Menu

niedziela, 6 września 2015

Muzycy, część 8

            - Dlaczego tak nagle idziemy do Andrzeja? – zapytał zdezorientowany Arek, próbując nadążyć za bratem.
            - Po prostu chodź i nie marudź. Sam nie wiem, o co chodzi – odpowiedział. Złapał go za rękaw i pociągnął za sobą, zmuszając go tym do truchtu.
            Gdy byli już na miejscu, natknęli się na Kamila siedzącego beztrosko na schodach. Dawid stanął przed nim, mierząc go lodowatym wzrokiem.
            - Czego chcesz tym razem?
            - Musimy wszyscy sobie coś wyjaśnić – odparł. Podszedł do drzwi i zapukał w nie stanowczo. Po chwili otworzył je Andrzej, który, gdy tylko go zobaczył, spróbował zatrzasnąć drzwi. Kamil był jednak szybszy i zdołał szeroko je otworzyć. – Nie tak szybko, kochasiu. Mamy do pogadania. Chodźcie – rzucił do stojących za nim braci i, nie czekając na nich, poszedł w stronę salonu, ciągnąc za sobą Andrzeja.
            Gdy wszyscy byli już na miejscu, zapadła grobowa cisza, przerywana tylko niespokojnymi oddechami i zaniepokojonymi spojrzeniami.
            - Cóż, nie wszyscy mnie tu znają, więc się przedstawię. Nazywam się Kamil.
            - To ty?! – wrzasnął Arek i rzucił się w jego stronę, lecz Dawid w porę go powstrzymał. – Puść mnie! Rozprawię się z nim za to, co ci zrobił!
            - A możesz to zrobić później? Mieliśmy się tu czegoś dowiedzieć, a jak go skatujesz, to będziemy mieli na to raczej marne szanse – wyszeptał, dając mu wyraźnie do zrozumienia, że ma się uspokoić.
            - Dziękuję, Dawidzie, ale sam dałbym sobie radę – zaśmiał się Kamil. – A teraz tak całkiem poważnie. Mamy sobie coś wszyscy do wyjaśnienia…
            - Zamknij się! – przerwał mu Andrzej.- O co ci chodzi? Przecież ci zapłaciłem!
            - Zapłaciłeś? Ale za co? – zapytała Magda. – Nic nie rozumiem…
            - Spokojnie, zaraz wszystko wyjaśnię – uspokoił ją Kamil, puszczając w jej stronę perskie oczko. – Pewnie po tym wszystkim narobię wam trochę kłopotów, ale nie dbam o to. Nie chcę już więcej włamać ani zachowywać się w ten sposób.
            - Nie! Nie możesz! Wyjdź stąd natychmiast i nigdy nie wracaj! – krzyknął Andrzej i rzucił się na niego, Kamil jednak jednym zręcznym ruchem przewrócił go na kanapę. Impet uderzenia wypchnął z jego płuc całe powietrze, powodując zawroty głowy.
            - Nie rzucaj się tak. Jeszcze zrobię ci krzywdę, a o to jak widać nietrudno… - warknął do niego Kamil. Odchrząknął i podrapał się po krótkich włosach. – Zacznę od tego, kto całe to przedstawienie rozpoczął. Tym tajemniczym jegomościem jest właśnie Andrzej. Pewnego dnia zjawił się w drzwiach mojego mieszkania, powiedział, że ma zadanie nie do odrzucenia. Dowiedział się o mnie od przyjaciela, bowiem to nie był pierwszy raz, gdy miałem znaleźć i ujawnić kompromitujące fakty na temat jakiejś osoby. Dotyczyło to nie kogo innego, jak naszego kochanego Dawida. – Kamil uśmiechnął się gorzko, jego twarz powoli zaczynała zasnuwać powaga. – Miałem szczęście, bo haka na niego znalazłem już kilka dni później. Nie wiedziałem wtedy, gdzie on mieszka, najwyraźniej los postanowił być dla mnie łaskawy i skłonił mnie do pójścia na imprezę do mojego kumpla. Tam mogłem zrobić kilka wspaniałych zdjęć, dzięki którym zapłatę od Andrzeja miałem w kieszeni. Jego mina na ich widok była bezcenna, zdawał sobie sprawę, że ujawnienie ich będzie wiele kosztować Dawida, a także jego brata. Mimo to był zdeterminowany, by je wykorzystać i dopiąć swego. Lecz ja miałem już swój plan, chciałem upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Spotkałem się z Dawidem, pokazałem mu owe zdjęcia i zażądałem zapłaty, nie była to jednak zwykła zapłata. Dawid bowiem ofiarował mi swoje ciało w zamian za uratowanie swojego brata, a przy okazji i siebie. Szlachetnie, czyż nie? Przez cały czas, gdy się nim rozkoszowałem, on zapewne cieszył się, że już niedługo jego ukochany Arek będzie bezpieczny. Już wtedy coś mnie tknęło, lecz było to tylko słabe ukłucie, które szybko zignorowałem. Niestety, kilka dni później Andrzej dowiedział się o wszystkim i zrobił mi awanturę, a przynajmniej próbował. Na szczęście dla mnie osiągnął cel i bez mojej pomocy, więc nie musiałem kombinować. Później Dawid zobaczył nas razem, nabrał podejrzeń, które ja bardzo chętnie podsyciłem. Jednak już wtedy czułem się z tym tak jakoś… źle. Coś ciążyło na mojej duszy, nie wiedziałem, co mogę z tym zrobić. Ale odpowiedź przyszła z biegiem czasu, a właściwie za sprawą Magdy. Podsłuchałem jej rozmowę z Dawidem i doszedłem do wniosku, że zrobiłem coś złego. Chciałem wykrzyczeć prawdę, powiedzieć wam, jak naprawdę było. Teraz, gdy to zrobiłem, czuję się nieco lepiej. Wiem jednak, że to w żaden sposób nie odkupi moich win, lecz cieszę się, że mogę skończyć z tym wszystkim w ten sposób…
            - Zaraz, jednego jeszcze nie rozumiem… Co Andrzej chciał osiągnąć? – zapytała Magda, wstając z kanapy i obserwując pozostałych zranionym wzrokiem.
            - Och, zapomniałem o najlepszym – zaśmiał się Kamil. – Chodziło tutaj o ciebie, Madziu. Andrzej był tak zazdrosny o Dawida i tak zdeterminowany, by cię zdobyć, że dopuścił się zdrady swojego przyjaciela.
            - Co? Ale dlaczego? Przecież od niedawna jesteśmy parą… A nawet jeśli nie wybrałabym Andrzeja, to nie jest to jeszcze powód do robienia tak okropnych rzeczy!
            - Jak widać twój ukochany był gotowy zrobić dla ciebie wszystko – zadrwił z niego Kamil, z powrotem przybierając ten swój beztroski, radosny wyraz twarzy.
            - Andrzej, naprawdę chciałeś zrobić nam coś takiego z powodu dziewczyny? – zapytał Dawid. Rozczarowanie ogarnęło jego umysł, paraliżując zmysły i odcinając go od jakichkolwiek innych emocji. – Mogłeś ze mną porozmawiać, powiedzieć, że podoba ci się Magda i w ogóle…
            - A co? Może ty jesteś lepszy? Nie udawaj, że nie widziałeś tego wszystkiego… Za każdym razem, gdy próbowałem się do niej zbliżyć, zawsze ty się wtrącałeś… Ale gdy zobaczyłem te zdjęcia, szlag mnie trafił. Przez chwilę chciałem się z tego wszystkiego wycofać, lecz świadomość, że być może ze zwykłej złośliwości chcesz odebrać mi Magdę, odwiodła mnie od tego. Wtedy pragnąłem już tylko zemsty… Ale to wszystko nie miało tak wyglądać. Nie chciałem, żeby ten sukinsyn ci to zrobił… - jęknął Andrzej, chowając twarz w dłoniach. Miał ogromny mentlik w głowie. Cały jego plan poleciał na łeb, na szyję i rozprysnął się niczym ogromna bańka mydlana. I to dlatego, że zaślepiła go zazdrość i nie potrafił się wycofać, gdy miał do tego jeszcze okazję.
            - Ja was zabiję… Zabiję i ciebie, i ciebie! – krzyknął Arek, wskazując palcem najpierw na Kamila, a chwilę potem na Andrzeja. – Nie ujdzie wam to na sucho!
            - Arek, proszę, uspokój się – powiedział błagalnym tonem Dawid, obejmując brata od tyłu i z całych sił próbując utrzymać go w jednym miejscu. – Zostaw ich, chcesz mieć przez nich kłopoty?
            - Jebać kłopoty! Nie może im to ujść płazem!
            - Proszę… Jeśli stracę i ciebie, nie dam rady tak dłużej żyć… - wyszeptał
            - Wzruszające przedstawienie. Szkoda tylko, że muszę już iść. Mam nadzieję, że wam pomogłem – pożegnał się z nimi Kamil i ruszył w stronę wyjścia, szerokim łukiem omijając Arka wprost emanującego chęcią mordu.
            - Poczekaj! Mam jeszcze jedno pytanie! – zawołała za nim Magda. – Co było na tych zdjęciach?
            - Zapytaj Arka i Dawida – odpowiedział i zniknął, trzaskając drzwiami. Jego śmiech, który rozbrzmiał chwilę potem, stłumiony dzielącymi ich ścianami, wprawił ich w osłupienie.
            - Chodź, idziemy stąd – warknął Arek, ciągnąc swojego brata za rękaw.
            - Poczekajcie! To wszystko nie tak! – krzyknął za nimi Andrzej, zrywając się na równe nogi i biegnąc za nimi.
            - Nie tak, mówisz… - powiedział przez zaciśnięte zęby młodszy z braci i wymierzył potężny cios w jego szczękę. Andrzej zachwiał się i upadł na podłogę. Z kącika jego ust wysączyła się wąska stróżka krwi. Spod przymrużonych powiek widział, jak dwójka jego przyjaciół wychodzi z mieszkania, nie zaszczycając go nawet najmniejszym spojrzeniem.
            - Andrzej… - wyszeptała Magda, stając nad nim i próbując powstrzymać płynące łzy. Wciąż nie mogła uwierzyć, że jej wymarzony mężczyzna mógł być zdolny do czegoś tak potwornego. Z drugiej strony było jej go żal. W jednej chwili stracił wszystkich, na których mu zależało, i to przez własną głupotę.
            - Proszę, chociaż ty nie odchodź… Zrobiłem to dla nas, zrozum…
            - Nie chcę rozumieć. Właśnie wszystko zniszczyłeś – wyszlochała i wybiegła z mieszkania. Jej pierwsza, prawdziwa miłość właśnie zaliczyła sromotną klęskę.
            - Zrobiłem to dla ciebie… - szepnął Andrzej. Podniósł się z podłogi i chwiejnym krokiem poszedł do kuchni. Oparł się ciężko o blat jednej z szafek i sięgnął po długi, ostry nóż. – Nie mam już po co żyć… Wszystko mi zabraliście…
            Po tych słowach Andrzej uniósł nóż w drżącej dłoni, by zadać śmiertelny cios. Gdy zanurzył go w miękkich tkankach swego ciała, poczuł zalewające jego piersi ciepło. Upadł na kolana i nacisnął jeszcze bardziej na rękojeść, zadając sobie ból, na który faktycznie zasłużył.
            Konał przez całą noc, powoli wykrwawiając się i krztusząc własnymi wymiocinami wymieszanymi z krwią. Przed oczami cały czas miał Magdę, którą oszukał w tak haniebny sposób, a także przyjaciół, których zdradził, traktując jak przedmioty, które można przesunąć, gdy stoją na drodze. Łzy żalu płynące z jego oczu były szczere, lecz nie mogły już niczego zmienić. Stało się, i nic nie mogło tego odwrócić.
* * *
            Dwa tygodnie później trójka przyjaciół odziana w czerń stała nad świeżo usypanym grobem. Pogrzeb zakończył się przed chwilą, lecz potrzebowali oni jeszcze trochę czasu, by ostatecznie pogodzić się z odejściem Andrzeja. Gdy do drzwi ich domów zapukała policja i powiedziała, co się stało, wszyscy byli wstrząśnięci. Prowadzone śledztwo potwierdziło, że Andrzej popełnił samobójstwo, lecz wizja ta jeszcze bardziej ich przerażała. Każdy z nich czuł wyrzuty sumienia. Zastanawiali się, czy gdyby chociaż jedno z nich zostało, ich przyjaciel nadal by żył.
            - Dawid… Dlaczego to musiało się tak skończyć? – zapytała Magda, przygryzając wargę, by w ten sposób powstrzymać kolejne łzy. – Dlaczego?
            - Najwyraźniej tak musiało być… Nie wiem, dlaczego akurat tak, i nie chcę, kurwa, wiedzieć… Boże, dlaczego ten sukinsyn musiał się zabić? – wyszeptał Dawid, wtulając się w ramię brata i zaciskając dłonie w pięści. – Chodź, Arek. Wracajmy do domu.
            - Dobra. Magda, poradzisz sobie? – zapytał Arek cicho. Mimo, iż tamtego dnia był najbardziej wściekły na Andrzeja, to dzisiaj czuł taki sam żal, jak pozostali. Czuł się także współwinny tej tragedii.
            - Jasne. Trzymajcie się, chłopaki.
            - Ty też – odpowiedzieli ponurymi głosami i ruszyli piaszczystą alejką do wyjścia. Wsiedli na motor, założyli kaski i pojechali do ich wspólnego mieszkania.
            Gdy przekroczyli jego próg, Dawid mocno przytulił się do Arka i schował twarz w jego ramieniu. Pojedyncza łza spłynęła po jego policzku i zniknęła w miękkim materiale marynarki.
            - Myślisz, że gdybyśmy tam wtedy zostali, on nadal by żył? – zapytał cicho, unosząc głowę.
            - Nie myśl o tym. To była jego decyzja, najwyraźniej nie był w stanie udźwignąć tego wszystkiego… Dawid, proszę. Nie myśl w ten sposób.
            - Staram się, ale to silniejsze ode mnie…
            Arek przerwał mu, składając na jego ustach długi pocałunek przepełniony żalem, ale i ukojeniem. Było to pocieszenie dla obu stron, takie, jakiego najbardziej potrzebowali w tej chwili.
            Życie boleśnie z nich zadrwiło, lecz musieli wziąć się w garść i przetrwać to. Bo cóż znaczy jedno istnienie na tle miliardów pozostałych? Taki już los człowieka, że w końcu nadchodzi jego czas. I tylko i wyłącznie od nas zależy, jak spożytkujemy nasze pięć minut na ogromnej arenie świata. Najważniejsze jest to, by niczego nie żałować na łożu śmierci. Żal bowiem to ciężkie kajdany, przez które kiedyś możemy nie zdołać powstać.


Koniec.


I tak oto historia pod tytułem "Muzycy" dobiegła końca. Powiem szczerze, że sama nie spodziewałam się takiego końca. Serio. Pomysł przyszedł nagle i wydał mi się wręcz genialny do tego opowiadania. Mam nadzieję, że nikogo nie rozczarowałam tym jakże "optymistycznym" zakończeniem.
Tymczasem czekam na kolejny weekend, podczas którego znowu będę mogła trochę popisać. Liczę na to, że wena mnie podczas niego nie opuści :)



  uwielbiam to zdjęcie :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz