Jako że wena mnie opuściła i nie mogę się zabrać za "Anioła Śmierci", postanowiłam dodać jakiś zapychacz. Padło na opowiadanie, które pisałam głównie w szkole na nudnych lekcjach, a którego fabułę konsultowałam z dwiema koleżankami. Jest to RusPol, trochę głupi, trochę śmieszny, trochę dramatyczny, ale ogólnie da się czytać <a przynajmniej mam taką nadzieję>.
Życzę miłej lektury!
Ps. Poniższa piosenka wg mnie pasuje jak ulał do tego opka :3
Kolejny nudny dzień. I nawet nie mam
jak telewizji pooglądać, bo skończyły mi się zapasy. Miałem więc dwa wyjścia.
Albo siedzieć na dupie i się nudzić, albo się zmobilizować i pójść do sklepu.
Po chwili zastanowienia wybrałem tę drugą opcję.
Z cichym westchnieniem poszedłem na
korytarz i ubrałem buty, chwyciłem klucze i portfel, i wyszedłem. Szybko
zbiegłem po schodach i wyszedłem na dwór, rozkoszując się piękną pogodą i
idealną wręcz temperaturą. Jednak to wyjście to nie był taki zły pomysł.
Po pięciu minutach wkroczyłem na
rozległy parking rozciągający się wokół Tesco. Pewnym krokiem wszedłem do
wnętrza sklepu, gdzie potrącił mnie jakiś ogromny mięśniak.
- Dupek – mruknąłem pod nosem i
zniknąłem między półkami. Najpierw wziąłem sok, po czym skierowałem się w
stronę działu z przekąskami.
Już z daleka je zobaczyłem. Moje
ukochane paluszki. Jedyna prawilna miłość. W dodatku załapałem się na ostatnią
paczkę. Z szerokim uśmiechem na twarzy podszedłem do regału. W chwili, gdy
zacząłem wyciągać rękę, moim oczom ukazał się przerażający widok. Ostatnia
paczka paluszków została chwycona w dużą dłoń i poniesiona nad moją głową.
Odwróciłem się, osłupiały. Za mną stał ten sam mężczyzna, który wpadł na mnie
przy wejściu. Miał obojętny wyraz twarzy i wkładał do swojego koszyka to, na co
ja miałem cholerną ochotę.
- Hej, koleś! To moje! Oddawaj! –
krzyknąłem, zaciskając dłonie w pięści.
- Coś mówiłeś? – mruknął, patrząc na
mnie bez większego zainteresowania.
- Tak! Ta paczka jest moja! Ja ją
pierwszy zobaczyłem!
- Mówi się trudno. Pójdź do innego
sklepu.
- Nie ma mowy! Oddawaj! – wrzasnąłem
i zbliżyłem się do niego.
- Chciałbyś.
I w tym momencie nie wytrzymałem.
Wspiąłem się na place i zaszczyciłem go prawym sierpowym, pod wpływem którego
facet upadł. Spojrzał na mnie, zdziwiony, a ja usiadłem na nim okrakiem i
złapałem za bluzkę. Uniosłem dłoń i znowu go walnąłem. Tym razem z jego wargi
pociekła krew.
- Zgłupiałeś czy co? – sapnął, łapiąc
moje ręce w nadgarstkach i patrząc na mnie błagalnie. – Bierz już te paluszki,
tylko zostaw mnie w spokoju, ty chory pojebie.
- Tak lepiej – warknąłem i
wyciągnąłem z jego koszyka swoje trofeum. Zadowolony, podreptałem do kasy i
dokonałem zakupu, po czym udałem się do swojego mieszkania.
Szybko zapomniałem o drobnym
incydencie w Tesco, jak i o jego sprawcy.
* * *
Z
perspektywy Iwana
Gdy wszedłem do odpowiedniej alejki,
zobaczyłem tego samego blondwłosego chłopca, który wpadł na mnie w wejściu. W
dodatku szykował się do wzięcia ostatniej paczki paluszków, na które miałem
ogromną ochotę. O nie, tak się nie będziemy bawić, pomyślałem i przyspieszyłem
kroku. W ostatniej chwili złapałem za paczkę i włożyłem ją do swojego koszyka,
zadowolony, że mi się udało. Już miałem odejść, gdy ten odwrócił się w moją
stronę i powiedział:
- Hej, koleś! To moje! Oddawaj!
- Coś mówiłeś? – mruknąłem, chcąc go
jak najszybciej zignorować.
- Tak! Ta paczka jest moja! Ja ją
pierwszy zobaczyłem!
- Mówi się trudno. Pójdź do innego
sklepu – powiedziałem, szykując się do odejścia.
- Nie ma mowy! Oddawaj! – wrzasnął, a
w jego oczach zobaczyłem dziką furię.
- Chciałbyś – warknąłem. Chwilę
później zostałem poczęstowany słabym prawym sierpowym, który jednak na tyle
mnie zaskoczył, że upadłem, zaplątując się we własne nogi. Gdy dotarło do mnie,
co się właśnie stało, chłopak już na mnie siedział i szykował się do drugiego
uderzenia, które tym razem było trochę mocniejsze. Aż rozcięło mi wargę.
- Zgłupiałeś czy co? – sapnąłem,
bojąc się w ogóle podnieść rękę na to chucherko. – Bierz te paluszki, tylko
zostaw mnie w spokoju, ty chory pojebie.
- Tak lepiej – warknął. Zlazł ze
mnie, wziął te cholerne paluszki i odszedł niemal tanecznym krokiem. Pokręciłem
z niedowierzaniem głową, zastanawiając się, jakim cudem takie szajbusy mogą
chodzić wolno.
- Nic panu nie jest? – zapytał otyły ochroniarz,
patrząc na mnie z politowaniem.
- Nie, spokojnie – odparłem i
podniosłem się. – Nic mi nie jest.
W duchu jednak postanowiłem, że
znajdę tę narowistą dziecinę i odwdzięczę się mu pięknym za nadobne.
* * *
Z
perspektywy Feliksa
Nie spiesząc się, szedłem sobie
powoli w stronę mojego domu. Byłem tak dumny z siebie, że nie spieszyło mi się
tak bardzo, jak jakieś dziesięć minut temu. Niemal emanowałem męskością i
samozadowoleniem. A wszystko to dzięki temu facetowi, który okazał się być
totalnym słabiakiem, nawet mimo swojej postury. Gdy przypomniałem sobie jego
głupią, zdziwioną minę, mimowolnie zaczynałem się szczerzyć. Tak, to był dobry
dzień.
Gdy doszedłem do przejścia dla
pieszych na jednym ze skrzyżowań, musiałem się zatrzymać, gdyż paliło się czerwone
światło. Przestąpiłem z nogi na nogę i rozejrzałem się dookoła.
- Szybko się spotykamy – wymruczał
ktoś za mną, a ja mimowolnie się wzdrygnąłem. Powoli odwróciłem głowę, modląc
się w duchu o to, bym dożył jutra.
- Jeszcze ci mało? – zacząłem hardo, lecz
pod wpływem jego wzroku totalnie wymiękłem. Szybko odwróciłem wzrok, próbując
ignorować mojego niepożądanego towarzysza. Niestety, on najwyraźniej nie miał
zamiaru mi darować.
- Muszę przyznać, że nieźle mnie
zaskoczyłeś. Aż zaplątałem się we własne nogi – zadrwił, kładąc mi dłoń na
ramieniu w pozornie przyjacielskim geście. – Ale stanowczo brakuje ci siły.
Musisz jeszcze trochę potrenować.
- Tylko tak mówisz – warknąłem.
Prawda była jednak taka, że na jego twarzy nie było widać najmniejszego śladu,
tak jakbym w ogóle nie obił mu mordy.
- Sam w to nie wierzysz – stwierdził.
W końcu zapaliło się zielone światło, pospiesznie ruszyłem więc w stronę bloku,
w którym mieszkałem.
- Możesz przestać mnie śledzić? –
zapytałem, gdy uparcie podążał za mną.
- Nie.
Zamurowało mnie. Wyglądało na to, że
dzisiaj zginę. Mój nastrój od razu zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni.
- Radzę ci iść prosto do domu. W
przeciwnym razie rozerwę cię na strzępy i rozwlekę twoje flaki po całej
ulicy.
- O-okej... – jęknąłem, drżąc na całym
ciele. Nie dość, że umrę, to jeszcze w swoim własnym domu. – A może jednak
sobie odpuścisz?
- Nie.
- Poza tym mógłbyś jakoś dyskretniej
mnie śledzić, wiesz? Tak jak na filmach to pokazują.
- Nie śledzę cię.
- Akurat. Chociaż nie rób ze mnie
debila.
- Nie robię. Sam doskonale sobie z
tym radzisz.
- Czuję się niezręcznie – mruknąłem,
gdy wchodziliśmy do klatki schodowej, ja pierwszy, on zaraz za mną.
- To już nie mój problem.
- A właśnie że twój! To ty mnie
śledzisz!
- Nie śledzę cię – mruknął tym swoim
znużonym głosem, wspinając się za mną po schodach.
Teraz zginę, teraz zginę, TERAZ
ZGINĘ!, krzyczałem w myślach, wyciągając klucze i otwierając drzwi do mojego
mieszkania. Jakież było moje zdziwienie, gdy mój prześladowca podszedł do drzwi
naprzeciwko moich i jak gdyby nigdy nic otworzył je.
- Co ty... To ty tu mieszkasz? –
jęknąłem, blady jak ściana ze strachu.
- A coś ty myślał? Że cię śledzę? –
rzucił drwiącym tonem i zniknął w swoich czterech ścianach.
- Nie, jasne, że nie – szepnąłem sam
do siebie, próbując dojść do siebie. Pierwszy raz w życiu czułem taką panikę.
Cały mój dotychczasowy żywot przeleciał mi przed oczami.
Gdy tylko znalazłem się w swoim
pokoju, bezsilnie opadłem na łóżko i ciężko westchnąłem. Myślałem, że jestem
męski i odważny, że nikt mi nie podskoczy, a tu okazało się, że po prostu
miałem wtedy farta. Ot, głupi łut szczęścia. Jak zwykle stanęło na tym, że
jestem tylko mocnym w gębie frajerem.
Dziesięć minut później usłyszałem
dźwięk dzwonka. Od razu cały skamieniałem. Na sztywnych nogach podszedłem do
drzwi i spojrzałem przez wizjer. I kogo ujrzałem? Tego samego faceta,
którego nieudolnie pobiłem w Tesco. Od razu przywarłem do ściany i wstrzymałem
oddech.
- Wiem, że tam jesteś. Otwórz –
powiedział. Jego głos był stłumiony przez dzielący nas kawał drewna.
- Nikogo nie ma w domu! – krzyknąłem,
po czym zasłoniłem usta dłońmi i zganiłem się w duchu.
- Aleś ty głupi – mruknął i złapał za
klamkę. Na moje nieszczęście nie zamknąłem drzwi, dzięki czemu mój prześladowca
wszedł do mieszkania jak do siebie i spojrzał na mnie z wyraźną kpiną w oczach.
- Nie pozwalaj sobie! Nie wchodź tu
jak do siebie!
- Bo co? Pobijesz mnie?
- A-a żebyś wiedział – jęknąłem,
jednocześnie cofając się i wyciągając w tył ręce, by się o coś nie
przewrócić. Gdy mężczyzna zrobił pierwszy krok w moją stronę, wrzasnąłem i
puściłem się pędem przed siebie, byleby dalej od niego. Ostatecznie znalazłem
się w sypialni, gdzie dojrzałem paczkę paluszków na podłodze. Chwyciłem je, i
gdy tylko mężczyzna przekroczył próg pomieszczenia, rzuciłem nią w niego.
- Masz i spadaj!
- Nie chcę tego. Już nie.
- To czego chcesz? Jestem za młody
żeby umierać!
- Co ty masz z tym umieraniem?
Pogięło cię?
- Przymknij się!
- Ty chory dzieciaku, uspokój się i
pomyśl przez chwilę logicznie. Po co miałbym cię zabijać? Masz jakąś obsesję
czy coś? Przerażasz mnie...
- Bo ty jesteś totalnie straszny! –
jęknąłem. Moje oczy mimowolnie zaszkliły się. Pociągnąłem nosem i spuściłem
głowę.
- Ech... Mam na imię Iwan –
powiedział najspokojniej jak potrafił, i podszedł do mnie. Gdy położył dłoń na
moich włosach i lekko nią poruszył, skuliłem się i zamknąłem oczy. – Nie
masz się czego bać, uspokój się. Przecież nie jestem jakimś bandziorem – dodał,
nie przestając głaskać mojej głowy. Powoli uchyliłem powieki i zerknąłem w
górę, patrząc na niego wytrzeszczonymi oczami. Gdy się uśmiechnął, niepewnie
uniosłem kąciki ust i jeszcze raz pociągnąłem nosem. – A ty? Masz jakieś
imię?
- Feliks... – wyjąkałem niepewnie,
zapatrzony w jego tęczówki o niezwykłym fiołkowym kolorze.
- To co? Już się mnie nie boisz?
- Nie wiem... Dalej nie mam pojęcia,
co chcesz mi zrobić.
- To niespodzianka – szepnął i złapał
mnie za brodę. Pochylił się nade mną i lekko przekrzywił głowę, patrząc mi
głęboko w oczy.
- Chyba nie lubię takich
niespodzianek...
- Nie pożałujesz, obiecuję –
powiedział i złożył na moich ustach krótki, delikatny pocałunek. Zaskoczył mnie
tym. Spodziewałem się wszystkiego, ale na to w życiu bym nie wpadł. Gdy
nasze wargi ponownie się złączyły, nieco otrzeźwiałem i zdołałem się od niego
odsunąć.
- Ja... Nie powinniśmy...
- To mi zabroń – wyszeptał mi wprost
do ucha, po czym popchnął mnie na łóżko. Ulokował dłonie po obu stronach mojej
głowy i zawisnął nade mną, znowu się do mnie przybliżając. – To jak? Masz
ostatnią szansę, żeby mi przerwać. Chociaż i tak nie sądzę, żeby ci się to
udało.
- A co, jeśli zacznę krzyczeć? –
zapytałem nieśmiało. Iwan wybuchnął śmiechem i przeturlał się na plecy.
- No dobra, przekonałeś mnie –
wykrztusił, rozmasowując sobie policzki. Chyba po raz pierwszy nie słyszałem w
jego głosie kpiny.
- Dlaczego ty w ogóle mnie... No
wiesz – szepnąłem, cały się czerwieniąc. Odwróciłem się do niego plecami. Nie
chciałem, by widział moją twarz i patrzał na mnie tym swoim tajemniczym
wzrokiem.
- Trudno to wyjaśnić, serio. Poza tym
nadal widzę cię jako irytującego i niespełna rozumu dzieciaka. Ładnego,
fakt.
- A tak w ogóle to... Długo masz
jeszcze zamiar leżeć na moim łóżku? Bo wiesz, mimo wszystko nie jesteś u
siebie.
- Pójdę, jak się do mnie odwrócisz.
- Muszę...? – jęknąłem, a gdy
zostałem szturchnięty w plecy, z ociąganiem przeturlałem się na drugi bok.
Powoli zsunąłem dłonie z twarzy i zerknąłem na niego niepewnie. Iwan uśmiechnął
się tylko, pocałował mnie w czubek nosa, po czym jak gdyby nigdy nic wyszedł.
Trzask zamykanych drzwi upewnił mnie,
że w końcu zostałem sam. Cholera, ten dzień był totalnie pokręcony! Dlaczego ja
zawsze muszę trafić na jakiegoś świra...?
* * *
Tydzień później postanowiłem, że
wybiorę się na małe zakupy. Na całe szczęście jeszcze ani razu nie wpadłem na
Iwana, pewnie dlatego, że przed każdym wyjściem przez pięć minut sprawdzałem
teren. Tak więc, napełniony pewnością siebie, wyszedłem na klatkę schodową. Gdy
zamykałem drzwi mieszkania, poczułem stuknięcie palcem w moje ramię, pod
wpływem którego podskoczyłem ze strachu i o mały włos nie wydarłem
się wniebogłosy.
- Nareszcie się spotykamy – mruknął
Iwan.
- Cholera, co ty tu robisz?
- Tak ogólnie to mieszkam tu. O, tam,
naprzeciwko ciebie – odpowiedział sarkastycznie. – A tak bardziej szczegółowo,
to właśnie idę na zakupy.
- Przestań mnie prześladować,
psycholu. Czytasz ludziom w myślach, czy co...? – warknąłem, schodząc po
schodach i próbując jak najszybciej go zgubić. Niestety, jego długie nogi
dawały mu nade mną ogromną przewagę.
- Sam jesteś psycholem. Ciągle tylko
wymyślasz jakieś niedorzeczne teorie spiskowe. Jestem w pełni normalnym
facetem, wiesz?
- Ta, normalnym – burknąłem, stojąc
przy przejściu dla pieszych, na którym spotkałem Iwana po naszym małym starciu
w markecie. Mężczyzna oczywiście podążał za mną jak cień, czym zaprzeczał
samemu sobie. – Możesz już przestać za mną iść? Idź prześladować kogoś innego.
- Przymknij się, kurduplu. Nie moja
wina, że idziemy w tym samym kierunku.
- Sam jesteś... A zresztą nieważne –
mruknąłem.
W końcu obaj doszliśmy do miejsca, w
którym się poznaliśmy, a mianowicie do Tesco. Ciągle zerkając na Iwana,
chwyciłem koszyk i zniknąłem między półkami. Zgarnąłem karton mleka, dwa
ogórki, sok pomarańczowy, dwie paczki paluszków oraz jakieś pieczywo o smaku
paprykowym i w kształcie małych kulek. Ostatnie, co chciałem zdobyć, to
alkohol. Jakież było moje zdziwienie, gdy w dziale z trunkami natknąłem się na
Iwana! Już chciałem dyskretnie się wycofać, ale ten wielkolud w ostatniej
chwili mnie zauważył. A może cały czas mnie widział...?
- Co ty tu robisz, dzieciaku? Alkohol
to chyba nie jest coś odpowiedniego dla ciebie – powiedział, szczerząc się
złośliwie. W odpowiedzi jedynie prychnąłem z pogardą i wpakowałem do
koszyka butelkę wódki. – To chyba nie dla ciebie, co?
- A niby dla kogo? Przestań udawać
głupka...
- Nie wierzę, że jesteś w stanie
wypić choćby kieliszek, póki tego nie zobaczę! – zawołał, pokazując na mnie
palcem. Jego przebrzydła paszcza nadal wykrzywiona była w tym głupkowatym
uśmieszku godnym pożeracza dzieci i dziewic.
- Jestem pewny, że wypiję więcej niż
ty – powiedziałem pewnym siebie głosem, i poszedłem w stronę kas.
- Tak? Zatem przyjdę dzisiaj do
ciebie i zobaczymy, na co cię stać. No chyba że boisz się podjąć wyzwanie –
dodał, widząc wahanie na mojej twarzy. Po tych słowach wyciągnąłem dłoń w jego
stronę, a gdy ją uścisnął, uśmiechnąłem się zadziornie.
- Szykuj się na przegraną –
mruknąłem, i odszedłem.
* * *
Godzinę później usłyszałem dźwięk
dzwonka. Poszedłem otworzyć drzwi. W progu stał Iwan, w ręce trzymał
reklamówkę wypchaną do granic możliwości.
- Widzę, że jednak nie wystraszyłeś
się i przyszedłeś. Wchodź – zaprosiłem go do środka, odsuwając się i robiąc mu
przejście. Dopiero wtedy zauważyłem, że przyszedł w samych skarpetkach. – Co
tam masz? – zapytałem wskazując na torbę.
- Cóż, nie wypada wpadać na popijawę
z pustymi rękoma – zaśmiał się, podając mi pakunek, i idąc w stronę mojej
sypialni. Poszedłem za nim i usiadłem na dywanie, gdzie chwilę temu oglądałem
telewizję. – Co cię tak w ogóle wzięło na picie?
- Odstresować się chciałem. Fajnie
jest się czasami tak po prostu napruć.
- Rozumiem. Jakieś kieliszki masz?
- A po co nam kieliszki? Z gwinta
będziemy pić. W końcu duże z nas chłopaki! – powiedziałem, a widząc jego
zdziwioną minę, odkręciłem jedną z butelek i upiłem z niej porządny łyk
alkoholu.
- Takiś cwany, co? – mruknął i
poszedł w moje ślady.
Na początku rozmowa się nam nie
kleiła, lecz im więcej piliśmy, tym bardziej stawaliśmy się wylewni. I w taki
oto sposób dowiedziałem się, że Iwan ma dwie młodsze siostry, które nadal
mieszkają w Rosji, że trzy tygodnie temu rzuciła go dziewczyna, której i tak
miał serdecznie dosyć, że zawsze marzył o zostaniu lekarzem, że przestał być
prawiczkiem w wieku trzynastu lat, czyli piętnaście lat temu, i wiele
więcej innych równie interesujących rzeczy. I tak, nim się spostrzegliśmy, obok
nas leżały już dwie puste butelki, a my zaczęliśmy trzecią i zarazem ostatnią.
- Muszę przyznać, że się nieźle
trzymasz – stwierdził i czknął cicho, na co zacząłem głośno rechotać.
- A co żeś myślał, frajerze? Że tak
łatwo ze mną?
- Szczerze mówiąc to tak – mruknął,
zawiedziony, i napił się wódki. Widać było, że niewiele mu brakuje do
osiągnięcia swojego limitu.
- Marzenie ściętej głowy – odparłem
udawanym poważnym tonem i napchałem do ust garść orzeszków ziemnych i kilka
paluszków. – Te, Iwan, tak w ogóle to czemu się tak do mnie przyczepiłeś?
- A bo ja wiem... Lubię cię chyba.
Chociaż z drugiej strony potrafisz mnie nieźle wkurwić – odpowiedział, kładąc
się na dywanie i zamykając oczy. – Ale i tak fajny z ciebie chłopak –
wymruczał. Chwilę potem usłyszałem jego cichy, miarowy oddech. Zasnął, tym
samym przegrywając zakład. Zachichotałem cicho, układając w głowie plan
małego upokorzenia go. Wypiłem resztkę wódki, jaka została, i wziąłem się
do roboty. Ostatkiem sił zdjąłem z niego ubrania, łącznie z bielizną, po czym z
wielkim trudem zaciągnąłem go do szafy, przewracając się przy tym kilka razy.
Gdy już zdołałem upchnąć go między zwisającymi z wieszaków ubraniami, chwyciłem
pisak i krzywymi literami napisałem na jego pośladkach słowa: „Feliks tu był”.
Śmiejąc się z własnego dowcipu, zamknąłem drzwi szafy i potoczyłem się
w stronę łóżka. Ostatecznie zasnąłem na podłodze, gdzieś między pustymi
butelkami, resztkami jedzenia i ubraniami Iwana.
* * *
Z
perspektywy Iwana
Pierwsze, co poczułem po
przebudzeniu, to okropny ból głowy oraz mdłości. Powoli otworzyłem oczy, lecz
nadal widziałem tylko ciemność. W dodatku do moich nozdrzy doleciał zapach
zawieszki przeciw molom, przez który mało nie puściłem pawia. Spróbowałem
wstać, lecz zaplątałem się w coś. Cholera, gdzie ja jestem?
Ostrożnie przewróciłem się na lewy
bok, skąd przez małą szparę ujrzałem światło. Wyciągnąłem w tamtą stronę rękę i
naparłem na coś twardego, co z cichym skrzypnięciem ustąpiło i dało się pchać
do przodu. Skoncentrowałem wszystkie moje siły i rzuciłem się do przodu, tym
samym wypadając na czyjąś podłogę. Cały obolały, spojrzałem za siebie. Okazało
się, że spałem w cholernej szafie!
- Shlyukha mat’! – zakląłem w moim
ojczystym języku i wstałem, od razu opierając się o ścianę. Powoli zacząłem
przypominać sobie, gdzie jestem i jak w ogóle się tu znalazłem. Wszystkie
moje domysły potwierdził Feliks śpiący na dywanie i przykryty... moją koszulką.
Powoli zerknąłem na siebie i ze zgrozą stwierdziłem, że jestem kompletnie nagi!
Cholera, co tu się wczoraj wydarzyło?, pomyślałem gorączkowo, szukając
łazienki.
Gdy już jako tako doprowadziłem się
do porządku, co obejmował prysznic, dwukrotne zwymiotowanie i umycie zębów
palcem pokrytym pastą, okryłem się jednym z ręczników i wróciłem do sypialni.
Koniecznie musiałem się dowiedzieć, co się wczoraj wydarzyło i co miał znaczyć
ten niedorzeczny napis na moich pośladkach, którego mały włos nie przeoczyłem.
- Feliks, wstawaj – warknąłem,
szturchając go stopą.
- Co jest? – wymamrotał, otwierając
oczy i próbując wyplątać się z mojej koszulki.
- Co tu się stało? I dlaczego spałem
w szafie?
- Ach, to... – mruknął i uśmiechnął
się lubieżnie. – Po tym, co wczoraj zrobiliśmy, tak się wstydziłeś, że
postanowiłeś się przede mną schować.
- Co zrobiliśmy? – zapytałem. Mój
niepokój wzrastał z każdą chwilą.
- Jak to co? Nie pamiętasz? – Brzmiał
na tak zawiedzonego, że aż ciarki przeszły po moich plecach.
- Feliks, nie żartuj sobie ze mnie...
- Mówisz tak, jakbyś żałował tego, co
między nami zaszło...
- To niemożliwe – jęknąłem, siadając
na skraju łóżka i ukrywając twarz w dłoniach. Kompletnie nie wiedziałem,
co mam teraz zrobić.
Z
perspektywy Feliksa
Gdy się obudziłem, usłyszałem dźwięk
wody spływającej z prysznica. Najwyraźniej Iwan z niego korzystał, postanowiłem
więc poczekać aż wróci do sypialni. Nie musiałem długo czekać. Jakieś pięć
minut później poczułem szturchnięcie i usłyszałem jego zmęczony głos.
- Co jest? – zapytałem, udając, że
dopiero teraz się obudziłem. Po jego twarzy wiedziałem, że kompletnie nie wie,
co się stało. Mogłem więc spokojnie wcielić w życie mój plan.
Przez chwilę rozmawialiśmy, a Iwan
wierzył w każde słowo, które wypowiadałem. Widać było, że nie chce dopuścić do
siebie myśli, że mógł się ze mną przespać po pijaku, lecz moje sugestie były
oczywiste i wiedziałem, że w końcu to do niego dotrze. Jedyne, co mi pozostało,
to rozkoszowanie się jego zdezorientowaniem i spanikowaną twarzą.
- To niemożliwe – jęknął. Usiadł na
łóżku i schował twarz w dłoniach, a mi zrobiło się tak jakoś głupio, że
doprowadziłem go do takiego stanu. Westchnąłem ciężko i usiadłem obok niego.
- Ano niemożliwe – powiedziałem,
klepiąc go po ramieniu. – Nie wierzę, że tak dałeś się zrobić.
- Ja nie chciałem, żeby to się stało
w takich okolicznościach...
- Iwan, głupku, do niczego nie doszło
– mruknąłem zirytowanym głosem. – Po prostu jak już zasnąłeś, to cię
rozebrałem, wrzuciłem do szafy i dodałem taki mały autograf. To wszystko. Więc
przestań rozpaczać jak baba, bo teraz to ty mnie denerwujesz.
- Więc ty... No nie. Zabiję cię, ty
mały gnojku! – wykrzyknął, piorunując mnie wzrokiem. Uniosłem ręce w geście
kapitulacji, obawiając się o własne życie.
- To tylko taki żart był, no! Nie
irytuj się!
-Jak mam to niby zrobić? Cholera,
obudziłem się w szafie, goły, z napisem na tyłku, w dodatku wmawiałeś mi, że
uprawialiśmy seks, i jeszcze mówisz, że mam się nie irytować! Więcej z tobą nie
piję!
- Stroisz fochy jak dziewczyna –
stwierdziłem. – Zostaniesz na śniadanie?
- Niech ci będzie – powiedział z
niechęcią i zaczął zbierać z podłogi swoje ubrania.
Poszedłem do kuchni i nastawiłem wodę
na kawę, po czym zabrałem się za przygotowanie kanapek. Chwilę potem na jednym
z krzeseł usiadł Iwan, ubrany w swoje ciuchy, które miał na sobie
wczorajszego dnia.
- Daj mi wody – jęknął. Gdy spełniłem
jego prośbę, wypił duszkiem całą zawartość szklanki. – Dzięki.
- Mhm. Masz tu kawę. Słodzisz?
- Nie. Ale mleka mógłbyś dać.
- Naprawdę, aż taki zły jesteś o ten
dowcip? – zapytałem, gdy siedzieliśmy razem przy stole i jedliśmy przygotowany
przeze mnie posiłek.
- Tylko o tę ostatnią część. Ale mniejsza
z tym.
- Ech, ta twoja tajemniczość –
westchnąłem i uśmiechnąłem się przyjaźnie. W międzyczasie sięgnąłem do szafki
po apap i wziąłem dwie tabletki, jedną dla siebie, drugą dla Iwana. – Masz.
Głowa boli cię pewnie tak samo jak i mnie, a może i jeszcze gorzej.
-Dzięki – mruknął i połknął pigułkę,
nawet jej nie popijając. – Zwijam się do siebie. Muszę się przespać w miejscu
nieco bardziej wygodnym niż szafa.
- No jak chcesz – powiedziałem,
zawiedziony. – To do następnego razu.
- Do następnego – odpowiedział i
wyszedł.
Po chwili zorientowałem się, że
zabrał ze sobą mój kubek, z którego pił kawę. Najwyraźniej mój sąsiad szukał
pretekstu, by jeszcze raz mnie odwiedzić. Muszę przyznać, że schlebiało mi to
jak cholera.
* * *
Kolejne dni mijały mi nadzwyczaj
dobrze. Rano wychodziłem do pracy, po południu z niej wracałem, później
wpadałem do Iwana i spędzałem z nim trochę czasu. Nie pamiętałem już o tym, co
stało się podczas naszego pierwszego spotkania. Liczyło się tylko to, że bardzo
się zaprzyjaźniliśmy i w końcu miałem towarzystwo do rozmów czy spotkań.
W piątek wieczorem, gdy jak zwykle
przesiadywałem u Iwana w salonie, mój przyjaciel złożył mi dość osobliwą
propozycję.
- Feliks, masz jutro wolne, prawda?
- Taak. A co?
- Nie chciałbyś do mnie wpaść na maraton
filmowy? Mam kilka horrorów, które niedawno nabyłem, a samemu nie jest tak
fajnie oglądać.
- Czyżbyś bał się sam w ogóle je
włączyć – zaśmiałem się – i chcesz bać się razem ze mną?
- Bać się? Raczej płakać ze
śmiechu... To jak? Wchodzisz w to? – zapytał z nutą zniecierpliwienia.
- No dobra. Z tobą zawsze.
- W takim razie idź się przebrać w
coś wygodnego i skołuj jakieś żarcie.
- Hej, to ty mnie zapraszasz.
Powinieneś być przygotowany – zauważyłem, wkładając kubek, z którego piłem, do
zmywarki.
- Im więcej, tym lepiej. No, zmykaj.
I nie marudź już.
- Ech, coś tam znajdę. Mam nadzieję,
że masz piwo?
- Tak, mam. Oczywiście w rozsądnych
ilościach.
- I to lubię – powiedziałem i
poszedłem do siebie. Jeansy zamieniłem na luźne dresy, a sweter na przydużą
koszulkę z jednorożcem dumnie stąpającym po tęczy. Wziąłem z szafki dwie paczki
popcornu do mikrofali, a także chipsy i moje ukochane paluszki, po czym
wróciłem do Iwana, nie siląc się już nawet na założenie butów. – Już jestem! –
krzyknąłem i skierowałem się w stronę salonu, gdzie siedział już mój przyjaciel
i odpalał film.
- W samą porę – powiedział i poklepał
miejsce obok siebie. Położyłem przyniesione przeze mnie jedzenie na stoliku i
usiadłem na kanapie. Jedynym źródłem światła był telewizor, w którym kilku
młodych ludzi ekscytowało się z wizyty w „nawiedzonym” psychiatryku.
- Dlaczego każdy film o duchach musi
się tak zaczynać? – zapytałem, sięgając po butelkę piwa, ciekawy jednak, jak
się skończy ten horror. – Pewnie i tak wszyscy zginą – szepnąłem niby przerażającym
głosem. Iwan tylko zmierzwił moje włosy i zaśmiał się pod nosem.
Godzinę później nie było mi już tak
do śmiechu. Co chwilę podskakiwałem na kanapie ze strachu, bojąc się spojrzeć w
jakąkolwiek stronę. W dodatku obok mnie siedział Iwan, który na szczęście nie
zorientował się, w jakim jestem stanie. Pewnie by mnie wyśmiał jeszcze
głośniej, niż ten film... W końcu nie wytrzymałem i zapytałem:
- Nudne to. Może włączymy coś innego?
- Chcę się dowiedzieć, czy pierwsza
zginie blondi, czy jej chłopak. Poza tym dobry jest ten film.
- No ale wiesz...
- Tylko mi nie mów, że się boisz –
przerwał mi. Gdy spojrzał na moją twarz, cmoknął cicho i przysunął się do mnie.
– To tylko film, naprawdę nie ma się czego bać – powiedział, obejmując mnie. –
Poza tym jestem cały czas przy tobie, nic ci nie grozi ze strony wrednych
duchów.
- Ty to wiesz, jak pocieszyć –
mruknąłem, opierając głowę o jego ramię. Po chwili wahania złapałem go za rękę,
nabierając w ten sposób odrobiny pewności.
Na całe szczęście kolejne dwa horrory
były już tylko o jakimś szaleńcu oraz dziwnym zmutowanym potworze, mogłem się
więc odprężyć i śmiać razem z Iwanem. Niestety, zmęczenie zaczęło dawać o sobie
znać, i nim skończył się trzeci film, zacząłem zasypiać.
- Feliks, śpisz? – zapytał Iwan, odgarniając
mi z twarzy włosy.
- Jeszcze nie – mruknąłem. – Ale
jestem już blisko.
- W takim razie idziemy już spać –
powiedział, a gdy nie zareagowałem, wyłączył sprzęt, wziął mnie na ręce i
zaniósł do swojej sypialni.
- Co kombinujesz? – szepnąłem, gdy
układał mnie na łóżku.
- Na razie nic. No, możesz już spać.
Ja pójdę na kanapę.
- Zostań.
- Na pewno?
- Tak. Inaczej będę miał koszmary –
powiedziałem. Gdy położył się obok mnie, ufnie wtuliłem się w jego ciepły,
umięśniony tors.
- Dobranoc – wyszeptał mi do ucha i
pocałował mnie w skroń.
Chwilę później już spałem.
* * *
Gdy zacząłem wybudzać się ze snu,
czułem, jak przez moje ciało co chwilę przebiegają fale gorąca. Chciałem się
odkryć, ale nie mogłem nawet poruszyć ręką. Otworzyłem oczy, i gdy
przyzwyczaiłem się do panującej w pokoju jasności, prawie krzyknąłem ze
strachu. Dosłownie kilka centymetrów od mojej twarzy była twarz Iwana, który
jak gdyby nigdy nic spał z lekko uchylonymi ustami i ściskał mnie, jakby od
tego zależało jego życie. Spróbowałem wyślizgnąć się z jego objęć, nic jednak z
tego nie wyszło.
- Iwan – szepnąłem, patrząc na niego
z nadzieją. – Iwan, obudź się. No dalej – mówiłem, chcąc być jak najbardziej
taktowny. Nie wiedziałem w końcu, jaki jest Iwan zaraz po przebudzeniu, a nie
chciałem niepotrzebnie ryzykować życiem. – Iwan, jeśli udajesz, to wiedz, że
wcale mnie to nie bawi. – Żadnej reakcji z jego strony. Cholera, ten facet miał
bardzo twardy sen. – Iwan, jeśli się nie obudzisz, zrobi się nieprzyjemnie –
ostrzegłem go, co skomentował cichym westchnięciem i jeszcze mocniejszym
ściśnięciem mnie.
I właśnie wtedy moja cierpliwość się
skończyła. Zacisnąłem zęby, podkuliłem nogi i umieściłem stopy na brzuchu
Iwana. Następnie, zbierając w sobie wszystkie moje siły, wyprostowałem nogi, co
sprawiło, że Rosjanin z hukiem spadł z łóżka, a ja o mały włos nie
podzieliłem jego losu.
- Feliks, ty mały chuju, niech cię
szlag – zaklął, podnosząc się i pocierając pośladki, na których wylądował. – Co
to miało być?
- Pobudka. Nie chciałeś po dobroci,
to użyłem przemocy. Swoją drogą, po co żeś się tak do mnie przytulił, co? Mało
się nie udusiłem! – żachnąłem się, rozprostowując zdrętwiałe kończyny.
- Przytulanie to naturalna reakcja,
gdy ktoś śpi obok ciebie – mruknął, nie rozumiejąc powodu mojego oburzenia.
Usiadł obok mnie na łóżku, po czym z powrotem się na nim położył.
- Wyobraź sobie, że dwóch normalnych
facetów nie przytula się do siebie przez sen. Co innego, gdybyś spał ze swoją
dziewczyną. Wtedy możesz powiedzieć, że to naturalna reakcja.
- W takim razie ty zostań moją
dziewczyną. Wtedy wszystko będzie ok.
- Głupoty gadasz, idioto. Śpisz
jeszcze czy co? – zapytałem, czując, że zaczynam robić się czerwony jak burak.
– Poza tym jak niby dwóch facetów może być razem?
- I kto tu jest idiotą? – zaśmiał
się, po czym rzucił się na mnie. Przyparł mnie do łóżka i nachylił się nade
mną, patrząc na mnie tymi swoimi tajemniczymi oczami. – Oczywiście, że dwóch
facetów może być razem. Jeśli chcesz, możesz się o tym przekonać na własnej
skórze.
- Chyba zwariowałeś! – wrzasnąłem,
próbując się mu wyrwać. – Skąd ty masz w ogóle pojęcie o takich rzeczach,
zboczeńcu?!
- Tym się nie martw. To co?
Próbujemy? – zapytał. Uśmiech na jego twarzy powiększał się z sekundy na
sekundę.
- Złaź ze mnie, ale już! I przestań
ze mnie w ten sposób żartować!
- Nigdy bym nawet o tym nie pomyślał
– powiedział, nagle poważniejąc, i pocałował mnie. Na początku nie
skojarzyłem nawet, co się właśnie dzieje, lecz gdy to do mnie dotarło, jęknąłem
cicho i szarpnąłem się. Najgorsze było to, że jakaś część mnie wcale nie
chciała tego przerywać.
- Ja chyba... Chyba już pójdę –
mruknąłem, gdy w końcu się ode mnie odsunął. Instynktownie oblizałem wargi, po
czym mimowolnie się wzdrygnąłem.
- Aż tak cię to obrzydza? – zapytał
smutnym głosem.
- To nie tak... – zacząłem. Tak
naprawdę nie miałem pojęcia, co powiedzieć. Nie chciałem go zranić.
- A jak? – nie dawał za wygraną.
- Bo ja nigdy nie... nie robiłem
takich rzeczy. I chyba chcę, żeby tak pozostało...
- Rozumiem – powiedział, od razu się
ode mnie odsuwając. – Będzie lepiej, jeśli już pójdziesz.
- Nie chcę zrywać z tobą kontaktu,
Iwan. Mimo tego, że... Po prostu zostańmy przyjaciółmi, ok?
- Idź już – warknął, nawet nie
patrząc w moją stronę. Było mi przykro, że tak mnie potraktował. Nic już nie
mówiąc, zabrałem swoje rzeczy i wróciłem do siebie.
- Świetnie. Właśnie straciłem
kolejnego przyjaciela – szepnąłem sam do siebie. Pustka w moim sercu znowu
zaczęła się powiększać.
* * *
Dwa tygodnie później nadal nie mogłem
pogodzić się z tym, co zaszło między mną a Iwanem. Bałem się pójść do niego, by
porozmawiać, a i los chciał, byśmy się spotykali się gdzieś przypadkowo.
Tęsknota, która zżerała mnie od środka, stawała się nieznośna. Pragnąłem to
przerwać, lecz nie wiedziałem jak. W dodatku zaczynały mnie coraz częściej nachodzić
myśli, że może tak naprawdę ja też nie chcę, by na przyjaciołach się skończyło.
Że może ja też go lubię... albo nawet kocham. Nieważne, jak uparcie wypierałem
te stwierdzenia z głowy, one i tak wracały, w dodatku ze zdwojoną siłą.
W końcu postanowiłem, że czas to
przerwać. Albo się uda, i potwierdzę, że normalny ze mnie chłopak, albo
wyjdzie, że jednak jestem... gejem, pomyślałem, i wyszedłem pewnym krokiem
z mieszkania. Drżącą dłonią nacisnąłem dzwonek do drzwi, oczekując z szybko
bijącym sercem. Ze zdenerwowania ciężko oddychałem, coraz ciężej mi się też
myślało.
Już miałem uciec, gdy nagle w progu
stanął Iwan, patrząc na mnie zmęczonym wzrokiem.
- Co ty tu robisz? – zapytał, a ja
miałem wrażenie, że za chwilę się rozpłaczę. Chciałem coś powiedzieć, wyjaśnić
mu co i jak, lecz żadne słowo nie chciało przejść przez moje gardło. Stałem
więc, wpatrując się w niego z otwartymi ustami, bojąc się zrobić cokolwiek. W
końcu jednak moje długo tłumione emocje wzięły górę. Ze łzami w oczach
przytuliłem się do niego, pragnąc, by ta chwila trwała wiecznie. – Feliks,
przecież...
- Zamknij się już – przerwałem mu,
jeszcze mocniej go ściskając i kręcąc na boki głową. – Wiesz, jak się czułem,
gdy tak perfidnie mnie wygoniłeś? Wiesz?! – krzyknąłem, a mój głos rozniósł się
po całej klatce schodowej. Iwan pospiesznie zamknął drzwi i spróbował mnie od
siebie odsunąć, nie pozwoliłem mu jednak na to. – To totalnie twoja wina, że
tak się czułem! Jak jakiś śmieć!
- Nie zapominaj, że to ty mnie
odrzuciłeś.
- Ale nie chciałem, żeby nasz kontakt
tak po prostu się urwał! To ty mnie unikałeś, odtrąciłeś mnie... Myślałem, że
zacząłeś mnie nienawidzić – jęknąłem, pozwalając, by łzy płynęły już na całego
z moich oczu.
- Przepraszam. Twoja stanowcza odmowa
zraniła mnie, fakt, lecz nigdy bym cię nie znienawidził. Wciąż jesteś dla mnie
ważny. Myślę, że chciałem sobie oszczędzić cierpienia. Nie spodziewałem się, że
tak mocno to przeżyjesz – powiedział, w końcu odwzajemniając mój uścisk.
Westchnąłem, czując ogromną ulgę. Wszystkie moje dotychczasowe wątpliwości
zniknęły. Byłem już pewny, co tak naprawdę czuję, i całkowicie się z tym
pogodziłem. Niepewnie uniosłem głowę. Nasze spojrzenia się spotkały, a ja,
wiedziony instynktem, wspiąłem się na palce i pocałowałem Iwana, najpierw
nieśmiało, później zaś z coraz większą namiętnością. – Feliks, jesteś pewny? –
zapytał, gdy oderwaliśmy się od siebie. Skinąłem głową i uśmiechnąłem się do
niego.
W tym momencie byłem szczęśliwy, jak
jeszcze nigdy. I nawet wtedy, gdy Iwan wziął mnie na ręce i zaniósł do
sypialni, nie zwątpiłem ani na chwilę w to, że jestem właśnie z mężczyzną, z
którym pragnę spędzić resztę swojego życia.
* * *
Z
perspektywy Iwana
Gdy otworzyłem drzwi i zobaczyłem w
nich Feliksa, pierwsze, co chciałem zrobić, to uciec. Wiedziałem jednak, że
byłoby to skrajnie idiotyczne zachowanie, zachowałem więc pozory i zapytałem:
- Co ty tu robisz?
Nie doczekałem się jednak żadnej
odpowiedzi. Atmosfera między nami była tak gęsta, że można ją było kroić nożem.
Co dziwniejsze, wyraźnie wyczułem w niej jutę seksualnego napięcia. Albo był to
po prostu wymysł mojego umęczonego, stęsknionego za tym dzieciakiem umysłu.
Prawda była taka, że niezbyt dobrze zniosłem naszą rozłąkę. Zacząłem cierpieć
na bezsenność, kompletnie straciłem apetyt, spadła też moja chęć do życia i
robienia czegokolwiek innego niż bezsensowne i zupełnie bezcelowe
wylegiwanie się na kanapie. Straciłem też całą nadzieję odnośnie tego, że
kiedykolwiek będzie mi dane związanie się z Feliksem i rozpoczęcie z nim
wspólnego życia.
Dlatego właśnie tak bardzo zdziwiłem
się, gdy chłopak rzucił się na mnie i mocno mnie przytulił. Spodziewałem
się wszystkiego, nawet tego, że przyszedł tu po kubek, który dawno temu
zabrałem z jego mieszkania, ale na pewno nie tego, że zostaną mi okazane jakiekolwiek
pozytywne uczucia.
- Feliks, przecież... – zacząłem,
lecz przerwał mi stanowczo.
To, co wyrzucił z siebie pod wpływem
emocji, oraz fakt, że płakał, sprawiło, iż poczułem się jak kompletny frajer.
Moim samolubnym zachowaniem doprowadziłem osobę, którą kocham, do tak podłego
stanu. W głębi serca bałem się jednak, że wszystkie te wyrzuty z jego strony i
tak z powrotem sprowadzą nas do przyjaciół, a nie wiem, czy na długo by mi
wystarczyło. Obawy te jednak zniknęły w momencie, gdy poczułem na swoich ustach
wargi Feliksa, ciepłe i słone od łez.
- Feliks, jesteś pewny? – zapytałem,
ostatkiem sił powstrzymując się przez natychmiastowym rzuceniem się na niego.
Gdy z pewnością pokiwał głową i uśmiechnął się do mnie, byłem
najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. Wziąłem go w ramiona i zaniosłem do
sypialni, pragnąc pokazać mu, jak bardzo go kocham.
I to wielokrotnie. Tak dla pewności.
* * *
Z
perspektywy Feliksa
Miesiąc później
-
Nie wierzę, że dopiero teraz zgodziłeś się na to, żeby ze mną zamieszkać –
mruknął Iwan, pomagając pakować moje rzeczy do kartonów i zanosić je do jego
mieszkania.
-
Musiałem być pewny, że z tobą wytrzymam. W końcu wspólne mieszkanie to poważna
sprawa – powiedziałem z udawaną powagą, po czym zacząłem pochłaniać kolejną
garść słonych paluszków. W odpowiedzi dostałem kuksańca w żebra.
-
Mimo wszystko cieszę się, że w końcu udało mi się ciebie namówić. Nawet jeśli
odwdzięczasz mi się takimi złośliwościami...
-
Przecież żartuję – zaśmiałem się i pocałowałem go w usta, pozostawiając przy
tym kilka okruszków na brodzie Iwana. Gdy zacząłem się z tego śmiać, mój
towarzysz otarł twarz rękawem i spiorunował mnie wzrokiem.
-
Masz szczęście, że cię kocham, gówniarzu – szepnął i powędrował z kolejnym
kartonem do swojego salonu, a ja mimowolnie skierowałem oczy na jego pośladki.
– Czuję twój wzrok na moim tyłku! – krzyknął w progu, wiedząc co robię nawet
bez patrzenia na mnie.
Pół
godziny później wszystkie moje rzeczy zostały przeniesione do mieszkania obok,
a ja byłem gotowy, by oddać klucze do mojego starego miejsca zamieszkania
dozorcy. Gdy to zrobiłem, całkowicie poczułem, że właśnie się przeprowadziłem.
Znowu ogarnęło mnie niezmierne szczęście, którym pragnąłem podzielić się z moim
mężczyzną.
Jeśli
to jest miłość, to chcę, aby trwała wiecznie.
Koniec
Opowiadanie naprawdę super*.* pozdrawiam i życzę weny na Samaela i Haniela :*
OdpowiedzUsuńDziękuję. Właściwie mam już plan jak rozwinąć dalej "Anioła...", no ale się zacięłam twórczo. Także trzeba będzie jeszcze na niego poczekać. :/
UsuńPs. Dziękuję za wsparcie komentarzami. Jesteś wielka! :*
fajne nie ma co ;)
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńByło pisane w większości na lekcjach i naprawdę dobrze się bawiłyśmy przy tworzeniu tego, także pozytywne komentarze cieszą podwójnie :D