Menu

wtorek, 28 lipca 2015

Więzień we własnym domu, część 5

Gdy otworzyłem oczy, słońce było już w połowie swojej drogi po nieboskłonie. Usiadłem powoli, rozmasowując obolałe ramiona i próbując uporządkować myśli chaotycznie krążące w mojej głowie. Przez chwilę łudziłem się, że to wszystko było tylko snem, że śmierć pani Zofii tak naprawdę nie miała miejsca. Niestety, wyraźne i dokładne obrazy co i rusz przemykające pod zamkniętymi powiekami utwierdziły mnie w przekonaniu, że to wszystko stało się naprawdę. A co najważniejsze, to przeze mnie ta sytuacja miała miejsce. Przez mój egoizm zginęła niewinna osoba.
- Obudziłeś się już… - mruknął Iwan, wchodząc do sypialni. Skrzyżował ręce na piersiach i spojrzał na mnie.
- Ja… będę robił wszystko. Tylko proszę… Nie rób tego więcej.
- To zależy tylko i wyłącznie od ciebie.
- Nie mów tak…
- Ale to prawda – powiedział, siadając obok mnie. Delikatnie starł łzy z moich policzków i odgarnął włosy z mojego czoła. Spojrzałem na niego, zdezorientowany. – Jesteś taki delikatny, czuły… Jak to jest?
- Co…?
- Jak to jest czuć wyrzuty sumienia?
- To bolesne uczucie. Często zabija. Ale dzięki niemu pozostaje się człowiekiem – szepnąłem, spuszczając wzrok.
- Ładnie powiedziane – skwitował, składając na moich wargach krótki pocałunek. – Odpoczywaj. Jutro wszystko wróci do normalności.
Gdy zostałem sam, wtuliłem się w poduszki i zacząłem przeraźliwie szlochać. Mój głos tłumiła pościel, ale i tak wiedziałem, że Iwan mnie słyszy. Nie dbałem o to. Liczyło się tylko to, że w końcu mogę sobie choć trochę ulżyć.

* * *

Tak, jak powiedział Iwan, wszystko wróciło do tego, co nazywał normą. Dla mnie były to jednak puste, dłużące się godziny przepełnione rozpaczą. Poczucie winy towarzyszyło mi na każdym kroku. Jedynym plusem było to, że Braginski ani razu się do mnie nie dobierał. Wiedziałem bowiem, że moje nieposłuszeństwo będzie surowo karane, a drugiej takiej sytuacji chyba bym nie przeżył.
Mój spokój trwał cztery dni. W tym czasie nieco uporządkowałem swoje myśli, stałem się stabilniejszy emocjonalnie. Nawet codzienne zajęcia zaczęły sprawiać mi z powrotem przyjemność.
- Widzę, że już z tobą lepiej – zagadnął Iwan, siadając obok mnie na kanapie.
Nic nie odpowiedziałem. W dalszym ciągu nie mogłem pogodzić się z myślą, iż jest on aż takim potworem. Czasami naprawdę miałem przeczucie, że nie jest jak inni. Okazał się być gorszy.
- Odezwij się do mnie.
- Nie mamy o czym rozmawiać – warknąłem, wstając.
- Zapewniam cię, że mamy – powiedział najspokojniej, jak potrafił. Postukał palcem w tapicerkę, dając mi tym samym do zrozumienia, że mam z powrotem usiąść. Zrobiłem to, jednak bez przekonania. – No więc? Jak twoje samopoczucie?
- Lepiej – burknąłem, krzyżując ręce na piersiach.
- Mam nadzieję, że zrozumiałeś coś przez ten czas?
- Tak.
- Można wiedzieć co? – nie dawał za wygraną.
- Że jesteś świrem. Tak, jak myślałem.
- Nikt, kto jest u władzy, nie może być do końca normalny. Taka kolej rzeczy – zaśmiał się. Wziął w dwa palce kosmyk moich włosów, po czym przysunął do niego twarz i odetchnął głęboko. – Mówiłem ci już, że obłędnie pachniesz?
- Daj spokój – wykrztusiłem, czerwieniąc się. Moje ciało nie drgnęło jednak, bojąc się, że skończy się to tak jak ostatnio.
- I do tego jesteś taki uroczy, gdy się rumienisz – wyszeptał, drażniąc przy tym płatek mojego ucha. Sapnąłem cicho, zaskoczony. – Aż ma się ochotę zerżnąć cię tu i teraz.
- Ale ty chyba nie… - jęknąłem. Moje serce tłukło się boleśnie w klatce piersiowej, tylko potęgując narastający we mnie lęk.
- Nie, spokojnie. Od tego mamy łóżko.
Po tych słowach Iwan wstał i jak gdyby nigdy nic przerzucił mnie sobie przez ramię. Ruszył w kierunku sypialni, wolną ręką przesuwając po moich pośladkach.
- Iwan, ty idioto! Postaw mnie na ziemi!
- A co? Chcesz mi uciec?
- Ja… Ja po prostu umiem chodzić, jasne? – odpowiedziałem tonem dającym do zrozumienia, że nie będę stawiał zbyt dużego oporu. Nie po tym, co wydarzyło się kilka dni temu.
- Czyli co? Będziesz dziś grzecznym chłopcem? – zapytał kpiąco, rzucając mnie na łóżko i nachylając się nade mną. Musnął czubkiem nosa moją szyję.
- Nie myśl, że robię to, bo mam na to ochotę.
- A szkoda. Już sama myśl, że przejmujesz inicjatywę jest podniecająca… Muszę wymyślić sposób, żeby cię do tego przekonać.
- Nie bądź śmieszny – warknąłem. – To nigdy nie…
- Skąd ta pewność? – przerwał mi, wsuwając jednocześnie dłonie za moją koszulkę. Przybliżył się do mnie jeszcze bardziej i pocałował namiętnie w usta, torując sobie językiem drogę do ich wnętrza.
- Czy to nie… nie może poczekać? – wydyszałem, gdy oderwał się ode mnie i zajął się zdejmowaniem ze mnie ubrań. Zamiast odpowiedzieć, odrzucił wszystko to, co miałem na sobie na ziemię i wziął mojego penisa do ust. – Nie, przestań! – krzyknąłem.
Chwilę później zostałem zmuszony do ssania palców Iwana, co w połączeniu z czynnościami które wykonywał sprawiało mi dużą przyjemność. Nie, nie mogę się tak czuć, pomyślałem zrozpaczony, lecz myśl ta zniknęła pod wpływem jego palców, którymi we mnie wszedł. Zacisnąłem dłonie na pościeli, próbując zignorować to, jak dziwnie się czułem. – Ja… To jest takie…
- Bez tego będzie bolało – powiedział i łapczywie oblizał wargi. Spod przymrużonych powiek widziałem, jak jeszcze bardziej rozchyla moje nogi, by po chwili wsunąć we mnie swój twardy, wilgotny członek. Zagryzłem wargę, starając się powstrzymać wypływające z moich oczu łzy. Gdy poczułem w miejscu, gdzie płynęły język Iwana, zadrżałem i spojrzałem na niego. Jego fiołkowe oczy wydawały się dziwnie troskliwe.
- I na co się gapisz? – wydyszałem z największą porcją złości, na jaką było mnie w tej chwili stać.

