Menu

niedziela, 19 lipca 2015

Więzień we własnym domu, część 2

            Dzisiaj mija dokładnie tydzień, odkąd Iwan Braginski wprowadził się do mojego domu. Terror, który tu wprowadził, doprowadzał mnie do szału, a wieczne zamknięcie i brak kontaktu z ludźmi przyprawiały mnie o klaustrofobię. Za każdym razem, gdy ktoś do niego przychodził, przekręcał klucz w zamku moich drzwi, grożąc, że jeśli zacznę coś kombinować i zwracać swoją uwagę, skończy się to źle dla mieszkańców. I właśnie ta bezsilność i zależność od niego były najgorsze. Nie ważne, jak bardzo chciałem się zbuntować, myśl o śmierci niewinnych ludzi skutecznie mnie powstrzymywała. Kajdany, które mi nałożono, były niezwykle ciężkie i boleśnie mnie raniły.
            Westchnąłem ciężko i związałem blond włosy z krótki kucyk. Zbliżała się pora kolacji, którą musiałem mu przynieść i zanieść do jego gabinetu. Dzisiaj miała to być zwykła sałatka ze świeżych warzyw, które kupił na pobliskim targu. Krojąc je, zastanawiałem się, co myślą ludzie na mój temat. Pewnie sądzą, że wyleguję się pod ziemią z kulą wbitą w łeb. Pani Maria na pewno jest teraz smutna, od samego początku krzyczała bowiem, bym stąd uciekał. Była dla mnie jak ukochana ciocia, przez wzgląd na przyjaźń z moimi rodzicami przyrzekła sobie, że będzie się mną opiekować. Zakładam, że ma teraz wyrzuty sumienia. Jakże pragnąłem ją pocieszyć, powiedzieć im wszystkim, co tak naprawdę się tu wydarzyło.
            Gdy posiłek był już gotowy, odczekałem chwilę i zaniosłem go Iwanowi. Bez słowa postawiłem przed nim miseczkę i sztućce, po czym ruszyłem do wyjścia. Starałem się nie zwracać uwagi na jego oczy wpatrzone we mnie z czymś w rodzaju ciekawości pomieszanej z fascynacją.
            - Może dotrzymasz mi dzisiaj towarzystwa? - zapytał, wysuwając nogą naprzeciwko siebie jedno z krzeseł. Nie mając wyboru, okręciłem się na pięcie i usiadłem na wskazanym miejscu. - Widzę, że przyzwyczaiłeś się do nowej roli.
            - To za dużo powiedziane – burknąłem. - Wiesz już, kiedy stąd wyjeżdżasz?
            Śmiech, który wydobył się z jego gardła sprawił, że cały zesztywniałem, a po moim ciele przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Boże, co z tym facetem jest nie tak?
            - Nie martw się. Postaram się, by to była jak najodleglejsza przyszłość.
            - Mogłem się tego spodziewać... Jeśli ci to nie przeszkadza, to pójdę się już umyć
– powiedziałem, wstając i niemal biegnąc ku drzwiom. Poczułem niezmierną ulgę, gdy nie usłyszałem jego głosu, który by mnie powstrzymał. Pośpiesznie przekręciłem klucz w zamku i ciężko usiadłem na skraju wanny. Miałem nadzieję, że aż do jutra czeka mnie spokój.

* * *
            Ze snu wyrwało mnie ciche, złowrogie trzeszczenie podłogi. Zegarek pokazywał godzinę pierwszą w nocy, co tylko spotęgowało moje obawy. Zacisnąłem mocno dłonie na kołdrze, uważnie wsłuchując się w coraz bliższe odgłosy. Moje serce zaczęło bić jak oszalałe, a oczy odruchowo zamknęły się, gdy zobaczyłem, że ktoś otwiera drzwi do mojej sypialni. Po chwili zdobyłem się na odwagę i uchyliłem lekko powieki, by upewnić się, że nocnym wędrowcem jest nie kto inny, jak Iwan. Jak gdyby nigdy nic usiadł na brzegu mojego łóżka i odgarnął mi z twarzy włosy. Pod wpływem jego dotyku zadrżałem i ze zdziwieniem szeroko otworzyłem oczy.
            - A więc nie śpisz? - wyszeptał, wodząc palcem po linii mojej szczęki. Spróbowałem się odsunąć, by jak najszybciej od niego uciec. - Nie radzę.
            Te dwa słowa sprawiły, że momentalnie zastygłem w bezruchu. Chciałem coś zrobić, przerwać w końcu ten chory układ raz na zawsze, ale nie mogłem przez wzgląd na ludzi, których szczerze kochałem, i których śmierci w ten sposób bym nie zniósł. Zdołałem jedynie odtrącić jego dłoń, lecz zaraz potem złapał moje ręce w nadgarstkach i unieruchomił je nad moją głową.
            - Co ty wyprawiasz? Odbiło ci? A może już dawno nie zgwałciłeś żadnej Bogu ducha winnej dziewczyny, co?
            - Nie tym tonem. A poza tym nigdy nikogo nie zgwałciłem.
            - Tak samo, jak twoi towarzysze. Wszyscy jesteście wartymi siebie szumowinami.
            - Gdybym był taki, jak wszyscy, to połowa tutejszej ludności łącznie z tobą już dawno by nie żyła, a druga połowa miałaby cholernie trudne życie – wyszeptał mi wprost do ucha, sprawiając, że moim ciałem wstrząsnął potężny dreszcz, pod wpływem którego zacisnąłem powieki i jęknąłem cicho.
            - Idź do diabła, ty i ten twój Związek Radziecki – wydyszałem z trudem, gdyż zaczął drażnić językiem moją małżowinę uszną.
            - Jeśli będziesz tam ty, to nie mam nic przeciwko.
- Co ty bredzisz? - jęknąłem, z lękiem obserwując, jak powoli zaczął zmniejszać odległość dzielącą nasze twarze. Oblizał wargi, po czym złożył na moich ustach zimny, mocny pocałunek. Przywarł do mnie i boleśnie zacisnął ręce na moich nadgarstkach, po czym brutalnie wdarł się językiem między moje wargi. Następnie zsunął prawą dłoń na moje krocze, zdecydowanymi ruchami je pocierając. - Przestań – poprosiłem ze złością, gdy zaczął zębami drażnić skórę na mojej szyi, podgryzając ją i tworząc małe, różowe malinki.
 - Pomyśl o mieszkańcach. Chyba nie chcesz ich śmierci, co? - zapytał, zadzierając do góry moją koszulkę. Mocno polizał moje sutki, przez co mimowolnie wygiąłem się w łuk i cicho jęknąłem. Gdy puścił moje nadgarstki, posłusznie pozostawiłem je tam, gdzie były. Wplotłem palce między fałdy poduszki, z trudem powstrzymując napływające łzy. Poddałem się, nie miałem innego wyjścia. Nie protestowałem nawet wtedy, gdy włożył do moich ust dwa swoje palce, zmuszając mnie, bym dokładnie pokrył je swoją śliną. Znosiłem to wszystko z zaciśniętymi oczami, przygotowując się na najgorsze.
            Nastąpiło to szybciej, niż myślałem. Wdarł się we mnie, niezwykle boleśnie rozciągając moje mięśnie. Chwilę tkwił w bezruchu, bym przyzwyczaił się do niego, jakby to było w ogóle możliwe.
            - Proszę, przestań – jęknąłem, przestając już tłumić łzy uparcie cisnące się do oczu.
            Nie odpowiedział. Zamiast tego zaczął się we mnie poruszać, głęboko wsuwając we mnie swego członka i z podniecenia wbijając palce w mój brzuch.

            Moje krzyki tylko pogarszały sprawę, lecz nie mogłem ich powstrzymywać. Ból, który mną zawładnął, razem z Iwanem trzymał mnie w garści.


Część 3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz