Menu

poniedziałek, 6 czerwca 2016

Anioł Śmierci, część 9

- Wstań, Samaelu – rozkazał głos, a ja posłusznie wykonałem jego polecenie. Otworzyłem oczy i stanąłem na chwiejnych nogach, a gdy zobaczyłem, że stoi przede mną Vagirio, klęknąłem na jedno kolano i pochyliłem głowę.
- Jestem do twojej dyspozycji, Panie – powiedziałem, kładąc prawą pięść na sercu.
- Bardzo dobrze. Zapewne czujesz się jeszcze osłabiony, prawda?
- Bynajmniej, Panie. Jestem gotowy na twoje rozkazy.
- Jesteś niecierpliwy jak zawsze – zaśmiał się. – Mój rozkaz brzmi: Odpocznij i nabierz sił. Będą ci potrzebne do misji, którą zamierzam ci zlecić.
- Co to za misja, Panie?
- Cierpliwości, Samaelu. Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie. Mogę ci jednak zdradzić, że chodzi o zabicie pewnego anioła.
- Nie mogę się już doczekać – mruknąłem. W moich oczach przez ułamek sekundy błysnęła żądza krwi.
- I właśnie dlatego jesteś moim ulubieńcem – skwitował, kładąc dłoń na moim policzku i delikatnie unosząc moją głowę do góry. – Cieszę się, że do mnie wróciłeś.
- Wróciłem? Przecież nigdy cię nie opuściłem, Panie.
- Byłeś przez pewien czas… niedysponowany. Ale teraz wszystko wróciło do normy. Znowu należysz tylko do mnie – powiedział i nachylił się ku mnie. Przelotnie musnął wargami moje usta i uśmiechnął się lubieżnie. – Będziemy musieli jakoś uczcić twój powrót. Co ty na to?
- Jeśli taka jest twoja wola, Panie.
- A zatem urządzimy sobie wieczorem małą ucztę. Zadbam o to, byś dostał duszę z najwyższej półki.
- Jesteś dla mnie za dobry, Panie. Mam nadzieję, że będę mógł ci się za to odwdzięczyć? – zapytałem z nadzieją w głosie. Vagirio zaśmiał się krótko i wplótł palce między moje włosy, odgarniając je do tyłu. Zmierzył mnie wzrokiem, pod wpływem którego lekko zadrżałem.
- Mój drogi, oczywiście, że będziesz mi musiał zapłacić za swój posiłek. Liczę na to, że się postarasz – wymruczał mi blisko ucha. Zmusił mnie, bym wstał, i spojrzał na mnie z góry. Był niezwykle władczy i stanowczy, imponował mi swoją siłą. Jego złote oczy zmuszały mnie do uległości, lecz godziłem się na to. Wiedziałem, że los ten jest najlepszy, jaki mógł mnie spotkać.
- Dla ciebie zawsze będę się starał, Panie. Zadowolenie ciebie jest moim priorytetem – szepnąłem słabym głosem. Mój oddech coraz bardziej przyspieszał, a ja chciałem, by wziął mnie tu i teraz. Intensywność tego pragnienia zaćmiła mój umysł, zawładnęła mną. Zamknąłem oczy, czekając, co się wydarzy.
- Czyżbyś chciał zapłacić mi z góry? – zapytał, kładąc dłoń na moim kroczu.
- Tak, Panie.
- Dobra odpowiedź – powiedział i pchnął mnie na posadzkę.
* * *
- Przyprowadź do mnie Mefisto – rozkazał Vagirio jednemu ze swych posłańców. Siedział na swym tronie, ja zaś zajmowałem miejsce u jego stóp. Miałem na sobie prostą czarną szatę z szerokim dekoltem do pępka, który odsłaniał niemal cały mój tors. Czułem się nieco niekomfortowo, gdyż nie miałem na sobie żadnej bielizny, taka była jednak wola mojego Pana i całkowicie ją uszanowałem. – Mefisto, mam dla ciebie zadanie.
- Jakie? – zapytał, ukradkiem spoglądając w moją stronę. Zauważyłem zdziwienie na jego twarzy, lecz nie dbałem o to.
- Zdobądź dla mnie dwie dusze, czyste do granic możliwości. Najlepiej, niech to będą dziewice – zażądał, jednocześnie bawiąc się moimi włosami.
- Oczywiście. Daj mi godzinę.
- Dobrze. A teraz odejdź. I nie spóźnij się. Wiesz, że tego nie lubię.
- Będę na czas – zapewnił. Ukłonił się nisko i wyszedł, jak na mój gust zbyt pospiesznie.
- Jesteś ciekawy, jak zmieniło się piekło podczas twojej nieobecności? – zagadnął Vagirio po chwili ciszy.
- Chyba tak, Panie. Choć wcale nie odczuwam tego, że cokolwiek mnie ominęło.
- To naturalne, nie przejmuj się. A teraz chodź, pokażę ci, jakie zaprowadziłem zmiany. Bo musisz wiedzieć, że teraz to ja jestem Królem Piekła.
- Co się stało z Lucyferem? Czyżbyś w końcu pokonał tego aroganckiego dupka, Panie?
- Zważaj na swój język, Samaelu – upomniał mnie z pobłażliwym uśmiechem. – Lucyfer sam się wykończył. Właściwie to nigdy nie nadawał się do rządzenia i kwestią czasu było, kiedy to się wreszcie potwierdzi. Większość demonów nie chciała go już słuchać, uważali, że Lucyfer ich ogranicza i potrzeba im nowego, silniejszego przywódcy. Ja, jako prawa ręka Szatana, idealnie się do tego nadawałem. Miałem też ogromne poparcie, wystarczyło więc odmówić posłuszeństwa Lucyferowi i ogłosić się nowym władcą. Zajęło mi to pięć minut. Ten tchórz nawet się przed tym nie wzbraniał, od razu przekazał mi władzę i zniknął. Nikt go nie widział od tamtej pory, a wszyscy jego poplecznicy, którzy pragnęli odzyskać dla niego Piekło, zostali unicestwieni. Nie było ich wielu, poza tym było to marna strata. Teraz panuje tu ład i harmonia, oczywiście charakterystyczne dla naszego gatunku.
- Jak zwykle idealnie dostosowałeś się do sytuacji, Panie. Poza tym zawsze uważałem, że to tobie należy się korona – powiedziałem, idąc u boku Vagirio po długim korytarzu.
- Schlebiasz mi, Samaelu. Choć, muszę przyznać, podoba mi się to.
- Mogę to robić częściej, jeśli chcesz, Panie – wymruczałem. Cały czas wolno szliśmy korytarzem, chwilami słychać było krzyki potępionych dusz. Nie przeszkadzało nam to jednak w prowadzeniu rozmowy, wręcz przeciwnie. Wrzaski i jęki pełne bólu i cierpienia były miłym akompaniamentem.
- Nie chcę wyjść na łasego na miłe słówka – powiedział, głaszcząc mnie po policzku, i wprowadził mnie do dość dużego pomieszczenia pełnego książek.
- Nigdy nie widziałem w Piekle biblioteki – zauważyłem, zaciekawiony.
- Bo jej tu nie było. Jak wiesz, stawiam na naukę i wiedzę o wiele bardziej niż inni, dlatego pomyślałem, że przyda się nam taka skromna skarbnica informacji.
- Skromna? Przecież są tu miliony książek z całego świata! – wykrzyknąłem, zafascynowany już od samego początku. Drżącą z podniecenia dłonią przejechałem po wierzchach kilku z nich. W całym pokoju unosił się przyjemny zapach starego papieru, atramentu, drewna i dymu.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo cieszę się z twojego zainteresowania wszelką literaturą – powiedział Vagirio, z szerokim uśmiechem mnie obserwując. – Czuję się przez ciebie całkowicie rozumiany, tylko ty potrafisz dać mi to uczucie. Teraz, gdy jestem Królem, przyda mi się ktoś zaufany.
- Zawsze będę przy tobie, mój Panie – zapewniłem go, po czym zniknąłem między regałami. – Zakładam, że to nie wszystko, co zmieniłeś?
- Jest jeszcze kilka rzeczy, lecz najważniejszą i najbardziej godną wspomnienia jest założona przeze mnie rejestracja dusz.
- Brzmi ciekawie – mruknąłem, przeglądając oryginalne wydanie „Boskiej komedii” Dantego. – Na czym to dokładnie polega?
- Każdy, kto trafia do nas po śmierci, musi zostać spisany do specjalnej księgi. Mamy jednego skrybę, który z niezwykłą dokładnością wykonuje swoje zadanie, tak więc kolejka do niego jest dość długa. Wiesz, taka pierwsza, niewinna tortura. Niektórzy mieli szczęście i załapali się od razu, lecz im później się przychodzi, tym dłużej się czeka. W dodatku w poczekalni panuje czterdziestostopniowy upał, a jedyny automat z wodą jest zepsuty.
- Co zapisuje ten skryba? – zapytałem, teraz sięgając po autentyczne rękopisy Leonarda da Vinci.
- Imię, nazwisko, wiek, płeć, główne przewinienia, przyczynę ostateczną trafienia do piekła. Nic takiego.
- Ciekawe, czy kiedykolwiek ci się to przyda… - zastanowiłem się na głos, jednocześnie analizując notatki Izaaka Newtona. Byłem tym tak pochłonięty, że nawet nie zauważyłem, kiedy stanął obok mnie Vagirio.
- Niezbyt uważnie mnie słuchasz, co? – wyszeptał mi koło ucha, a ja mimowolnie się wzdrygnąłem. – Cieszę się, że podobają ci się moje zbiory, ale domagam się nieco więcej zainteresowania moją osobą.
- Jak sobie życzysz, Panie – powiedziałem, z bólem serca odkładając trzymaną przeze mnie księgę. Odwróciłem się do niego i spojrzałem na niego wyczekująco.
- No, tak lepiej. Wracajmy już, za chwilę powinien wrócić Mefisto. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedzie.
- Będę mógł go ukarać, jeśli się nie sprawi – zaproponowałem nieśmiało.
- Dziękuję ci, mój drogi, lecz sam się tym zajmę. Choć muszę przyznać, że wolę, by do tego nie doszło.
- Jak to? Czyżbyś go polubił? Przecież to jeden z najbardziej dwulicowych i działających na nerwy demonów. Szczerze, tylko czekam, żeby obić tę jego piękną buźkę – powiedziałem, uśmiechając się na samą myśl o tym. Vagirio tylko zmierzwił mi włosy i zaśmiał się pod nosem.
- Brakowało mi ciebie, Samaelu – westchnął i przyciągnął mnie do siebie. Złączył nasze usta w namiętnym, zaborczym pocałunku, a ja poddałem się mu całkowicie. Było w tym jednak coś obcego, odległego, tak jakbym doświadczał już rzeczy o wiele lepszych.
Weszliśmy do komnaty, w której urzędował Vagirio, w tym samym momencie, co Mefisto, tyle że on teleportował się na jej środku, trzymając za ręce dwie przerażone bliźniaczki.
- Interesujące – mruknął Vagirio i uważnie przyjrzał się każdej z dziewcząt. – Postarałeś się, Mefisto. A już myślałem, że będę cię musiał ukarać…
- Cieszę się, że nie zawiodłem twoich oczekiwań. Mam do ciebie małą prośbę…
- O co chodzi?
- Czy mógłbym chwilę porozmawiać z Samaelem? Najlepiej na osobności.
- Cóż za osobliwe życzenie. Co ty na to? – zapytał, zwracając się do mnie.
- Jeśli to konieczne… - warknąłem, rzucając w stronę demona podejrzliwe spojrzenie.
- Zatem wyjdźcie na korytarz, a ja przygotuję nasze piękne panie na zabawę.
Gdy wyszliśmy za drzwi, Mefisto złapał mnie za ramię i przybliżył się do mnie.
- Podobno nie chciałeś z Nim zostawać, ani tym bardziej korzyć się przed Nim, a robisz coś zupełnie innego. Co się z tobą stało?
- O co ci chodzi? To chyba normalne, że służę swojemu Panu.
- Panu? Dzień wcześniej z obrzydzeniem wypowiadałeś jego imię i zarzekałeś się, że nigdy do Niego nie wrócisz!
- Przecież nigdy go nie opuściłem, nawet bym nie śmiał – powiedziałem przez zaciśnięte zęby. – A teraz puść mnie. Nasza rozmowa dobiegła końca.
- Nie pamiętasz… No jasne, zrobił ci pranie mózgu, jak kiedyś – stwierdził drwiącym tonem. – Pies Króla Piekieł znowu w akcji. Potrafisz dawać łapę? Albo, co lepsze, turlać się na zawołanie?
- Nie pozwalaj sobie – warknąłem, łapiąc go za bluzkę i pchając na ścianę. Przycisnąłem go do kamiennej powierzchni i mocno do niej docisnąłem, aż całe powietrze uszło z jego płuc. – Nie mam pojęcia, co tym razem wymyśliłeś, ale obiecuję, że zabiję cię, jeśli Mu zagrozisz.
- Mam nadzieję, że zdążysz, nim On skróci twoją smycz.
Z odrazą wypisaną na twarzy puściłem go i wróciłem do komnaty. Gdy przechodziłem przez drzwi, usłyszałem ciche szczekanie. Zacisnąłem pięści i odwróciłem się, lecz po Mefisto nie było już śladu.
- Coś się stało? – zapytał Vagirio, kończąc właśnie zaplatać warkocz jednej z dziewcząt. Spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem, a ja przestraszyłem się, że mógł wszystko słyszeć.
- Nie, wszystko w porządku, Panie – powiedziałem, podchodząc do niego pewnym krokiem.
- To dobrze – mruknął tajemniczo i przejechał paznokciem po policzku jednej z bliźniaczek, która zaczęła skomleć po hiszpańsku i łkać jednocześnie. – Szykuje się pyszny posiłek. Którą wolisz, Samaelu?
- Chyba nie ma różnicy. I tak obie są identyczne.
