Menu

sobota, 15 sierpnia 2015

Muzycy, część 5

            - Jak myślisz, Dawid zdołał już wszystko załatwić? – zapytała Magda, siadając obok Andrzeja. Ich zajęcia zaczynały się za kilka minut, sala powoli zaczynała się napełniać.
            - Zadzwoniłbym do niego, ale nie chciałem mu przeszkadzać. No wiesz, nigdy nic nie wiadomo.
            - Może przyjdzie dzisiaj na zajęcia. Jak myślisz?
            - Z nim nigdy nic nie wiadomo – odparł Andrzej, wzruszając ramionami. Udawał spokojnego, ale tak naprawdę bardzo się martwił o swojego przyjaciela. Miał nadzieję, że Dawid powiedział o wszystkim chociaż swojemu bratu. Byli bardzo zżytym rodzeństwem, ufali sobie. Andrzej czasami wręcz zazdrościł Arkowi tak dobrego kontaktu z Dawidem. Znali się od czterech lat, a mimo to wiele rzeczy przed nim ukrywał, powierzając je jedynie swojemu młodszemu bratu. Owszem, byli ze sobą powiązani więzami krwi, ale przyjaźń również była ogromną siłą, która przewyższała często wszystkie inne.
            - Cześć, Dawid – wyrwał go z zamyślenia głos Magdy. Gwałtownie odwrócił głowę w tę stronę. Jego oczom ukazał się nie kto inny, jak jego przyjaciel.
            - Cześć, mistrzu – przywitał się z nim Andrzej, wstając i wyciągając w jego stronę rękę. Uścisnęli sobie dłonie, po czym usiedli i przygotowali się do zajęć. – Jak tam twoje problemy?
            - Lepiej. Spotkanie przebiegło pomyślnie, wkrótce będę miał to za sobą. Nie ma się co zamartwiać.
            - Skoro tak mówisz… - mruknął Andrzej, niezbyt przekonany jego spokojnym tonem. Mimo to postanowił odpuścić i z bezpiecznej odległości monitorować sytuację.
            - Och, daj spokój. Nam możesz powiedzieć. Jesteśmy przyjaciółmi – nie dawała za wygraną Magda. Była typem osoby, który za wszelką cenę starał się pomagać innym, czerpiąc z tego przyjemność. Jednym słowem była niezwykle sympatyczną altruistką, która nie potrafiła przejść obojętnie obok potrzebującego.
            - Uwierz mi, że bardzo bym chciał, ale nie mogę. Ta sprawa jest… nieco delikatna.
            - Aleś ty tajemniczy… - jęknęła, nieco urażona. Skupiła wzrok na zeszycie, wertując jego kartki dla zabicia czasu. Jasne, że słowa Dawida zabolały ją. Może dla niego cztery lata to zbyt mało, żeby zaufać, ale dla niej czas ten był idealny na prawdziwe zaprzyjaźnienie się. Ona nie wahałaby się powierzyć mu swojej tajemnicy, gdyby tylko zaszła taka potrzeba.
            - Przepraszam, Madziu… Uwierz mi, że ufam wam i z przyjemnością bym wam o tym powiedział, ale… To nie jest prosta sprawa. Naprawdę, lepiej, żebyście o tym nie wiedzieli.
            - Mówisz tak, jakbyś popełnił jakieś przestępstwo…
            - Słuchaj, dajmy mu na razie spokój. Jak pożałuje swojej decyzji, to sam do nas przyjdzie – powiedział żartobliwym tonem Andrzej, choć tak naprawdę słowa Dawida sprawiły mu ból.
            Zapadła niezręczna cisza, którą kilka minut później przerwał wykładowca, który wszedł spóźniony na salę, jak zawsze zresztą. Pośpiesznie zaczął prowadzić swój wykład, nieświadomy, że nad trójką jego studentów zawisnęły burzowe chmury.
* * *
            Trzy dni później spięty do granic możliwości Dawid siedział na kanapie, udając, że ogląda program telewizyjny. Jedzone właśnie lody stawały mu w gardle, toteż zaraz odłożył je na bok. Od pięciu dni nie rozstawał się z telefonem, czekając na telefon od Kamila. Ten jednak nie spieszył się, najwyraźniej czerpiąc przyjemność z nękania go. Nie żeby Dawid chciał mieć z nim cokolwiek do czynienia, ale nie miał innego wyjścia.
            Nagle jego komórka ożywiła się, wibrując i zalewając pokój dźwiękiem płynącej z niej melodii. Dawid w mgnieniu oka złapał ją i odebrał, nie patrząc nawet na numer, jaki do niego dzwonił.
            - Halo? – rzucił do słuchawki nerwowym głosem. – Tak, to ja… Za pół godziny? Ale gdzie?... Dobrze, będę… Nie martw się. Ja dotrzymam obietnicy.
            Gdy się rozłączył, jego ciało zalało coś na kształt ulgi. Jeśli tylko Kamil dotrzyma swojej części umowy, ich koszmar się skończy, będą mogli znów normalnie żyć. Pełen nadziei, Dawid ubrał się, napisał na krateczce krótką wiadomość do Arka i wyszedł, zmierzając pod podany adres. Jego serce biło bardzo szybko, ale prawie tego nie zauważał. Liczyło się tylko to, do będzie musiał zrobić już za kilkadziesiąt minut.
            W końcu Dawid był na miejscu. Wziął głęboki oddech i wszedł na drugie piętro jednego z bloków. Stanął przed nieco zniszczonymi, drewnianymi drzwiami i zapukał w nie drżącą dłonią. Chwilę potem otworzyły się z cichym skrzypnięciem. W progu stał Kamil, uśmiechając się drwiąco.
            - Zapraszam szanownego kolegę – powiedział, uchylając szerzej drzwi i robiąc mu przejście. Dawid wszedł do środka pewnym krokiem, nie dając po sobie poznać, jak bardzo się denerwuje. – Naszykowałem wszystko, co dzisiaj ode mnie odkupisz. Chcesz przejrzeć?
            - Jaką mam pewność, że to wszystko? – zapytał, idąc za nim do sypialni. Na stoliku leżały fotografie, a także włączony komputer, na którym znajdował się folder z ich elektroniczną formą.
            - Powiedziałbym, że pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. Ale nie martw się. Muzycy nie robią sobie nawzajem takich świństw, dotrzymują danego słowa.
            - Czyżby? – mruknął Dawid, podchodząc do niego z groźną miną. – Więc po co ta cała zabawa, hm?
            - Po prostu brakowało mi rozrywki. Poza tym zawsze chciałem wiedzieć, jak to jest z mężczyzną.
            - Beznadziejny jesteś, wiesz? – warknął Dawid, podchodząc jeszcze bliżej. Przez chwilę miał ochotę uderzyć Kamila, lecz wolał z nim nie zaczynać. Może i wyglądał na miłego faceta, takiego co wiecznie się uśmiecha i zawsze potrafi rozluźnić atmosferę, ale mimo wszystko było w nim coś takiego, co kazało zachować ostrożność.
            - Widzę, że ktoś tu jest bojowo nastawiony – zaśmiał się i chwycił go za brodę. Rzucił nim o przeciwległą ścianę i przyparł go do niej, kompletnie go tym zaskakując. Unieruchomił mu ręce nad głową i przygryzł płatek jego ucha, a wszystko to z niebywale przyjaznym uśmiechem na ustach. Był o kilka centymetrów niższy od Dawida, ale jego wygimnastykowane ciało dawało radę nadrobić tę drobną różnice pomiędzy nimi. – To co? Zabawimy się? – zapytał, jeszcze mocniej na  niego napierając. Cała ta sytuacja zaczynała coraz bardziej mu się podobać.
* * *

            Gdy Arek wrócił do domu, jedyne co zastał, to krótka wiadomość od Dawida. Wziął ją pospiesznie i przeczytał na głos, z każdym słowem denerwując się coraz bardziej.            - Odezwał się. Poszedłem na spotkanie z nim. Nie wiem, kiedy wrócę. Nie czekaj na mnie, a tym bardziej nie zamartwiaj się. Wszystko będzie w porządku. Dawid.
            Arek zamarł, kompletnie nie wiedząc, co ma teraz począć. Ufał swojemu bratu, ale wrażenie, że coś jest cholernie nie tak, nie dawało mu spokoju już od kilku dni. Postanowił jednak, że poczeka na jego powrót i wtedy się wszystkiego dowie. Bał się, że może to nieco dłużej potrwać, ale był gotowy na wszystko. A w szczególności na to, żeby pójść do tego Kamila i porządnie obić mu buźkę. Kiedyś na pewno by się na to nie zdecydował. Jako dziecko był słaby i zawsze musiał polegać na Dawidzie. Nie umiał sam się obronić, to jego brat był dla niego swoistą tarczą. W dniu, gdy ich adopcyjny ojciec zgwałcił Dawida, Arek podjął decyzję, że któregoś dnia odwdzięczy się mu za te wszystkie lata. Nie chciał już dłużej być dla niego ciężarem. Gdyby od początku miał tyle siły, co teraz, z całą pewnością nie byłoby im tak trudno. Arek często winił się za te wszystkie krzywdy wyrządzone im na przestrzeni lat. Do tej pory męczyły go nocne koszmary, w których dominowała bezsilność i strach.
           Nie, dosyć tego, pomyślał, zrywając się z krzesła. Miał dosyć wiecznego roztrząsania przeszłości, był tym zmęczony. Chciał w końcu zacząć żyć teraźniejszością, zostawić w tyle to, co było kiedyś. Było to cholernie trudne, ale czuł, że w końcu mu się uda. Poszedł do łazienki, by wziąć szybki, orzeźwiający prysznic i uciąć sobie krótką drzemkę. Zmęczenie wzięło górę, poza tym i tak nie zanosiło się, by Dawid prędko do niego wrócił.
                                                              
                                                                  * * *
    
           - Skończyłeś już w końcu…? – jęknął cicho Dawid, gdy Kamil doszedł w nim po raz czwarty, zdobiąc swoim nasieniem jego pośladki i uda. Był wykończony, a niedoświadczenie jego oprawcy w tych sprawach dodatkowo dawało mu się we znaki. Łapczywie wziął głęboki oddech, korzystając z chwili wytchnienia.
            - Sam nie wiem. Muszę przyznać, że seks z tobą jest boski – wydyszał mu do ucha. Zręcznym ruchem przewrócił go na plecy i spojrzał mu w oczy, zamglone i przepełnione cierpieniem. – Wiem, że nie jestem tak doświadczony jak braciszek. Wybacz.
            Dawid nic nie odpowiedział, jedynie odwrócił głowę. Wspomnienie Arka jeszcze bardziej go zasmuciło. Ciekawe, co ja mu powiem, zastanawiał się. Bądź co bądź trudno ukryć ślady po czterokrotnym gwałcie.
            - No dobra, niech ci będzie. Zdjęcia są twoje. Zrób z nimi co chcesz, oby tylko nie zostało po nich śladu – powiedział Kamil, schodząc z mężczyzny i siadając na skraju łóżka, na którym przed chwilą się kochali.
            - Cóż za łaska – stęknął, z trudem dźwigając się na nogi. Ubrał się powoli, angażując w to jak najmniej mięśni, które z każdym ruchem wołały o litość. W końcu podszedł do stolika i dokładnie pozbierał z niego fotografie, które schował do kieszeni spodni, następnie dokładnie wykasował wszystkie ich kopie z komputera. Jego usta drgnęły lekko w czymś na kształt uśmiechu. To nareszcie koniec.
            - Ech… Szkoda, że już idziesz. Mógłbyś wpadać do mnie od czasu do czasu – zagadnął go Kamil, w dalszym ciągu paradując za nim nago.
            - Niedoczekanie twoje – warknął Dawid i ruszył w stronę drzwi. Chciał jak najszybciej znaleźć się w swoim mieszkaniu, by zmyć z siebie wszelkie ślady po tym człowieku. Nic nie ucieszy go dzisiaj bardziej, niż długi prysznic i kilka godzin spędzonych na śnie w jego własnym łóżku.
            - Nigdy nic nie wiadomo. Papa!
            Dawid ze złością zatrzasnął za sobą drzwi i ruszył w dół po schodach, które na jego nieszczęście zdawały się nie mieć końca. Czekała go jeszcze podróż do domu, co z pewnością do łatwych zadań się nie zaliczało. Nie w tym stanie. Co prawda mógł zadzwonić po Arka, który zabrałby go do domu swoim motorem, ale nie miał zamiaru pokazywać mu się w tym stanie. Ostatecznie podjął decyzję, że jakoś dojdzie pieszo, ewentualnie doczołga się.
             Niemal godzinę później Dawid stał już pod drzwiami mieszkania i siłował się z zamkiem, starając się otworzyć go jak najciszej. Gdyby obudził teraz Arka, byłoby kiepsko. Dochodziła północ, toteż chłopak powinien już spać, a przynajmniej taką miał nadzieję. Ostrożnie wszedł do środka i do razu skierował się w stronę łazienki. W żadnym z pomieszczeń nie paliło się światło, co było dobrym znakiem. Nieziemsko zmęczony, Dawid wszedł pod prysznic i odkręcił wodę, kierując na swoje nagie ciało ciepłe krople delikatnie pieszczące go. Zamknął oczy i rozluźnił się, walcząc ze słabnącym już bólem.
            - Dawid, co tak długo? – usłyszał stłumiony głos brata. Jego panika nasiliła się, gdy Arek wszedł do środka i usiadł na spuszczonej klapie sedesu. Teraz dzieliła ich już tylko zamglona szyba kabiny.
            - Wstąpiłem jeszcze po drodze napić się czegoś, tak dla odprężenia – skłamał, odwracając się do niego tyłem, jakby to miału mu pomóc. Arek wyczuje, że coś jest nie tak i bez patrzenia mu w oczy.
            - Jakoś tego po tobie nie czuć – skwitował, nerwowo poprawiając się na swoim miejscu.
            - Daj spokój. Przecież nie poszedłem się tam najebać, tylko zrelaksować.
            - Kłamiesz – powiedział spokojnie, podchodząc do kabiny. Szybkim ruchem otworzył jej drzwiczki i zakręcił wodę. – Boże, Dawid… Tylko nie to – jęknął na widok jego zmaltretowanego ciała. Musnął opuszkiem palca jego plecy pokryte siniakami i zadrapaniami, a także malinkami i śladami po zębach.
            - To nie twoja sprawa – warknął Dawid, odpychając go i sięgając po ręcznik. Owinął się nim dokładnie i uciekł do swojego pokoju. Na jego nieszczęście poczuł łzy na policzkach, a to nie wróżyło niczego dobrego.
            - A właśnie, że moja! Jak mogłeś na to pozwolić? Mówiłeś, że nie wiesz, czego on od ciebie chce, a tak naprawdę od samego początku świadomie pakowałeś się w to bagno! Przecież wiesz, że coś bym wymyślił, gdybyś tylko powiedział mi o tym…
            - I co byś niby zrobił? Pobił go i siłą zabrał te zdjęcia? Zadzwonił na policję? A może tylko byś się zastanawiał, pozwalając na to, by wszyscy dowiedzieli się o łączących nas relacjach? – wyrzucił z siebie, coraz bardziej tracąc nad sobą kontrolę. Czuł, że ogarnia go bezsilność i desperacja, bał się, że popadnie ze skrajności w skrajność.
            - Na pewno nie pozwoliłbym, żeby ktoś znowu cię przeze mnie skrzywdził… - wyszeptał, przytulając go i nie pozwalając, by mu się wyrwał.
            - Tamto nie było twoją winą, idioto. Ile jeszcze mam ci o tym przypominać?
            - Mocno cię boli? Proszę, powiedz mi co ten bydlak ci zrobił…
            - Tylko nie złość się na mnie, dobrze? – jęknął, wieszając się na nim, by dać chwilę wytchnienia swoim mięśniom.
            - Na ciebie? Nigdy w życiu – odparł, chwytając go w ramiona i układając na łóżku. Położył się obok niego i przyciągnął do siebie, ogrzewając go ciepłem własnego ciała.
            - Cóż mogę powiedzieć… Kamil nie miał doświadczenia w tych sprawach, może dlatego tak okropnie to przeżyłem. Nie licząc obciągania mu i znoszenia wpychania mi do odbytu jego palców, on zgwałcił mnie jakieś… cztery razy. Co prawda robił krótkie przerwy, ale tylko po to, żeby usztywnić swojego tłustego fiuta… Boże, Arek, wciąż czuję na ciele jego dotyk… To takie okropne… Nie chcę tego.
            - Cii, już po wszystkim. Jesteś ze mną…
            - Proszę, zmyj to ze mnie… - przerwał mu płaczliwym głosem. Nie mógł już dłużej udawać, że to, co stało się godzinę temu, nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. – Jeśli mam już to robić z mężczyzną, to nie chcę, żeby był to ktokolwiek inny niż ty. Nie chcę, słyszysz?
            - Powinieneś teraz odpocząć… - spróbował sprzeciwić mu się Arek, nieświadomie łapczywie oblizując wargi. Pogłaskał jego policzek i pocałował, próbując go uspokoić. Nic jednak z tego. Dawid wpił się mocno w jego usta i przylgnął go niego, rozpinając jego koszulę. Ręcznik, którym był przewiązany, z cichym szelestem spadł na podłogę. – Dawid… - jęknął, stopniowo poddając się pożądaniu. Tej nocy było jednak inaczej, bardziej delikatnie i romantycznie. Po raz pierwszy od dłuższego czasu Dawid przejął inicjatywę, wkładając w swoje czynności od dawna tłumioną miłość i pasję. Po wszystkim zasnęli w swoich objęciach, choć na chwilę zapominając o całym otaczającym ich świecie.

        Część 6

Nareszcie poczułam przypływ weny, który przedarł się nawet przez wszechobecne gorąco. Oczywiście obserwowanie spadających gwiazd także zrobiło swoje :) Ciekawi mnie tylko, jak długo utrzyma się ten mój zapał do pisania.Oby nie roztopił się gdzieś po drodze :3
Za ewentualne literówki przepraszam, ale nie miałam już siły ich sprawdzać -_-




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz