Menu

piątek, 17 lipca 2015

W niemieckiej "niewoli".

To tak na początek krótki one shot, którego głównymi bohaterami są Niemcy i Austria, "Hetalii".


   Samotność. Już się do niej przyzwyczaiłem. To nic, że czasami miałem ochotę tak po prostu się do kogoś przytulić. Poczuć się wreszcie kochanym. To tylko przelotne pragnienia. Zwykle wystarczyło, że siadałem przy moim ukochanym fortepianie i rozpoczynałem magiczną wędrówkę po klawiszach, by je uciszyć, wygnać w najdalsze zakątki mojego umysłu. Lecz nagle wszystko się zmieniło. Zmieniło się wraz z przybyciem Niemiec.      Stało się to zaledwie kilka dni temu, a ja czuję się tak, jakbym spędził tu parę ładnych lat. Przyszedł do mnie i jak gdyby nic oznajmił, że od dziś będę pod jego opieką. Widziałem po jego minie, że jest gotów za wszelką cenę postawić na swoim, lecz ja nie miałem zamiaru się buntować. Bo i po co? I tak nie miałem szans. A poza tym zapowiadało się ciekawie. Och, jakiż miał głupi wyraz twarzy, gdy bez wahania wyraziłem swą zgodę. Stał tak jeszcze chwilę, po czym wyszedł, mamrocząc coś o tym, że za dziesięć minut mam być spakowany i gotowy do drogi. I tu zaczęły się schody. Bo niby jak ktoś taki jak ja miał w tak krótkim czasie przygotować się do przeprowadzki? Ostatecznie wszystko, łącznie ze znoszeniem marudzenia Ludwiga, zajęło mi ponad godzinę. Ech, do dziś mile wspominam jego starania, aby zachować swój spokój i opanowanie. 
   Dziś mija dokładnie czwarty dzień, odkąd u niego mieszkam, a blondi wyraźnie ma mnie dosyć. No ale to, że tak łatwo się zgodziłem nie oznacza, że będę taki posłuszny przez cały czas. W końcu każdy arystokrata ma swój honor. O wilku mowa, pomyślałem na widok otwierających się drzwi. Do domu wszedł Ludwig, zasiadł na jednym z krzeseł i nie zaszczycając mnie swoim spojrzeniem zaczął rozwiązywać buty. Postanowiłem poczekać, aż pierwszy się odezwie. Jak gdyby nigdy nic wziąłem pustą filiżankę i udałem się do kuchni. Sięgnąłem po puszkę z herbatą i stwierdziłem, że jest pusta. 
- Nie zdejmuj jeszcze butów - zawołałem mimo mojego wcześniejszego postanowienia. - Skończyła się herbata. 
- To idź do sklepu i ją kup. Nie jestem twoim służącym. 
- Trudno. Może Feliciano się zgodzi - rzuciłem niby od niechcenia i udałem się do telefonu. To zawsze działało, a odkąd przekonał się, że naprawdę jestem gotów to zrobić, stał się trochę bardziej posłuszny. 
- Ani mi się waż! 
   Nie zwracając na niego najmniejszej uwagi dalej zmierzałem w stronę telefonu. Nagle zostałem zamknięty w żelaznym uścisku jego rąk. Szarpnąłem się, lecz niewiele to dało, był bowiem z dwa razy silniejszy ode mnie. 
- Powiedziałem, że masz się zatrzymać - wyszeptał mi wprost do ucha. W odpowiedzi zadrżałem i odsunąłem głowę jak najdalej od jego twarzy. Zaskoczony moją reakcją poluzował uścisk, dzięki czemu wbiłem mu łokieć w brzuch i jak najszybciej pognałem do swojego pokoju. Tam usiadłem na swoim ulubionym miejscu na parapecie i oplotłem kolana ramionami. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się coś takiego. Przecież to było całkiem normalne. Dlaczego więc na samo wspomnienie jego ciepłego oddechu i rąk oplatających moje ciało przechodzi mnie dreszcz podniecenia? Dlaczego, gdy zamykam oczy, widzę go nachylającego się nad moją twarzą? A co, gdyby nie udało mi się uciec? Jak by się to skończyło? 
   Moje ponure przemyślenia przerwał dźwięk otwieranych drzwi. 
- Przyniosłem ci herbatę - powiedział cicho Ludwig. 
- Dziękuję. Postaw ją na biurku - odpowiedziałem, uparcie wyglądając przez szybę. 
- Ja... przepraszam, jeżeli zrobiłem coś nie tak. 
- Drobiazg - przerwałem mu. - A teraz wybacz, ale chcę zostać sam. 
   Spodziewałem się jakichś protestów z jego strony, lecz on grzecznie wyszedł. Mimo to odczekałem jeszcze kilka sekund, nim oderwałem wzrok od znajomych widoków. Niepewnym krokiem podszedłem do biurka i usiadłem przy nim. Upiłem łyk z filiżanki i doszedłem do wniosku, że parzenie herbaty to coś, na czym Ludwig zdecydowanie się nie zna. 
* * * 
   Gdy wreszcie odważyłem się wyjść z pokoju, było już późno, koło północy. Idąc najciszej, jak umiałem, modliłem się, by Niemcy już spał. Odetchnąłem z ulgą, gdy bez żadnych przygód po drodze zamknąłem za sobą drzwi łazienki. Odkręciłem więc kran i zacząłem napełniać wannę gorącą wodą. W międzyczasie rozebrałem się i starannie ułożyłem swoje ubrania z boku. Cicho zakląłem, gdy moje okulary po raz kolejny zaparowały. Zdjąłem je więc i ruszyłem w stronę wanny. Wygodnie się w niej usadowiłem i pozwoliłem, by moja wyobraźnia podsuwała mi coraz śmielsze obrazy przedstawiając mojego opiekuna. 
   Po kilkunastu minutach namydlania się i rozmyślania wstałem i wyszedłem z wanny. Wytarłem się porządnie ręcznikiem, włożyłem czyste bokserki, wziąłem głęboki oddech i nacisnąłem klamkę. Wyjrzałem na korytarz, który w dalszym ciągu był cichy, ciemny i pusty. Zgasiłem więc światło i ruszyłem w drogę powrotną. Mniej więcej w połowie dystansu usłyszałem ciszy szelest. Obejrzałem się za siebie i przyspieszyłem kroku. Nagłe zderzenie sprawiło, że zakręciło mi się w głowie i pewnie bym upadł, gdyby nie dwie ręce wypełzające z ciemności i podtrzymujące mnie w pasie. 
- Co ty tu robisz? - zapytał właściciel owych rąk. Dopiero po kilku sekundach doszedłem do genialnego wniosku, że jest to Ludwig. 
- A ty? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie. 
- Ja zapytałem pierwszy. No więc? 
- Przyszedłem się wykąpać. A co? Nie wolno? 
- Jasne, że wolno. Tylko dlaczego akurat po północy? 
- Ech... Po prostu mnie puść i daj mi iść spać. 
- Dobrze - odpowiedział. Nie udało mi się jednak zrobić nawet jednego kroku, gdyż znowu zakręciło mi się w głowie. I tak oto wylądowałem w jego ramionach po raz drugi w ciągu ostatnich kilku minut. 
- Może jednak cię odprowadzę - stwierdził i powoli zaczął zmierzać w kierunku mojej sypialni, ostrożnie mnie prowadząc. Czułem się potwornie głupio, lecz wiedziałem, że w żaden sposób nie uda mi się pozbyć tego upartego Niemca. Zresztą może to i dobrze? Wspólnie przekroczyliśmy próg mojego pokoju i doszliśmy do łóżka. 
- No, teraz już sobie poradzisz. Dobranoc. 
- Ludwig... 
- Tak? - zapytał zdezorientowany. 
- Czy... mógłbyś spać dzisiaj ze mną? 
- J-jasne - wykrztusił. Słychać było, że zdziwiła go moja propozycja, lecz nie dbałem o to. Przynajmniej nie teraz. Położyłem się więc i lekko poklepałem miejsce obok siebie. Zajął je niepewnie, starając się, by nie być zbyt blisko mnie. Kto by pomyślał, że jest taki nieśmiały?, pomyślałem i przysunąłem się do niego. Następnie położyłem swoją głowę na jego piersi i objąłem go w pasie. Instynktownie przybliżył się i zaczął głaskać mnie po włosach. Było mi tak dobrze, że już po kilku minutach zasnąłem. 
* * * 
   Co tu tak jasno?, pomyślałem uchylając powieki. No tak. KTOŚ odsłonił zasłony, tym samym pozwalając, by obudziło mnie poranne słońce. Spojrzałem na zegarek. Dochodziła siódma. Ziewnąłem i odrzuciłem na bok kołdrę. Mój burczący brzuch przekonał mnie, że czas wstawać, więc podreptałem do kuchni, przecierając oczy. 
- Dzień dobry - przywitał mnie Ludwig. - Jak się spało? 
- Nienajgorzej - odparłem i opadłem na najbliższe krzesło. 
- Muszę już lecieć. Niestety dzisiejsze śniadanie będziesz musiał zrobić sobie sam - powiedział i jak gdyby nigdy nic wyszedł. Westchnąłem, ziewnąłem raz jeszcze i zabrałem się za przygotowanie posiłku. Gdyby nie to, że tak szybko się ewakuował, pewnie udałoby mi się coś wynegocjować. 
* * * 
   Ech, nie ma to jak cisza, spokój, filiżanka herbaty i ciekawa książka, pomyślałem, wygodnie rozsiadając się na kanapie. Poprawiłem okulary i zabrałem się za czytanie. 
   Wszystko było idealne, dopóki nie zaczęła mnie ogarniać senność. Potrząsnąłem głową i przetarłem oczy. Nic z tego. Morfeusz w dalszym ciągu próbował na mnie swoich sztuczek. Zdjąłem więc okulary, położyłem głowę i pozwoliłem sobie na zatonięcie w jego ramionach. 
* * * 
- Roderich... Roderich! - usłyszałem czyjś szept. Czego oni ode mnie chcą? Ja chcę spać... 
- Roderich! Obudź się! - nie rezygnował natarczywy głos. Powoli uniosłem powieki i zobaczyłem Ludwiga... a właściwie jego oczy niebezpiecznie blisko moich. Instynktownie spróbowałem wstać, lecz jedynym efektem moich wysiłków było zmniejszenie dzielącej nas odległości. Z zapartym tchem podziwiałem błękit jego tęczówek. Gdy mój wzrok powędrował na jego wargi, mimowolnie się oblizałem. Powoli podniosłem rękę i wplotłem swoje palce w jego włosy. Nie mogąc powstrzymać swego największego pragnienia delikatnie go pocałowałem. Na początku tylko muskaliśmy swoje wargi, lecz w końcu odważyliśmy się na to, by nasze języki złączyły się we wspólnym tańcu. Nie mam pojęcia, ile to trwało, ale gdy się już od siebie oderwaliśmy, z ledwością łapaliśmy oddech. Nagle dotarło do mnie to, co przed chwilą zrobiłem. Całowałem się z Ludwigiem Beilschmidtem!, krzyczał mój umysł. 
- Ja... ja przepraszam - rzuciłem zawstydzony i pognałem w stronę drzwi, nie oglądając się za siebie. Gdy poczułem na swojej twarzy powiew chłodnego, popołudniowego wiatru, pozwoliłem, by po moim policzku popłynęła łza. 
* * * 
- Pan Austria? - wykrztusiła zdziwiona Elizavietta. 
- Czy... mogę wejść? - zapytałem łamiącym się głosem. 
- Tak, oczywiście. - Zeszła mi z drogi i gestem ręki zaprosiła do środka. Od razu zająłem miejsce przy stole i z impetem postawiłem przed sobą butelkę wódki. Bez namysłu odkręciłem ją i upiłem mały łyk. Skrzywiłem się i lekko zakaszlałem. 
- Co się stało? - zapytała, zaszokowana moim zachowaniem. 
- Ja... wreszcie to zrobiłem 
- Ale co? 
- Pocałowałem go - odpowiedziałem po wypiciu kolejnej porcji alkoholu. 
- Jak to... pocałował go pan? 
- No, normalnie. - Kolejny łyk. - Pocałowałem. W usta. A potem nawet z języczkiem. 
- I c-co? - wyszeptała, siadając naprzeciwko mnie. 
- Uciekłem. - Dwa łyki. - Jak tchórz. 
- To może zamiast się upijać powinien pan z nim porozmawiać? - zaproponowała nieśmiało. 
- Porozmawiać? Po tym, co zrobiłem? - zaśmiałem się. Mój umysł powoli zaczęła spowijać mgła. Kolejna porcja wódki sprawiła, że lekko zakręciło mi się w głowie. 
- Z tego, co zrozumiałam, nie zareagował negatywnie. Wręcz przeciwnie. 
- Wiedziałem, że nikt mnie nie zrozumie! - krzyknąłem. Chwyciłem w połowie pustą butelkę i udałem się do wyjścia. Nie zwracając uwagi na jej prośby trzasnąłem drzwiami i ruszyłem przed siebie. Byłem już na tyle pijany, że nie zorientowałem się, iż wracam z powrotem do domu Niemiec. 
* * * 
- Szlag - zakląłem pod nosem, widząc zapalone światło w salonie. Najdelikatniej, jak umiałem, nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka. Mój wysiłek okazał się jednak zbyteczny. 
- Roderich! Ty ty? - usłyszałem. 
- Nie! - krzyknąłem bez namysłu. Niezdarnie zdjąłem buty i ruszyłem w stronę swojego pokoju. 
- Gdzie byłeś? - zagrodził mi drogę. Pięknie. 
- Na spacerze. 
- Na spacerze, tak? A nie było ci ciężko iść? 
- Niby czemu? - zapytałem, chowając jednocześnie prawie opróżnioną butelkę. 
- Może dlatego - warknął, wyrywając mi dowód zbrodni. 
- Ja... to tylko znalazłem. 
- Nie rozśmieszaj mnie - odparł i przybliżył się do mnie. Cofnąłem się, lecz po dwóch krokach oparłem się o ścianę. 
- Dlaczego wtedy uciekłeś? - kontynuował przesłuchanie. - Co zrobiłem nie tak? 
- Ty? 
- Nie drocz się za mną. Najpierw mnie całujesz, a potem jak gdyby nigdy nic idziesz się upić. 
- Ja... Jestem już zmęczony. Mogę iść? 
- O nie - wyszeptał. Wypił resztkę wódki i cisnął pustą butelkę na bok. - Tym razem tak łatwo się nie wywiniesz. 
- Ale... - spróbowałem go przekonać, lecz usiszył mnie swoimi ustami. Nie przestając mnie całować, zaczął prowadzić mnie do swojej sypialni. Kopniakiem zamknął za nami drzwi i z impetem rzucił mnie na łóżko. Niemal zdarł ze mnie koszulę, po czym łapczywie zaczął pieścić moją szyję i klatkę piersiową. Zamknąłem oczy i zatopiłem palce w lego włosach, które wydały mi się jeszcze bardziej miękkie niż kilka godzin temu. 
- Kochaj się ze mną - wyszeptał, lekko gryząc moje ucho. Zamurowało mnie. Spojrzałem na niego niepewnym wzrokiem. 
- Ty... na prawdę tego chcesz? 
- A jak myślisz? - zapytał. W jego oczach widać było pożądanie. Lekko się rumieniąc, przyciągnąłem go do siebie. Niepewnie zacząłem rozpinać jego koszulę, a gdy się z nią uporałem, spojrzałem na jego nagi tors. Delikatnie przeciągnąłem po nim palcem, z rozkoszą obserwując, jak jak jego mięśnie napinają się pod wpływem mojego dotyku. Nie zdążyłem się tym jednak nacieszyć, bo jedną ręką unieruchomił moje ręce nad głową, a drugą zaczął majstrować przy moich spodniach. Jęknąłem cicho, gdy chwycił mojego penisa i dłonią zaczął wykonywać ruchy w górę, i w dół. Po chwili wstał i podszedł do biurka. Z szuflady wyjął prezerwatywę, chwycił ją w zęby i powolnymi, zmysłowymi ruchami zaczął ściągać spodnie i bieliznę. Mimowolnie zagryzłem wargę, gdy zobaczyłem, jak zakłada kondoma na swoją męskość. Stanowczo rozsunął moje nogi i zaczął powoli we mnie wchodzić. Odchyliłem do tyłu głowę i zacisnąłem powieki. Na początku czułem tylko ból, lecz wraz z czwartym czy piątym pchnięciem Ludwiga ogarnęła mnie nieznana dotąd rozkosz. Jęknąłem głośno i wbiłem palce w jego pośladki. 
- Już myślałem, że nie znajdę - wyszeptał i wbił się we mnie jeszcze mocniej i głębiej. Tym razem niemal krzyknąłem z przyjemności. 
   Całując mnie namiętnie, zaczął przyspieszać, co i rusz wydobywając ze mnie jęki i krzyki rozkoszy. 
* * * 
   Obudziły mnie pieszczotliwe pocałunki składane na mojej twarzy i wargach. Otworzyłem oczy i ujrzałem nachylonego nade mną Ludwiga. 
- Co ty tutaj robisz? - zapytałem. Po kilku sekundach zacząłem sobie jednak przypominać to, co zaszło między nami tej nocy. Rumieniąc się, odwróciłem głowę. - Czy my... Na prawdę... 
- Ciii - przerwał mi i przyłożył swoje usta do moich. Po chwili rozchyliłem swoje wargi i poczułem jego język. 
Nim się zorientowałem, wszedł we mnie po raz kolejny w ciągu ostatnich kilku godzin. To mi jednak nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. 
Pierwszy raz od dłuższego czasu poczułem się na prawdę szczęśliwy. 
~ * ~ * ~




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz