Menu

środa, 14 października 2015

Więzień we własnym domu, część 12

            - Feliks, chodź tu! – usłyszałem wołanie dobiegające z dołu. Niechętnie odłożyłem książkę i poszedłem zobaczyć, o co chodzi. – Nasz gość przyjechał.
            - A już myślałem, że zamkniesz mnie na ten czas w moim pokoju, jak to masz w zwyczaju – mruknąłem niechętnie.
            - Rozsądniej jest cię pokazać. Ukrywanie twojej obecności byłoby kłopotliwe przez cały ten czas – odparł jak gdyby nigdy nic, kompletnie nie wyczuwając sarkazmu w moim głosie. – Tylko niczego nie kombinuj, bo wiesz, jak to się skończy – zagroził mi po raz kolejny.
            - Przecież wiem, głupi nie jestem…
       Ciche pukanie do drzwi przerwało naszą wymianę zdań, po czym Iwan nacisnął klamkę. W progu ujrzałem wysokiego mężczyznę o dłuższych brązowych włosach i zielonych oczach. Miał delikatne rysy twarzy, jego usta wykrzywiał nieco zawadiacki uśmiech. Ubrany był w skórzaną kurtkę, ciemne bojówki i kamasze pokryte błotem. Zdecydowanie nie wyglądał na kogoś równego rangą Iwanowi.
          - Ty pewnie jesteś Iwan Braginski. Miło poznać. To list dla ciebie – powiedział, podając mu kopertę.
          - Po pierwsze, zwracaj się do mnie z należnym mi szacunkiem. Jesteś komandarmem drugiego stopnia – powiedział, kładąc nacisk na cyfrę – a więc twoja ranga jest niższa. Po drugie, powinieneś nosić mundur, gdy jesteś na służbie. Po trzecie, nawet nie myśl, że będziesz traktował przyjazd tutaj jak wakacje – zbeształ go, wyrywając z jego dłoni wymięty papier. – A to? Nie wstyd ci, że dajesz komuś takie dokumenty?
            - Ja… To znaczy… - wyjąkał, wystraszony. Nie spodziewał się takiej reakcji ze strony Braginskiego.
            - Toris Laurinaitis, tak? – mruknął znad listu, czytając go pośpiesznie, po czym zmiął go i włożył do kieszeni. – Mam nadzieję, że nie będziesz mi zbytnio przeszkadzał przez ten tydzień. A teraz Feliks zaprowadzi cię do twojego tymczasowego pokoju. Daję ci pół godziny na rozpakowanie się i ubranie stosownych ciuchów – powiedział i wrócił do gabinetu, mrucząc coś pod nosem.
            - Boże, ale straszny facet. Jak ty z nim wytrzymujesz? – zapytał. Nie umiałem mu jednak odpowiedzieć, mogłem jedynie stać jak zaczarowany i gapić się na niego z lekko otwartymi ustami.
            - Coś ci się stało?
       - Nie, przepraszam… Chodź za mną – wyszeptałem i ruszyłem w głąb dworku. Pokazałem mu drzwi prowadzące do jego pokoju, po czym odwróciłem się na pięcie, by jak najszybciej stamtąd uciec.
            - Feliks, poczekaj – syknął, łapiąc mnie za nadgarstek i ciągnąc do pomieszczenia. – Wiedziałem, że mnie poznałeś! Nie chciałem tam ryzykować, ale tutaj powinno być w porządku. A więc plotki okazały się prawdziwe! Nie mogę uwierzyć, że nic ci się nie stało.
            - A ja nie mogę uwierzyć, kim się stałeś – odpowiedziałem, patrząc na niego nieco smutnym wzrokiem.
            Toris był moim przyjacielem z dzieciństwa. Starszy ode mnie o cztery lata, zawsze opiekował się mną jak starszy brat. Darzyłem go ogromną sympatią, dlatego wieść o jego nagłym wyjeździe sprawiła mi nie lada ból. Przez wszystkie te lata nie miałem pojęcia, co się z nim działo, a w chwilach, gdy potrzebowałem go najbardziej, mogłem tylko zastanawiać się, czy i jego nie straciłem na zawsze. I właśnie teraz, gdy całkowicie pogodziłem się z myślą, że już nigdy go nie zobaczę, pojawił się w moim domu jak gdyby nigdy nic.
            - Jak w ogóle do tego doszło, że wstąpiłeś do Armii Czerwonej? – zapytałem, odwracając wzrok.
            - Nie mówmy o tym, dobrze? Nie chcę, żebyś miał mnie za jeszcze większego zdrajcę. To i tak wystarczająco boli…
            - Jak chcesz. Wybacz, ale nie chcę, żeby Iwan dowiedział się o łączących nas relacjach – powiedziałem, szykując się do wyjścia. Jego ręka jednak w dalszym ciągu mnie powstrzymywała.
            - Wiem, że postąpiłem niesprawiedliwie, nic ci nie mówiąc o moim wyjeździe, ale myślałem, że tak będzie dla ciebie lepiej!
               - Wiem. Nie mam ci tego za złe. A teraz proszę, puść mnie.
         - Nie chcę – powiedział i szarpnięciem przyciągnął mnie do siebie. – Przez te wszystkie lata martwiłem się o ciebie. Czasami nawet myślałem, że mogło stać się najgorsze – szepnął, mocno mnie przytulając. – Wiem, że stając po ich stronie popełniłem niewyobrażalny grzech, ale proszę, spójrz na mnie jak na przyjaciela choć przez chwilę…
            - Dla mnie w dalszym ciągu jesteś przyjacielem… - stwierdziłem zgodnie z prawdą. Po chwili wahania położyłem dłonie na jego plecach, zaciskając palce na śliskim materiale kurtki. Napełniłem płuca jego zapachem, tak dobrze mi znanym, lecz jednocześnie całkowicie obcym. Z kącików moich oczy popłynęły pojedyncze łzy ulgi.
          - Cieszę się, że choć przez tydzień będę znów mógł cię widzieć – wyszeptał, w końcu mnie puszczając. Skinąłem głową i nerwowym ruchem naciągnąłem rękawy na dłonie, zaciskając ich skraje w pięściach.
            - Tylko proszę, nie mów nic Iwanowi. On nie może się o tym dowiedzieć.
            - Co on ci robi? Widzę, że jesteś przez niego zastraszony.
            - To nic takiego, naprawdę. Po prostu udawaj przy nim, że się nie znamy.
        - I tak dowiem się prawdy – powiedział pewnym siebie głosem. Dawny Toris, nieśmiały, łagodny i troskliwy, zniknął, ustępując miejsca dumnemu, twardemu mężczyźnie. Niesamowite, co wojna potrafi zrobić z człowiekiem.
            Pokręciłem głową i szybko wyszedłem, nie chcąc, by dłużej mnie zatrzymywał. Cała ta sytuacja wytrąciła mnie z równowagi, aż drżałem ze zdenerwowania. Pospiesznie wbiegłem do swojej sypialni, ciesząc się, że nie wpadłem po drodze na Iwana. Jeszcze tego by mi tylko brakowało…
          - Długo zajęło ci pokazanie mu pokoju – usłyszałem cichy głos, pod wpływem którego podskoczyłem ze strachu. Rosjanin podszedł do mnie, wstając ze stojącego w kącie krzesła. Cofnąłem się instynktownie, tym samym opierając się o drzwi. Wyjął lewą rękę z kieszeni i oparł ją kilka centymetrów od mojej głowy. – Nie będę owijał w bawełnę. W liście, który otrzymałem, było napisane między innymi to, że Toris pochodzi z tego zadupia. Teraz mam też pewność, że znacie się. Powiem krótko. Nie waż się do niego zbliżać. Jeśli zobaczę was razem w jakiejkolwiek osobistej relacji, pożałujesz.
            - Ale… Ale dlaczego? – jęknąłem, pragnąc odsunąć się od niego jak najdalej. Aura, którą emanował, była więcej niż przerażająca.
            - Jesteś mój, rozumiesz? Mój – wyszeptał mi wprost do ucha, mocno przyciskając mnie do twardego drewna. Spojrzał mi głęboko w oczy, upewniając się, że jego słowa wyryły się głęboko w moim umyśle. Po chwili pocałował mnie, brutalnie wpychając język pomiędzy moje wargi i przygryzając je co chwilę.
            Gdy w końcu się ode mnie odsunął, z trudem łapałem oddech, a obraz przed moimi oczami stał się lekko zamglony.
            - Mam nadzieję, że zrozumiałeś – mruknął, bacznie lustrując mnie wzrokiem. Ze złością odepchnąłem go od siebie i usiadłem na łóżku, zakrywając twarz dłońmi.
        - Idź do diabła! – krzyknąłem. Wiedziałem, że znalazłem się między młotem a kowadłem. Najgorsze było jednak to, że nic nie mogłem na to poradzić. Jedynym wyjściem było przeczekać ten tydzień, modląc się, że nie wydarzy się nic złego.
* * *
            Jesień. Czas, gdy natura przygotowuje się do snu, chcąc odpocząć po pracowitej wiośnie i lecie. Zawsze czerpałem z niej przyjemność, zachwycając się wszystkimi zachodzącymi podczas tej pory roku zmianami. To był dla mnie czas odprężenia, a zarazem głębokiej refleksji. Lecz tym razem wszystko się zmieniło. Do mojego świata wkroczyli dwaj mężczyźni, wywracając go o sto osiemdziesiąt stopni. Najpierw Iwan, człowiek, którego poznałem na samym początku jesieni, a później Toris, mój przyjaciel z dzieciństwa, mieszkający w moim domu od czterech dni. Do tej pory myślałem, że ten pierwszy był darem piekieł, lecz w porównaniu z tym, co działo się po przyjeździe drugiego, poprzednie miesiące były sielanką. Nie mogłem już znieść napiętej atmosfery panującej między nami. Iwan traktował Torisa jak gorszego od siebie, uważnie go obserwując, natomiast Toris starał nie dać się zastraszyć, jednocześnie okazując mi nazbyt duże zainteresowanie oraz sympatię. Starałem się ignorować zarówno jego zaczepki, jak i wysyłane mi przez Braginskiego sygnały ostrzegawcze, lecz było to niezwykle trudne. Na moje nieszczęście obaj byli uparci, żaden nie miał zamiaru odpuszczać, lecz to ja miałem być tym, którego spotka za to kara. Jakbym miał na to jakikolwiek wpływ!
         - To co będziemy dzisiaj robić, panie Braginski? – zapytał beztrosko Toris, pozwalając, bym zabrał jego talerz, na którym przed chwilą znajdowało się jego śniadanie. Spojrzał na mnie i puścił mi perskie oczko, na co dyskretnie kopnąłem go pod stołem i odszedłem, udając, że niczego nie zauważyłem.
        - Pójdziemy w teren, może tam niczego nie spieprzysz – mruknął, wyciągając papierosa i podpalając go. – Feliks, podaj mi popielniczkę – rozkazał. Zrezygnowany, podałem mu ją. Iwan sięgnął po nią, korzystając z okazji i przeciągając palcami po mojej dłoni, nadając temu gestowi nieco erotycznego charakteru. Zmierzyłem go nienawistnym wzrokiem i poszedłem do kuchni, pragnąc znaleźć się jak najdalej od tych pajaców.
            - Nareszcie. Nudziło mnie już odwalania tej całej papierkowej roboty za pana.
            - Nie tym tonem. Zapomniałeś, do kogo się zwracasz? Poza tym i tak miałem przez ciebie dwa razy więcej pracy. Co z ciebie za dowódca, skoro nie znasz się nawet na dokumentach? Umiesz chociaż buty wiązać?
       - Udam, że tego nie słyszałem – mruknął, udając nadąsanego. Słysząc to, przewróciłem oczami i pacnąłem się w czoło. Zauważyłem, że mój przyjaciel obrał sobie za cel denerwowanie na każdym kroku swojego opiekuna. Nie zdawał sobie jednak sprawy z tego, że zdobywał potrzebne doświadczenie, i to właśnie dzięki człowiekowi, którego tak nie lubił.
            - Mogę powtórzyć, jeśli chcesz – odparł z wrednym uśmieszkiem i wstał. – Za pięć minut widzę cię na dole, gotowego do wyjścia.

            - Ta jest! – krzyknął za nim, po czym pokazał jego plecom język. Po raz kolejny zacząłem się zastanawiać, gdzie podział się stary Toris, którego pamiętałem.


Część 13




Ciekawi mnie, kto jeszcze poszerzy to nieszczęsne, zwariowane grono...?

2 komentarze:

  1. Moj ci jest, to było do przwidzenia, ale może cos zabawnego z tego wyjdzie:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż, myślę że pojawienie się Litwy w tym opowiadaniu było tylko kwestią czasu. Co prawda nie planowałam tego, ale jak już przyszedł ten pomysł, to był on dla mnie rzeczą naturalną :) W końcu opowiadanie, w którym jest Polska, a nie ma Litwy, to opowiadanie stracone :D

    OdpowiedzUsuń