
W dodatku pracuję już nad nowym opowiadaniem, którego pierwszy rozdział z pewnością się tu ukaże w najbliższym czasie.
A tak w ogóle to teraz notki będą się pojawiać częściej, gdyż wakacje, czas wolny, dużo czasu wolnego... A że jestem człowiekiem, który woli siedzieć w domu i nie mieć zbytniego kontaktu z ludźmi, to będę sporo pisać. No chyba że gdzieś wyjadę, to wtedy nie. Albo stracę wenę i się zatnę >.<
W każdym razie życzę wszystkim miło spędzonych wakacji i duużo dobrej zabawy! :3



2 komentarze:

  1. Jak słodko *.* teraz czekamy na epilog xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A epilog właśnie się pisze. Pewnie gdybym nie grała całe dnie, to już byłby skończony... XD

      Usuń