Menu

środa, 23 grudnia 2015

Więzień we własnej stolicy, część 1

   Gdy dojechaliśmy na miejsce, na dworze panowała szarość. Pierwsze promienie słoneczne przedzierały się dopiero nad horyzontem, próbując dosięgnąć czegoś swymi rozmytymi mackami. Odetchnąłem głęboko, napełniając płuca mroźnym powietrzem, gęstym i gryzącym od zanieczyszczających je pyłów. Spojrzałem na okazały budynek, przed którym się zatrzymaliśmy, a moje serce zabiło szybciej. Nie miałem pojęcia, czy to ze strachu, czy z radości, lecz jednego byłem pewien. Nie czeka mnie tam nic, czego bym sobie życzył.
Poprawiłem długi szalik i zamknąłem drzwi samochodu na klucz. Zerknąłem przelotnie na postać śpiącą na tylnym siedzeniu i wszedłem do budynku, w którym miałem odebrać rozkazy dotyczące mojej dalszej służby. Nie zwracając uwagi na kilku urzędników przechadzających się po korytarzu, wspiąłem się szerokimi schodami na pierwsze piętro. Zdecydowanie zapukałem w jedne z drzwi i, usłyszawszy zaproszenie, wszedłem do skrywanego za nimi gabinetu.
- Siadaj, Iwan – mruknął znad biurka mężczyzna w średnim wieku i z gęstymi, siwymi wąsami, które co chwilę przygładzał palcami. – Przejdę od razu do rzeczy, dlatego darujmy sobie te wszystkie grzeczności i formułki. Domyślasz się pewnie, że rozkazy, które ci dam, nie będą zbyt optymistyczne?
- Tak. Nie spodziewam się dobrych wieści – odparłem, hardo patrząc mu w oczy.
- W związku z tym, co wydarzyło się na dowodzonym przez ciebie terenie, byłem zmuszony interweniować. Zawiodłeś. Dlatego powiem wprost: na jakiś czas zrezygnujesz z pełnienia służby i zaszyjesz się gdzieś, aż sprawa ucichnie. Cała Moskwa aż huczy, każdy mówi tylko o tym, jak to w jednej z wioch objętych naszą ochroną wybuchło powstanie. Oczywiście zdajesz sobie sprawę, że przez to nasza reputacja nieco ucierpiała?
- Tak. Nie wiem jednak, w czym pomoże zamknięcie mnie i pozbawienie możliwości do działania. Czy nie lepiej, żebym oczyścił się poprzez…
- Jak już mówiłem, odsuwam cię od jakiejkolwiek służby – przerwał mi, zaciskając dłoń w pięść. – Może i tu, u nas, twoja twarda ręka sprawdza się doskonale, ale tym dzikusom potrzeba czegoś innego. Jeśli się ich odpowiednio nie podejdzie, to nici ze współpracy czy posłuszeństwa. Dlatego wyjedź gdzieś i nie wychylaj się.
- Dobrze. Czy to wszystko?
- Tak. Możesz iść. I pamiętaj, że jeśli znowu mnie zawiedziesz, nie będę już taki łaskawy. Nawet twój geniusz czy nasza przyjaźń cię nie uratują. Nie tym razem.
- Będę pamiętał – odpowiedziałem i wyszedłem. Choć na mojej twarzy malował się spokój, to tak naprawdę krew w moich żyłach wrzała od ogarniającej mnie wściekłości. Zwolnienie mnie ze służby było najgorszą karą, jaka mogła mnie spotkać. Od zawsze pragnąłem oddać się całkowicie wojsku i wszystkiemu, co z nim związane. Nigdy nie sądziłem, że spotka mnie coś takiego, i to za tak błahe przewinienie. Znałem ludzi, którzy nadal pięli się po szczeblach kariery wojskowej, mimo że zbrodnie, jakich się dopuścili, były straszne nawet dla mnie. Po raz kolejny utwierdziłem się w przekonaniu, że coś takiego jak sprawiedliwość nie istnieje.
Gdy doszedłem do samochodu, wsiadłem do niego i pospiesznie ruszyłem, włączając się do ruchu. Feliks nadal spał, najwyraźniej dawka narkotyku, jaką go naszprycowałem, była nieco za duża. Dobrze chociaż, że jakiś czas temu się obudził, miałem bowiem pewność, iż żyje i w końcu dojdzie do siebie. Martwiło mnie jednak co innego. Nie wiedziałem, w jakie miejsce się udać i przeczekać moje zawieszenie. Miałem mieszkanie tu, w Moskwie, lecz zatrzymanie się w nim zdecydowanie nie było dobrym pomysłem. Odgarnąłem włosy z czoła i westchnąłem ciężko. Nie miałem innego wyjścia, jak pojechać do mojego domu znajdującego się jakieś pięćdziesiąt kilometrów od stolicy. Co prawda był on nowocześnie urządzony i całkiem wygodny, lecz jedyna ludzka osada znajdująca się w jego pobliżu była dwadzieścia minut samochodem, i to w dobrych warunkach pogodowych. Choć z drugiej strony była to niewątpliwie zaleta, gdyż dzięki temu byłbym z Feliksem sam na sam dwadzieścia cztery godziny na dobę, i nikt by nam nie przeszkadzał. No trudno, jakoś się przemęczę, pomyślałem i skierowałem się w stronę naszego nowego domu.
* * *
Gdy byliśmy na miejscu i wyciągałem Feliksa z samochodu, ten zaczął się wybudzać, gdyż mruknął cicho i pokręcił głową, próbując otworzyć oczy.
- Cii, spokojnie. Już jesteśmy – uspokoiłem go i pocałowałem w czoło. Wniosłem go do domu, który wcześniej otworzyłem kluczem wyciągniętym z doniczki zawieszonej wysoko przy wejściu, i położyłem na łóżku w sypialni. Zdjąłem z niego ubrania i przykryłem go szczelnie kocem, który znalazłem w szafie. Jego drobne ciało lekko zadrżało, co wyglądało bardzo podniecająco. Delikatnie musnąłem wargami jego usta, po czym poszedłem rozejrzeć się po posiadłości. Ostatni raz byłem tu rok temu. Od tego czasu wiele się tu zmieniło, było na pewno czyściej i przytulniej, a to dzięki temu, iż zleciłem comiesięczne sprzątanie. Zapewne gdyby nie moja wysoka pozycja, nie miałbym co liczyć na uczciwość w tej sprawie.
Uśmiechnąłem się pod nosem i wszedłem do drugiej sypialni, której widok jak zwykle pobudził moje zasoby pamięci. Przed moimi oczami zaczęły pojawiać się urywki z licznych upojnych nocy, jakie tu spędziłem. Zabawne, że to właśnie takie rzeczy pamiętałem najlepiej. Twarze kobiet i mężczyzn, z którymi kiedykolwiek się kochałem, były głęboko zakorzenione w moim umyśle, wystarczyło tylko sięgnąć do jednej z szufladek, strzepnąć z niej kurz i gotowe. Jednak kilka miesięcy temu coś się we mnie zmieniło. Sam nie mogę uwierzyć w to, jaką osobę zrobił ze mnie ten gówniarz. Wystarczyło kilka dni, bym zapragnął go jak nikogo innego, jedna noc, by wzniecić w sobie pożądanie nie do ugaszenia, jeden miesiąc, by wiedzieć, że wpadłem po uszy. Tak. Wystarczył miesiąc, żebym wiedział, że zakochałem się jak głupi. Tylko dlaczego? Co jest w nim takiego wyjątkowego, że straciłem resztki godności i złamałem daną sobie kiedyś obietnicę?
Dość głośny huk wyrwał mnie z zamyślenia. Pobiegłem do sąsiedniego pokoju i z niepokojem stwierdziłem, że na podłodze obok łóżka leży Feliks, szarpiąc się i próbując wyswobodzić z oplatającego go koca.
- Daj, pomogę ci – powiedziałem, podchodząc do niego.
- Nie podchodź do mnie! – krzyknął, machając jak wściekły rękami. – Gdzie ja, do cholery, jestem? Już myślałem, że to tylko głupi sen, a tu budzę się w jakimś obcym pokoju, w dodatku całkowicie nagi!
- Uspokój się, zaraz wszystko ci wytłumaczę – mruknąłem i usiadłem na brzegu łóżka. Obojętnym wzrokiem obserwowałem, jak dźwiga się z podłogi i idzie po swoje ubrania. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak podniecający jest widok jego pośladków, gdy schylał się po swoje spodnie… - Zacznijmy może od tego, że jesteśmy teraz w Związku Radzieckim, pięćdziesiąt kilometrów od Moskwy, w domu na totalnym odludziu, zdani tylko na siebie.
- Ja cię zabiję. Zabiję cię, słyszysz? Zatłukę jak psa! – krzyknął po chwili odrętwienia wywołanego moimi słowami. – Coś ty sobie myślał zabierając mnie tutaj?
- Miałem na myśli głównie twoje bezpieczeństwo.
- Moje bezpieczeństwo czy raczej własną samolubność? – syknął, podchodząc do mnie. Po raz pierwszy zobaczyłem na jego twarzy tyle wściekłości i nienawiści. W pewnym sensie zabolało mnie to.
- Posłuchaj. Tak się składa, że mieszkańcy twojej ukochanej wiochy zapragnęli urządzić sobie małe powstanie. Gdybym cię stamtąd nie zabrał, mógłbyś już zostać zamordowanym przez tę bandę. Chciałbyś tego? Chciałbyś oddać życie, by tamtym choć trochę ulżyło? By na chwilę ostudzić ich gniew?
- To nie zmienia faktu, że nie uszanowałeś mojej wolnej woli, porwałeś mnie i wywiozłeś do innego kraju!
- A właśnie, że to wszystko zmienia! Przejrzyj w końcu na oczy, Feliks! To już nie są ci sami ludzie, co kiedyś. Wyparli się ciebie, uznali za wroga, zapragnęli twojej krwi. Myślisz, że byłbyś tam szczęśliwy?
- A myślisz, że będę szczęśliwy, trwając w tym zamknięciu? Że moim marzeniem jest być twoim niewolnikiem i prywatną zabawką? Tak myślisz?
- To na pewno lepsze niż zginięcie z rąk tych bydlaków – warknąłem. Feliks podszedł do mnie i uderzył mnie w twarz, a siła jego ciosu zadziwiła mnie. Nie spodziewałem się, że będzie on taki silny. Chwilę potem poczułem na wardze krew, którą zlizałem powolny ruchem. Wstałem i spojrzałem z góry na chłopaka, który nawet nie drgnął. W jego oczach nie przemknęła nawet iskra strachu, co w pewien sposób mnie ucieszyło. – Skończyłeś już? – zapytałem jak gdyby nigdy nic.
- Żebyś wiedział – wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- To teraz ja mam ci coś do powiedzenia. Nie obchodzi mnie, czego chcesz, dopóki nie dbasz o swoje życie. Gdy zaczniesz doceniać to, że żyjesz, wtedy dostaniesz trochę swobody. Na razie to ja będę decydował o twoim losie, czy tego chcesz, czy nie.
- Niby dlaczego?
- Bo cię kocham i mi na tobie zależy.
- Przestań gadać bzdury! – krzyknął i chwycił w pięści moją koszulę. Potrząsnął mną i spojrzał mi w oczy. Jego wargi drżały ze zdenerwowania, które opanowywało całe jego ciało. Niewiele myśląc, przytuliłem go, wplatając palce w jego włosy i opierając czoło na czubku jego głowy. Próbował się wyrwać, lecz nie pozwoliłem mu na to.
- Mówię poważnie. Zrozum to w końcu – szepnąłem, przyciągając go do siebie w talii. Drugą rękę przeniosłem z jego włosów na brodę, zmuszając go, by na mnie spojrzał. – Chcę, żebyś był szczęśliwy i znowu zaczął cieszyć się każdym dniem. Chcę patrzeć na twój uśmiech. Chcę słyszeć twój śmiech. Chcę zobaczyć w twoich oczach spokój i radość. Chcę, żebyś w końcu był mój.
- Jesteś strasznym dziwakiem… - mruknął zrezygnowanym głosem. W końcu skapitulował.
- Zobaczysz, będzie nam tu dobrze – powiedziałem i delikatnie go pocałowałem.
Nasza przygoda właśnie się zaczęła.


I oto jest! Pierwszy rozdział "Więźnia we własnej stolicy"! Ciekawe, czy spodziewaliście się takiego zwrotu akcji, jakim jest zmiana perspektywy, z której piszę?
Ps. Dzięki za natchnienie i "dobre rady", Devona! Mam nadzieję, że o takie uderzenie Ci chodziło :D

A teraz, jako że jutro święta, chciałam życzyć wam zdrowych, wesołych świąt Bożego Narodzenia! Spełnienia marzeń, dużo prezentów pod choinką i oczywiście spędzenia tych dni w rodzinnej atmosferze! Odpoczywajcie i cieszcie się chwilą :)




Wesołych świąt! :3


4 komentarze:

  1. No proszę zdegradowany Iwan. Mam nadzieję, że ma jakieś oszczędności:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iwan, jak to Iwan. On na wszystko znajdzie sposób. Ale akurat o jego finanse nie ma się co martwić ;)

      Usuń
  2. Hehe, ja nie byłam na tyle ogarnięta, żeby połączyć tytuł ze zmianą perspektywy, więc się pozytywnie zaskoczyłam :D Iwan już sobie plany ułożył, sam na sam z Feliksem, ale jak znam życie to i tak nie wszystko pójdzie po jego myśli :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, pomyślałam, że ta druga część jest dobrą okazją na taką zmianę. W końcu będę mogła trochę poszperać w psychice Iwana i przybliżyć nieco jego osobę, tak inną od pierwowzoru. No i wiadomo, że nie wszystko będzie szło po ich myśli, ale nie będę też na tyle wredna, żeby ciągle im przeszkadzać :) Bo, nie powiem, podczas pisania bardzo polubiłam Iwana i Feliksa. I aż szkoda dalej mi się nad nimi znęcać :3

      Usuń