Menu

czwartek, 27 sierpnia 2015

Więzień we własnym domu, część 9

            Następnego dnia po południu niepewnie stanąłem przed drzwiami prowadzącymi do gabinetu. Wiedziałem, że moja wizyta niezbyt ucieszy Iwana, ale postanowiłem sobie, że dzisiaj w końcu wyduszę z siebie tę prośbę. Zapukałem niepewnie i ostrożnie nacisnąłem klamkę, gotowy w każdej chwili stąd uciec. Mimo całej niechęci musiałem udawać grzecznego i posłusznego.
            - Iwan, mam do ciebie jedno, małe pytanie – zacząłem cicho, podchodząc do biurka. Fakt, iż nie podniósł na mnie wzroku, ba, wręcz ignorował mnie, doprowadzał mnie do pasji. Nie dałem tego jednak po sobie poznać i odchrząknąłem, nabierając pewności siebie.
            - O co chodzi? – zapytał w końcu i spojrzał na mnie, zniecierpliwiony. Zdjął z nosa okulary i odłożył je obok dokumentów.
            - Chciałbym iść dzisiaj do miasta. Potrzebuję zrobić małe zakupy…
            - Wykluczone – przerwał mi. – Umawialiśmy się, że nie będziesz opuszczał domu, a ja nie zamierzam cofać swoich słów.
            - Ale Iwan! Ja naprawdę muszę tam iść. Obiecuję, że wrócę za dwie, trzy godziny. Dlaczego nie chcesz mi na to pozwolić?
            - Powiedzmy, że życie nauczyło mnie ostrożności. I nie licz, że tak łatwo cię wypuszczę. To moje ostatnie słowo.
            - A co, jeśli cię nie posłucham?
            - Wtedy wiesz, co cię czeka… Tyle że tym razem egzekucja pochłonie więcej ofiar – odparł bez wahania. Podniósł się z krzesła i podszedł do mnie. – Jeśli tak bardzo zależy ci na tym wyjściu, mogę iść z tobą.
            - Ale ty masz pewnie dużo pracy… - próbowałem się wykręcić, choć wiedziałem, że i tak nic nie wskóram. Wizja wspólnego wyjścia i pokazania się ludziom, na których tak mi zależało, nie wydawała się być przyjemna.
            - Praca może zaczekać. Poza tym znowu zapomniałeś, że nie muszę się aż tak pilnować jak niżsi rangą żołnierze.
            - To może jednak zostanę w domu – mruknąłem, szczerze zawiedziony, i skierowałem się do wyjścia. Na moje oczy cisnęły się łzy bezsilności, które za wszelką cenę starałem się przed nim ukryć.
            - Poczekaj – zawołał, w ostatniej chwili łapiąc mnie za rękę. Stanąłem sztywno, czekając, co dalej. W dalszym ciągu chowałem przed nim twarz, która z każdą chwilą stawała się coraz bardziej czerwona i mokra od łez. – Powiedz, dlaczego chcesz tam iść.
            Zamiast odpowiedzieć, pokręciłem głową i spróbowałem się wyrwać z jego uścisku. Moje zachowanie jeszcze bardziej mnie denerwowało, czułem się jak rozpieszczony dzieciak, który nie dostał tego, czego chciał. Lecz tak naprawdę miałem już dość tego ciągłego zamknięcia, czułem się jak w więzieniu. Pozbawiony jakiegokolwiek kontaktu ze światem zewnętrznym, powoli zaczynałem wariować.
            - Spójrz na mnie – zażądał, odwracając mnie w swoją stronę. Gdy dostrzegł moje łzy, puścił mnie i odskoczył ode mnie jak oparzony. – Co ci się stało?
            - Czy ja jestem jakimś cholernym więźniem, że mam tu siedzieć dwadzieścia cztery godziny na dobę?! – krzyknąłem, zaciskając dłonie w pięści. – Ciągle mnie upokarzasz, nie mam żadnej prywatności… Oszaleję, jak będę musiał tak dłużej żyć! W dodatku nie pozwalasz mi na tak prostą rzecz jak spotkanie się z przyjaciółmi! Myślisz, że kim ty jesteś, żeby mnie tu zamykać?! Duszę się tu… Czuję, że coraz trudniej mi oddychać…
            - To może lepiej usiądź…? – zaproponował wystraszony Iwan. Widać było, że nie miał jeszcze do czynienia z takim zachowaniem.
            - Po co mam siadać? Jesteś beznadziejny! Mam nadzieję, że jak najszybciej się stąd wyniesiesz! – rzuciłem i ruszyłem do swojego pokoju. Prawie nic nie widziałem przez grubą warstwę słonej wody uparcie wypływającej z moich oczu, lecz nie dbałem o to. Ważne było, by jak najszybciej znaleźć się z dala od tego upartego Rosjanina.
            - Feliks, poczekaj! Nie skończyliśmy jeszcze rozmawiać! – krzyknął, biegnąc za mną.
                - Ja skończyłem. Nie mam zamiaru cię już oglądać.
            - Powiedziałem, że masz poczekać – warknął, przewracając mnie i przyciskając swoim ciałem do podłogi. Wygiął mi ręce na plecach i odgiął do tyłu głowę. – Nie wiem, o co ci chodzi, ale nie dam się tak łatwo podejść.
           - I właśnie o tym mówię. Traktujesz mnie jak swoją zabawkę. Nie myśl, że traktowanie w ten sposób innych jest przyjemne dla obu stron.
                - A co, według ciebie, jest przyjemne dla obu stron?
            - Dawanie szczęścia sobie nawzajem… - wyszeptałem, z trudem łapiąc oddech. Pozycja, w jakiej się znajdowałem, nie dawała mi nabrać większej ilości powietrza, przez co chwilę potem zacząłem ciężko dyszeć.
            - Ja nigdy nie dostałem od drugiej osoby czegoś takiego jak szczęście, więc nie wiem nawet, jak nim kogoś obdarować. Także nie licz na jakieś zmiany – warknął i puścił moje włosy. Położyłem głowę na zimnych panelach i z ulgą napełniłem płuca życiodajnym tlenem. Było mi już wszystko jedno. Po raz pierwszy od dłuższego czasu zapragnąłem umrzeć, by raz na zawsze uwolnić się od problemów i tego nieznośnego cierpienia. – A teraz nie płacz już, szkoda twoich łez – szepnął. Wstał ze mnie i wziął mnie w ramiona, niosąc do sypialni. Delikatnie wytarł moją twarz i pocałował w czoło. Widziałem, że było mu w jakiś sposób przykro, ale w ogóle nie wiedział, jak ma mnie pocieszyć. Chyba nigdy nie musiał nawet tego robić. Miałem wrażenie, że jakiekolwiek relacje międzyludzkie nie związane z wojskiem i rządzeniem są mu obce.
             - Zostaw mnie już w spokoju, umiem sam chodzić – powiedziałem, przecierając oczy rękawem swetra, który miałem na sobie. Pociągnąłem nosem, co zabrzmiało niemal jak wyrzut.
            - Nie mam zamiaru. Czas znowu ci przypomnieć, kto tu rządzi – odparł i postawił mnie na małym dywaniku w łazience. Przekręcił klucz w zamku i położył go na jednej z wyższych półek, gdzie z pewnością łatwo bym nie sięgnął. Odkręcił kran, napełniając wannę ciepłą wodą.
                - C-co zamierzasz? – zapytałem niepewnie, wycofując się.
        - Och, zobacz, jak ty wyglądasz – cmoknął i postawił mnie przed lustrem, unieruchamiając moją głowę tak, że mogłem jedynie przyglądać się swojej żałosnej twarzy. – Gdzie podział się ten dumny chłopak, w każdej chwili gotowy stawić mi czoła? – zadrwił ze mnie. Zaczął mnie rozbierać, nie pozwalając nawet, bym mógł w jakikolwiek sposób zaprotestować. Po chwili zdjął ubrania również z siebie i posadził mnie w wannie, zakręcając uprzednio kurek. Zajął miejsce za mną i zmusił, bym położył głowę na jego ramieniu. – Trzeba cię będzie doprowadzić do porządku – stwierdził, gładząc dłońmi moje ciało. Z każdym ruchem zbliżał się coraz bardziej do mojego krocza, lecz najgorsza była myśl, że nie mogę z tym nic zrobić. Zamknąłem oczy, próbując zignorować ogarniającą mnie przyjemność. – Zaczynasz się robić twardy – stwierdził, przeciągając palcem po moim członku. – Czyżby zaczynało ci się to podobać?
            - Nigdy w życiu – zaprotestowałem, lecz raczej go to nie przekonało. Zaśmiał się cicho i kontynuował swoje czynności.
            - Jeszcze zmienisz zdanie, zobaczysz. Sprawię, że będzie ci dobrze jak nigdy –wyszeptał i ugryzł moje ucho, owiewając je swoim gorącym oddechem. Mimowolnie wtuliłem się w niego mocniej i drgnąłem lekko. – Możesz mówić, co chcesz, ale swojego ciała nie oszukasz. To nic złego, że potrzebujesz czasami odrobiny rozkoszy.
            - Ty nic o mnie nie wiesz… Ja nie jestem taki – wydyszałem, coraz mniej nad sobą panując. Powolne, zmysłowe ruchy jego ręki połączone z otaczającą mnie wodą doprowadzały mnie do szaleństwa
            - Czyżby? Gdyby faktycznie ci się to nie podobało, nie podnieciłbyś się tak łatwo – skwitował. Opuścił drugą dłoń na moje pośladki i zaczął je rozchylać, by po chwili wejść we mnie swoim palcem. Jęknąłem, napinając mięśnie. Czułem się dziwnie, lecz w tym wszystkim zaczęła dominować czysta przyjemność. – Rozchyl nieco nogi – zażądał. Zaczął pieścić ustami moją szyję, zatrzymując się nieco dłużej na jej drażliwych punktach.
            Nim zdążyłem się powstrzymać, wygiąłem się mocno w łuk i doszedłem, głośno dysząc. Cichy zadowolony pomruk, który wydobył się tuż koło mojego ucha, przywołał mnie do rzeczywistości. Spłonąłem rumieńcem i odwróciłem głowę. Nie ważne, jak bardzo starałem się nad sobą zapanować, on i tak zawsze dopinał swojego.
            - Nie myśl, że to koniec – wymruczał i uniósł mnie nieco. Jego nabrzmiały penis napierał na moje pośladki, co wprawiło mnie w przerażenie. Chciałem uciec, lecz jego silne ręce mi na to nie pozwoliły. – Nie bój się, nie będzie bolało – spróbował mnie uspokoić, lecz nie bardzo mu to wyszło. Zaczął powoli we mnie wchodzić, zatrzymując się, gdy tylko napotkał na opór. W końcu poczułem, że usiadłem na jego udach. – Muszę przyznać, że całkiem przyjemnie się dzisiaj na mnie zaciskasz – sapnął, poruszając się lekko. – Dobrze ci, Feliks?
            - Nie ma… takiej możliwości – jęknąłem. To, w jaki sposób mnie wypełniał, było dziwne, a jednocześnie całkowicie inne niż dotychczas. Nie czułem bólu prawie wcale, lecz to jeszcze bardziej mnie niepokoiło.
            - Może dzisiaj ty trochę się poruszasz, co? – zapytał, drażniąc palcami moje sutki. Pokręciłem gwałtownie głową, jeszcze bardziej się czerwieniąc.- Jak chcesz. Ale możesz być pewny, że w końcu do tego doprowadzę – mruknął tajemniczo. Poczułem, jak spiął mięśnie, po czym wbił się we mnie jeszcze głębiej. Tym razem nie powstrzymałem się i krzyknąłem głośno pod wpływem nagłej rozkoszy. – Widzę, że wreszcie trafiłem – zaśmiał się, po czym zaczął mocno na mnie napierać, raz po raz wydobywając z mojego gardła długie i namiętne jęki.
            Tego dnia musiałem zaakceptować fakt, iż seks z Iwanem zaczynał sprawiać mi coraz większą przyjemność. Za wszelką cenę starałem się do tego nie dopuścić, ale jak widać moje starania poszły na marne. Świadomość, że sypiam z mężczyzną była już sama w sobie upokarzająca, lecz gdy dodać do tego wszystkie moje odczucia… Po raz kolejny zawiodłem się na swoim ciele. Ciekawe do czego jeszcze dojdzie… Bałem się na samą myśl o tym, do czego zdolny jest Iwan względem mnie. Czułem, że nie wyczerpał jeszcze wszystkich swoich możliwości. Co więcej, obawiałem się, że nie doszedł w tym jeszcze nawet do połowy.

            Po raz kolejny zacząłem przeklinać dzień, w którym ten człowiek zawitał w moim domu.


Część 10




1 komentarz: