Menu

czwartek, 30 lipca 2015

Muzycy, część 1

Oto pierwsza część opowiadania, które opowiada losy kilku muzyków. Wydarzenia są co prawda fikcją wymyśloną przeze mnie, jednak bohaterowie to już zupełnie inna sprawa... Życzę miłej lektury :)

                - Ubieraj się – usłyszał głos swojego starszego brata. Skinął głową, naciągnął na siebie nieco za dużą bluzę i podreptał do przedpokoju. Uśmiechnął się i ubrał buty. – A gdzie masz swój puzon?
            - Zapomniałem – odpowiedział i wrócił do swojego pokoju. Zarzucił na ramię spory pokrowiec, chwycił segregator z nutami i z powrotem dołączył do brata. – Już jestem gotowy.
            - Dobrze. A zatem idziemy. – Zmierzwił jego brązowe, kręcone włosy i otworzył przed nim drzwi. Położył ręce na jego ramieniu i udali się główną ulicą prosto do szkoły muzycznej.
* * *
            - Arek, pośpiesz się! Boże, czy ja zawsze muszę cię niańczyć? – krzyknął Dawid na swojego o trzy lata młodszego brata. Od czasu studiów mieszkali razem, uczęszczali na tę samą akademię muzyczną. Byli ze sobą bardzo zżyci, chociaż przez większość czasu starali się to ukrywać przed swoimi znajomymi, sami nie wiedząc dlaczego. Ot, stare przyzwyczajenie.
            - Już idę, dlaczego się tak wściekasz? Próbę mamy dopiero o osiemnastej – odparł ze spokojem Arek, ze skupioną miną zapinając guziki koszuli pokrytej masą różnokolorowych plam i wzorów.
            - Po prostu irytuje mnie twój brak poczucia obowiązku. Przecież dobrze wiesz, że nie lubię się spóźniać.
            - Zawsze możesz iść beze mnie.
            - Jasne. A ty wtedy zostaniesz w domu – przerwał mu – i będziesz grał w te swoje głupie gry. Już ja cię znam.
            - Może i masz rację – mruknął i pocałował go w policzek. Dawid zarumienił się, odwrócił głowę i na oślep pacnął go w czoło.
            - Nie pozwalaj sobie, gówniarzu – warknął. Wziął swoją trąbkę i ruszył w stronę drzwi. – Będę czekał przed blokiem. Masz jeszcze pięć minut. Jak nie przyjdziesz do tego czasu, to obiecuję, że własnoręcznie odprowadzę cię do wyjścia, a to nie będzie przyjemne.
            - Dobrze, dobrze. O co się tak wściekasz, braciszku? – zapytał, szeroko się uśmiechając. Pobiegł do pokoju i zaczął grzebać w jednej z szuflad, szukając rzemienia, który służył mu za opaskę do włosów. Gdy go zakładał, usłyszał trzask zamykanych drzwi. Pośpiesznie poszedł do łazienki, by użyć nieco perfum, złapał w pośpiechu swój instrument i pognał na dół.
            Dawid już na niego czekał. Palił papierosa, mocno się nim zaciągając.
            - Szybciej, niż myślałem. Chodź już – powiedział, wyrzucając niedopałek i ruszył w głąb ulicy. Po chwili Arek zrównał się z nim, cicho nucąc jeden z utworów, który wykonywali razem z zespołem.
            - Mam nadzieję, że nie będziesz taki spięty gdy wrócimy do domu – wyszeptał mu nagle do ucha, śmiejąc się tajemniczo.
            - Nie ma mowy – odparł szybko Dawid, od razu domyślając się, o co chodzi jego młodszemu bratu.
            - To się jeszcze okaże… - zaśpiewał głośno, zwracając tym samym uwagę przechodniów, którzy spojrzeli na nich zaciekawionym wzrokiem. Dawid wbił mu dość mocno swój łokieć w brzuch.
            - Nie rób scen. Ludzie się na nas gapią.
            - Wyluuzuj. Czasem trzeba trochę poszaleć.
            - Szkoda tylko, że to twoje czasem trwa dwadzieścia cztery godziny na dobę.
            - Nie. Moje czasem objawia się głównie w nocy – szepnął i ugryzł go w ucho tuż przy kolczyku. Wiedział, że im dłużej będzie się z nim tak droczył, tym bardziej będzie się musiał później postarać, żeby zaciągnąć go do łóżka. Ale to właśnie lubił. Im większe czekały go starania, tym bardziej się podniecał.

            W końcu doszli do budynku, w którym odbywały się próby. Weszli do niego, po czym każdy zajął się swoimi własnymi nutami. Choć przez te kilkadziesiąt minut mogli zamknąć się w swoich własnych światach, które w niemal magiczny sposób łączyły się ze światami pozostałych muzyków. Tak właśnie wyglądały każde próby. Niby grali te same utwory, lecz za każdym razem brzmiały one inaczej. Niby każdy grał osobno, lecz tworzyli jedność, jeden idealnie zsynchronizowany organizm. Moc muzyki bez wątpienia była ogromna i działała cuda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz