Mężczyzna odziany w czerń usiadł na
ławce. Wyciągnął z kieszeni jedwabną chusteczkę i starł nią resztki krwi z
policzka. Dla mijających go ludzi był tylko cieniem, migoczącą plamą w
najdalszym zakątku oka. Jedynie mały sześcioletni chłopiec stanął naprzeciw niego.
Z szeroko otwartymi oczyma i rozchylonymi wargami przyglądał mu się, próbując
ogarnąć go swym małym rozumkiem. Mężczyzna wstał i podszedł do niego powolnym
krokiem, a gdy zrównał się z nim, złapał go za rączkę.
- Czy chcesz pójść ze mną? – zapytał, a
jego źrenice zwężyły się jak u kota.
Chłopiec skinął głową i mocno zacisnął
palce na dużej i zimnej dłoni.
- A gdzie twoja mamusia i tatuś?
Zostawili cię samego? – Zaciekawienie w jego głosie było jak najbardziej
udawane, gdyż od kilkunastu sekund miał swobodny dostęp do jego umysłu, dzięki
czemu wiedział o chłopcu wszystko.
- Mama posła kupić chleb dla kaczuszek –
wyjaśnił i zaśmiał się, jakby samo wyobrażenie tej czynności sprawiało mu
radość.
- Ach tak. A tatuś został w domu z twoją
młodszą siostrzyczką, czyż nie? – zagadnął, pociągając go lekko i dając do
zrozumienia, by zaczął iść. Chłopiec przytaknął ochoczo i zaczął podskakiwać,
jakby zwyczajne stawianie kroków było dla niego zbyt proste i nudne. –
I co? Nie będzie im smutno bez ciebie?
- E tam. Jestem jus duzy, mogę pobawić
się sam. – Jego śmiech znowu rozbrzmiał na ulicy, będąc niczym kaskada pereł
sypiących się na złote płytki ksylofonu.
- A ja myślę, że całkiem mały z ciebie
brzdąc. Ledwo od ziemi odrastasz – mruknął i zmierzwił mu włosy, co
jeszcze bardziej rozbawiło malca. Przez chwilę szli w ciszy, lecz w końcu
chłopczyk nie wytrzymał i zadał nurtujące go pytanie.
- Dlaczego jesteś smutny?
- A dlaczego miałbym być smutny w tak
miłym towarzystwie? – odparł pytaniem na pytanie i spojrzał na niego. – Nie
martw się mną, nie ma takiej potrzeby.
- Mamusia mówiła, ze jak ktoś jest
szczęśliwy, to się uśmiecha – nie dawał za wygraną. Mężczyzna stanął i kucnął
przed chłopcem, dzięki czemu ich twarze były na tym samym poziomie.
- Musisz wiedzieć, że nie zawsze uśmiech
oznacza szczęście, tak samo jak jego brak nie świadczy jednoznacznie o smutku –
powiedział, kładąc mu dłoń na ramieniu. – Poza tym ja nie potrafię się
uśmiechnąć, wiesz? Tak już mam.
- A teraz potrafisz? – zapytał, unosząc
kąciki jego ust palcami, po czym zachichotał, gdyż powstały grymas prezentował
się komicznie. – Mój pies też tak wyglądał, jak mu to robiłem! – wykrzyknął,
zachwycony, i klasnął w dłonie. – Czy Biszkopt może pójsć z nami?
- Przepraszam, ale na razie nie mam
Biszkopta na mojej liście. Pewnie wrócę po niego za jakiś czas, nie martw się.
- Ale zobaczę go jescze?
- Każde rozstanie ostatecznie kończy się
ponownym spotkaniem – stwierdził nostalgicznie. – Powiedz mi, teleportowałeś
się już kiedyś?
- Telportowałem?
- No wiesz, jesteś tu, a za chwilę
znajdujesz się w zupełnie innym miejscu.
- Tak! Telportowałem się samochodem, raz
nawet pociągiem! – pisnął, zachwycony, że może się tym pochwalić.
- E tam samochód. Pokażę ci coś
lepszego. Chcesz?
- Tak, tak! Pokaż mi! Pokaż!
- Zatem złap mnie mocno za rękę i w
żadnym wypadku nie puszczaj – nakazał, podając mu dłoń i czekając, aż mocno ją
uściśnie. – Policz do trzech.
- Laz, dwa, tsy! – krzyknął, i zacisnął
oczy, czekając, co się wydarzy.
- Możesz otworzyć – szepnął mężczyzna. Chłopiec
powoli uchylił powieki, po czym wydał z siebie ciche westchnienie.
- Gdzie jesteśmy?
- To Administracja. Pracuje tu mój
przyjaciel, który musi spisać każdego, kto tu przybywa. Jak już to zrobi,
pokażę ci jeszcze fajniejsze miejsce – wyjaśnił i zaprowadził brzdąca do
biurka.
- Jaki fajny! – Mówiąc to niemal
zachłysnął się powietrzem, przez co zakaszlał cicho, a jego oczy zaszkliły się.
- Cześć, młody. Nazywam się Mroczny, a
ty?
- Bruno – odpowiedział, starając się, by
jak najlepiej wymówić r w swoim imieniu, co nadal przychodziło mu z lekkim
trudem.
- Cześć, Bruno. Masz ty jakieś nazwisko?
Pewnie masz, skoro taki fajny z ciebie chłopak.
- Schulz – powiedział po chwili
zastanowienia. – A czemu możesz mówić, jak masz buzię zsytą? – zrewanżował się
pytaniem, po którym Mroczny wybuchnął gromkim śmiechem.
- To taka moja magia, wiesz? – mruknął
tajemniczo i wykonał swój sławny uśmiech.
- A naucysz tego pana jak się uśmiechać?
– poprosił, wskazując rączką na Śmierć, który stał za nim, nadal trzymając jego dłoń.
- Od tysięcy lat próbuję, ale twardy z
niego zawodnik.
- To chyba długo – stwierdził z powagą i
pokiwał głową z uznaniem. – Musisz się bardziej starać – zbeształ mężczyznę i
uśmiechnął się do niego, jakby miał nadzieję, że złamie tym krążącą nad nim antyuśmiechową
klątwę.
Śmierć pokiwał tylko głową i wziął Bruna
na ręce, sadzając go sobie na przedramieniu.
- Wpisz mu w dacie urodzenia siódmy
marca dwa tysiące dziesiątego – powiedział do Mrocznego, który od razu spełnił
jego polecenie.
- Następną datę znam… A zamiast zawodu
napiszę dziecko – szepnął bardziej do siebie niż do znajdujących się w
pomieszczeniu osób. – No, skończyłem. Pewnie jesteś ciekawy, co cię teraz…
czeka? – zawahał się, widząc chłopca przytulonego do piersi Śmierci i śpiącego
w najlepsze w jego ramionach.
- Czasem się to zdarza, gdy dusza nie
wie, że umarła. No wiesz, zachowują swoje ludzkie odruchy.
- Tak, wiem. Po prostu… słodko razem
wyglądacie – jęknął rozczulonym głosem. – Aż trudno uwierzyć, że gdzieś tam na
Ziemi rodzice opłakują tego dzieciaka.
- Przecież w końcu do niego dołączą, nie
ma co rozpaczać.
- Łatwo ci mówić, skoro wiesz, co tak
naprawdę dzieje się po śmierci.
- Może i coś w tym jest – mruknął i
spojrzał na śpiącego w najlepsze Bruna. – Zaraz wrócę – powiedział i wszedł do
garderoby, gdzie pstryknięciem palców zmienił ubranie chłopca na białą tunikę,
która obowiązywała podczas Sądu, po czym poszedł dalej, aż pod drzwi prowadzące
do siedziby Boga. Zapukał w nie delikatnie, a gdy się otworzyły, wszedł do
środka. – Szefie, przyprowadziłem Brunona Schulza – oświadczył, stając na
środku pomieszczenia.
- Posadź go w fotelu i wyjdź.
