Menu

poniedziałek, 9 maja 2016

Anioł Śmierci, część 6

Choć tak wiele się ostatnio wydarzyło, dni mijały nam jak najbardziej normalnie. To wychodziliśmy na spacer po mieście, to zostawaliśmy w domu oglądając telewizję i objadając się niezdrowymi przekąskami, lecz zasada była jedna. Czas spędzamy razem bez względu na wszystko. Momentami było to uciążliwe, gdyż Haniel potrafił strasznie się rozgadać, lecz w końcu zacząłem przywykać i do tego. W ogóle bardzo się zmieniłem, odkąd go poznałem. Stałem się bardziej otwarty, zacząłem postrzegać świat w nieco optymistyczniejszych barwach, a i ta dziwna pustka, którą odczuwałem, powoli łagodniała.
- O czym tak zażarcie myślisz? – zagadnął Haniel, przysiadając się do mnie z ogromną miską popcornu.
- Myślę o tym, jak bardzo potrafisz być irytujący.
- Wypraszam sobie! Jako anioł jestem najrozkoszniejszą istotą, jaka tylko istnieje! Powinieneś czuć się zaszczycony, że jeszcze chcę się z tobą zadawać – mruknął, próbując się nie roześmiać. Za wszelką cenę chciał stwarzać pozory śmiertelnie poważnego, lecz garść prażonej kukurydzy wepchnięta do ust zniweczyła jego plany. Gdy spojrzałem na jego wypchane policzki, wybuchnąłem histerycznym niemal śmiechem, do którego chwilę potem dołączył Haniel. Co prawda prawie się przy tym udławił, ale kto by zwracał uwagę na tak nieistotne szczegóły…?
- Dobrze, że chociaż pajacowanie wychodzi ci bezbłędnie – powiedziałem, gdy zdołałem się uspokoić.
- Włączasz ten film, czy mam sobie iść? – zapytał słodkim głosem, wskazując na spoczywający na moich kolanach laptop.
- No włączam, włączam… Nie wiem tylko, dlaczego tak bardzo uparłeś się akurat na to? Myślałem, że ktoś taki jak ty będzie wolał raczej ckliwe romanse.
- A ja nie wiem, jak mogłeś NIGDY nie oglądać „Punishera”!
- No ale tam się tylko zabijają. I w sumie nic więcej. Nie to, że mam coś przeciwko przemocy, ale to trochę nie w twoim stylu, nie sądzisz?
- Właśnie nie! Bardzo dużo tam miłości, chęci pomszczenia kochanej osoby… To ma głębszy przekaz, noo! – wykrzyknął, wznosząc ręce do góry i wydymając policzki, pokazując mi w ten sposób, że właśnie w tym miejscu powinienem przyznać się do błędu.
- Się zobaczy – stwierdziłem i włączyłem film, którym tak bardzo zachwycał się mój kompan.
Muszę przyznać, że jedyne, co mi się w nim podobało, to liczne trupy, krew i mordobicie.
* * *
- I jak ci się podobało? – zapytał Haniel, gdy nasza czterogodzinna przygoda z Punisherem dobiegła końca.
- W paru miejscach prawie zasnąłem, ale tak poza tym nie było źle. No i nie był to kolejny z tych twoich horrorów, a to już ogromny plus.
- W takim razie następnym razem ty będziesz wybierał, a ja będę marudził – powiedział, przeciągając się i mrucząc z zadowolenia, gdy jego kręgosłup kilka razy podejrzanie trzasnął. Ja zaś wstałem i poszedłem do sypialni, zdejmując po drodze bluzkę i przecierając oczy.
- Idę spać. Też się zaraz połóż, w końcu jest już trzecia w nocy.
- Muszę się tylko napić – odpowiedział i podreptał do kuchni.
Zaśmiałem się cicho, gdy usłyszałem, jak krztusi się pitym napojem, i położyłem się. Z ulgą rozprostowałem nogi i wtuliłem się w poduszkę, czując, jak powoli odpływam w niebyt.
- Nie masz swojego łóżka? – mruknąłem, gdy chwilę potem położył się koło mnie Haniel, mocno mnie przytulając i momentalnie ochładzając swoim ciałem.
- Z tobą mi lepiej. I cieplej. Dobranoc.
- Dobranoc – odpowiedziałem, przewracając się na drugi bok i wtulając twarz w jego włosy.
Zasnąłem kilka minut później, rozkoszując się delikatnymi palcami Haniela głaszczącymi mnie po plecach.
* * *
- Haniel, złaź ze mnie – wydyszałem, czując nacisk na klatkę piersiową, który znacznie utrudniał mi oddychanie. Tak, jak myślałem, anioł spał na mnie, przygniatając każdą część mojego ciała do łóżka. Gdyby nie fakt, że ten tasiemiec jest ode mnie większy, pewnie nie przeszkadzałoby mi to tak bardzo, ale niestety, nie miałem takiego szczęścia. – Haniel, do cholery! – krzyknąłem, próbując go z siebie zrzucić, bezskutecznie. Budzenie go też mi nie wychodziło. No i co ja miałem teraz zrobić? W końcu zebrałem w sobie resztki sił i naprężyłem wszystkie moje mięśnie. Krzywiąc się z wysiłku, udało mi się oderwać go od siebie, po czym przechylić w stronę krawędzi łóżka. No ale jak zwykle wszystko musiał szlag trafić. Gdy Haniel był bliski spadnięciu na podłogę, w ostatniej chwili złapał mnie i pociągnął ze sobą, przez co teraz to ja przygniatałem jego. Na moje nieszczęście jego ręce momentalnie oplotły się wokół mojej talii, z niewiarygodną siłą unieruchamiając mnie i nie pozwalając nawet na najmniejszy ruch. – Haniel, ty debilu! – wrzasnąłem, na co anioł cicho mruknął i zaczął leniwie uchylać powieki.
- Coś się stało? – zapytał zaspanym głosem, gotowy z powrotem odpłynąć w niebyt.
- Puść mnie w końcu! No ileż można…?!
- Przecież cię nie trzymam – wymamrotał, przewracając się na bok, ze mną w pakiecie. Jego uścisk ani na chwilę nie zelżał.
- Ja rozumiem, że brak ci bliskości i takie tam, ale czemu to akurat muszę być ja? – jęknąłem, zrezygnowany.
- Bo jesteś taki milusi…
- Bredzisz. Puszczaj mnie, ale już. A jak nie, to wychędożę ten twój anielski tyłek na tyle skutecznie, że już się do mnie nie zbliżysz! – zagroziłem, na co Haniel nieco się rozbudził.
- No dobra, dobra… Pospać mi nawet nie dasz… - jęknął, urażony, spychając mnie z siebie z pogardą, i wracając na łóżko.
- A śpij ty ile chcesz. Mnie to na rękę, bo nie muszę się z tobą użerać. Ale nie używaj mnie jako swojej poduszki!
- Jesteś zbyt głośny – upomniał mnie dziwnie poważnym tonem.
- Och, czyżby księżniczka miała zły humor, bo ją obudzili za wcześnie? – zakpiłem z niego, czekając z niecierpliwością, jak zareaguje.
- Nie, ja po prostu… Źle się czuję – wymamrotał, znowu tym dziwnym głosem.
- Co się dzieje?
- Nie wiem. Kręci mi się w głowie. I coś dziwnego dzieje się w moim brzuchu…
- Cholera, może to przez ten wczorajszy popcorn. Mówiłem, żebyś się tak nie opychał.
- Nie, to… To chyba nie to.
- Przyniosę ci wody, nie wstawaj – powiedziałem, i poszedłem do kuchni. Zmartwił mnie jego stan, pierwszy raz go takim widziałem. Jeśli poważnie się rozchorował, to co ja z nim zrobię? Nie znam się przecież na leczeniu aniołów, bo  i skąd?
Gdy wszedłem do kuchni, coś było nie tak. Moją uwagę od razu przykuła butelka, która jeszcze wczoraj nie stała na blacie, a także dziwny zapach unoszący się spod lodówki. Podchodząc bliżej, zorientowałem się, że na szafce stoi nic innego, jak wódka, której pojedyncze krople zdążyły już jakiś czas temu zaschnąć na podłodze.
- Haniel, ty idioto… - mruknąłem pod nosem, łapiąc się za głowę. Poszedłem do sypialni i usiadłem na łóżku, uważnie przypatrując się aniołowi. Tak, to zdecydowanie to, pomyślałem. – Haniel, słońce, powiedz mi, czego się wczoraj napiłeś?
- Nie pamiętam… Nie każ mi myśleć. To boli – stęknął, zasłaniając oczy dłonią.
- No widzisz. Tak się cudownie złożyło, że zostawiłeś po sobie bajzel, dzięki któremu wiem już, co ci dolega.
- Czy ja umieram?
- Obawiam się, że tak. Została ci godzina, góra dwie.
- Tylko nie to… - jęknął, a po policzkach zaczęły płynąć mu łzy. – Ja nie chcę. Zrób coś…
I wtedy zrobiło mi się go autentycznie żal. Leżał, jak taki szczeniaczek, łkając i gapiąc się na mnie załzawionymi oczyma o kolorze nieba, co chwilę prosząc o pomoc. I wtedy postanowiłem powiedzieć mu prawdę.
- Ech, no dobrze, nie umrzesz. Tylko żartowałem. Ale połóż się i prześpij jeszcze, to ci dobrze zrobi.
- Nie umrę? Dzięki Bogu… W takim razie co mi jest?
- Masz kaca, kretynie. Napiłeś się wczoraj mojej wódki, którą trzymałem w lodówce na specjalną okazję. Co prawda to były tylko trzy łyki, ale dałeś radę. Poza tym nawet teraz jesteś jeszcze trochę pod wpływem.
- To by tłumaczyło, dlaczego ta wczorajsza woda miała taki ohydny smak, i dlaczego nie mogłem się nią napić… - stwierdził z ulgą, a ja po raz kolejny załamałem ręce. Ja po wypiciu całego litra byłem tylko odrobinę wstawiony, a to nieszczęście upiło się trzema łykami… Co za żenada.
- Śpij już, pajacu. Jak będzie ci się chciało rzygać, to wiesz, gdzie jest łazienka. A spróbuj zafajdać mi pościel, to się doigrasz – powiedziałem tonem srogiego ojca. Po chwili wahania pogłaskałem go po policzku, i wyszedłem. Na wszelki wypadek użyłem formuły wyostrzającej mój słuch, żeby móc kontrolować, co się z nim dzieje, lecz już po chwili usłyszałem jego wolny, spokojny oddech, a także miarowe bicie serca, uspokajające się z każdą sekundą.
Dopiero teraz dotarło do mnie, że gdyby powód jego choroby okazał się poważniejszy, tak naprawdę nie wiedziałbym, co robić, przez co Haniel z pewnością by umarł. Próbowałem wmówić sobie, że bym się tym nawet nie przejął, lecz marnie mi to szło. Właściwie czułem wyrzuty sumienia na samą myśl o tym. Przez ten czas, który razem spędziliśmy, zdążyłem go polubić, traktowałem go jak młodszego brata. Nie chciałem, by cokolwiek mu się stało, a tego nie czułem nawet do innych demonów, które kiedyś były mi przecież bardzo bliskie. To tak, jakby być gotowym zamordować całą swoją rodzinę, lecz jednocześnie drżeć ze strachu o kogoś, kogo zna się od niedawna i kto pozostaje dla ciebie przez cały czas tajemnicą. Bo Haniel był właśnie taką tajemnicą. Zjawił się znikąd, przyczepił się do mnie jak rzep do psiego ogona, zobaczył we mnie kogoś, kogo nie powinien, a przy tym nie oczekiwał niczego w zamian. Chyba że wieczne przytulanie, niańczenie go i utrzymywanie można było nazwać zapłatą.
- W co ja się wpakowałem? – zapytałem sam siebie, kręcąc głową, by w ten sposób odpędzić od siebie wszystkie te dziwne myśli. W końcu postanowiłem, że ugotuję dla mojego współlokatora lekki rosołek, który i mnie często pomagał w takich sytuacjach. Na szczęście wszystkie potrzebne składniki miałem w lodówce, więc od razu mogłem wziąć się do pracy. Szybkimi ruchami pokroiłem warzywa potrzebne do sporządzenia bulionu, a także użyłem jednej ze słabszych formuł, by odmrozić skrzydełko kurczaka znalezione w odmętach zamrażarki, które również wylądowało w garnku. Po chwili w całej kuchni unosił się przyjemny zapach wywaru, który powoli się przygotowywał, a ja zająłem się zrobieniem masy na lane kluski. Wbiłem trzy jajka do miseczki, dodałem mąki i soli, po czym mieszałem to wszystko dopóki nie uzyskałem gładkiej konsystencji. W czasie, gdy zupa cicho bulgotała, gotując się, zrobiłem sobie kawę. Cały czas słyszałem wolny oddech Haniela, który świadczył o tym, że anioł spokojnie śpi i nic mu nie grozi. Gdy mój wzrok padł na wódkę nadal stojącą na szafce, zaśmiałem się i upiłem jej trochę, stwierdzając tym samym, że nie ma opcji, bym i ja zdołał upoić się tylko kilkoma łykami.
Gdy zupa była gotowa, wyłowiłem z niej niepotrzebne już zielsko i wlałem do niej masę, która zamieniła się w cienkie kluseczki o nieregularnym kształcie. Spróbowałem, jak mi to wyszło, i, zadowolony z efektu, wyłączyłem palnik, po czym poszedłem zajrzeć do sypialni.
- Jak się czujesz? – zapytałem, widząc wpatrzone we mnie niebieskie oczy.
- Już lepiej – wychrypiał – ale chce mi się pić.
- Chodź, dam ci wody. I zjesz sobie trochę rosołu. Pomoże ci.
- Dziękuję – powiedział, odrzucając na bok kołdrę i niepewnie stawiając stopy na podłodze. Spróbował wstać, lecz skończyło się na tym, że z powrotem usiadł na łóżku. Nie mogąc na to patrzeć, podszedłem do niego i zarzuciłem sobie jego ręce na szyję.
- Złap się mocno. I postaraj się na mnie nie zwymiotować – poprosiłem błagalnym tonem, ostrożnie podnosząc go z łóżka i niosąc do kuchni. Co prawda mogłem mu przynieść wszystko do łóżka, ale wolałem, żeby chłopak się trochę rozruszał, tak po prostu. Posadziłem go na krześle i podałem mu szklankę, którą napełniłem wodą. Haniel od razu całą ją wypił, zrobił to jednak nieostrożnie, gdyż z kącików jego ust poleciały dwa małe strumienie, mocząc jego podkoszulek. Z cichym westchnieniem wyciągnąłem miskę z szafki i nalałem do niej gorącego rosołu, który postawiłem przez zmarkotniałym Hanielem. – Masz, jedz. Tylko się nie poparz.
- Dzięki. Głupio mi, że musisz się tak o mnie martwić. Sprawiam ci kłopot.
- Daj spokój. Zwykle to ty mi pomagałeś. A poza tym przyzwyczaiłem się już do twojego zawracania dupy – powiedziałem, siadając koło niego i uważnie go obserwując. Gdy był zajęty jedzeniem, uniosłem dłoń na wysokość czoła i odwołałem wcześniej użytą formułę, bez której jakby na chwilę ogłuchłem, zanim przyzwyczaiłem się do normalnej głośności.
- Co zrobiłeś? – mruknął, na chwilę odrywając się od miski.
- Nic. Odwołałem formułę. Nie przejmuj się tym. W ogóle co ci strzeliło do głowy, żeby się wódki napić?
- Nie specjalnie przecież… Chciało mi się pić, ale czegoś zimnego, to zajrzałem do lodówki. No i była woda, to się napiłem. A że niedobra, to szybko ją odstawiłem i poszedłem spać. Skąd mogłem wiedzieć, że tak to się skończy?
- A przeczytać etykietkę nie łaska? Wyraźnie napisane: wódka.
- Nie pomyślałbym, że trzymasz takie szataństwo w domu.
- A ja bym nie pomyślał, że tak łatwo cię upić.
- To był mój pierwszy raz, więc się nie dziw…
- Nie dość, żeś prawiczek, to jeszcze niepijący. Palić pewnie też nigdy nie próbowałeś, co? W ogóle robiłeś cokolwiek, oprócz wykonywania swojej pracy?
- Daj już spokój. Wiesz przecież, że mam inne zasady – mruknął i wrócił do sączenia zupy. – Skąd to wytrzasnąłeś?
- Zrobiłem. A co? Niedobra?
- Nie, wręcz przeciwnie. Nie wiedziałem, że umiesz gotować.
- Z nudów robi się wiele rzeczy – stwierdziłem, wzruszając ramionami.
- Wiesz, nie musisz tak nade mną siedzieć – powiedział w końcu, patrząc na mnie jak zbity pies.
- Muszę. Nie wiadomo, co ci znów strzeli to tego głupiego łba.
- W takim razie zanieś mnie z powrotem do łóżka – rozkazał, a ja, widząc jego zbolałą minę, zaśmiałem się. Włożyłem do zlewu pustą miskę, po czym klęknąłem przed Hanielem i wyciągnąłem w jego stronę rękę w teatralnym geście.
- Pani pozwoli – powiedziałem, kłaniając mu się nisko, i chwyciłem jego dłonie.
- Przestań się wygłupiać, to nie jest śmieszne – jęknął, lecz jego usta rozciągnęły się w delikatnym, ledwo zauważalnym uśmiechu. Z gracją objął moją szyję i grzecznie poczekał, aż chwycę go w ramiona. Był cholernie ciężki, lecz nie dałem tego po sobie poznać, udając, że niosę go z lekkością, jakby nic nie ważył. W końcu położyłem go do łóżka, po czym zacząłem odchodzić. – Zostań ze mną – poprosił, a ja nie mogłem się nie zgodzić. Położyłem się obok niego, pozwalając, by ułożył głowę na moim ramieniu i przytulił się do mnie tak, by całkowicie do mnie przylegać.
- Zimno ci?
- Trochę.
- Ech, poczekaj chwilę – powiedziałem, wstając i zdejmując bluzkę oraz spodnie. Gdy zacząłem się z powrotem kłaść, ze zdziwieniem spostrzegłem, że Haniel także zaczął się rozbierać. Kiedy przylgnął do mnie swym nagim, zimnym ciałem, przeszył mnie dreszcz podniecenia, szybko zdusiłem go jednak w sobie.

Ni czas to, ni miejsce, pomyślałem, przykrywając nas kołdrą i starając się, by Hanielowi było jak najlepiej.




Tak, jak obiecałam, cisnę teraz Anioła Śmierci. Co prawda dzisiaj miałam wenę na coś lekkiego, stąd taki śmieszkowy charakter tego rozdziału, ale w najbliższej przyszłości mam zamiar wprowadzić moje pomysły, które mają być raczej bardziej rozbudowaną i poważną fabułą <może mi się uda ta sztuka>.
Jak widać popracowałam też dzisiaj nad wyglądem mojego bloga, a także wprowadziłam menu, które <mam nadzieję> ułatwi odnajdywanie niektórych rzeczy i wprowadzi tu nieco porządku. Choć równie dobrze może się na nic nie przydać XD
Pozdrawiam wszystkich i do następnej notki :3


5 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) A wena się przyda , bo znowu czuję, że wpadam w doła literackiego...

      Usuń
  2. W końcu!!!! Dziękuję i życzę jak najwięcej weny :* rodzial świetny *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam ogromną nadzieję że nie zostawisz tego bloga bo jest naprawdę świetny i jak już będziesz się chciała wycofywać to chociaż skończysz fabułę xd :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa. I nie martw się, na razie nawet nie myślę o porzucaniu bloga, bo prowadzenie go sprawia mi naprawdę ogromną frajdę. A jeśli kiedyś uznam, że czas zakończyć zabawę, to na pewno doprowadzę wszystko do końca, bo sama nie lubię sytuacji, gdy wchodzę na fajnego bloga i nagle w połowie opowiadania autor/autorka po prostu go porzuca.

      Usuń