Menu

piątek, 21 sierpnia 2015

Muzycy, część 6

            - Minęły trzy dni, a chłopaków nadal nie ma na zajęciach… Jak myślisz, wszystko u nich w porządku? – szepnęła Magda, dyskretnie przysuwając się do Andrzeja, by nie zwrócić na nich uwagi profesora prowadzącego wykład. Mimo wcześniejszej złości czuła wyrzuty sumienia, że bardziej nie naciskała na Dawida. A jeśli coś mu się stało i na domiar złego został w to wplątany również jego młodszy brat? Gdyby tak faktycznie się stało, nigdy by sobie tego nie wybaczyła.
            - Daj spokój, Madzia. Są dorośli, poradzą sobie. Jeśli chcesz, to możemy zajść do nich po zajęciach. Co ty na to? Zakład, że są w domu i najzwyczajniej w świecie się lenią.
            - Obyś miał rację – mruknęła i pospiesznie zanotowała do zeszytu krótką notatkę. Pozorny spokój Andrzeja i jej się udzielił, pozwalając na chwilę zapomnieć jej o dręczących ją pytaniach.
            Godzinę później Magda wraz ze swoim przyjacielem stali już pod drzwiami mieszkania Dawida, czekając, aż ktoś im otworzy. Gdy mieli już wracać, w progu pojawił się Arek. Miał podkrążone oczy, zmierzwione włosy i sprawiał wrażenie niewyspanego, ale tak poza tym wszystko zdawało się być w porządku.
            - Cześć – mruknął i ziewnął potężnie.
            - Przyszliśmy zapytać, czy wszystko u was dobrze. Dawida nie było na zajęciach, ciebie też nie widzieliśmy w akademii… - zaczęła niepewnie, przestępując z nogi na nogę.
            - Miło, że się martwicie. Dawid się rozchorował i muszę się nim teraz opiekować. Nic wielkiego, zwykłe przeziębienie, ale totalnie zwaliło go z nóg.
            - Kto to? – dobiegł ich słaby, zachrypnięty krzyk Dawida. Chwilę potem on sam pojawił się w progu, lustrując przybyszy zamglonym wzrokiem. – O, cześć.
            - Mówiłem ci, że masz zakaz wychodzenia z łóżka – upomniał go Arek, pozwalając, by brat oparł się na jego plecach.
            - Co was do mnie sprowadza? – zapytał, ignorując go. Wyciągnął drżącą dłoń w stronę Andrzeja, by się z nim przywitać. Ten uścisnął ją delikatnie, nieco przestraszony stanem przyjaciela. I to ma być zwykłe przeziębienie?, pomyślał.
            - Martwimy się… Czy wszystko już załatwiłeś?
            - Jasne, że tak…
            - Wybaczcie, ale nie mogę pozwolić, żeby Dawid stał tak długo w przeciągu. Dam wam znać, jak tylko wydobrzeje, ok? – przerwał mu Arek. Nie czekając na ich reakcję, zamknął drzwi i zaciągnął brata z powrotem do łóżka.
            - Aż miło patrzeć, jak on się o niego troszczy – zaśmiała się Magda, niezrażona nieuprzejmością Arka. Złapała Andrzeja pod ramię i razem wyszli z bloku. – Co powiesz na wypad do kawiarni?
            - Może być. Szczerze powiedziawszy, to jeszcze nigdy nie widziałem Dawida w tak kiepskim stanie – zagadnął Andrzej. – Odniosłem też wrażenie, że czasami martwisz się nim bardziej jak jego brat, co jest nie lada wyczynem.
            - To nie tak. Po prostu się przyjaźnimy. A co? Jesteś zazdrosny?
            Andrzej wziął głęboki oddech i stanął, patrząc na nią z powagą. Teraz, albo nigdy, pomyślał, zbierając w sobie całą odwagę, na jaką było go stać.
            - Czy jestem zazdrosny? Jasne, że tak. Taka dziewczyna trafia się raz na tysiąc lat…
            - Co chcesz przez to powiedzieć? – zapytała, spoglądając na niego z nadzieją.
            - Bo ty… Jak to powiedzieć… Podobasz mi się – wyrzucił z siebie jednym tchem. Zarumienił się lekko, lecz postanowił iść dalej. Złapał jej dłonie i przysunął się do niej. – Jesteś piękną i mądrą kobietą, mamy tysiące wspólnych tematów, lubimy te same rzeczy… Powoli przestaje mi wystarczać bycie jedynie przyjacielem… I chyba się w tobie zakochałem…
            Magda kompletnie nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Jej policzki zrobiły się czerwone, oddech przyspieszył, w głowie pojawiły się wizje ich wspólnej, wymarzonej przez nią przyszłości. W końcu wzięła się w garść i spojrzała mu w oczy. Wiele razy wyobrażała sobie tę chwilę, lecz musiała przyznać, że w realu wygląda to o niebo lepiej.
            - No wiesz… Ty też jesteś bardzo fajny i przystojny… - zaczęła, lecz słowa uwięzły jej w gardle. Nagle kompletnie nie miała pojęcia, co powiedzieć.
            - Dobrze, rozumiem. Pewnie cię zaskoczyłem, tak nagle z tym zacząłem. Nie musisz teraz odpowiadać – odparł szybko Andrzej. Ogarnął go wstyd, był zły na siebie, że nie zdołał się powstrzymać. Prawdopodobnie wszystko teraz zaprzepaścił. Odwrócił głowę i puścił jej dłonie, zmierzając w stronę kawiarni, do której mieli iść. Nagłe szarpnięcie za rękaw powstrzymało go jednak i sprawiło, że zachwiał się, niemal wpadając w ramiona Magdy. Spojrzał na nią, zdezorientowany. To, co stało się chwilę potem kompletnie go zaskoczyło, w pozytywnym jednak tego słowa znaczeniu. Magda pocałowała go w usta i przytuliła mocno do siebie. Wspięła się na palcach i wyszeptała mu do ucha:
            - Też cię kocham, głuptasie. Od dawna zastanawiałam się, czy ty też czujesz do mnie to samo… Cieszę się, że w końcu odważyłeś się mi to wyznać.
            - Czyli ty… wcale nie wolisz Dawida…? – zaczął niepewnie, przybierając nico zazdrosną minę. Fakt, był to jego przyjaciel, ale jeśli chodziło o dziewczynę, nic się nie liczyło. Tak przynajmniej uważał Andrzej. Z natury był spokojnym i przyjacielskim człowiekiem, ale potrafił zawalczyć o swoje. Ci, którzy się o tym przekonali, nigdy więcej nie odważyli się go lekceważyć.
            - Jasne, że nie. Dawid jest moim przyjacielem, ale jak dla mnie niezbyt nadaje się na kandydata na przyszłego męża – zachichotała, łapiąc go za rękę i energicznie zmierzając w ich wcześniej umówione miejsce.
            - Męża, powiadasz… - mruknął pod nosem, zastanawiając się nad słusznością swojego dzisiejszego czynu.
* * *
            - Jak się czujesz? – zapytał Arek, gdy już położył brata do łóżka i dokładnie przykrył go kołdrą. Martwił się o niego.
            - Lepiej. Jeszcze dwa, trzy dni i stanę na nogi.
            - Oby… Wiesz co? Pojdę na małe zakupy, zrobię na obiad coś, co lubisz. Zostaniesz przez chwilę sam?
            - Jasne. Nie martw się o mnie aż tak, gówniarzu.
            - Coś mówiłeś, staruchu? – zaśmiał się i pocałował go w czoło, łaskocząc przy tym jego policzek swoimi kręconymi włosami. Włożył do kieszeni spodni swój portfel i wyszedł, zamykając drzwi na klucz, odcinając tym samym Dawida od świata. Tak bardzo nie mógł sobie wybaczyć tego, co się stało. Uważał, że gdyby bardziej się zainteresował tą sprawą, dzisiaj jego brat nie byłby w tak opłakanym stanie. Gdyby tylko mógł dorwać tego Kamila…
            Gdy Arek wchodził do jednego ze sklepów, potrącił go jakiś mężczyzna. Na oko był od niego starszy o kilka lat. Miał na głowie kapelusz, który mimo wszystko nie ukrywał jego niskiego wzrostu. Uśmiechnął się do niego szeroko i powiedział:
            - Och, przepraszam pana. Zamyśliłem się.
            - Nic nie szkodzi – mruknął Arek i poszedł dalej, nie zwracając większej uwagi na tego człowieka.
* * *
            Gdy tylko Kamil minął się z Arkiem w drzwiach, ryknął głośnym śmiechem, zwracając tym samym na siebie uwagę przechodniów. Zaistniała przed chwilą sytuacja tak go rozbawiła, że nie potrafił się opanować. Kto by pomyślał, że los zgotuje mu taką niespodziankę… Poprawił kapelusz na głowie i poszedł z powrotem do domu. Chciał zaczekać tu i śledzić Arka, by dowiedzieć się, gdzie dokładnie mieszkają, ale zrezygnował z tego pomysłu. Był on zbyt ryzykowny na chwilę obecną, mógłby zostać przez niego rozpoznany, a tego na razie nie chciał.
            Swoją drogą, Kamil zaczynał żałować, że zachował się uczciwie i dał Dawidowi wszystkie zdjęcia, jakimi dysponował. Samo wspomnienie spędzonej z nim nocy podniecało go, chętnie by to kiedyś powtórzył. Niestety, albo musiał postarać się o nową kartę przetargową, albo znaleźć sobie inną ofiarę. Choć tak właściwie to nie chciał nikogo innego. Nie to, że się zakochał. Po prostu ciało Dawida było idealne, w sam raz dla Kamila. Może gdybym poćwiczył, to Dawid w końcu by mnie docenił?, zastanowił się. W końcu jednak wyrzucił tę myśl z głowy. Dopóki jest przy nim jego brat, nic z tego nie wyjdzie. Kto by pomyślał, że taki gówniarz jak on stanie mu na drodze? Będzie musiał zastanowić się, jak w zręczny sposób się go pozbyć.
            Kamil spojrzał na zegarek i pokręcił głową. Umówił się z przyjacielem o piętnastej w jego domu, był już spóźniony dziesięć minut. Przyspieszył kroku i pognał w stronę bloku, w którym mieszkał. Tak, jak się spodziewał, jego gość stał z ponurą miną pod drzwiami.
            - Miałeś być tu piętnaście minut temu! Gdzie ty się szwendasz, do cholery? – warknął, robiąc mu miejsce, by ten otworzył drzwi.
            - Spokojnie, pogadamy w środku – odparł drwiąco Kamil i zaprosił go do mieszkania. Gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi, mężczyzna przyparł Kamila do ściany i mocno przycisnął, patrząc na niego z wściekłością.
            - Nie tak się umawialiśmy. Miałeś go ośmieszyć, a nie szantażować, by zaspokoić swoje potrzeby!
            - Samo tak jakoś wyszło – wykrztusił przepraszającym tonem, spuszczając wzrok.
            - Masz szczęście, że ta cała intryga tak naprawdę nie była potrzebna.
            - Co to znaczy? Jak to: niepotrzebna?
            - Magda od początku wolała mnie. Dawid był dla niej tylko przyjacielem.
            - No widzisz, Andrzeju. A ty tak się pieklisz – zaśmiał się Kamil, zręcznie wyplątując się z jego uścisku.
            - To jeszcze nie koniec – warknął. – Powiedz mi, coś ty mu zrobił? Byliśmy dzisiaj u niego. Wyglądał okropnie. Wiem, że to twoja sprawka, więc się nie wykręcaj.
            - Powiedzmy, że się z nim odrobinę zabawiłem. A co? Może to ja jestem teraz tym złym? Nie żeby coś, ale to ty chciałeś wpakować w piekło swojego przyjaciela. I to dlaczego? Bo byłeś zazdrosny? A może miałeś jakiś inny szczytny cel?
            - Zamknij się. Ty nic nie rozumiesz… - powiedział, zaciskając pięści. Było mu przykro przez to, co usiłował zrobić, ale tak naprawdę liczyło się dla niego osiągnięcie celu. A jego celem było zdobycie Magdy, i nawet ktoś taki, jak Dawid, nie miał prawa mu w tym przeszkadzać.
            - Jak zwykle… - westchnął, wyraźnie znudzony. - To wszystko? Bo jak tak, to zabieraj się stąd. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.
            - Ja tak samo. I pamiętaj, że jeśli komuś o tym powiesz, marny twój los. A jeśli to dojdzie do Magdy, to możesz być pewny, że znajdę cię i zamorduję.
            - Tak, pamiętam. A teraz spierdalaj! - krzyknął groźnie, uderzając pięścią w ścianę. Nawet na Andrzeju zrobiło to wrażenie, więc jak najszybciej wyszedł z mieszkania, postanawiając, że już nigdy więcej nie postawi w nim swojej nogi. – Co za frajer – szepnął Kamil, opadając ciężko na łóżko. Mimo wszystko dziękował za możliwość poznania tego beznadziejnego człowieka, gdyż dzięki niemu przeżył najpiękniejszą noc w jego życiu.

        Część 7





















Co jak co, ale Kapitana Amerykę to ja lubię :3


2 komentarze:

  1. Jak ja uwielbiam imię Dawid. <3
    Tylko ten Andrzej mi tu jakoś nie pasuje. To imię mi się zawsze kojarzy z pracownikiem budowy, w wieku 50+. :D

    ~Arco Iris

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Dawid to jedno z tych imion, które uwielbiam.
      Co do Andrzeja, to nie miałam wyjścia z imieniem, bo postacie opisane w tym opowiadaniu są prawdziwe, i do dziś nie mam pojęcia, co mnie napadło, żeby o nich napisać... Co prawda w prawdziwym życiu wiedzie im się o wiele lepiej, no ale cóż... W każdym razie Andrzej jest tym imieniem, które, chcąc nie chcąc, kojarzy się z tym starszym pokoleniem, a przynajmniej ja tak mam, więc rozumiem Twoje skojarzenie :)

      Usuń