Menu

czwartek, 1 września 2016

Życie online, część 8

Pobudka o siódmej rano była dla Artura prawdziwą katorgą. I nie chodziło tu nawet o to, że czytał do trzeciej w nocy i czuł się po prostu źle, a o wizję wyjścia z domu. Bał się, że natknie się na Marcela, co na pewno nie skończyłoby się dobrze. Chłopak nadal nie mógł rozgryźć, czego tak właściwie może się po nim spodziewać. Rozumiał, że oszukiwanie go mogło być zabawne, lecz teraz prawda wyszła na jaw i nie było sensu, by dalej to ciągnąć. Mimo to Marcel zapowiedział, że nie odpuści tak łatwo. Tylko po co? Czy pastwienie się nad introwertycznymi licealistami było dla niego świetną rozrywką? A może chciał go do czegoś wykorzystać? Sam już nie wiedział, co myśleć.
Ostatecznie Artur zwlekł się z łóżka i zaczął szykować się do wyjścia do szkoły. Pocieszała go myśl, że już niedługo wakacje, a wraz z nimi dwumiesięczna laba, a także to, że nie natknie się wtedy na swojego prześladowcę, bo najzwyczajniej w świecie nie będzie opuszczał mieszkania. Mama pewnie będzie się dziwić, ale i na to coś poradzi. Zawsze może przecież powiedzieć, że sytuacja, w jakiej znajduje się Marcelina, jest coraz gorsza, i że ta nie ma czasu ani ochoty na spotkania. A później to się samo rozejdzie po kościach.
Wchodząc do szkoły, Artur poczuł wibrowanie w kieszeni. Wyciągnął telefon, a gdy zobaczył, że dostał smsa od Marcela, momentalnie się zaczerwienił i nerwowo obejrzał się za siebie.
>>Ładnie dziś wyglądasz. Mam nadzieję, że Twoja złość trochę Ci przeszła, i że zgodzisz się na rozmowę ze mną. Jak nie dziś, to jutro, albo pojutrze… W każdym razie będę czekał<<
Co za namolny facet, pomyślał Artur, szybkim krokiem idąc pod klasę i próbując zapomnieć o całej tej sytuacji. Muszę jak najszybciej zmienić numer, bo oszaleję.
- Cześć. Coś ty taki zmarnowany? Stało się coś? – zagadnął go Łukasz, patrząc na niego zaciekawionym wzrokiem, jakby próbując odgadnąć, co też wyprowadziło chłopaka z równowagi.
- To nic takiego. Po prostu się nie wyspałem – mruknął w odpowiedzi. Wciąż zastanawiał się, jak to się stało, że się z nim zakolegował. Do tej pory jedynie się tolerowali, a teraz byli dość dobrymi znajomymi, wręcz kolegami. Cieszyło go to, lecz z drugiej strony nie miał pojęcia, jak na to zareagować.
- Ciężka noc, co? Znowu grałeś, czy tym razem coś innego?
- Czytałem. Jakoś na granie nie mam ostatnio ochoty.
- No proszę. Nigdy nie spodziewałem się z twoich ust takich słów. Zaczynam się martwić, że przechodzisz jakiś życiowy kryzys czy coś.
- A może w końcu normalnieję? – zaśmiał się i wszedł do klasy razem z resztą uczniów.
* * *
Po skończonych lekcjach Artur od razu poszedł do najbliższego kiosku, gdzie kupił starter do telefonu. Chciał to załatwić jak najszybciej, a kilka wiadomości od Marcela, które dostał w czasie lekcji, tylko to przyspieszyły. Musiał teraz tylko wymyślić jakiś dobry powód, żeby jego mama nie zaczęła czegoś podejrzewać. W końcu zmiana numeru to coś, czego nie robi się z błahych powodów czy z nudów.
Gdy wszedł na osiedle, na którym mieszkał, poczuł, że coś jest nie tak. Gdy obejrzał się za siebie, zobaczył Marcela w towarzystwie trzech innych chłopaków. Wyglądali na bardzo zżytych, sprawiali wrażenie paczki składającej się z najbardziej znanych uczniów w szkole. To odkrycie zabolało Artura. W końcu Marcelina zwierzała mu się, że i ona jest aspołeczna i nielubiana przez rówieśników, a teraz okazuje się, że kłamstwem była nie tylko jej płeć. Zawiedziony jeszcze bardziej, spuścił głowę i ruszył w stronę swojego bloku. Gdy jeszcze raz spojrzał przez ramię, ich już nie było. Z cichym westchnieniem wpisał kod do domofonu i poszedł do mieszkania. Gdy się już w nim znalazł, odkrył, że telefon jego mamy leży na podłodze w salonie. Musiała go upuścić i zapomnieć, przez co tu został. Niewiele myśląc, zabrał się za wymianę karty, a gdy się już z tym uporał, zmienił swój numer, który zapisany był w jej komórce. Gdyby nie to, że kobieta miała słabą pamięć do tego typu rzeczy, taka akcja by nie przeszła. No, przynajmniej jedną rzecz mam z głowy, pomyślał, i zabrał się za przygotowanie jakiegoś obiadu. Stanęło na ryżu z jajkiem sadzonym, co go jednak w pełni satysfakcjonowało. Niby nic, a cieszy.
* * *
Po skończonych lekcjach Marcel umówił się z kolegami na wspólny wypad na miasto. Mieli skoczyć najpierw do jakiegoś supermarketu po przekąski, a później pójść na boisko, gdzie trochę pograją w kosza i urządzą sobie coś w rodzaju pikniku. Gdy przechodzili przez jedno z blokowisk, Marcel dostrzegł samotną postać przemykającą wąskimi uliczkami, jakby chcąc zniknąć, przestać być widocznym. Od razu rozpoznał w niej Artura, przez co zaśmiał się pod nosem. Jego towarzysze od razu zwrócili na to uwagę, rzucając w jego stronę kąśliwe uwagi.
- Co tak wzdychasz? Czyżbyś zobaczył jakąś zajebistą dupeczkę? – zapytał Adam, zdecydowanie najgłośniejszy i najbardziej energiczny członek ich paczki. Marcel tylko przyjaźnie uderzył go pięścią w plecy i szedł dalej, ignorując ich zaciekawione spojrzenia, próbujące wyłapać, co takiego dostrzegł ich przyjaciel.
- Heh, jesteś jakiś dziwny ostatnio. Czyżby to przez tę laskę, z którą cały czas piszesz smsy? – zagadnął Nikodem, wieszając się na jego ramieniu i sprawiając, że obaj chłopacy zachwiali się niebezpiecznie, idąc przez chwilę slalomem i niebezpiecznie balansując na krawędzi chodnika.
- Może tak, może nie… - odparł tajemniczo, wiedząc, że tylko podsyci tym ich ciekawość. Prawda była taka, że nawet jego najbliżsi przyjaciele nie wiedzieli o jego orientacji, a on nie zamierzał tego zmieniać. Czasami nawet umawiał się z jakimiś dziewczynami, lecz traktował to jedynie jako zabawę i źródło historii, z których mogli się później razem śmiać. A to, że jego związki nie trwały dłużej niż miesiąc, to już w ogóle inna sprawa.
- Szkoda, że nie możesz pojechać z nami na ten obóz w lipcu. Tam na pewno byś o niej zapomniał – mruknął Krystian, zajadając się wygrzebanym z kieszeni batonikiem. Pomimo jego wyglądu, był całkiem inteligentnym chłopakiem, dlatego to właśnie przed nim Marcel musiał się najbardziej pilnować.
- Zapomnieć o kim? Nie rozumiem… - stwierdził, zrzucając Nikodema z ramienia  i odpychając go od siebie.
- O tej dziewczynie, do której ciągle wypisujesz, rzecz jasna. Raz przez przypadek zobaczyłem, że smsy, które do niej wysyłasz, pozostają bez odpowiedzi. Musi być na ciebie nieźle wkurzona, skoro tak uporczywie cię ignoruje.
- No wiesz, trochę ją okłamałem, i teraz próbuje o mnie zapomnieć i udaje, że nigdy mnie nie znała.
- To po co ci ona? Znajdziesz sobie inną, lepszą – mruknął Adam, wzruszając ramionami i siadając na jednej z ławek stojących obok boiska.
- A może ja nie chcę innej? – zapytał Marcel, dołączając do niego. – Poza tym co ty możesz wiedzieć, skoro żadna na ciebie nie leci?
- Po prostu nie wiedzą, co dobre – powiedział. Mimo beztroskiego tonu, słowa kolegi trafiły w jego czuły punkt.
- Ty już się lepiej zamknij. Jak nie wiesz, jak komuś doradzić, to się za to nie zabieraj – zbeształ go Krystian i wyciągnął z plecaka piłkę. – To co? Gramy?
- Gramy – odpowiedzieli chórem i wybiegli na boisko, zrzucając po drodze torby z ramion i próbując rozgrzać odrętwiałe po godzinach siedzenia w ławkach ciała.
* * *
Wracając do domu, Marcel zastanawiał się, co powinien teraz zrobić. Nie miał pomysłu, jak zabrać się za zdobycie zaufania Artura, co zdarzyło mu się po raz pierwszy w życiu. Chłopak nie odpowiadał na jego smsy, na grę też nie wchodził, a odwiedzenie go w domu również nie było najlepszym posunięciem, przynajmniej na razie. Nawet głupie zaproszenie na Facebooku odrzucił! No dobra, miał prawo poczuć się oszukanym, ale ile można się gniewać? Po tym czasie powinien się zgodzić na rozmowę, a wychodziło na to, że nawet nie był ciekaw, jaka jest prawda, i całkowicie go skreślił. Najgorsze było jednak to, że Marcel ani przez chwilę nie pomyślał, żeby dać sobie spokój. Nawet jeśli musiałby cierpieć i robić z siebie głupka, nie miał zamiaru odpuścić. To, jakie uczucia wzbudzał w nim Artur, było dla niego całkiem nowe i tak odmienne od tego, co miał do tej pory, że pragnął w tym zatonąć i już nigdy nie wypłynąć na powierzchnię.
- Cześć! – krzyknął, wchodząc do domu i zdejmując buty. Poszedł do kuchni, ucałował mamę w policzek i zajrzał jej przez ramię. – Co gotujesz?
- Leczo, ale to dopiero na jutro. Teraz zjedz zupę, która była na obiad.
- Ogórkowa? – jęknął, zawiedziony, wyciągając talerz z szafki.
- Jak ci nie smakuje, to nie jedz – mruknęła tym swoim obojętnym głosem, nie przestając kroić papryki. Marcel tylko westchnął, wziął pełną miskę i poszedł do swojego pokoju. Siadł przy biurku i włączył komputer, po czym zalogował się na grę. Pierwsze, co zrobił, to sprawdzenie listy znajomych, lecz żadna z postaci Artura nie była aktywna.
- Może się jeszcze na Księżyc przeprowadź – warknął, wylogowując się i z hukiem zamykając laptopa. Momentalnie przeszła mu ochota na jedzenie, odsunął więc od siebie naczynie i sięgnął po swój telefon. Spróbował zadzwonić do chłopaka, lecz jego komórka była wyłączona. I to właśnie przelało czarę goryczy. Marcel napisał kilka smsów, po czym wyszedł z domu, nawet nie mówiąc, gdzie idzie.
Dziesięć minut później stanął przed jednym z bloków i bez wahania nacisnął przycisk na domofonie, obok którego umieszczona była karteczka z odpowiednim nazwiskiem. Był zdeterminowany, a uczucie to nasiliło się, gdy usłyszał charakterystyczny trzask, po którym odezwał się nieco zniekształcony, kobiecy głos.
- Tak, słucham?
- Dzień dobry. Jestem kolegą z klasy Artura. Mam do niego sprawę. Czy mógłby zejść do mnie na dół?
- A może wejdziesz na górę?
- Wolałbym załatwić to tutaj, ale dziękuję za propozycję.
- Zaczekaj, zaraz go zawołam – powiedziała, po czym znowu słychać było szum. Marcel stanął tak, by na pierwszy rzut oka nie było go widać, i oparł się o ścianę. Chwilę później po całej klatce schodowej zaczął się nieść odgłos kroków, na który chłopak mimowolnie się wyprostował i wlepił wzrok w drzwi. Gdy zobaczył w nich Artura, zrobił krok do przodu i złapał go za przedramię.
- Zaraz… To ty? – zapytał, wpatrując się w niego otępiałym wzrokiem i próbując ocenić sytuację, w której się znalazł.
- A spodziewałeś się kogoś innego? Zresztą nieważne. Przyszedłem porozmawiać.
- Myślałem, że dałem ci jasno do zrozumienia, co o tobie myślę – mruknął, próbując wyrwać rękę, bezskutecznie.
- Rzeczywiście, ignorowanie mnie i uciekanie to dobry sposób na przekazanie własnego zdania. Myślałeś, że to mnie zniechęci?
- Na to liczyłem…W ogóle dlaczego ty mnie tak męczysz, co? Aż tak dobrze się przy tym bawisz?
- Jeśli tylko dasz mi wszystko wyjaśnić, to zrozumiesz. Dlatego przestań być taki uparty i mnie wysłuchaj.
- Masz pięć minut – mruknął po chwili namysłu i spojrzał na niego nieufnie. Marcel skinął głową i puścił jego rękę, zachowując jednak pełną gotowość, w razie gdyby chłopak nagle zechciał uciec.
- Zacznę od tego, że naprawdę mi głupio, że tak cię oszukałem, no ale nie miałem za bardzo wyjścia. No bo wiesz, obaj się w to wkręciliśmy, i gdybym ci nagle wyskoczył, że jestem jednak facetem, to byłoby jeszcze gorzej, niż jest teraz, i…
- Dobra, to jeszcze jestem w stanie zrozumieć, ale było o wiele więcej tych kłamstw – przerwał mu, krzyżując ręce na piersiach. Zaczynał coraz bardziej gubić się w tym wszystkim, sam już nie wiedział, co jest prawdą, a co tylko fikcją. Miał wrażenie, że Marcel i Marcelina to tak naprawdę dwie różne osoby, niemające żadnej cechy wspólnej i będące swoimi antonimami. – Czy cokolwiek, co o sobie pisałeś, było prawdą?
- Właściwie to tylko ta historyjka o byciu odludkiem była zmyślona. Wtedy myślałem, że to śmieszne, ale z biegiem czasu zacząłem żałować, że o tym napisałem.
- No tak, w końcu kapitan drużyny koszykarskiej nie może być aspołecznym nerdem… Pewnie nie możesz się opędzić od ludzi, założę się, że non stop otacza cię wianuszek wielbicieli i w ogóle. Po co więc mnie nachodzisz? Do czego ja ci jestem potrzebny? – zapytał z bólem w głosie. Miał dość tych podchodów, wolał poznać najgorszą prawdę, niż dalej żyć złudzeniami.
- Bo ja… Bo ja się chyba… w tobie… No wiesz.
- Wyobraź sobie, że nie wiem.
- Czy ty musisz być taki niedomyślny? – warknął, rozdrażniony. Sam nie rozumiał swoich uczuć, dlatego mówienie o tym przychodziło mu z trudem. Nawet nie miał w tym doświadczenia, dotychczas jego związki opierały się albo na cielesności, albo na zwyczajnej ciekawości czy chęci zabicia czasu.
- A skąd mam niby wiedzieć, o co ci chodzi? Co ja, jasnowidz jakiś?
- Cholera, jakiś ty tępy czasami… Chodzi o to, że ja…
- No wysłów się wreszcie – powiedział, wyraźnie zniecierpliwiony, i ponaglił go gestem ręki.
- Zakochałem się w tobie! – prawie krzyknął, przybliżając się do Artura i mierząc go wściekłym wzrokiem. Chłopak cofnął się, wystraszony, lecz gdy dotarł do niego sens słów Marcela, wybuchnął głośnym śmiechem.
