Menu

środa, 21 września 2016

Życie online, część 10

Mimo wcześniejszej niechęci, Artur musiał przyznać, że czas spędzony z Marcelem nie był jednak taki zły, jak na początku przewidywał. Szybko zapomniał o swoich obawach i wątpliwościach, czerpiąc radość z rozmowy. Mieli wiele wspólnych tematów, godzina minęła im więc jak z bicza strzelił. I siedzieliby tak pewnie i dłużej, gdyby szarego, zachmurzonego nieba nie przecięła błyskawica, a ciszy nie zmącił odległy pomruk, zapowiadając zbliżającą się burzę.
- Cholera, chyba czas się zbierać – zauważył Marcel, podnosząc się z krzesła. – Pójdę zapłacić, poczekaj tu na mnie.
- Tylko weź paragon, żebyśmy się mogli rozliczyć.
- Tak, tak – mruknął i zniknął we wnętrzu pizzerii. Zapłacił tej samej kobiecie, która ich wcześniej obsłużyła, celowo zignorował położony na ladzie rachunek, po czym wrócił go Artura. – Nie chciałbyś wpaść do mnie? Mój dom jest niedaleko, przeczekamy burzę i będziemy mogli później gdzieś jeszcze wyjść – zaproponował.
- Dzięki, ale wrócę już do siebie. Tylko powiedz mi, ile jestem ci winny za dzisiejszy obiad.
- A nie wiem nawet… Najwyżej następnym razem ty będziesz stawiał.
- Czyli od teraz będziesz mnożył powody, żebym się z tobą nadal spotykał? – zapytał, krzyżując ręce na piersiach i patrząc na niego z pobłażaniem.
- Czy to źle?
- Dobra, idę już – zmienił temat. – Dzięki za dzisiaj. Nawet fajnie mi się z tobą gadało. Do następnego – mruknął, po czym od razu odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie, po chwili zaczynając biec, gdyż lunęło jak z cebra.
Marcel zrobił to samo, biegnąc ile sił w nogach i klnąc w myślach na pogodę, która zniweczyła jego plany. Dochodziła siedemnasta, mieliby więc jeszcze dużo czasu, ale nie, musiało się nagle rozpadać. Żeby chociaż Artur zgodził się na pójście to jego domu…
- Marcel, gdzieś ty był? – krzyknęła jego mama, gdy chłopak wszedł do domu, cały ociekając wodą i ciężko dysząc.
- Wyszedłem z kolegą i nas ulewa złapała. Nie moja wina przecież.
- Jesteś cały mokry! Przebierz się, ale już. Bo jak się przez to zaziębisz, to sam się sobą wtedy zajmiesz.
- Zawsze tak mówisz – zauważył i uśmiechnął się szeroko.
Szybko wbiegł na górę do swojego pokoju i zdjął z siebie ubrania, łącznie z bielizną, która również przemokła do suchej nitki. Pospiesznie wciągnął na siebie suche, ciepłe bokserki, owinął się kocem i pozbierał z podłogi ciuchy, które zaniósł do łazienki i rozwiesił na wannie.
- Marcel, ja się później kąpię w tej wannie! Zabieraj stąd te gacie! – jęknęła jego siostra, zaglądając do pomieszczenia i krzywiąc się.
- Gdybyś widziała, co ja robię w tej wannie, to byś jej nawet nie dotknęła – odparł, wybuchając śmiechem i robiąc unik przed lecącą w jego stronę rolką papieru toaletowego. – Nie trafiłaś.
- Ledwo wróciłeś i się skończył spokój – prychnęła, przepychając się obok niego i biorąc z półki szczotkę do włosów. Niby przypadkiem stanęła na fragmencie koca, który ciągnął się na ziemi za Marcelem, przez co chłopak prawie się wywrócił, sam zaś materiał spadł na podłogę. – Ale z ciebie zboczeniec!
- Aśka, zabiję cię – warknął, łapiąc ją i mierzwiąc jej włosy, które właśnie próbowała uczesać i ułożyć. Dziewczyna pisnęła i zaczęła się wyrywać, nie miała jednak szans ze starszym i o wiele silniejszym bratem.
- Puszczaj, idioto! – wrzasnęła, gdy Marcel zaczął ją łaskotać.
- A wy znowu swoje. Jak pies z kotem – stwierdziła ich mama, pojawiając się nagle w pomieszczeniu. Chłopak od razu puścił swoją siostrę i zrobił minę niewiniątka, nikogo jednak na nią nie nabrał. – Ubierz się, a nie paradujesz półnagi po domu – zbeształa go, łapiąc za ucho i lekko je targając.
- No już, już – jęknął, momentalnie pokorniejąc. Westchnął ciężko, po czym poszedł do swojego pokoju. Z powrotem owinął się w koc, usiadł na łóżku i włączył telewizor. Z nudów zaczął oglądać kreskówkowego Spidermana, jednocześnie wyciągając telefon z zamiarem napisania smsa do Artura.
* * *
Gdy Artur dobiegł do swojego bloku, był już porządnie zmoknięty. Szybko wbiegł na klatkę schodową i odetchnął z ulgą. Jego serce biło jak szalone, nieprzyzwyczajone do aż tak dużego wysiłku fizycznego, jakim było biegnięcie bez przerwy przez dziesięć minut. Z trudem wdrapał się po schodach i wszedł do mieszkania, od razu zdejmując ciuchy i wrzucając je do kabiny prysznicowej. Sam zaś poszedł do swojego pokoju i założył luźne dresy, nie siląc się nawet na zaopatrzenie się w bieliznę. Zabrał jeszcze z łazienki mały ręcznik, w który zawinął włosy, i legł na łóżku, mrucząc z zadowolenia. Niestety, jego odpoczynek przerwał dźwięk przychodzącego smsa.
>>I jak tam? Bardzo zmokłeś?<<
>>Głupie pytanie…To wcale nie jest zabawne<<
>>Nie miało być zabawne. Po prostu się martwię<<
>>Czułem się, jakbym wpadł do jeziora, ale już się przebrałem, więc jest ok. A jak u Ciebie?<<
>>Spoko. Zebrałem już opieprz od mamy i siostry, teraz mam spokój. Szkoda, że musieliśmy się już rozstać. Mam nadzieję, że następnym razem będziemy mieć o wiele więcej czasu<<
Artur mimowolnie się uśmiechnął i zamknął oczy. Poczuł zmęczenie, wrażenia dzisiejszego dnia dały mu się we znaki. Ostatkiem sił odpisał Marcelowi na smsa, po czym przykrył się kołdrą i niemal od razu zasnął.
* * *
- Ale leje – mruknęła Karolina, wyglądając przez okno i zbierając ze stolika talerze i kieliszki. Restauracja prawie całkowicie opustoszała, w pomieszczeniu znajdowało się kilka osób, które nie zdążyły wyjść wcześniej i zamawiały teraz kawę czy herbatę, by jakoś przetrwać ulewę. Ciekawe, jak tam Artur. Oby nie zmókł, pomyślała, idąc do kuchni i zostawiając tam naczynia.
- Przestań się zamartwiać – upomniał ją Darek, gdy stanęła obok niego i cicho westchnęła. – Twój syn jest dorosły, da sobie radę.
- Nie nabijaj się ze mnie, to normalne, że się martwię…
- Sama mi przecież mówiłaś, że jest z jakimś kolegą. Poza tym to tylko deszcz, nie żadne tornado czy tsunami – zaśmiał się i podparł pod boki.
- Nie chodzi o to. Po prostu przywykłam już, że Artur to skryty chłopak, a teraz jego życie towarzyskie rozkwita bardziej, niż przez całe dotychczasowe życie. I jeszcze ta sprawa z Marceliną…
- A co z nią nie tak?
- W dzień, jak mieli się spotkać, Artur wrócił jakiś taki dziwny. Powiedział, że mama Marceliny źle się poczuła i pojechała do szpitala, przez co musieli odwołać randkę. A teraz prawie wcale ze sobą nie piszą, Artur przestał już o niej opowiadać, mówi mi ciągle, że sytuacja się nie poprawia i nie mają czasu na kontakt… Ale coś mi w tym wszystkim nie gra – wyjaśniła, cały czas analizując tę sytuację, jakby licząc, że wpadnie na coś, co wcześniej przeoczyła. Na jej czole pojawiły się cienkie zmarszczki, sygnalizując, że nad czymś usilnie myśli.
- No nie wiem, może faktycznie z jej mamą nie jest najlepiej. W takich chwilach serio nie chce się z nikim gadać.
- Jedynym, co nie pasuje w całej tej sytuacji, jest zachowanie Artura. Żebyś ty widział, jak się denerwuje, ilekroć go zapytam o Marcelinę. Oczywiście udaję, że niczego nie dostrzegam, ale chyba będę musiała zmienić taktykę.
- W każdym razie trzymaj się na razie z boku, wykaż trochę zaufania – powiedział, po czym poszedł w stronę stolika, gdzie siedzące przy nim kobiety skinęły na niego nieśmiało. Podał im rachunek, a gdy wyszły z lokalu, podniósł małą książeczkę i podszedł z nią do kasy. – Dwie dychy napiwku – szepnął do Karoliny, uśmiechając się i chowając banknot do kieszeni spodni.
- Nasze klientki jak zwykle cię cenią – zauważyła. – Ty to masz dobrze. Przystojny, wygadany, wystarczy, że się głupio uśmiechniesz, i wszystkie laski twoje.
- A ty znowu narzekasz na to samo… Mam ci przypomnieć, jak wybiegłaś na ulicę za facetem, który zostawił ci sto złotych napiwku? O, albo te serwetki z napisanymi na nich numerami telefonów?
- Szkoda tylko, że każdy się ulatnia, gdy dowie się, że mam dziecko – westchnęła, razem z Darkiem zbierając ze stolików kubki i talerze. Restauracja była pusta, i oprócz jej pracowników nie było w niej nikogo. Deszcz nadal padał, nie zanosiło się, żeby szybko przestał. Nawet ulice opustoszały, od czasu do czasu przejechał tylko jakiś samochód, rozchlapując wokół wodę zebraną w kałużach.
- Ja się nie ulotniłem, w dodatku jakoś udaje mi się z tobą wytrzymać. To chyba dobry znak, jak sądzisz? – zapytał, szczypiąc ją w policzek i śmiejąc się, gdy zobaczył jej skrzywioną minę.
- Dobry, a może i nie. Wolę sobie nie robić zbytniej nadziei. W każdym razie dzięki za ciepłe słowa, ale jeśli jeszcze raz tkniesz mój policzek, to mnie popamiętasz – zagroziła, rozmasowując obolałą twarz i z trudem powstrzymując cisnący się na jej usta uśmiech.
Cieszyła się, że ma Darka za przyjaciela. Dzięki niemu każdy problem wydawał się nagle mniej skomplikowany, łatwiejszy do rozwiązania, a wspólne chwile mijały w niesamowitej atmosferze. Nawet praca, często wymagająca i obierająca siły, była jakaś taka znośniejsza.
Chwilę przed osiemnastą telefon Karoliny zaczął wibrować. Kobieta wyciągnęła go i spojrzała na wyświetlacz. Liczyła, że to Artur, lecz myliła się.
- Anka, wiesz dobrze, że pracuję – rzuciła do słuchawki.
- Daj spokój, widzę przecież, że siedzisz i nic nie robisz – odparła, i jakby na potwierdzenie swoich słów weszła do restauracji, uśmiechając się szeroko. Rozłączyła się i podeszła do baru, przez chwilę lustrując wzrokiem Darka. – Cześć wszystkim! – przywitała się i oparła o ladę. Mimo parasola, który zostawiła w wiaderku przy drzwiach, jej kurtka była nieco mokra. – Postanowiłam, że zgarnę cię z pracy i pójdziemy do ciebie na ploty. Co ty na to?
- Zakładam, że nie mam wyjścia, co? – mruknęła, spoglądając na zegarek i odwiązując z bioder sięgający kostek fartuch. – Poczekaj, zaraz przyjdę.
- Nie musisz się spieszyć – zawołała za nią Anka, jednocześnie wpatrując się w Darka. – Jak tam, przystojniaku? Fajnie macie, tak tu pusto i spokojnie…
- Chyba wolę, jak na sali są jednak jacyś goście – odpowiedział, nieco zakłopotany, i podrapał się po karku. Zostawanie sam na sam z Anką z całą pewnością nie należało do jego ulubionych zajęć, przerażała go bowiem szczerość i niebywała bezpośredniość kobiety. Zastanawiał się, jak Karolina daje radę z nią wytrzymywać.
- No, już jestem. Masz pożyczyć jakiś parasol?
- Wybacz, kochana, ale musimy się zmieścić pod jednym – zaszczebiotała i złapała ją pod ramię. – Na razie!
- Cześć, Darek. Do jutra! – pożegnała się z nim Karolina, po czym została brutalnie wyciągnięta na ulicę. Anka otworzyła parasol, pod którym obie się schroniły, uważając, by zbytnio na siebie nie wpadać.
- Widzę, że romans kwitnie – zaczęła w końcu, nie mogąc powstrzymać ciekawości.
- Ile razy mam ci jeszcze powtarzać, że to tylko przyjaciel?
- Tylko mi nie mów, że nigdy nie chciałaś przekroczyć tej granicy.
- Daj spokój, nie męcz mnie już. Poza tym dobrze wiesz, że mam już kogoś innego na oku.
- Mówisz o tym swoim Sergiuszu? Ostatnio zapierałaś się, że nic z tego nie będzie i że on nie jest tobą zainteresowany.
- Ale się pozmieniało. Pogadaliśmy parę razy w restauracji, trochę pisaliśmy, i tak jakoś wyszło, że mamy randkę w niedzielę.
- To gratuluję. Aczkolwiek przyznaj, że jeśli chodzi o wygląd, to nawet on wymięka przy Darku – stwierdziła i mrugnęła do niej porozumiewawczo.
Chwilę później kobiety dotarły do mieszkania Karoliny. Weszły do środka, zdejmując mokre kurtki i buty, po czym udały się do łazienki, żeby wziąć ręczniki i wytrzeć włosy.
- Co za brudas – warknęła Karolina, widząc byle jak rzucone do kabiny prysznicowej ubrania. Od razu udała się do pokoju Artura, gwałtownie otwierając drzwi na oścież i lustrując pomieszczenie złowrogim wzrokiem. – Artur, wstawaj!
- Co jest? – mruknął nieprzytomnie i przetarł oczy.
- Nie chcę nic mówić, ale twój syn to nawet najmniejszej szansy nie ma przy Darku – zaśmiała się Anka, zaglądając do pomieszczenia ponad ramieniem przyjaciółki i uśmiechając się przyjaźnie.
- Cholera, bez takich! – wrzasnął teraz całkiem już rozbudzony chłopak, zakrywając nagi tors przed ciekawskim wzrokiem kobiety. Jego twarz momentalnie stała się cała czerwona.
- Miałeś być z kolegą, a okazuje się, że jedyne, co zrobiłeś, to zasyfiłeś łazienkę – stwierdziła, opierając się o framugę, i pozwalając, by Anka jak gdyby nigdy nic weszła do pokoju i usiadła na łóżku obok skrępowanego i zawstydzonego do granic możliwości chłopaka.
- Samo tak jakoś wyszło – jęknął, odsuwając się od przyjaciółki swojej matki. – Czy mogłaby pani przestać macać moje włosy? – zapytał nieśmiało, z przerażeniem patrząc, jak kobieta chwyta skręcone pod wpływem wilgoci kosmyki.
- Nie ma się co wstydzić. Skoro widziałam twoje bokserki, to włosy już nie zrobią większej różnicy – zaśmiała się.
- Robicie to specjalnie! – wykrzyknął i spróbował wstać, lecz Anka niefortunnie usiadła na fragmencie koca, w który był zawinięty, przez co chłopak jak długi runął na podłogę.
- Dobra, chodź już. Myślę, że mój kochany syn zrozumiał, że trzeba po sobie sprzątać – powiedziała Karolina, śmiejąc się w najlepsze, po czym obie poszły do salonu.
- Jesteś okrutna – wykrztusiła Anka, wycierając łzy wypływające z kącików jej oczu.
- Nie. Po prostu nie lubię, jak mi się walają mokre gacie pod prysznicem – odparła, rozmasowując obolały brzuch.
- Jeszcze się zemszczę! – krzyknął Artur, niosąc wilgotne już ciuchy do swojego pokoju i rozwieszając je na kaloryferze.
- Nie zapomnij, kto cię utrzymuje! – zaripostowała Karolina, a gdy nie usłyszała już żadnego odzewu z jego strony, pokręciła głową i rozsiadła się wygodnie na kanapie. – Chcesz coś do picia?
- Spokojnie, zaopatrzyłam się – powiedziała, sięgając po torebkę i wyciągając z niej butelkę czerwonego wina. – Przynieś kieliszki.
- Ty to wiesz, jak spędzać wieczory – westchnęła, rozprostowując nogi. – To skoro jesteś taka zapobiegliwa, to przynieś z kuchni te kieliszki. Wiesz, gdzie są?
- Kochana, znam ten dom jak własną kieszeń – odparła i poszła do pomieszczenia obok. Dało się słyszeć trzask zamykanych szafek i brzęk szkła, po których kobieta wróciła do salonu.
- Tylko pamiętaj, że jutro pracuję.
- Spokojnie, panuję nad sytuacją.
I właśnie dlatego Karolina poczuła niepokój, który stłumiły jednak kolejne porcje alkoholu. W końcu nic tak dobrze nie rozluźnia, jak procenty leniwie rozchodzące się we krwi i wnikające w najdalsze zakątki organizmu.
* * *
Artura obudziło uporczywe tupanie i stłumione, podniesione głosy. Przewrócił się na plecy i westchnął cicho. No tak. Jego mama zaspała i teraz biega po całym mieszkaniu, zwalając winę na Ankę. Najwyraźniej karma rzeczywiście istnieje. Nie trwało to jednak długo. Kilka minut później trzasnęły drzwi fontowe, klucz szczęknął w zamku i nastała przyjemna cisza.
Po raz drugi chłopak obudził się dopiero koło dziesiątej. Ziewając szeroko, zwlekł się z łóżka i poszedł do łazienki, a po szybkiej porannej toalecie wrócił do pokoju i z powrotem się położył. Dziś nie miał siły dosłownie na nic. Mógłby tak gnić pod kołdrą godzinami, byleby nikt mu nie przeszkadzał i niczego od niego nie chciał. Nawet pogoda zdawała się podzielać jego nastrój, gdyż z szarych chmur sączyła się mżawka, a drzewa za oknami uginały się pod wpływem wiatru. Nic, tylko siedzieć w czterech ścianach i marnować czas na pierdoły.
Nie mając nic lepszego do roboty, Artur włączył laptopa i poszedł do kuchni, gdzie zrobił sobie płatki z mlekiem, mające mu wystarczyć do obiadu. Usiadł z nimi przy biurku i włączył grę, próbując pogodzić jednoczesne jedzenie i kierowanie postacią, do czego potrzebował obu rąk. Wyszło na to, że po godzinie z miski zniknęła połowa jej zawartości, przez co brzuch chłopaka zaczął burczeć, najwyraźniej niezadowolony z takiego obrotu spraw. Jakby tego było mało, gdzieś tam rozdzwonił się telefon, napełniając pokój ostrymi dźwiękami gitary elektrycznej.
- Zawsze coś – mruknął, niezadowolony, i wygrzebał spod poduszki komórkę. – Co jest? – warknął, odbierając ją i nawet nie patrząc, kto dzwoni.
- Aleś ty kulturalny – stwierdził ktoś po drugiej stronie. No tak, Marcel. Jakżeby inaczej. – Robisz coś konkretnego?
- Gram. A co?
- A bo całkiem przypadkiem jestem w pobliżu twojego bloku, i tak sobie pomyślałem, że może gdzieś wyjdziemy?
- Po pierwsze, w twoim wypadku przypadki są wątpliwe. A po drugie, zdajesz sobie w ogóle sprawę, jaka jest pogoda? Kto normalny chciałby wyjść dziś z domu?
- Artur, nerdzie, rusz dupę i złaź na dół.
- Nie chce mi się. Jak tak bardzo potrzebujesz ruchu, to idź sobie pobiegać wokół jeziora czy coś. Albo weź leki na ADHD i przestań mnie wnerwiać.
- Mówię ci, złaź! Bo jak nie, to sam cię wyciągnę z tej twojej twierdzy.
- Nono, chciałbym to zobaczyć – rzucił z nutą sarkazmu w głosie, po czym się rozłączył. Na wszelki wypadek wyciszył telefon, po czym wrócił do grania.
Niestety, na swoje nieszczęście nie docenił uporu i pomysłowości Marcela. Nie minęło nawet pięć minut, a w mieszkaniu rozległ się dźwięk domofonu. Na początku były to krótkie serie, lecz po chwili chłopak po prostu nadusił przycisk i nie zamierzał go puszczać. Tego było zdecydowanie za wiele. Artur zerwał się z krzesła i poszedł do przedpokoju. Ze złością podniósł słuchawkę, starając się nie rozbić urządzenia o najbliższą ścianę.
- Przestań, idioto! – wrzasnął. – Rozum ci odjęło? Chcesz, żebym zwariował?
- A mówiłem, żebyś zszedł na dół. Tak to jest, jak się nie słucha starszych.
- Marcel, naprawdę nie mam ochoty na wychodzenie z domu.
- W takim razie przyjdę do ciebie.
- Pogięło cię? Niby po co?
- No nie wiem… Chyba cię zgwałcę i zamorduję, po czym ugotuję obiad z twoich zwłok. Co ty na to?
- Śmieszne jak cholera – mruknął, choć tak naprawdę uśmiechnął się pod nosem. – Idź już, nie żartuję. Uszanuj moją potrzebę samotności.
- Ta, jasne. Chyba faktycznie sobie pójdę. Na razie.
Artur nie odpowiedział, westchnął tylko i wrócił do pokoju. Poczuł ulgę, że udało mu się spławić Marcela, aczkolwiek było to tylko chwilowe. Zaraz potem przyszła nuda i coś w rodzaju pustki, które zdołowały go jeszcze bardziej. W myślach zbeształ się za to, że nie potrafił się przemóc i nie powiedział jednak, że chętnie zaprosi chłopaka do środka. A było tak blisko…
- Teraz to mi się nawet grać nie chce – powiedział sam do siebie i wylogował się. Opadł na łóżko i schował twarz w poduszkach, próbując odciąć się od wszystkich natarczywych myśli kłębiących się w jego głowie. Niestety, dzwonek do drzwi skutecznie mu to utrudnił. Mrucząc coś niezrozumiale i szurając gołymi stopami po panelach, doczłapał się do drzwi i otworzył je, wcześniej siłując się z zamkiem, który jak na złość nie chciał ustąpić.
- Albo chciałeś, żebym to zrobił, albo jesteś nadzwyczaj niekumaty – powitał go znajomy głos. – Dajesz się podejść jak dziecko.
- Przecież mówiłeś, że sobie idziesz – wykrztusił, zaskoczony.
- I ty w to uwierzyłeś? Serio? – zapytał z niedowierzaniem. Jak gdyby nigdy nic przeszedł obok zdezorientowanego Artura i wszedł do mieszkania, rozglądając się z zainteresowaniem.
- Jak żeś tu wlazł?
- To nie było takie trudne. Wystarczyło nacisnąć pierwszy lepszy guzik na domofonie i krzyknąć: „Listonosz!”. Od razu mi otworzyli, serio. Jednak emeryci to skarb.
- Widzę, że oszukiwanie ludzi weszło ci w krew – mruknął i w końcu zamknął za nim drzwi. Wziął głęboki oddech i spojrzał na niego wyczekująco. Skrzyżował ręce na piersiach, zachowując jednocześnie ostrożność. – I co teraz?
- No nie wiem, ty mi powiedz – odparł tajemniczo i mrugnął do niego porozumiewawczo, zdejmując jednocześnie buty. Gdy skończył, wyprostował się i z uśmiechem na ustach zaczął iść w głąb mieszkania. – Całkiem nieźle, tylko trochę ciasno.
- Na dwie osoby to czasem aż za dużo – skomentował, podążając za chłopakiem i uważnie mu się przyglądając, gotowy na ewentualną interwencję.
- A właśnie, mam nadzieję, że twojej mamy nie ma w domu. Bo czułbym się trochę niezręcznie po tej akcji z domofonem…
- Trzeba było najpierw o tym pomyśleć – westchnął i potrząsnął głową. – Spokojnie, jestem sam do osiemnastej.
- Hmm, czyli mamy dużo czasu – zauważył, odwracając się w stronę Artura i lustrując go z góry do dołu uważnym wzrokiem. Gdy napotkał na jego niepewny i nieco zlękniony wzrok, uśmiechnął się figlarnie i zrobił krok w jego stronę.
- No, tak jakby, ten… Chcesz herbaty czy coś? – jęknął, zręcznie go wymijając i uciekając do kuchni.
- Nie pogardzę kawą – odparł, opierając się o framugę i nadal mu się przyglądając. Artur wyjął z szafki dwa kubki i postawił je na blacie, po czym wsypał do nich po łyżeczce kawy rozpuszczalnej i wstawił wodę w czajniku. Czuł się niezręcznie, potrzebował jakiegoś zajęcia, ale jak na złość mógł tylko stać i jak głupek wpatrywać się w stojącą obok doniczkę z rosnącą w niej bazylią.
- Nie chcesz może usiąść? – zaproponował, zerkając przez ramię na uśmiechającego się jak psychopata Marcela.
- Nope. Na stojąco mam o wiele lepszy widok.
- Marcel, na litość boską, przestań! – W końcu nie wytrzymał i odwrócił się do niego przodem, patrząc na niego błagalnym wzrokiem.
- Przecież ja nic nie robię. Nie wiem, o co ci chodzi.
- Akurat – burknął i wyłączył gaz. Zalał kubki wrzątkiem, po czym dosypał do nich cukru i dolał mleka. Podał jeden z nich Marcelowi, który niby przypadkiem zetknął na chwilę ich dłonie.
- Nie żeby coś, ale dla samej twojej zarumienionej twarzy warto było tu przyjść – zaśmiał się i poszedł na chłopakiem do salonu. Usiedli na kanapie i zamilkli, wpatrując się w trzymane w rękach naczynia.
- Marcel, ja nie jestem, no wiesz… - zaczął w końcu Artur, nerwowo tupiąc palcami stóp w podłogę.
Jeszcze nie, poprawił go w myślach i spojrzał na niego.
- Wiem, że nie. Ale nie przeszkadza mi to. Polubiłem cię.
- Nie wiem, czy się śmiać, czy płakać…
- A ty? Co o mnie myślisz? Tylko tak szczerze.
- Jesteś upierdliwy, dziecinny i niereformowalny – wyliczył z powagą. – Ale mimo to masz w sobie coś, co przyciąga ludzi i budzi sympatię. No i bliżej ci do Marceliny, niż mi się na początku wydawało. Co nie znaczy oczywiście, że zostaliśmy już najlepszymi przyjaciółmi i w ogóle – dodał szybko, widząc szczęście wykwitające na twarzy swojego rozmówcy.
- Oj Artur, Artur… Żebyś ty zawsze był taki milusi, to byłbym w raju – powiedział i objął go ramieniem. Chłopak oczywiście zaczerwienił się po czubki uszu i spróbował go od siebie odepchnąć, znowu przegrał jednak z jego siłą. Nie mając innego wyjścia, pozostał na swoim miejscu, próbując zignorować tysiące dzwonów, które zaczęły bić na alarm w jego głowie.


Cztery dni minęły, a ja już wrzucam kolejny rozdział... Moje tempo nawet mnie powala :D
Mam nadzieję, że udało mi się utrzymać ten lekki ton z poprzedniego rozdziału. Starałam się jak mogłam, żeby tak było. 
Od razu uprzedzam, że na kolejną notkę raczej trzeba będzie czekać dłużej, no chyba że znowu wena się do mnie przyczepi i napiszę osiem stron w trzy dni... 
PS. Weszłam wczoraj z ciekawości na stronę, gdzie wyjaśnione były imiona, a także wymienione były ich zdrobnienia... No i co tu dużo mówić, zdrobnienia do Artura wygrały XD
Arturzysko, Arturuś, Artulek, Ati, Arthur, Arturro, Artunio, Arthas, Artacz, Arczik, Arturo, Arcio, Artulinek, Arczibald, Artusia, Ares, Arturito, Arti, Artik, Arczi, Arturio, Artus, Artuś, Artua, Arctic, Artureczek, Art, Arturek, Artuszek, Arteczek, Artuditu, Artu, Arni, Arturino, Artemor, Arturcio, Arto, Arturyn, Arczisław, Arczer, Arturczik, Arts, Aro, Artek, Artosław
Od dziś Artur to nie Artur, tylko Arczibald, ewentualnie wszystkie pozostałe XD

7 komentarzy:

  1. Świetny rozdział :D Zdrobnienia też.
    Więcej skomentuję wieczorem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, ale skleroza :(
      Miałam wczoraj, ale zapomniałam. Wybacz.
      Nie mogłam nie skomentować :D

      1. Pizza.
      Niezwykle się cieszę, że jednak Artur zaczyna nie nie lubić Marcela :) a Marcel fajnie się wykręcił z tym rachunkiem :D
      widać, że jednak mają o czym gadać.

      „Czyli od teraz będziesz mnożył powody, żebym się z tobą nadal spotykał?” - A JAK! Artur to jednak nie jest i nigdy nie był głupi i ma charakterek.
      W ogóle świetny pomysł z tym kłamstwem, dotyczącym płci Marceliny.

      2. Rodzinka Marcela <3
      Czyli kapitan ma młodszą siostrzyczkę? Jego mamusia też jest chyba fajna.
      „Gdybyś widziała, co ja robię w tej wannie, to byś jej nawet nie dotknęła” - ładnie to tak, Marcel? < szczerzy się >

      3. Biedny, mokry Arturek :/
      I te SMS-y od razu po powrocie do domu. Miłość kwitnie :D :D :D
      To był urocze, gdy uśmiechał się tak do siebie. On chyba naprawdę lubi Marcela (nie Marcelinę), tylko teraz udaje obrażonego. Mam nadzieję, że nie będzie zbyt długo udawać niedostępnego, jeśli naprawdę zależy mu na kapitanie :D

      4. Wątek Karoliny i Darka. Świetny. Widać, że mam bardzo się martwi o Artura, pewnie chciałaby go chronić przed złęm świata :D

      I ta rozmowa o napiwkach <3 Mam nadzieję, że jeszcze wrócisz do tego wątku z Darkiem. Bo niby tylko przyjaciele, ale kto wie :D < wiem >

      5. Anka. Jezu, jaka ta kobieta jest świetna :D już ją uwielbiam!!!

      6. Wtargnięcie do pokoju Artura <3
      !!! Zawstydzony Artur <3 #bokserki
      7. „- Tylko pamiętaj, że jutro pracuję.
      - Spokojnie, panuję nad sytuacją.”

      hue hue, chyba jednak babski wieczór im się udał :D #kacyk

      8. Akcja z domofonem :D
      Hej, kapitanie, mam tylko nadzieję, że nie będziesz zbyt natarczywy :d ja na miejscu Artura pewnie bym go kopnęła :D
      No chyba że wiadomo, że to jest miłość jego życia :D

      W myślach zbeształ się za to, że nie potrafił się przemóc i nie powiedział jednak, że chętnie zaprosi chłopaka do środka. A było tak blisko… - a to było kochane i urocze :>>>

      Jednak Marcuś osiągnął swój cel <3 mądry chłopak :D

      I to zmieszanie Artura <3 pewnie gdyby Marcel był zwykłym kolegą, nie byłoby czegoś takiego.

      No i powtórzę się: zajebiaszcze zdrobnienia :D

      Usuń
  2. Waa, ale sie cieszę >O<
    Tak się zastanawiam, wejść tutaj i zobaczyć czy jest nowy rozdział, ale myślę "Jeju ogarnij się idiotko, zaglądałaś już tu dzisiaj przynajmniej 20 razy, ostatni rozdział był kilka dni temu, ogarnij się!!" Ale ja taka buntowniczka i nawet siebie nie słucham kekeke XD Weź następny rozdział jakiś słaby zrób czy coś bo jak wszystkie będzie mi się tak szybko i przyjemnie czytało to się uzależnienię xd
    Szkoda, że Artur nie chciał iść do Marcela, kiedy zaczęło padać. Oni byliby zmoknięci i wiesz, pożyczanie sobie ubrań, ciepła herbatka i siedzenie razem pod kocykiem ( ͡° ͜ʖ ͡°) Ale teraz Marcel jest u Artura i mam nadzieję, że cokolwiek będą robić, mamuśka nagle nie wbije xd
    Karolina znalazła jakiegoś Seweryna? Ktokolwiek to jest, mam nadzieję, że nie ojciec Marcela (czemu w ogóle o tym pomyślałam... nieważne, zapomnij).
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału (ale to już pewnie wiesz ;p) tym bardziej, że Artur zaczyna wreszcie reagować na bliskość Marcela we właściwy sposób (rumieńce! *o*), więc mam nadzieję, że teraz ich relacje będą się tylko ocieplać.
    Pozdrawiam :*

    [Ps. Kocham ten 2. obrazek >3>]

    OdpowiedzUsuń
  3. Tempo fajne trzymaj tak dale, a rozdział super.-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam na nowy chyba krótki, chyba wesoły i chyba o niczym rozdział. :)
    your-lucky-day-in-hell.blog.pl
    Ale jest!

    ~Arco Iris

    PS. Wpis przeczytałam. Skomentuję potem. Też kocham drugą grafikę. <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Oooooo, i ta muzyka <3 kocham L'a <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszam na nowy wpis. :)
    Niestety nie rozdział.
    your-lucky-day-in-hell.blog.pl

    PS. Kiedy coś nowego u ciebie? ;)

    ~Arco Iris

    OdpowiedzUsuń