Menu

czwartek, 16 czerwca 2016

Przez przemoc do serca


Jako że wena mnie opuściła i nie mogę się zabrać za "Anioła Śmierci", postanowiłam dodać jakiś zapychacz. Padło na opowiadanie, które pisałam głównie w szkole na nudnych lekcjach, a którego fabułę konsultowałam z dwiema koleżankami. Jest to RusPol, trochę głupi, trochę śmieszny, trochę dramatyczny, ale ogólnie da się czytać <a przynajmniej mam taką nadzieję>.
Życzę miłej lektury!
Ps. Poniższa piosenka  wg mnie pasuje jak ulał do tego opka  :3


Kolejny nudny dzień. I nawet nie mam jak telewizji pooglądać, bo skończyły mi się zapasy. Miałem więc dwa wyjścia. Albo siedzieć na dupie i się nudzić, albo się zmobilizować i pójść do sklepu. Po chwili zastanowienia wybrałem tę drugą opcję.
Z cichym westchnieniem poszedłem na korytarz i ubrałem buty, chwyciłem klucze i portfel, i wyszedłem. Szybko zbiegłem po schodach i wyszedłem na dwór, rozkoszując się piękną pogodą i idealną wręcz temperaturą. Jednak to wyjście to nie był taki zły pomysł.
Po pięciu minutach wkroczyłem na rozległy parking rozciągający się wokół Tesco. Pewnym krokiem wszedłem do wnętrza sklepu, gdzie potrącił mnie jakiś ogromny mięśniak.
- Dupek – mruknąłem pod nosem i zniknąłem między półkami. Najpierw wziąłem sok, po czym skierowałem się w stronę działu z przekąskami.
Już z daleka je zobaczyłem. Moje ukochane paluszki. Jedyna prawilna miłość. W dodatku załapałem się na ostatnią paczkę. Z szerokim uśmiechem na twarzy podszedłem do regału. W chwili, gdy zacząłem wyciągać rękę, moim oczom ukazał się przerażający widok. Ostatnia paczka paluszków została chwycona w dużą dłoń i poniesiona nad moją głową. Odwróciłem się, osłupiały. Za mną stał ten sam mężczyzna, który wpadł na mnie przy wejściu. Miał obojętny wyraz twarzy i wkładał do swojego koszyka to, na co ja miałem cholerną ochotę.
- Hej, koleś! To moje! Oddawaj! – krzyknąłem, zaciskając dłonie w pięści.
- Coś mówiłeś? – mruknął, patrząc na mnie bez większego zainteresowania.
- Tak! Ta paczka jest moja! Ja ją pierwszy zobaczyłem!
- Mówi się trudno. Pójdź do innego sklepu.
- Nie ma mowy! Oddawaj! – wrzasnąłem i zbliżyłem się do niego.
- Chciałbyś.
I w tym momencie nie wytrzymałem. Wspiąłem się na place i zaszczyciłem go prawym sierpowym, pod wpływem którego facet upadł. Spojrzał na mnie, zdziwiony, a ja usiadłem na nim okrakiem i złapałem za bluzkę. Uniosłem dłoń i znowu go walnąłem. Tym razem z jego wargi pociekła krew.
- Zgłupiałeś czy co? – sapnął, łapiąc moje ręce w nadgarstkach i patrząc na mnie błagalnie. – Bierz już te paluszki, tylko zostaw mnie w spokoju, ty chory pojebie.
- Tak lepiej – warknąłem i wyciągnąłem z jego koszyka swoje trofeum. Zadowolony, podreptałem do kasy i dokonałem zakupu, po czym udałem się do swojego mieszkania.
Szybko zapomniałem o drobnym incydencie w Tesco, jak i o jego sprawcy.
* * *
Z perspektywy Iwana
Gdy wszedłem do odpowiedniej alejki, zobaczyłem tego samego blondwłosego chłopca, który wpadł na mnie w wejściu. W dodatku szykował się do wzięcia ostatniej paczki paluszków, na które miałem ogromną ochotę. O nie, tak się nie będziemy bawić, pomyślałem i przyspieszyłem kroku. W ostatniej chwili złapałem za paczkę i włożyłem ją do swojego koszyka, zadowolony, że mi się udało. Już miałem odejść, gdy ten odwrócił się w moją stronę i powiedział:
- Hej, koleś! To moje! Oddawaj!
- Coś mówiłeś? – mruknąłem, chcąc go jak najszybciej zignorować.
- Tak! Ta paczka jest moja! Ja ją pierwszy zobaczyłem!
- Mówi się trudno. Pójdź do innego sklepu – powiedziałem, szykując się do odejścia.
- Nie ma mowy! Oddawaj! – wrzasnął, a w jego oczach zobaczyłem dziką furię.
- Chciałbyś – warknąłem. Chwilę później zostałem poczęstowany słabym prawym sierpowym, który jednak na tyle mnie zaskoczył, że upadłem, zaplątując się we własne nogi. Gdy dotarło do mnie, co się właśnie stało, chłopak już na mnie siedział i szykował się do drugiego uderzenia, które tym razem było trochę mocniejsze. Aż rozcięło mi wargę.
- Zgłupiałeś czy co? – sapnąłem, bojąc się w ogóle podnieść rękę na to chucherko. – Bierz te paluszki, tylko zostaw mnie w spokoju, ty chory pojebie.
- Tak lepiej – warknął. Zlazł ze mnie, wziął te cholerne paluszki i odszedł niemal tanecznym krokiem. Pokręciłem z niedowierzaniem głową, zastanawiając się, jakim cudem takie szajbusy mogą chodzić wolno.
- Nic panu nie jest? – zapytał otyły ochroniarz, patrząc na mnie z politowaniem.
- Nie, spokojnie – odparłem i podniosłem się. – Nic mi nie jest.
W duchu jednak postanowiłem, że znajdę tę narowistą dziecinę i odwdzięczę się mu pięknym za nadobne.
* * *
Z perspektywy Feliksa
Nie spiesząc się, szedłem sobie powoli w stronę mojego domu. Byłem tak dumny z siebie, że nie spieszyło mi się tak bardzo, jak jakieś dziesięć minut temu. Niemal emanowałem męskością i samozadowoleniem. A wszystko to dzięki temu facetowi, który okazał się być totalnym słabiakiem, nawet mimo swojej postury. Gdy przypomniałem sobie jego głupią, zdziwioną minę, mimowolnie zaczynałem się szczerzyć. Tak, to był dobry dzień.
Gdy doszedłem do przejścia dla pieszych na jednym ze skrzyżowań, musiałem się zatrzymać, gdyż paliło się czerwone światło. Przestąpiłem z nogi na nogę i rozejrzałem się dookoła.
- Szybko się spotykamy – wymruczał ktoś za mną, a ja mimowolnie się wzdrygnąłem. Powoli odwróciłem głowę, modląc się w duchu o to, bym dożył jutra.
- Jeszcze ci mało? – zacząłem hardo, lecz pod wpływem jego wzroku totalnie wymiękłem. Szybko odwróciłem wzrok, próbując ignorować mojego niepożądanego towarzysza. Niestety, on najwyraźniej nie miał zamiaru mi darować.
- Muszę przyznać, że nieźle mnie zaskoczyłeś. Aż zaplątałem się we własne nogi – zadrwił, kładąc mi dłoń na ramieniu w pozornie przyjacielskim geście. – Ale stanowczo brakuje ci siły. Musisz jeszcze trochę potrenować.
- Tylko tak mówisz – warknąłem. Prawda była jednak taka, że na jego twarzy nie było widać najmniejszego śladu, tak jakbym w ogóle nie obił mu mordy.
- Sam w to nie wierzysz – stwierdził. W końcu zapaliło się zielone światło, pospiesznie ruszyłem więc w stronę bloku, w którym mieszkałem.
- Możesz przestać mnie śledzić? – zapytałem, gdy uparcie podążał za mną.
- Nie.
Zamurowało mnie. Wyglądało na to, że dzisiaj zginę. Mój nastrój od razu zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni.
- Radzę ci iść prosto do domu. W przeciwnym razie rozerwę cię na strzępy i rozwlekę twoje flaki po całej ulicy.
- O-okej... – jęknąłem, drżąc na całym ciele. Nie dość, że umrę, to jeszcze w swoim własnym domu. – A może jednak sobie odpuścisz?
- Nie.
- Poza tym mógłbyś jakoś dyskretniej mnie śledzić, wiesz? Tak jak na filmach to pokazują.
- Nie śledzę cię.
- Akurat. Chociaż nie rób ze mnie debila.
- Nie robię. Sam doskonale sobie z tym radzisz.
- Czuję się niezręcznie – mruknąłem, gdy wchodziliśmy do klatki schodowej, ja pierwszy, on zaraz za mną.
- To już nie mój problem.
- A właśnie że twój! To ty mnie śledzisz!
- Nie śledzę cię – mruknął tym swoim znużonym głosem, wspinając się za mną po schodach.
Teraz zginę, teraz zginę, TERAZ ZGINĘ!, krzyczałem w myślach, wyciągając klucze i otwierając drzwi do mojego mieszkania. Jakież było moje zdziwienie, gdy mój prześladowca podszedł do drzwi naprzeciwko moich i jak gdyby nigdy nic otworzył je.
- Co ty... To ty tu mieszkasz? – jęknąłem, blady jak ściana ze strachu.
- A coś ty myślał? Że cię śledzę? – rzucił drwiącym tonem i zniknął w swoich czterech ścianach.
- Nie, jasne, że nie – szepnąłem sam do siebie, próbując dojść do siebie. Pierwszy raz w życiu czułem taką panikę. Cały mój dotychczasowy żywot przeleciał mi przed oczami.
Gdy tylko znalazłem się w swoim pokoju, bezsilnie opadłem na łóżko i ciężko westchnąłem. Myślałem, że jestem męski i odważny, że nikt mi nie podskoczy, a tu okazało się, że po prostu miałem wtedy farta. Ot, głupi łut szczęścia. Jak zwykle stanęło na tym, że jestem tylko mocnym w gębie frajerem.
Dziesięć minut później usłyszałem dźwięk dzwonka. Od razu cały skamieniałem. Na sztywnych nogach podszedłem do drzwi i spojrzałem przez wizjer. I kogo ujrzałem? Tego samego faceta, którego nieudolnie pobiłem w Tesco. Od razu przywarłem do ściany i wstrzymałem oddech.
- Wiem, że tam jesteś. Otwórz – powiedział. Jego głos był stłumiony przez dzielący nas kawał drewna.
- Nikogo nie ma w domu! – krzyknąłem, po czym zasłoniłem usta dłońmi i zganiłem się w duchu.
- Aleś ty głupi – mruknął i złapał za klamkę. Na moje nieszczęście nie zamknąłem drzwi, dzięki czemu mój prześladowca wszedł do mieszkania jak do siebie i spojrzał na mnie z wyraźną kpiną w oczach.
- Nie pozwalaj sobie! Nie wchodź tu jak do siebie!
- Bo co? Pobijesz mnie?
- A-a żebyś wiedział – jęknąłem, jednocześnie cofając się i wyciągając w tył ręce, by się o coś nie przewrócić. Gdy mężczyzna zrobił pierwszy krok w moją stronę, wrzasnąłem i puściłem się pędem przed siebie, byleby dalej od niego. Ostatecznie znalazłem się w sypialni, gdzie dojrzałem paczkę paluszków na podłodze. Chwyciłem je, i gdy tylko mężczyzna przekroczył próg pomieszczenia, rzuciłem nią w niego.
- Masz i spadaj!
- Nie chcę tego. Już nie.
- To czego chcesz? Jestem za młody żeby umierać!
- Co ty masz z tym umieraniem? Pogięło cię?
- Przymknij się!
- Ty chory dzieciaku, uspokój się i pomyśl przez chwilę logicznie. Po co miałbym cię zabijać? Masz jakąś obsesję czy coś? Przerażasz mnie...
- Bo ty jesteś totalnie straszny! – jęknąłem. Moje oczy mimowolnie zaszkliły się. Pociągnąłem nosem i spuściłem głowę.
- Ech... Mam na imię Iwan – powiedział najspokojniej jak potrafił, i podszedł do mnie. Gdy położył dłoń na moich włosach i lekko nią poruszył, skuliłem się i zamknąłem oczy. – Nie masz się czego bać, uspokój się. Przecież nie jestem jakimś bandziorem – dodał, nie przestając głaskać mojej głowy. Powoli uchyliłem powieki i zerknąłem w górę, patrząc na niego wytrzeszczonymi oczami. Gdy się uśmiechnął, niepewnie uniosłem kąciki ust i jeszcze raz pociągnąłem nosem. – A ty? Masz jakieś imię?
- Feliks... – wyjąkałem niepewnie, zapatrzony w jego tęczówki o niezwykłym fiołkowym kolorze.
- To co? Już się mnie nie boisz?
- Nie wiem... Dalej nie mam pojęcia, co chcesz mi zrobić.
- To niespodzianka – szepnął i złapał mnie za brodę. Pochylił się nade mną i lekko przekrzywił głowę, patrząc mi głęboko w oczy.
- Chyba nie lubię takich niespodzianek...
- Nie pożałujesz, obiecuję – powiedział i złożył na moich ustach krótki, delikatny pocałunek. Zaskoczył mnie tym. Spodziewałem się wszystkiego, ale na to w życiu bym nie wpadł. Gdy nasze wargi ponownie się złączyły, nieco otrzeźwiałem i zdołałem się od niego odsunąć.
- Ja... Nie powinniśmy...
- To mi zabroń – wyszeptał mi wprost do ucha, po czym popchnął mnie na łóżko. Ulokował dłonie po obu stronach mojej głowy i zawisnął nade mną, znowu się do mnie przybliżając. – To jak? Masz ostatnią szansę, żeby mi przerwać. Chociaż i tak nie sądzę, żeby ci się to udało.
- A co, jeśli zacznę krzyczeć? – zapytałem nieśmiało. Iwan wybuchnął śmiechem i przeturlał się na plecy.
- No dobra, przekonałeś mnie – wykrztusił, rozmasowując sobie policzki. Chyba po raz pierwszy nie słyszałem w jego głosie kpiny.
- Dlaczego ty w ogóle mnie... No wiesz – szepnąłem, cały się czerwieniąc. Odwróciłem się do niego plecami. Nie chciałem, by widział moją twarz i patrzał na mnie tym swoim tajemniczym wzrokiem.
- Trudno to wyjaśnić, serio. Poza tym nadal widzę cię jako irytującego i niespełna rozumu dzieciaka. Ładnego, fakt.
- A tak w ogóle to... Długo masz jeszcze zamiar leżeć na moim łóżku? Bo wiesz, mimo wszystko nie jesteś u siebie.
- Pójdę, jak się do mnie odwrócisz.
- Muszę...? – jęknąłem, a gdy zostałem szturchnięty w plecy, z ociąganiem przeturlałem się na drugi bok. Powoli zsunąłem dłonie z twarzy i zerknąłem na niego niepewnie. Iwan uśmiechnął się tylko, pocałował mnie w czubek nosa, po czym jak gdyby nigdy nic wyszedł.
Trzask zamykanych drzwi upewnił mnie, że w końcu zostałem sam. Cholera, ten dzień był totalnie pokręcony! Dlaczego ja zawsze muszę trafić na jakiegoś świra...?
* * *
Tydzień później postanowiłem, że wybiorę się na małe zakupy. Na całe szczęście jeszcze ani razu nie wpadłem na Iwana, pewnie dlatego, że przed każdym wyjściem przez pięć minut sprawdzałem teren. Tak więc, napełniony pewnością siebie, wyszedłem na klatkę schodową. Gdy zamykałem drzwi mieszkania, poczułem stuknięcie palcem w moje ramię, pod wpływem którego podskoczyłem ze strachu i o mały włos nie wydarłem się wniebogłosy.
- Nareszcie się spotykamy – mruknął Iwan.
- Cholera, co ty tu robisz?
- Tak ogólnie to mieszkam tu. O, tam, naprzeciwko ciebie – odpowiedział sarkastycznie. – A tak bardziej szczegółowo, to właśnie idę na zakupy.
- Przestań mnie prześladować, psycholu. Czytasz ludziom w myślach, czy co...? – warknąłem, schodząc po schodach i próbując jak najszybciej go zgubić. Niestety, jego długie nogi dawały mu nade mną ogromną przewagę.
- Sam jesteś psycholem. Ciągle tylko wymyślasz jakieś niedorzeczne teorie spiskowe. Jestem w pełni normalnym facetem, wiesz?
- Ta, normalnym – burknąłem, stojąc przy przejściu dla pieszych, na którym spotkałem Iwana po naszym małym starciu w markecie. Mężczyzna oczywiście podążał za mną jak cień, czym zaprzeczał samemu sobie. – Możesz już przestać za mną iść? Idź prześladować kogoś innego.
- Przymknij się, kurduplu. Nie moja wina, że idziemy w tym samym kierunku.
- Sam jesteś... A zresztą nieważne – mruknąłem.
W końcu obaj doszliśmy do miejsca, w którym się poznaliśmy, a mianowicie do Tesco. Ciągle zerkając na Iwana, chwyciłem koszyk i zniknąłem między półkami. Zgarnąłem karton mleka, dwa ogórki, sok pomarańczowy, dwie paczki paluszków oraz jakieś pieczywo o smaku paprykowym i w kształcie małych kulek. Ostatnie, co chciałem zdobyć, to alkohol. Jakież było moje zdziwienie, gdy w dziale z trunkami natknąłem się na Iwana! Już chciałem dyskretnie się wycofać, ale ten wielkolud w ostatniej chwili mnie zauważył. A może cały czas mnie widział...?
- Co ty tu robisz, dzieciaku? Alkohol to chyba nie jest coś odpowiedniego dla ciebie – powiedział, szczerząc się złośliwie. W odpowiedzi jedynie prychnąłem z pogardą i wpakowałem do koszyka butelkę wódki. – To chyba nie dla ciebie, co?
- A niby dla kogo? Przestań udawać głupka...
- Nie wierzę, że jesteś w stanie wypić choćby kieliszek, póki tego nie zobaczę! – zawołał, pokazując na mnie palcem. Jego przebrzydła paszcza nadal wykrzywiona była w tym głupkowatym uśmieszku godnym pożeracza dzieci i dziewic.
- Jestem pewny, że wypiję więcej niż ty – powiedziałem pewnym siebie głosem, i poszedłem w stronę kas.
- Tak? Zatem przyjdę dzisiaj do ciebie i zobaczymy, na co cię stać. No chyba że boisz się podjąć wyzwanie – dodał, widząc wahanie na mojej twarzy. Po tych słowach wyciągnąłem dłoń w jego stronę, a gdy ją uścisnął, uśmiechnąłem się zadziornie.
- Szykuj się na przegraną – mruknąłem, i odszedłem.
* * *
Godzinę później usłyszałem dźwięk dzwonka. Poszedłem otworzyć drzwi. W progu stał Iwan, w ręce trzymał reklamówkę wypchaną do granic możliwości.
- Widzę, że jednak nie wystraszyłeś się i przyszedłeś. Wchodź – zaprosiłem go do środka, odsuwając się i robiąc mu przejście. Dopiero wtedy zauważyłem, że przyszedł w samych skarpetkach. – Co tam masz? – zapytałem wskazując na torbę.
- Cóż, nie wypada wpadać na popijawę z pustymi rękoma – zaśmiał się, podając mi pakunek, i idąc w stronę mojej sypialni. Poszedłem za nim i usiadłem na dywanie, gdzie chwilę temu oglądałem telewizję. – Co cię tak w ogóle wzięło na picie?
- Odstresować się chciałem. Fajnie jest się czasami tak po prostu napruć.
- Rozumiem. Jakieś kieliszki masz?
- A po co nam kieliszki? Z gwinta będziemy pić. W końcu duże z nas chłopaki! – powiedziałem, a widząc jego zdziwioną minę, odkręciłem jedną z butelek i upiłem z niej porządny łyk alkoholu.
- Takiś cwany, co? – mruknął i poszedł w moje ślady.
Na początku rozmowa się nam nie kleiła, lecz im więcej piliśmy, tym bardziej stawaliśmy się wylewni. I w taki oto sposób dowiedziałem się, że Iwan ma dwie młodsze siostry, które nadal mieszkają w Rosji, że trzy tygodnie temu rzuciła go dziewczyna, której i tak miał serdecznie dosyć, że zawsze marzył o zostaniu lekarzem, że przestał być prawiczkiem w wieku trzynastu lat, czyli piętnaście lat temu, i wiele więcej innych równie interesujących rzeczy. I tak, nim się spostrzegliśmy, obok nas leżały już dwie puste butelki, a my zaczęliśmy trzecią i zarazem ostatnią.
- Muszę przyznać, że się nieźle trzymasz – stwierdził i czknął cicho, na co zacząłem głośno rechotać.
- A co żeś myślał, frajerze? Że tak łatwo ze mną?
- Szczerze mówiąc to tak – mruknął, zawiedziony, i napił się wódki. Widać było, że niewiele mu brakuje do osiągnięcia swojego limitu.
- Marzenie ściętej głowy – odparłem udawanym poważnym tonem i napchałem do ust garść orzeszków ziemnych i kilka paluszków. – Te, Iwan, tak w ogóle to czemu się tak do mnie przyczepiłeś?
- A bo ja wiem... Lubię cię chyba. Chociaż z drugiej strony potrafisz mnie nieźle wkurwić – odpowiedział, kładąc się na dywanie i zamykając oczy. – Ale i tak fajny z ciebie chłopak – wymruczał. Chwilę potem usłyszałem jego cichy, miarowy oddech. Zasnął, tym samym przegrywając zakład. Zachichotałem cicho, układając w głowie plan małego upokorzenia go. Wypiłem resztkę wódki, jaka została, i wziąłem się do roboty. Ostatkiem sił zdjąłem z niego ubrania, łącznie z bielizną, po czym z wielkim trudem zaciągnąłem go do szafy, przewracając się przy tym kilka razy. Gdy już zdołałem upchnąć go między zwisającymi z wieszaków ubraniami, chwyciłem pisak i krzywymi literami napisałem na jego pośladkach słowa: „Feliks tu był”. Śmiejąc się z własnego dowcipu, zamknąłem drzwi szafy i potoczyłem się w stronę łóżka. Ostatecznie zasnąłem na podłodze, gdzieś między pustymi butelkami, resztkami jedzenia i ubraniami Iwana.
* * *
Z perspektywy Iwana
Pierwsze, co poczułem po przebudzeniu, to okropny ból głowy oraz mdłości. Powoli otworzyłem oczy, lecz nadal widziałem tylko ciemność. W dodatku do moich nozdrzy doleciał zapach zawieszki przeciw molom, przez który mało nie puściłem pawia. Spróbowałem wstać, lecz zaplątałem się w coś. Cholera, gdzie ja jestem?
Ostrożnie przewróciłem się na lewy bok, skąd przez małą szparę ujrzałem światło. Wyciągnąłem w tamtą stronę rękę i naparłem na coś twardego, co z cichym skrzypnięciem ustąpiło i dało się pchać do przodu. Skoncentrowałem wszystkie moje siły i rzuciłem się do przodu, tym samym wypadając na czyjąś podłogę. Cały obolały, spojrzałem za siebie. Okazało się, że spałem w cholernej szafie!
- Shlyukha mat’! – zakląłem w moim ojczystym języku i wstałem, od razu opierając się o ścianę. Powoli zacząłem przypominać sobie, gdzie jestem i jak w ogóle się tu znalazłem. Wszystkie moje domysły potwierdził Feliks śpiący na dywanie i przykryty... moją koszulką. Powoli zerknąłem na siebie i ze zgrozą stwierdziłem, że jestem kompletnie nagi! Cholera, co tu się wczoraj wydarzyło?, pomyślałem gorączkowo, szukając łazienki.
Gdy już jako tako doprowadziłem się do porządku, co obejmował prysznic, dwukrotne zwymiotowanie i umycie zębów palcem pokrytym pastą, okryłem się jednym z ręczników i wróciłem do sypialni. Koniecznie musiałem się dowiedzieć, co się wczoraj wydarzyło i co miał znaczyć ten niedorzeczny napis na moich pośladkach, którego mały włos nie przeoczyłem.
- Feliks, wstawaj – warknąłem, szturchając go stopą.
- Co jest? – wymamrotał, otwierając oczy i próbując wyplątać się z mojej koszulki.
- Co tu się stało? I dlaczego spałem w szafie?
- Ach, to... – mruknął i uśmiechnął się lubieżnie. – Po tym, co wczoraj zrobiliśmy, tak się wstydziłeś, że postanowiłeś się przede mną schować.
- Co zrobiliśmy? – zapytałem. Mój niepokój wzrastał z każdą chwilą.
- Jak to co? Nie pamiętasz? – Brzmiał na tak zawiedzonego, że aż ciarki przeszły po moich plecach.
- Feliks, nie żartuj sobie ze mnie...
- Mówisz tak, jakbyś żałował tego, co między nami zaszło...
- To niemożliwe – jęknąłem, siadając na skraju łóżka i ukrywając twarz w dłoniach. Kompletnie nie wiedziałem, co mam teraz zrobić.
Z perspektywy Feliksa
Gdy się obudziłem, usłyszałem dźwięk wody spływającej z prysznica. Najwyraźniej Iwan z niego korzystał, postanowiłem więc poczekać aż wróci do sypialni. Nie musiałem długo czekać. Jakieś pięć minut później poczułem szturchnięcie i usłyszałem jego zmęczony głos.
- Co jest? – zapytałem, udając, że dopiero teraz się obudziłem. Po jego twarzy wiedziałem, że kompletnie nie wie, co się stało. Mogłem więc spokojnie wcielić w życie mój plan.
Przez chwilę rozmawialiśmy, a Iwan wierzył w każde słowo, które wypowiadałem. Widać było, że nie chce dopuścić do siebie myśli, że mógł się ze mną przespać po pijaku, lecz moje sugestie były oczywiste i wiedziałem, że w końcu to do niego dotrze. Jedyne, co mi pozostało, to rozkoszowanie się jego zdezorientowaniem i spanikowaną twarzą.
- To niemożliwe – jęknął. Usiadł na łóżku i schował twarz w dłoniach, a mi zrobiło się tak jakoś głupio, że doprowadziłem go do takiego stanu. Westchnąłem ciężko i usiadłem obok niego.
- Ano niemożliwe – powiedziałem, klepiąc go po ramieniu. – Nie wierzę, że tak dałeś się zrobić.
- Ja nie chciałem, żeby to się stało w takich okolicznościach...
- Iwan, głupku, do niczego nie doszło – mruknąłem zirytowanym głosem. – Po prostu jak już zasnąłeś, to cię rozebrałem, wrzuciłem do szafy i dodałem taki mały autograf. To wszystko. Więc przestań rozpaczać jak baba, bo teraz to ty mnie denerwujesz.
- Więc ty... No nie. Zabiję cię, ty mały gnojku! – wykrzyknął, piorunując mnie wzrokiem. Uniosłem ręce w geście kapitulacji, obawiając się o własne życie.
- To tylko taki żart był, no! Nie irytuj się!
-Jak mam to niby zrobić? Cholera, obudziłem się w szafie, goły, z napisem na tyłku, w dodatku wmawiałeś mi, że uprawialiśmy seks, i jeszcze mówisz, że mam się nie irytować! Więcej z tobą nie piję!
- Stroisz fochy jak dziewczyna – stwierdziłem. – Zostaniesz na śniadanie?
- Niech ci będzie – powiedział z niechęcią i zaczął zbierać z podłogi swoje ubrania.
Poszedłem do kuchni i nastawiłem wodę na kawę, po czym zabrałem się za przygotowanie kanapek. Chwilę potem na jednym z krzeseł usiadł Iwan, ubrany w swoje ciuchy, które miał na sobie wczorajszego dnia.
- Daj mi wody – jęknął. Gdy spełniłem jego prośbę, wypił duszkiem całą zawartość szklanki. – Dzięki.
- Mhm. Masz tu kawę. Słodzisz?
- Nie. Ale mleka mógłbyś dać.
- Naprawdę, aż taki zły jesteś o ten dowcip? – zapytałem, gdy siedzieliśmy razem przy stole i jedliśmy przygotowany przeze mnie posiłek.
- Tylko o tę ostatnią część. Ale mniejsza z tym.
- Ech, ta twoja tajemniczość – westchnąłem i uśmiechnąłem się przyjaźnie. W międzyczasie sięgnąłem do szafki po apap i wziąłem dwie tabletki, jedną dla siebie, drugą dla Iwana. – Masz. Głowa boli cię pewnie tak samo jak i mnie, a może i jeszcze gorzej.
-Dzięki – mruknął i połknął pigułkę, nawet jej nie popijając. – Zwijam się do siebie. Muszę się przespać w miejscu nieco bardziej wygodnym niż szafa.
- No jak chcesz – powiedziałem, zawiedziony. – To do następnego razu.
- Do następnego – odpowiedział i wyszedł.
Po chwili zorientowałem się, że zabrał ze sobą mój kubek, z którego pił kawę. Najwyraźniej mój sąsiad szukał pretekstu, by jeszcze raz mnie odwiedzić. Muszę przyznać, że schlebiało mi to jak cholera.
* * *
Kolejne dni mijały mi nadzwyczaj dobrze. Rano wychodziłem do pracy, po południu z niej wracałem, później wpadałem do Iwana i spędzałem z nim trochę czasu. Nie pamiętałem już o tym, co stało się podczas naszego pierwszego spotkania. Liczyło się tylko to, że bardzo się zaprzyjaźniliśmy i w końcu miałem towarzystwo do rozmów czy spotkań.
W piątek wieczorem, gdy jak zwykle przesiadywałem u Iwana w salonie, mój przyjaciel złożył mi dość osobliwą propozycję.
- Feliks, masz jutro wolne, prawda?
- Taak. A co?
- Nie chciałbyś do mnie wpaść na maraton filmowy? Mam kilka horrorów, które niedawno nabyłem, a samemu nie jest tak fajnie oglądać.
- Czyżbyś bał się sam w ogóle je włączyć – zaśmiałem się – i chcesz bać się razem ze mną?
- Bać się? Raczej płakać ze śmiechu... To jak? Wchodzisz w to? – zapytał z nutą zniecierpliwienia.
- No dobra. Z tobą zawsze.
- W takim razie idź się przebrać w coś wygodnego i skołuj jakieś żarcie.
- Hej, to ty mnie zapraszasz. Powinieneś być przygotowany – zauważyłem, wkładając kubek, z którego piłem, do zmywarki.
- Im więcej, tym lepiej. No, zmykaj. I nie marudź już.
- Ech, coś tam znajdę. Mam nadzieję, że masz piwo?
- Tak, mam. Oczywiście w rozsądnych ilościach.
- I to lubię – powiedziałem i poszedłem do siebie. Jeansy zamieniłem na luźne dresy, a sweter na przydużą koszulkę z jednorożcem dumnie stąpającym po tęczy. Wziąłem z szafki dwie paczki popcornu do mikrofali, a także chipsy i moje ukochane paluszki, po czym wróciłem do Iwana, nie siląc się już nawet na założenie butów. – Już jestem! – krzyknąłem i skierowałem się w stronę salonu, gdzie siedział już mój przyjaciel i odpalał film.
- W samą porę – powiedział i poklepał miejsce obok siebie. Położyłem przyniesione przeze mnie jedzenie na stoliku i usiadłem na kanapie. Jedynym źródłem światła był telewizor, w którym kilku młodych ludzi ekscytowało się z wizyty w „nawiedzonym” psychiatryku.
- Dlaczego każdy film o duchach musi się tak zaczynać? – zapytałem, sięgając po butelkę piwa, ciekawy jednak, jak się skończy ten horror. – Pewnie i tak wszyscy zginą – szepnąłem niby przerażającym głosem. Iwan tylko zmierzwił moje włosy i zaśmiał się pod nosem.
Godzinę później nie było mi już tak do śmiechu. Co chwilę podskakiwałem na kanapie ze strachu, bojąc się spojrzeć w jakąkolwiek stronę. W dodatku obok mnie siedział Iwan, który na szczęście nie zorientował się, w jakim jestem stanie. Pewnie by mnie wyśmiał jeszcze głośniej, niż ten film... W końcu nie wytrzymałem i zapytałem:
- Nudne to. Może włączymy coś innego?
- Chcę się dowiedzieć, czy pierwsza zginie blondi, czy jej chłopak. Poza tym dobry jest ten film.
- No ale wiesz...
- Tylko mi nie mów, że się boisz – przerwał mi. Gdy spojrzał na moją twarz, cmoknął cicho i przysunął się do mnie. – To tylko film, naprawdę nie ma się czego bać – powiedział, obejmując mnie. – Poza tym jestem cały czas przy tobie, nic ci nie grozi ze strony wrednych duchów.
- Ty to wiesz, jak pocieszyć – mruknąłem, opierając głowę o jego ramię. Po chwili wahania złapałem go za rękę, nabierając w ten sposób odrobiny pewności.
Na całe szczęście kolejne dwa horrory były już tylko o jakimś szaleńcu oraz dziwnym zmutowanym potworze, mogłem się więc odprężyć i śmiać razem z Iwanem. Niestety, zmęczenie zaczęło dawać o sobie znać, i nim skończył się trzeci film, zacząłem zasypiać.
- Feliks, śpisz? – zapytał Iwan, odgarniając mi z twarzy włosy.
- Jeszcze nie – mruknąłem. – Ale jestem już blisko.
- W takim razie idziemy już spać – powiedział, a gdy nie zareagowałem, wyłączył sprzęt, wziął mnie na ręce i zaniósł do swojej sypialni.
- Co kombinujesz? – szepnąłem, gdy układał mnie na łóżku.
- Na razie nic. No, możesz już spać. Ja pójdę na kanapę.
- Zostań.
- Na pewno?
- Tak. Inaczej będę miał koszmary – powiedziałem. Gdy położył się obok mnie, ufnie wtuliłem się w jego ciepły, umięśniony tors.
- Dobranoc – wyszeptał mi do ucha i pocałował mnie w skroń.
Chwilę później już spałem.
* * *
Gdy zacząłem wybudzać się ze snu, czułem, jak przez moje ciało co chwilę przebiegają fale gorąca. Chciałem się odkryć, ale nie mogłem nawet poruszyć ręką. Otworzyłem oczy, i gdy przyzwyczaiłem się do panującej w pokoju jasności, prawie krzyknąłem ze strachu. Dosłownie kilka centymetrów od mojej twarzy była twarz Iwana, który jak gdyby nigdy nic spał z lekko uchylonymi ustami i ściskał mnie, jakby od tego zależało jego życie. Spróbowałem wyślizgnąć się z jego objęć, nic jednak z tego nie wyszło.
- Iwan – szepnąłem, patrząc na niego z nadzieją. – Iwan, obudź się. No dalej – mówiłem, chcąc być jak najbardziej taktowny. Nie wiedziałem w końcu, jaki jest Iwan zaraz po przebudzeniu, a nie chciałem niepotrzebnie ryzykować życiem. – Iwan, jeśli udajesz, to wiedz, że wcale mnie to nie bawi. – Żadnej reakcji z jego strony. Cholera, ten facet miał bardzo twardy sen. – Iwan, jeśli się nie obudzisz, zrobi się nieprzyjemnie – ostrzegłem go, co skomentował cichym westchnięciem i jeszcze mocniejszym ściśnięciem mnie.
I właśnie wtedy moja cierpliwość się skończyła. Zacisnąłem zęby, podkuliłem nogi i umieściłem stopy na brzuchu Iwana. Następnie, zbierając w sobie wszystkie moje siły, wyprostowałem nogi, co sprawiło, że Rosjanin z hukiem spadł z łóżka, a ja o mały włos nie podzieliłem jego losu.
- Feliks, ty mały chuju, niech cię szlag – zaklął, podnosząc się i pocierając pośladki, na których wylądował. – Co to miało być?
- Pobudka. Nie chciałeś po dobroci, to użyłem przemocy. Swoją drogą, po co żeś się tak do mnie przytulił, co? Mało się nie udusiłem! – żachnąłem się, rozprostowując zdrętwiałe kończyny.
- Przytulanie to naturalna reakcja, gdy ktoś śpi obok ciebie – mruknął, nie rozumiejąc powodu mojego oburzenia. Usiadł obok mnie na łóżku, po czym z powrotem się na nim położył.
- Wyobraź sobie, że dwóch normalnych facetów nie przytula się do siebie przez sen. Co innego, gdybyś spał ze swoją dziewczyną. Wtedy możesz powiedzieć, że to naturalna reakcja.
- W takim razie ty zostań moją dziewczyną. Wtedy wszystko będzie ok.
- Głupoty gadasz, idioto. Śpisz jeszcze czy co? – zapytałem, czując, że zaczynam robić się czerwony jak burak. – Poza tym jak niby dwóch facetów może być razem?
- I kto tu jest idiotą? – zaśmiał się, po czym rzucił się na mnie. Przyparł mnie do łóżka i nachylił się nade mną, patrząc na mnie tymi swoimi tajemniczymi oczami. – Oczywiście, że dwóch facetów może być razem. Jeśli chcesz, możesz się o tym przekonać na własnej skórze.
- Chyba zwariowałeś! – wrzasnąłem, próbując się mu wyrwać. – Skąd ty masz w ogóle pojęcie o takich rzeczach, zboczeńcu?!
- Tym się nie martw. To co? Próbujemy? – zapytał. Uśmiech na jego twarzy powiększał się z sekundy na sekundę.
- Złaź ze mnie, ale już! I przestań ze mnie w ten sposób żartować!
- Nigdy bym nawet o tym nie pomyślał – powiedział, nagle poważniejąc, i pocałował mnie. Na początku nie skojarzyłem nawet, co się właśnie dzieje, lecz gdy to do mnie dotarło, jęknąłem cicho i szarpnąłem się. Najgorsze było to, że jakaś część mnie wcale nie chciała tego przerywać.
- Ja chyba... Chyba już pójdę – mruknąłem, gdy w końcu się ode mnie odsunął. Instynktownie oblizałem wargi, po czym mimowolnie się wzdrygnąłem.
- Aż tak cię to obrzydza? – zapytał smutnym głosem.
- To nie tak... – zacząłem. Tak naprawdę nie miałem pojęcia, co powiedzieć. Nie chciałem go zranić.
- A jak? – nie dawał za wygraną.
- Bo ja nigdy nie... nie robiłem takich rzeczy. I chyba chcę, żeby tak pozostało...
- Rozumiem – powiedział, od razu się ode mnie odsuwając. – Będzie lepiej, jeśli już pójdziesz.
- Nie chcę zrywać z tobą kontaktu, Iwan. Mimo tego, że... Po prostu zostańmy przyjaciółmi, ok?
- Idź już – warknął, nawet nie patrząc w moją stronę. Było mi przykro, że tak mnie potraktował. Nic już nie mówiąc, zabrałem swoje rzeczy i wróciłem do siebie.
- Świetnie. Właśnie straciłem kolejnego przyjaciela – szepnąłem sam do siebie. Pustka w moim sercu znowu zaczęła się powiększać.
* * *
Dwa tygodnie później nadal nie mogłem pogodzić się z tym, co zaszło między mną a Iwanem. Bałem się pójść do niego, by porozmawiać, a i los chciał, byśmy się spotykali się gdzieś przypadkowo. Tęsknota, która zżerała mnie od środka, stawała się nieznośna. Pragnąłem to przerwać, lecz nie wiedziałem jak. W dodatku zaczynały mnie coraz częściej nachodzić myśli, że może tak naprawdę ja też nie chcę, by na przyjaciołach się skończyło. Że może ja też go lubię... albo nawet kocham. Nieważne, jak uparcie wypierałem te stwierdzenia z głowy, one i tak wracały, w dodatku ze zdwojoną siłą.
W końcu postanowiłem, że czas to przerwać. Albo się uda, i potwierdzę, że normalny ze mnie chłopak, albo wyjdzie, że jednak jestem... gejem, pomyślałem, i wyszedłem pewnym krokiem z mieszkania. Drżącą dłonią nacisnąłem dzwonek do drzwi, oczekując z szybko bijącym sercem. Ze zdenerwowania ciężko oddychałem, coraz ciężej mi się też myślało.
Już miałem uciec, gdy nagle w progu stanął Iwan, patrząc na mnie zmęczonym wzrokiem.
- Co ty tu robisz? – zapytał, a ja miałem wrażenie, że za chwilę się rozpłaczę. Chciałem coś powiedzieć, wyjaśnić mu co i jak, lecz żadne słowo nie chciało przejść przez moje gardło. Stałem więc, wpatrując się w niego z otwartymi ustami, bojąc się zrobić cokolwiek. W końcu jednak moje długo tłumione emocje wzięły górę. Ze łzami w oczach przytuliłem się do niego, pragnąc, by ta chwila trwała wiecznie. – Feliks, przecież...
- Zamknij się już – przerwałem mu, jeszcze mocniej go ściskając i kręcąc na boki głową. – Wiesz, jak się czułem, gdy tak perfidnie mnie wygoniłeś? Wiesz?! – krzyknąłem, a mój głos rozniósł się po całej klatce schodowej. Iwan pospiesznie zamknął drzwi i spróbował mnie od siebie odsunąć, nie pozwoliłem mu jednak na to. – To totalnie twoja wina, że tak się czułem! Jak jakiś śmieć!
- Nie zapominaj, że to ty mnie odrzuciłeś.
- Ale nie chciałem, żeby nasz kontakt tak po prostu się urwał! To ty mnie unikałeś, odtrąciłeś mnie... Myślałem, że zacząłeś mnie nienawidzić – jęknąłem, pozwalając, by łzy płynęły już na całego z moich oczu.
- Przepraszam. Twoja stanowcza odmowa zraniła mnie, fakt, lecz nigdy bym cię nie znienawidził. Wciąż jesteś dla mnie ważny. Myślę, że chciałem sobie oszczędzić cierpienia. Nie spodziewałem się, że tak mocno to przeżyjesz – powiedział, w końcu odwzajemniając mój uścisk. Westchnąłem, czując ogromną ulgę. Wszystkie moje dotychczasowe wątpliwości zniknęły. Byłem już pewny, co tak naprawdę czuję, i całkowicie się z tym pogodziłem. Niepewnie uniosłem głowę. Nasze spojrzenia się spotkały, a ja, wiedziony instynktem, wspiąłem się na palce i pocałowałem Iwana, najpierw nieśmiało, później zaś z coraz większą namiętnością. – Feliks, jesteś pewny? – zapytał, gdy oderwaliśmy się od siebie. Skinąłem głową i uśmiechnąłem się do niego.
W tym momencie byłem szczęśliwy, jak jeszcze nigdy. I nawet wtedy, gdy Iwan wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni, nie zwątpiłem ani na chwilę w to, że jestem właśnie z mężczyzną, z którym pragnę spędzić resztę swojego życia.
* * *
Z perspektywy Iwana
Gdy otworzyłem drzwi i zobaczyłem w nich Feliksa, pierwsze, co chciałem zrobić, to uciec. Wiedziałem jednak, że byłoby to skrajnie idiotyczne zachowanie, zachowałem więc pozory i zapytałem:
- Co ty tu robisz?
Nie doczekałem się jednak żadnej odpowiedzi. Atmosfera między nami była tak gęsta, że można ją było kroić nożem. Co dziwniejsze, wyraźnie wyczułem w niej jutę seksualnego napięcia. Albo był to po prostu wymysł mojego umęczonego, stęsknionego za tym dzieciakiem umysłu. Prawda była taka, że niezbyt dobrze zniosłem naszą rozłąkę. Zacząłem cierpieć na bezsenność, kompletnie straciłem apetyt, spadła też moja chęć do życia i robienia czegokolwiek innego niż bezsensowne i zupełnie bezcelowe wylegiwanie się na kanapie. Straciłem też całą nadzieję odnośnie tego, że kiedykolwiek będzie mi dane związanie się z Feliksem i rozpoczęcie z nim wspólnego życia.
Dlatego właśnie tak bardzo zdziwiłem się, gdy chłopak rzucił się na mnie i mocno mnie przytulił. Spodziewałem się wszystkiego, nawet tego, że przyszedł tu po kubek, który dawno temu zabrałem z jego mieszkania, ale na pewno nie tego, że zostaną mi okazane jakiekolwiek pozytywne uczucia.
- Feliks, przecież... – zacząłem, lecz przerwał mi stanowczo.
To, co wyrzucił z siebie pod wpływem emocji, oraz fakt, że płakał, sprawiło, iż poczułem się jak kompletny frajer. Moim samolubnym zachowaniem doprowadziłem osobę, którą kocham, do tak podłego stanu. W głębi serca bałem się jednak, że wszystkie te wyrzuty z jego strony i tak z powrotem sprowadzą nas do przyjaciół, a nie wiem, czy na długo by mi wystarczyło. Obawy te jednak zniknęły w momencie, gdy poczułem na swoich ustach wargi Feliksa, ciepłe i słone od łez.
- Feliks, jesteś pewny? – zapytałem, ostatkiem sił powstrzymując się przez natychmiastowym rzuceniem się na niego. Gdy z pewnością pokiwał głową i uśmiechnął się do mnie, byłem najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. Wziąłem go w ramiona i zaniosłem do sypialni, pragnąc pokazać mu, jak bardzo go kocham.
I to wielokrotnie. Tak dla pewności.
* * *
Z perspektywy Feliksa
Miesiąc później
- Nie wierzę, że dopiero teraz zgodziłeś się na to, żeby ze mną zamieszkać – mruknął Iwan, pomagając pakować moje rzeczy do kartonów i zanosić je do jego mieszkania.
- Musiałem być pewny, że z tobą wytrzymam. W końcu wspólne mieszkanie to poważna sprawa – powiedziałem z udawaną powagą, po czym zacząłem pochłaniać kolejną garść słonych paluszków. W odpowiedzi dostałem kuksańca w żebra.
- Mimo wszystko cieszę się, że w końcu udało mi się ciebie namówić. Nawet jeśli odwdzięczasz mi się takimi złośliwościami...
- Przecież żartuję – zaśmiałem się i pocałowałem go w usta, pozostawiając przy tym kilka okruszków na brodzie Iwana. Gdy zacząłem się z tego śmiać, mój towarzysz otarł twarz rękawem i spiorunował mnie wzrokiem.
- Masz szczęście, że cię kocham, gówniarzu – szepnął i powędrował z kolejnym kartonem do swojego salonu, a ja mimowolnie skierowałem oczy na jego pośladki. – Czuję twój wzrok na moim tyłku! – krzyknął w progu, wiedząc co robię nawet bez patrzenia na mnie.
Pół godziny później wszystkie moje rzeczy zostały przeniesione do mieszkania obok, a ja byłem gotowy, by oddać klucze do mojego starego miejsca zamieszkania dozorcy. Gdy to zrobiłem, całkowicie poczułem, że właśnie się przeprowadziłem. Znowu ogarnęło mnie niezmierne szczęście, którym pragnąłem podzielić się z moim mężczyzną.
Jeśli to jest miłość, to chcę, aby trwała wiecznie.

Koniec






4 komentarze:

  1. Opowiadanie naprawdę super*.* pozdrawiam i życzę weny na Samaela i Haniela :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Właściwie mam już plan jak rozwinąć dalej "Anioła...", no ale się zacięłam twórczo. Także trzeba będzie jeszcze na niego poczekać. :/
      Ps. Dziękuję za wsparcie komentarzami. Jesteś wielka! :*

      Usuń
  2. fajne nie ma co ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)
      Było pisane w większości na lekcjach i naprawdę dobrze się bawiłyśmy przy tworzeniu tego, także pozytywne komentarze cieszą podwójnie :D

      Usuń