- Na ciebie – odpowiedział obojętnie i zaczął się we mnie poruszać. Czułem, że to będzie długa noc.
                                                              * * *
            Ze snu wyrwał mnie potężny grzmot, któremu towarzyszył oślepiający błysk. Podniosłem głowę, zaciekawiony. Lubiłem burzę. Wbrew pozorom kojarzyła mi się ona ze spokojem. Głośne stukanie kropel deszczu o szybę zdawało się szeptać do mnie, bym podszedł bliżej. Odrzuciłem na bok kołdrę i wstałem, krzywiąc się z bólu. Te kilka kroków, które zrobiłem, okazały się być nie lada wysiłkiem, lecz warto było. Z chwilą, gdy oparłem się na łokciach o parapet, nocne niebo przeszyła kolejna błyskawica, zdobiąc je jasnymi, ostrymi nitkami.
            Cichy szelest za moimi plecami wyrwał mnie z zamyślenia. Domyśliłem się, że to Iwan, niemniej jednak zdziwiłem się,  że spał tu ze mną. Odwróciłem się, starając się sprawiać tym sobie jak najmniej cierpienia. Gdy kolejny błysk oświetlił pokój, ujrzałem parę uważnie wpatrujących się we mnie oczu. Było w nich widać smutek i przygnębienie skryte za zasłoną utkaną z obojętności. Westchnąłem cicho i ostrożnie wróciłem do łóżka, kładąc się obok Rosjanina. Nagle poczułem, że przytula się do mojej piersi, mocno obejmując mnie w pasie.
            - O co chodzi? – wyszeptałem niepewnie.
            - O nic. Po prostu pozwól mi tak leżeć.
          - Czyżbyś bał się burzy? – zaśmiałem się. W odpowiedzi ugryzł mój sutek, skutecznie mnie uciszając.
            Nie wiedząc, jak zareagować na tę sytuację, zacząłem instynktownie głaskać go po włosach. Były gęste i miękkie, przypominały mi w dotyku dmuchawce każdego lata zdobiące najmniejsze kawałki terenu wokół dworku.
            Szkoda tylko, że ich właściciel nie był taki niewinny.


Część 6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz