Menu

środa, 13 stycznia 2016

Dama w opałach

No i stało się. Napisałam. Tak, jak myślałam, wizja stworzenia jakiegoś Germancesta była nazbyt kusząca, by się jej oprzeć. Dzięki Ci, nudo lekcyjna! Bo po co są lekcje? By pisać na nich opka! Dzięki Ci też, moja koleżanko z ławki, nieświadoma tego, że piszę coś więcej niż zwykłe romanse! I że jara mnie yaoi! No i w sumie za to, że podsunęłaś mi pomysł na ten bardzo adekwatny do tematyki i fabuły tytuł :D
Życzę miłego czytania i oczywiście zachęcam do zostawienia po sobie śladu w postaci komentarza. To motywuje, ludziska! :)


- Gilbert! Rusz się! – krzyknął Ludwig, stojąc w korytarzu z rękami skrzyżowanymi na piersiach.
- Daj mi jeszcze chwilę, Lu!
- Trzeba było wstać, jak cię budziłem. Wiedziałem, że tak będzie… - mruknął, zdenerwowany nieodpowiedzialnością swojego brata. W ich obecnej sytuacji nie mogli sobie pozwolić na takie gafy, nawet głupie spóźnienie na spotkanie mogło rzucić na nich cień podejrzeń.
Tak, Niemcom zdecydowanie nie było lekko w ZSRR.
- Jeszcze tylko coś zjem i możemy jechać – powiedział Gilbert, przechodząc koło brata i kierując się w stronę kuchni.
- Nie ma mowy – warknął i złapał go za przedramię, mocno ciągnąc go do tyłu i niemal przewracając. – Czy ty niczego nie rozumiesz? Musimy się pilnować, a ty jak zwykle wszystko utrudniasz. Chcesz, żeby znowu przestali nam ufać i zechcieli się nas pozbyć?
- Daj spokój. Niby czemu mieliby nas tak udupić? Przecież jesteśmy uczciwymi Niemcami – odpowiedział, kładąc szczególny nacisk na przedostatnie słowa. Uszczypnął go w policzek, po czym zaczął się ubierać.
- Czy ty zawsze musisz taki być…?
- Przecież za to mnie kochasz, braciszku – odparł z szerokim uśmiechem i wyszedł, w marszu zakładając płaszcz.
* * *
- Lu, nudzi mi się – szepnął Gilbert, gdy prowadzący spotkanie mężczyzna na chwilę odwrócił się do nich plecami. Ludwig wykrzywił wargi w pogardliwym uśmiechu i kopnął go w piszczel. – Ał! Idioto, to boli! – syknął, zaciskając zęby i piorunując go wzrokiem.
- Widzę, że dobrze się bawicie – mruknął Iwan, nawet na nich nie patrząc, tylko nachylając się odrobinę w ich stronę. Na kartce, którą miał przed sobą, zauważyć się dało dziwne bohomazy i wzory, od niechcenia nabazgrane w stanie przeogromnego znudzenia.
- Iwan, proszę cię, zrób coś – jęknął Gilbert, robiąc zbolałą minę i zerkając na niego błagalnym wzrokiem. Rosjanin zignorował go i wyprostował pod stołem nogi, kopiąc przy tym żołnierza niższego szczebla i zupełnie się tym nie przejmując. Skierował obojętny wzrok na prowadzącego zebranie i z powrotem przyłożył stalówkę do papieru.
- Panowie, skupcie się! – krzyknął w końcu przewodniczący, odrzucając w bok wskaźnik i uderzając pięścią w blat. – Omawiamy tu ważne sprawy, a wy się opierdalacie!
- Nazywa pan podstawy gospodarki ważnymi sprawami? Każdy świeżak powinien to wiedzieć – burknął z pogardą Iwan, nie spoglądając nawet na swojego przełożonego.
- Braginski, nie pozwalajcie sobie – powiedział mężczyzna. Żyłka na jego czole pulsowała zaciekle, zdradzając, jak bardzo jest on zdenerwowany. – Pół godziny. Po tym czasie chcę was widzieć z powrotem, bardziej chętnych do pracy. A teraz znikać mi stąd! – wrzasnął i opadł na krzesło. Poluzował krawat i odetchnął, próbując się uspokoić.
- Dzięki ci, Boże, za ten wolny czas! – krzyknął Gilbert, wychodząc na korytarz i przeciągając się.
- Nie ciesz się tym tak. Jeszcze trochę będziemy musieli tu wytrzymać – stwierdził Ludwig, niszcząc entuzjastyczną aurę unoszącą się wokół nich. Młodszy z braci przewrócił tylko oczami i zerknął na zegarek. – Idę do łazienki. Zaczekaj tu na mnie i nigdzie się nie szwendaj.
- Pójdę z tobą – zaproponował i złapał go pod ramię.
- Jak chcesz – mruknął, wspinając się długimi, lśniącymi schodami na drugie piętro.
Gdy weszli do łazienki, Ludwig odsunął od siebie brata i podszedł do jednego z pisuarów. Gilbert podążył za nim jak cień, oparł się o ścianę i z uwagą obserwował, jak Ludwig rozpina spodnie i wyciąga z nich spore przerodzenie.
- To aż takie ciekawe? – zapytał znudzonym głosem, oddając mocz.
- No, całkiem niezłe. A co? Przeszkadza ci to?
- A jak myślisz, idioto?
- Och, daj spokój. Nie bądź taki nieśmiały. To nie pierwszy raz, gdy podziwiam taki widoki.
- Nie tu, Gilbert – powiedział Ludwig, łypiąc na niego spode łba.
- Czemu nie? Mogłoby być zabawnie – powiedział, opierając się na jego ramieniu i przygryzając płatek jego ucha.
- Spadaj. Nie mam na to ochoty.
- Ty? Nie rozśmieszaj mnie. Żaden prawdziwy mężczyzna by tak nie powiedział, a tym bardziej mój brat.
Te słowa podziałały na niego jak płachta na byka, i Gilbert dobrze o tym wiedział. Co jak co, ale podpuszczanie brata mu akurat wychodziło. Wystarczyło tylko trochę nacisnąć na jego ambicję, a można było zdziałać cuda.
- Co powiedziałeś? – warknął Ludwig, odwracając się do niego i łapiąc go za bluzkę na wysokości szyi. Zaczął pchać go w stronę kabin, całując go przy tym zachłannie.
Tak naprawdę jego wcześniejsze słowa nie były do końca prawdziwe. Bo może i Ludwig nie był ciągle napalonym samcem alfa, ale jeśli chodziło o Gilberta, stawał się zupełnie innym człowiekiem. Nikt nie potrafił go tak bardzo sprowokować, a tym bardziej podniecić. Czasami wystarczyło jedno spojrzenie na jego blade ciało, jedno zerknięcie w czerwone ślepia, jedno dotknięcie jego gładkiej skóry, by Ludwig zapomniał czym jest zdrowy rozsądek i opanowanie. Tak stało się i tym razem.
- Aleś ty dzisiaj niezdecydowany. Najpierw boczysz się jak panienka i zgrywasz niedostępnego, a zaraz później rzucasz się na mnie. Nieładnie, nieładnie – cmoknął Gilbert, gdy jego plecy zetknęły się z drewnianymi drzwiami. Sięgnął do klamki i nacisnął ją, po czym oboje wpadli do środka. Ludwig jednym ruchem, zamknął ich w ciasnej kabinie, po czym zmusił brata, by ten przed nim uklęknął.
- Zamknij się i bierz się do roboty – mruknął, wplatając palce w jego włosy i przytrzymując jego głowę.
- Z przyjemnością – wymruczał, szczerząc zęby, i wziął zachłannie jego członka do ust.
- I uważaj na zęby – ostrzegł go, opierając się o drzwi i uważnie go obserwując.
Musiał przyznać, że w tej pozycji Gilbert jeszcze bardziej go podniecał. Sprawiał wtedy wrażenie całkowicie mu poddanego, uległego, a gdy zerkał na niego pełnymi zadowolenia oczami, Ludwig miał wrażenie, że niemal roztapia się od trawiącego go od środka ognia. W dodatku jego technika, doskonalona i ulepszana przez lata, była powalająca. Co jak co, ale na seksie to on się znał.
- Wystarczy – powiedział po chwili Ludwig, czując, że bardziej gotowym już być nie może. Odwrócił go i złapał za kark, przyciskając do przeciwległej ściany, po czym odpiął jego spodnie i zsunął je z jego nóg, pozwalając, by z cichym szelestem zatrzymały się na wysokości jego kostek. Rozszerzył jego pośladki i zbił się językiem w jego odbyt, starając się jak najlepiej go nawilżyć.
- Lu, włóż go już – poprosił Gilbert, patrząc na niego zamglonym wzrokiem. Jego prośba została prawie natychmiast spełniona. Ludwig wszedł w niego, nie siląc się na delikatność, co obu im odpowiadało. Zaczął się w nim poruszać, starając się jak najbardziej się w niego zagłębiać. Pochylił się nad nim, odgiął jego głowę do tyłu i musnął czubkiem języka linię jego żuchwy, po czym przygryzł płatek jego ucha i lekko go pociągnął. Wolną rękę przeniósł na jego członek i zaczął go stymulować, co wydobyło przeciągły jęk z jego gardła. – Mocniej, Lu… - szepnął, wyginając się i szeroko otwierając usta. Na jego brodę spłynęła stróżka śliny, skapując na jego koszulę i tworząc na niej niewyraźny ślad. – Tak, właśnie tak – jęknął, czując, jak przyrodzenie Ludwiga napiera na jego prostatę.
Byli tak zajęci sobą, że nie usłyszeli nawet, jak ktoś wchodzi do łazienki i przysłuchuje się im przez chwilę, po czym wychodzi, uśmiechając się szeroko i knując w głowie plan, który nie został jednak nigdy wcielony w życie.
* * *
Pół godziny później wszyscy mężczyźni zajęli swoje miejsca przy długim stole. Każdy z nich marzył tylko o tym, by wrócić do domu i w końcu odpocząć. Przerwa, zamiast pomóc, tylko pogorszyła sprawę.
- To co, towarzysze? Do roboty – zawołał niemal zrozpaczonym głosem przewodniczący, patrząc z obrzydzeniem na te wszystkie znudzone twarze, które tak często musiał oglądać. Zdecydowanie za często.
- No i się zaczyna – szepnął Gilbert, posyłając zalotne spojrzenie Ludwigowi i kładąc dłoń na jego udzie. – Nie ukrywam, że liczę na powtórkę, gdy już wrócimy do domu.
W odpowiedzi otrzymał lekkie pacnięcie w tył głowy, które znaczyło: „Zamknij się i nie przeszkadzaj, bo inaczej z twoich planów nici”.
Jednak nawet sam Ludwig musiał przyznać, że najchętniej wyszedłby tu i teraz, by jak najszybciej spełnić dzikie fantazje rodzące się w jego głowie.

Koniec.








2 komentarze:

  1. Oh, jak mnie tu dawno nie było, aż się stęskniłam... Opka z tym pairingiem jeszcze nie czytałam, ale zawsze to jakaś miła odmiana :) Muszę jeszcze nadrobić "więźnia", więc lecę czytać poprzednie notki :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, jak miło przeczytać, że ktoś się za tym stęsknił *-* Normalnie +1000 do wiary w siebie :D
      Myślę, że ta parka może się tu często pojawiać, gdyż uwielbiam tę dwójkę. W ogóle mam ostatnio tyle pomysłów, że aż głowa małą. Szkoda tylko, że nie do tego co trzeba :D

      Usuń