Menu

środa, 30 grudnia 2015

Więzień we własnej stolicy, część 2

Od naszego przyjazdu do Moskwy minął tydzień. Feliks wyraźnie się uspokoił, zaczął też chyba tolerować to, w jakiej sytuacji się znalazł. Do tej pory nie mogłem go zrozumieć. Gdybym to ja był na jego miejscu, już dawno dałbym sobie spokój z tym całym gadaniem, jacy to jego sąsiedzi byli szlachetni i poszkodowani. Zaczynało mnie to już drażnić, zwłaszcza że nie mogłem wybić mu tych głupstw z głowy. Miałem nadzieję, że sam w końcu o nich zapomni. Pragnąłem, bym tylko ja zaprzątał jego myśli, by w końcu w pełni mi się oddał i był już na zawsze mój. Od kiedy po raz pierwszy zacząłem rozumieć otaczający mnie świat, wiedziałem, że coś takiego jak miłość nie ma prawa istnieć i jest tylko wymysłem ludzi zbyt słabych, by na własną rękę zawalczyć o swoje. Gdy zakochałem się jednak w Feliksie zrozumiałem, że miłość to coś więcej i wcale nie musi ona iść w parze ze słabością. Szkoda tylko, że nie odkryłem tego wcześniej.
Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Miałem złe przeczucie, więc pobiegłem otworzyć.
- Zostań tu – mruknąłem do mijanego w korytarzu Feliksa.
- Jak chcesz – odpowiedział i wrócił do swojej sypialni. Grzeczny chłopiec, pomyślałem, stając przed drzwiami. Otworzyłem je i niemal jęknąłem z rozpaczy.
- Iwan, a więc to prawda, że wróciłeś! Ładnie to tak ukrywać się przed kumplem? – zapytał przybysz, klepiąc mnie po ramieniu i wpraszając się do mojego domu. Byłem tak zaskoczony, że dopiero po chwili byłem zdolny cokolwiek powiedzieć, a nie zdarzało mi się to często.
- Gilbert, co ty tu robisz? Skąd wiesz o moim przyjeździe? I co to za wielka torba?
- Czyżbyś zapomniał, że w stolicy wieści szybko się rozchodzą? – mruknął, mrugając do mnie porozumiewawczo i wieszając się na moim ramieniu. – Poza tym pomyślałem, że po wycofaniu cię z twojego kochanego żołnierskiego świata będziesz samotny i załamany, więc postanowiłem trochę u ciebie pomieszkać.
- Pomieszkać? Chyba sobie żartujesz. I myślisz, że się na to zgodzę?
- Nie masz innego wyjścia. No już, przyznaj, że beze mnie byłbyś strasznie samotny.
- Nie jestem tu sam, i tak się składa, że w tej chwili jesteś tu niepożądanym gościem.
- Jak zawsze zimny – jęknął Gilbert, teatralnym gestem przykładając dłoń do czoła. – A ja tak się starałem.
- Do jutra masz stąd zniknąć. W przeciwnym razie zadzwonię po twojego brata, a to nie będzie dla ciebie miłe.
- Tylko nie do niego! Nie zrobisz mi tego! – krzyknął, oburzony moją groźbą. Prawda była taka, że ten rozpuszczony i kłopotliwy facet, mający się za chodzący ideał i pępek wszechświata, przy swoim bracie, w dodatku młodszym, stawał się potulny niczym baranek. Gdy tylko ten pojawiał się w pobliżu i rzucał mu groźne spojrzenie, Gilbert w mgnieniu oka zamykał jadaczkę i niemal padał przed nim na kolana. Zawsze zastanawiałem się, o co w tym chodzi.
- A założymy się? Myślę, że nie byłby on zadowolony, gdyby dowiedział się, co wyprawiasz.
- Po prostu nie mieszaj do tego Ludwiga, a wszyscy będą zadowoleni – bąknął, zdejmując buty i kurtkę. – Gdzie mogę się zakwaterować?
- Kanapa w salonie musi ci wystarczyć.
- A co się stało z moim pokojem?
- To nigdy nie był twój pokój. Poza tym należy on teraz do kogoś innego – poinformowałem go ze stoickim spokojem, obserwując, jak jego głupawy uśmieszek na chwilę rzednie.
- Jak to zajęty? Przez kogo?
- Feliks, pozwól tu na chwilę!
- Nie chcę mieć z twoimi głupimi przyjaciółmi niczego wspólnego – wymamrotał, stając koło mnie i mierząc przybysza znudzonym wzrokiem.
- Sam jesteś głupi, konusie! – krzyknął urażony Gilbert, pokazując na niego palcem wskazującym i rechocząc złośliwie. – Sięgasz mi ledwo do ramienia i jeszcze pyskujesz? Za wysokie progi, kolego.
- Ja chociaż nie wyglądam jak przerośnięty królik – prychnął.
- A chcesz poczuć moją pięść? Zapewniam cię, że to z pewnością nie będzie przyjemne.
- Jeszcze jedno słowo, a twój brat pojawi się tu szybciej, niż się spodziewasz – warknąłem, dosłownie kipiąc chęcią mordu. Gilbert skrzywił się i stanął niemal na baczność.
- Dobrze już, nie denerwuj się tak. Poza tym to jego wina, nie moja.
- Nie istotne, kto zaczął, gdyż i tak pójdzie na ciebie. A teraz idź trochę odpocząć i znikaj stąd, zanim stracę cierpliwość.
- Łamiesz mi serce, Iwan. Ale i tak cię kocham – zaszczebiotał i poszedł do salonu, w połowie drogi odwracając się i posyłając w moją stronę całusa. Pokręciłem głową, zniesmaczony, i spojrzałem na Feliksa.
- Nie przejmuj się nim.
- Dlaczego miałbym to robić? – odparł, odwrócił się na pięcie i zniknął w swoim pokoju. Wiedziałem jednak, że ostatnie słowa wypowiedziane przez Gilberta wytrąciły go z równowagi, może nawet wzbudziły w nim cień zazdrości. Postanowiłem zapytać go o to wieczorem, teraz zaś dołączyłem do mojego gościa. Rozsiadłem się na kanapie i zapaliłem papierosa.
- A więc w takich gustujesz, co? – mruknął, sugestywnie poruszając brwiami. Nic nie odpowiedziałem, co tylko go nakręciło. – Możesz mieć kogo tylko zechcesz. Co widzisz w tym gówniarzu? No, powiedz.
- I tak nie zrozumiesz. Nie mam zamiaru na darmo strzępić języka.
- Doprawdy? Masz mnie za bezrozumną dziwkę myślącą wyłącznie kutasem?
- Tak, tak właśnie myślę. W końcu pieprzysz się z rodzonym bratem, a to o czymś świadczy.
- Skąd ci to przyszło do głowy?
- Choćby stąd, że byliście na tyle nieuważni, żeby pieprzyć się w łazience podczas przerwy pomiędzy jednym a drugim spotkaniem jakiś rok temu. Pamiętasz, prawda? Ludwig musiał cię tam nieźle rżnąć, skoro tak głośno jęczałeś. A potem jak gdyby nigdy nic siedzieliście obok siebie i słuchaliście paplania o gospodarce i innych takich… I pomyśleć, że przed tym myślałem czasami o tym, żeby cię przelecieć.
- Liczę, że zachowasz to dla siebie – warknął w końcu, mierząc mnie wściekłym wzrokiem.
- Och, co to za zła mina? Boisz się, że się komuś wygadam?
- A  jak myślisz? Zdajesz sobie sprawę, ile musieliśmy się natrudzić, żeby zdobyć zaufanie Ruskich? Niemcom nie jest tak łatwo w tych stronach.
- Spokojnie, wyluzuj. Ze względu na szacunek, jakim darzę twojego młodszego, będę milczał. Nie wykluczone jednak, że wykorzystam to kiedyś, by cię szantażować. Jeśli mi podpadniesz, rzecz jasna.
- Braginski, ty skurwysynu, jak dobrze cię znowu widzieć – zaśmiał się Gilbert i z hukiem postawił butelkę wódki na stole.
- Ciebie też – odparłem po chwili i poklepałem go po ramieniu. Zadawałem sobie sprawę, że łączące nas relacje były dość dziwne. Była to istna mieszanka wybuchowa sympatii, nienawiści, niechęci, zrozumienia… a kiedyś nawet nuty pożądania. Na początku uważałem, że nie można zaufać dwójce niemieckich sierot sympatyzujących z komunistami, lecz wspólne szkolenia, jakie przeszliśmy, pozwoliły mi zobaczyć w nich towarzyszy. Szczególnie w Ludwigu, choć w żaden sposób tego nie okazywałem. Gdyby jednak zdradzili, bez mrugnięcia okiem zabiłbym ich. Taki już urok wojny, która trwać będzie do skończenia świata i jeden dzień dłużej.
- Powiedz, co nabroiłeś? Nie bez powodu wysyła się tak dobrego dowódcę na przymusowe wakacje – zagadnął, wyciągając z wysokiego regału dwa kieliszki i przysiadając się do mnie. Położył nogi na stoliku i spojrzał na mnie wyczekująco.
- Można powiedzieć, że moi podwładni okazali się być bardziej uparci, niż przypuszczałem – zacząłem, sięgając po kolejnego papierosa. Zapaliłem go, nie spiesząc się, i mocno zaciągnąłem się gryzącym dymem. – Wiesz, jak to jest. Ty ich przyciskasz, a oni zamiast ulec, jeszcze bardziej się szamoczą i skowyczą o niepodległości i wolności.
- Jednym słowem, twoje metody zawiodły. Kto by pomyślał, że z tych Polaczków taki zawzięty naród…? Co prawda zawsze sprawiali kłopoty, lecz teraz powinni cieszyć się z tego, że ktoś chce im pomóc.
- Problem w tym, że oni nie postrzegają tego jako pomocy – mruknąłem, wrzucając peta do kryształowej popielniczki i odstawiając ją na stolik. – Ich tok rozumowania jest jakiś… inny. To tak, jakbyś mówił jedno, a oni odbierali to całkowicie na opak. Mówisz, że jesteś przyjacielem, a oni widzą w tobie wroga. Mówisz, że chcesz ich chronić, a oni czują się zagrożeni. Mówisz, że ci na nich zależy, a oni myślą, że są ci obojętni…
- A więc o to chodzi. Czyżby twój ukochany nie odwzajemniał twoich uczuć? Masz z nim jeszcze gorzej niż z ludźmi z jego wioski?
- Niczego takiego nie powiedziałem.
- Nie musiałeś – powiedział i jednym ruchem odkorkował butelkę. Napełnił kieliszki po brzegi przezroczystym trunkiem i podał mi jeden z nich. – Doskonale wiem, jak to jest przeżywać nieodwzajemnioną miłość.
- Niby skąd? – zapytałem, patrząc na niego jak na wariata.
- Jak miałem czternaście lat, zakochałem się w mojej koleżance. Była jedyną, która dała mi kosza. W dodatku była dla mnie taka oschła…
- Głupi jesteś – zaśmiałem się, nie wierząc, że jego odpowiedź była aż tak niedorzeczna. – Miej ty godność i rozum człowieka, szwabie.
- A czymże jest godność i rozum w tych czasach? – westchnął, po czym ryknął śmiechem, który wycisnął z jego oczu pojedyncze łzy. Pokręciłem głową, zrezygnowany, i za jednym zamachem opróżniłem swój kieliszek. Po chwili Gilbert uczynił to samo, krzywiąc się przy tym lekko.
- No tak. Skąd ktoś taki jak ty miałby to wiedzieć – stwierdziłem pod nosem i odchyliłem się wygodnie w kanapie.
- Co tam mamroczesz? Nic nie zrozumiałem – bąknął, przysuwając się do mnie. – No, powtórz. A może się boisz?
- Ja? Bać się ciebie? Chyba śnisz – odparłem, hardo zaglądając w jego szkarłatne tęczówki, w których po chwili odmalowała się niepewność i uległość. Na ten widok uśmiechnąłem się nieco i uszczypnąłem go w policzek, zostawiając na nim dość spory, czerwony ślad. – Oj Gilbert, Gilbert. Dzieciak z ciebie.
- Ale za to jaki przystojny! – wykrzyknął i napełnił nasze kieliszki.
- Musicie pić od samego rana? – usłyszałem nagle znudzony głos Feliksa, który stanął w progu i mierzył nas wzrokiem.
- To tak tylko na rozgrzanie się – odpowiedziałem i jak gdyby nigdy nic łyknąłem swoją porcję alkoholu.
- A może się do nas dołączysz? – zaproponował Gilbert
- Nie, dzięki. Nie zniżę się do tego poziomu.
- Księżniczka się znalazła. Po prostu nie umiesz pić i tyle.
- Nawet jeśli, to co z tego? Nie podpuścisz mnie w ten sposób, króliku.
- Osz ty mała…
- Ostrzegam cię, Gilbercie, że telefon jak najbardziej działa i w każdej chwili mogę z niego zrobić użytek.
- Jesteś dla mnie taki niesprawiedliwy! Przecież to on ewidentnie zaczął!
- Chyba określiłem się dość jasno – powiedziałem dobitnie i wstałem. Wziąłem napoczętą butelkę i poszedłem z nią do gabinetu. – Przyjdź do mnie, jak tylko skończysz przygotowania do obiadu – powiedziałem do Feliksa, gdy koło niego przechodziłem, i powędrowałem korytarzem do swojej pustelni, nucąc pod nosem melodię piosenki, której tytułu zapomniałem dawno temu.

    Część 3

Ok, ludzie. Jako że w ostatnich dniach wena mi sprzyjała, po czym wyczerpała się nagle i bezlitośnie, więc wrzucam tylko to. Myślałam, że będzie dobrze, więc szykowałam się na wstawienie jakiegoś dłuugiego (dla odmiany) postu, no ale nie wyszło T~T. Mam więc nadzieję, że to na jakiś czas was zadowoli, bo nie mam pojęcia kiedy znowu będę mogła wrócić do pisania. Także proszę o cierpliwość :3
A teraz GERMANCEST TIME! ♥





Nie no, kocham ten paring ♥ Chyba wezmę się kiedyś za opisanie tego ich incydentu w toalecie, którego świadkiem był Iwan :D

4 komentarze:

  1. och bardzo krótko było:-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiem. Ale obiecuję, że jak tylko znowu będę w formie to dodam o wiele dłuższy wpis.Taki na co najmniej sześć stron w wordzie :)

      Usuń
  2. Nie ma to jak najpierw poczytać sobie o Lu i Gilu, a dopiero potem dowiedzieć się, dlaczego to się na tym blogu tak niespodziewanie znalazło c: Najlepszy szantaż Iwana, bawiło mnie to, niezależnie ile razy to powtarzał :D Życzę weny na następne rozdziały~~ :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, bo najważniejszy jest element zaskoczenia :D
      Iwan, jak to Iwan, doświadczony jest w szantażowaniu. A reakcje Gilberta na wieść, że Lu może po niego przyjechać, są zabawne, gdy to sobie wyobrażam. Bo nie ma to jak surowy, przerażający, młodszy braciszek :D
      Na kolejny rozdział trzeba będzie trochę poczekać, bo planuję napisać coś naprawdę długiego. Taki bonus :) Ale jedno mogę powiedzieć. Będzie się działo >.<

      Usuń