Do moich uszu dobiegł narastający z każdą chwilą szum,
któremu towarzyszył dziwny świst. Niepewnie otworzyłem oczy, próbując cokolwiek
dostrzec. W pokoju panował mrok, w okno uderzały krople deszczu, których
zaczynało być coraz więcej. Usiadłem niepewnie i spojrzałem na zegarek;
dochodziła osiemnasta. Nagle pomieszczenie rozjaśniła ogromna błyskawica,
uparcie sięgająca ziemi, której towarzyszył nieco spóźniony grzmot. Przetarłem
oczy, zastanawiając się, czy ja aby jeszcze nie śnię. Burza o tej porze roku mogła
się zdarzyć, ale było to dość rzadkie zjawisko, tym bardziej, że ostatnimi
czasy temperatury nie były dość wysokie. Wzruszyłem ramionami i podszedłem
do okna.
Ciche pukanie do drzwi wyrwało mnie z zamyślenia.
Odwróciłem się w tamtą stronę i ujrzałem wchodzącego do mojej sypialni Iwana.
Skrzywił się, gdy niebo przeciął kolejny piorun.
- Mogę z tobą chwilę posiedzieć? – zapytał, lekko się
rumieniąc. No tak, przecież on bał się burzy, przypomniałem sobie. Skinąłem
głową i usiadłem na łóżku. Szybko do mnie dołączył, zajmując miejsce obok.
Splótł dłonie na kolanach i zaczął nerwowo się nimi bawić, próbując w ten
sposób ukryć swój strach, jak i zakłopotanie.
- Wiesz, że nie masz się czego wstydzić…? – zagadnąłem
łagodnie, patrząc na niego z przyjaznym uśmiechem.
- Pewnie, że nie. W końcu każdy szanujący się dowódca ma
równie głupie lęki – warknął ze złością i odwrócił głowę. Wreszcie wziął
głęboki oddech i nieco się uspokoił. – Od dziecka bałem się burzy. Moi rodzice
jednak nigdy nie pomogli mi przezwyciężyć tego lęku, wręcz przeciwnie. Gdy
pierwszy raz do nich poszedłem i ze łzami w oczach wyznałem, że się boję,
zaczęli robić mi wyrzuty, mówić, że jestem mężczyzną i że mam się tak
zachowywać. Ale ja miałem wtedy sześć lat, pojmowałem świat całkiem inaczej niż
teraz. Od tamtej pory mój lęk jeszcze bardziej się nasilił. Nie dość, że każda
błyskawica i towarzyszący jej grzmot przerażały mnie, to jeszcze modliłem
się, żeby nikt nie wszedł do mojego pokoju. Myślałem, że z wiekiem to samo
przejdzie, ale przeliczyłem się. Czasami już sam nie wiem, co mam robić…
- Po prostu przestań myśleć, że ktoś taki jak ty musi
pozostać bez żadnej skazy. Każdy się czegoś boi, bez względu na płeć, wiek czy
pochodzenie. No i wiesz, możesz przecież walczyć ze swoim strachem. Wbrew pozorom
burza to nie jest nic strasznego. Moja mama zawsze mi powtarzała, że to jest takie
samo zjawisko jak deszcz, grad czy tęcza. I że również w nim można
doszukać się piękna. Zobacz, błyskawice wyglądają tak pięknie na tle czarnego
jak smoła nieba… Lecz przy tym ryczą jak rozwścieczony lew. A wszystko to trwa
trzy, cztery sekundy, po czym znika, by po chwili znowu wrócić, i znowu
zniknąć…
- W twoich ustach to brzmi naprawdę jak nic groźnego… Czy
myślisz, że i mnie mogłoby się to spodobać?
- Sam się przekonaj – powiedziałem, wstając. Złapałem go
za rękę i zaciągnąłem pod okno. – Nie patrz na to, czego się boisz, lecz na to,
czego jeszcze nie znasz – wyszeptałem mu koło ucha, stając przy tym na palcach
i opierając się na parapecie, by nie stracić równowagi. Iwan powoli otworzył
oczy i zapatrzył się w dal, czekając w napięciu.
Gdy kolejna błyskawica przecięła niebo, jego mięśnie
napięły się nieznacznie, lecz nie odwrócił wzroku. Wręcz przeciwnie, uparcie
się w nią wpatrywał, jakby rzucając jej wyzwanie.
- Wiesz co? Przez te wszystkie lata utożsamiałem to
wszystko z moimi rodzicami… Dzięki tobie chyba stopniowo zaczynam się od tego
uwalniać. Dziękuję.
- Każda burza w końcu ustaje, to naturalna kolej rzeczy –
stwierdziłem, uśmiechając się nieśmiało. Pogłaskałem delikatnie jego policzek,
czując głęboko w sercu, że właśnie tego Iwan potrzebuje.
- Feliks… Mógłbym dzisiaj z tobą spać? – zapytał,
przykrywając dłonią moją rękę i przytrzymując ją na swojej twarzy. –
Obiecuję, że niczego ci nie zrobię – dodał szybko.
- Ja… sam nie wiem.
- Proszę. Zrób to dla mnie – nie dawał za wygraną. Jego
oczy intensywnie się we mnie wpatrywały, emanując niemym błaganiem.
Nim się spostrzegłem, uległem mu. Szeroki, szczery uśmiech wyginający jego
usta sprawił mi, nie wiedzieć czemu, swego rodzaju przyjemność.
- A czy w pakiecie jest także wspólna kąpiel? – zapytał.
- Po moim trupie.
* * *
Następnego dnia Iwan zamknął się w gabinecie,
pozostawiając mnie samemu sobie. Czasami, gdy przechodziłem korytarzem,
słyszałem odgłos przerzucanych kartek czy zawzięte skrobanie pióra. Domyśliłem
się, że Rosjanin musi nadrobić zaległą pracę, która nagromadziła się przez jego
nieustanne miganie się od obowiązków. Owszem, Braginski był człowiekiem
obowiązkowym, lecz czasami po prostu się zapominał.
Błąkając się po domu, do moich uszu dobiegł dźwięk
telefonu, a zaraz po nim wzburzony głos Iwana. Nie mogłem zrozumieć ani słowa,
więc podszedłem bliżej.
- A co ja mam z tym wspólnego? – zapytał zdziwiony,
stukając nerwowo podeszwą buta w podłogę. – Nie może zatrzymać się gdzie
indziej?... Jest tylu dobrych żołnierzy, a wybrali właśnie mnie! Co ja,
niańka jestem?... Wiem, że to rozkaz, i wypełnię go… Jutro? Wcześnie mnie
informują… Tak, oczywiście… Obserwować, też mi coś… Tak, ty też – rzucił do słuchawki,
po czym odłożył ją na widełki. Gdy drzwi otworzyły się gwałtownie, podskoczyłem
ze strachu i spojrzałem na niego niepewnie. – A ty co?
- Ja…? Przechodziłem tylko tędy. Mogłeś mnie zabić,
wiesz?
- Tak, niech i tak będzie – mruknął, nie bardzo mnie
słuchając. – Jurto przyjeżdża do nas młody dowódca, zatrzyma się tu na jakiś
czas. Mam go podszkolić i takie tam. Przygotujesz mu pokój.
- Bo ja nie mam co robić tylko szykować pokoje jak jakaś
pokojówka…
- To rozkaz! – krzyknął, po czym znowu zniknął w
gabinecie, zatrzaskując mi drzwi przed nosem. Cała ta sytuacja wyprowadziła go
z równowagi, najwyraźniej nie uśmiechało mu się uczyć młodszego od siebie
żołnierza. Sądziłem jednak, że dobrze sprawdzi się w tej roli, a moje
przeczucia rzadko mnie zawodziły.
Co prawda było dopiero po piętnastej, ale postanowiłem od
razu załatwić
sprawę z pokojem. Dworek
był duży, więc nie było z tym problemu. Wybrałem pomieszczenie na parterze,
nieco oddalone od innych. Panowała tam zawsze cisza i spokój, przez okna podziwiać
można było uroki tutejszego rejonu. Sama sypialnia była bardzo przestrzenna
i przytulna. Duże łóżko, szafa, komoda, biurko i mały stolik wykonane były
z jasnego drewna, a ciemne fotele i dywan idealnie do nich pasowały. Ściany
koloru kawy z mlekiem rozjaśniały otoczenie, jakby zatrzymując wewnątrz siebie
światło słoneczne i emanując nim. Westchnąłem cicho, uśmiechając się pod
wpływem powracających wspomnień. Często bawiłem się tu z moimi młodszymi
siostrami, choć rodzice od czasu do czasu zwracali nam za to uwagę. Przez
większość czasu jednak przymykali na to oko, patrząc, jak dorastamy w szczęściu
mimo trwającej wojny.
Z jeszcze szerszym uśmiechem sięgnąłem po pościel
starannie ułożoną wewnątrz skrzyni łóżka, wyciągnąłem z szafy czyste poszewki i
wziąłem się do roboty. Kilka minut później posłanie było już gotowe.
Rozejrzałem się, patrząc, czy jest coś jeszcze do zrobienia. W pokoju panował
porządek, położyłem więc tylko na jednym z foteli ręczniki i wyszedłem,
zamykając z ociąganiem drzwi.
Wiem, że krótko, ale szkoła skutecznie tępi jakiekolwiek przejawy mojej kreatywności...
O wenie nie wspomnę :c
to będzie ciekawe:-)
OdpowiedzUsuń