Menu

niedziela, 15 maja 2016

Anioł Śmierci, część 7

Następnego dnia obudziłem się niezwykle zaniepokojony. Co prawda z Hanielem było już wszystko w porządku, lecz raczej nie o to chodziło. Czułem, że nadchodzą kłopoty, lecz w żaden sposób nie mogłem określić, co to może być. Jak się okazało, nie tylko ja odnosiłem takie wrażenie.
- Samael, czujesz to? – zapytał Haniel, gwałtownie siadając na łóżku i bacznie nasłuchując.
- Zależy o co ci chodzi.
- Ktoś nas obserwuje. Użył silnej formuły, lecz nie na tyle, by całkowicie ukryć swoją obecność.
- Możesz określić co to jest?
- Na pewno nie jest to inny anioł, gdyż nie byłbym w stanie go wyczuć nawet wtedy, gdybym stał obok niego. Moje zmysły nie są tak wyostrzone w przypadku moich pobratymców.
- W takim razie to demon, gdyż ja kompletnie go nie wyczuwam. Mogę jedynie stwierdzić, że chyba nie ma zbyt przyjaznych zamiarów. Czuję to. Przerażająca wręcz chęć mordu i łaknienie przelania krwi… Chyba wiem, kto to jest. Zostań tu, pójdę się rozejrzeć – powiedziałem, w pospiechu naciągając na siebie spodnie i rozkładając skrzydła, zbyt gwałtownie jednak, gdyż z ich trzonów trysnęła krew, zostawiając małe kropki na twarzy anioła, a moje plecy przez kilka długich sekund przeszywał niewyobrażalny ból. Nie dbałem jednak o to. Jeśli moje obawy się spełnią, będę miał o wiele poważniejsze zmartwienia na głowie.
Nie oglądając się za siebie, wyleciałem przez otwarte okno i wzbiłem się w powietrze, w pośpiechu wypowiadając formułę czyniącą niewidzialnym, a także pozwalającą mi zobaczyć każdego demona w obszarze pięciu metrów, bez względu na to, jak potężnego ukrycia on użył. Chwilę krążyłem wokół wieżowca, po czym go ujrzałem.
Dwumetrowy mężczyzna o długich, czerwonych włosach i oczach zasnutych białą mgłą unosił się nieco wyżej, niż ja. Jego ogromne, czarne jak smoła skrzydła z donośnym szumem poruszały się w górę i w dół, z gracją utrzymując go w powietrzu. Na jego ustach gościł drwiący uśmiech, który pozwalał na ujrzenie jego kłów. W dłoni trzymał srebrny miecz, który z wyglądu przypominał japońską katanę.
- Mefisto – wysyczałem przez zaciśnięte zęby.
- Tak, ja również cieszę się, że cię widzę – odparł sarkastycznie.
- Czego chcesz?
- Widzę, że zaprzyjaźniłeś się z jednym z tych niebiańskich ścierw. Już raz zdradziłeś naszego Pana. Dlaczego robisz to po raz drugi?
- On cię wysłał?
- Może tak, może nie…
- Mów! – krzyknąłem, czując, jak zaczynam tracić nad sobą panowanie.
- Spokojnie, bo jeszcze zbytnio się podekscytujesz. Mam dla ciebie wiadomość. Możesz wrócić i zająć swoje poprzednie stanowisko. Musisz tylko klęknąć przed Nim, ukorzyć się, przyznać, że popełniłeś błąd, i prosić Go o wybaczenie.
- Chyba żartujesz. Naprawdę myślicie, że jestem na tyle głupi, by się na to zgodzić? – Zaśmiałem się. Jeśli myśleli, że wrócę do nich na kolanach, jak pies, to grubo się mylili.
- To ty jesteś głupi. Zdradziłeś Go. Zdradziłeś nas. Najchętniej zabiłbym cię od razu, ale skoro taka jest Jego wola, to wypełnię ją najlepiej, jak będę potrafił.
- To był pomysł Vagirio, czy Lucyfera?
- Jak śmiesz wypowiadać jego imię? – syknął, podlatując do mnie i zamykając moją szyję w mocnym uścisku.
- Odpowiedz.
- Lucyfer nie ma z tym nic wspólnego. Od twojego odejścia wiele się zmieniło, wiesz? Już nie jest tak, jak dawniej. Teraz to On rządzi, urósł w siłę i nie musi się już obawiać Szatana. Tylko dzięki temu możesz wrócić i nie ponieść żadnych konsekwencji. Najwyraźniej On stęsknił się za swoją kurwą – powiedział, patrząc na mnie z nienawiścią. Jego oczy po odwołaniu formuły płonęły ognistą czerwienią, miejscami przeplatającą się z czernią. Nie bałem się jednak tego spojrzenia. Wiedziałem, że Mefisto nie może mi nic zrobić, przynajmniej na razie. Dostał wyraźne rozkazy i musiał się ich trzymać. Nie wiedziałem jednak, czego może ode mnie chcieć Vagirio. Zanim uciekłem z piekła, był on prawą ręką Lucyfera, we dwójkę sprawowali władzę w piekle. Często miałem też okazję zobaczyć, co spotyka zdrajców, i jedno musiałem przyznać. Ani Lucyfer, ani Vagirio nie cackali się z takimi delikwentami.
- Jak to się stało, że On doszedł do władzy? Zawsze był wierny Lucyferowi. Czyżby chciał pobawić się w ustawianie po kątach kretynów podobnych tobie?
- Zabawny jak zawsze – mruknął, puszczając mnie. – Wróć do Piekła, a dowiesz się, o co chodzi. I tak za dużo ci powiedziałem. Pamiętaj jednak, że nie będziemy czekać w nieskończoność.
- Uważaj, bo skorzystam z Jego oferty…
- A co do twojego towarzysza… Chyba mogę się z nim zabawić, co?
- Spróbuj go tknąć, a pożałujesz.
- Ciekawe, jak On zareaguje na wieść, że zabawiasz się z aniołem…
- Jakoś nie bardzo mnie to obchodzi. A teraz, jeśli nie chcesz zginąć, biegnij do swojego Pana i opowiedz mu o wszystkim. Tylko spiesz się. Z tego, co pamiętam, jest bardzo niecierpliwy.
- Do zobaczenia, Samaelu – powiedział, z nienawiścią wypowiadając moje imię, po czym zniknął.
- Kto to był? – zapytał Haniel, nagle pojawiając się obok mnie.
- Skąd się tu wziąłeś?
- Byłem tu przez cały czas. Ten demon był silny, lecz nie tak bardzo jak ja. Bez trudu zdołałem się przed nim ukryć. Nawet przez chwilę nie poczuł mojej obecności.
- Rozumiem… Wróćmy do domu, tam porozmawiamy – mruknąłem i zacząłem lecieć w stronę okna prowadzącego do mojej sypialni. Gdy już się w niej znaleźliśmy, usiadłem na łóżku i ciężko westchnąłem. Haniel po chwili wahania zajął miejsce obok mnie. – Słyszałeś naszą rozmowę, powinieneś więc już wszystko wiedzieć.
- Nigdy nie słyszałem o kimś takim jak Mefisto. Kim on jest?
- Unikający Światła. Dziwię się, że go nie znasz. To demon, który zawiera pakty z ludźmi, zdobywając w ten sposób ich dusze jako zapłaty. Oprócz tego to sadystyczny dupek.
- Ach, więc to on był tym problemem… - szepnął, na chwilę się zamyślając.
- Co masz na myśli?
- Nie, nic. Nieważne. Jeszcze jedna rzecz mnie nurtuje. Co Mefisto miał na myśli mówiąc, że Vagirio stęsknił się za swoją kurwą? – zapytał, krzywiąc się podczas wypowiadania ostatniego słowa.
- Nie mam pojęcia. Pewnie chciał ze mnie zadrwić – skłamałem gładko. Haniel skinął głową, czym potwierdził, że mi uwierzył. – Wiesz, obawiam się, że będziesz musiał mnie opuścić. Nie chcę narażać cię na niebezpieczeństwo – powiedziałem, zaczesując mu włosy za ucho.
- Nie ma mowy. Nie opuszczę cię, wiedząc, że masz kłopoty. Pomogę ci. Jeśli będzie trzeba, rozniosę w puch całe Piekło – odparł z determinacją i uparciem w głosie.
- Głupi jesteś. Wiesz przecież, że to niemożliwe. Nie chcę, żebyś przeze mnie zginął.
- Cieszę się, że to mówisz. To znaczy, że nie jestem ci już obojętny.