- Nie widzisz najważniejszego. Ta – powiedział, wskazując na dziewczynę leżącą po lewej stronie – prawie wcale nie płacze i ciągle patrzy na mnie morderczym wzrokiem. Jest twardsza, silniejsza. Jej siostra zaś to typowa beksa, delikatna i krucha. Boi się jak cholera i nawet nie próbuje tego ukryć. I właśnie dlatego uważam, że będzie nieco lepsza.
- Jest zatem twoja, Panie.
- Bo zacznę myśleć, że mi się podlizujesz – stwierdził Vagirio, udając surowego.
- Ta misja, na którą chcesz mnie wysłać… - zacząłem nieśmiało, czując, że to dobra okazja. – Czy będę mógł wyruszyć już jutro? Naprawdę czuję się już dobrze, a ten posiłek powinien całkowicie zregenerować moje siły, jak i zostawić całkiem spory zapas. Proszę, to dla mnie bardzo ważne, Panie.
- Dlaczego aż tak bardzo ci na tym zależy? – zapytał podejrzliwie. Podszedł do mnie i spojrzał na mnie z góry, a ja mimowolnie się skuliłem.
- Mówiłeś, że chodzi o zabicie anioła. Po prostu już nie mogę się tego doczekać. Czy to coś złego, Panie? Chcę cię zadowolić, a jeśli głowa tego ścierwa cię uszczęśliwi, pragnę przynieść ci ją jak najszybciej.
- Mój kochany Samael – szepnął, od razu się rozluźniając. Pogłaskał mnie po policzku, po czym zsunął swą dłoń na mój kark, w którym po chwili poczułem dziwne mrowienie. Następny przyszedł głód, wwiercając mi się w czaszkę i domagając się natychmiastowego zaspokojenia. Warknąłem cicho, a moje oczy od razu skierowały się na jedną z leżących na podłodze dziewcząt. Rzuciłem się w jej kierunku. Czułem jej strach, słyszałem krew tętniącą w jej żyłach, a także serce szamotające się w piersi niczym dziki ptak w klatce. Z cichym westchnięciem wciągnąłem do nozdrzy jej zapach, śmiejąc się przy tym gardłowo.
- Spokojnie, piękna. Za chwilę będzie po wszystkim – szepnąłem jej na ucho po hiszpańsku, jednocześnie rozrywając jej sukienkę. Pisnęła cicho i odwróciła wzrok, jakby wstydząc się swojej reakcji.
Jej ciało było młode, gładkie i jędrne. Ciemna skóra pachniała karmelem, a bujne czarne loki dodawały jej dodatkowego uroku. Najbardziej spodobała mi się jednak ciemna linia rzadkich, krótkich włosków biegnąca od pępka w dół. Uśmiechnąłem się, myśląc, od czego by tu zacząć.
Nagle zapałałem do niej ogromną nienawiścią, tak jakbym chciał obarczyć ją jakąś ciążącą na mnie winą. Miałem dziwne wrażenie, że kogoś zawiodłem, że czegoś mi brakuje, a w moim umyśle pojawił się nikły przebłysk czegoś jasnego i świetlistego. Uczucie pustki i samotności sprawiło, że z wściekłością szarpnąłem za ręce dziewczyny, wyrywając je ze stawów ramiennych. Jej krzyk dodatkowo mnie pobudził, przez co wbiłem pięść w jej żebra, tym samy je łamiąc. Następnie przyłożyłem wargi do jej ust i wziąłem głęboki wdech, pożywiając się jej duszą. Jednocześnie ścisnąłem ją za nogę pod kolanem i zatopiłem w niej palce, odrywając ją od reszty ciała i odrzucając w bok, wprost na kolana jej siostry. Gdy spiłem ze swojej ofiary życie do ostatniej kropli, oblizałem łakomie wargi i oderwałem głowę dziewczyny, po czym zmiażdżyłem ją w dłoniach.
- Jakiś ty brutalny – mruknął Vagirio. Błyskawicznie się odwróciłem, łapiąc go za szyję i patrząc na niego dziko, lecz chwilę później zachwiałem się i upadłem na podłogę.

Nim zetknąłem się z zimną kamienną posadzką, straciłem przytomność.





Dlaczego wymyśliłam taką fabułę? Co mi strzeliło do łba, żeby z Samaela zrobić psa? XD
Haniel, wybacz mu, bo ten ciołek nie wie co czyni! >.<

4 komentarze:

  1. Nic dodać nic ująć rozdział genialny!!!!! *.*.*.*.* Życzę jak najwięcej weny :* Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedny Samael nie wie co czyni xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, dziękuję. Cieszę się, że Ci się podobało. Również pozdrawiam :*
      Ps. Samael na smyczy to ból T^T Ale już niedługo...

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń