- Oj
Artur, Artur… Żebyś ty zawsze był taki milusi, to byłbym w raju – powiedział i
objął go ramieniem. Chłopak oczywiście zaczerwienił się po czubki uszu i
spróbował go od siebie odepchnąć, znowu przegrał jednak z jego siłą. Nie mając
innego wyjścia, pozostał na swoim miejscu, próbując zignorować tysiące dzwonów,
które zaczęły bić na alarm w jego głowie.
-
Długo masz zamiar tak siedzieć? – zapytał w końcu Artur, czując, że bardziej
skrępowany i zawstydzony być nie może. A, żeby było śmieszniej, jego brzuch
znowu zaczął burczeć, i to całkiem głośno.
-
Tylko mi nie mów, że znowu się głodzisz…
-
Nigdy tego nie robiłem. Po prostu przeszkodziłeś mi w jedzeniu śniadania.
-
Trzeba było mówić – odparł, odsuwając się od niego. Z uwagą obserwował, jak
chłopak znika w jednym z pokojów, by po chwili wyjść z niego z miską w ręce. –
I to nazywasz śniadaniem? – mruknął, zaglądając do naczynia, i pokiwał
głową, wyrażając tym samym swoją dezaprobatę. – Naprawdę, chyba przestanę się
dziwić, że jesteś takim szczypiorem.
-
Sam jesteś szczypiorem, mięśniaku. Jak ci coś nie pasuje, to wiesz, gdzie są
drzwi.
- A
na obiad co masz?
-
Nic. Zresztą nieważne. Przestań zachowywać się jak stereotypowa babcia.
-
Chcę zostać kucharzem, a co za tym idzie pragnę karmić ludzi. Moje zachowanie
jest więc w pełni uzasadnione. Poza tym gdybym był twoją babcią, to nie miałbyś
nawet nic do powiedzenia.
-
Upierdliwy jesteś – warknął i zapchał sobie usta rozmoczonymi już płatkami. Gdy
skończył jeść, wstał z kanapy i odniósł naczynie do kuchni. Wracając, niemal
wpadł w przejściu na Marcela. – Sio mi stąd.
-
Milcz, niewdzięczniku – zaśmiał się i wszedł do pomieszczenia. Otworzył lodówkę
i zacmokał na widok jej skromnej zawartości. – Przydałoby się zrobić zakupy.
Ubieraj się, idziemy do sklepu.
-
Coś ty znowu wymyślił? Nie rządź się, jakbyś był u siebie – zbeształ go Artur.
-
Słońce, przestań ze mną dyskutować i rusz swój zgrabny tyłeczek, bo inaczej
będę musiał sam się tobą zająć, a tego byś raczej nie chciał – ostrzegł go ze
słodkim uśmieszkiem i stanął przed nim, prostując się i patrząc na niego z
góry. Wystarczyło jedno stanowcze spojrzenie w oczy Artura, by ten
skapitulował. Mimowolnie się przygarbił i wbił wzrok w podłogę.
-
Daj mi chwilę. Tylko niczego nie kombinuj, bo przestanę być taki miły – rzucił,
idąc do swojego pokoju. Poczuł ulgę, gdy znalazł się w bezpiecznej odległości
od Marcela. Zadziwiało go, jak ogromny wpływ potrafił na nim wywrzeć.
Wystarczyło, by włączył mu się tryb dominatora, a Artur momentalnie wymiękał i
był gotów spełnić każde jego polecenie. Czuł, że to żenujące, lecz strach przed
tym, co chłopak może wymyślić, spychała jego urażoną dumę na dalszy plan.
Ostatecznie Artur ubrał pierwsze lepsze ciuchy, byleby jako tako się
prezentować, i dołączył do Marcela, który siedział w przedpokoju i wiązał buty.
- Ubierz
kurtkę, na dworze jest dość chłodno.
-
Mówisz dokładnie jak moja mama – mruknął, zdejmując z wieszaka grubą bluzę i
ubierając ją. – Nie martw się, to mi wystarczy.
-
Tylko żebyś później nie marudził, że ci zimno – upomniał go Marcel i wyszedł z
mieszkania. Zaczekał, aż Artur zamknie drzwi na klucz, po czym razem zeszli na
dół. Skierowali się w stronę najbliższego supermarketu, milcząc i co chwilę ukradkowo na siebie
zerkając. – No dobra, to co chciałbyś zjeść? – zapytał, gdy weszli już do
sklepu.
- A
bo ja wiem? To ty wpadłeś na jakiś genialny pomysł, wymyśl coś.
- To
powiedz mi chociaż, jaki mam budżet. Żebym się za bardzo nie rozpędził.
-
Mam stówę. Wystarczy?
-
Pewnie, że wystarczy. Zdaj się na mnie – odparł, uśmiechając się
i chwytając koszyk. – Najpierw wybierzemy warzywa – zakomunikował i
podszedł do najbliższej półki. Zaopatrzył się we włoszczyznę, następnie włożył
do koszyka dwie cebule, czosnek, cukinię i czerwoną paprykę. – Teraz chodź po
mięcho.
-
Mam się zacząć bać…? – zapytał Artur, niepewnie zerkając na chłopaka. Poszedł jednak
za nim bez gadania, ciekawy, co z tego wszystkiego wyniknie.
-
Dzień dobry, poproszę dwa skrzydełka i pojedynczy filet z kurczaka - powiedział, gdy podeszli do działu mięsnego,
gdzie starsza ekspedientka spojrzała na nich wyczekująco.
- To
wszystko? – burknęła, rzucając na ladę reklamówkę i nawet nie sprawiając już
pozorów, że jest miła. Zupełnie, jakby stała tam za karę.
-
Tak, dziękuję. Miłego dnia – rzucił Marcel na odchodnym i uśmiechnął się,
oczywiście, by zrobić jej na złość. – Ależ tu gbury pracują – szepnął Arturowi
na ucho, gdy nieco się oddalili.
-
Może wstała lewą nogą i musiała kogoś obwinić za swoje nieszczęście. – Wzruszył
ramionami, rozglądając się. – Co teraz?
-
Niech pomyślę… Ach tak, ryż – mruknął, wchodząc do odpowiedniej alejki i chwilę
szukając odpowiedniego produktu. Gdy go znalazł, wrzucił jedną paczkę do
koszyka, po czym poszedł dalej. – Kurkuma, oregano, tymianek i papryka –
szeptał, chwytając kolejne przyprawy. Skupienie na jego twarzy było widoczne na
pierwszy rzut oka, lecz oprócz niego była też radość. – Jeszcze parmezan i
masło – oświadczył. Podczas gdy on wybierał ser, Artur postanowił w końcu się
na coś przydać i wziął z lodówki masło, które jego zdaniem było najlepsze.
Pokazał je Marcelowi, na co ten się uśmiechnął i poklepał go wolną ręką po
ramieniu. – Jeszcze będą z ciebie ludzie – pochwalił go, po czym obaj ruszyli w
stronę kas. – Czekaj! Jeszcze wino! – wykrzyknął i pognał w stronę działu z
alkoholem. Po chwili wrócił, niosąc w dłoni małą butelkę białego wina.
- Mam
nadzieję, że to również jest składnik? – zapytał Artur, patrząc na niego
podejrzliwie.
-
Pewnie że tak. A co żeś myślał? – zaśmiał się, wykładając zawartość koszyka,
którą w zawrotnym tempie kasował młody mężczyzna siedzący przy kasie.
-
Dowodzik jest? – zapytał, gdy złapał w dłoń butelkę z trunkiem. Spojrzał na
Marcela, lecz gdy ten pokazał mu odpowiedni dokument, skinął obojętnie głową
i kontynuował przerwane zajęcie.
- No
dobra, to teraz wracamy i bierzemy się za robienie obiadu – powiedział Marcel, gdy
obaj wyszli ze sklepu. Widać było, że starszy chłopak jest w znakomitym
humorze, i wręcz nie może się doczekać czekającej go pracy.
-
Naprawdę aż tak to lubisz?
-
No, tak jakoś wyszło. W domu nieczęsto mogę gotować, dlatego korzystam
z każdej nadarzającej się okazji. A skoro to dla ciebie, to już w ogóle
nie ma szans, żebym sobie odpuścił.
- Co
za różnica, czy to dla mnie czy kogoś innego…
-
Jak to mówią, przez żołądek do serca – zaśmiał się.
Gdy
dotarli z powrotem do mieszkania, Marcel od razu poszedł do kuchni. Zdjął
bluzę, zostając tym samym w bluzce na ramiączkach, i zaczął się rozglądać,
otwierając każdą szafkę i szufladę.
-
Masz, żebyś się nie ubrudził – mruknął Artur, rzucając mu fartuch.
- I
jak? Pasuje mi? – zapytał, gdy go ubrał, i zaczął okręcać się na wszystkie
strony.
- To
zwykły czarny fartuch. Każdemu pasuje.
- Ty
to wiesz jak prawić komplementy – westchnął i zabrał się za rozpakowanie
zakupów. – No dobra, obierzesz włoszczyznę do bulionu – powiedział, kładąc na
stole warzywa i podając mu obieraczkę. Sam zaś opłukał skrzydełka
i wrzucił je do garnka, po czym wziął cebulę i obrał ją z kilku pierwszych
warstw. Gdy się z tym uporał, nadział ją na widelec, podpalił gaz i zaczął ją
nad nim opalać.
- E,
Marcel, co ty robisz? – zapytał niepewnie Artur, obserwując poczynania
chłopaka.
-
Nie widać?
-
Widać, dlatego pytam. Dziwnie to wygląda, a pachnie jeszcze gorzej.
-
Każdy wie, że do rosołu daje się opaloną cebulę. To podstawa. Przestań
traktować mnie jak żółtodzioba – skarcił go, nie przestając się jednak
uśmiechać. – I pospiesz się z tym obieraniem. Nie mamy całego dnia.
- No
wybacz, że nie każdy jest profesjonalnym kucharzem i nie umie obierać głupiej
marchewki w kilka sekund – mruknął, wydymając policzki i próbując przyspieszyć.
Patrząc na to, Marcel zabrał z jego rąk obieraczkę i kilkoma sprawnymi ruchami
dokończył za niego. – Przestań się popisywać, szpanerze.
-
Ja? Popisywać się? Nigdy w życiu! – wykrzyknął, oddając mu narzędzie
i zabierając się za obranie ząbku czosnku.
Gdy
wszystko było już gotowe, Marcel wrzucił warzywa do garnka, zalał je wodą,
dodał kilku przypraw i postawił na gazie, po czym usiadł naprzeciwko Artura.
- Na
razie to tyle. Jak bulion się zrobi, będziemy mogli gotować dalej.
- Co
to będzie? Jakaś zupa?
-
Nie. Coś znacznie lepszego. W każdym razie mamy jeszcze trochę czasu. Co
robimy?
-
Nie wiem. A na co masz ochotę?
-
Raczej nie chciałbyś wiedzieć – odparł tajemniczo, a jego wzrok mówił sam za
siebie. Artur zaśmiał się nerwowo i pokręcił głową.
-
Współczuję twoim kolegom.
- Nie
ma ku temu powodów. Nie myśl, że skoro jestem gejem, to flirtuję z każdym
facetem w zasięgu mojego wzroku.
-
Mam się czuć wyjątkowy?
-
Jak najbardziej. Pierwszy raz mam na kogoś ochotę nie tylko fizyczną, ale
i psychiczną, jeśli wiesz o co mi chodzi.
-
Może zmieńmy temat, co? Bo ta rozmowa schodzi na niebezpieczne tory… -
poprosił, odwracając wzrok. Był cały spięty, nie wiedział jak ma się zachować.
Czuł się w pewien sposób zagrożony, choć jakaś część jego chciała drążyć dalej,
by poznać kilka szczegółów z życia Marcela.
-
Zawsze jesteś taki wstydliwy?
-
Może… Nie każdy musi lubić rozmawiać na takie tematy – odparł, wstając
z krzesła i idąc w stronę swojego pokoju. – Poczekaj, wezmę swój telefon.
-
Jasne, nie krępuj się – powiedział, idąc za nim i wchodząc do jego pokoju. – Tu
jest tak… zwyczajnie – stwierdził, gdy pobieżnie się rozejrzał.
- A
czego się spodziewałeś? Poza tym odpowiedz mi, dlaczego nie umiesz usiedzieć
w jednym miejscu nawet kilku sekund?
- No
już, nie denerwuj się tak. Jestem ciekawy, nic na to nie poradzę – mruknął i
podszedł do regału pełnego książek. – Fajna kolekcja. Będę mógł kiedyś
pożyczyć?
- O
ile później mi je oddasz, to tak.
-
Pewnie, że oddam – odparł i usiadł na łóżku. Nadal się rozglądał, tym razem
skupiając się na detalach. Ściany w kolorze kawy z mlekiem, biurko zawalone
zeszytami, podręcznikami i kartkami, bluzka wypełzająca z szafy, stosik
świeczek zapachowych na komodzie, kaktus na parapecie, wszystko to wydawało się
bardzo pasować do Artura. Nawet duża tablica korkowa zawalona rysunkami,
przypomnieniami o sprawdzianach czy ulotkami z kina wyglądała jak
odzwierciedlenie jego umysłu. – Ładnie tu masz. Tak przytulnie – stwierdził
i położył się, układając głowę na skrzyżowanych przedramionach. – A te
rysunki na tablicy to twoje?
- Tak.
Tylko jeden jest mojej mamy, więcej nie chciała rysować. A co?
-
Nic. Ładnie rysujesz. Masz może ten szkicownik, o którym mi kiedyś wspomniałeś?
No wiesz, ten z rysunkiem zombie.
-
Gdzieś tam jest, ale nie chce mi się go szukać. Może innym razem ci go pokażę –
odparł, choć dobrze wiedział, w której szufladzie schował zeszyt. Po prostu
wizja pokazania go komukolwiek wydała się mu najbardziej wstydliwą rzeczą, jaką
mógłby zrobić.
- To
może narysujesz coś teraz? Mnie na przykład? – nie dawał za wygraną. Cały czas
uważnie obserwował Artura, widział więc, że chłopak jest nerwowy
i z jakiegoś powodu zaczyna się stresować.
-
Czemu mnie tak o to męczysz?
- Bo
zależy mi na tym. Chcę poznać cię jak najlepiej z każdej możliwej strony. Poza
tym wiem, że masz talent, co bardzo mnie intryguje.
-
Jesteś niemożliwy – westchnął, wygrzebując ze stosu książek blok rysunkowy.
Chwilę zastanawiał się, jaki ołówek wybrać, lecz w końcu wziął ten najkrótszy,
a zarazem jego ulubiony. Podsunął się z krzesłem bliżej łóżka, po czym zaczął
uważnie przyglądać się Marcelowi. W skupieniu studiował linię jego szczęki,
delikatnie wystające kości policzkowe, duże oczy, wąskie usta, dziesiątki
drobnych piegów zdobiących jego opaloną skórę. – Nie wierzę, że to robię –
mruknął, zakłopotany, mimo to zaczął stawiać pierwsze kreski na papierze. Co
jakiś czas wracał wzrokiem na twarz Marcela, by uchwycić poszczególne
szczegóły. – Nie ruszaj się – upomniał go, przygryzając końcówkę ołówka i
odrobinę zbyt długo podziwiając delikatną zieleń tęczówek chłopaka.
-
Wybacz. Jakoś trudno mi teraz usiedzieć w jednym miejscu – szepnął, oblizując
wyschnięte wargi. Wstrzymał na chwilę oddech i zamarł, zauroczony skupieniem
malującym się na twarzy Artura.
-
Sam tego chciałeś – przypomniał mu, znów koncentrując się na rysowaniu. Robiło
mu się coraz bardziej gorąco, zaczęły mu się pocić ręce, przez co palce co
chwilę zsuwały się z trzymanego przez niego ołówka. Przełknął głośno ślinę i
wstał, zdejmując bluzę. Gdy z powrotem usiadł i spojrzał na Marcela, miał
wrażenie, że jest on idealny, aż za bardzo.
Piętnaście
minut później Artur skinął z zadowoleniem głową i odłożył ołówek na biurko.
Odetchnął głęboko i podniósł się z krzesła, próbując zignorować dziwne myśli
kłębiące się w jego głowie.
-
Skończyłem. Możesz zobaczyć, co z tego wyszło – oznajmił, nadal stojąc tyłem do
niego. – Co prawda potrzebowałbym jeszcze trochę czasu, żeby go dopracować,
ale…
-
Nie, jest piękny – powiedział Marcel, przyglądając się rysunkowi. –
Powiedziałbym nawet, że wyszedłem przystojniejszy niż jestem w rzeczywistości.
-
Jakby się dało – szepnął sam do siebie. – A właśnie, co z tą twoją zupą? –
zapytał.
-
Cholera, zapomniałem – jęknął i pacnął się w czoło, po czym pognał do kuchni.
Na szczęście nie stało się nic niepokojącego, Marcel jedynie zmniejszył gaz, zszumował
wywar i spojrzał na zegarek. – Dobra, koło drugiej zabierzemy się za resztę, na
razie mamy wolne.
-
Świetnie – stwierdził z udawaną radością, po czym usiadł na oparciu kanapy i
zsunął się po nim na dół, tak, że leżał z nogami zadartymi do góry. Zamknął
oczy, lecz nawet wtedy nie mógł pozbyć się widoku twarzy Marcela. To nic nie znaczy, bo i czemu by miało?,
zapewniał sam siebie, niezbyt skutecznie. Gdy z powrotem uchylił powieki,
zamarł, a jego ciało ogarnął paraliż. Widział jedynie te niezwykle zielone oczy
niebezpiecznie blisko jego, czuł ciepły oddech owiewający jego czoło, słyszał
ciche bicie serca gdzieś z tyłu. Wciągnął gwałtownie powietrze, lecz było to
jedyne, na co mógł się w tej chwili zdobyć. Bał się, ale tylko tego, co może
się wydarzyć. Choć jeszcze gorsza była niewiedza i świadomość, że bez względu
na to, co się stanie, nie będzie miał na to żadnego wpływu, że jedyne, co mu
pozostanie, to przyglądać się i czekać na rozwój wydarzeń.
I
właśnie dlatego jedyną reakcją na palce przeczesujące jego włosy było drżenie.
Na nic więcej nie potrafił się zdobyć. Nie wtedy, gdy te oczy wpatrywały się w
niego uważnie, nie pozwalając mu na trzeźwe myślenie. To było tak intensywne,
że Artur miał wrażenie, iż rozszarpie go na drobne kawałki. Wystarczyło
delikatne dotknięcie, a on czuł dziwne impulsy biegnące aż do jego palców u
stóp. Jego umysł przesłoniła gęsta mgła, a ucisk na klatce piersiowej zmuszał
go do oddychania przez usta, szybko i urywanie. Miał wrażenie, że nigdy się to
nie skończy, przeciągając każdą sekundę i zmieniając ją w godzinę, lecz tak się
nie stało. Marcel jak gdyby nigdy nic usiadł obok niego i zaśmiał się cicho,
nadal nie spuszczając z niego wzroku. Oblizał wargi i jeszcze raz przeczesał
jego włosy, tym razem kierując się ku policzkowi i gładząc go delikatnie. Jego
oddech także był przyspieszony, lecz to bardziej przez z trudem hamowane
podniecenie. Znów się zaśmiał, tym razem niszcząc powstałą atmosferę i
sprowadzając Artura z powrotem do rzeczywistości.
- Co… To było… - wychrypiał, lecz nie potrafił znaleźć odpowiednich słów.
-
Tylko coś sprawdzałem, nie przejmuj się tym – odparł i uśmiechnął się
tajemniczo. Artur powoli skinął głową, choć tak naprawdę wiedział, że nie tylko o to
chodziło. Nie miał jednak ochoty na drążenie tego tematu, przynajmniej nie
teraz.
Jak nie teraz, to kiedy?, pomyślał, wzdychając
ciężko, i po raz kolejny zastanawiając się, czym sobie na to wszystko zasłużył.
Levi idealnie pokazuje reakcję Marcela na Artura XD
A na koniec L ze specjalną dedykacją dla Kunoichi.
Też uwielbiam tego gościa. Tym bardzie na tym gifie, bo jego twarz mówić coś typu "śmiesz mówić do mnie, dzifko?"
No. Ogólnie to zastanawiam się, w jakim kierunku zmierza to opko... I dlaczego jestem tak bardzo niezadowolona z tego rozdziału...
A tak jeszcze ogólnej, to mam już palny dotyczące Darka i mamy Artura, które już niedługo zacznę wdrażać w życie. Anka też będzie jeszcze wpadać, i to nie raz, to będzie taki niszczyciel atmosfery i wprowadzacz zamętu i grozy :D No i zacznie się też mnożyć coraz śmielszych scen z Marcelem i Arczim, ale to już się chyba każdy domyślił. Mam tylko nadzieję, że się nie porzygacie od nadmiaru słodyczy, którą od czasu do czasu mam zamiar tu wpleść.
Odniosę się jeszcze do fragmentu komentarza z poprzedniej notki:
"Szkoda, że Artur nie chciał iść do Marcela, kiedy zaczęło padać. Oni byliby zmoknięci i wiesz, pożyczanie sobie ubrań, ciepła herbatka i siedzenie razem pod kocykiem ( ͡° ͜ʖ ͡°) "
Na początku była taka wersja, że oni sobie idą, nagle zaczyna padać, oni biegną, przypadkowo dom Marcela jest blisko, więc się w nim chowają przed deszczem, później każdy gapi się na klatę tego drugiego, ogólna gejoza, ale pomyślałam sobie, że ni czas to, ni miejsce... Ale nie ma się co martwić, przyjdzie pora i na to c:
To chyba tyle.
A teraz wracam do oglądania "Teen Wolf".
Do następnej notki, Towarzysze! ♥
Nie trzeba mieć konta na Instagramie, żeby oglądać czyjeś zdjęcia na Instagramie. :)
OdpowiedzUsuńA George'a Webstera kocham za jego oczy. :D
https://www.instagram.com/p/BFzdFZ6QHo7/
https://www.instagram.com/p/0uh1hSwHql/
https://www.instagram.com/p/4MqF70wHhe/
Wpis przeczytam jutro po pracy. Teraz nie mam czasu. Zawsze jestem zalatana w godzinach nocnych.
Pozdrawiam ciepło.
~Arco Iris
No na Instagrama akurat można wbić bez konta, ale na inne tego typu strony już niekoniecznie. Co prawda nie pamiętam ich nazw, no ale... Chodziło mi raczej o to, że posiadanie konta to duży plus, bo ma się jakoś tak poukładane to wszystko, można być bardziej na bieżąco, takie rzeczy.
UsuńA tak poza tym to nie dziwię się, że podobają Ci się jego oczy. Ja ogólnie mam fioła na punkcie niebieskich tęczówek, a jego mają bardzo ładną barwę, taką intensywną. Przynajmniej na tym drugim zdjęciu. No i ma dość duże oczy, co już w ogóle jest mega fajne :3
Zgłodniałam xd Ryż i kurczak <3
OdpowiedzUsuńMarcel męczy Artura, nie widzi, jaki ten jest zagubiony? Ciekawe ile czasu minie, zanim się zorientuje, że koledzy tak na siebie nie reagują.
Uśmiechałam się jak głupia do telefonu przy ostatniej scenie, to bylo takie słodkie! Jeszcze ten pierwszy obrazek :3
Keke kawałek mojego komentarza tam jest, co za wyróżnienie >u<
Chcę już kolejny rozdział i więcej słodkiego Artura <3
Ech, nie uwierzysz, ile musiałam się naszukać, żeby znaleźć odpowiednie przepisy... W każdym razie Marcel upichci coś z kuchni włoskiej (choć przejrzałam i francuską, i hiszpańską).
UsuńNo i Marcel to Marcel. Namolna przylepa, co to nie umie trzymać łap przy sobie. Poza tym o to mu właśnie chodzi, żeby wywrzeć nacisk na Arturze, pchnąć go do działania. W końcu jego celem jest wyrwanie Arcziego, robi więc chłopak co może.
No i musiałam jakoś nawiązać do komentarzy z poprzedniej notki, bo na żaden nie odpisałam. Tak już jakoś mam, że jak zostawię Was bez odpowiedzi, to czuję się jakoś tak niekomfortowo. I chociaż nie wiem, czy ktokolwiek czyta te odpowiedzi, to i tak czuję, że warto je pisać :')
Dziękuję za L'a :3
OdpowiedzUsuńSłodycz i cukier zawsze mile widziana <3
Kurczę, ja ja uwielbiam zmieszanego Artura!
I burczący brzuch <3
„Chcę zostań kucharzem, a co za tym idzie pragnę karmić ludzi” <3 naprawdę???
Nie znosze rozmoczonych płatków :D
To cudowne, jaki Artur staje się potulny i grzeczny w obecności Marcela :D
Jaki on jest zaradny i mądry <3 ach, ten kapitan <3 w ogóle, zakupy <3 i gburowata babka. Też czasem takie spotykam :D Cóż, życie.
Aaaaawwwww, będzie gotować dla Artura!!! <3
Ja pierdzielę, Marcel w fartuszku! <3
1ale serduszkuję w tym komentarzu:)
Kocham wydymanie policzków! <3 zwłaszcza, jeśli robi to ukeś.
Może Marcel ma ADHD? :D
Plus za kaktusa :D
Rysowanko! Kocham. Marcel ma piegi??? Kolejny plus dla niego :D
…
< zamiera >
przeczesywanie włosów <3
zielone oczy <3
Pięknie ci wyszła ta scena <3 taka zmysłowa i delikatna :3
„Tylko coś sprawdzałem” - ty cwaniaczku!!!
A czemu jesteś niezadowlona z rozdziału? Ja jestem, i to bardzo!
Ereri nie szipuję, więc obrazka nie skomentuję :D #forever Eruri :D
**I mała uwaga: ciuchy można wkładać, nie ubierać.
Czekam na ciąg dalszy <3
Kuncia
Zgadzam się, rozmoczone płatki to zło. No ale Artur doszedł do wniosku, że lepsze to niż burczący brzuch i głód.
UsuńNo i tak poza tym, to Marcel zaczyna wchodzić w fazę troszczenia się o Artura. Tu obiadek, tam jeszcze coś, i tak się to będzie zbierało. Ech, mam już tyle pomysłów, ale są one zbyt zaawansowane jak na obecny rozwój fabuły, i już sama nie wiem, co wymyślać... No ale nic, na pewno będzie dużo władczego Marcela, bo uwielbiam go takiego opisywać. No i Artura, jak na to reaguje :D
Z rozdziału jestem niezadowolona dlatego, że jedną część napisałam wcześniej, a drugą już tego samego dnia, w którym wstawiłam notkę. No i przez ten odstęp czasowy, a także kompletnie inne nastroje, jakie mi towarzyszyły podczas pisania (muzyka też zrobiła swoje) mam wrażenie, że jakoś tak mi się to rozwarstwiło, zostawiło jakąś granicę, która wyraźnie oddziela te dwie części. Być może to tylko moje odczucie i wcale tak nie jest, nie wiem. Kiedyś przeczytam to raz jeszcze, to się dowiem.
W każdym razie cieszę się, że tak odebrałaś tę ostatnią scenę. Bo w sumie miało być między nimi takie napięcie, jeszcze silniejsze niż wtedy, gdy Artur rysował Marcela. Chyba wyszło, tym bardziej, że ten właśnie fragment tworzyłam zupełnie pod wpływem chwili i właściwie nie zastanawiałam się nad tym głębiej. Nawet nie było tego w planach, to miał być dla Artura niezgejowany dzień. No niestety, nie wyszło >.>
A co do pierwszego obrazka, to znalazłam go przypadkowo, i wiedziałam, że muszę go wstawić. Tak naprawdę jakoś niespecjalnie rozumiem paringi z Shingeki no Kyojin i nie jestem fanką żadnego z nich. Owszem, lubię popatrzeć, czasami coś przeczytam, ale to tak z ciekawości. Albo z nudów. A jeśli już miałabym wybrać jakiś paring, to Erwin x Levi...
I dzięki za uwagę, choć teraz się zastanawiam, gdzie i ile razy tak napisałam... Bo już dużo razy czytałam, że nie ubiera się czegoś, tylko właśnie wkłada, a ubranie np. bluzki to z jakiejś gwary i w standardowej polszczyźnie nie jest dopuszczany taki zapis... No ale zawsze te głupie przyzwyczajenia biorą górę i nie potrafię ich tak szybko z siebie wykorzenić. W każdym razie będę nad tym pracować i mam nadzieję, że w końcu odniosę jakieś efekty.
No i jeśli zauważysz jeszcze kiedyś jakieś takie błędy, to pisz śmiało, bo dzięki temu będę mogła unikać ich w przyszłości :)
"Przerwałeś mi w jedzeniu śniadania" - Można przerwać komuś coś, lub przeszkodzić w czymś. Przerwać w czymś nie można. :D
OdpowiedzUsuń"Chcę zostań kucharzem, a co za tym idzie pragnę karmić ludzi." - Chcę zostań. :D
Czułam, się jakbym oglądała "Top Chefa", Nigellę, albo innego Jamiego Oliviera... Słabo trochę. Ja tu na AKCJĘ liczyłam!
"- Fajna kolekcja. Będę mógł kiedyś pożyczyć?
- O ile później mi je oddasz, to tak." - Znam z autopsji. Moja koleżanka kiedyś pożyczyła ode mnie książkę, wyjechała z nią do innego miasta, gdzie bez pytania mnie o zdanie pożyczyła ją jakiejś swojej koleżance, której nie widziała na oczy, a w końcu z łaski mi ją oddała zalaną kawą, a jak jej zwróciłam uwagę, to mi oświadczyła, że "Sama nie mieszka". :/
~Arco Iris
Czytam pierwsze zdanie Twojego komentarza. Po pięciu minutach mój mózg wreszcie ogarnia, o co chodzi i zauważam popełniony przeze mnie błąd. Muszę zacząć dokładniej analizować to, co wstawiam, bo później mi wychodzą takie cosie... A błąd wziął się z tego, że pewnie w połowie zdania zmieniłam koncepcję, bo serio nie ma ono sensu, co widać. I to "Chcę zostań" też muszę poprawić, wstyd się przyznać, ale poprzednim razem zapomniałam o tym i tak zostało...
UsuńNo i sorka, wiem, że nuda, a to gotowanie to już w ogóle, no ale po prostu nie mogę tego za szybko rozegrać. Sama czasami się już męczę i chcę przejść do konkretów, ale na razie jeszcze trzeba się będzie pomęczyć z takimi podchodami. Ale obiecuję, że kolejne rozdziały będą bardziej ciekawe, w końcu już niedługo chłopaki mają wakacje, a co za tym idzie duużo czasu na spotkania, rozmowy, podrywanie...
A takich sytuacji to nie lubię. Od kiedy w podstawówce pożyczyłam koleżance książkę z biblioteki (była potrzebna do przedstawienia) i odzyskałam ją po dwóch miesiącach (po drodze słuchając opowieści, że ona jej przecież nie ma i mi ją oddała, po czym znalazła ją w swojej szafie na ubrania), przestałam z taką ufnością pożyczać rzeczy innym, szczególnie takie, na jakich mi zależy. Więc na Twoim miejscu pewnie już bym nie dała takiej koleżance niczego, w dodatku by się obowiązkowo nasłuchała moich żali i pretensji. Bo jeśli chodzi o książki, to nie ma litości c:
Informuję na wszelki wypadek, że jest nowa piątka, skoro ten blogspot ma opóźniony zapłon i informuje po paru godzinach. :)
OdpowiedzUsuńpodpisane-ty-wiesz-kto.blog.pl
~Arco Iris
Wpadłam przypadkiem ramach poszukiwań jakiejś przyjemnej gejozy... Przede wszystkim zachęciło mnie, że opowiadanie ciągle wychodzi... chociaż "mój urok" działa- jak mi się spodobało, to coś się zjebało. Opowiadanie jest fajne klimatyczne, z fajnym pomysłem (byłam ciekawa jak się wytłumaczy Marce!), rozwijało się wolno, ale z wyczuciem i zdecydowanie ma to coś. A ty przerywasz, jak dochodzi do najlepszej fazy czyli zdobywania i zakochiwania się. Marcel jest przeuroczy i zachwycający w swoim zdeterminowaniu:) A Artur to moja pokrewna dusza (nieśmiały introwertyk) wiec wiesz... PISZ! dużo, często:) bo wiesz, jak za bardzo odpuścisz, to dopiero nie będzie ci się chciało... a byłoby naprawdę szkoda!
OdpowiedzUsuńŻyczę weny kilogramami mierzonej:D
pozdrawiam
Iffy
Przede wszystkim witam Cię, nowa czytelniczko, na moim blogu! :D
UsuńCieszę się, że podoba Ci się to opowiadanie, tym bardziej, że jest to mój pierwszy tak długi twór, i bardzo się staram, żeby utrzymał on jak najwyższy poziom. Zdaję sobie sprawę, że teraz, gdy ma się zacząć najwięcej dziać, nawalam i długo nie wrzucam niczego nowego, ale czasem tak bywa... Ale pocieszę Cię (i siebie przy okazji), że właśnie pracuję nad kolejną notką, i już niedługo powinnam ją skończyć. Nie wiem, kiedy będzie się jej można spodziewać na blogu, mam nadzieję, że jak najszybciej. A tak poza tym to nie ma się co martwić, ja potrafię na luzie skończyć opowiadania, które kiedyś zaczęłam (czyt. jakiś rok temu na przykład),także nawet jeśli na jakiś czas miałabym zawiesić "Życie online" (czego absolutnie nie mam zamiaru robić), to i tak je w końcu skończę. Także spokojnie, już niedługo doczekasz się długo wyczekiwanego "zdobywania i zakochiwania się" :3
PS. Artur to też i moja pokrewna dusza, często podczas pisania zastanawiam się "jak ja bym to zrobiła/powiedziała/pomyślała. Także ten, introwertycy, łączmy się XD