Menu

poniedziałek, 24 października 2016

Im człowiek starszy, tym Śmierć straszniejszy...



Mężczyzna odziany w czerń usiadł na ławce. Wyciągnął z kieszeni jedwabną chusteczkę i starł nią resztki krwi z policzka. Dla mijających go ludzi był tylko cieniem, migoczącą plamą w najdalszym zakątku oka. Jedynie mały sześcioletni chłopiec stanął naprzeciw niego. Z szeroko otwartymi oczyma i rozchylonymi wargami przyglądał mu się, próbując ogarnąć go swym małym rozumkiem. Mężczyzna wstał i podszedł do niego powolnym krokiem, a gdy zrównał się z nim, złapał go za rączkę.
- Czy chcesz pójść ze mną? – zapytał, a jego źrenice zwężyły się jak u kota.
Chłopiec skinął głową i mocno zacisnął palce na dużej i zimnej dłoni.
- A gdzie twoja mamusia i tatuś? Zostawili cię samego? – Zaciekawienie w jego głosie było jak najbardziej udawane, gdyż od kilkunastu sekund miał swobodny dostęp do jego umysłu, dzięki czemu wiedział o chłopcu wszystko.
- Mama posła kupić chleb dla kaczuszek – wyjaśnił i zaśmiał się, jakby samo wyobrażenie tej czynności sprawiało mu radość.
- Ach tak. A tatuś został w domu z twoją młodszą siostrzyczką, czyż nie? – zagadnął, pociągając go lekko i dając do zrozumienia, by zaczął iść. Chłopiec przytaknął ochoczo i zaczął podskakiwać, jakby zwyczajne stawianie kroków było dla niego zbyt proste i nudne. – I co? Nie będzie im smutno bez ciebie?
- E tam. Jestem jus duzy, mogę pobawić się sam. – Jego śmiech znowu rozbrzmiał na ulicy, będąc niczym kaskada pereł sypiących się na złote płytki ksylofonu.
- A ja myślę, że całkiem mały z ciebie brzdąc. Ledwo od ziemi odrastasz – mruknął i zmierzwił mu włosy, co jeszcze bardziej rozbawiło malca. Przez chwilę szli w ciszy, lecz w końcu chłopczyk nie wytrzymał i zadał nurtujące go pytanie.
- Dlaczego jesteś smutny?
- A dlaczego miałbym być smutny w tak miłym towarzystwie? – odparł pytaniem na pytanie i spojrzał na niego. – Nie martw się mną, nie ma takiej potrzeby.
- Mamusia mówiła, ze jak ktoś jest szczęśliwy, to się uśmiecha – nie dawał za wygraną. Mężczyzna stanął i kucnął przed chłopcem, dzięki czemu ich twarze były na tym samym poziomie.
- Musisz wiedzieć, że nie zawsze uśmiech oznacza szczęście, tak samo jak jego brak nie świadczy jednoznacznie o smutku – powiedział, kładąc mu dłoń na ramieniu. – Poza tym ja nie potrafię się uśmiechnąć, wiesz? Tak już mam.
- A teraz potrafisz? – zapytał, unosząc kąciki jego ust palcami, po czym zachichotał, gdyż powstały grymas prezentował się komicznie. – Mój pies też tak wyglądał, jak mu to robiłem! – wykrzyknął, zachwycony, i klasnął w dłonie. – Czy Biszkopt może pójsć z nami?
- Przepraszam, ale na razie nie mam Biszkopta na mojej liście. Pewnie wrócę po niego za jakiś czas, nie martw się.
- Ale zobaczę go jescze?
- Każde rozstanie ostatecznie kończy się ponownym spotkaniem – stwierdził nostalgicznie. – Powiedz mi, teleportowałeś się już kiedyś?
- Telportowałem?
- No wiesz, jesteś tu, a za chwilę znajdujesz się w zupełnie innym miejscu.
- Tak! Telportowałem się samochodem, raz nawet pociągiem! – pisnął, zachwycony, że może się tym pochwalić.
- E tam samochód. Pokażę ci coś lepszego. Chcesz?
- Tak, tak! Pokaż mi! Pokaż!
- Zatem złap mnie mocno za rękę i w żadnym wypadku nie puszczaj – nakazał, podając mu dłoń i czekając, aż mocno ją uściśnie. – Policz do trzech.
- Laz, dwa, tsy! – krzyknął, i zacisnął oczy, czekając, co się wydarzy.
- Możesz otworzyć – szepnął mężczyzna. Chłopiec powoli uchylił powieki, po czym wydał z siebie ciche westchnienie.
- Gdzie jesteśmy?
- To Administracja. Pracuje tu mój przyjaciel, który musi spisać każdego, kto tu przybywa. Jak już to zrobi, pokażę ci jeszcze fajniejsze miejsce – wyjaśnił i zaprowadził brzdąca do biurka.
- Jaki fajny! – Mówiąc to niemal zachłysnął się powietrzem, przez co zakaszlał cicho, a jego oczy zaszkliły się.
- Cześć, młody. Nazywam się Mroczny, a ty?
- Bruno – odpowiedział, starając się, by jak najlepiej wymówić r w swoim imieniu, co nadal przychodziło mu z lekkim trudem.
- Cześć, Bruno. Masz ty jakieś nazwisko? Pewnie masz, skoro taki fajny z ciebie chłopak.
- Schulz – powiedział po chwili zastanowienia. – A czemu możesz mówić, jak masz buzię zsytą? – zrewanżował się pytaniem, po którym Mroczny wybuchnął gromkim śmiechem.
- To taka moja magia, wiesz? – mruknął tajemniczo i wykonał swój sławny uśmiech.
- A naucysz tego pana jak się uśmiechać? – poprosił, wskazując rączką na Śmierć, który stał za nim, nadal trzymając jego dłoń.
- Od tysięcy lat próbuję, ale twardy z niego zawodnik.
- To chyba długo – stwierdził z powagą i pokiwał głową z uznaniem. – Musisz się bardziej starać – zbeształ mężczyznę i uśmiechnął się do niego, jakby miał nadzieję, że złamie tym krążącą nad nim antyuśmiechową klątwę.
Śmierć pokiwał tylko głową i wziął Bruna na ręce, sadzając go sobie na przedramieniu.
- Wpisz mu w dacie urodzenia siódmy marca dwa tysiące dziesiątego – powiedział do Mrocznego, który od razu spełnił jego polecenie.
- Następną datę znam… A zamiast zawodu napiszę dziecko – szepnął bardziej do siebie niż do znajdujących się w pomieszczeniu osób. – No, skończyłem. Pewnie jesteś ciekawy, co cię teraz… czeka? – zawahał się, widząc chłopca przytulonego do piersi Śmierci i śpiącego w najlepsze w jego ramionach.
- Czasem się to zdarza, gdy dusza nie wie, że umarła. No wiesz, zachowują swoje ludzkie odruchy.
- Tak, wiem. Po prostu… słodko razem wyglądacie – jęknął rozczulonym głosem. – Aż trudno uwierzyć, że gdzieś tam na Ziemi rodzice opłakują tego dzieciaka.
- Przecież w końcu do niego dołączą, nie ma co rozpaczać.
- Łatwo ci mówić, skoro wiesz, co tak naprawdę dzieje się po śmierci.
- Może i coś w tym jest – mruknął i spojrzał na śpiącego w najlepsze Bruna. – Zaraz wrócę – powiedział i wszedł do garderoby, gdzie pstryknięciem palców zmienił ubranie chłopca na białą tunikę, która obowiązywała podczas Sądu, po czym poszedł dalej, aż pod drzwi prowadzące do siedziby Boga. Zapukał w nie delikatnie, a gdy się otworzyły, wszedł do środka. – Szefie, przyprowadziłem Brunona Schulza – oświadczył, stając na środku pomieszczenia.
- Posadź go w fotelu i wyjdź.
- Jak chcesz – odparł obojętnie i ułożył chłopca na miękkim siedzisku. Odgarnął mu z twarzy jasne kosmyki i pogłaskał go przelotnie po policzku, po czym wyszedł.
Gdy z powrotem wrócił do Mrocznego, wyciągnął z kieszeni swój notes i skreślił w nim jedno z nazwisk.
- Nadal nie mogę uwierzyć, że uwielbiasz to robić – zagadnął go Grabarz, kładąc nogi na biurku i obserwując go zza opadających na oczy włosów.
- Robić co?
- Zabierać dzieci.
- One, w przeciwieństwie do dorosłych, są szczere i nikogo nie udają. No i nie widzą we mnie jedynie potwora.
- Ja też go w tobie nie widzę, a jestem dorosły – stwierdził i zaśmiał się ledwo słyszalnie.
- Ty to co innego. Jesteś moim przyjacielem, a przyjaciele akceptują siebie takimi, jakimi są.
- Miło, że tak uważasz – powiedział i przywołał go do siebie ruchem dłoni. Gdy zobaczył na jego twarzy zawahanie, przewrócił oczami i ponaglił go ruchem głowy. – No już, chodź tu. To zajmie tylko chwilę.
- Co zajmie tylko chwilę? – zapytał, lecz, zamiast odpowiedzieć, Mroczny przyciągnął go do siebie i złożył delikatny pocałunek na jego policzku. – To było…
- Wspaniałe? Przyjemne? Doskonałe? Bezbłędne? Rewelacyjne? Pierwszorzędne?
- Po prostu… miłe – przerwał mu wyliczanie i odsunął się od niego na stosowną odległość. – Muszę już iść, praca czeka – powiedział i, zanim Mroczny zdążył odpowiedzieć, teleportował się w kolejne miejsce.


Koniec.

Żeby nie było tak smutno, że dzieciorka uśmierciłam, wstawiam gupi obrazek na rozluźnienie XD

A tak serio to wreszcie spełniłam swoje marzenie i ziściłam wizję dotyczącą tworu, który powstał dawno temu. Także ten, przedstawiam państwu kolejną serię, a tak to przynajmniej nazwijmy. Bo, przyznaję szczerze, nie rozwinie się z tych opowiadań nić większego. Ot, taki zbiór opek, w których opisywać będę jakieś tam sytuacje. Także nie spodziewajcie się po tym wyszukanej fabuły i wgl, bo nie będzie tu tego. No, takie wyjaśnienie chyba wystarczy.
A tak w ogóle to zawsze narzekam na WOS, a dzięki niemu zaczęłam pisać tego one shota, co z kolei doprowadziło do oficjalnego powstania tej serii.
I sorka wszystkim, którzy uparcie wypatrują "Życia Online", a się doczekać nie mogą i wiecznie dostają takie cosie zamiast wymarzonego opka :D Ale to zajęło mi jakieś 40 minut, a nad "Życiem..." to ja muszę jednak dłużej posiedzieć, żeby coś sensownego wycisnąć.

3 komentarze:

  1. Podobało mi się. Co prawda na samym początku myślałem, że Śmierć to jakiś zbok, iż dziecioka zabiera, ale zrobiła się z tego urocza historia.
    System rozwaliła jednak foka. To jej szalone spojrzenie. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No bo w sumie to miał być na początku taki chory twór, ale w pewnym momencie stwierdziłam, że jednak napiszę takie coś. Także na początku faktycznie widać zadatki na pedofilską historyjkę czy coś równie dziwnego XD

    A ta foka początkowo mnie przerażała, ten facet tak samo. Teraz mogę się już tylko z tego śmiać :D
    Wgl muszę kiedyś napisać ten tekst w jakimś opku XD Żeby było mega romantiko >.<

    OdpowiedzUsuń
  3. O. Dobrze trafiłam. Takie akurat w klimatach Halloween. :) Chociaż ja nie przepadam za taką tematyką i fantastyką ogółem też.
    Na drugim blogu jakiś czas temu dodałam wpis niezwiązany z fabułą. Jak chcesz to zajrzyj.

    ~Arco Iris

    OdpowiedzUsuń