Na początek piosenka, którą gwałcę od kilku dni, a której teledysk uwielbiam prawie tak samo, jak sam utwór. Głównie przez te króliki grające na trąbkach :3
No. A teraz do dzieła!
Minął
miesiąc, a za nim kolejny, i jeszcze jeden. W tym czasie zima ustąpiła wiośnie,
a ta powoli zaczęła zmieniać się w lato. Nadszedł czerwiec, czas snucia planów
na zbliżające się wakacje i totalnego wyłączania mózgu podczas lekcji. Tym
razem nawet Artur temu uległ. Siedział na języku polskim, wyglądając przez okno
i starając się nie zwariować od trzydziestostopniowego upału. Jego myśli
krążyły swobodnie wokół ostatniej rozmowy z Marceliną, a która jak zwykle
zrodziła w nim masę wątpliwości. Owszem, przez cały ten czas zdążył bardzo się
z nią zżyć, obawiał się też, że przypuszczenia jego mamy powoli zaczynają się
sprawdzać, lecz z drugiej strony tak bardzo bał się, że spotka go
rozczarowanie. Gdy pomyślał, że w jednej chwili wszystko może runąć, cały
ten mały światek, który zdążył zbudować dzięki Marcelinie, robiło mu się na
duchu jakoś tak ciężko. Cholera, czemu ja
jestem takim mięczakiem?, pomyślał z rozpaczą, wzdychając cicho.
Jego
rozmyślania przerwało wibrowanie telefonu, który trzymał w kieszeni spodni.
Ostrożnie po niego sięgnął i odczytał wiadomość, którą przysłała mu Marcelina.
>>Wiesz,
to spotkanie to była taka luźna propozycja. Jeśli nie chcesz, po prostu
powiedz. Nie będę zła ani nic. Nudno jest, jak tak milczysz. To już trzy dni.
Nie wiedziałam, że aż tyle będziesz się zastanawiał. Odpisz proszę<<
-
Panie Walczak, czym się pan tak właściwie zajmuje? – zapytała z oburzeniem
polonistka, nie ukrywając nawet złośliwości, którą naszpikowany był jej głos.
-
Eee, nic, proszę pani – odpowiedział Artur, automatycznie się prostując
i wpychając telefon do kieszeni.
- A
co powinieneś teraz robić? – nie dawała za wygraną. Skrzyżowała ręce na piersiach
i czekała, tak samo jak sęp czeka, aż jego ofiara wreszcie umrze.
-
Ja… Powinienem skupić się na lekcji. Przepraszam, to się już nie powtórzy –
wydukał, próbując zignorować wykwitające na jego policzkach rumieńce, a także
dziesiątki wpatrzonych w niego oczu i ciche, zduszone śmiechy.
-
Mam nadzieję – mruknęła. Poprawiła okulary, które zdążyły zsunąć się z jej
haczykowatego nosa, po czym kontynuowała omawianie tematu.
Gdy
lekcja wreszcie dobiegła końca, Artur spakował się i wyszedł z klasy. Normalnie
miałby jeszcze jedną lekcję, lecz ich nauczyciel przyrody wziął tydzień
zaległego urlopu, i pewnie siedział teraz na jakiejś plaży, opalając się i
popijając piwo.
- Co
to była za akcja na polskim? – zagadnął go Łukasz, klepiąc go w ramię
i uśmiechając się szeroko. Ostatnimi czasy ich stosunki wyraźnie się
polepszyły, choć do przyjaciół było im jeszcze bardzo daleko. – Normalnie cię
nie poznaję.
-
Dostałem smsa i jakoś tak wyszło.
-
Pewnie od dziewczyny, co? – zapytał, a widząc skonsternowanie na twarzy Artura,
zaśmiał się radośnie i skinął porozumiewawczo głową. – Dobra, trzymaj się.
- Na
razie – mruknął Artur, wpadając jednocześnie na genialny pomysł. Zamiast do
domu, pognał go restauracji, w której pracowała jego mama. Miał nadzieję, że
znajdzie dla niego choć chwilę. Wiedział, że nie może czekać do osiemnastej, i
że musi załatwić sprawę z Marceliną w przeciągu najbliższej godziny. Teraz albo nigdy, pomyślał, wchodząc do
lokalu i od razu kierując się w stronę barku, gdzie stał Darek.
