- Dlaczego tak nagle idziemy do
Andrzeja? – zapytał zdezorientowany Arek, próbując nadążyć za bratem.
- Po prostu chodź i nie marudź. Sam
nie wiem, o co chodzi – odpowiedział. Złapał go za rękaw i pociągnął za sobą,
zmuszając go tym do truchtu.
Gdy byli już na miejscu, natknęli
się na Kamila siedzącego beztrosko na schodach. Dawid stanął przed nim, mierząc
go lodowatym wzrokiem.
- Czego chcesz tym razem?
- Musimy wszyscy sobie coś wyjaśnić
– odparł. Podszedł do drzwi i zapukał w nie stanowczo. Po chwili otworzył
je Andrzej, który, gdy tylko go zobaczył, spróbował zatrzasnąć drzwi. Kamil był
jednak szybszy i zdołał szeroko je otworzyć. – Nie tak szybko, kochasiu. Mamy
do pogadania. Chodźcie – rzucił do stojących za nim braci i, nie czekając na
nich, poszedł w stronę salonu, ciągnąc za sobą Andrzeja.
Gdy wszyscy byli już na miejscu,
zapadła grobowa cisza, przerywana tylko niespokojnymi oddechami i
zaniepokojonymi spojrzeniami.
- Cóż, nie wszyscy mnie tu znają,
więc się przedstawię. Nazywam się Kamil.
- To ty?! – wrzasnął Arek i rzucił
się w jego stronę, lecz Dawid w porę go powstrzymał. – Puść mnie! Rozprawię się
z nim za to, co ci zrobił!
- A możesz to zrobić później?
Mieliśmy się tu czegoś dowiedzieć, a jak go skatujesz, to będziemy mieli na to
raczej marne szanse – wyszeptał, dając mu wyraźnie do zrozumienia, że ma się
uspokoić.
- Dziękuję, Dawidzie, ale sam dałbym
sobie radę – zaśmiał się Kamil. – A teraz tak całkiem poważnie. Mamy sobie
coś wszyscy do wyjaśnienia…
- Zamknij się! – przerwał mu
Andrzej.- O co ci chodzi? Przecież ci zapłaciłem!
- Zapłaciłeś? Ale za co? – zapytała
Magda. – Nic nie rozumiem…
- Spokojnie, zaraz wszystko wyjaśnię
– uspokoił ją Kamil, puszczając w jej stronę perskie oczko. – Pewnie po tym
wszystkim narobię wam trochę kłopotów, ale nie dbam o to. Nie chcę już więcej
włamać ani zachowywać się w ten sposób.
- Nie! Nie możesz! Wyjdź stąd
natychmiast i nigdy nie wracaj! – krzyknął Andrzej i rzucił się na niego, Kamil
jednak jednym zręcznym ruchem przewrócił go na kanapę. Impet uderzenia wypchnął
z jego płuc całe powietrze, powodując zawroty głowy.
- Nie rzucaj się tak. Jeszcze zrobię
ci krzywdę, a o to jak widać nietrudno… - warknął do niego Kamil. Odchrząknął i
podrapał się po krótkich włosach. – Zacznę od tego, kto całe to przedstawienie
rozpoczął. Tym tajemniczym jegomościem jest właśnie Andrzej. Pewnego dnia
zjawił się w drzwiach mojego mieszkania, powiedział, że ma zadanie nie do
odrzucenia. Dowiedział się o mnie od przyjaciela, bowiem to nie był pierwszy
raz, gdy miałem znaleźć i ujawnić kompromitujące fakty na temat jakiejś osoby.
Dotyczyło to nie kogo innego, jak naszego kochanego Dawida. – Kamil uśmiechnął
się gorzko, jego twarz powoli zaczynała zasnuwać powaga. – Miałem szczęście, bo
haka na niego znalazłem już kilka dni później. Nie wiedziałem wtedy, gdzie on
mieszka, najwyraźniej los postanowił być dla mnie łaskawy i skłonił mnie do
pójścia na imprezę do mojego kumpla. Tam mogłem zrobić kilka wspaniałych zdjęć,
dzięki którym zapłatę od Andrzeja miałem w kieszeni. Jego mina na ich widok
była bezcenna, zdawał sobie sprawę, że ujawnienie ich będzie wiele kosztować
Dawida, a także jego brata. Mimo to był zdeterminowany, by je wykorzystać
i dopiąć swego. Lecz ja miałem już swój plan, chciałem upiec dwie pieczenie na
jednym ogniu. Spotkałem się z Dawidem, pokazałem mu owe zdjęcia i zażądałem
zapłaty, nie była to jednak zwykła zapłata. Dawid bowiem ofiarował mi swoje
ciało w zamian za uratowanie swojego brata, a przy okazji i siebie.
Szlachetnie, czyż nie? Przez cały czas, gdy się nim rozkoszowałem, on zapewne
cieszył się, że już niedługo jego ukochany Arek będzie bezpieczny. Już wtedy
coś mnie tknęło, lecz było to tylko słabe ukłucie, które szybko zignorowałem.
Niestety, kilka dni później Andrzej dowiedział się o wszystkim i zrobił mi
awanturę, a przynajmniej próbował. Na szczęście dla mnie osiągnął cel i bez
mojej pomocy, więc nie musiałem kombinować. Później Dawid zobaczył nas razem,
nabrał podejrzeń, które ja bardzo chętnie podsyciłem. Jednak już wtedy czułem
się z tym tak jakoś… źle. Coś ciążyło na mojej duszy, nie wiedziałem, co mogę z
tym zrobić. Ale odpowiedź przyszła z biegiem czasu, a właściwie za sprawą
Magdy. Podsłuchałem jej rozmowę z Dawidem i doszedłem do wniosku, że
zrobiłem coś złego. Chciałem wykrzyczeć prawdę, powiedzieć wam, jak naprawdę
było. Teraz, gdy to zrobiłem, czuję się nieco lepiej. Wiem jednak, że to w
żaden sposób nie odkupi moich win, lecz cieszę się, że mogę skończyć z tym
wszystkim w ten sposób…
- Zaraz, jednego jeszcze nie
rozumiem… Co Andrzej chciał osiągnąć? – zapytała Magda, wstając z kanapy i
obserwując pozostałych zranionym wzrokiem.
- Och, zapomniałem o najlepszym –
zaśmiał się Kamil. – Chodziło tutaj o ciebie, Madziu. Andrzej był tak
zazdrosny o Dawida i tak zdeterminowany, by cię zdobyć, że dopuścił się zdrady
swojego przyjaciela.
- Co? Ale dlaczego? Przecież od
niedawna jesteśmy parą… A nawet jeśli nie wybrałabym Andrzeja, to nie jest to
jeszcze powód do robienia tak okropnych rzeczy!
- Jak widać twój ukochany był gotowy
zrobić dla ciebie wszystko – zadrwił z niego Kamil, z powrotem przybierając
ten swój beztroski, radosny wyraz twarzy.
- Andrzej, naprawdę chciałeś zrobić
nam coś takiego z powodu dziewczyny? – zapytał Dawid. Rozczarowanie ogarnęło
jego umysł, paraliżując zmysły i odcinając go od jakichkolwiek innych emocji. –
Mogłeś ze mną porozmawiać, powiedzieć, że podoba ci się Magda i w ogóle…
- A co? Może ty jesteś lepszy? Nie
udawaj, że nie widziałeś tego wszystkiego… Za każdym razem, gdy próbowałem się
do niej zbliżyć, zawsze ty się wtrącałeś… Ale gdy zobaczyłem te zdjęcia, szlag
mnie trafił. Przez chwilę chciałem się z tego wszystkiego wycofać, lecz
świadomość, że być może ze zwykłej złośliwości chcesz odebrać mi Magdę,
odwiodła mnie od tego. Wtedy pragnąłem już tylko zemsty… Ale to wszystko nie
miało tak wyglądać. Nie chciałem, żeby ten sukinsyn ci to zrobił… - jęknął
Andrzej, chowając twarz w dłoniach. Miał ogromny mentlik w głowie. Cały jego
plan poleciał na łeb, na szyję i rozprysnął się niczym ogromna bańka mydlana. I
to dlatego, że zaślepiła go zazdrość i nie potrafił się wycofać, gdy miał do
tego jeszcze okazję.
- Ja was zabiję… Zabiję i ciebie, i
ciebie! – krzyknął Arek, wskazując palcem najpierw na Kamila, a chwilę potem na
Andrzeja. – Nie ujdzie wam to na sucho!
- Arek, proszę, uspokój się –
powiedział błagalnym tonem Dawid, obejmując brata od tyłu i z całych sił
próbując utrzymać go w jednym miejscu. – Zostaw ich, chcesz mieć przez nich
kłopoty?
- Jebać kłopoty! Nie może im to ujść
płazem!
- Proszę… Jeśli stracę i ciebie, nie
dam rady tak dłużej żyć… - wyszeptał
- Wzruszające przedstawienie. Szkoda
tylko, że muszę już iść. Mam nadzieję, że wam pomogłem – pożegnał się z nimi
Kamil i ruszył w stronę wyjścia, szerokim łukiem omijając Arka wprost
emanującego chęcią mordu.
- Poczekaj! Mam jeszcze jedno
pytanie! – zawołała za nim Magda. – Co było na tych zdjęciach?
- Zapytaj Arka i Dawida –
odpowiedział i zniknął, trzaskając drzwiami. Jego śmiech, który rozbrzmiał
chwilę potem, stłumiony dzielącymi ich ścianami, wprawił ich w osłupienie.
- Chodź, idziemy stąd – warknął
Arek, ciągnąc swojego brata za rękaw.
- Poczekajcie! To wszystko nie tak!
– krzyknął za nimi Andrzej, zrywając się na równe nogi i biegnąc za nimi.
- Nie tak, mówisz… - powiedział
przez zaciśnięte zęby młodszy z braci i wymierzył potężny cios w jego
szczękę. Andrzej zachwiał się i upadł na podłogę. Z kącika jego ust wysączyła
się wąska stróżka krwi. Spod przymrużonych powiek widział, jak dwójka jego
przyjaciół wychodzi z mieszkania, nie zaszczycając go nawet najmniejszym
spojrzeniem.
- Andrzej… - wyszeptała Magda,
stając nad nim i próbując powstrzymać płynące łzy. Wciąż nie mogła uwierzyć, że
jej wymarzony mężczyzna mógł być zdolny do czegoś tak potwornego. Z drugiej
strony było jej go żal. W jednej chwili stracił wszystkich, na których mu
zależało, i to przez własną głupotę.
- Proszę, chociaż ty nie odchodź…
Zrobiłem to dla nas, zrozum…
- Nie chcę rozumieć. Właśnie
wszystko zniszczyłeś – wyszlochała i wybiegła z mieszkania. Jej pierwsza,
prawdziwa miłość właśnie zaliczyła sromotną klęskę.
- Zrobiłem to dla ciebie… - szepnął
Andrzej. Podniósł się z podłogi i chwiejnym krokiem poszedł do kuchni. Oparł
się ciężko o blat jednej z szafek i sięgnął po długi, ostry nóż. – Nie mam już
po co żyć… Wszystko mi zabraliście…
Po tych słowach Andrzej uniósł nóż w
drżącej dłoni, by zadać śmiertelny cios. Gdy zanurzył go w miękkich tkankach
swego ciała, poczuł zalewające jego piersi ciepło. Upadł na kolana i nacisnął
jeszcze bardziej na rękojeść, zadając sobie ból, na który faktycznie zasłużył.
Konał przez całą noc, powoli
wykrwawiając się i krztusząc własnymi wymiocinami wymieszanymi z krwią. Przed
oczami cały czas miał Magdę, którą oszukał w tak haniebny sposób, a także
przyjaciół, których zdradził, traktując jak przedmioty, które można przesunąć,
gdy stoją na drodze. Łzy żalu płynące z jego oczu były szczere, lecz nie mogły
już niczego zmienić. Stało się, i nic nie mogło tego odwrócić.
* * *
Dwa tygodnie później trójka
przyjaciół odziana w czerń stała nad świeżo usypanym grobem. Pogrzeb zakończył
się przed chwilą, lecz potrzebowali oni jeszcze trochę czasu, by ostatecznie
pogodzić się z odejściem Andrzeja. Gdy do drzwi ich domów zapukała policja i
powiedziała, co się stało, wszyscy byli wstrząśnięci. Prowadzone śledztwo
potwierdziło, że Andrzej popełnił samobójstwo, lecz wizja ta jeszcze bardziej
ich przerażała. Każdy z nich czuł wyrzuty sumienia. Zastanawiali się, czy gdyby
chociaż jedno z nich zostało, ich przyjaciel nadal by żył.
- Dawid… Dlaczego to musiało się tak
skończyć? – zapytała Magda, przygryzając wargę, by w ten sposób powstrzymać
kolejne łzy. – Dlaczego?
- Najwyraźniej tak musiało być… Nie
wiem, dlaczego akurat tak, i nie chcę, kurwa, wiedzieć… Boże, dlaczego ten
sukinsyn musiał się zabić? – wyszeptał Dawid, wtulając się w ramię brata i
zaciskając dłonie w pięści. – Chodź, Arek. Wracajmy do domu.
- Dobra. Magda, poradzisz sobie? –
zapytał Arek cicho. Mimo, iż tamtego dnia był najbardziej wściekły na Andrzeja,
to dzisiaj czuł taki sam żal, jak pozostali. Czuł się także współwinny tej
tragedii.
- Jasne. Trzymajcie się, chłopaki.
- Ty też – odpowiedzieli ponurymi
głosami i ruszyli piaszczystą alejką do wyjścia. Wsiedli na motor, założyli
kaski i pojechali do ich wspólnego mieszkania.
Gdy przekroczyli jego próg, Dawid
mocno przytulił się do Arka i schował twarz w jego ramieniu. Pojedyncza
łza spłynęła po jego policzku i zniknęła w miękkim materiale marynarki.
- Myślisz, że gdybyśmy tam wtedy
zostali, on nadal by żył? – zapytał cicho, unosząc głowę.
- Nie myśl o tym. To była jego
decyzja, najwyraźniej nie był w stanie udźwignąć tego wszystkiego… Dawid,
proszę. Nie myśl w ten sposób.
- Staram się, ale to silniejsze ode
mnie…
Arek przerwał mu, składając na jego
ustach długi pocałunek przepełniony żalem, ale i ukojeniem. Było to pocieszenie
dla obu stron, takie, jakiego najbardziej potrzebowali w tej chwili.
Życie boleśnie z nich zadrwiło, lecz
musieli wziąć się w garść i przetrwać to. Bo cóż znaczy jedno istnienie na
tle miliardów pozostałych? Taki już los człowieka, że w końcu nadchodzi jego
czas. I tylko i wyłącznie od nas zależy, jak spożytkujemy nasze pięć minut na
ogromnej arenie świata. Najważniejsze jest to, by niczego nie żałować na łożu
śmierci. Żal bowiem to ciężkie kajdany, przez które kiedyś możemy nie zdołać
powstać.
Koniec.
I tak oto historia pod tytułem "Muzycy" dobiegła końca. Powiem szczerze, że sama nie spodziewałam się takiego końca. Serio. Pomysł przyszedł nagle i wydał mi się wręcz genialny do tego opowiadania. Mam nadzieję, że nikogo nie rozczarowałam tym jakże "optymistycznym" zakończeniem.
Tymczasem czekam na kolejny weekend, podczas którego znowu będę mogła trochę popisać. Liczę na to, że wena mnie podczas niego nie opuści :)
uwielbiam to zdjęcie :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz