Menu

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Muzycy, część 7

            - Na pewno możesz już iść na zajęcia? Wciąż martwię się, że nie doszedłeś całkiem do siebie – powiedział strapiony Arek, gdy dwa dni później Dawid szykował się do wyjścia do akademii.
            - Na pewno. Daj już spokój, wszystko ze mną w porządku. Lepiej martw się o siebie – odparł, chwytając w dłoń futerał z trąbką i zmierzając w stronę drzwi.
            - Uważaj na siebie – mruknął mu do ucha Arek, mocno go przytulając.
            - Będę, obiecuję – odpowiedział, rozkoszując się przez chwilę jego ciepłem, po czym odsunął się od niego i wyszedł. Miał już dosyć tego ciągłego zamknięcia, leżenia w łóżku i znoszenia usługiwania mu. Z jego ciałem było już całkiem znośnie, gorączka minęła kilka dni temu, a i ból prawie całkiem ustąpił. Psychicznie już dawno się z tego otrząsnął, głównie dzięki pomocy brata, jak i swojej odpornej psychice. Wydarzenia z dzieciństwa utworzyły swoistą barierę wokół jego umysłu, którą nie było tak łatwo przekroczyć, a dzięki której mało co tak naprawdę go ruszało. Poza tym Dawid wyznawał zasadę, że co się stało, to się nieodstanie. Złe wspomnienia i przeżycia nie miały prawa mieć wpływu na teraźniejszość, i tego się trzymał.
            Gdy był już na miejscu i szedł w stronę sali, w której miał pierwsze zajęcia, kątem oka dostrzegł mężczyznę w kapeluszu, który rozmawiał z kimś, żywo gestykulując. Gdy przyjrzał się im dokładniej, rozpoznał w nich Kamila i Andrzeja. Skąd oni się znają?, zastanawiał się, instynktownie zmierzając w ich stronę.
            - Cześć, Andrzej – powitał go jak gdyby nigdy nic Dawid i wyciągnął w jego stronę dłoń. Ten uścisnął ją niepewnie, nie patrząc mu w oczy. – Kim jest ten facet? Znacie się?
            - Nie, to pomyłka. Dobrze się składa, że przyszedłeś, bo nie wiem, co ten wariat zrobiłby za chwilę.
          - Wariat, powiadasz? – zaśmiał się Kamil, mierząc wzrokiem Dawida. – Oj, Andrzeju… Nie spodziewałem się, że aż taki z ciebie sukinsyn.
        - O co ci chodzi? Mówiłem ci, żebyś tu nie przychodził! – krzyknął Andrzej, spanikowany. Lada moment miała przyjść Magda, a to byłaby już kompletna porażka.
             - Podobno mnie nie znasz, kochasiu – droczył się z nim w najlepsze Kamil, czerpiąc przyjemność z całej tej sytuacji. Dodatkowo nakręcała go zdezorientowana twarz Dawida, który całym sobą krzyczał o wyjaśnienia. – Wiesz co? Zostawię cię teraz, mam małą sprawę do Dawida.
              - Nawet nie próbuj – warknął przez zaciśnięte zęby, lecz zaraz potem machnął ręką i odszedł, czerwieniąc się ze złości. Czuł, że przegrał. Nie miał zamiaru dłużej tego ciągnąć, zależało mu tylko na jego dziewczynie. Teraz to ona była dla niego najważniejsza. Przyjaciele mogli iść do diabła.
            - A więc chodźmy – szepnął Kamil, chwycił Dawida pod ramię i zaciągnął go do łazienki. – Nie bój się, nic ci nie zrobię, przynajmniej nie w tym miejscu.
               - Czego chcesz? I skąd znasz Andrzeja?
            - Andrzeja? Sam mnie poznał. Nie wiem, skąd dowiedział się, że jestem dobry w znajdywaniu haków na innych, ale obiecał, że dobrze zapłaci.
            - O czym ty mówisz?! – krzyknął, tracąc cierpliwość. Szybko oddychał, jego serce biło w zabójczym tempie.
            - Widzę, że zależy ci na tych informacjach… - stwierdził, przybliżając się do niego z tajemniczym uśmiechem. – Co jesteś w stanie gotów za nie dać?
            - A co mam ci niby za nie dać? Należy mi się chociaż tyle po tym, co mi zrobiłeś.
            - Jesteś tego taki pewny? – wyszeptał, zmuszając swym ciałem, by Dawid bezradnie oparł się o ścianę. Położył dłonie na chłodnych kafelkach na wysokości jego ramion i musnął nosem płatek jego ucha. – Te informacje są warte dużo więcej, będziesz się musiał zatem postarać, żeby je dostać. Ewentualnie zrobisz to, co ostatnio, i będziemy kwita.
            - Już nigdy więcej nie pójdę z tobą do łóżka – wydusił przez zaciśnięte zęby i spróbował go odepchnąć. Bezskutecznie.
            - Daj spokój. Sam zobaczysz, że będzie ci ze mną lepiej, niż z Arkiem.
            - Chyba śnisz. Byłeś okropny, co niby miało się zmienić przez te kilka dni?
            - Sam się możesz o tym przekonać…
            - Powiedziałem już, że nie chcę. A teraz daj mi spokój. Spóźnię się przez ciebie na zajęcia.
            Kamil niechętnie puścił Dawida i zmroził go wzrokiem. Miał ogromną nadzieję na kolejną noc spędzoną z nim, lecz na razie nic nie zapowiadało, że to się uda. Zawiedziony, patrzył, jak Dawid odchodzi, nie zaszczycając go wzrokiem. Jeszcze będziesz mój, pomyślał i zaśmiał się pod nosem.
* * *
            Gdy zajęcia się zaczęły, Dawid nie wytrzymał i dyskretnie szturchnął w bok Andrzeja. Chciał to zrobić już wcześniej, lecz jego przyjaciel najzwyczajniej w świecie go unikał.
            - Andrzej, co łączy cię z tym facetem?
            - Mówiłem ci już, że to wariat. Nie wiem, czego on ci nagadał, ale nie wierz w ani jedno jego słowo. To stara znajomość, nic niewarta. Jesteś moim przyjacielem i nie chcę, żeby przez taką osobę jak Kamil to się zmieniło.
            - Niech ci będzie… - mruknął, udając skupienie, gdy wykładowca zwrócił swój wzrok w ich stronę. Rozmyślał jednak o tym, co powiedział mu przyjaciel. Niby nie widział powodu, by Andrzej chciał uprzykrzyć mu życie, lecz nie mógł wyzbyć się wrażenia, że coś przed nim ukrywa, stara się dokładnie to zamaskować, by nie został po tym ani jeden ślad. Może faktycznie Kamil był jego znajomym z dawnych lat, a że Dawid na własnej skórze przekonał się, do czego jest zdolny, nie dziwił się, że Andrzej nie chce utrzymywać z nim kontaktu. Jednakże to, w jaki sposób dziś rozmawiali, a także słowa Kamila nie dawały mu spokoju. Czy tak właśnie wygląda spotkanie dwóch obojętnych sobie osób, których znajomość zakończyła się dawno temu?
            Dawid z wyraźną ulgą powitał koniec zajęć. Był zmęczony, marzył tylko o powrocie do domu i położeniu się do łóżka. Spojrzał na zegarek, kalkulując, czy zdąży złapać jeszcze Arka. Jego zajęcia miały zacząć się za jakieś dwadzieścia minut, mimo wszystko była na to marna szansa. Westchnął ciężko i powoli zaczął zmierzać w stronę mieszkania, które dzielił z bratem. Do tej pory nie doceniał tego, że ma przy sobie osobę najbliższą jego sercu. Wydawało mu się to oczywiste, naturalne. Nie wyobrażał sobie nigdy sytuacji, w której zostałby sam. Owszem, spodziewał się, że Arek w końcu znajdzie sobie dziewczynę, założy rodzinę, lecz jak na razie były to plany dość odległe i mgliste. Owszem, Dawid czuł lekkie ukłucie bólu, ilekroć o tym pomyślał, lecz zależało mu na szczęściu jego brata. I nawet jeśli Arek zawsze powtarzał, że nigdy go nie zostawi i że zawsze będą razem, wiedział, że to najzwyczajniej w świecie niemożliwe. Bo nie dość, że obaj byli mężczyznami, to do tego łączyły ich więzy krwi, a związek pomiędzy rodzonymi braćmi na pewno nie zostałby dobrze przyjęty.
            - Dawid! Zaczekaj! – usłyszał kobiecy krzyk za swoimi plecami. Zatrzymał się i zaczekał, aż dołączy do niego Magda. Po kilku sekundach zrównała się z nim, oparła na  jego ramieniu i podjęła próbę wyregulowania oddechu.
            - Co się stało? – zapytał, gdy zaczęła w miarę normalnie oddychać.
            - Ja… Chciałam z tobą porozmawiać… o Andrzeju.
            - O Andrzeju? Stało się coś?
            - No właśnie nie wiem. Od jakichś dwóch, trzech dni dziwnie się zachowuje, mam wrażenie, że to wręcz nasila się. Próbowałam go o to zapytać, ale za każdym razem mnie zbywał. Pomyślałam, że ty możesz coś wiedzieć. W końcu jesteście przyjaciółmi…
            - Jak wiesz byłem ostatnio chory, więc nie jestem na bieżąco… - zaczął, zastanawiając się, czy chociażby w minimalnym stopniu wspomnieć jej o Kamilu.
            - Widzę, że czegoś się domyślasz. Proszę, powiedz mi.
            - Andrzej zwierzył mi się ostatnio, że spotkał swojego znajomego ze starych czasów. Podobno nie dogadują się zbyt dobrze, myślę, że to nieco wytrąciło go z równowagi. Daj mu po prostu trochę czasu, ok?
            - Ach tak… Widziałam ostatnio, jak kłócił się z jakimś chłopakiem, ale byłam spóźniona i nie mogłam do nich podejść, a później wyleciało mi to kompletnie z głowy. Ale jeśli tak, to uspokoiłeś mnie. Dziękuję. – Odetchnęła z ulgą i nerwowo poprawiła sięgającą jej do kostek spódnicę.
            Prawda była taka, że dosłownie szlag ją trafiał na samą myśl, że wszyscy wokół niej mają jakieś tajemnice i robią z niej idiotkę. Wolałaby, żeby od razu jej powiedzieli, że ta sprawa najzwyczajniej w świecie jej nie dotyczy i żeby dała sobie spokój, aniżeli na każdym kroku wciskali jej kit, że coś jej się zdaje i przejmuje się nieistotnymi faktami.
            - Przepraszam, ale chciałbym pójść już do domu. Jestem zmęczony, nie stanąłem jeszcze całkowicie na nogi… - powiedział nieśmiało Dawid, zaskoczony jej złością głęboko zakorzenioną w oczach.
            - Dobrze. W takim razie do zobaczenia – pożegnała go i odeszła w przeciwnym kierunku.
            Dawid wzruszył ramionami i kontynuował swoją podróż. Miał nadzieję, że nie natknie się już dzisiaj na żadnego znajomego. Jedyne, czego pragnął, to miękki materac, poduszka i ciepło czule obejmującego go ciała.
* * *
            Siedząc na jednej z parkowych ławek, Kamil rozmyślał, co powinien teraz zrobić. Od jego ostatniej rozmowy z Dawidem minął tydzień, zwątpił już, że ten nawiąże z nim jakikolwiek kontakt. A szkoda, gdyż to zaoszczędziłoby mu wiele czasu. Z drugiej strony powoli zaczynał mieć dosyć grania złego charakteru, zapragnął zrobić coś, co choć trochę oczyściłoby go z popełnionych grzechów. Było to dla niego nowe uczucie, nigdy bowiem nie czuł wyrzutów sumienia. Nie to, że był bezlitosną, pozbawioną człowieczeństwa osobą. Po prostu gdy robił coś przeciwko innym za pieniądze, jego umysł był znieczulony i przestawał przejmować się cudzym cierpieniem. Tak postępowała też jego matka, która przez dziesięć lat zdołała ukrywać przed swoim mężem, że dorabia sprzedając swoje ciało. Ona również nie widziała w swoim postępowaniu niczego złego. Widocznie Kamil to po niej odziedziczył.
            W końcu mężczyzna wstał i ruszył w kierunku mieszkania Andrzeja. W tej jednej chwili podjął być może najważniejszą decyzję w całym jego życiu. Wyciągnął telefon i wybrał jeden z numerów.
            - Cześć, Andrzeju. Jesteś teraz sam w mieszkaniu? Chciałbym z tobą porozmawiać… Ach, więc Magda jest u Ciebie… Dobrze, w takim razie przyjdę innym razem... A co? Stęskniłeś się za mną, że chcesz dla mnie wyrzucić za drzwi swoją dziewczynę?... Dobra, dobra. Zadzwonię kiedy indziej…
            Już cię mam, gnido. Dzisiaj się nie wywiniesz, pomyślał Kamil, rozłączając się. Ze złośliwym uśmiechem na twarzy zadzwonił pod jeszcze jeden numer, modląc się, by jego plan wypalił.

        Część 8



Ps. Przepraszam za jeszcze większy bałagan w akapitach niż zazwyczaj, ale jest tak gorąco, że po prostu nie mam już siły ich poprawiać. Życzę przyjemnej lektury :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz