Choć
tak wiele się ostatnio wydarzyło, dni mijały nam jak najbardziej normalnie. To
wychodziliśmy na spacer po mieście, to zostawaliśmy w domu oglądając telewizję
i objadając się niezdrowymi przekąskami, lecz zasada była jedna. Czas spędzamy
razem bez względu na wszystko. Momentami było to uciążliwe, gdyż Haniel
potrafił strasznie się rozgadać, lecz w końcu zacząłem przywykać i do tego.
W ogóle bardzo się zmieniłem, odkąd go poznałem. Stałem się bardziej
otwarty, zacząłem postrzegać świat w nieco optymistyczniejszych barwach, a i ta
dziwna pustka, którą odczuwałem, powoli łagodniała.
- O
czym tak zażarcie myślisz? – zagadnął Haniel, przysiadając się do mnie
z ogromną miską popcornu.
-
Myślę o tym, jak bardzo potrafisz być irytujący.
-
Wypraszam sobie! Jako anioł jestem najrozkoszniejszą istotą, jaka tylko
istnieje! Powinieneś czuć się zaszczycony, że jeszcze chcę się z tobą zadawać –
mruknął, próbując się nie roześmiać. Za wszelką cenę chciał stwarzać pozory
śmiertelnie poważnego, lecz garść prażonej kukurydzy wepchnięta do ust
zniweczyła jego plany. Gdy spojrzałem na jego wypchane policzki, wybuchnąłem
histerycznym niemal śmiechem, do którego chwilę potem dołączył Haniel. Co
prawda prawie się przy tym udławił, ale kto by zwracał uwagę na tak nieistotne
szczegóły…?
-
Dobrze, że chociaż pajacowanie wychodzi ci bezbłędnie – powiedziałem, gdy
zdołałem się uspokoić.
-
Włączasz ten film, czy mam sobie iść? – zapytał słodkim głosem, wskazując na
spoczywający na moich kolanach laptop.
- No
włączam, włączam… Nie wiem tylko, dlaczego tak bardzo uparłeś się akurat na to?
Myślałem, że ktoś taki jak ty będzie wolał raczej ckliwe romanse.
- A
ja nie wiem, jak mogłeś NIGDY nie oglądać „Punishera”!
- No
ale tam się tylko zabijają. I w sumie nic więcej. Nie to, że mam coś przeciwko
przemocy, ale to trochę nie w twoim stylu, nie sądzisz?
-
Właśnie nie! Bardzo dużo tam miłości, chęci pomszczenia kochanej osoby… To ma
głębszy przekaz, noo! – wykrzyknął, wznosząc ręce do góry i wydymając policzki,
pokazując mi w ten sposób, że właśnie w tym miejscu powinienem przyznać się do
błędu.
-
Się zobaczy – stwierdziłem i włączyłem film, którym tak bardzo zachwycał się
mój kompan.
Muszę
przyznać, że jedyne, co mi się w nim podobało, to liczne trupy, krew
i mordobicie.
* *
*
- I
jak ci się podobało? – zapytał Haniel, gdy nasza czterogodzinna przygoda
z Punisherem dobiegła końca.
- W
paru miejscach prawie zasnąłem, ale tak poza tym nie było źle. No i nie był to
kolejny z tych twoich horrorów, a to już ogromny plus.
- W
takim razie następnym razem ty będziesz wybierał, a ja będę marudził –
powiedział, przeciągając się i mrucząc z zadowolenia, gdy jego kręgosłup kilka
razy podejrzanie trzasnął. Ja zaś wstałem i poszedłem do sypialni, zdejmując po
drodze bluzkę i przecierając oczy.
-
Idę spać. Też się zaraz połóż, w końcu jest już trzecia w nocy.
-
Muszę się tylko napić – odpowiedział i podreptał do kuchni.
Zaśmiałem
się cicho, gdy usłyszałem, jak krztusi się pitym napojem, i położyłem się.
Z ulgą rozprostowałem nogi i wtuliłem się w poduszkę, czując, jak powoli
odpływam w niebyt.
-
Nie masz swojego łóżka? – mruknąłem, gdy chwilę potem położył się koło mnie
Haniel, mocno mnie przytulając i momentalnie ochładzając swoim ciałem.
- Z
tobą mi lepiej. I cieplej. Dobranoc.
-
Dobranoc – odpowiedziałem, przewracając się na drugi bok i wtulając twarz
w jego włosy.
Zasnąłem
kilka minut później, rozkoszując się delikatnymi palcami Haniela głaszczącymi
mnie po plecach.
* *
*
-
Haniel, złaź ze mnie – wydyszałem, czując nacisk na klatkę piersiową, który
znacznie utrudniał mi oddychanie. Tak, jak myślałem, anioł spał na mnie,
przygniatając każdą część mojego ciała do łóżka. Gdyby nie fakt, że ten
tasiemiec jest ode mnie większy, pewnie nie przeszkadzałoby mi to tak bardzo,
ale niestety, nie miałem takiego szczęścia. – Haniel, do cholery! – krzyknąłem,
próbując go z siebie zrzucić, bezskutecznie. Budzenie go też mi nie wychodziło.
No i co ja miałem teraz zrobić? W końcu zebrałem w sobie resztki sił i
naprężyłem wszystkie moje mięśnie. Krzywiąc się z wysiłku, udało mi się oderwać
go od siebie, po czym przechylić w stronę krawędzi łóżka. No ale jak
zwykle wszystko musiał szlag trafić. Gdy Haniel był bliski spadnięciu na
podłogę, w ostatniej chwili złapał mnie i pociągnął ze sobą, przez co teraz to
ja przygniatałem jego. Na moje nieszczęście jego ręce momentalnie oplotły się
wokół mojej talii, z niewiarygodną siłą unieruchamiając mnie i nie pozwalając
nawet na najmniejszy ruch. – Haniel, ty debilu! – wrzasnąłem, na co anioł cicho
mruknął i zaczął leniwie uchylać powieki.
-
Coś się stało? – zapytał zaspanym głosem, gotowy z powrotem odpłynąć
w niebyt.
-
Puść mnie w końcu! No ileż można…?!
- Przecież
cię nie trzymam – wymamrotał, przewracając się na bok, ze mną w pakiecie.
Jego uścisk ani na chwilę nie zelżał.
- Ja
rozumiem, że brak ci bliskości i takie tam, ale czemu to akurat muszę być ja? –
jęknąłem, zrezygnowany.
- Bo
jesteś taki milusi…
-
Bredzisz. Puszczaj mnie, ale już. A jak nie, to wychędożę ten twój anielski
tyłek na tyle skutecznie, że już się do mnie nie zbliżysz! – zagroziłem, na co
Haniel nieco się rozbudził.
- No
dobra, dobra… Pospać mi nawet nie dasz… - jęknął, urażony, spychając mnie z
siebie z pogardą, i wracając na łóżko.
- A
śpij ty ile chcesz. Mnie to na rękę, bo nie muszę się z tobą użerać. Ale nie używaj
mnie jako swojej poduszki!
-
Jesteś zbyt głośny – upomniał mnie dziwnie poważnym tonem.
-
Och, czyżby księżniczka miała zły humor, bo ją obudzili za wcześnie? – zakpiłem
z niego, czekając z niecierpliwością, jak zareaguje.
-
Nie, ja po prostu… Źle się czuję – wymamrotał, znowu tym dziwnym głosem.
- Co
się dzieje?
-
Nie wiem. Kręci mi się w głowie. I coś dziwnego dzieje się w moim brzuchu…
-
Cholera, może to przez ten wczorajszy popcorn. Mówiłem, żebyś się tak nie
opychał.
-
Nie, to… To chyba nie to.
-
Przyniosę ci wody, nie wstawaj – powiedziałem, i poszedłem do kuchni. Zmartwił
mnie jego stan, pierwszy raz go takim widziałem. Jeśli poważnie się
rozchorował, to co ja z nim zrobię? Nie znam się przecież na leczeniu aniołów,
bo i skąd?
Gdy
wszedłem do kuchni, coś było nie tak. Moją uwagę od razu przykuła butelka,
która jeszcze wczoraj nie stała na blacie, a także dziwny zapach unoszący się
spod lodówki. Podchodząc bliżej, zorientowałem się, że na szafce stoi nic
innego, jak wódka, której pojedyncze krople zdążyły już jakiś czas temu
zaschnąć na podłodze.
-
Haniel, ty idioto… - mruknąłem pod nosem, łapiąc się za głowę. Poszedłem do
sypialni i usiadłem na łóżku, uważnie przypatrując się aniołowi. Tak, to
zdecydowanie to, pomyślałem. – Haniel, słońce, powiedz mi, czego się wczoraj
napiłeś?
-
Nie pamiętam… Nie każ mi myśleć. To boli – stęknął, zasłaniając oczy dłonią.
- No
widzisz. Tak się cudownie złożyło, że zostawiłeś po sobie bajzel, dzięki któremu
wiem już, co ci dolega.
-
Czy ja umieram?
-
Obawiam się, że tak. Została ci godzina, góra dwie.
-
Tylko nie to… - jęknął, a po policzkach zaczęły płynąć mu łzy. – Ja nie chcę.
Zrób coś…
I
wtedy zrobiło mi się go autentycznie żal. Leżał, jak taki szczeniaczek, łkając
i gapiąc się na mnie załzawionymi oczyma o kolorze nieba, co chwilę
prosząc o pomoc. I wtedy postanowiłem powiedzieć mu prawdę.
-
Ech, no dobrze, nie umrzesz. Tylko żartowałem. Ale połóż się i prześpij
jeszcze, to ci dobrze zrobi.
-
Nie umrę? Dzięki Bogu… W takim razie co mi jest?
-
Masz kaca, kretynie. Napiłeś się wczoraj mojej wódki, którą trzymałem
w lodówce na specjalną okazję. Co prawda to były tylko trzy łyki, ale
dałeś radę. Poza tym nawet teraz jesteś jeszcze trochę pod wpływem.
- To
by tłumaczyło, dlaczego ta wczorajsza woda miała taki ohydny smak,
i dlaczego nie mogłem się nią napić… - stwierdził z ulgą, a ja po raz
kolejny załamałem ręce. Ja po wypiciu całego litra byłem tylko odrobinę
wstawiony, a to nieszczęście upiło się trzema łykami… Co za żenada.
-
Śpij już, pajacu. Jak będzie ci się chciało rzygać, to wiesz, gdzie jest
łazienka. A spróbuj zafajdać mi pościel, to się doigrasz – powiedziałem tonem
srogiego ojca. Po chwili wahania pogłaskałem go po policzku, i wyszedłem. Na
wszelki wypadek użyłem formuły wyostrzającej mój słuch, żeby móc kontrolować,
co się z nim dzieje, lecz już po chwili usłyszałem jego wolny, spokojny oddech,
a także miarowe bicie serca, uspokajające się z każdą sekundą.
Dopiero
teraz dotarło do mnie, że gdyby powód jego choroby okazał się poważniejszy, tak
naprawdę nie wiedziałbym, co robić, przez co Haniel z pewnością by umarł.
Próbowałem wmówić sobie, że bym się tym nawet nie przejął, lecz marnie mi to
szło. Właściwie czułem wyrzuty sumienia na samą myśl o tym. Przez ten czas,
który razem spędziliśmy, zdążyłem go polubić, traktowałem go jak młodszego
brata. Nie chciałem, by cokolwiek mu się stało, a tego nie czułem nawet do
innych demonów, które kiedyś były mi przecież bardzo bliskie. To tak, jakby być
gotowym zamordować całą swoją rodzinę, lecz jednocześnie drżeć ze strachu o
kogoś, kogo zna się od niedawna i kto pozostaje dla ciebie przez cały czas
tajemnicą. Bo Haniel był właśnie taką tajemnicą. Zjawił się znikąd, przyczepił
się do mnie jak rzep do psiego ogona, zobaczył we mnie kogoś, kogo nie
powinien, a przy tym nie oczekiwał niczego w zamian. Chyba że wieczne
przytulanie, niańczenie go i utrzymywanie można było nazwać zapłatą.
- W
co ja się wpakowałem? – zapytałem sam siebie, kręcąc głową, by w ten sposób
odpędzić od siebie wszystkie te dziwne myśli. W końcu postanowiłem, że ugotuję
dla mojego współlokatora lekki rosołek, który i mnie często pomagał w takich
sytuacjach. Na szczęście wszystkie potrzebne składniki miałem w lodówce, więc
od razu mogłem wziąć się do pracy. Szybkimi ruchami pokroiłem warzywa potrzebne
do sporządzenia bulionu, a także użyłem jednej ze słabszych formuł, by odmrozić
skrzydełko kurczaka znalezione w odmętach zamrażarki, które również wylądowało
w garnku. Po chwili w całej kuchni unosił się przyjemny zapach wywaru, który
powoli się przygotowywał, a ja zająłem się zrobieniem masy na lane kluski.
Wbiłem trzy jajka do miseczki, dodałem mąki i soli, po czym mieszałem to
wszystko dopóki nie uzyskałem gładkiej konsystencji. W czasie, gdy zupa cicho
bulgotała, gotując się, zrobiłem sobie kawę. Cały czas słyszałem wolny oddech
Haniela, który świadczył o tym, że anioł spokojnie śpi i nic mu nie grozi.
Gdy mój wzrok padł na wódkę nadal stojącą na szafce, zaśmiałem się i upiłem jej
trochę, stwierdzając tym samym, że nie ma opcji, bym i ja zdołał upoić się
tylko kilkoma łykami.
Gdy
zupa była gotowa, wyłowiłem z niej niepotrzebne już zielsko i wlałem do niej masę, która zamieniła się w cienkie kluseczki o nieregularnym kształcie.
Spróbowałem, jak mi to wyszło, i, zadowolony z efektu, wyłączyłem palnik, po czym
poszedłem zajrzeć do sypialni.
-
Jak się czujesz? – zapytałem, widząc wpatrzone we mnie niebieskie oczy.
-
Już lepiej – wychrypiał – ale chce mi się pić.
-
Chodź, dam ci wody. I zjesz sobie trochę rosołu. Pomoże ci.
-
Dziękuję – powiedział, odrzucając na bok kołdrę i niepewnie stawiając stopy na
podłodze. Spróbował wstać, lecz skończyło się na tym, że z powrotem usiadł na
łóżku. Nie mogąc na to patrzeć, podszedłem do niego i zarzuciłem sobie jego
ręce na szyję.
-
Złap się mocno. I postaraj się na mnie nie zwymiotować – poprosiłem błagalnym
tonem, ostrożnie podnosząc go z łóżka i niosąc do kuchni. Co prawda mogłem mu
przynieść wszystko do łóżka, ale wolałem, żeby chłopak się trochę rozruszał,
tak po prostu. Posadziłem go na krześle i podałem mu szklankę, którą napełniłem
wodą. Haniel od razu całą ją wypił, zrobił to jednak nieostrożnie, gdyż z
kącików jego ust poleciały dwa małe strumienie, mocząc jego podkoszulek. Z
cichym westchnieniem wyciągnąłem miskę z szafki i nalałem do niej gorącego
rosołu, który postawiłem przez zmarkotniałym Hanielem. – Masz, jedz. Tylko się
nie poparz.
-
Dzięki. Głupio mi, że musisz się tak o mnie martwić. Sprawiam ci kłopot.
-
Daj spokój. Zwykle to ty mi pomagałeś. A poza tym przyzwyczaiłem się już do
twojego zawracania dupy – powiedziałem, siadając koło niego i uważnie go
obserwując. Gdy był zajęty jedzeniem, uniosłem dłoń na wysokość czoła i
odwołałem wcześniej użytą formułę, bez której jakby na chwilę ogłuchłem, zanim
przyzwyczaiłem się do normalnej głośności.
- Co
zrobiłeś? – mruknął, na chwilę odrywając się od miski.
-
Nic. Odwołałem formułę. Nie przejmuj się tym. W ogóle co ci strzeliło do głowy,
żeby się wódki napić?
-
Nie specjalnie przecież… Chciało mi się pić, ale czegoś zimnego, to zajrzałem
do lodówki. No i była woda, to się napiłem. A że niedobra, to szybko ją
odstawiłem i poszedłem spać. Skąd mogłem wiedzieć, że tak to się skończy?
- A
przeczytać etykietkę nie łaska? Wyraźnie napisane: wódka.
-
Nie pomyślałbym, że trzymasz takie szataństwo w domu.
- A
ja bym nie pomyślał, że tak łatwo cię upić.
