- Haniel, ja… - zacząłem, gdy stanęliśmy
naprzeciw siebie w salonie. Właściwie nie wiedziałem, co mam powiedzieć, więc
po prostu zamknąłem usta i wbiłem wzrok w podłogę. Bałem się odrzucenia.
Byłem potworem, przedziwną mieszanką dwóch ras, chorym tworem równie chorego
eksperymentu. Już wcześniej nie zasługiwałem na przyjaźń Haniela, a co dopiero
teraz. Brzydziłem się samego siebie.
I właśnie dlatego tak bardzo zdziwiła mnie
reakcja anioła, który podszedł do mnie, delikatnie uniósł moją głowę i
pocałował w usta, patrząc na mnie łagodnym, pełnym miłości i czułości wzrokiem.
Pocałunek był krótki, lecz wystarczył, by rozwiać wszystkie moje wątpliwości, a
także przyprawić mnie o szybsze bicie serca.
- Tak bardzo się o ciebie bałem, Samael – szepnął.
Jego ciepły oddech owiewał moją twarz, łaskocząc mnie w policzki.
- Niepotrzebnie, przecież obiecałem, że… -
przerwałem, doznając nagłego olśnienia. Oderwałem się od niego i rzuciłem mu
złowrogie spojrzenie, niszcząc dotychczasową atmosferę. – Haniel, przecież ty
miałeś grzecznie siedzieć w mieszkaniu i się nie narażać! Coś ty sobie
myślał?! Mogłeś zginąć!
- Tak, ale…
- Nie ma żadnego ale! Mówiłem, że masz na
mnie czekać, a ty wpieprzyłeś się w sam środek tego bagna, dowodząc w dodatku
Zastępem Anielskim! Skąd ty go w ogóle wytrzasnąłeś? – zapytałem, wciąż
zły, że Haniel zignorował moje polecenie.
- Wszystko ci wyjaśnię, tylko proszę, uspokój
się – powiedział, patrząc na mnie błagalnie. Złapał mnie za rękę i ścisnął ją
lekko, nie przestając robić miny w stylu szczeniaczka proszącego o
smakołyk. Westchnąłem ciężko i przewróciłem oczami, po czym skinąłem głową,
dając mu znak, że już może zacząć się tłumaczyć. – Po tym, jak wyleciałeś i
zaczął otaczać cię ten dziwny wir, wiedziałem, że będziesz potrzebował pomocy.
Mefisto się ze mną zgodził, choć on sam upierał się, że palcem nie kiwnie,
dopóki nie zginiesz. Chciałem go zabić za te słowa, ale postanowiłem, że
rozprawię się z nim, gdy będzie już po wszystkim. Zostawiłem go tu, a sam
teleportowałem się do Nieba. Ogłosiłem tam alarm, choć anioły zdążyły się już
zorientować, że na Ziemi dzieje się coś złego. Zastępem dowodził Rafael, lecz
nie było czasu na przekazywanie mu informacji, które posiadałem, tak więc
władza została przeniesiona na mnie. Rafael mi ufał, nawet mimo tego, że
uciekłem z Nieba, więc bez chwili wahania oddał mi róg i kazał prowadzić armię.
Na początku ostrzegłem wszystkich, że wśród wroga jest jeden demon stojący po
naszej stronie, co anioły na szczęście przyjęły bez oporów, a przynajmniej nie
było tego po nich widać. W drodze wydałem rozkazy, a gdy byliśmy na miejscu,
zadąłem w róg i zacząłem cię szukać, nie przestając jednak czuwać nad
Zastępem. Gdy zacząłeś się zmieniać, pozostałe przy życiu demony zaczęły
uciekać, a my wiedzieliśmy, że wygraliśmy. Najgorsze było jednak to, że nikt
nie wiedział, co się z tobą dzieje. Pierwszy raz zetknęliśmy się z czymś takim,
niektóre anioły chciały cię zgładzić, obawiając się, że twoje działania nam
zaszkodzą, kategorycznie jednak tego zakazałem. Resztę już znasz.
Gdy skończył mówić, chwiejnie podszedłem do
kanapy i usiadłem na niej, analizując wszystko od początku. Haniel pomógł mi,
co do tego nie miałem wątpliwości, lecz i tak nie mogłem wyrzucić z głowy
myśli, że coś mogło pójść nie tak. On
mógł zginąć, szeptał cichy głos, a
tobie pozostałyby po nim jedynie wspomnienia i martwe, zakrwawione ciało. Oczami
wyobraźni widziałem śmierć Haniela na dziesiątki różnych sposobów, również ten,
w którym to Vagirio morduje go na moich oczach. Ukryłem twarz w dłoniach,
próbując się uspokoić.
- A jednak ci się udało – powiedział ktoś,
bezszelestnie wchodząc do pomieszczenia. Usiadł koło mnie Mefisto, szczerząc
się złośliwie i patrząc na mnie z politowaniem. – Długo masz jeszcze
zamiar rozpaczać, księżniczko?
- Nawet jeśli, to co ci do tego? – warknąłem,
momentalnie zapominając o moich wcześniejszych rozmyślaniach.
- No w sumie nic… Do Piekła nie masz zamiaru
wracać, co? Właściwie to nikt już tam nie przyjmie takiego dziwadła jak ty,
więc i tak nie masz wyjścia – stwierdził beztroskim głosem i zaśmiał się cicho.
W tym samym momencie dopadł do niego Haniel, przykładając mu do gardła długi
sztylet i patrząc na niego groźnie. Nawet ja się go wtedy przestraszyłem.
- Nigdy. Więcej. Tak. Nie mów – wycedził
przez zaciśnięte zęby, wbijając go w kanapę i jeszcze mocniej przyciskając
ostrze go jego ciała, póki nie zaczęła po nim spływać krew.
- Jakie to romantyczne. Księżniczka i jej
rycerz broniący honoru swej ukochanej – zakpił, nie przejmując się zbytnio
zagrożeniem. Położyłem dłoń na ramieniu Haniela i odciągnąłem go lekko od
Mefisto.
- Zostaw go, taka już jego natura, że jest
wrednym skurwielem – powiedziałem spokojnie. Jego słowa ani trochę mnie nie
zabolały, w ogóle się nimi nie przejąłem.
- No już, posłuchaj swojej pani i zejdź ze
mnie – mruknął demon, skupiając swój wzrok na Hanielu. Anioł z wyraźnym
niezadowoleniem zwlekł się z niego i odrzucił w bok sztylet, który w
mgnieniu oka rozpłynął się w powietrzu. – A teraz pozwólcie, że wrócę do Piekła
i zrobię w nim porządek. W końcu Lucyfer sam się nie uwolni z klatki –
powiedział, otrzepując ubranie, po czym zniknął.
- Co za dupek – warknął pod nosem Haniel,
siadając obok mnie i trzęsąc się ze zdenerwowania. Przytuliłem go i pocałowałem
w czoło, cicho się śmiejąc. – Z czego się śmiejesz?
- Z ciebie. Naprawdę byłeś jak rycerz
broniący mojego honoru.
- Przecież nie mogłem stać obojętnie, gdy on
cię obrażał…
- Cóż, skoro tak mówisz, to wypadałoby ci
jakoś podziękować – powiedziałem i złączyłem nasze wargi w namiętnym pocałunku.
Na początku Haniel chciał się odsunąć, lecz po chwili zmienił zdanie i zaczął
niezdarnie odwzajemniać moje pieszczoty. Przysunął się do mnie jeszcze bliżej,
ufnie wtulając się w moje ciało i niepewnie wplatając palce w moje włosy.
– W końcu nie uciekasz – szepnąłem, gdy oderwaliśmy się od siebie.
- Bo coś sobie dzisiaj uświadomiłem…
- Co takiego? – zachęciłem go, muskając
wargami jego żuchwę i szyję.
- Nie mogę już zaprzeczać samemu sobie. Chcę
z tobą zgrzeszyć, oddać ci się, na zawsze pozostać u twego boku – powiedział
cicho, rumieniąc się. Gdy zacząłem ponownie się do niego przybliżać, położył mi
palec na ustach i pokręcił lekko głową. – Jeszcze nie teraz. Na razie jesteś
ranny, trzeba cię opatrzyć. No i musisz odpocząć, straciłeś dziś dużo
energii.
- Myślisz, że tyle wytrzymam? Tak długo
czekałem na tę chwilę, a ty każesz mi wypoczywać… Jesteś niemożliwy –
powiedziałem, po czym zacząłem ssać jego palec, patrząc na niego uwodzicielsko.
Niestety, Haniel był nieugięty. Wstał, zabrał dłoń z dala od moich ust i
poszedł po apteczkę. Zrobiłem naburmuszoną minę i patrzałem na niego spod
byka, podczas gdy on ostrożnie zdejmował ze mnie kaftan. Nie miałem zamiaru mu
tego ułatwiać, lecz i tak uwinął się z tym nadzwyczaj szybko, jakby miał wprawę
w rozbieraniu innych.
- Ależ ze mnie głupek – szepnął, kręcąc
głową, i pobiegł po coś do łazienki. Wrócił z miską pełną wody, w której
namoczył bawełnianą ściereczkę, by zetrzeć krew z moich policzków, nóg i rąk.
Robił to niezwykle delikatnie, uważnie obserwując jak reaguję i czy przypadkiem
nie sprawia mi bólu.
- Haniel, sam widzisz, że to to tylko
zadrapania – mruknąłem, zaczesując mu włosy za ucho.
- Ale zadane demoniczną bronią. Więc siedź
spokojnie i nie wierć się – zbeształ mnie, w dalszym ciągu unikając mojego
wzroku. Najwyraźniej nie chciał niepotrzebnie ryzykować, że w końcu mi ulegnie,
przez co umrę podczas seksu z nim, wykrwawiając się dzięki odniesionym
ranom.
- Uparciuch z ciebie, wiesz? – powiedziałem,
drapiąc go w podbródek. Haniel mruknął cicho, po czym odsunął się ode mnie. Nim
zdążyłem się zorientować, co robi, złączył dłonie i cicho wypowiedział formułę,
która sprawiła, że nie miałem kontroli nad swoim ciałem. Mogłem tylko leżeć i
obserwować go.
- Nie ruszaj się. Zalecenie lekarza –
zażartował, sięgając po apteczkę. Wyciągnął z niej opakowanie plastrów, a ja z
trwogą stwierdziłem, że są one wściekle różowe, w dodatku z nadrukowanymi na
nie księżniczkami. Sapnąłem, patrząc na niego wzrokiem mówiącym „nawet nie
próbuj”, ale Haniel tylko uśmiechnął się, cmoknął mnie w policzek i zaczął
pokrywać moje ciało tymi plastrami, które w myślach nazwałem opatrunkami
hańby. Gdy skończył, z zadowoleniem skinął głową i uśmiechnął się szeroko,
prezentując swoje śnieżnobiałe zęby. – Wyglądasz przepięknie. W dodatku byłeś
niezwykle grzecznym pacjentem. Zasługujesz na nagrodę! – wykrzyknął, uwalniając
mnie spod wiążącej formuły.
- Nagrodę? Ty się lepiej pilnuj, żebyś nie
zginął za to coś – mruknąłem, wskazując na kolorowe paski przykrywające moje
rany.
- A ty nawet nie próbuj ich zrywać –
powiedział, nachylając się nade mną i patrząc na mnie groźnie. Zaśmiałem
się gardłowo i złapałem go w talii, po czym przewróciłem na plecy i zawisnąłem
nad nim, przyciskając go do kanapy. – Co robisz? – wykrztusił, totalnie
zaskoczony.
- Odbieram swoją nagrodę za bycie grzecznym
pacjentem. A co? Nie widać? – szepnąłem, zmniejszając odległość między naszymi
twarzami. Gdy zetknęliśmy się nosami, oblizałem wargi i przekrzywiłem głowę,
jakby chcąc go pocałować. Haniel instynktownie się do mnie przysunął, a gdy
zdał sobie sprawę z tego, co zrobił, zarumienił się i odwrócił wzrok. –
Czerwienisz się. Coś się stało? – zapytałem niskim, zmysłowym głosem, owiewając
jego ucho swoim gorącym oddechem, pod wpływem którego zadrżał i cichutko
westchnął.
- To przez… ciebie.
- Przecież ja nic nie robię – wyszeptałem, po
czym musnąłem koniuszkiem języka płatek jego ucha. Tym razem Haniel jęknął, a
jego twarz kolorem zbliżona była do piwonii w pełnym rozkwicie. Widać było, że
kompletnie nie wie, co się z nim dzieje, ani jak ma na to wszystko zareagować.
– Nie bój się, nie pójdziemy dzisiaj na całość – uspokoiłem go, składając
pieszczotliwy pocałunek na jego żuchwie. – Chcę tylko zrobić jedną, małą rzecz.
Mogę?
- Ja nawet… nawet nie wiem, co chcesz zrobić
– wydyszał, zerkając na mnie niepewnie. Po chwili jednak skinął głową, zrobił
to jednak z ogromnym wahaniem. Widać było, że musiał stoczyć w myślach bitwę
jeszcze większą od tej, która miała miejsce jakąś godzinę temu.
- Spokojnie, aniołku. To nic strasznego –
powiedziałem, ostrożnie wsuwając rękę do jego dresów, które zastąpiły zbroję
zaraz po tym, jak weszliśmy do mieszkania. Powolnym ruchem przeciągnąłem po
miękkim materiale jego bokserek, wyczuwając pod nimi lekko stwardniałego już
penisa. – Unieś lekko biodra, dobrze? – poprosiłem, a gdy to zrobił, zsunąłem z
niego spodnie na wysokość kolan. Drżącą z przejęcia dłonią uniosłem jego
koszulkę w górę, odsłaniając blady, pięknie wyrzeźbiony tors. Nie mogąc się
powstrzymać przejechałem po nim językiem, czując słony smak potu. Gdy doszedłem
do jego krocza, zacisnąłem usta na wypukłości w jego bokserkach, uważnie
obserwując każdą reakcję Haniela. Anioł wygiął się w łuk, przyciskając do oczu
dłonie zaciśnięte w pięści. Wyraźnie słyszałem jego chrapliwy, urywany oddech
oraz ciche westchnięcia i jęki wydobywające się spomiędzy zaciśniętych warg. Zsunąłem
z niego bieliznę, po czym polizałem jego penisa po całej długości. Gdy
ponowiłem tę czynność, Haniel z głośnym jękiem doszedł, plamiąc spermą swój
tors. Uśmiechnąłem się pod nosem, zauroczony tym widokiem. Zachłannie zlizałem
z jego ciała nasienie, które przyjemnie ochłodziło mój język i gardło. –
Pierwszy raz doświadczyłeś orgazmu. Jak było?
- Ja… - wychrypiał, patrząc na mnie zamglonym
wzrokiem. Z trudem przełknął ślinę, jego oddech był płytki, a serce biło jak
oszalałe. Pocałowałem go czule w czoło, a następnie w usta.
- Muszę przyznać, że szybko poszło. Ale nie
martw się, z czasem będziesz w stanie wytrzymać znacznie dłużej.
- Nie wiem, czy dożyję – mruknął,
przyciągając mnie do siebie i wtulając twarz w moją szyję. Był taki rozkoszny,
czułem, jak jego skóra ogrzewa się pod wpływem rumieńców wykwitających na jego
policzkach.
- Spokojnie, Aniołku. Jeszcze wiele przed
nami – powiedziałem, ostrożnie przewracając się na plecy i kładąc na sobie
Haniela. Z powrotem naciągnąłem na niego bieliznę i spodnie, muskając opuszkami
jego chłodne, nagie ciało.
Chwilę później oddech Haniela stał się
miarowy, a sam anioł zasnął, cicho pochrapując i ufnie się we mnie wtulając.
Zacząłem głaskać go po włosach, głęboko wdychając ich zapach. Powoli wracało do
mnie to, co miało miejsce podczas mojego starcia z Vagirio. Świadomość, że
byłem kiedyś aniołem, nieco mnie zasmuciła. Niczego nie pamiętałem z tamtego
okresu, jedyne moje wspomnienia dotyczyły szerzenia zła, przemocy i ogólnie
bycia czarnym charakterem. W Piekle tylko nieliczne demony były Upadłymi
Aniołami, lecz one dobrowolnie wybrały, w dodatku wieki temu. Ja byłem nie
wiadomo czym. Już nie anioł, lecz jeszcze nie demon. Przedziwna mieszanka,
która nigdzie nie zagrzeje miejsca. Zbyt dobra na Piekło, a zarazem zbyt
zła na Niebo. Najwyraźniej wygnanie na Ziemi było dla mnie jedynym słusznym
rozwiązaniem. Dlatego właśnie tak bardzo cieszyłem się, że mam przy sobie
Haniela. Kiedyś w życiu bym tego nie przyznał, lecz byłem ogromnie wdzięczny,
że mnie sobie wtedy upatrzył i że tak uparcie się mnie trzymał. Wiedziałem, że
bez niego moje życie potoczyłoby się zupełnie inaczej, najpewniej w tę złą
stronę.
Teraz byłem jednak wolny. Mój największy wróg
zginął, nikt już nie mógł mieć nade mną kontroli. No może poza Hanielem, ale to
zupełnie inna sprawa. Nareszcie marzenia stały się rzeczywistością, a ja
przestałem być tylko morderczym demonem łaknącym krwi niewinnych. Stałem się
istotą zdolną do odczuwania pozytywnych emocji i czerpania przyjemności z
własnej egzystencji. A wszystko to dzięki osobie jak gdyby nigdy nic śpiącej na
moim ciele i potrafiącej dostrzec we mnie dobro, w które ja sam nigdy bym nie
uwierzył.
Postanowiłam, że ostatnią część podzielę na dwa posty. Takie dozowanie emocji. Właśnie dlatego ta notka jest taka krótka.
Teraz pozostaje mi tylko napisać epilog, który w większości będzie się składał... No, chyba się domyślacie z czego.
W dodatku pracuję już nad nowym opowiadaniem, którego pierwszy rozdział z pewnością się tu ukaże w najbliższym czasie.
A tak w ogóle to teraz notki będą się pojawiać częściej, gdyż wakacje, czas wolny, dużo czasu wolnego... A że jestem człowiekiem, który woli siedzieć w domu i nie mieć zbytniego kontaktu z ludźmi, to będę sporo pisać. No chyba że gdzieś wyjadę, to wtedy nie. Albo stracę wenę i się zatnę >.<
W każdym razie życzę wszystkim miło spędzonych wakacji i duużo dobrej zabawy! :3
Jak słodko *.* teraz czekamy na epilog xd
OdpowiedzUsuńA epilog właśnie się pisze. Pewnie gdybym nie grała całe dnie, to już byłby skończony... XD
Usuń