- I po to tu stoję? – zapytał, gdy już się uspokoił. – Wiesz co, myślałem, że naprawdę chcesz wszystko wyjaśnić, ale wychodzi na to, że znowu próbujesz mnie wciągnąć w te swoje głupie gierki. Może tym razem chodzi o zakład? Albo twoi koledzy ci to doradzili?
- Mówię serio – powiedział przez zaciśnięte zęby. Oparł dłonie po obu stronach głowy Artura i spojrzał na niego, coraz bardziej zmniejszając odległość dzielącą ich twarze. – Co ty myślisz, że podchodzę do każdego i wyznaję mu miłość? Że to taki świetny żart?
- Ja… To znaczy… - jęknął, wbijając się w ścianę i patrząc z przerażeniem na starszego chłopaka. Czuł, że jego ciało ogarnia dziwny paraliż, a wpatrzone w niego zielone oczy hipnotyzują go, uniemożliwiając obronę.
- Tak, jak powiedziałeś, otacza mnie masa ludzi, mógłbym mieć każdego, a zamiast tego uganiam się za introwertycznym gówniarzem, którym normalnie nigdy bym się nie zainteresował… W dodatku ten gówniarz mnie ignoruje, robi wszystko, żeby utrudnić mi zadanie, a mimo to nadal za nim łażę, choć wydaje się to głupie i bezsensowne. Czy to nie jest dziwne? Czy myślisz, że poświęciłbym się tak dla głupiego żartu?
Pod wpływem ostatnich słów Artur zacisnął powieki i skulił się, jakby szykując się na przyjęcie ciosu. Gdy poczuł, że Marcel zaczesuje mu za ucho kosmyk włosów, zadrżał i spojrzał na niego błagalnym wzrokiem. Czuł się jak zaszczute zwierzę, a dominująca postawa chłopaka tylko potęgowała to uczucie. Jego i tak znikoma pewność siebie momentalnie wyparowała, pozostawiając tylko zagubienie, bierność i bezbronność.
- Puść mnie – szepnął, kładąc dłonie na jego torsie i próbując go od siebie odepchnąć. Miał jednak zdecydowanie za mało siły, przez co wyglądał, jakby próbował przesunąć kilkutonowy głaz.
- Nie chcę – odparł zaczepnie i przekrzywił głowę, uśmiechając się lekko.
- Cholera, przecież ja nie jestem pedałem, więc o co ci chodzi? Nie ma mowy, żebyśmy… byli razem? Boże, jak to głupio brzmi!
- Nie dasz mi nawet szansy? Przecież tak dobrze nam się pisało. Gdybym faktycznie był Marceliną, nie miałbyś takich problemów. W czym ja jestem gorszy od kobiet?
- Jesteś facetem! Nie można cię porównywać do kobiety! Naprawdę myślałeś, że powiesz mi, że się we mnie zakochałeś, a ja bez namysłu rzucę ci się w ramiona? Moglibyśmy zostać przyjaciółmi, ale nic więcej…
- Naprawdę? W takim razie przestaniesz mnie ignorować i zostaniesz moim przyjacielem? – zapytał, nie czekając nawet, aż Artur skończy mówić.
- Nic takiego nie powiedziałem – spróbował się wykręcić, lecz było za późno. Gdyby tylko zdążył ugryźć się w język…
- Teraz to ty zaczynasz kłamać. Umówmy się tak. Dasz mi szansę i spróbujemy się od nowa zaprzyjaźnić. Jeśli stwierdzisz, że jednak nic z tego, uznam swoją przegraną i odpuszczę. Już cię nie będę nachodził ani wypisywał do ciebie. Po prostu o sobie zapomnimy.
- A jeśli ci się jednak uda?
- To będziesz miał pierwszego w życiu przyjaciela – odpowiedział, odsuwając się od Artura i kładąc mu rękę na ramieniu. – I nie martw się, nie będę się do ciebie dobierał ani nic. No chyba że sam tego zechcesz – zaśmiał się i poruszył sugestywnie brwiami. Chłopak tylko prychnął i ze złością strącił z ramienia jego dłoń, po czym odwrócił się i wpisał kod do domofonu. Gdy otworzył drzwi, spojrzał przez ramię i powiedział:
- Spróbuj mnie jeszcze raz oszukać, a dopilnuję, żebyś gorzko tego pożałował.

Gdy drzwi z powrotem się zamknęły, Marcel uśmiechnął się szeroko i ruszył w stronę swojego domu. Był szczęśliwy, że tak szybko udało mu się z powrotem przekonać do siebie Artura. Już raz zdobyłem jego przyjaźń. Teraz to będzie czysta formalność. A jak już się z tym uporam, to sprawię, że straci dla mnie głowę i nim się obejrzy, będzie cały mój, pomyślał, niemal podskakując z radości.




Krótko, bo krótko, ale lepsze to niż nic. A przynajmniej tak myślę.
Niedługo powinien się też pojawić nowy "Pamiętnik...". Tak za dzień, może dwa. Bo trochę zaniedbałam tę serię :/Także wyczekujcie i do następnej notki, Towarzysze! c:

8 komentarzy:

  1. No mówiłam Marcel to pewniacha i wszytko mu się udaje, może jakaś skórka od banana:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. No to już go ma. Oby tylko Artur nie uległ zbyt łatwo. Marcel powinien się trochę napracować zanim naprawdę go zdobędzie.
    Za dużo akcji w tym rozdziale nie było, ale przynajmniej stało się najważniejsze, pogodzili się ;)
    Czekam na ciąg dalszy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że musi się napracować, bez tego nie byłoby zabawy. No i całe opowiadanie straciłoby sens, gdyby to wszystko tak szybko się rozwinęło. Także mam nadzieję, że w następnych rozdziałach akcja się trochę ożywi, i że w końcu zacznie się dziać coś konkretniejszego, choć kompletnie nie mam na to na razie pomysłu T^T

      Usuń
  3. Po tej notce nie mogę się już doczekać Pamiętnika, tak trzymaj!;))

    OdpowiedzUsuń
  4. Komentuję teraz, bo potem zapomnę!
    Przeczytałam wszystkie części :)

    tak w skrócie:

    Arturek <3 ale bym go tuliła. Podoba mi się chłopak, nie ma co.
    Jeszcze bardziej podoba mi się jego mamuśka. Kochana kobieta.
    Kurczę, no i już zapomniałam, co miałam pisac.

    Aha, fajnie, że w rozdziale szóstym wrzuciłaś Bradio, też bardzo lubię ten opening <3 i Death Parade kocham.

    Dalej: w pierwszych rozdziałach bardzo mi się podobał zapał Arturka. To, jak rzucał wszystko i leciał do kompa. I jak się potem wkręcił. Jak próbował rysować "Marcelinę". Wszystko było piękne.

    Podobał mi się opis meczu koszykówki.
    I świetne pierwsze spotkanie, matko <3 biedny Artur, tak bardzo go rozumiem :(
    Marcel wydaje się być fajnym gościem, mam nadzieję, że nie będzie stalkerem-wkurzaczem :) kapitan drużyny nie może taki być! Powiedz, że nie? :)

    Czekam na kolejny rozdział. Dodaję cię do czytanych. Potem zabiorę się za resztę opowiadań.

    Kuno Kaczuszka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za Twój komentarz.

      Cieszę się, że udało mi się wykreować postać mamy Artura na taką właśnie "kochaną kobietę", bo bałam się, że wyjdzie mi taka... nijaka, bez charakteru.

      Co do tego openingu, to kocham go tak samo jak Death Parade, ale zawsze mam wrażenie, że on jakoś tak nie pasuje do tego anime. Bo ono jest takie smutne, na końcu się w ogóle poryczałam (szczególnie jak Chiyuki jeździła na łyżwach i opowiadała Decimowi o swoim życiu, a później widziała swoją mamę płaczącą nad jej ołtarzykiem), a jak się ogląda i słucha opening, to można pomyśleć, że całe anime będzie utrzymane właśnie w takim lekkim, zabawnym tonie.

      A, no i cieszę się, że całe te podchody i zabawa w podrywanie Ci się podoba. Choć teraz czeka mnie jeszcze trudniejsze zadanie. Na samą myśl mnie ciary przechodzą, bo nie mam na to pomysłu... No, może kilka, ale je muszę zostawić na później, przez co nie mam za bardzo jak pisać. I czego :c

      I nie martw się, Marcel to nie jest ten typ. To miły, grzeczny (no, może nie zawsze) chłopak, tyle że uparty i jak raz coś sobie wbije do głowy, to tak łatwo nie odpuści. Poza tym jest tak, jak powiedziałaś. Kapitan drużyny musi być porządnym gościem. Nie ma innej opcji :D

      No i nie chcę nic mówić, ale prawdopodobnie trochę jeszcze poczekasz na kolejny rozdział, bo z moim obecnym zapałem i poziomem weny niewiele zdziałam... W każdym razie pozdrawiam i mam nadzieję, że inne opka też Ci się spodobają.

      PS. Konstruktywność i logika tego komentarza mnie powalają... T^T

      Usuń
    2. Tak, mama ci wyszła własnie taka fajna, dobra i kochana. Trochę nawet jak bliska przyjaciółka, która bardzo się martwi, kocha i chce jak najlepiej. Piękna postać, od razu ją polubiłam :)
      Artura tak samo, rozumiem jego wkurw, nerwy i szok. To znaczy, myślę, że nawet gdyby był bi-, to byłby zły dlatego, że Marcel go okłamał. Nie chodziłoby nawet o sam fakt, że Marcuś jest Marcelem, nie Marceliną :)

      Co do Death Parade, to myślę tak samo, i gdzieś już widziałam takie komentarze. Ale za to ending jest bardzo na miejscu, aż sobie posłucham zaraz :)

      Oglądasz może 91 days? Lovely mi poleciła i jestem zachwycona.

      Tak, ta zabawa w podrywanie była świetna :>>> i wiadomości, to nakręcanie się, potem czekanie, a potem wielkie bum :D
      Chyba mamuśka też mu kibicowała, a biedak potem musiał się tłumaczyć :D
      Trudniejsze zadanie? Jakaś ty tajemnicza!
      Uff, kamień z serca. Dobrze, że kapitan to porządny chłopak :D musi być hot ciachem, skoro to koszykarz - wysoki, dobrze zbudowany < jara się >

      Dobra, jakoś dam radę, poczekam :)
      Zabieram się teraz za Pamiętnik.

      Usuń
    3. Nie oglądam, ale jak będę miała czas to zobaczę. Może akurat mi się spodoba, to będę miała zajęcie na weekendy. No i kolejną zaczętą serię, którą pewnie też przerwę w połowie, bo zacznę coś innego >.>

      Co do mamy Artura, to zdradzę, że do samego końca będzie go popychać w tę "jedyną i słuszną" stronę, bardziej bądź mniej świadomie. Właściwie to będzie taką doradczynią, której dobre rady będą prowadziły do czegoś, czego w życiu by się nie spodziewała. W końcu musi wspierać swojego syna z całych sił, bo mają tylko siebie i wgl c:
      Co do Marcela, to jest on pierwszorzędnym towarem, zapewniam. No i ma fajną klatę i niezły kaloryfer na brzuszku, a przynajmniej tak jest, jak go sobie wyobrażam :3

      No i cóż mogę powiedzieć. Czasem lubię roztaczać wokół siebie aurę tajemniczości :D

      Usuń