-
Mama wolna? Muszę zamienić z nią dwa słowa – powiedział błagalnym tonem.
Mężczyzna skinął głową i wskazał na zaplecze.
-
Śmigaj, młody. Tylko nie za długo, inaczej nas ukatrupią.
-
Dzięki – rzucił, kierując się w wyznaczonym kierunku. Jego mama siedziała na
małym stołku i sączyła jakiś sok, w którym pływała masa kostek lodu.
-
Artur? A co ty tu robisz? – zapytała, podchodząc do niego.
-
Potrzebuję twojej rady. Teraz, natychmiast. Mam się spotkać z Marceliną?
Powiedz tylko tak albo nie. Jak myślisz. Bo ja sam już nie wiem. I zaraz
zwariuję chyba.
-
Uspokój się, synu. Kiedy padła ta propozycja?
-
Trzy dni temu… Jeszcze nie wiemy gdzie, ani kiedy, nie wiemy nawet gdzie
mieszkamy. To się ustali dopiero…
-
Dobra, rozumiem. Uspokój się. Cały się trzęsiesz – zauważyła, śmiejąc się
w duchu. – Tyle już mi o niej opowiadałeś, że nie widzę przeszkód. Myślę
też, że nie natkniesz się na żadnego zboczeńca, bo żaden nie byłby na tyle
głupi, by bajerować jednego chłopaka miesiącami.
-
Dzięki. Kocham cię – powiedział, pocałował ją w policzek i wybiegł na zewnątrz,
nie kwapiąc się nawet, by pożegnać się z innymi pracownikami.
- A
temu co? – zapytał Darek, wchodząc na zaplecze i opierając się o ścianę.
-
Potrzebował porady miłosnej. Mój syn pierwszy raz pójdzie na randkę! – pisnęła,
podekscytowana, i klasnęła w dłonie. – A denerwował się, jakby co najmniej
planował oświadczyny.
- To
widzę, że Artur powoli staje się mężczyzną – stwierdził, kiwając głową
i drapiąc się po policzku. – Jak się z tym czujesz?
- A
nie widać? – spytała, starając się nie zacząć skakać z radości. – Darek,
a jak to jest jego przyszła żona?
-
Wiesz, on raczej się nad tym nie zastanawia. Chłopak ma dopiero osiemnaście
lat, całe życie przed nim. Myśli o żenieniu się nawiedzą go za ładnych parę
lat, tak myślę.
-
Ech. Wy, faceci, to jacyś opóźnieni jesteście. Przecież to jest jedna
z pierwszych rzeczy, o których się powinno myśleć. No wiesz, kobiety
zawsze wyobrażają sobie, jakby to było, gdyby to właśnie ten chłopak został
twoim mężem i ojcem waszych dzieci.
-
Nie. To wy, kobiety, za bardzo się spieszycie. No i macie dziwne priorytety.
- Wiesz
co? Chyba się nie dogadamy w tej kwestii. Proponuję więc grzecznie wrócić do
pracy i skończyć się obijać – odparła Karolina, z uśmiechem klepiąc Darka po
ramieniu.
- A
było tak fajnie – mruknął, zawiedziony.
W
tym samym czasie Artur zmierzał do domu. W ręce trzymał telefon, wpatrując się
w niego i próbując ułożyć w głowie treść wiadomości, którą miałby wysłać
Marcelinie. Czym ja się tak właściwie
przejmuję? To tylko jeden sms, taki sam jak wszystkie! Z tą myślą zabrał
się za pisanie, starając się być jak najbardziej naturalnym i wyluzowanym.
>>Cześć.
Wybacz, że tak długo się nie odzywałem. Po prostu musiałem pomyśleć, zastanowić
się. Sama wiesz, jaki analityk ze mnie. Co do tego spotkania, to chętnie poznam
Cię na żywo. Naprawdę. Już nie mogę się tego doczekać. Zaproponuj jakiś termin,
a ja dam znać, czy mi pasuje, ok? No chyba że się już rozmyśliłaś<<
Minęło
pięć minut. Artur zdążył dojść do swojego mieszkania, lecz w dalszym ciągu nie
otrzymał wiadomości od Marceliny. Standardowo zaczął się zamartwiać, choć
właściwie nie miał nawet ku temu powodów. W końcu dziewczyna mogła być teraz
zajęta, padł jej telefon albo najzwyczajniej w świecie nie usłyszała, że
dostała smsa. A jeśli jednak go
przeczytała, ale stwierdziła, że taka odpowiedź po trzech dniach milczenia to
zniewaga i więcej się do mnie nie odezwie? Albo postanowiła się zemścić za to,
ile musiała czekać, i teraz to ona zerwie kontakt na kilka dni?
-
Cholera, muszę się uspokoić – mruknął, rzucając plecak koło biurka
i bezwładnie opadając na łóżko. Schował twarz w poduszce i zaczął kręcić
głową, próbując wypędzić wszystkie negatywne myśli z głowy. Jego wysiłki legły
w gruzach, gdy telefon w jego kieszeni cicho zapiszczał, dając znać o
przychodzącej wiadomości. Artur wyciągnął go drżącymi rękami, po czym z trwogą
spojrzał na wyświetlacz. – No wy chyba sobie ze mnie żartujecie! – wrzasnął, czytając
ofertę od operatora, który proponował mu super Internet w telefonie, darmowe
smsy i Bóg wie co jeszcze. – Akurat w takim momencie musieli sobie przypomnieć.
W dodatku zaczynam gadać sam ze sobą. Świetnie. Genialnie wręcz – warknął, idąc
do kuchni. Otworzył lodówkę i wyjął z niej resztki wczorajszego obiadu, po czym
włożył je do mikrofalówki, by się podgrzały. W międzyczasie zrobił krótki
obchód po mieszkaniu, nerwowymi ruchami mierzwiąc swoje włosy i mamrocząc coś
pod nosem. – No przecież ja wykituję zaraz! – krzyknął. Dopiero krótkie walenie
w sufit sąsiada z dołu przywołało go do porządku. Zabrał z kuchni talerz z
jedzeniem i usiadł na kanapie. Włączył telewizor i zaczął przełączać kanały,
próbując znaleźć coś znośnego. Stanęło na programie o robieniu bomb
naprowadzanych przez gołębie, który jako tako zdołał odciągnąć Artura od
ciągłego spoglądania na telefon i zamartwiania się.
Pół
godziny później chłopak dostał kolejnego zawału. Podniósł komórkę ze stołu, o
mało przy tym nie spadając z kanapy, i z ulgą stwierdził, że to Marcelina.
>>Hej.
Właśnie mam przerwę w treningu i zauważyłam, że w końcu napisałeś. Cieszę się,
że mimo wszystko zdecydowałeś się na to spotkanie. Bo zaczynałam myśleć, że
jednak Ci na mnie nie zależy czy coś. Ulżyło mi. Szczerze powiem, ja także
obawiam się tego spotkania, ale powoli przestaje mi wystarczać jedynie taki
kontakt. Powiedz mi tylko, w jakiej miejscowości mieszkasz, a wtedy uzgodnimy,
kiedy możemy się spotkać. Wszystko zależy od odległości, jaka nas dzieli… A coś
mi mówi, że nie jest ona duża… Przynajmniej taką mam nadzieję<<
>>Zależy
mi, nawet nie wiesz jak bardzo. I mam nadzieję, że ta Twoja intuicja się
sprawdzi. W końcu im bliżej mieszkamy, tym szybciej dojdzie do tego naszego
spotkania… Jestem z Dąbrowy, takie średnie miasteczko w Zachodniopomorskim.
Kojarzysz?<<
>>Kojarzę
to mało powiedziane… W każdym razie nie będzie najmniejszego problemu. Co
powiesz na najbliższą sobotę?<<
>>Właściwie
czemu nie? Proponuję spotkać się o trzynastej na rynku, przy fontannie. Wiesz,
o które miejsce mi chodzi?<<
>>Wiem.
Umówimy się tak, że ten, kto przyjdzie pierwszy, siada na murku który otacza tę
fontannę. Będzie łatwiej się znaleźć<<
>>A
Ty skąd jesteś? I jak często jesteś w moim mieście, że tak dobrze się
orientujesz?<<
>>Wszystko
w swoim czasie, mój drogi. Obiecuję, że jak się spotkamy, wszystko Ci opowiem.
A teraz idę z powrotem na trening. Odezwę się jak skończę<<
Zrobiłem to!,
pomyślał Artur i rozłożył się na kanapie, rozprostowując kończyny i rozluźniając
napięte do granic możliwości ciało. Fakt, że Marcelina nie powiedziała mu,
gdzie mieszka, trochę go zmartwił, lecz postanowił to zignorować. Pewnie chce mi zrobić niespodziankę czy coś.
To, że spotkamy się w sobotę znaczy, że mieszka w sąsiednim mieście i że nie ma
daleko do Dąbrowy.
>>Trzymam
Cię za słowo. No i nadal wierzę, że nie chcesz wyciąć moich nerek czy coś w tym
stylu :D I jeszcze jedno. Co Ty tak właściwie trenujesz? Bo zawsze jak o to
pytam to zmieniasz temat, i wiem tylko tyle, że masz trening, ale za cholerę
nie wiem czego…<<
Tak,
jak się spodziewał, odpowiedź przyszła dopiero godzinę później. Nie mając nic
lepszego do roboty, Artur nadal oglądał telewizję, więc z ulgą powitał sygnał
dobiegający z telefonu. Oznaczał on bowiem, że jego nudę przegoni Marcelina,
tym samym zapewniając mu zajęcie.
>>Spokojnie,
nie potrzebuję Twoich nerek. Na razie :3 A co do moich treningów, to chodzę
grać w koszykówkę. Na serio nigdy Ci o tym jeszcze nie napisałam?<<
>>Nigdy.
Ale koszykówka brzmi dobrze, choć wyobrażałem sobie, że chodzisz na boks czy
coś w tym stylu…<<
>>Bez
przesady, aż taka groźna to ja nie jestem. Chociaż i tak pewnie groźniejsza od
Ciebie :D<<
>>Haha,
bardzo śmieszne. Grasz w jakiejś drużynie czy to tylko takie zajęcia
pozalekcyjne?<<
>>W
drużynie. Chociaż i tak nasze treningi nie są takie, jakie bym chciała, bo nie
mamy zbyt wielu osób w grupie, a ci, którzy są nowi, na początku nie nadają się
do niczego. Ale jakoś dajemy radę<<
>>To
fajnie. Ja czasem żałuję, że nie nadaję się do uprawiania sportu i że mogę
tylko oglądać<<
>>Może
gdybyś potrenował, to coś by z tego wyszło. Nie dowiesz się, póki nie
spróbujesz<<
>>Dzięki
za pocieszenie, ale po moich wyczynach na WF-ie widzę, że nic z tego nie
będzie.<<
>>Chciałabym
Cię kiedyś zobaczyć w akcji :D Może zagramy kiedyś jeden na jednego na boisku?
Co Ty na to?<<
>>Sam
nie wiem. A co, jak znowu się połamię?<<
>>Nie
martw się, będę nad Tobą czuwać.<<
Po
tych słowach Arturowi zrobiło się tak jakoś… ciepło. Czuł się tak, jakby miał
zaraz zacząć lewitować nad kanapą, i to nie dlatego, że nagle ktoś wyłączyłby
grawitację. Czy to możliwe, że ja… Nie,
to totalnie niemożliwe! Nie i już!
>>To
miło z Twojej strony. W takim razie może się skuszę. A nuż odkryjesz we mnie
talent koszykarski…? :D<<
>>Kto
wie. Dobra, teraz idę na obiad, a później muszę odrobić lekcje. Jakby co, to
napiszę wieczorem czy coś. Ale niczego nie obiecuję. W każdym razie cześć
:*<<
>>Cześć.
No i smacznego tak wgl.<<
>>Dzięki<<
I na
tym ich rozmowa się zakończyła. Artur, w wyśmienitym humorze, poszedł do kuchni
i zajrzał do zamrażarki. Z uśmiechem wyciągnął opakowanie z lodami, lecz
widząc, co jest w środku, skrzywił się.
- No
tak. Koperek. Dzięki mamo – mruknął, chowając go z powrotem do szuflady. Wziął
z pokoju swój portfel, ubrał buty i poszedł do najbliższego sklepu, starając
się w miarę możliwości iść w cieniu. Mimo, iż była już prawie siedemnasta,
słońce nadal mocno prażyło, wyciskając z ludzi hektolitry potu i pozbawiając
ich chęci do życia. Wejście do klimatyzowanego supermarketu było więc ogromną
ulgą, i sprawiło, że Artur mimowolnie zwolnił, nie spiesząc się do wyjścia
na skwar, który czekał go na dworze.
Kwadrans
później chłopak był z powrotem w mieszkaniu. Czując panującą w nim przyjemną
temperaturę westchnął z ulgą. Przyniósł do salonu swojego laptopa, po czym
położył się na kanapie. Chwilę leżał w bezruchu, po czym włączył kolejny
odcinek anime, które ostatnio zaczął oglądać.
Z
położonym na udach komputerem i pudełkiem lodów na brzuchu w pełni oddał się
lenistwu, po raz pierwszy od dłuższego czasu naprawdę ciesząc się, że wreszcie
ma chwilę tylko dla siebie.
* *
*
-
Artur, wstawaj – powiedziała Karolina, nachylając się nad swym śpiącym synem i
potrząsając lekko jego ramieniem. Przed chwilą wróciła z pracy, a że przez pół
dnia ciekawość zżerała ją od środka, tak więc teraz nie miała skrupułów. –
Artur! – wrzasnęła mu nad uchem, z rozbawieniem obserwując, jak ten podrywa się
do siadu i rozgląda się na boki.
- Co
jest? – zapytał, patrząc na nią zaspanym wzrokiem. – Coś się stało?
-
Ano stało się. Mój syn idzie na randkę! – zaszczebiotała, klepiąc go po
plecach. – Poczekaj tu na mnie, zaraz wrócę i sobie porozmawiamy.
-
Tylko nie tooo – jęknął, z powrotem opadając na kanapę i zakrywając twarz
poduszką. Przewrócił się na bok i podkulił nogi, w dalszym ciągu próbując
odgrodzić się od rzeczywistego świata. Wizja rozmowy z mamą o tych sprawach
wydawała mu się jeszcze gorsza niż pójście do piekła i bycie tam torturowanym
przez wieczność.
-
Nie jęcz jak baba. Jako twoja matka jestem zobowiązana do interesowania się
losem swojego jedynego dziecka, a że twoje życie stało się ostatnimi czasy
bardzo intrygujące, to tym bardziej ci nie odpuszczę.
- Ty
po prostu lubisz ploty – burknął, bardziej do siebie niż do niej, mimo to
usłyszała.
- A
kto ich nie lubi? – zapytała, wyciągając z torby na zakupy dwie butelki piwa i
kładąc je na stoliku. Usiadła obok Artura, wpierw zsuwając jego nogi z kanapy
i zmuszając go, by usiadł. – Zobacz, nawet się przygotowałam.
-
Nieładnie tak rozpijać swojego nieletniego jeszcze syna – zauważył, uśmiechając
się. Prawda była taka, że nie był to pierwszy raz, gdy pił alkohol razem ze
swoją mamą, choć musiał przyznać, że nie miał nawet w połowie tak mocnej głowy
jak ona.
-
Ależ ja cię do niczego nie zmuszam – mruknęła z miną niewiniątka. – To jak?
Umówiłeś się z nią czy nie?
-
Tak, umówiłem się – przyznał po chwili milczenia. – W sobotę o trzynastej
spotkamy się na rynku. Zadowolona?
-
Czy ja wiem… Jest tyle bardziej romantycznych miejsc niż rynek…
-
Chodzi o to, żeby się łatwo znaleźć. Nie powiedziałem, że cały dzień tam
przesiedzimy. Poza tym to nasze pierwsze spotkanie, nie musi być od razu tak…
no wiesz.
- No
wiem, wiem. Gdzie ona mieszka? Gdzieś blisko pewnie, skoro tak szybko się
ugadaliście.
-
Nie powiedziała. Wiem tylko, że zna Dąbrowę dość dobrze, i że wszystko mi powie w
sobotę.
- Dość
tajemnicza z niej osoba. Mam tylko nadzieję, że…
-
Nawet nie kończ – przerwał jej. Upił pierwszy łyk piwa i spojrzał na nią
poważnym wzrokiem. – Ja sam się obawiam i martwię, ale piszemy ze sobą ponad
trzy miesiące, a to coś znaczy. Myślisz, że ktoś byłby w stanie oszukiwać drugą
osobę przez tak długi czas? Przecież to byłoby chore!
-
Wiesz przecież, że życzę ci jak najlepiej. Nie chcę po prostu, żebyś się
rozczarował, bo to zaboli także i mnie. Może to dziwne, ale polubiłam
Marcelinę, nawet jeśli nigdy jej nie widziałam ani nie zamieniłam z nią słowa.
Wierzę, że jest tym, za kogo się podaje, i mam nadzieję, wam się uda.
- Ja
też w to wierzę. A nawet jak zwątpię, to mam przecież cały jutrzejszy dzień,
żeby znowu sobie to wmówić.
-
Tylko mi tu nie zwariuj – zaśmiała się. Przez chwilę siedzieli w ciszy, sącząc
alkohol i układając sobie wszystko w głowach.
-
Mamo, a co my mamy tak właściwie robić na tym spotkaniu? – zapytał nagle Artur.
- No
jak to co? Porozmawiacie, pójdziecie w jakieś fajne miejsca, zjecie coś… Ot
takie zwykłe spotkanie dwójki przyjaciół.
- A
myślisz, że powinienem kupić jej jakieś kwiaty? Tak się chyba robi, no nie?
- Na
to jeszcze za wcześnie. Kwiaty daje się na prawdziwej randce, a sam przecież
powiedziałeś, że to tylko takie luźne spotkanie – powiedziała. Tak naprawdę nie
chciała, by jej syn stanął z bukietem róż przed jakimś zboczeńcem, tym samym
kompromitując się na oczach ludzi zgromadzonych na rynku. Wolała, żeby najpierw
się upewnił, a dopiero później wyskakiwał z prezentami.
-
Pewnie masz rację… - odparł. Widać było, że w jego głowie toczy się prawdziwa
bitwa, co pewnie tylko nasilało wszelkie jego obawy i wątpliwości. – Chyba nie
wytrzymam do soboty. Czy to normalne, że się tak denerwuję?
- No
wiesz, każdy reaguje inaczej na takie spotkania. Jedni się cieszą, drudzy są
spokojni, a ty wariujesz – wyliczyła, patrząc na niego pobłażliwie. – Może ci
zaparzyć herbatę na uspokojenie?
-
Nie, dzięki. Poradzę sobie – mruknął, podnosząc się z kanapy i zabierając puste
już butelki. – Jesteś głodna? Jak chcesz, to mogę ci zrobić jakąś kolację –
zaproponował.
-
Jak zgłodnieję, to sama coś sobie zrobię. Ale dziękuję, że o mnie pomyślałeś.
-
Drobiazg – odparł i poszedł do swojego pokoju. Gdy położył się na łóżku,
przypomniało mu się, że zostawił laptopa w salonie, lecz nie chciało mu się po
niego wracać. Wyciągnął za to z kieszeni telefon, z nadzieją, że Marcelina coś
napisała. Niestety, nie czekała na niego żadna nieodczytana wiadomość. Artur
tylko westchnął i przewrócił się na brzuch. Jak
ja przeżyję jutrzejszy dzień?, pomyślał, sięgając po podręcznik i próbując
przeczytać temat, który przerabiali na dzisiejszej lekcji historii.
* *
*
Piątek
okazał się jednym z tych dni, podczas których nie ma się na nic ochoty ani
siły, a jak na złość trzeba pracować jeszcze ciężej niż zazwyczaj.
Niezapowiedziana kartkówka z matematyki, powtórzenie działu na historii i
robienie zadań za ocenę, interpretowanie zagmatwanych i nierozumianych przez
uczniów wierszy na polskim, rozmowy o działaniu automatów w języku niemieckim,
rozwiązywanie arkuszy maturalnych z WOS-u… To wszystko sprawiało, że Arturowi
odechciewało się żyć. W dodatku wskazówki zegara zdawały się przesuwać po
tarczy jeszcze wolniej niż zwykle, co dodatkowo go irytowało. Tyle dobrze, że
temperatura na zewnątrz nieco się uspokoiła, i termometry wskazywały nieco
ponad dwadzieścia stopni.
W
końcu jednak wybiła godzina czternasta piętnaście i uczniowie mogli wrócić do
domów, co zrobili z wyraźną satysfakcją. Do tej grupy zaliczał się i Artur,
który znalazł się w swoim mieszkaniu szybciej niż zwykle. Tym razem przygotował
dla siebie posiłek składający się z makaronu, sosu ze szpinakiem i sera, co
było miłą odmianą od śmieciowego jedzenia, którym zwykle się raczył, po czym
zamknął się w swoim pokoju. Zrobił sobie na podłodze wygodne legowisko i
zabrał się za oglądanie serialu, byleby czas szybciej zleciał.
Podziałało.
Nim się obejrzał, do domu wróciła jego mama, która jak zwykle próbowała
wciągnąć go w rozmowę, a z czego Artur tym razem chętnie skorzystał. Oglądając
filmy i opychając się ciastkami, dotrwali do dwudziestej drugiej. Każde z nich
starało się unikać tematu jutrzejszego spotkania, co dobrze im zrobiło.
W końcu mogli oderwać się od rzeczywistości i na chwilę zapomnieć o tym,
co ich trapi.
-
Dobra, ja idę się myć i spać. Padnięty jestem – powiedział Artur, podnosząc się
i idąc do swojego pokoju. Wziął z szuflady parę czystych bokserek, po czym udał
się do łazienki. O mało nie zasnął pod prysznicem, co było wyraźnym znakiem, że
czas wyjść z kabiny. Jego umysł był na tyle zamroczony, że bez trudu ignorował
fakt, iż to jutro wszystko się rozstrzygnie.
Gdy
tylko położył głowę na poduszce i przykrył się kocem, zapadł w głęboki,
spokojny sen.
* *
*
-
Artur, wstawaj! Za chwilę będzie śniadanie! – zawołała Karolina, pukając
w drzwi jego pokoju. Chłopak tylko jęknął i powoli sięgnął po telefon,
sprawdzając, która jest godzina. Dochodziła jedenasta, czyli czas najwyższy, by
zwlec się z łóżka. Wciąż zaspany, Artur poczłapał do łazienki, po czym udał się
do kuchni i usiadł przy stole. Podparł głowę dłońmi i ziewnął szeroko,
pozwalając, by tworzące się przy tym łzy spłynęły po jego policzkach. Chwilę
później jego mama postawiła przed nim talerz z omletem, którego zapach nieco
otrzeźwił chłopaka.
-
Dziękuję – mruknął i zabrał się za jedzenie.
- I
jak się spało? – zagadnęła Karolina, przewracając na patelni smażony właśnie
placek.
- Za
krótko.
-
Mam nadzieję, że do trzynastej dasz radę dojść do siebie?
-
Bez przesady, aż tyle mi to nie zajmuje. Zaraz będzie ok.
-
Zobaczymy – odparła, kładąc na jego talerzu kolejnego omleta. – Smakuje?
-
Nawet bardzo. Dzięki.
Dalsza
część śniadania minęła im w spokoju. Artur, jako że wyglądał i zachowywał
się jak zombie, odpowiadał monosylabami i nie dało się z nim normalnie
porozmawiać, i nawet Karolina, przyzwyczajona do takiego zachowania,
w końcu dała sobie spokój i zostawiła go samemu sobie.
O
dwunastej Artur zaczął szykować się do wyjścia. Co prawda miał jeszcze dużo
czasu, ale wolał mieć wszystko dopięte na ostatni guzik, by nie przejmować się,
że o czymś zapomniał albo że się spóźni. Na dworze było dość pochmurno,
chłopak ubrał się więc w proste czarne jeansy, białą koszulkę z One Punch Manem
i czerwoną koszulę w kratę. Do kieszeni schował portfel i telefon, po
czym, nie mając co robić, zaczął chodzić po całym mieszkaniu, co chwilę
sprawdzając godzinę.
-
Usiądź, a nie chodzisz w tę i z powrotem – powiedziała jego mama, gdy
zachowanie syna zaczęło ją denerwować.
- No
ale ja się stresuję! Nic na to nie poradzę – jęknął, wyłamując palce.
-
Wiem, ale chodzenie po domu nic ci na to nie pomoże, wręcz przeciwnie.
-
Dobra, jest wpół do pierwszej, idę. I tak nie wysiedzę tu dłużej.
-
Jak chcesz. I pamiętaj, trzymam za ciebie kciuki. Nie spieprz tego! –
powiedziała, ledwo odrywając wzrok od czytanej właśnie gazety.
-
Oby to nie było ponad moje siły – szepnął, ubierając glany i wychodząc
z mieszkania.
Takiego
stresu Artur nie przeżywał jeszcze nigdy. Idąc w stronę rynku, czuł, że trzęsą
mu się ręce, a serce bije w szalonym tempie. Jego oddech był niezwykle nierówny
i urywany, a najgorsze było to, że za nic nie mógł go wyregulować.
Artur, chłopie, weź się w garść. Będzie
dobrze. Nie ma się po co denerwować!, zbeształ się w myślach,
lecz niewiele to dało. Gdy doszedł na rynek i zaczął iść w stronę
fontanny, jego serca zamierało za każdym razem, gdy widział jakąkolwiek
dziewczynę. Ruch był dziś dość spory, pewnie dzięki weekendowi, lecz Artur nie
wiedział, czy cieszyć się z tego, czy może wręcz przeciwnie. Siadając na beżowym
murku, zaczął zastanawiać się, czy nie uciec. Mam jeszcze piętnaście minut na ogarnięcie się. Dam radę, pomyślał,
mocno ściskając telefon. Chciał napisać do Marceliny, lecz doszedł do wniosku,
że to tylko pogorszy sytuację. Świadomość, iż gdzieś tam jego koleżanka właśnie
się do niego zbliża i dodatkowo odpisuje mu na smsa, była dla niego zabójcza i
przyprawiała go o jeszcze większą tremę.
Rozglądając
się na wszystkie strony i wiercąc się niespokojnie, Artur spędzał ostatnie
chwile przed spotkaniem na przyglądaniu się każdemu przechodniowi. Szum wody
dobiegający zza jego pleców działał na niego kojąco, prawdopodobnie to dzięki
niemu chłopak jeszcze nie dostał zawału. Nawet niebo, dotychczas zasnute
szarymi chmurami, powoli zaczęło się oczyszczać, jakby wiedząc, że szykuje się
coś ważnego.
Gdy
zegar na wieży kościoła wybił trzynastą, Artur mimowolnie się wyprostował i
wbił wzrok w ziemię. Zacisnął powieki i zaczął wyrównywać swój oddech, szykując
się na to, co miało zaraz nastąpić. Czując nieśmiałe pukanie w ramię,
podniósł wzrok i znieruchomiał.
- Ty
jesteś Artur?
Heh, to tyle na dzisiaj. Mam nadzieję, że nie macie mi za złe tego, w jakim momencie zakończyłam. Po porostu chciałam się zabawić w to sławne bycie polsatem. Zawsze mnie zastanawiało, jak to jest. I, powiem szczerze, dość fajne uczucie :)
W każdym razie mam nadzieję, że ciąg dalszy was nie rozczaruje czy coś.
No i zastanawia mnie, czy macie już jakieś pomysły co do Marceliny. Bo pojawiło się kilka wskazówek, które mogą naprowadzić Was na pewien trop... Albo to tylko ja wiem o ich istnieniu, bo wiem też, jak to wszystko się skończy, i tylko udaję takiego Sherlocka, który by się na Waszym miejscu wszystkiego domyślił >.>
W każdym razie pozdrawiam wszystkich i do kolejnej notki!
Ps. Fanarty z Haikyuu! idealne na każdą okazję ♥
Serio? SERIO? W takim momencie? Jesteś mistrzynią zła!!!
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa w jaki sposób poprowadzisz akcję i jak zakochany chłopak zareaguje. Czekam na kolejny rozdział.
Po prostu polsat na 300%. :)
Heh, no wiem. Ale od kiedy zaczęłam pracę nad tym rozdziałem, wiedziałam, że tak on się zakończy. Jakaś siła nieczysta podsunęła mi ten pomysł, a ja, jako zwykły śmiertelnik, musiałam go zrealizować :3 Ale obiecuję, że w następnej notce wszystko się wyjaśni, także ten...
UsuńA to polsatowanie było tak na próbę, i przyznam się bez bicia, czasem będę tak właśnie kończyć rozdziały, żeby nie było nudno ^^
O mamoo przez cały rozdział stresowałam się jak Artur >.< Serducho mi wali jak szalone, nie mogę się doczekać jego reakcji na spotkaniu, a ty konczysz w takim momencie?!?! Nie wytrzymam czekania do następnego T~T
OdpowiedzUsuńble jade na wakacje i pewno prędko się nie dowiem.
OdpowiedzUsuń