- Wstań, Samaelu – rozkazał głos, a ja
posłusznie wykonałem jego polecenie. Otworzyłem oczy i stanąłem na chwiejnych
nogach, a gdy zobaczyłem, że stoi przede mną Vagirio, klęknąłem na jedno kolano
i pochyliłem głowę.
- Jestem do twojej dyspozycji, Panie –
powiedziałem, kładąc prawą pięść na sercu.
- Bardzo dobrze. Zapewne czujesz się jeszcze
osłabiony, prawda?
- Bynajmniej, Panie. Jestem gotowy na twoje
rozkazy.
- Jesteś niecierpliwy jak zawsze – zaśmiał
się. – Mój rozkaz brzmi: Odpocznij i nabierz sił. Będą ci potrzebne do
misji, którą zamierzam ci zlecić.
- Co to za misja, Panie?
- Cierpliwości, Samaelu. Dowiesz się
wszystkiego w swoim czasie. Mogę ci jednak zdradzić, że chodzi o zabicie
pewnego anioła.
- Nie mogę się już doczekać – mruknąłem. W
moich oczach przez ułamek sekundy błysnęła żądza krwi.
- I właśnie dlatego jesteś moim ulubieńcem –
skwitował, kładąc dłoń na moim policzku i delikatnie unosząc moją głowę do
góry. – Cieszę się, że do mnie wróciłeś.
- Wróciłem? Przecież nigdy cię nie opuściłem,
Panie.
- Byłeś przez pewien czas… niedysponowany.
Ale teraz wszystko wróciło do normy. Znowu należysz tylko do mnie – powiedział
i nachylił się ku mnie. Przelotnie musnął wargami moje usta i uśmiechnął się
lubieżnie. – Będziemy musieli jakoś uczcić twój powrót. Co ty na to?
- Jeśli taka jest twoja wola, Panie.
- A zatem urządzimy sobie wieczorem małą
ucztę. Zadbam o to, byś dostał duszę z najwyższej półki.
- Jesteś dla mnie za dobry, Panie. Mam
nadzieję, że będę mógł ci się za to odwdzięczyć? – zapytałem z nadzieją w
głosie. Vagirio zaśmiał się krótko i wplótł palce między moje włosy,
odgarniając je do tyłu. Zmierzył mnie wzrokiem, pod wpływem którego lekko
zadrżałem.
- Mój drogi, oczywiście, że będziesz mi
musiał zapłacić za swój posiłek. Liczę na to, że się postarasz – wymruczał mi
blisko ucha. Zmusił mnie, bym wstał, i spojrzał na mnie z góry. Był
niezwykle władczy i stanowczy, imponował mi swoją siłą. Jego złote oczy
zmuszały mnie do uległości, lecz godziłem się na to. Wiedziałem, że los ten
jest najlepszy, jaki mógł mnie spotkać.
- Dla ciebie zawsze będę się starał, Panie.
Zadowolenie ciebie jest moim priorytetem – szepnąłem słabym głosem. Mój oddech
coraz bardziej przyspieszał, a ja chciałem, by wziął mnie tu i teraz. Intensywność
tego pragnienia zaćmiła mój umysł, zawładnęła mną. Zamknąłem oczy, czekając, co
się wydarzy.
- Czyżbyś chciał zapłacić mi z góry? –
zapytał, kładąc dłoń na moim kroczu.
- Tak, Panie.
- Dobra odpowiedź – powiedział i pchnął mnie
na posadzkę.
* * *
- Przyprowadź do mnie Mefisto – rozkazał
Vagirio jednemu ze swych posłańców. Siedział na swym tronie, ja zaś zajmowałem
miejsce u jego stóp. Miałem na sobie prostą czarną szatę z szerokim dekoltem do
pępka, który odsłaniał niemal cały mój tors. Czułem się nieco niekomfortowo,
gdyż nie miałem na sobie żadnej bielizny, taka była jednak wola mojego Pana i
całkowicie ją uszanowałem. – Mefisto, mam dla ciebie zadanie.
- Jakie? – zapytał, ukradkiem spoglądając w
moją stronę. Zauważyłem zdziwienie na jego twarzy, lecz nie dbałem o to.
- Zdobądź dla mnie dwie dusze, czyste do
granic możliwości. Najlepiej, niech to będą dziewice – zażądał, jednocześnie
bawiąc się moimi włosami.
- Oczywiście. Daj mi godzinę.
- Dobrze. A teraz odejdź. I nie spóźnij się.
Wiesz, że tego nie lubię.
- Będę na czas – zapewnił. Ukłonił się nisko
i wyszedł, jak na mój gust zbyt pospiesznie.
- Jesteś ciekawy, jak zmieniło się piekło
podczas twojej nieobecności? – zagadnął Vagirio po chwili ciszy.