- Jak chcesz – odparł obojętnie i ułożył
chłopca na miękkim siedzisku. Odgarnął mu z twarzy jasne kosmyki i
pogłaskał go przelotnie po policzku, po czym wyszedł.
Gdy z powrotem wrócił do Mrocznego,
wyciągnął z kieszeni swój notes i skreślił w nim jedno z nazwisk.
- Nadal nie mogę uwierzyć, że uwielbiasz
to robić – zagadnął go Grabarz, kładąc nogi na biurku i obserwując go zza
opadających na oczy włosów.
- Robić co?
- Zabierać dzieci.
- One, w przeciwieństwie do dorosłych,
są szczere i nikogo nie udają. No i nie widzą we mnie jedynie potwora.
- Ja też go w tobie nie widzę, a jestem
dorosły – stwierdził i zaśmiał się ledwo słyszalnie.
- Ty to co innego. Jesteś moim
przyjacielem, a przyjaciele akceptują siebie takimi, jakimi są.
- Miło, że tak uważasz – powiedział i
przywołał go do siebie ruchem dłoni. Gdy zobaczył na jego twarzy zawahanie,
przewrócił oczami i ponaglił go ruchem głowy. – No już, chodź tu. To zajmie
tylko chwilę.
- Co zajmie tylko chwilę? – zapytał,
lecz, zamiast odpowiedzieć, Mroczny przyciągnął go do siebie i złożył delikatny
pocałunek na jego policzku. – To było…
- Wspaniałe? Przyjemne? Doskonałe?
Bezbłędne? Rewelacyjne? Pierwszorzędne?
- Po prostu… miłe – przerwał mu
wyliczanie i odsunął się od niego na stosowną odległość. – Muszę już iść, praca
czeka – powiedział i, zanim Mroczny zdążył odpowiedzieć, teleportował się w
kolejne miejsce.
Koniec.
Żeby nie było tak smutno, że dzieciorka uśmierciłam, wstawiam gupi obrazek na rozluźnienie XD
A tak serio to wreszcie spełniłam swoje marzenie i ziściłam wizję dotyczącą tworu, który powstał dawno temu. Także ten, przedstawiam państwu kolejną serię, a tak to przynajmniej nazwijmy. Bo, przyznaję szczerze, nie rozwinie się z tych opowiadań nić większego. Ot, taki zbiór opek, w których opisywać będę jakieś tam sytuacje. Także nie spodziewajcie się po tym wyszukanej fabuły i wgl, bo nie będzie tu tego. No, takie wyjaśnienie chyba wystarczy.
A tak w ogóle to zawsze narzekam na WOS, a dzięki niemu zaczęłam pisać tego one shota, co z kolei doprowadziło do oficjalnego powstania tej serii.
I sorka wszystkim, którzy uparcie wypatrują "Życia Online", a się doczekać nie mogą i wiecznie dostają takie cosie zamiast wymarzonego opka :D Ale to zajęło mi jakieś 40 minut, a nad "Życiem..." to ja muszę jednak dłużej posiedzieć, żeby coś sensownego wycisnąć.
Podobało mi się. Co prawda na samym początku myślałem, że Śmierć to jakiś zbok, iż dziecioka zabiera, ale zrobiła się z tego urocza historia.
OdpowiedzUsuńSystem rozwaliła jednak foka. To jej szalone spojrzenie. :)
No bo w sumie to miał być na początku taki chory twór, ale w pewnym momencie stwierdziłam, że jednak napiszę takie coś. Także na początku faktycznie widać zadatki na pedofilską historyjkę czy coś równie dziwnego XD
OdpowiedzUsuńA ta foka początkowo mnie przerażała, ten facet tak samo. Teraz mogę się już tylko z tego śmiać :D
Wgl muszę kiedyś napisać ten tekst w jakimś opku XD Żeby było mega romantiko >.<
O. Dobrze trafiłam. Takie akurat w klimatach Halloween. :) Chociaż ja nie przepadam za taką tematyką i fantastyką ogółem też.
OdpowiedzUsuńNa drugim blogu jakiś czas temu dodałam wpis niezwiązany z fabułą. Jak chcesz to zajrzyj.
~Arco Iris