- Bo nie jesteś – powiedziałem, delikatnie chwytając go za brodę i nachylając się w jego stronę. Zobaczyłem, jak próbuje odgrodzić się ode mnie skrzydłami, lecz zablokowałem je swoimi własnymi. Gdy nasze twarze dzieliły już tyko milimetry, uśmiechnąłem się do niego łagodnie. – Nadal będziesz się upierał, że tego nie chcesz? – szepnąłem i musnąłem jego usta wargami. – Przecież to nic złego. Poza tym złamałeś już tyle zasad, że jedna w tę czy w tę nie zrobi już różnicy.
- Ale… Ja nie mogę…
- Ależ możesz – wymruczałem, wplatając pale w jego włosy. Ponownie zetknąłem nasze usta, tym razem na dłużej, zastanawiając się, jak zareaguje na to Haniel.
Na reakcję nie musiałem czekać długo. Anioł uderzył mnie pięścią w brzuch, po czym momentalnie się ode mnie odsunął.
- Przepraszam, ale sam mnie do tego zmusiłeś – powiedział, patrząc na mnie wzrokiem przepełnionym bólem.
- Musisz używać aż tyle siły? – wydyszałem, kuląc się i mierząc go wściekłym wzrokiem. – Poza tym sam mnie prowokujesz, więc przestań zgrywać takiego niedostępnego.
- Musiałeś źle odebrać moje zachowanie. Wśród nas to normalne, że zachowujemy się wobec siebie przyjacielsko, lecz żaden z nas nigdy nawet nie pomyślał o tym, by posunąć się dalej. Poza tym mamy teraz na głowie większe zmartwienie, niż twoje ponadprzeciętne libido. Zainteresował się tobą sam władca Piekła, więc coś jest na rzeczy. Coś poważnego. Musimy się zastanowić, co z tym zrobić.
- Daj spokój – mruknąłem, kładąc się na brzuchu i leniwie poruszając skrzydłami. – Ta banda frajerów może mi naskoczyć. Vagirio może i jest teraz szefem, ale na pewno nie zmusi mnie do tego, bym do niego wrócił z podkulonym ogonem.
- A jeśli jednak znajdzie sposób? Co wtedy zrobisz? – zapytał, błądząc palcami po moich plecach.
- Dopiero wtedy zacznę się martwić całą tą sytuacją.
- Żebyś tylko tego później nie żałował.
- Nie martw się o mnie. I, cokolwiek by się nie działo, nie rób niczego głupiego. Dbaj przede wszystkim o własne życie. Zrozumiałeś?
- Zrozumiałem. W końcu mówimy w tym samym języku – odparł.
- Mówiłem poważnie. I tobie radzę tak samo do tego podejść. Nie chcę cię mieć na sumieniu – powiedziałem, po czym zacząłem chować skrzydła. Bolało jak cholera, lecz nie dałem tego po sobie poznać.
- I nie będziesz miał – odpowiedział, składając czuły pocałunek na mojej skórze między łopatkami.
* * *
Obudziłem się chwilę po północy. Moje ciało trawił ogromny głód, który musiałem zaspokoić od razu, bez wcześniejszych przygotowań, a to nie wróżyło niczego dobrego. Dziwne, że przespałem polowanie. Lecz jeszcze dziwniejsze było to, że moją głowę zaprzątała tylko jedna osoba: anioł o złotych włosach i oczach koloru nieba, który ostatnim razem okazał się być idealnym posiłkiem, a który szczęśliwym trafem spał tuż koło mnie. Uśmiechnąłem się upiornie i zawisnąłem nad nim, upajając się jego zapachem i miarowym biciem serca pompującym krew bogatą w cząstki jego czystej, dziewiczej duszy. Oblizałem łakomie wargi i nachyliłem się nad jego szyją, by przyłożyć czubek nosa do miejsca, gdzie zawzięcie pulsowała jego aorta.
- O co chodzi? – zapytał zaspanym głosem.
- Zamknij się, a nie zrobię ci zbyt dużej krzywdy – szepnąłem mu do ucha. Pod wpływem mojego głosu momentalnie znieruchomiał.
- Nie powinieneś najpierw wybrać sobie ofiary?
- A co to za różnica? Mam ciebie, to powinno wystarczyć. Ostatnio nie wytrzymałem zbyt długo, lecz teraz postaram się wypić cię do cna, ale to po tym, jak trochę cię pomęczę.
- Samael, wiem, że…
- Cii. Mówiłem, że masz być cicho – syknąłem, ściskając go za policzki lewą dłonią. Czułem pod placami jego kości obciągnięte zimną, gładką skórą, a także jego szybki oddech. Usiadłem na nim okrakiem z głośnym westchnieniem i cmoknąłem kilka razy, zastanawiając się, od czego by tu zacząć. – Na co masz ochotę, hm? – zapytałem, puszczając jego twarz i rozdzierając jego koszulkę, której strzępami przywiązałem go w nadgarstkach do ramy łóżka. – Bo ja chętnie wykorzystałbym twoje piękne ciało.
- Nawet się nie waż tego robić – warknął, patrząc na mnie hardym wzrokiem.
- Oj, nie patrz tak na mnie. Będzie ci dobrze, zobaczysz. Jeszcze zaczniesz błagać o więcej – mruknąłem, przygryzając delikatnie jego dolną wargę i ciągnąc ją lekko. – Dlaczego tak się zapierasz?
- Bo nawet jeśli miałbym się komuś oddać, to na pewno nie tobie – powiedział przez zaciśnięte zęby.
- Przecież to ja, twój ukochany Samael – szepnąłem mu koło ucha.
- Nie, jego tu nie ma. Jest tylko tępy demon zamroczony głodem.
Gdy uderzyłem go w twarz, jego głowa lekko drgnęła w lewą stronę, a na czoło zsunęło się kilka kosmyków. Oczy jednak miał takie same, pełne nienawiści i dziwnego smutku. Jakaś część mnie drgnęła na ten widok, lecz szybko ją stłumiłem. Nie podobało mi się, co ten anioł ze mną robił. Wydawało mi się, że mam nad nim całkowitą kontrolę, lecz tak naprawdę czułem się, jakby ktoś pociągał za sznurki i nie pozwalał mi na całkowicie swobodne działanie. Pierwszy raz doświadczałem czegoś takiego.
- Zaczynasz mnie denerwować – warknąłem, po czym zrobiłem głębokie zadrapanie na jego piersi. Chciałem go złamać, zniszczyć go, zobaczyć pragnienie śmierci w jego oczach, lecz mogłem już tylko myśleć o zaspokojeniu swojego głodu. Pokręciłem głową, próbując wyrwać się z tego transu, lecz było już za późno. Zapach jego krwi otumanił mnie, niemal słyszałem, jak woła, bym jej wreszcie zakosztował. – Jeszcze będziesz mój! – ryknąłem i przyssałem się do jego rany, rozkoszując się posoką nasyconą jego własną, anielską duszą.
Skończyło się to tak, jak ostatnim razem. Zasnąłem, ostatkiem sił przerywając krępujący go materiał, i kładąc głowę na zagłębieniu jego szyi.
Przez ułamek sekundy czułem, że moja demoniczna natura nie jest już tak silna, jak kiedyś. Później pogrążyłem się w czerni.





4 komentarze:

  1. Omg... No i to jest coś ❤❤❤
    Kocham kocham kocham ten rozdział i mam nadzieję że szybko dodasz następny. To jak Haniel daje mi się traktować podczas głodu jest mega ultra słodkie ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się z tak pozytywnej reakcji! Bardzo mnie to motywuje do dalszych starań :3
      I muszę przyznać, że na początku Haniel miał się kompletnie inaczej zachowywać. Nie pamiętam już jak, ale na pewno miał być bardziej uległy, i to nie tylko wtedy, gdy Samael jest głodny. Co nie zmienia faktu, że podoba mi się to, jaki jest ostatecznie. Ciekawi mnie tylko, kiedy postanowię, że to już ten czas, by porzucił swoją aureolę... C:
      Pozdrawiam i życzę cierpliwości w oczekiwaniu na dalsze rozdziały :D

      Usuń
  2. Genialnie jak zawsze !!! :*

    OdpowiedzUsuń