- Chyba tak, Panie. Choć wcale nie odczuwam
tego, że cokolwiek mnie ominęło.
- To naturalne, nie przejmuj się. A teraz
chodź, pokażę ci, jakie zaprowadziłem zmiany. Bo musisz wiedzieć, że teraz to
ja jestem Królem Piekła.
- Co się stało z Lucyferem? Czyżbyś w końcu
pokonał tego aroganckiego dupka, Panie?
- Zważaj na swój język, Samaelu – upomniał
mnie z pobłażliwym uśmiechem. – Lucyfer sam się wykończył. Właściwie to nigdy
nie nadawał się do rządzenia i kwestią czasu było, kiedy to się wreszcie
potwierdzi. Większość demonów nie chciała go już słuchać, uważali, że Lucyfer
ich ogranicza i potrzeba im nowego, silniejszego przywódcy. Ja, jako prawa ręka
Szatana, idealnie się do tego nadawałem. Miałem też ogromne poparcie,
wystarczyło więc odmówić posłuszeństwa Lucyferowi i ogłosić się nowym władcą.
Zajęło mi to pięć minut. Ten tchórz nawet się przed tym nie wzbraniał, od razu
przekazał mi władzę i zniknął. Nikt go nie widział od tamtej pory, a wszyscy
jego poplecznicy, którzy pragnęli odzyskać dla niego Piekło, zostali
unicestwieni. Nie było ich wielu, poza tym było to marna strata. Teraz panuje
tu ład i harmonia, oczywiście charakterystyczne dla naszego gatunku.
- Jak zwykle idealnie dostosowałeś się do
sytuacji, Panie. Poza tym zawsze uważałem, że to tobie należy się korona –
powiedziałem, idąc u boku Vagirio po długim korytarzu.
- Schlebiasz mi, Samaelu. Choć, muszę
przyznać, podoba mi się to.
- Mogę to robić częściej, jeśli chcesz, Panie
– wymruczałem. Cały czas wolno szliśmy korytarzem, chwilami słychać było krzyki
potępionych dusz. Nie przeszkadzało nam to jednak w prowadzeniu rozmowy, wręcz
przeciwnie. Wrzaski i jęki pełne bólu i cierpienia były miłym
akompaniamentem.
- Nie chcę wyjść na łasego na miłe słówka –
powiedział, głaszcząc mnie po policzku, i wprowadził mnie do dość dużego
pomieszczenia pełnego książek.
- Nigdy nie widziałem w Piekle biblioteki –
zauważyłem, zaciekawiony.
- Bo jej tu nie było. Jak wiesz, stawiam na
naukę i wiedzę o wiele bardziej niż inni, dlatego pomyślałem, że przyda się nam
taka skromna skarbnica informacji.
- Skromna? Przecież są tu miliony książek z
całego świata! – wykrzyknąłem, zafascynowany już od samego początku. Drżącą z
podniecenia dłonią przejechałem po wierzchach kilku z nich. W całym pokoju
unosił się przyjemny zapach starego papieru, atramentu, drewna i dymu.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo cieszę się z
twojego zainteresowania wszelką literaturą – powiedział Vagirio, z szerokim
uśmiechem mnie obserwując. – Czuję się przez ciebie całkowicie rozumiany, tylko
ty potrafisz dać mi to uczucie. Teraz, gdy jestem Królem, przyda mi się ktoś
zaufany.
- Zawsze będę przy tobie, mój Panie –
zapewniłem go, po czym zniknąłem między regałami. – Zakładam, że to nie
wszystko, co zmieniłeś?
- Jest jeszcze kilka rzeczy, lecz
najważniejszą i najbardziej godną wspomnienia jest założona przeze mnie
rejestracja dusz.
- Brzmi ciekawie – mruknąłem, przeglądając
oryginalne wydanie „Boskiej komedii” Dantego. – Na czym to dokładnie polega?
- Każdy, kto trafia do nas po śmierci, musi
zostać spisany do specjalnej księgi. Mamy jednego skrybę, który z niezwykłą
dokładnością wykonuje swoje zadanie, tak więc kolejka do niego jest dość długa.
Wiesz, taka pierwsza, niewinna tortura. Niektórzy mieli szczęście i załapali
się od razu, lecz im później się przychodzi, tym dłużej się czeka. W dodatku w
poczekalni panuje czterdziestostopniowy upał, a jedyny automat z wodą jest
zepsuty.
- Co zapisuje ten skryba? – zapytałem, teraz
sięgając po autentyczne rękopisy Leonarda da Vinci.
- Imię, nazwisko, wiek, płeć, główne
przewinienia, przyczynę ostateczną trafienia do piekła. Nic takiego.
- Ciekawe, czy kiedykolwiek ci się to przyda…
- zastanowiłem się na głos, jednocześnie analizując notatki Izaaka Newtona.
Byłem tym tak pochłonięty, że nawet nie zauważyłem, kiedy stanął obok mnie
Vagirio.
- Niezbyt uważnie mnie słuchasz, co? –
wyszeptał mi koło ucha, a ja mimowolnie się wzdrygnąłem. – Cieszę się, że
podobają ci się moje zbiory, ale domagam się nieco więcej zainteresowania moją
osobą.
- Jak sobie życzysz, Panie – powiedziałem, z
bólem serca odkładając trzymaną przeze mnie księgę. Odwróciłem się do niego i
spojrzałem na niego wyczekująco.
- No, tak lepiej. Wracajmy już, za chwilę
powinien wrócić Mefisto. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedzie.
- Będę mógł go ukarać, jeśli się nie sprawi –
zaproponowałem nieśmiało.
- Dziękuję ci, mój drogi, lecz sam się tym
zajmę. Choć muszę przyznać, że wolę, by do tego nie doszło.
- Jak to? Czyżbyś go polubił? Przecież to
jeden z najbardziej dwulicowych i działających na nerwy demonów. Szczerze,
tylko czekam, żeby obić tę jego piękną buźkę – powiedziałem, uśmiechając się na
samą myśl o tym. Vagirio tylko zmierzwił mi włosy i zaśmiał się pod nosem.
- Brakowało mi ciebie, Samaelu – westchnął i
przyciągnął mnie do siebie. Złączył nasze usta w namiętnym, zaborczym
pocałunku, a ja poddałem się mu całkowicie. Było w tym jednak coś obcego,
odległego, tak jakbym doświadczał już rzeczy o wiele lepszych.
Weszliśmy do komnaty, w której urzędował
Vagirio, w tym samym momencie, co Mefisto, tyle że on teleportował się na jej
środku, trzymając za ręce dwie przerażone bliźniaczki.
- Interesujące – mruknął Vagirio i uważnie
przyjrzał się każdej z dziewcząt. – Postarałeś się, Mefisto. A już myślałem, że
będę cię musiał ukarać…
- Cieszę się, że nie zawiodłem twoich
oczekiwań. Mam do ciebie małą prośbę…
- O co chodzi?
- Czy mógłbym chwilę porozmawiać z Samaelem?
Najlepiej na osobności.
- Cóż za osobliwe życzenie. Co ty na to? –
zapytał, zwracając się do mnie.
- Jeśli to konieczne… - warknąłem, rzucając w
stronę demona podejrzliwe spojrzenie.
- Zatem wyjdźcie na korytarz, a ja przygotuję
nasze piękne panie na zabawę.
Gdy wyszliśmy za drzwi, Mefisto złapał mnie
za ramię i przybliżył się do mnie.
- Podobno nie chciałeś z Nim zostawać, ani
tym bardziej korzyć się przed Nim, a robisz coś zupełnie innego. Co się z tobą
stało?
- O co ci chodzi? To chyba normalne, że służę
swojemu Panu.
- Panu? Dzień wcześniej z obrzydzeniem
wypowiadałeś jego imię i zarzekałeś się, że nigdy do Niego nie wrócisz!
- Przecież nigdy go nie opuściłem, nawet bym
nie śmiał – powiedziałem przez zaciśnięte zęby. – A teraz puść mnie. Nasza
rozmowa dobiegła końca.
- Nie pamiętasz… No jasne, zrobił ci pranie
mózgu, jak kiedyś – stwierdził drwiącym tonem. – Pies Króla Piekieł znowu w
akcji. Potrafisz dawać łapę? Albo, co lepsze, turlać się na zawołanie?
- Nie pozwalaj sobie – warknąłem, łapiąc go
za bluzkę i pchając na ścianę. Przycisnąłem go do kamiennej powierzchni i mocno
do niej docisnąłem, aż całe powietrze uszło z jego płuc. – Nie mam pojęcia, co
tym razem wymyśliłeś, ale obiecuję, że zabiję cię, jeśli Mu zagrozisz.
- Mam nadzieję, że zdążysz, nim On skróci
twoją smycz.
Z odrazą wypisaną na twarzy puściłem go i
wróciłem do komnaty. Gdy przechodziłem przez drzwi, usłyszałem ciche
szczekanie. Zacisnąłem pięści i odwróciłem się, lecz po Mefisto nie było
już śladu.
- Coś się stało? – zapytał Vagirio, kończąc
właśnie zaplatać warkocz jednej z dziewcząt. Spojrzał na mnie przenikliwym
wzrokiem, a ja przestraszyłem się, że mógł wszystko słyszeć.
- Nie, wszystko w porządku, Panie –
powiedziałem, podchodząc do niego pewnym krokiem.
- To dobrze – mruknął tajemniczo i przejechał
paznokciem po policzku jednej z bliźniaczek, która zaczęła skomleć po
hiszpańsku i łkać jednocześnie. – Szykuje się pyszny posiłek. Którą wolisz,
Samaelu?
- Chyba nie ma różnicy. I tak obie są
identyczne.
- Nie widzisz najważniejszego. Ta –
powiedział, wskazując na dziewczynę leżącą po lewej stronie – prawie wcale nie
płacze i ciągle patrzy na mnie morderczym wzrokiem. Jest twardsza, silniejsza.
Jej siostra zaś to typowa beksa, delikatna i krucha. Boi się jak cholera i
nawet nie próbuje tego ukryć. I właśnie dlatego uważam, że będzie nieco lepsza.
- Jest zatem twoja, Panie.
- Bo zacznę myśleć, że mi się podlizujesz –
stwierdził Vagirio, udając surowego.
- Ta misja, na którą chcesz mnie wysłać… -
zacząłem nieśmiało, czując, że to dobra okazja. – Czy będę mógł wyruszyć już
jutro? Naprawdę czuję się już dobrze, a ten posiłek powinien całkowicie
zregenerować moje siły, jak i zostawić całkiem spory zapas. Proszę, to dla mnie
bardzo ważne, Panie.
- Dlaczego aż tak bardzo ci na tym zależy? –
zapytał podejrzliwie. Podszedł do mnie i spojrzał na mnie z góry, a ja
mimowolnie się skuliłem.
- Mówiłeś, że chodzi o zabicie anioła. Po prostu
już nie mogę się tego doczekać. Czy to coś złego, Panie? Chcę cię zadowolić, a
jeśli głowa tego ścierwa cię uszczęśliwi, pragnę przynieść ci ją jak
najszybciej.
- Mój kochany Samael – szepnął, od razu się
rozluźniając. Pogłaskał mnie po policzku, po czym zsunął swą dłoń na mój kark,
w którym po chwili poczułem dziwne mrowienie. Następny przyszedł głód,
wwiercając mi się w czaszkę i domagając się natychmiastowego zaspokojenia. Warknąłem
cicho, a moje oczy od razu skierowały się na jedną z leżących na podłodze
dziewcząt. Rzuciłem się w jej kierunku. Czułem jej strach, słyszałem krew
tętniącą w jej żyłach, a także serce szamotające się w piersi niczym dziki
ptak w klatce. Z cichym westchnięciem wciągnąłem do nozdrzy jej zapach, śmiejąc
się przy tym gardłowo.
- Spokojnie, piękna. Za chwilę będzie po
wszystkim – szepnąłem jej na ucho po hiszpańsku, jednocześnie rozrywając jej
sukienkę. Pisnęła cicho i odwróciła wzrok, jakby wstydząc się swojej reakcji.
Jej ciało było młode, gładkie i jędrne.
Ciemna skóra pachniała karmelem, a bujne czarne loki dodawały jej
dodatkowego uroku. Najbardziej spodobała mi się jednak ciemna linia rzadkich, krótkich
włosków biegnąca od pępka w dół. Uśmiechnąłem się, myśląc, od czego by tu
zacząć.
Nagle zapałałem do niej ogromną nienawiścią,
tak jakbym chciał obarczyć ją jakąś ciążącą na mnie winą. Miałem dziwne
wrażenie, że kogoś zawiodłem, że czegoś mi brakuje, a w moim umyśle pojawił się
nikły przebłysk czegoś jasnego i świetlistego. Uczucie pustki i samotności
sprawiło, że z wściekłością szarpnąłem za ręce dziewczyny, wyrywając je ze
stawów ramiennych. Jej krzyk dodatkowo mnie pobudził, przez co wbiłem pięść w
jej żebra, tym samy je łamiąc. Następnie przyłożyłem wargi do jej ust i wziąłem
głęboki wdech, pożywiając się jej duszą. Jednocześnie ścisnąłem ją za nogę pod
kolanem i zatopiłem w niej palce, odrywając ją od reszty ciała i odrzucając w
bok, wprost na kolana jej siostry. Gdy spiłem ze swojej ofiary życie do
ostatniej kropli, oblizałem łakomie wargi i oderwałem głowę dziewczyny, po czym
zmiażdżyłem ją w dłoniach.
- Jakiś ty brutalny – mruknął Vagirio.
Błyskawicznie się odwróciłem, łapiąc go za szyję i patrząc na niego dziko, lecz
chwilę później zachwiałem się i upadłem na podłogę.
Nim zetknąłem się z zimną kamienną posadzką,
straciłem przytomność.
Nic dodać nic ująć rozdział genialny!!!!! *.*.*.*.* Życzę jak najwięcej weny :* Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBiedny Samael nie wie co czyni xd
OdpowiedzUsuńHeh, dziękuję. Cieszę się, że Ci się podobało. Również pozdrawiam :*
UsuńPs. Samael na smyczy to ból T^T Ale już niedługo...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń