- Feliks, chodź tu! – usłyszałem wołanie dobiegające z
dołu. Niechętnie odłożyłem książkę i poszedłem zobaczyć, o co chodzi. – Nasz
gość przyjechał.
- A już myślałem, że zamkniesz mnie na ten czas w moim
pokoju, jak to masz w zwyczaju – mruknąłem niechętnie.
- Rozsądniej jest cię pokazać. Ukrywanie twojej obecności
byłoby kłopotliwe przez cały ten czas – odparł jak gdyby nigdy nic, kompletnie
nie wyczuwając sarkazmu w moim głosie. – Tylko niczego nie kombinuj, bo wiesz,
jak to się skończy – zagroził mi po raz kolejny.
- Przecież wiem, głupi nie jestem…
Ciche pukanie do drzwi przerwało naszą wymianę zdań, po
czym Iwan nacisnął klamkę. W progu ujrzałem wysokiego mężczyznę o dłuższych
brązowych włosach i zielonych oczach. Miał delikatne rysy twarzy, jego
usta wykrzywiał nieco zawadiacki uśmiech. Ubrany był w skórzaną kurtkę, ciemne
bojówki i kamasze pokryte błotem. Zdecydowanie nie wyglądał na kogoś równego
rangą Iwanowi.
- Ty pewnie jesteś Iwan Braginski. Miło poznać. To list
dla ciebie – powiedział, podając mu kopertę.
- Po pierwsze, zwracaj się do mnie z należnym mi
szacunkiem. Jesteś komandarmem drugiego stopnia – powiedział, kładąc nacisk na
cyfrę – a więc twoja ranga jest niższa. Po drugie, powinieneś nosić mundur, gdy
jesteś na służbie. Po trzecie, nawet nie myśl, że będziesz traktował przyjazd
tutaj jak wakacje – zbeształ go, wyrywając z jego dłoni wymięty papier. – A to?
Nie wstyd ci, że dajesz komuś takie dokumenty?
- Ja… To znaczy… - wyjąkał, wystraszony. Nie spodziewał
się takiej reakcji ze strony Braginskiego.
- Toris Laurinaitis, tak?
– mruknął znad listu, czytając go pośpiesznie, po
czym zmiął go i włożył do kieszeni. – Mam nadzieję, że nie będziesz mi zbytnio
przeszkadzał przez ten tydzień. A teraz Feliks zaprowadzi cię do twojego
tymczasowego pokoju. Daję ci pół godziny na rozpakowanie się i ubranie
stosownych ciuchów – powiedział i wrócił do gabinetu, mrucząc coś pod nosem.
- Boże, ale straszny facet. Jak ty z nim wytrzymujesz? –
zapytał. Nie umiałem mu jednak odpowiedzieć, mogłem jedynie stać jak
zaczarowany i gapić się na niego z lekko otwartymi ustami.
- Coś ci się stało?
- Nie, przepraszam… Chodź za mną – wyszeptałem i ruszyłem
w głąb dworku. Pokazałem mu drzwi prowadzące do jego pokoju, po czym odwróciłem
się na pięcie, by jak najszybciej stamtąd uciec.
- Feliks, poczekaj – syknął, łapiąc mnie za nadgarstek i
ciągnąc do pomieszczenia. – Wiedziałem, że mnie poznałeś! Nie chciałem tam
ryzykować, ale tutaj powinno być w porządku. A więc plotki okazały się
prawdziwe! Nie mogę uwierzyć, że nic ci się nie stało.
- A ja nie mogę uwierzyć, kim się stałeś –
odpowiedziałem, patrząc na niego nieco smutnym wzrokiem.
Toris był moim przyjacielem z dzieciństwa. Starszy ode
mnie o cztery lata, zawsze opiekował się mną jak starszy brat. Darzyłem go
ogromną sympatią, dlatego wieść o jego nagłym wyjeździe sprawiła mi nie lada
ból. Przez wszystkie te lata nie miałem pojęcia, co się z nim działo, a w
chwilach, gdy potrzebowałem go najbardziej, mogłem tylko zastanawiać się, czy i
jego nie straciłem na zawsze. I właśnie teraz, gdy całkowicie pogodziłem się z
myślą, że już nigdy go nie zobaczę, pojawił się w moim domu jak gdyby nigdy
nic.
- Jak w ogóle do tego doszło, że wstąpiłeś do Armii
Czerwonej? – zapytałem, odwracając wzrok.
- Nie mówmy o tym, dobrze? Nie chcę, żebyś miał mnie za
jeszcze większego zdrajcę. To i tak wystarczająco boli…
- Jak chcesz. Wybacz, ale nie chcę, żeby Iwan dowiedział
się o łączących nas relacjach – powiedziałem, szykując się do wyjścia. Jego
ręka jednak w dalszym ciągu mnie powstrzymywała.
- Wiem, że postąpiłem niesprawiedliwie, nic ci nie mówiąc
o moim wyjeździe, ale myślałem, że tak będzie dla ciebie lepiej!
- Wiem. Nie mam ci tego za złe. A teraz proszę, puść
mnie.
- Nie chcę – powiedział i szarpnięciem przyciągnął mnie
do siebie. – Przez te wszystkie lata martwiłem się o ciebie. Czasami nawet
myślałem, że mogło stać się najgorsze – szepnął, mocno mnie przytulając. –
Wiem, że stając po ich stronie popełniłem niewyobrażalny grzech, ale proszę,
spójrz na mnie jak na przyjaciela choć przez chwilę…
- Dla mnie w dalszym ciągu jesteś przyjacielem… -
stwierdziłem zgodnie z prawdą. Po chwili wahania położyłem dłonie na jego
plecach, zaciskając palce na śliskim materiale kurtki. Napełniłem płuca jego
zapachem, tak dobrze mi znanym, lecz jednocześnie całkowicie obcym. Z kącików
moich oczy popłynęły pojedyncze łzy ulgi.
- Cieszę się, że choć przez tydzień będę znów mógł cię widzieć
– wyszeptał, w końcu mnie puszczając. Skinąłem głową i nerwowym ruchem
naciągnąłem rękawy na dłonie, zaciskając ich skraje w pięściach.
- Tylko proszę, nie mów nic Iwanowi. On nie może się o
tym dowiedzieć.
- Co on ci robi? Widzę, że jesteś przez niego
zastraszony.
- To nic takiego, naprawdę. Po prostu udawaj przy nim, że
się nie znamy.
- I tak dowiem się prawdy – powiedział pewnym siebie
głosem. Dawny Toris, nieśmiały, łagodny i troskliwy, zniknął, ustępując miejsca
dumnemu, twardemu mężczyźnie. Niesamowite, co wojna potrafi zrobić z
człowiekiem.
Pokręciłem głową i szybko wyszedłem, nie chcąc, by dłużej
mnie zatrzymywał. Cała ta sytuacja wytrąciła mnie z równowagi, aż drżałem ze
zdenerwowania. Pospiesznie wbiegłem do swojej sypialni, ciesząc się, że nie
wpadłem po drodze na Iwana. Jeszcze tego by mi tylko brakowało…
- Długo zajęło ci pokazanie mu pokoju – usłyszałem cichy
głos, pod wpływem którego podskoczyłem ze strachu. Rosjanin podszedł do mnie,
wstając ze stojącego w kącie krzesła. Cofnąłem się instynktownie, tym
samym opierając się o drzwi. Wyjął lewą rękę z kieszeni i oparł ją kilka
centymetrów od mojej głowy. – Nie będę owijał w bawełnę. W liście, który
otrzymałem, było napisane między innymi to, że Toris pochodzi z tego zadupia.
Teraz mam też pewność, że znacie się. Powiem krótko. Nie waż się do niego
zbliżać. Jeśli zobaczę was razem w jakiejkolwiek osobistej relacji, pożałujesz.
- Ale… Ale dlaczego? – jęknąłem, pragnąc odsunąć się od
niego jak najdalej. Aura, którą emanował, była więcej niż przerażająca.
- Jesteś mój, rozumiesz? Mój – wyszeptał mi wprost do
ucha, mocno przyciskając mnie do twardego drewna. Spojrzał mi głęboko w oczy,
upewniając się, że jego słowa wyryły się głęboko w moim umyśle. Po chwili
pocałował mnie, brutalnie wpychając język pomiędzy moje wargi i przygryzając je
co chwilę.
Gdy w końcu się ode mnie odsunął, z trudem łapałem
oddech, a obraz przed moimi oczami stał się lekko zamglony.
- Mam nadzieję, że zrozumiałeś – mruknął, bacznie
lustrując mnie wzrokiem. Ze złością odepchnąłem go od siebie i usiadłem na
łóżku, zakrywając twarz dłońmi.
- Idź do diabła! – krzyknąłem. Wiedziałem, że znalazłem
się między młotem a kowadłem. Najgorsze było jednak to, że nic nie mogłem
na to poradzić. Jedynym wyjściem było przeczekać ten tydzień, modląc się, że
nie wydarzy się nic złego.
* * *
Jesień. Czas, gdy natura przygotowuje się do snu, chcąc
odpocząć po pracowitej wiośnie i lecie. Zawsze czerpałem z niej przyjemność,
zachwycając się wszystkimi zachodzącymi podczas tej pory roku zmianami. To był
dla mnie czas odprężenia, a zarazem głębokiej refleksji. Lecz tym razem
wszystko się zmieniło. Do mojego świata wkroczyli dwaj mężczyźni, wywracając go
o sto osiemdziesiąt stopni. Najpierw Iwan, człowiek, którego poznałem na samym
początku jesieni, a później Toris, mój przyjaciel z dzieciństwa,
mieszkający w moim domu od czterech dni. Do tej pory myślałem, że ten pierwszy
był darem piekieł, lecz w porównaniu z tym, co działo się po przyjeździe
drugiego, poprzednie miesiące były sielanką. Nie mogłem już znieść napiętej
atmosfery panującej między nami. Iwan traktował Torisa jak gorszego od siebie,
uważnie go obserwując, natomiast Toris starał nie dać się zastraszyć,
jednocześnie okazując mi nazbyt duże zainteresowanie oraz sympatię. Starałem
się ignorować zarówno jego zaczepki, jak i wysyłane mi przez Braginskiego
sygnały ostrzegawcze, lecz było to niezwykle trudne. Na moje nieszczęście obaj
byli uparci, żaden nie miał zamiaru odpuszczać, lecz to ja miałem być tym,
którego spotka za to kara. Jakbym miał na to jakikolwiek wpływ!
- To co będziemy dzisiaj robić, panie Braginski? –
zapytał beztrosko Toris, pozwalając, bym zabrał jego talerz, na którym przed
chwilą znajdowało się jego śniadanie. Spojrzał na mnie i puścił mi perskie
oczko, na co dyskretnie kopnąłem go pod stołem i odszedłem, udając, że
niczego nie zauważyłem.
- Pójdziemy w teren, może tam niczego nie spieprzysz –
mruknął, wyciągając papierosa i podpalając go. – Feliks, podaj mi popielniczkę
– rozkazał. Zrezygnowany, podałem mu ją. Iwan sięgnął po nią, korzystając z
okazji i przeciągając palcami po mojej dłoni, nadając temu gestowi nieco
erotycznego charakteru. Zmierzyłem go nienawistnym wzrokiem i poszedłem do
kuchni, pragnąc znaleźć się jak najdalej od tych pajaców.
- Nareszcie. Nudziło mnie już odwalania tej całej
papierkowej roboty za pana.
- Nie tym tonem. Zapomniałeś, do kogo się zwracasz? Poza
tym i tak miałem przez ciebie dwa razy więcej pracy. Co z ciebie za dowódca,
skoro nie znasz się nawet na dokumentach? Umiesz chociaż buty wiązać?
- Udam, że tego nie słyszałem – mruknął, udając
nadąsanego. Słysząc to, przewróciłem oczami i pacnąłem się w czoło. Zauważyłem,
że mój przyjaciel obrał sobie za cel denerwowanie na każdym kroku swojego
opiekuna. Nie zdawał sobie jednak sprawy z tego, że zdobywał potrzebne
doświadczenie, i to właśnie dzięki człowiekowi, którego tak nie lubił.
- Mogę powtórzyć, jeśli chcesz – odparł z wrednym
uśmieszkiem i wstał. – Za pięć minut widzę cię na dole, gotowego do wyjścia.
- Ta jest! – krzyknął za nim, po czym pokazał jego plecom
język. Po raz kolejny zacząłem się zastanawiać, gdzie podział się stary Toris,
którego pamiętałem.
Część 13
Część 13
Ciekawi mnie, kto jeszcze poszerzy to nieszczęsne, zwariowane grono...?
Moj ci jest, to było do przwidzenia, ale może cos zabawnego z tego wyjdzie:-)
OdpowiedzUsuńCóż, myślę że pojawienie się Litwy w tym opowiadaniu było tylko kwestią czasu. Co prawda nie planowałam tego, ale jak już przyszedł ten pomysł, to był on dla mnie rzeczą naturalną :) W końcu opowiadanie, w którym jest Polska, a nie ma Litwy, to opowiadanie stracone :D
OdpowiedzUsuń