- To
był mój pierwszy raz, więc się nie dziw…
-
Nie dość, żeś prawiczek, to jeszcze niepijący. Palić pewnie też nigdy nie
próbowałeś, co? W ogóle robiłeś cokolwiek, oprócz wykonywania swojej pracy?
-
Daj już spokój. Wiesz przecież, że mam inne zasady – mruknął i wrócił do
sączenia zupy. – Skąd to wytrzasnąłeś?
-
Zrobiłem. A co? Niedobra?
-
Nie, wręcz przeciwnie. Nie wiedziałem, że umiesz gotować.
- Z
nudów robi się wiele rzeczy – stwierdziłem, wzruszając ramionami.
-
Wiesz, nie musisz tak nade mną siedzieć – powiedział w końcu, patrząc na mnie
jak zbity pies.
-
Muszę. Nie wiadomo, co ci znów strzeli to tego głupiego łba.
- W
takim razie zanieś mnie z powrotem do łóżka – rozkazał, a ja, widząc jego
zbolałą minę, zaśmiałem się. Włożyłem do zlewu pustą miskę, po czym klęknąłem
przed Hanielem i wyciągnąłem w jego stronę rękę w teatralnym geście.
-
Pani pozwoli – powiedziałem, kłaniając mu się nisko, i chwyciłem jego dłonie.
-
Przestań się wygłupiać, to nie jest śmieszne – jęknął, lecz jego usta
rozciągnęły się w delikatnym, ledwo zauważalnym uśmiechu. Z gracją objął moją
szyję i grzecznie poczekał, aż chwycę go w ramiona. Był cholernie ciężki, lecz
nie dałem tego po sobie poznać, udając, że niosę go z lekkością, jakby nic nie
ważył. W końcu położyłem go do łóżka, po czym zacząłem odchodzić. – Zostań
ze mną – poprosił, a ja nie mogłem się nie zgodzić. Położyłem się obok niego,
pozwalając, by ułożył głowę na moim ramieniu i przytulił się do mnie tak, by
całkowicie do mnie przylegać.
-
Zimno ci?
-
Trochę.
-
Ech, poczekaj chwilę – powiedziałem, wstając i zdejmując bluzkę oraz spodnie.
Gdy zacząłem się z powrotem kłaść, ze zdziwieniem spostrzegłem, że Haniel także
zaczął się rozbierać. Kiedy przylgnął do mnie swym nagim, zimnym ciałem, przeszył
mnie dreszcz podniecenia, szybko zdusiłem go jednak w sobie.
Ni
czas to, ni miejsce, pomyślałem, przykrywając nas kołdrą i starając się, by
Hanielowi było jak najlepiej.
Tak, jak obiecałam, cisnę teraz Anioła Śmierci. Co prawda dzisiaj miałam wenę na coś lekkiego, stąd taki śmieszkowy charakter tego rozdziału, ale w najbliższej przyszłości mam zamiar wprowadzić moje pomysły, które mają być raczej bardziej rozbudowaną i poważną fabułą <może mi się uda ta sztuka>.
Jak widać popracowałam też dzisiaj nad wyglądem mojego bloga, a także wprowadziłam menu, które <mam nadzieję> ułatwi odnajdywanie niektórych rzeczy i wprowadzi tu nieco porządku. Choć równie dobrze może się na nic nie przydać XD
Pozdrawiam wszystkich i do następnej notki :3
fajnie więcej weny:-)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) A wena się przyda , bo znowu czuję, że wpadam w doła literackiego...
UsuńW końcu!!!! Dziękuję i życzę jak najwięcej weny :* rodzial świetny *.*
OdpowiedzUsuńMam ogromną nadzieję że nie zostawisz tego bloga bo jest naprawdę świetny i jak już będziesz się chciała wycofywać to chociaż skończysz fabułę xd :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa. I nie martw się, na razie nawet nie myślę o porzucaniu bloga, bo prowadzenie go sprawia mi naprawdę ogromną frajdę. A jeśli kiedyś uznam, że czas zakończyć zabawę, to na pewno doprowadzę wszystko do końca, bo sama nie lubię sytuacji, gdy wchodzę na fajnego bloga i nagle w połowie opowiadania autor/autorka po prostu go porzuca.
Usuń