Menu

niedziela, 15 listopada 2015

Więzień we własnym domu, część 14.

            W końcu nadszedł czas wyjazdu Torisa. Nie mogę powiedzieć, że całkowicie się z tego cieszyłem, ale odczuwałem dość dużą ulgę. Wreszcie mogłem przestać pilnować się na każdym kroku, a i Iwan na pewno nieco wyluzuje, zwolniony z pokazywania na każdym korku swojej dominacji.
            - Czołem, panie Braginski! – wykrzyknął Toris, machając wolną ręką.
            - Idź już. Przed tobą długa droga, do Moskwy daleko.
            - Pan się nie martwi, zdążę – odpowiedział z uśmiechem i mrugnął do mnie porozumiewawczo. Gdy Iwan odwrócił na chwilę wzrok, mój przyjaciel posłał w moją stronę całusa, ciesząc się przy tym jak dziecko. Lekko zarumieniony, pokręciłem głową.
            - Udanej podróży, panie Laurinaitis – mruknąłem.
            Widok jego oddalającej się sylwetki zasmucił mnie. Gdybyśmy spotkali się w innych okolicznościach, wszystko mogłoby potoczyć się zupełnie inaczej. Ba, gdyby nie wojna, z pewnością nasze życie byłoby całkowicie inne. Niestety, zwykły człowiek nie ma wpływu na to, co dzieje się na świecie. Może co najwyżej przyglądać się i cierpieć za błędy innych.
            - W końcu jesteśmy sami – zagadnął z ulgą Iwan, przeciągając się. Samochód, którym jechał Toris, zniknął za jednym ze wzgórz. Pozostał już po nim tylko oddalający się z każdą chwilą warkot.
            - Niestety tak – odparłem, wchodząc do domu. Zimny, listopadowy wiatr wychłodził moje ciało do tego stopnia, że lekko drżałem.
            - Co znaczy to niestety? – zapytał Rosjanin, dołączając do mnie i zamykając drzwi. – Aż tak ci ze mną źle?
            - Może…
            - Pytam poważnie, i takiej też oczekuję odpowiedzi – powiedział nieco uniesionym tonem, łapiąc mnie w talii i przyciągając do siebie. Mocno mnie przytulił i przyłożył swój zimny nos do mojej szyi. – To jak? Aż tak ze mną źle?
            - Czasami jesteś nie do wytrzymania…
            - To znaczy kiedy?
            - Kiedy bez pozwolenia wpychasz mi się do łóżka.
            - To między innymi dlatego, żebyś poczuł, że do mnie należysz. Poza tym mówiłem ci już, co do ciebie czuję, i nie spocznę, dopóki ty nie odwzajemnisz tego uczucia.
            - A nie pomyślałeś kiedyś, że to może przynieść odwrotne skutki?
            - Nie. Patrząc po tobie dochodzę do wniosku, że czynię postępy. Twoje opory topnieją, nie patrzysz już na mnie tak, jak na początku. Ja zresztą na ciebie też.
            - Na mnie? – zapytałem, zbity z tropu. Napotykając jego spojrzenie, poczułem się okropnie nieswojo.
            - Tak, na ciebie. Stajesz się dla mnie coraz ważniejszy. Nigdy jeszcze nie chciałem tak bardzo walczyć o drugą osobę. Jestem gotowy zabić każdego, kto spróbuje mi ciebie odebrać.
            - To trochę samolubne…
            - Tylko trochę? Jeśli chodzi o ciebie, jestem samolubny aż za bardzo. Najchętniej zamknąłbym cię w jakimś pomieszczeniu, nie pozwalając, by ktokolwiek cię widział, dotykał cię, rozmawiał z tobą… Nie dopuszczałbym do ciebie nikogo.
            - Już to robisz – zauważyłem.
            - To nawet nie jest połowa z tego, co chciałbym zrobić. Ale nawet ja nie jestem aż tak zły. Wiem, że muszę się opanować, bo inaczej mogę stracić cię na zawsze.
            - I tak mnie stracisz, gdy stąd wyjedziesz.
            - Liczę na to, że do tego czasu zmienisz zdanie. Bo, tak szczerze, co cię tu czeka? Sam widziałeś, jak traktują cię mieszkańcy. Uważają cię za zdrajcę. Nie wiem, co mogą ci zrobić, kiedy przestaniesz być pod moją ochroną.
            Jego słowa trafiły w mój czuły punkt. Rzeczywiście, ostatnio w dość brutalny sposób odczułem stosunek tutejszych ludzi do mojej osoby. Mimo to nadal wierzyłem, że w końcu uda mi się wszystko wytłumaczyć… A może tylko chciałem w to wierzyć?
            - Przemyśl moje słowa, Feliks. Tu nie czeka cię nic dobrego.
            - Pomyślę o tym – obiecałem. Tak naprawdę nie miałem zamiaru się tym zajmować. Wychodziłem z założenia, że skoro tu się urodziłem, to i tu umrę. Miłość do mieszkańców, mojej rodzinnej wioski i dworku, w którym się wychowałem, byłą głęboko zakorzeniona w moim sercu.
            - Cieszę się – mruknął i delikatnie pocałował mój policzek. – A teraz wybacz, ale przez tego gówniarza jestem w tyle z moją robotą. Nieprawdopodobne, jak te papiery potrafią się mnożyć. Przynieś mi, proszę, do mojego gabinetu coś ciepłego do picia. Może być herbata.
            - Jasne – mruknąłem, obserwując, jak wspina się po schodach, po czym poszedłem do kuchni.
            Dziesięć minut później wszedłem do gabinetu Iwana, niosąc filiżankę z parującym napojem. Postawiłem ją na biurku i zerknąłem dyskretnie przez jego ramię, patrząc, czym się zajmuje.
            - Nic ciekawego, nie zawracaj sobie tym głowy – powiedział, nawet nie kierując wzroku w moją stronę. Drgnąłem lekko, po raz kolejny przerażony jego spostrzegawczością. – Robisz coś teraz konkretnego? – zapytał, poprawiając okulary i stukając zawzięcie stalówką pióra po kartkach, kreśląc na nich rzędy liter. O ile znaki cyrylicy w ogóle można nazwać literami…
            - Nie. A co? – zapytałem, zaraz jednak żałując tej odpowiedzi.
            - W takim razie siadaj – rozkazał, odsuwając się od biurka i klepiąc swoje kolana. Gdy zobaczył wahanie na mojej twarzy, westchnął i jak gdyby nigdy nic posadził mnie na nich. – Z tobą jak z dzieckiem…
            - A z tobą niby nie – prychnąłem, rumieniąc się lekko, gdy Iwan oparł głowę na moim ramieniu i wrócił do swojej pracy.
            - Jak będziesz już zmęczony, to powiedz. Może cię wtedy puszczę.
            - Bardzo zabawne… - jęknąłem, szykując się na godziny tkwienia na jego kolanach.
            - Я знаю1 – mruknął rozbawiony, nie przestając pisać.
            - Хотя столько хорошо2 - odpowiedziałem, czym zdziwiłem Iwana.
            - Proszę, proszę. Nie spodziewałem się, że znasz rosyjski.
            - Moi rodzice zawsze powtarzali, że język wroga trzeba znać – odparłem z dumą, czym tylko go rozbawiłem. – Coś cię bawi?
            - Nie, nic…
            - Więc z czego się śmiejesz?
            - Z niczego. Po prostu czasami potrafisz być rozbrajająco słodki – powiedział. – Dobrze, zostawmy już ten temat.
            - Z przyjemnością – mruknąłem, urażony jego słowami.
            W głębi duszy czułem jednak, że łącząca nas więź coraz bardziej się umacnia. Bałem się tego, lecz nie mogłem nic na to poradzić. Najwyraźniej tak już miało być.

1. Wiem.
2. Chociaż tyle dobrze.


Część 15







Wiem, że trochę krótko dzisiaj, ale chciałam wstawić chociaż to. Bo nie wiem, kiedy znowu coś napiszę... W końcu przyszła jesień, więc ciągle łapię przeziębienie, i tylko smarkam, kicham, kaszlę i łykam tabletki :c
Mimo to mam nadzieję, że podobał się wam ten rozdział :)

4 komentarze:

  1. Pewnie, że tak, kuruj się:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Specjalnie dla moich czytelników postaram się wyzdrowieć jak najprędzej :D
      Ps. Dziękuję, że tak aktywnie komentujesz. Przywraca mi to wiarę w siebie i w to co robię :3

      Usuń
  2. Wczoraj zaczęłam, dzisiaj skończyłam czytać to jedno opowiadanie, do reszty na razie nie zaglądałam, ale jak są tak wciągające jak to, to nie będę miała problemu z szybkim zapoznaniem się z nimi :) Coś tam między nimi narasta, aż miło się czyta, chociaż wiadomo, że Iwan tak bardzo się nie może zmienić, bo nie byłby sobą, a to ujęło by tej historii. Dziękuję za to, że piszesz, cieszę się, że tutaj trafiłam. Mam nadzieję, że choroba już przeszła :) Weny życzę, będę cierpliwie oczekiwać ciągu dalszego :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj! Cieszę się, że spodobała Ci się ta seria, i mam nadzieję, że pozostałe również Cię nie zawiodą. Co do Iwana, to całkowicie się zgadzam, bo z niego to taka menda. Kochana, ale menda :3
      Zdrowie wróciło, zaległości znikają, powoli wraca czas na pisanie :D Czyli już niedługo coś się tam napisze (a przynajmniej taką mam nadzieję) c:

      Usuń